Myśliwski - Nagi sad
Generalnie dialogi są zminimalizowane prawie do zera. Narracja jest pierwszoosobowa, ale nie wiem czy narratora trzeba utożsamiać z Myśliwskim. W każdym razie opisane są głównie relacje narratora z jego ojcem.
I
Narrator opowiada o tym jak wracał ze szkoły z miasta do rodzinnego domu na wieś. Przyjechał po niego ojciec powozem zaprzęgniętym w konia, którego pożyczył od kogoś. Koń był zadbany, reprezentatywny, mimo że „uwięziony” był w stary, rozwalający się już zaprzęg. Droga wydawał się długa, choć narrator zauważa, że zdarzał się przebywać taką drogę pieszo, jednak teraz byłoby to trudne, bo był straszny upał a narrator miał jeszcze jakiś bagaż.
Droga upływała im w milczeniu, bo ojciec generalnie był małomówny. W końcu powiedział, że trzeba będzie załatwić dla syna ławkę w kościele. Narratorowi trudno było to powiedzieć, ale przyznał się ojcu, że przestał być osobą wierzącą. Stało się tak dlatego, że w szkole uczniowie dawali sobie fanty, gdy złapali kogoś na modlitwie. Jeśli ktoś nie miał fanta, musiał komuś coś ugotować, albo chodzić przed nim na kolanach. Narrator spodziewał się, że ojciec będzie zbulwersowany tym faktem, ale on specjalnie nawet nie zareagował. Stwierdził, że to nie ważne - narrator będzie przychodził posiedzieć, bo siedzenie wśród ludzi jest ważne.
Narrator zauważa, że ojciec zapewnił mu godne warunki podróży: miał wyznaczone osobne miejsce, wysłane elegancko no i przede wszystkim z ekstra koniem. Wówczas konie hodowało się raczej dla radości niż do prac, bo ziemi było tyle, że wystarczała motyka. W związku z tym, że koń był porządny, wyższej klasy, ojciec czuł się jak poddany swojego syna, był jego furanem. Był dumny z tego konia, nie używał bata, pozwolił jechać dowolnym tempem, głaskał go, wycierał. Narrator dziwił się, że ojciec specjalnie pożyczył konia, żeby zapewnić mu spokojny powrót do domu w ten upalny dzień.
Parę słów o ojcu: był milczący, często narrator chował się przed nim w małym sadzie na ulęgałce, bo przerażała go ta cisza między nim a ojcem, Czasami specjalnie czytał książki, żeby się czymś zająć i nie musieć szukać tematu do rozmów, ale wtedy też nie umiał się skupić, gubił litery, bo myślał o tym milczeniu.
Gdy chował się na ulęgałce, ojciec czasami go szukał. Narrator niejednokrotnie nie mógł uwierzyć, że ojciec go nie zauważył w tak małym sadzie. Gdy już nie wytrzymywał wołał ojca: „tu jestem” a wtedy ojciec mówił, że wcale nic od niego nie potrzebuje, tylko upewniał się czy jest.
II
Rozmyślania dorosłego narratora, który uważa, że starość to jedyne co posiada, pamięć pozwala zapewnić rzeczom teraźniejszość, a owa teraźniejszość jest jedyną rzeczą prawdziwą. Śmierć ojca sprawiła, że stał się on dla narratora jeszcze bliższy, czuł on obowiązek opieki nad ojcem, a teraz gdy go nie było tęsknił za nim.
Poznajemy także z opowieści matkę. Dużo się modliła z ojcem żyli w zasadzie obok siebie, bo cały jej czas pochłaniała modlitwa. Cechowały ją piękne włosy, jedyna rzecz, z której mogła być dumna w swoim wyglądzie. Bardzo o nie dbała, spinała w warkocz.
Następnie narrator przytacza pewną historię: otóż ojciec był w polu i pracował, matka była w domu i gotowała obiad. Miała być kasza, na którą ojciec nabrał wielkiej ochoty i cały czas o niej myślał, jednak gdy wrócił do domu okazało się, że obiadu nie ma, a żona między szykowaniem posiłku, oświadcza, że jest w ciąży (choć nie była już pierwszej młodości). Ojciec nie czeka już na obiad - wychodzi. Łaził po polu parę dni, matka nie chciała go drażnić więc o nic nie pytała. W końcu któregoś dnia ojciec wrócił i oświadczył żonie, że od dziś nie będzie ona pracowała: nie będzie prała, gotowała, piekła chleba, ani przygotowywała świąt - jakoś się obędą.
