Wielka Improwizacja stanowi „serce” Dziadów cz. III. To wielki wybuch sił imaginacji głównego bohatera. Sił, za pomocą których pragnie zmierzyć się z mocą Boga. Jest jednocześnie buntem jednostki w obliczu niesprawiedliwości i cierpiącego narodu, zmieniającym się w przypływie gniewu w bunt przeciwko Stwórcy.
W początkowych wersach Konrad występuje jako poeta - pieśniarz. Mówi o mocy myśli i słowa, posiadających zdolność kreowania świata fizykalnego. Wprawia w stan najwyższego napięcia uczucia, które „krążą w duszy”. Dopiero wówczas, wewnętrznie skoncentrowany, podejmuje próbę wielkiej magii - staje się budowniczym i kreatorem wszechświata. Przemawia przed audytorium, która uważa za godne jego pieśni:
„Ty Boże, ty naturo! Dajcie posłuchanie”.
Wówczas też przybiera nową, gigantyczną postać. Nazywa siebie „mistrzem” i dokonuje aktu twórczego - mocą myśli buduje ciała niebieskie, rozmieszcza je jako gwiazdy i planety, nadaje im bieg na orbitach, wsłuchując się w muzykę harmonii. Nie odrywa się jednak od ziemi. Wznosi tylko ramiona. Staje się człowiekiem kosmicznym, stojącym na ziemi, sięgającym gwiazd, przez co zyskuje wielkość całego świata. Jednocześnie staje się magiem natury. Z tej pozycji wysuwa swoje żądania pod adresem Boga. Nie ukrywa, że ma poczucie własnej wartości i sił, które mu przysługują jako człowiekowi kosmicznemu. Uważa, że ma przewagę swojej mocy, przynajmniej w dziedzinie uczuć. Chce wymóc na Stwórcy zmianę sytuacji swojego narodu i ojczyzny, gdzie zostało jego ludzkie serce.
Pragnie przeniknąć mechanikę sił rządzącym światem ludzi, aby uzyskać realną władzę nad ich duszami i dzięki temu stworzyć naród szczęśliwy. Uformować go tak, jak tworzy pieśni. Spodziewa się uzyskać moc od Boga, bowiem „kocha cały naród”. Śpiewa pieśń tworzenia, przekonany, że wykreuje coś potężniejszego niż Bóg, ponieważ wszystkie swoje dzieła, którymi się zachwyca, obdarza miłością i wszystko jest „jego i przez niego stworzone”. Odczuwa swoją moc i potęgę. „Jest silny, rozumny i czuły”. W akcie kreacyjnym chce się wzbić ponad wszechświat, aby dotrzeć do Stwórcy, by zajrzeć w jego uczucia. Szczyci się swoją siłą i tym, że miłością zdołał objąć cały naród. Ma jeszcze jedno pragnienie - chce podźwignąć naród, uszczęśliwić i zadziwić nim cały świat. Staje przed Bogiem, uzbrojony myślą władzy, którą posiadł rodząc się jako twórca. Jest tak potężny, że potrafi zatrzymać wzrokiem ruch komety. Nie ma jeszcze władzy nad ludźmi, dlatego sposobu na to szuka u Boga.
Uważa, że jest lepszy od Boga. On, który wzniósł się do nieba, ale również zstąpił na ziemię i pod ziemię ku ojczyźnie, bo „żyje ona już w grobie niewoli”. W ten sposób połączył wiedzę o górnym i dolnym świecie, osiągając wiedzę niedostępną Bogu, dla którego część wiedzy ziemskiej, zawartej w ludzkich uczuciach, jest niedostępna. Ludzie jednak okazują się „skazitelni, marni” i nie chcą mu służyć. Twórcza moc Konrada, potężna na wysokościach niebieskich, okazuje się nikła na ziemi. Na niebie był w stanie stworzyć gwiazdy, ale okazuje się, że nie potrafi rozniecić uczuć w swoim narodzie. W końcu rezygnuje z mocy rozniecania uczuć w sercach ludzi i zamiast niej żąda od Boga, który ma zostać jego sojusznikiem, mocy władania nad ludzkimi duszami.
Pragnie mocy narzucania własnej woli ludowi swojej ojczyzny. Jest przekonany, że po twórczym akcie na nieboskłonie, potęga jego możliwości jest odpowiednia, aby kierować ludzkimi myślami i uczuciami. Wierzy w swój geniusz, przeceniając rolę woli. Już rządził ruchem gwiazd, teraz pragnie sięgnąć ku ludziom, by służyli jego geniuszowi. Tym samym oczekuje od Boga, by dał mu nieograniczoną władzę nad istotami ludzkimi, moc oddziaływania na nich i myślenia za nich.
Początkowo Konrad kieruje się szlachetnymi pobudkami i pragnienie ulżenia ciemiężonemu narodowi. Następnie decyduje się na drogę, na której jego szlachetne działania tracą wartość i zmieniają się w egoizm geniuszu. Żąda od Boga władzy absolutnej, władzy obejmującej dusze ludzkie:
„Daj mi rząd dusz!”
W ten sposób chce w każdego człowieka przelać własne myśli, które jego zdaniem powinny uszczęśliwiać jego podwładnych. Sięga jeszcze dalej - chce posiadać taką władzę, jaką ma Stwórca:
„Ja chcę duszami władać, jak ty nimi władasz”
Po sformułowaniu żądań władzy nad ludźmi, nad całym narodem, Konrad już nie prosi Boga, lecz zaczyna wymuszać na Nim swoje potrzeby, rozzłoszczony tym, że Stwórca przez cały czas mu nie odpowiada. Pragnie walki na uczucia, zaślepiony własną gigantomanią. Staje się uzurpatorem swojej woli, grozi, że stanie przeciwko, podobnie jak Szatan i wypowie Stwórcy krwawszą bitwę. Nie będzie to walka na rozumy, lecz bitwa na uczucia, którą niewątpliwie zwycięży, albowiem:
„cierpiał, kochał, w mękach i miłości wzrósł".
