Eurpa miała być zjednoczona, ale nie…
Ogniem i mieczem
Szlachetna myśl, jaka legła u podstaw integracji europejskiej, by po straszliwych
doświadczeniach dwóch światowych wojen w rozstrzyganiu sporów stosować kooperację
i kompromis, a nie konfrontację i wojny, załamała się tragicznie, gdy proces integracji
sięgnął Ukrainy. Przyjęty sposób rozszerzania Unii Europejskiej przyniósł temu krajowi
chaos, utratę Krymu, skąpanie we krwi wschodnich terytoriów.
Pewnie przewracają się w grobach ojcowie założyciele zintegrowanej Europy
na widok tego, co dzieje się z Ukrainą. Zabrakło wyobraźni twórcom polityki wschodniej
Unii Europejskiej. Model poszerzania Unii zastosowany do Polski, Litwy, Chorwacji
i innych dotychczasowych przypadków był skuteczny, ale nie mógł być użyteczny
w przypadku Ukrainy, co było widać gołym okiem. Wywieszone na unijnych wrotach
wyśrubowane warunki - spełnicie, wejdziecie - wielkim wysiłkiem i wyrzeczeniami
szczęśliwie nam udało się spełnić. Nie mogła tego zrobić Ukraina. Po pierwsze, zmarnowała
czas od uzyskania niepodległości i stworzyła system oligarchiczny, w którym decydował
nie interes obywateli wyrażany przez wybrane władze, z którymi Europa negocjowała,
a interes grupki nowych właścicieli stojących formalnie w cieniu. Po drugie. Ukraina była
milionami nici związana z Rosją. Ne tylko historycznymi, gospodarczymi, mentalnymi,
ale ludzkimi. Jaka zaś była doktryna europejskich polityków? Z Rosją na temat
stowarzyszenia Ukrainy z Unią nie będziemy rozmawiać! To sprawa wyłącznie między UE
a suwerennym państwem, które chce z nami się stowarzyszyć i innym nic do tego! Zamiast
wiec przystąpić do subtelnej operacji rozdzielania braci syjamskich i mieć na uwadze korzyść
obu, rąbnięto toporem, troszcząc się o interes tylko jednego z nich. I jest efekt! Trzeba było
z Rosją, razem z Ukrainą, o tym rozmawiać. Trzeba też było wziąć pod uwagę to, że Rosja
przypisywała Ukrainie istotną rolę w tworzonej pod swoimi skrzydłami nowej organizacji,
czegoś na kształt wschodniej Unii Europejskiej, zwanej Unią Euroazjatycką. Tu nieco
z historii, której byłem naocznym świadkiem jako ambasador w Moskwie.
Przed rozpadem ZSRR, a rozpadł się głównie pod ciężarem własnej niesprawności,
władze tego państwa doszły do wniosku, że należy zrezygnować z tzw. imperium
zewnętrznego, które było obciążeniem. Moskwa opuściła Europę Środkowo-Wschodnią,
ofiarowała Niemcom zjednoczenie, wycofała wojska z tego obszaru. Gorbaczow, gdy nie był
już prezydentem, nie tylko wobec mnie, bo czynił to też publicznie, twierdził, że uzgodnił
z Amerykanami, iż w zamian Związek Radziecki zostanie włączony w krwiobieg
zachodniego świata, co powinno dać perspektywę rozwoju. ZSRR rzeczywiście zrealizował
swe zobowiązania, a Zachód nie. - Umawialiśmy się z panem jako z szefem imperium,
ale imperium już nie ma, upadło, więc nasze zobowiązania nie są aktualne - miano
powiedzieć Gorbaczowowi. W stronę Zachodu zwrócony był Jelcyn, próbował na żywca
i szybko wdrażać zachodni model państwa i gospodarki. Pamiętam rozmowę Jelcyna
z Balcerowiczem. Oferował mu każdą, jaką tylko nasz profesor zapragnie, funkcję w Rosji,
byle ten wprowadził zachodnie porządki. Była unikalna szansa na rzeczywistą modernizację
Rosji, odwieczny problem kontynentu. Zachód jednak był zaskoczony upadkiem kolosa,
intelektualnie i organizacyjnie nie był przygotowany na takie wyzwanie. Rosję w istocie
zostawiono samą sobie. Był tam, podobnie jak u nas, Jeffrey Sachs w Marriotcie, ale do Rosji
neoliberalne recepty nie pasowały i pchnięta do skoku w reformy strasznie się poobijała.
Wyszedł z tego pokraczny system oligarchiczny, kapitalizm państwowy, model, o którym
sam Putin mówił w lutym tego roku, że nie daje szans na rozwój Rosji.
Jedno z tego zostało.
Głębokie przekonanie Rosjan, że Zachód ich oszukał, bo nie pomógł, gdy byli
w straszliwym położeniu. Odwrotnie, to Zachód realizuje plan salami, odcina po plasterku
kawałki ich dawnego imperium, gdy wspomnienia świetności są tam niezwykle żywe.
Nie mając propozycji dla Rosji, otacza ją. okrąża i ma złe zamiary. Tak tam to widzą.
