Właśnie mija 75 lat od rozpoczęcia realizacji szerokiego programu budownictwa mieszkaniowego, jednego z efektywniejszych przedsięwzięć II Rzeczypospolitej. Funduszy dostarczały wyższe podatki. Budowano masowo małe mieszkania o niskich czynszach. Wysokość kredytu określono na poszczególne rodzaje mieszkań. Udzielano go instytucjom non profit (gminy, spółdzielnie). Dzięki temu kredyty nie były przechwytywane - jak obecnie - przez developerów i biurokrację spółdzielczą. Masowe zamówienia rządowe obniżały koszty, podobnie jak zastosowanie stypizowanych rozwiązań projektowych, konstrukcyjnych, technologicznych. Prospołeczna polityka mieszkaniowa (mieszkania ze środków publicznych dla niezamożnych) przyniosła efekty. W miastach budowano 3 mieszkania na 1000 osób (więcej niż obecnie).
Po II wojnie Niemcy metodycznie zabrali się do powszechnego budownictwa mieszkaniowego. Ceny terenów budowlanych zostały zamrożone. Centralny bank, finansujący mieszkalnictwo, otrzymał gwarancje rządowe. Ograniczono do minimum koszt kredytu (1,5%) i zysk przedsiębiorców (1%). Efektem był rozwój gospodarczy. Okazało się, że budowa 50 tys. mieszkań rocznie to zatrudnienie dla 0,5 mln pracowników (przemysł budowlany, meble, wyposażenie mieszkań).W krajach zachodnioeuropejskich budownictwo mieszkaniowe to średnio 30% dochodu narodowego. Jest więc ono podstawą rozwoju gospodarczego.
W Polsce ostatnio nasilił się kryzys w budownictwie mieszkaniowym, trwający już od kilkunastu lat. Pomimo tego, że mieszkań wciąż brakuje, a znaczna ilość z już istniejących nie odpowiada przyjętym standardom, to nadal w sprawie regulacji prawnych i nowych systemów finansowania budownictwa panuje polityczny chaos.
Potrzebna jest interwencja państwa, gdyż społeczeństwo jest zbyt „biedne”, aby własnymi siłami mogło rozwiązać problemy mieszkaniowe, a ceny wciąż rosną z powodu wysokich kosztów budownictwa i zbyt małej podaży mieszkań.
Obecnie odnotowano spadek ilości oddanych do użytku mieszkań, co świadczy o tym, że tempo budownictwa w analizowanym okresie było mniejsze od lat poprzednich.
Według różnych szacunków w Polsce brakuje 2-3 mln mieszkań. Obliczenia nie uwzględniają migracji ze wsi, którą spowoduje restrukturyzacja rolnictwa.
Podczas gdy nie widać końca zapaści w mieszkalnictwie, wicepremier Marek Pol obiecuje, że budownictwo mieszkaniowe będzie kołem zamachowym gospodarki. Chce budować 140 tys. mieszkań rocznie, stworzyć 100 tys. miejsc pracy i 250 tys. w sektorach okołobudowlanych. Tymczasem w budżecie ograniczono środki na budownictwo do 0,2% PKB, z pracy w tym sektorze odeszło 100 tys. osób, zbankrutowało 50 tys. firm budowlanych.
Państwo nie prowadzi polityki sprzyjającej budownictwu, chociaż badania CBOS wskazują, że 90% Polaków chce mieszkać w domach jednorodzinnych.
Ponad 13 mln polskich rodzin zamieszkuje niespełna 12 mln mieszkań. Różnica określa deficyt mieszkaniowy, ale składają się na który również tzw. substandardy (1,3 mln lokali wymaga natychmiastowego kapitalnego remontu). Urząd Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast szacuje więc potrzeby na 2-3 mln mieszkań. Poza tym 7,5 mln lokali oczekuje remontu (m.in. radosna twórczość wielkopłytowa). Trudno jednak zająć się potrzebami mieszkalnictwa, gdy pieniędzy coraz mniej (w pierwszej połowie lat 90-tych 1,5-2% PKB, teraz 0,2% PKB). Buduje się więc coraz mniej, a skala zapóźnienia cywilizacyjnego rośnie. W krajach zachodnioeuropejskich, gdzie sytuacja mieszkaniowa jest nieporównanie lepsza niż w Polsce, buduje się kilka razy więcej mieszkań, przeznaczając na budownictwo 4-5% PKB.
Choć mieszkań brakuje, to nie wszystkie udaje się sprzedać (w stolicy 20% nowo wybudowanych lokali czeka na nabywców). Podaż wyprzedziła popyt. Buduje się drogo, bo podatki, cena gruntów i materiałów są wysokie, bo duże ryzyko inwestorów. Kupuje się mało, bo społeczeństwo ubożeje. Kryzys w mieszkalnictwie warunkuje zapaść krajowej gospodarki. Niemniej brak dużej liczby mieszkań na wynajem hamuje mobilność poszukujących pracy, a tym samym rozwój gospodarki. Przemieszczanie się po kraju to szansa dla bezrobotnych.