Zawiedziony dalszym milczeniem Stwórcy, Konrad odwołuje się do wyższych uczuć. Już nie pomstuje na ludzi, lecz dostrzega ich nieszczęście, widzi, że są biedni i cierpiący. Utożsamia się z cierpiącą ojczyzną:
„Ja i ojczyzna to jedno”,
wchłaniając ciałem jej duszę, integrując się z nią. Zmienia taktykę, znajdując dla siebie odpowiednie imię:
„Nazywam się Milijon - bo za miliony
Kocham i cierpię katusze”.
Konrad - uzurpator chce cierpieć za miliony! Nie rozumie jednak, że mechanizm ofiary nie polega na tym, by cierpieć „za” coś czy kogoś. Ofiara powinna wypłynąć z niego samego, by miała swoją siłę. W tej chwili Konrad popełnia błąd. Pragnie przypisać sobie możność rozegrania dziejów za naród, przyjąć na siebie jego ofiarę. Najwyraźniej swoista reinkarnacja, którą przeszedł w Prologu, kiedy narodził się z Gustawa, nie wystarczyła. Bohater musi dojrzeć do kolejnej przemiany, aby zrozumieć, że cierpienie narodu i jego swoista śmierć, jest koniecznością w drodze ku ostatecznemu celowi - wolności. Próbuje jeszcze wymóc władzę nad ludźmi od Boga, próbuje dostać choćby jej cząstkę, lecz Stwórca mu nie odpowiada.
Upadek i odtrącenie Konrada poprzedza groźba zburzenia natury Stwórcy, który nie odpowiedział „pierwszemu z ludzi i z aniołów tłumu”. Rzuca w stronę Boga słowa, które brzmią niczym bluźnierstwo, lecz nie jest w stanie wypowiedzieć ostatniego słowa. Mdleje, a wtedy szatan kończy za niego zdanie.
Anonimowa moc, często utożsamiana z Bogiem, strąca bohatera w otchłań. Stwórca nie przemówił do niego, ponieważ Konrad, pełen pychy i wiary w swoją wielkość, nie zasłużył, aby wejrzeć w oblicze Wszechmocnego. Nie oznacza to, że opuszcza On całkowicie poetę. Wróci do niego, gdy młodzieniec osiągnie odpowiedni stan duszy, lecz zanim to nastąpi musi zejść z wyżyn, na które sam się wzniósł. Zamiast dumy i wiary w swoją potęgę będzie musiał poznać, czym jest pokora i odrodzić się po raz kolejny z nowym posłannictwem.
"Wielka Improwizacja" Konrada jako wyraz przeżyć i poglądów poety
|
|
Pomoc do matury ustnej
Na początku "Wielkiej Improwizacji" Konrad skarży się, że ludzie go nie rozumieją, że jest samotny. Konrad ma poczucie swego talentu poetyckiego i swej wyjątkowości. Ludzie go nie rozumieją, bo nie są w stanie poznać głębi ideowej jego pieśni, w której znajduje odzwierciedlenie wszystko czym żyje natura i ludzie. Tylko Bóg i przyroda mogą zrozumieć sens jego utworu. Konrad ma świadomość nieśmiertelności pieśni i to daje mu prawo do zmierzenia się z Bogiem.
Poczucie własnej wartości skłania go do sformułowania bluźnierczej myśli, że Bóg nie stworzył nic większego od niego samego. Konrad manifestuje tu swój indywidualizm, jest pewien swojej wielkości i w związku z tym nie kryje pogardy dla innych. Następnie upomina się u Boga o szczęście dla swego narodu. Idzie do Boga jako poeta świadomy swego talentu i jako Polak, przedstawiciel umęczonego narodu. Jest to przejaw wielkiej miłości Mickiewicza do Polaków ciemiężonych przez zaborców. Konrad przyszedł do Boga po władzę nad duszami ludzkimi, gdyż całym sercem pokochał wszystkie pokolenia i czuje się za nie odpowiedzialny. Obiecuje Bogu, że jeżeli On da mu nieograniczoną władzę nad duszami ludzkimi, to Konrad stworzy wielki naród. Bluźni nazywając Boga Mądrością, a nie Miłością i pragnie walczyć z Bogiem na uczucia. Utożsamia siebie z narodem ("ja i ojczyzna to jedno"). Coraz namiętniej zaczyna mówić do Boga i jest to przejaw patriotycznego buntu Konrada. Ale Bóg milczy. To doprowadza Konrada do wściekłości. Zaczyna wątpić w istotę Boga. Oskarża Boga, że dał mu tak wielką wrażliwość i tak wielkie uczucie. Pragnie walczyć z Bogiem, ale Bóg nadal milczy. Wtedy Konrad już nie wytrzymuje: "Krzyknę, żeś Ty nie jest ojcem świata, ale?" i diabeł dokończył za niego: "carem". Gdyby to Konrad wypowiedział te słowa sam już nic nie uratowałoby go od kary i potępienia, ale w oczach Boga za pychę i bluźnierstwa usprawiedliwia go ta wielka i niepojęta miłość do narodu. Mickiewicza w osobie Konrada wyraził swój stosunek do Polaków. Konrad walczył o naród, ale bez narodu. Jest tutaj osąd powstania listopadowego, które musiało upaść, gdyż nie było w nim zaangażowania całego społeczeństwa.