Krytyka mieszczaństwa w literaturze Młodej Polski
Można powiedzieć, iż atak na mieszczaństwo w literaturze końca dziewiętnastego wieku, szedł z kilku stron. W swojej antypatii łączyli się często ludzie o sprzecznych poglądach, oraz wyznający różne przekonania artystyczne. Filister, kołtun stawał się nie do zaakceptowania zarówno dla wojującego socjalisty, jakim był Stanisław Przybyszewski, jak i dla naturalistki Gabrieli Zapolskiej. Zarzucano mieszczaństwu niskość życiowych aspiracji, twierdzono, że ideał mieszczańskiego szczęścia sprowadza się do pochwały stanu sytości, stabilizacji i zastoju. Postawie tej przeciwstawiano kult życia, uduchowienie i stały niedosyt życia. Zdaniem młodopolan mieszczanin nie potrafił właściwie cieszyć się doczesnością. Wiecznie tylko dążył do zdobywania coraz to większych pieniędzy. Stąd też widziano w tej klasie ludzi nienawidzących piękna, jako rzeczy ulotnej, przemijającej. Wreszcie występowano przeciwko mieszczańskim konwenansom, ujmowania spraw rodzinnych i erotycznych w kanony obyczajowe i prawne przepisy.
Krytyka skupia się wokół dwóch określeń mieszczańskich postaw: filisterii i kołtuństwa. Filister to człowiek spokojny o swoje finanse i starający się strzec tego spokoju, stąd przeciwny wobec wszelkich zmian, pogrążony w świecie rachunków bankowych i transakcji. Kazimierz Przerwa - Tetmajer w swoim wierszu „Evviva l'arte”, jako jeden z pierwszych pokazał w filistrze wroga artystów, wszelkich twórców i ludzi sztuki, którym ślepy opór mieszczaństwa odbiera pieniądze i możliwości tworzenia. Filistrzy skupiali się bowiem wokół malarzy, rzeźbiarzy tworzących w „bezpiecznym” klasycyzującym nurcie sztuki salonowej, która tez najczęściej była mało warta i dawno przebrzmiała. Ich estetyka opierała się o kiczowate wytwory i nie znajdowała zrozumienia dla nowych prądów w twórczości. Poeta pisze w swoim wierszu:
„Evviva l'arte! Niechaj pasie brzuchy
nędzny filistrów naród. My, artyści
my, którym często na chleb braknie suchy,
my, do jesiennych tak podobni liści,
i tak wykrzykniem: gdy wszystko nic warte,
evviva l'arte!”
Uderza w tym fragmencie wiara w sztukę, jej moc, dzięki której artysta będzie mógł zapanować nad światem mieszczaństwa, wyrwać się z jego okowów i kajdan by być wolnym.
Kołtun, podobnie jak filister jest wrogiem wszelkich reform i „nowinek”, dodatkowo wyposażonym w przymioty tępoty i głupoty. Myśli utartymi szablonami i niczego nie chce i nie jest w stanie zrozumieć. Często oczywiście te dwie kategorie się łączyły, by w komedii Gabrieli Zapolskiej „Moralność pani Dulskiej” znaleźć najpełniejszy wyraz. Pokazała ona w niej śmieszny i małostkowy świat ludzi dbałych tylko o własna wygodę i przestrzeganie konwenansów. Rodzina, jaką tworzą Dulscy jest na pozór uczciwa i godna w swoim postępowaniu. Pani Dulska zdaje się dobrą gospodynią, skrzętną i zaradną. Nade wszystko przedkłada swój dobry obraz w oczach innych. Jednak powoli wchodząc w świat tego dramatu widzimy jak złudna jest ta wizja. Mąż Felicjan, jest zepchnięty do roli popychadła, nie ma żądnego prawa głosu wśród domowników. Dulska nie liczy się ze swoimi dziećmi traktując je jak przedmioty, służącą sprowadza do roli niewolnicy, zaś lokatorów kamienicy stara się jak najbardziej obciążać opłatami. Właśnie w relacji z tymi ostatnimi najlepiej widać jej dwulicowość i relatywizm moralny. Na krytykę syna, że wynajmuje lokal dobrze płacącej za niego prostytutce odpowiada mu, że tak „brudnymi” pieniędzmi „podatki płaci”, zaś kobietę, która w wyniku trudnej sytuacji rodzinnej targnęła się na swoje życie bezwzględnie wyrzuca z jej mieszkania.