Gdy chodzi o nas, Polaków, dochodzi pretensja, że z gorliwością neofity pomagamy
Zachodowi nóż w rosyjskie plecy wbijać, a nie tak dawno klepaliśmy wspólną biedę.
Gdy przyszła kolej na plasterek ukraiński, miarka się przebrała i Rosja
nie wytrzymała. Zareagowała z delikatnością niedźwiedzia. Sprawa Krymu budzi mój
sprzeciw nie tylko w obszarze prawa. Gdy tak łatwo można zburzyć ład międzynarodowy,
to ginie pewność naszego miejsca na mapie. Nie wiadomo, co komu przyjdzie do głowy
za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, jakie będą intencje naszych sąsiadów i możnych tego
świata. Dlatego powinniśmy krzyczeć, by porządek rzeczy powstały w wyniku drugiej wojny
światowej był nienaruszalny.
W moim przekonaniu nie o samą Ukrainę w tym wszystkim chodzi, choć Ukraińcy
na tym najbardziej cierpią. Na ich skórze rozgrywa się bitwa o kształt europejskiej
i światowej polityki. Odpowiedzią Rosji na koncepcję rozszerzenia UE po kawałku
i bez uwzględnienia w tym procesie jej roli była wspomniana Unia Euroazjatycka, z której
Zachód, zdaniem Rosji, chce wyrwać Ukrainę. Jednocześnie trwa budowa nowego
partnerstwa UE-USA. którego celem ma być wolny handel między tymi obszarami (TTIP).
Rosji w tym procesie nie przewidziano. Słowem, postępuje integracja świata zachodniego,
poszerza się jej obszar o kraje dawnego imperium rosyjskiego, a sama Rosja ma się
nie najlepiej. Pomysły modernizacyjne w Rosji spełzły właściwie na niczym, dalej
o większości dochodów tego państwa decyduje eksport surowców energetycznych,
gospodarka anachroniczna, zoligarchizowana i niewydajna.
(...) Sztandarowy pomysł Putina na wyjście Rosji z impasu został jednak zagrożony
poprzez wyjęcie z tej układanki Ukrainy. Stąd taka brutalna, a właściwie rozpaczliwa reakcja.
Trzymając ogień pod ukraińskim kotłem, Rosja domagać się będzie takiego porządku
w Europie i na świecie, który da jej szanse na rozwój. Klika dni temu, niby w oderwaniu
od spraw ukraińskich, wypowiedział się zastępca sekretarza Rady Bezpieczeństwa FR.
Postuluje zwołanie światowego kongresu, by uzgodnić nowe zasady gry. Skóra powinna
cierpnąć na grzbiecie takim państwom jak my, średnim i małym...
Nie ma powodu, by cofać świat do Jałty i niszczyć to, co przez 70 lat stworzyła nasza
cywilizacja, dopuszczając do głosu nie tylko mocarstwa. Powinniśmy jednak zauważyć,
że rzeczywiście problem perspektyw rozwoju Rosji jest nie tylko jej wewnętrzną sprawą,
że trzeba jej wyjść naprzeciw. Pomysł poszerzania Unii Europejskiej bez rozstrzygnięcia
w tym procesie problemu Rosji roztrzaskał się na Ukrainie. Musimy sobie odpowiedzieć,
czy cały kontynent w Unii, a Rosja osobno? Czy dwie unie na kontynencie i jakie zasady
ich koegzystencji? Czy można być stowarzyszonym i z jedną, i z drugą? Van Rompuy
wspomniał, że jedno może nie wykluczać drugiego - dotyczyło to unii celnych.
Ustrojowych pytań będzie więcej. Najogólniej: na porządku dnia stanął w Europie problem
Wschodu, a Ukraina stała się tego katalizatorem. Problem w tym, że trudno w obecnej
atmosferze politycznej, wywołanej agresją Rosji, spokojnie debatować. Ale musimy też mieć
świadomość, że obecna polityka zapędzania niedźwiedzia do matecznika jest
krótkowzroczna. I tak wylezie z niego i szkód narobi. Rosja ma gigantyczne problemy,
których nie jest w stanie rozwiązać przy nieżyczliwej polityce Europy i Ameryki.
W moim przekonaniu dojrzewa sprawa zbudowania poważnego planu dla Rosji.
Zaczynają pojawiać się takie głosy wśród europejskich intelektualistów i polityków.
W każdym razie polska polityka nie może polegać na ostrzegawczych okrzykach: - Oj, jaki
ten niedźwiedź niebezpieczny, uważajcie bracia Europejczycy! Uważam, że polska myśl
polityczna powinna głębiej drążyć temat integracji całego kontynentu, nie wyłączając Rosji.
Spać w jednym łóżku z niedźwiedziem nikomu nie życzę, w jednym pokoju też byłoby
trudno, ale w jednym domu musimy i powinniśmy, bo to nasz niedźwiedź, sąsiad.
STANISŁAW CIOSEK
Ekspert ds. polityki wschodniej. były ambasador RP w Federacji Rosyjskiej