Orzeszki dla Wiewióreczki, Fan Fiction, Dir en Gray


Orzeszki dla Wiewióreczki

Wnętrze klubu pulsowało życiem, głośna muzyka tętniła w uszach. Wprowadzony w swoisty rodzaj transu, automatycznie lawirujący pomiędzy rozognionym tłumem ludzi, rozejrzał się bezradnie. Było ciemno, zadymiona, duszna atmosfera otępiała, kręciło mu się w głowie od błysków różnokolorowych świateł, wymieszane ze sobą dźwięki, głosy setek osób, krzyki, nawoływania i jeszcze ten upiorny jazgot techno... Ktoś złapał go za ramię. Zanim się zorientował, Kaoru pociągnął go po schodach, na piętro, w stronę zamkniętej loży. Oparł się o stół, odgarniając ze spoconego czoła kosmyki włosów. Lider rzucił na stół paczkę papierosów i opadł na siedzenie, odchylając głowę.
- Czemu tak późno? - spytał z niejakim rozdrażnieniem, opierając się wygodnie o zagłówek. W zasadzie powinniśmy się już do domów zbierać.
- Jakim cudem udało ci się załatwić oddzielną lożę? - zapytał śmiertelnie zdumiony Die, kiwając dłonią basiście, który przesunął się w głąb skórzanej kanapy, robiąc mu miejsce. Usiadł koło niego, zapadając się natychmiast w miękkie siedzenie, niewidoczny niemal zza wielkiego stołu. Sięgnął po stojące na stole piwo w kuflu z rżniętego, oszronionego szkła. - I dlaczego do domów?
- Nie ja załatwiałem, ale Kyo. Jakbyś się nie spóźnił, choć to niemożliwe w twoim przypadku - mówił Kaoru, zręcznie unikając rzuconej przez Die'a poduszki - wiedziałbyś, że mieliśmy tu piękny, fanservice'owy występ.
- Uuu... - zamruczał Die, gładząc w na poły żartobliwym, na poły współczującym geście ramię Toshiyi. - I kto się na kogo rzucał?
- Macałem go po sutku - oznajmił radośnie basista, wskazując na Kyo, który obdarzył go mało przyjaznym spojrzeniem. - A Shinyę całowałem. A Kaoru lizałem za uchem.
- Lizałeś, czy udawałeś?
- Lizał. I łaskotał - warknął zirytowany lider, mierząc basistę złym spojrzeniem. - A ja zamiast udawać podekscytowanego, zacząłem się śmiać.
- Nie moja wina, że ja ci się kompletnie nie podobam i że wolisz słodkich blondynów - Toshiya wydął usta, sięgając po piwo.
- A przywalić ci ten słodki może? - zapytał uprzejmie Kyo, podnosząc głowę z ramienia lidera.
Die zachichotał złośliwie, przejeżdżając samymi opuszkami palców po policzku basisty.
- A ty jesteś zazdrosny, Toshiya-kun? - wyszeptał prosto do ucha basisty, przesuwając po jego krawędzi gorącym językiem.
- Masz trochę czasu, żeby to sprawdzić - ziewnął Shinya, wstając z miejsca. - Jadę do domu i idę spać. Kaoru, bądź miłosierny i odwołaj jutrzejszą próbę, albo przenieś ją chociaż na południe, bo ja zwyczajnie nie przyjdę. Zresztą jest druga w nocy. Nikt nie wstałby na siódmą.
- Wstałby, na to nie licz - mruknął wokalista, zapalając papierosa. - Ta mutacja już na wyższym szczeblu. Ale na szczęście ma kogoś, kto dba o niego i dba, by spał... czasem. Jedziemy też, Kao?
- Uhm - mruknął potwierdzająco lider, odgaszając papierosa i podając wokaliście kurtkę. - Die, loża jest wasza do rana. Tylko proszę się nie upijać za mocno, bo te dwie ściany są na widoku z zewnątrz. - Wskazał na dwie przeszklone ściany, za którymi doskonale widoczna była reszta lokalu, wraz z dwoma stolikami rozentuzjazmowanych nastolatek, które poderwały się na nogi wraz z powstaniem Kaoru. - Shin, już? Pójdziemy we trójkę, wołam ochronę, bo nas te wariatki nie wypuszczą. Aha - odwrócił się przez ramię, spoglądając na basistę, leniwie gładzącego szyję Die'a - na tamtej kanapie was nie widać.