Rodzina wielopokoleniowa ma swoje niezaprzeczalne walory, ale skupiona na niewielkiej powierzchni mieszkalnej może być terenem konfliktów i patologii. Ponad milion rodzin znajduje się w takiej sytuacji. Nie można liczyć na poprawę już choćby ze względów demograficznych. Szacuje się, że do 2005 roku liczba młodych ludzi, będących w wieku zawierania małżeństwa, zwiększy się o ponad 1,3 mln. Tymczasem średnia życia wydłuża się i w tym czasie powiększy się o 2,6 mln liczba osób w wieku podeszłym. Naturalna pokoleniowa "wymiana" mieszkań będzie więc utrudniona.
Nawet największą ciasnotę mieszkaniową trudno jednak porównywać z bezdomnością, która - podobnie jak bezrobocie - jest dla postkomunistycznych neoliberałów wyznacznikiem ustroju kapitalistycznego. Sądząc po liczbie bezdomnych (ponad 350 tys.), jest on już w naszym kraju mocno zaawansowany.
Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi SLD obiecywało, że środki z likwidacji dużej ulgi budowlanej będą przeznaczone na mieszkania komunalne dla niezamożnych. PO uzależnia "rozruch" budownictwa mieszkaniowego od obniżenia podatku do 15%, urynkowienia całej gospodarki i liberalizacji rynku pracy. PiS przedstawił długofalowy program rozwoju mieszkalnictwa (2,5 mln mieszkań w ciągu 15 lat), uwarunkowany wszakże wygospodarowaniem 10 mld zł, czego przy obecnej mizerii gospodarki nie sposób sobie wyobrazić. Deklaracje pozostały więc na papierze.
Porównując z innymi państwami, w Czechach na 1000 mieszkańców przypadają 424 mieszkania (stale zamieszkiwanych jest 365), co porównywalne jest z krajami zachodnioeurpejskimi. W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 321 mieszkań (305 stale zamieszkiwanych). Budownictwo wielkopłytowe umożliwiało bicie rekordów (bezmyślności księżycowej ekonomii socjalistycznej). W 1975 roku budowano w Czechach 9,7 mieszkań na 1000 mieszkańców (polski rekord - 8,1 w 1978 roku). Transformacja przyniosła spadek do 1,3 mieszkania na 1000 mieszkańców. Przeprowadzono więc prywatyzację mieszkań i zorganizowano kasy mieszkaniowe. Po 5 latach oszczędzania przysługuje kredyt w wysokości połowy ceny mieszkania, jak również coroczna premia (25% oszczędności). Rozwinięto też budownictwo czynszowe, którym zajęły się gminy, korzystając ze specjalnego funduszu państwowego. Inwestorzy mogą również korzystać z kredytów hipotecznych, dla młodych małżeństw i remontowych. Oprócz tego są ulgi podatkowe i dodatki mieszkaniowe. Dzięki temu ludzie mieszkają lepiej i rozwija się gospodarka.
Irlandia przoduje w Europie pod względem liczby budowanych mieszkań (w 2001 roku 13,9 na 1000 mieszkańców, w Polsce - 2,6). Ponad 80% Irlandczyków mieszka we własnych mieszkaniach lub domach. Mniej zamożni zasiedlają społeczne budownictwo czynszowe, którym zajmują się gminy. Wszyscy obywatele mają prawo do dotacji na budowę niewielkiego domu (125 mkw.) co już z założenia wyklucza zamożnych. Gminy sprzedają mieszkania lokatorom, udzielając zniżek w zależności od okresu zamieszkiwania (do 10 lat). Zamożni mają do dyspozycji system kredytów hipotecznych (banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, kasy mieszkaniowe). Klucz do sukcesu w tym, że budownictwo korzystało z szybkiego rozwoju gospodarki, a równocześnie przyczyniało się do jej ożywienia.
W krajach zachodnioeuropejskich popiera się budownictwo przez ulgi podatkowe bądź dopłaty do odsetek od kredytu hipotecznego. Kupującym domy (w Hiszpanii, Holandii) przysługują ulgi podatkowe.