III
Narrator wspomina jak to kiedyś ojciec kazał mu odświętnie się ubrać, nawet włożyć kapelusz, co zdziwiło bardzo narratora, bo był straszny upał, ale ojciec ubrał się tak samo i powiedział, że idą do dziedziczki i trzeba się będzie ładnie ukłonić, a bez kapelusza nie będzie takiego efektu. Całą drogę ojciec prowadził go za rękę, mimo że wzrostem byli już prawie tacy sami. Ludzie dziwnie się na nich patrzyli, ale narrator był dumny, że był synem swojego ojca, bo tak naprawdę to jedyna wartość w życiu ojca - tylko to tak do końca posiadał. Bardzo troszczył się o syna. Do tego stopnia, że gdy narrator chodził do szkoły, to ojciec przychodził bez celu po szkołę. Stał się w pewien sposób przez to pośmiewiskiem więc któregoś razu zabronił ojcu przychodzić. Wówczas ten przystał na prośbę, ale i tak przychodził jednak tak, by syn tego nie zauważył.
Kiedy doszli do dziedziczki czekali na nią jakiś czas, bo nie chcieli wchodzić na pokoje. Gdy się już pojawiła, ojciec wziął syna pod rękę i przedstawił go dziedziczce. Okazało się, że ma ona dawać narratorowi książki do czytania. Narrator opisuje bibliotekę: czasami był przerażony ilością książek w niej i porządkowi jaki tam panował. Wspomina też, że ludzie we wsi go szanowali, bo sami nie umieli ani czytać ani pisać więc przychodzili do niego gdy dostawali listy, lub jeśli sami chcieli taki napisać. Był dumny gdy nie raz w liście przeczytał: „i pokłony dla tego, który z takim sercem pisze w Twoim imieniu te listy”. Bo bardzo się starał, żeby te listy nie były byle jakie, ale ładnie ułożone i od serca.
Dziedziczka wybierała dla narratora książki, a on oprócz nich, które chował do worka, „pożyczał” także inne, jak najwięcej mógł, chowając je za marynarką, za paskiem, gdzie popadnie.
Kiedy wracał kiedyś z ojcem do domu, ten powiedział, że kowal ma takie książki, których nikt jeszcze nie dał rady przeczytać, a narrator chcąc zadowolić ojca obiecywał mu, że on da rade. Takie sytuacje czasami wzbudzały w narratorze nienawiść do mądrości.
IV
Narrator wspomina sytuacje, kiedy był młody i ciężko zachorował. Matka chciała go ochrzcić, ale ojciec się nie zgadzał. Ktoś poradził rodzicom, że trzeba przejść 9 mostów, a wówczas syn wyzdrowieje. Więc rodzice ruszyli w drogę, choć nie wiedzieli gdzie takie mosty się mogą znajdywać dlatego szli przed siebie, wzdłuż rzeki, a towarzyszyli im ludzie ze wsi, w tym brat matki narratora. Szli bardzo długo, raz nawet zastanawiali się czy to co przeszli to most, czy nie, ale na wszelki wypadek też go przeszli. Matka była już bardzo zmęczona drogą, ale ojciec naskrobał sobie kijek, którym ją poganiał. Ona cały czas niosła na rękach ich syna. Na to wszystko brat matki chciał przynieść jej wody, ale nie miał w czym więc nabierał do rąk. Chcąc nie chcąc zanim doszedł, wody w rękach już nie było… Próbował też zmusić szwagra, by nie bił żony, bo przecież obiecywał ją szanować. Ten nawet na to nie reagował. Brat matki narratora najchętniej pobiłby szwagra, ale był od niego dużo niższy i słabszy. Tak naprawdę wszyscy opadali już z sił, bo droga była długa, ale ojciec nie pozwalał odpoczywać. Kiedy przeszli już 9 most była noc, mało tego mostu w ciemnościach nie minęli, ale kiedy był on już za nimi, wziął z rąk żony dziecko, oddał ludziom, a sam wziął na ręce żonę i niósł ją całą drogę powrotną.
