Ekspresjonizm niemiecki - wrzucamy wszystko, co mamy:)
Główne etapy:
-1901-10
Początkowo odnoszono się do malarstwa.
-1911-14
Ekspresjonizm stał się światopoglądem.
-1919-25
Schyłek, grupy artystyczne rozpadały się
linearyzm, malarskość, aktywizm, sztuka o wymowie społecznej - zaangażowana, spontaniczność, intuicja, wizjonerstwo, pragnienie istotności, podkreślenie bytu jednostkowego człowieka
GRUPY:
Die Brücke (1905-13)
-inspiracje: późny gotyk, rzeźby murzyńskie, dzieła m.in. Muncha, Van Gogha
założyciel: Kirchner
Die Blaue Reiter (1911-14)
-założyciel: Kandinsky
-abstrakcyjność, bezprzedmiotowość, nieskażona pierwotność
CZASOPISMA:
Die Aktion
-sztuka i literatura instrumentami oddziaływania na świat i człowieka
-literatura radykalna, społecznie zrewoltowana
-pacyfizm, antymilitaryzm, krytyka instytucji państwa
Der Sturm
PERIODYKI:
Die Weissen Blätter
teoretycy: Kandinsky, Strich, Wölfflin, Worringer, Harvani
KANDINSKY
-Poglądy są w ciągłym rozwoju, dlatego mogą być one sprzeczne
realizm -> naturalizm -> abstrakcjonizm
-sztuka jest absolutna i obiektywna
-natura nie należy do dzieła sztuki
-malarstwo dzieli się na:
impresję (przeważa wrażenie z zewnątrz)
improwizację (pochodzi z podświadomości)
kompozycję(rezultat świadomego działania artystycznego)
opozycje:
treść-forma
materia-duch
spoczynek-ruch
ciemność-jasność
uczucie-rozum
subiektywizm-obiektywizm
WORRINGER
-inspiracje czerpał z gotyku
-potrzeba metafizyki, abstrakcji
-cechą sztuki jest opozycyjność, oparta na: przesłankach historycznych, psychologicznych, światopoglądowych
-każdy może być artystą - sztuka to wola, nie umiejętności
WÖLFFLIN
opozycje:
linearyzm (forma)-malarskość(treść)
płaszczyzna-głębia
forma zamknięta-f.otwarta
wielkość-jedność
jasność-ciemność
STRICH
-ludzkość, świadoma nieuchronności śmierci, pragnie wieczności
-skończoność i nieskończoność ideałami kultury i sztuki
-opozycje:
klasycyzm-romantyzm
spokój-ruch
jasność-ciemność
Tolo!
Mmm... czekanie zdecydowanie się opłaca:)))
I wiem już nawet, czym była spowodowana jego długość... Nurtuje mnie jednakże pytanie, dlaczegóż to pisząc do mnie, a właściwie zapewne próbując pisać do mnie byłeś w „stanie dalekim od tego, który nazywamy trzeźwością”?:)))
Niemniej jednak, cieszę się, że ten list już doszedł:)
Bardzo się cieszę!
„Rycerz w ciemnym zaułku karlińskiego depo...”
Czy w niego zwątpiłam...? Czy prawdziwie zwątpiłam? Czy może jednak próba nawiązania, oczekiwanej od długiego czasu rozmowy w listach była po prostu ubrana w słowa, mogące na myśl nasuwać zwątpienie?:)
I czy „On zawsze mówił prawdę”?:) Nie śmiem twierdzić, iż nie. Ale będę skłonna powiedzieć, że uwielbiał ją ubarwiać:)))))
Czy Pauliney „jeszcze pamięta o sobie”?
Otóż, patrz chociażby adres maila:))))
Cóż u mnie słychać... Fakt, bardzo długo nie pisaliśmy (ze słowem słyszeliśmy polecałabym uważać, chyba, że... o czymś nie wiem:))))
Zgadza się, obecnie urzęduje w Olsztynie. Za oknem mam widok na domki, których dachy przypominają te, znajdujące się na budynkach w Carlin. Obecnie pokryte są one śniegiem, podobnie jak choinki, które również nieopodal Carlin można spotkać:)
Piękne miejsce, aczkolwiek jego prawdziwy urok można poznać nie zimą, a późną wiosną i latem. Nie mieszkam, co prawda, na Kortowie, lecz około 10 minut drogi od niego, piechotką, przez ścieżkę między zaroślami, które zimą przypominają raczej suche badyle powtykane w zamarzniętą ziemię i straszą przechodniów, zmierzających tamtędy wieczorem.
Nie zdążyłam nawet jeszcze poznać całego Kortowa! Tygodniowo spędzam tam od pięciu do dziewięciu godzin, choć powinnam właściwie minimum około trzynastu, piętnastu...:) Pozostały czas spędzam w moim olsztyńskim zamczysku lub też umilając (uprzykrzając) przyjaciołom czas swoją osobą;)
Czy mogłeś mnie tam wypatrzyć...? Widzisz, musiałaby Cię tu już nieść Twoja intuicja:) Jeśli potrafiłabym rozpoznać Tola wśród tłumu, niewątpliwie zasugerowałabym mu, że właśnie ma okazję patrzeć na Pauliney:) Niestety Tolo jednak nigdy nie obdarzył mnie możliwością nabycia wiedzy na temat choćby małego szczegółu z wyglądu jego twarzy, bądź też postury:)
Cóż o wypadku... Ano miał takowy miejsce. Niestety, pamiętne mnóstwo dziewiątek, zer i siódemek w dacie i godzinie... (09.07.07 09:00) I dziwny moment wiąże się z tą chwilą, bowiem... W przeddzień zdarzenia, wieczorem, niemalże płakałam, że nie chcę następnego dnia jechać o tej właśnie porze i w tym samochodzie. Wręcz stanęło mi przed oczami kilka scen, które były bardzo podobne do tych, które miały miejsce w rzeczywistości. Mówiąc krótko, jakbym podświadomie spodziewała się tego, co się stanie.