W Polsce ludzie zajmują mieszkania, na które ich nie stać, ale gminy nie proponują im zamiany. Szacuje się, że jedna czwarta lokatorów, zasiedlonych prawem kaduka w stołecznych prywatnych kamienicach, nie płaci czynszu. Zrujnowane domy urągają racjonalnej gospodarce i prawu własności. Bankom nie opłaca się finansować budownictwa mieszkaniowego, bo korzystniej inwestować w papiery skarbowe. Banki są komercyjne, więc działają w swoim interesie. Jednak państwo nie jest komercyjne. Ma służyć podatnikom, którym winne jest racjonalną politykę mieszkaniową. Firmy budowlane walczą zaciekle o każdy kontrakt, nie przebierając w środkach. Obniżają ceny dumpingowo, a później zatrudniają pracowników na czarno. W budownictwie jest ich już kilkadziesiąt tysięcy. Tubylców rugują przybysze wschodnioeuropejscy, bo tańsi. Trwa nieuczciwa konkurencja. Firmy, które nie zatrudniają na czarno, przegrywają. W konsekwencji trzeba zwalniać pracowników, rośnie bezrobocie. "Dlatego podpisaliśmy najniższą stawkę kosztorysową w budownictwie - mówi Zbigniew Majchrzak, przewodniczący Rady Sekretariatu Budownictwa i Przemysłu Drzewnego. - To efekt rozmów z pracodawcami. Wszystkie strony uznały, że 7,62 zł to stawka, poniżej której mamy do czynienia z dumpingiem. Uwzględnia ona wszystkie elementy kosztów, jakie składają się na ofertę przetargową".
O ile na placu budowy partnerzy procesu inwestycyjnego nie zawsze postępują fair, to wobec rządowych pomysłów u-VAT-owienia budownictwa (co prawda wymuszanego przez brukselskich biurokratów) - wszyscy solidarnie protestują. Wyższy VAT spowoduje podniesienie cen domów i mieszkań, przyczyni się do upadku firm i wzrostu bezrobocia. Poszerzy szarą strefę w branży budowlanej. - 22% stawka VAT automatycznie zmniejszy o 15% inwestycje samorządowe i zatrzyma przebudowę wsi - przekonuje Łukasz Abgarowicz (PO) z sejmowej komisji infrastruktury.
Tymczasem w krajach UE funkcjonuje społeczne budownictwo mieszkaniowe (wspomagane przez państwo), któremu przypisano niższe stawki VAT. Taką prospołeczną politykę mieszkaniową prowadzi większość krajów. W Austrii, Danii i Holandii, gdzie najwyższy VAT (20-25%), osoby niezamożne są dotowane przy wynajmie mieszkań. We Francji, przy standardowej stawce 19,6%, mieszkańcy domów o obniżonych czynszach (HLM) płacą 5,5% VAT. W Hiszpanii, przy stawce 16%, w budownictwie subsydiowanym płaci się 4% VAT, w Wielkiej Brytanii (podstawowa stawka 17,5%) - 0%, we Włoszech (podstawowa stawka 20%) - 10% lub 4% w zależności od standardu budynku.
Polska (po wejściu do UE) przyjęła 7% VAT na mieszkania i 22% na materiały budowlane. Nieszczególne to rozwiązanie, bo - po pierwsze - mieszkanie mieszkaniu nierówne, a po drugie - produkcja materiałów będzie ograniczona. Jeżeli będzie ich mniej, spadną wpływy do budżetu. Import też będzie obłożony 22% VAT, na czym skorzysta budżet. Jednak do czasu. Wysokowydajne fabryki w krajach sąsiedzkich będą masowo eksportować materiały budowlane do Polski. W konsekwencji podupadną krajowe firmy. Czy wpływy z ceł zrównoważą wypłaty zasiłków dla bezrobotnych, czas pokaże. W każdym razie mieszkania zdrożeją.
W Polsce w trakcie tzw. transformacji nie wykorzystuje się doświadczeń. Mieszkalnictwo nie stało się kołem zamachowym gospodarki. Co więcej, nakłady na budownictwo mieszkaniowe systematycznie maleją. Zlikwidowano ulgę na budowę i na wynajem, ale nie zaproponowano nic w zamian. Powinny znaleźć się pieniądze na rozwój infrastruktury. Wzrasta bezrobocie i możemy je zwalczyć na przykład przez rozwój budownictwa socjalnego. W tej chwili rząd przygotowuje projekt ustawy o pomocy państwa dla budownictwa mieszkaniowego. Kredytobiorcy będą wspomagani pieniędzmi budżetowymi (pokrycie różnicy w odsetkach między kredytami bankowymi a ich wysokością, ustaloną przez rząd).
Jednak Towarzystwa Budownictwa Społecznego rozwijają się z trudem. W zeszłym roku TBS-y wnioskowały o kredyty na sumę 2 mld zł, ale w budżecie było tylko 0,5 mld zł. Jest ich w kraju ok. 370. W zeszłym roku wybudowały 4,6 tys. mieszkań (od 1996 - 24 tys.) Tanie domy o niskich czynszach z mieszkaniami na wynajem w żadnym stopniu nie przyczyniły się do likwidacji nędzy mieszkaniowej.
Powyższe fakty moim zdaniem jednoznacznie wskazują, iż aktualne przepisy i działania nie umożliwiają rozwiązania potrzeb mieszkalnych naszego społeczeństwa.