V
Ojciec zniósł w swoim życiu bardzo wiele: niejeden grad, to jak żołnierze zabrali mu krowę (żona wówczas bardzo lamentowała, błagała na kolanach żołnierzy, by zostawili im krowę, ale ojciec tylko kazał jej wstać i się wyjebał na całą sytuację), przeżył także powódź (cała wioska się już prawie ewakuowała, a on twardo chciał zostać) a także udobruchał dziedziczkę. A było to tak: Gdy ojciec miał jechać po narratora do miasta, by zabrać go ze szkoły (to co jest opisane w I części), szukał jak najlepszego konia, a na konia stać było tylko dziedziczkę. Zgodziła się ona pożyczyć tego konia, ale takiego pierwszego z brzegu. Na to ojciec powiedział, że będzie u niej pracował w polu 3 dni, ale sam chce wybrać konia. No i wybrał oczywiście najlepszego ogiera. Ona powiedziała, że nie ma opcji, żeby akurat tego, bo ten koń jest tylko na wystawy, nawet nie jest zaprzęgany na najlepsze okazje. Na to ojciec dorzucił jeszcze 2 dni roboty i to w żniwa, kiedy dzień jest długi. Ona powiedziała, że mu pożyczy tego konia jeśli będzie robił u niej 9 dni w żniwa, na dodatek przyprowadzi swoją żonę, będzie miał swoje jedzenie. Ten się zgadzał na wszystko. Więc ona korzystając z okazji zaczęła dorzucać jeszcze milion innych rzeczy - w sumie tak, jakby mieli u niej pracować cały czas za frajer. Ojciec się zgadzał. Ona na tą zgodę tak się rozzłościła, że w końcu pożyczyła mu tego konia za darmo.
Narrator opowiada jak to zawsze bał się w pewien sposób ojca, odczuwał lęk i strach przed nim, a jego obojętność była gorsza niż karcenie. Podaje na to przykład: Kiedy dzielono dwór, narrator poszedł do ojca, by wziął kawałek ziemi, która mu się należy. Nakręcał go na to długi czas (myśliwski pisze o tym jakieś 20str), a ojciec nawet się na niego nie popatrzył, generalnie zlał na niego, a ten się poczuł jakby zebrał straszny opieprz.
Generalnie ojcu zależało głównie na tym, żeby jego syn się uczył. Nie kazał mu chodzić w pole, mówił, że ma się nie przemęczać. Ale narrator chciał czasem pójść w pole (frajer!) więc skorzystał z sytuacji, kiedy to ojciec poszedł na targ i sam ruszył w pole z grabiami. Gdy tak sobie pracował zobaczył z oddali, że biegnie w jego stronę ojciec z minął taką, jakby się coś stało. Był już bardzo stary więc taki bieg był dla niego mega męczący. Gdy już dobiegł do syna ścisnął grabie z całych sił (narrator myślał, że po to, by się czegoś podeprzeć po tym maratonie). Trzymał je tak mocno, że narrator sam czuł ten ścisk i wtedy sam je puścił, by ojciec sam sobie potrzymał, a wówczas staruszek rzekł do niego coś w stylu: nie przemęczaj się, sam będę tyrał w polu.
VI
Narrator obiecywał sobie zawsze, że nauczy ojca czytać i pisać. Kiedy był mały pamięta, że zawsze w niedzielne popołudnia ojciec brał gazetę i czytał. Kiedyś jedna przyszedł kowal (który umiał czytać) i zaczął się strasznie głośno śmiać patrząc na to, co czyta ojciec. Okazało się, że gazeta jest do góry nogami… Straszna siara - od tamtej pory ojciec zaprzestał tego niedzielnego zwyczaju. Kiedy narrator już umiał czytać często czytał wieczorami ojcu, nawet gdy staruszek był już bardzo zmęczony po całym dniu pracy w polu.
Wspomina także, że gdy była wojna patrzył codziennie czy dwór z książkami się czasem nie pali - miał na to nadzieje, nienawidził mądrości wolał chuligańskie zabawy. Na przykład zawody z owcarzem z dworu, który głośniej uderzy batem. Narrator wygrał te zawody z czym nie mógł pogodzić się owcarz, a co denerwowało ojca, dla którego najważniejsze było, by jego syn się uczył.
Któregoś poranka ojciec polazł gdzieś, a gdy obiad był już gotowy (konkretnie barszcz :P) matka zaczęła się niepokoić więc narrator poszedł szukać ojca. Łaził, nie wiedział gdzie może szukać. Poszedł do sadu i szukał, szukał, ale nie znajdował. W pewnym momencie już wydawało mu się, że widzi nad rzeką płaczącego ojca, ale okazało się to tylko złudzeniem. W końcu wychodząc z sadu zauważył ojca w obejściu. Podszedł do niego i mu tłumaczy, że go szukał, a ten jak zwykle miał go w dupie. Gdy syn znowu powtórzył: „szukałem cię” zapytał łaskawie: „chciałeś czego?” a na to ten odpowiedział, że chciał się tylko upewnić czy jest. Zatem książka kończy się tak samo jak pierwszy rozdział z tym, że role się odwróciły
KONIEC