A sam wyjazd... ciągle coś opóźniało. Mieliśmy wyjechać po ósmej. Kierowca przyjechał z małym opóźnieniem, kolejka w sklepie po picie (które zapewne później wielokrotnie uderzyło w moje ciało) strasznie się wydłużała, na stacji benzynowej mężczyzna w samochodzie przed nami strasznie się ślimaczył... i kilka innych podobnych czynników.
Pamiętam, że dopiero wyjeżdżaliśmy z miasta, że pomarańczowy maluch przed nami jechał bardzo wolno, jakby miał się za chwilę zatrzymać, że kierowca chciał go wyprzedzić, że maluch nagle zjechał do środka jezdni i zaczął skręcać, bez włączenia kierunkowskazu, że kierowca skręcił, nie chcąc uderzyć w niego, że zakryłam oczy, że poczułam, iż w coś uderzyliśmy, że rzucało samochodem, że odsłoniłam oczy i szybko zakryłam je, widząc, że wjeżdżamy na drzewo.
Nie mam pojęcia, co działo się ze mną, moim ciałem w trakcie tego momentu. Następne, co widziałam, to powgniatany od środka samochód, zapadnięty dach. Leżałam na podłodze, między siedzeniem kierowcy, a tylnim. Powoli podniosłam się. Miałam z tym trudność, bowiem samochód stał pod skosem, jakby w rowie. Spojrzałam się do przodu, kierowca leżał z głową na kierownicy. Stacyjka zwisała na kabelkach. Szyby były w kawałkach. Drzwi od strony pasażera wgniecione. Zamiast pedału gazu, hamulca w podłogę wbite było koło. Zaczęłam krzyczeć i w panice szukać torebki i telefonu, by ktoś zadzwonił po pomoc. Ja nie mogłam. Kierowca ocknął się, wybił do końca szybę i wyszedł z samochodu. Wszyscy wyszli. Za wyjątkiem mnie. Martwiłam się, czy pozostałym nic się nie stało, chciałam jakoś pomóc. A nie mogłam nawet wyjść z samochodu. Czułam, że bolą mnie kolana i lewa ręka.
Na karetkę nie mogłam się doczekać. Nie mam pojęcia, ile minęło czasu, dla mnie były to po prostu godziny. Wyniesiono mnie z samochodu na noszach i od tej pory, przez długi czas, jedyne co widziałam, to białe sufity i ściany, światła i twarze lekarzy, czy innych ludzi, pochylające się nade mną... I czułam jeden wielki ból. Do czasu kiedy wstrzyknęli mi jakiś mocny, znieczulający lek.
Że złamany obojczyk i ponad miesiąc w gipsie, to pewnie już słyszałeś...:)
I że muszę czekać dwa lata, aż wszystko porządne się zagoi, że mam guz i blizny na ramieniu i kolanie, że lewa ręka nie jest do końca sprawna, a w łokciu mam poprzestawiane kostki tak, że nie mogę się na nim opierać, pewnie też Ci mówili;)
Owszem, wspomnienie, ale... nadal odczuwalne. A nawet w tym momencie dość intensywnie, bo za dużo notatek niosłam godzinę wcześniej w torbie.
I, zdecydowanie, nie lubię oglądać drzew z bliska. Zwłaszcza, że dodatkowo, kilka tygodni temu miałam przez chwilę zasłonięte oczy daszkiem i mocno uderzyłam głową w dość masywną gałąź...:)
I w sumie dawno nie pisałam, ani nie opowiadałam z tyloma szczegółami o wypadku, ale... bardzo dokładnie, jakby zupełnie na świeżo, jeszcze to pamiętam...
O czym teraz marzę... Myślę, że te marzenia od ostatniego czasu bardzo się pozmieniały. Wręcz... powiedziałabym, że chyba moje marzenia są coraz realniejsze... Bowiem bliższe możliwych i łatwiejsze do spełnienia... Czego nie uważam za plus... Bardziej za zbyt mocne zniżenie się ku przyziemności.
Czy nic o mnie nie wiesz... Powiedziałabym, że wiesz bardzo wiele. Wiesz właściwie więcej, niż mój przeciętny znajomy:) Bo rzeczywiście... wiedza o człowieku, to nie poznanie ze szczegółami jego danych osobowych, a troszkę inna wiedza. Dokładnie ta, którą Ty zawsze wyciągałeś z wierszy:)
A niestety nie pisałam ostatnio. Odkąd tu jestem - dokładnie nic. Będąc jeszcze w domu, próbowałam pisać coś na wzór... książki, czegoś w rodzaju pamiętnika, może autobiografii... grom wie, jak to nazwać. Niemniej jednak, nikt poza mną tego nie czytał (może poza paroma fragmentami) i póki co, nie planuję tego zmieniać:)
A ostatni wiersz... napisałam jeszcze przed wypadkiem.
I ciągle zastanawia mnie, czy to miało się tak właśnie potoczyć...
A co u Ciebie, Tolo?:) Zawsze cieszyło mnie, kiedy pisałeś o sobie, bo... rzadko to robiłeś:)
Mam nadzieję, że teraz nie będzie mi dane aż tak długo czekać na odpowiedź;)
Pozdrawiam
Pauli(e)Ney:)
PS. A ci, co wygadali się o wypadku, wygadali się też, że czasem zdarza mi się prowadzić audycje w radyjku internetowym?;))))