Die popatrzył za nim zdumiony, po czym razem z Toshiyą wybuchnęli dzikim śmiechem. Gdy tylko za pozostałymi zamknęły się drzwi, Toshiya odwrócił się w stronę Die'a, wpychając niemal swój język do jego ust. Gitarzysta jęknął, czując wyprężonego penisa, wbijającego mu się w udo.
- Mam na ciebie ochotę, Wiewióreczko - wymruczał mu do ucha ciemnowłosy, drażniąc je gorącym oddechem. - Nawet nie wiesz, jak wielką...
- Mogę sobie tylko wyobrazić, napaleńcu - wyszeptał Die, zsuwając się z kanapy i błyskawicznie znikając pod stołem. Uklęknął pomiędzy jego nogami, gładząc dłonią wyraźne wybrzuszenie w spodniach kochanka. Przez ciemny materiał przesiąkła wilgoć, gdy basista jęknął, znacząco wypychając biodra do góry. - Nie widać mnie?
- Nie - prawie krzyknął Toshiya, gdy szybko rozpiął jego rozporek, ściągając spodnie wzdłuż bioder w dół, wraz z bielizną.
Pochylił się nad wyprężoną męskością, lśniącą na czubku kroplami nasienia. Toshiya oddychał płytko, z głową odchyloną do tyłu. Die wziął go w usta, powoli zakreślając językiem małe kółka, oswajając się z lekko słonym, trochę gorzkim smakiem jego skóry. Zacisnął na nim usta, zmuszając basistę do głośnego krzyku, gdy zaczął ssać zaciekle. Rozległo się ciche pukanie, Toshiya zdążył przesunąć się odrobinę w głąb, zasłonięty stołem. W progu stał kelner, gnąc się w ukłonach zaczął zbierać kufle, rozstawiając nowe, podtykając basiście jakieś ciasteczka. Die prawie zachichotał, gdy kelner rozpoczął długie wywody na temat ich zespołu. Usiadł wygodniej pod stołem, niewidoczny przez długi obrus z trzech stron z niego zwisający. Przed sobą miał wciąż jeszcze gotowego penisa basisty, wciąż oczekującego odrobiny uwagi. Niemal leniwie pochylił się i przesunął po nim gorącym językiem. Toshiya podskoczył, czując delikatny, rozbudzający dotyk ust na swojej męskości. Kelner spojrzał na niego zdziwiony, gdy z ust basisty wyrwało się ciche przekleństwo. Die obciągał mu z zacięciem, jakiego zwykle brak mu było w sypialni, a Toshiya niemal zapłakał, zaciskając dłonie na blacie stołu. Starając się uspokoić coraz szybszy oddech, odpowiadał skinięciem głowy na pytania kelnera, który drażniąco powoli zaczął wycierać blat. Tymczasem Die ujął stwardniałą męskość jedną dłonią, drażniąc palcami drugiej ciasne wejście basisty.
- ... i wtedy, rozumie pan, ona do mnie - to ten sławny Hara Toshimasa! Ja jej mówię, że niemożliwe, ona - ale kochanie, idź sprawdź - paplał kelner, nieświadomy żądzy mordu, ogarniającej znajdującego się u granic wytrzymałości basistę. - No i sobie popatrzyłem, mówię - racja, zwłaszcza, jak ten mały knypek... - Die powolutku wsunął jeden palec w nieprzygotowanego na nic basistę, któremu w oczach stanęły łzy, a z ust wyrwało się nieco głośniejsze „na litość boską!...”
- Proszę... dalej... - wyjąkał Toshiya, starając się rozluźnić napięte mięśnie.
- Pan się nie obraża, pana Kyo to ja szanuję bardzo! To jest chłop... Ale powiem panu, że od razu widać, że on ma romans z tym waszym gitarzystą... Daisuke się zdaje... Panie, co panu? - zapytał zaniepokojony kelner, gdy jego rozmówca, którego zza stołu widział tylko od ramion w górę, nagle zajęczał przeciągle, zamykając oczy. Toshiya spojrzał na niego, oddychając szybko.
- Że romans ma, mówię. Z tym gitarzystą, tym drugim...
Gitarzystą, ale pierwszym. Tego drugiego zaraz zamorduję, pomyślał ponuro, gdy Die poruszył palcem, kolejny raz muskając koniuszkiem prostatę.
Zerknął szybko pomiędzy swoje uda.