Sam Zbyszko, syn Dulskiej stara się przeciwstawić takiemu życiu. Nie ma najmniejszego zamiaru pracować i buntuje się wobec rodziny. Jest na to jednak za słaby. Jego bunt przeradza się w proste lenistwo, pijaństwo i romans ze służąca. Nie jest jednak w stanie odpowiedzialnie potraktować jej wtedy, gdy ta zachodzi w ciążę. Woli zdać się na matkę, która to załatwia wszelkie z nią sprawy finansowe. Wcześniej zaś wygłasza on, zapytany przez Julasiewiczową o to dlaczego jest kołtunem, ważne słowa: Bom się urodził po kołtuńsku, (...) bo żebym skórę zdarł z siebie, mam tam pod spodem w duszy całą warstwę kołtunerii, której nic wyplenić nie zdoła. (...) Ja będę Felicjanem, będę odbierał czynsze, będę... no... Dulskim, pra-Dulskim, ober-Dulskim, że będę rodził Dulskich, całe legiony Dulskich, będę miał srebrne wesele i porządny nagrobek, z dala od samobójców. I nie będę zielony, ale nalany tłuszczem i nalany teoriami, i będę mówił dużo o Bogu”. Zdaje sobie on smutna sprawę, zę w swoim środowisku nigdy nie wyzwoli się z kołtunerii, mówi: „To jest piętno... pani radczyni... piętno!”.
Warto zaznaczyć, jak bardzo teorie moralne Dulskiej są dorabiane do własnego postępowania, przez co widać ich żenującą wartość i naiwność. Znane na zawsze zostanie jej powiedzenie, dotyczące moralności. „Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział. Rozwłóczyć je po świecie to ani moralne, ani uczciwe. Ja zawsze tak żyłam, ażeby nikt nie mógł powiedzieć, iż byłam powodem skandalu”.
Zapolska charakteryzuje te rodzinę, jako reprezentatywną dla wszystkich wad najbardziej znienawidzonych prze antymieszczańską opozycje: całkowitego brak zrozumienia dla potrzeb intelektualnych ( Dulska wszak mówi „Ja tam myśleć nie mam czasu”), brutalności, zaślepiającej nienawiści wobec wszelkich zmian, życia na pokaz.
Inny obraz mieszczki, osoby pozornie łaskawej artystom, typowej „matrony krakowskiej” pokazuje w swoim wierszu Tadeusz Boy _ Żeleński, malując prześmiewczy, lecz w gruncie rzeczy i dość okrutny obraz kobiety utożsamiającej niszczący konwenans i ograniczenie intelektualne. „Litania ku czci PT matrony krakowskiej” rozpoczyna się pozornie tyko pochwalnymi słowami „O ty, polskiej ziemi chwało, / TY postaci współmonarsza, / TY czcigodna nazbyt mało / Opiewana „damo starsza”. Następnie jednak maluje potworny jej obraz ”I ty, uroczysta klępo, / W swojej wiecznej sukni bordo, / Ze swą beznadziejnie tępą - / Powiedzmy otwarcie - mordą”. To obraz siły filistra, uosobionego w hojną podległym sobie artystom - kobietę, chcąca za swoje pieniądze panowania nad ich myślami i twórczością. Boy pokazuje jej głupotę: „Pytlujesz o pruskich gwałtach, / o modernie i secesji”. Jest to gwałtowny atak artysty, nie przebierającego jednak w dosadnych epitetach, stąd też liczne określenia, jak „kwoka, wampir, klępa, stare pudło”. Wiersz kończy się nadzieją, że „Wstanie jaki wandal, / Co przepędzi babę kijem / I zakończy raz ten skandal”. Ten utwór to także pokazanie jak układały się kontakty artystów z mieszczaństwem i jak obce sobie były te dwa środowiska.
Środowisko kabaretu „Zielony balonik”, do którego należał Boy-Żeleński, silnie występowało przeciwko zastałym obyczajom, prowadząc przy tym kampanię oswojenia ludzi ze sprawami erotyki. Stad w innym wierszu tego satyryka, w „Liście otwartym kobiety polskiej” ukazana została tytułowa bohaterka, jako chcąca wyzwolić się z „cnoty puklerzy”. Jest ona jakoby wyrazicielką całego narodu kobiet:
„Każda woła - Nie chcę dziecka!
Szepcą nawet starsze panie,
Że Marynia Połaniecka
Przyśpieszyła rozwiązanie”.
Satyryczne wiersze Tadeusza Boya-Żeleńskiego to chyba najlepszy sposób na wyśmianie mieszczańskich zapędów i aspiracji.
Warto na koniec pokazać też prześmiewczą wersję modlitwy „prawdziwego Polaka” z wiersza o „niegrzecznej literaturze”, gdzie można zobaczyć jak narodowo-ksenofobiczne pojęcie życia w ojczyźnie niesie sobą marazm, zastój i infantylne podejście do wszelkich spraw:
„Boziu usłysz głos chłopczyny,
Odpuść synów naszych winy!
Polska Cię na pomoc woła!
Niech tradycji i kościoła
Pozostanie sługa wierną!
Erotyzmem i moderną
Niech się naród ten nie spodli”