Czerwonowłosy mrugnął do niego, po czym wziął w usta jego penisa, nie przestając wsuwać i wysuwać palca z jego ciała. Toshiya zacisnął zęby, starając się opanować oddech. Kelner podsuwał mu kartkę, na której złożył podpis z takim rozmachem, że ją przedziurawił. Wyciągnął gitarzystę spod stołu gdy tylko za kelnerem zamknęły się drzwi. Die, popchnięty brutalnie na stół, oparł się o blat łokciami, jęcząc głośno, gdy basista szybkim ruchem ściągnął jego spodnie. Przed sobą widział odbicie szklanej ściany w lustrze, rozbawionych ludzi, tańczących na parkiecie, rozmawiających, pijących drinki.
- A jak kelner wróci? - wyjęczał, gdy basista z mruknięciem przyjemności uklęknął za nim, pieszcząc jego pośladki językiem. Drgnął, gdy poślinione palce wtargnęły w jego ciało, a druga dłoń zacisnęła się lekko na jego naprężonym penisie. Toshiya lizał go, przygotowując na coś, od czego Die nie miał zamiaru go odwodzić. Na coś, do czego go prowokował... Krzyknął, gdy Toshiya wtargnął w jego ciało jednym, ostrym ruchem. Basista przytulił się do jego pleców, całując go w szyję. Die czuł, jak kręci mu się w głowie, krew szumiała mu w uszach, a ciało przeszywał rozrywający ból. Toshiya oddychał ciężko, resztką sił zwalczając w sobie potrzebę wdarcia się do końca w drżące ciało pod sobą, zaspokojenia siebie, nie przejmując się przyjemnością kochanka.
- To będzie musiał zmienić poglądy na romanse w zespole, Wiewióreczko - wyszeptał, wykonując pierwsze, delikatnie pchnięcie. Die zacisnął mięśnie, doprowadzając go niemal na szczyt. Zagryzł wargi, zaczynając poruszać się coraz szybciej w ciasnym, gorącym wnętrzu. Prawie położył się na gitarzyście, zaciskając palce na pulsującej męskości, biorąc go mocnymi, ostrymi pchnięciami. W momencie, gdy z ust basisty wyrwał się głośny krzyk spełnienia, znów rozległ się pukanie do drzwi. Die błyskawicznie oderwał od siebie basistę, który natychmiast znalazł się pod stołem. Kiedy kelner wszedł, znudzony, czerwonowłosy mężczyzna, wyglądający na ciężko chorego, z malinowymi wypiekami na policzkach, popijał powietrze z pustego kufla, oblizując spierzchnięte usta. Kelner zagapił się na niego, marszcząc brwi. Die zerknął na niego uprzejmie, starannie ignorując cichuteńki, złośliwy chichot i ciepłą dłoń, sunącą w górę jego nagiego uda. Wciągnął gwałtownie powietrze i syknął przez zęby, gdy poczuł pierwsze, delikatne muśnięcia warg na swoim naprężonym penisie.
- A ten, no basista wasz, to poszedł? - zapytał zawiedziony kelner, patrząc na niego smutnymi oczami chorego spaniela. - Bo mi tu kobita truje... panie, ona wymyśliła, że ten autograf, to ma z jej imieniem być i...
- A ja nie mogę jej dać? - przerwał zrozpaczony Die, z całej siły próbujący powstrzymać krzyki, gdy basista bez opamiętania lizał jego męskość, jednocześnie pieszcząc palcami jądra.
- Ależ co pan? Dać to temu no, knypkowi, panu Kyo się znaczy, by pan mógł!...
Jednocześnie Die wrzasnął, czując przeszywającą go rozkosz, gdy doszedł i ból, gdy basista drasnął go zębami, zgięty wybuchem śmiechu. Wierzgnął nogami, trafiając Toshiyę w czoło, gdy ten, cofając się odruchowo, wypadł prosto pod nogi osłupiałego kelnera, który nagle znalazł się twarzą w twarz z półnagim basistą.
Przez chwilę panowała cisza. Toshiya, czując na sobie łakomy wzrok kelnera - wlazł pod stół z powrotem. Die ryknął śmiechem, chowając twarz w dłoniach. Oszołomiony kelner zamrugał gwałtownie, marszcząc brwi. Pochylił się, odsuwając obrus, który natychmiast basista opuścił z powrotem.
- A co on tam robi, ten pan Hara? - spytał ciężko zdziwiony kelner, drapiąc się po głowie.
- Szuka orzeszków Wiewióreczki... dla Wiewióreczki...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray
Perwersja o smaku truskawek, Fan Fiction, Dir en Gray
No nie, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko inaczej, Fan Fiction, Dir en Gray
Sprawdź mnie, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron