Rozdział 79. Nadchodząc
Petunia Dursley usiadła na łóżku przy oknie w niedawno utworzonej sypialni dla gości, znajdującej się tuż obok Pokoju Wspólnego Hufflepuffu, wyglądając na nieszczęśliwą, przerażoną i zdezorientowaną. Zmartwienie po zobaczeniu Vernona i Dudleya dostarczonych w takich sposób do Skrzydła Szpitalnego gdzieś zniknęło, podobnie jak strach, który odczuwała od czasu jej spotkania z dwoma przestępcami, którzy zabrali ją z Privet Drive. Teraz naprawdę nie wiedziała, co myśleć. Obrazy olejne poruszały się i mówiły! A duchy - duchy! - powitały ją w tym miejscu! Zaczynała rozumieć, jakiego rodzaju dziwolągi tutaj mieszkały.
Była zagubiona w myślach, niespokojnie skubiąc róg kołdry leżącej na łóżku, kiedy jej ramienia delikatnie dotknęła słodko wyglądająca dziewczyna z długimi blond włosami zaplecionymi w warkocz opadający na plecy.
- Może zechciałaby pani przyjść na chwilę do naszego Pokoju Wspólnego? Profesor Sprout, nasza opiekunka, pragnęłaby powitać gości i pokazać im najważniejsze miejsca w Hogwarcie. Jestem pewna, że poczuje się pani lepiej, gdy będzie pani miała jakiekolwiek rozeznanie w terenie.
Nieco ogłuszona, Petunia w ciszy podążyła za nią krótkim, kamiennym korytarzem, wchodząc do zaskakująco wesołego, bardzo staromodnego pokoju z dużą ilością wygodnych kanap i foteli. Znajdowało się tam również mnóstwo rozproszonych wszędzie, małych stolików oraz ogromny kominek, który zajmował prawie całą ścianę. To był ładny, duży pokój, choć pani Dursley szybko poczuła nawrót swojej klaustrofobii, toteż natychmiast przeniosła się na miejsce tuż obok jednego z ogromnych okien, starając się spoglądać w niebo.
Ostatecznie zdobyła się na to, by rzucić okiem na inne osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Kilkoro z nich wyglądało dziwnie - przypuszczała, że byli dziwadłami. Mała kobieta, starająca się wszystkim kierować, wydawała się być całkiem sensowna, jeśli zajrzało się głębiej - pod zabrudzone ziemią ubrania i śmieszny kapelusz. Znajdowała się tam również spora grupa ludzi wyglądających normalnie. Pani Dursley po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, co spowodowało, że tacy ludzie jak ona oraz cała reszta obecnych znaleźli się w takim miejscu jak to.
Ku przerażeniu Petunii, bardzo stara czarownica dołączyła do niej, zajmując miejsce tuż obok ogromnego okna. Miała na sobie całkowicie staromodną suknię oraz kapelusz, o którym pani Dursley pomyślała, że najprawdopodobniej nie był w modzie w absolutnie żadnym historycznym okresie. Odsunęła się znacząco od tej absurdalnie żenująco wyglądającej istoty, mając nadzieję, iż stara kobieta sobie pójdzie. Ku zaskoczeniu Petunii, czarownica rzuciła jej oceniające spojrzenie, po czym odwróciła się plecami, z rozczarowaniem wzruszając ramionami.
Niska wiedźma, nieco przybrudzona ziemią, wstała, by przemówić do grupy osób. Pani Dursley westchnęła zniesmaczona. Czarownica przedstawiła się jako profesor tej szkoły - cóż, to na pewno wiele mówi o jakości tej instytucji!
- Wielu z was dopiero teraz odkryło, że w rzeczywistości jest charłakiem, a nie mugolem. Nosicie w sobie małą cząsteczkę magii. To może okazać się dla was nieco szokujące, ale w końcu to zaakceptujecie. Witamy was w naszych dormitoriach, tutaj, w Domu Hufflepuff. Znajdujemy się na parterze, więc łatwiej wam będzie tutaj dotrzeć. Sądzę, że przekonacie się, iż Puchoni są najbardziej przyjaznymi czarodziejami i czarownicami. Zwłaszcza teraz, kiedy żyjemy w niezwykle niebezpiecznych czasach!
Cóż, oczywiście, że tak! Dlaczego policja nie odpowiedziała, gdy zadzwoniła? A potem ci dwaj straszni… Czymkolwiek oni byli, zaatakowali ją i przyprowadzili tutaj! Niebezpieczne czasy, w rzeczy samej.
- Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wysłał pewne zaklęcie, które uderzyło w cały świat, jednocześnie usypiając wszystkich ludzi. Harry Potter odpowiedział falą mocy, posłaną w głąb planety, która pozwoliła mu obudzić każdego za pomocą magii.
Petunia nie potrafiła powstrzymać głuchego warknięcia na wzmiankę o jej bezwartościowym siostrzeńcu, tym samym zdobywając paskudne spojrzenia od osób, którym udało się to usłyszeć.
- Przenosimy do Hogwartu przynajmniej tych mugoli, którzy w jakiś sposób są powiązani z naszymi uczniami oraz gronem pedagogicznym. Nie wiemy jeszcze, jak obudzić śpiących mugoli, ale przynajmniej możemy utrzymać przy życiu tych, którzy tutaj są, podczas gdy będą oni spać pod wpływem zaklęcia. Prosimy również o dołączenie członków magicznej społeczności, którzy pragną pomagać mugolom wewnątrz zabezpieczeń szkoły, tak więc może być tu trochę tłoczno. Niektórzy z nich będą przebywać w Domach, w których mieszkali, gdy sami chodzili do szkoły. Pozostali zatrzymają się w namiotach wzniesionych na dziedzińcu.
Słysząc to, Petunia wywróciła oczami - namioty! Jaki rodzaj ludzi za akceptowalne uważa takie zakwaterowanie?
- Będziemy potrzebowali każdego, kto chciałby pomóc. Jeśli ktokolwiek z was ma medyczne wykształcenie, będzie potrzebny w jednym ze Skrzydeł Szpitalnych - dysponujemy jednym głównym, ponadto dodano kilka pomniejszych pomieszczeń, by mogły służyć w ten sam sposób. Jeżeli posiadacie umiejętności wymagane do warzenia mikstur, przydacie się również w laboratoriach. Ostatecznie muszę przyznać, iż będę również wdzięczna za pomoc w szklarni. Hodujemy tam szeroki wachlarz magicznych roślin i ziół. Wiele z nich jest używanych w eliksirach, niektóre z kolei w kuchni. Jednakże zwolniłam teraz większość uczniów i istot magicznych, którzy zwykle mi pomagają, by mogli zająć się innymi obowiązkami. Podczas śniadania przemyślcie to, co chcielibyście robić, a my wszystko zorganizujemy. Śniadanie, podobnie jak cała reszta posiłków, odbywa się w Wielkiej Sali. Pójdziemy tam teraz i wskażę wam odpowiednie stoły.
Petunia dołączyła do sporej grupy ludzi, którzy pozornie wyglądali normalnie, idąc wzdłuż ogromnych korytarzy, w których znajdowała się jeszcze większa ilość ruszających się obrazów. Weszli do olbrzymiego pomieszczenia. Wyglądało, jakby zbudowano je pod gołym niebem - tuż nad nimi dało się dostrzec chmury! Znajdowało się tam około pół tuzina kominków wielkości małych pomieszczeń oraz ogromne okna ze szkła ołowiowego mieszczące się wysoko ponad nimi - kilka z nich było otwartych, by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza.
Jej grupa została skierowana do jednego z wielu długich stołów, ciągnących się przez całą długość pomieszczenia. Trochę niezręcznie wspięła się na jedną z ławek, rozciągniętych wzdłuż stołów. Zastanawiała się, jak - do cholery - pracownicy obsługi mają zamiar dostarczyć jedzenie do tak dziwnie usytuowanych miejsc. Na stołach nie było nawet talerzy! Zareagowała z niemałym opóźnieniem, kiedy - ni stąd, ni zowąd - jedzenie pojawiło się na stołach tuż przed nią, razem z zaskakująco wysokiej jakości porcelaną i srebrem.
Wszyscy, którzy znajdowali się wokół niej, natychmiast zaczęli napełniać swoje talerze, nakładając z pięknie przygotowanych mis niebiańsko pachnące wypieki, potrawy z jaj, owoce czy płatki zbożowe. Następnie zaczęto komentować, jakie to wszystko było pyszne. Mając nadzieję, iż będzie w stanie delektować się smakiem jedzenia, Petunia nałożyła sobie trochę potraw na talerz. Poczuła wielkie rozczarowanie, zdając sobie sprawę, że niczym się nie różniło - pożywienie okazało się tak bezsmakowe, jak wszystko, co jadła od czasu upadku.
*
Hermiona całkowicie pogrążyła się w myślach, siedząc w gabinecie Dumbledore'a, gdy przeglądała księgi Salazara Slytherina przetłumaczone dla nich przez Harry'ego. Poinformowała już starszego czarodzieja o wynikach swoich badań przeprowadzonych w ciągu ostatniego roku i podzieliła się z nim wszystkim, co do tej pory odnalazła na temat starożytnych zaklęć. Wypili po porcji Eliksiru Pieprzowego, po czym zjedli śniadanie dostarczone im przez kilka skrzatów domowych, kiedy to profesor Dumbledore powiedział jej, jak niewiele udało mu się dowiedzieć o obecnej sytuacji od pani Bones, kiedy ta przybyła na chwilę z wizytą. Hermiona wiedziała, że prawdopodobnie będą musieli powtórzyć większość informacji, gdy profesor Snape i Harry do nich dołączą, ale potrzebowała swego rodzaju zaplecza, które umożliwiłoby jej jak najlepsze wykorzystanie tego czasu. Prawdę powiedziawszy, była wyjątkowo zachwycona możliwością stanowienia części działań mających na celu przeciwdziałanie atakowi Voldemorta. To wszystko zawsze spoczywało na barkach Harry'ego, więc cieszyła się, gdy tylko spostrzegła, że może zrobić cokolwiek, by nieco zmniejszyć ciężar na ramionach przyjaciela. Radość spowodowana czynieniem takiego honoru została nieco przyhamowana przez strach związany z tym, co ta sytuacja oznacza nie tylko dla czarodziejów, ale również dla mugoli z całego świata. Tak wielu z nich było zagrożonych!
*
Po kilku kolejnych godzinach snu, Harry w końcu otworzył oczy. Zobaczył opartego o siebie Severusa, który wciąż trzymał Kamień Serca tuż przy jego sercu. Głowa mężczyzny znajdowała się tuż obok, na klatce piersiowej Złotego Chłopca. Młodzieniec uśmiechnął się, a w jego wzroku dało się dostrzec ciepło. Uwolnił jedną rękę, wyciągając ją spod koca, by delikatnie odsunąć kilka kosmyków czarnych włosów, opadających na twarz współmałżonka. Pod wpływem jego dotyku, oczy Severusa otworzyły się. Tym razem żaden z nich nie zatrzymał się ani nie spróbował przerwać ich potencjalnie żenującego zachowania. Harry wykorzystał ostatnią szansę, by odsunąć kosmyk włosów z twarzy Snape'a, podczas gdy Mistrz Eliksirów kontynuował wpatrywanie się w te wspaniałe, zielone oczy, które w końcu niemalże radośnie oddawały jego spojrzenie.
Trzęsącym się głosem, Potter ostatecznie zdecydował się przerwać ciszę.
- Jak bardzo źle jest?
Snape usiadł, prostując się.
- Voldemort rzucił zaklęcie snu, jedno z niewielu, na które podatni są również mugole. To uśpiło każdego czarodzieja i każdego niemagicznego człowieka. Amelia Bones była tutaj wcześniej i poinformowała, iż objęło to cały świat, nie tylko Hogwart czy Anglię. Z kolei twoje zaklęcie najwyraźniej obudziło każdego, kto miał w sobie choć odrobinę magii, przywracając do życia czarodziejski świat. Problemem mugoli jest fakt, że zostali wprowadzeni w sen, a nie w stan zastoju. Uważamy, iż będą spać pod wpływem tego czaru przez najbliższe trzy miesiące, może więcej. Do tego czasu, oczywiście, wszyscy zginą z odwodnienia. Twoja przyjaciółka, panna Granger, wraz z Dumbledore'em są w tej chwili w gabinecie dyrektora. Podejrzewam, że przeglądają jej notatki na temat badań związanych ze starożytnymi zaklęciami oraz twoje tłumaczenia ksiąg Salazara. Zaczęliśmy również transportowanie do szkoły mugolskich krewnych uczniów Hogwartu, aby być w stanie udzielić im pomocy medycznej, podczas gdy będziemy pracować nad sposobem szerszego niesienia potrzebnej im pomocy różnego rodzaju. Remus Lupin oraz twój przyjaciel, pan Weasley, kierują tymi wszystkimi wysiłkami, co tłumaczy ich nieobecność przy tobie, kiedy się uprzednio budziłeś.
Potter zaczął walczyć, próbując usiąść. Nie był powstrzymywany protestami Snape'a, który mimo wszystko wolałby, aby jego współmałżonek pozostał w łóżku. Obaj wciąż odczuwali zmęczenie i nie odzyskali jeszcze pełni sił, ale jednocześnie zdawali sobie sprawę z faktu, iż czas był w tym wypadku wyjątkowo istotny. Widząc, że Złoty Chłopiec próbuje wstać z łóżka, pani Pomfrey przybiegła do nich, jednocześnie rzucając na młodzieńca jedno z zaklęć skanujących. Początkowo planowała zatrzymać go w Skrzydle Szpitalnym przynajmniej do jutra, ale w tej chwili stało się dla niej jasne, że ani Harry, ani Snape nie chcą nawet o tym słyszeć.
Rzuciła zaklęcie, które zmieniło piżamę Pottera na ubranie codzienne, po czym zaprowadziła ich do kominka podłączonego do sieci Fiuu, który znajdował się w jej biurze. Następnie wcisnęła w ręce Severusa dwie duże fiolki z Eliksirem Pieprzowym. Bóg jeden wiedział, jak bardzo ich potrzebowali.
Dyrektor skierował na Mistrza Eliksirów oskarżycielskie spojrzenie, gdy on i Złoty Chłopiec pojawili się w jego gabinecie za pomocą sieci Fiuu. W odpowiedzi Snape spiorunował starca wzrokiem. Ku ich wzajemnemu zaskoczeniu, to Potter zaczął bronić ich pojawienia się.
- Nie mamy chwili do stracenia, profesorze. Możemy przespać się później.
Z cichym westchnieniem Dumbledore musiał przyznać mu rację.
- Cóż, moi chłopcy, jest już niemal pora obiadowa. Pozwólcie, że poproszę skrzaty domowe o przyniesienie nam porcji kanapek, herbaty i czekoladek. Panna Granger i ja możemy poinformować was o tym, co udało nam się ostatnio ustalić, kiedy będziemy robić sobie krótką przerwę na lunch.
Hermiona wspomagała się swoimi niezmiennie obecnymi notatkami, gdy chronologicznie przedstawiała im przebieg wydarzeń. Zaczęła od wczorajszej kolacji, po czym przeszła do informacji pochodzących z ministerstwa. Miała właśnie rozpocząć dyskusję na temat misji ratunkowej, która rozpoczęła się w środku nocy, kiedy Remus wyszedł z kominka podłączonego do sieci Fiuu, niosąc dla niej stos opasłych ksiąg. Serdecznie przywitał się z Harrym, po czym dołączył do grupy, by wysłuchać reszty sprawozdania i zjeść kilka kanapek. Tak, jak przewidywała panna Granger, jej przyjaciel rzeczywiście z przyjemnością dowiedział się, iż wszyscy zaangażowali się w sprowadzanie do zamku mugoli oraz zaskakującej liczby charłaków, którzy żyli w przekonaniu, że są niemagicznego pochodzenia - zrobili to dla ich bezpieczeństwa.
Hermiona, podobnie jak wcześniej Severus, szybko zapewniła Złotego Chłopca, że Ron przyszedł zobaczyć go w Skrzydle Szpitalnym ostatniej nocy, ale w chwili obecnej był zbyt zaangażowany w misję ratunkową.
- Co z charłakami? Kto się pojawił?
Panna Granger uśmiechnęła się, opowiadając o przyjeździe do Hogwartu jej rodziców w towarzystwie Augusty Longbottom. Remus - z miną winowajcy - spojrzał na swoje ręce leżące na kolanach, po czym kontynuował opowiadanie.
- Tak, jak powiedziała Hermiona, przetransportowaliśmy do zamku wszystkich mugolskich rodziców i krewnych każdego ucznia tej szkoły.
Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na Złotym Chłopcu, by śledzić jego reakcję na to, co - jak wiedzieli - zostanie wypowiedziane za chwilę.
- Na podstawie tego, co mówiłeś na temat odpowiedzialności i dawania ludziom drugiej szansy, nawet, jeśli tak naprawdę nie wydają się na to zasługiwać, Syriusz i ja udaliśmy się na Privet Drive, by przyprowadzić tu Dursleyów.
Severus uważnie zaobserwował, jak wiele różnych emocji pojawiło się na twarzy jego współmałżonka, jednakże wszystkie z nich były pozytywne. Wyglądało na to, iż panna Granger naprawdę doskonale znała serce swojego przyjaciela.
- Ku naszemu zaskoczeniu, odkryliśmy, że twój wuj i kuzyn mocno śpią, w przeciwieństwie do zajmującej się nimi ciotki. Okazało się, iż jest charłaczką, a tobie udało się ją zbudzić. Mężczyźni są w Skrzydle Szpitalnym, natomiast Petunia znajduje się obecnie wśród innych charłaków i gości ulokowanych w nowych dormitoriach stworzonych w Hufflepuffie.
Albus zdecydował się wypowiedzieć w tym momencie.
- To wydaje się być najbezpieczniejsze miejsce, w którym mogliśmy ich ukryć - zwłaszcza osoby, które nie wiedzą nic o magii.
Złoty Chłopiec patrzył na Remusa, czując, iż część tej historii nie została jeszcze do końca dopowiedziana. Jakby w odpowiedzi na pytające spojrzenie młodzieńca, Lunatyk kontynuował swoją opowieść.
- Petunia nie była szczególnie miła. Oskarżyła Syriusza, mnie… nas wszystkich o wywołanie tej katastrofy. Powiedziała straszne, złe rzeczy. W szczególności jedną - zdenerwowała mnie do tego stopnia, iż straciłem nad sobą kontrolę i uderzyłem ją w twarz.
Ku ogromnej uldze Lupina, na twarzy Harry'ego nie odmalowało się potępienie ani rozczarowanie, przecinał ją raczej wyraz rozbawienia. Petunii udało się sprowokować najłagodniejszą osobę, którą Złoty Chłopiec kiedykolwiek poznał!
- Ty i Syriusz postąpiliście słusznie, Remusie, zarówno idąc po nich, jak i pokazując ciotce, co myślicie o jej komentarzach. Dziękuję!
- Mamy również kilka innych zaskakujących twarzy wśród osób przebywających obecnie w Hogwarcie - dodał Dumbledore. - Wiesz, oczywiście, iż zawsze jest kilku aurorów utrzymujących kontakt z mugolskim rządem. To pomaga nam uzyskać pomoc premiera. Myślę, że w przyszłości to nie będzie trudne, szczególnie po tym, jak w nocy zabrano kilku przywódców politycznych do świętego Mungo w celu hospitalizacji. Jeden ze wspomnianych aurorów odebrał raczej spanikowaną wiadomość z Buckingham Palace. Okazało się, iż obaj książęta są charłakami. Dali nam dostęp do pałacu, więc udało nam się zabrać do świętego Mungo również rodzinę królewską. Z kolei książęta przywieźliśmy tutaj, to bardzo mili młodzieńcy.
Harry podziękował za wszystko, co zrobili, po czym podał jak najwięcej szczegółów dotyczących prób obudzenia ludzi, które tylko udało mu się przypomnieć. Podzielił się również jak największą ilością komentarzy i rad kruków, które udało mu się odtworzyć w pamięci. Opowiedział o panice, którą poczuł, gdy zorientował się, iż nie wie, jak wrócić do domu. Wspomniał też o spotkaniu z czarnymi Wyrmami i ich pomocy w odnalezieniu drogi powrotnej. Przestudiował szczegółowo wszystko, co powiedziały mu o swoich spostrzeżeniach dotyczących wydarzeń minionej nocy oraz o magii Ziemi i liniach geomantycznych. Hermiona robiła to, w czym była najlepsza - starannie wykonywała notatki, by później poddać je szczegółowej ocenie i badaniom. Harry był pewien, iż do jutra będzie wiedziała więcej na temat czarnych Wyrm niż niejeden żyjący czarodziej.
Do tego czasu Severus zachowywał się bardzo spokojnie, jedynie słuchając i obserwując. Jednakże on również miał coś do przekazania.
- Voldemort definitywnie pobrał moc, której potrzebował do przeprowadzenia rytuału, od swoich śmierciożerców. Wygląda na to, że zwoje srebrnej taśmy, które są owinięte wokół mojego Mrocznego Znaku, trochę to powstrzymały, ale nawet z tą ochroną odpływ mojej magii był ogromny. Jest dwóch uczniów, którzy otrzymali już Znak - do tej pory leżą w stanie śpiączki z powodu pozbawienia ich mocy. Nawet twoje wszechmocne zaklęcie, Harry, ich nie obudziło. Wciąż znajdują się w Skrzydle Szpitalnym. W myśl tego uważam, iż poczułem odpływ magii około dziesięciu sekund przed zaśnięciem, ponadto myślę, że Harry obudził mnie nie więcej jak dwadzieścia, może trzydzieści sekund później.
Hermiona nie mogła nie zauważyć, na jak zmęczonych wyglądał zarówno jej przyjaciel, jak i profesor Snape nawet pomimo tego, iż przed chwilą coś zjedli.
- Dlaczego nie możecie się chwilę przespać? Przeprowadziliśmy już dalsze badania nad zaklęciami, które znaleźliśmy w ubiegłym roku. Oczywiście, teraz musimy przyjrzeć się dokładniej magii Ziemi oraz liniom geomantycznym. Chciałabym również poszukać czegoś na temat czarnych Wyrm. Ponadto możemy poprosić panią Pomfrey, żeby zbadała wpływ takiego odebrania magii na…
Przywołując na twarz uśmiech - naprawdę, jeżeli pozwolono by jej dokończyć wypowiedź, lista potencjalnych tematów badawczych nigdy nie miałaby końca - Harry przerwał Gryfonce:
- Nie, Hermiono. Nie teraz. Przetłumaczyłem dopiero trzy księgi Slytherina. Co, jeśli najlepsza wskazówka lub najodpowiedniejszy pomysł znajduje się w jednej z pozostałych? Nikt inny nie może zrobić tego za mnie. Severusie, mógłbyś mi pomóc? Jestem pewien, że uda mi się zrobić to szybciej, jeśli znajdę sposób na ścisłe trzymanie się angielskiego.
- Właściwie moglibyśmy najpierw przedyskutować zawartość tych ksiąg. Nie mamy tyle czasu, by pozwolić ci przetłumaczyć wszystko. Jeżeli uda nam się zidentyfikować kilka sekcji, które będą wydawać się najbardziej obiecujące dla naszych pilnych potrzeb, rzucę zaklęcie na twoje pióro. Będziesz jedynie czytał, mówiąc tekst w języku angielskim, a ono będzie za ciebie zapisywało słowa na pergaminie. Musimy się spieszyć. Według moich obliczeń mugole śpią już od około osiemnastu godzin. Zdrowi ludzie mogą przeżyć dwa lub trzy dni bez wody. Zbliża się czas, w którym mniej zdrowi mugole znajdą się w niebezpieczeństwie. Zresztą, już niedługo ci całkowicie zdrowi doświadczą odwodnienia. Myślę, iż musimy coś wymyślić w przeciągu dwunastu do dwudziestu czterech godzin, jeśli to możliwe.
Albus skinął głową, zgadzając się z sugestią Snape'a, jakoby potrzebowali się skupić.
- Sądzę, że wszyscy są zdania, iż linie geomantyczne stanowią klucz, niezależnie od tego, jakie rozwiązanie odnajdziemy. To kryzys na skalę światową, więc będziemy potrzebowali wyjścia, dzięki któremu uda się rozprzestrzenić remedium na cały świat, a owe linie wydają się być najbardziej skutecznym środkiem do zrobienia tego. To z kolei oznacza, iż nasze rozwiązanie musi być urokiem bądź zaklęciem, ewentualnie czymkolwiek, co da się wysłać za pomocą linii geomantycznych. Nie możemy użyć czegoś tak fizycznego, jak eliksir.
Złoty Chłopiec skinął głową potakująco.
- Jak pan uważa, do jakiego rezultatu powinniśmy dążyć? Obudzenia ich czy może odnalezienia sposobu na zachowanie ich przy życiu, kiedy będą spać?
Severus również to rozważał, szczególnie od momentu, w którym pani Bones poinformowała ich o wynikach badań przeprowadzonych przez ministerstwo.
- Ministerstwo ustaliło, że Voldemort użył zmodyfikowanego zaklęcia snu. Uważa się, iż jedyną możliwością na obudzenie kogokolwiek we śnie, jest pchnięcie odrobiny magii wprost do magicznego rdzenia danej osoby znajdującej się pod wpływem owego zaklęcia. Mugole go nie posiadają, ponadto są zdecydowanie bardziej liczni niż społeczność czarodziejska. Zważywszy na fakt, iż nie uda nam się dość szybko znaleźć alternatywnego, niewiążącego się z magicznymi impulsami sposobu na obudzenie ich, sądzę, iż musimy skupić się na tym, by spróbować utrzymać ich przy życiu. Dyrektorze, myśli pan, że uda się przekonać ministerstwo do podzielenia się wynikami badań na temat tego zaklęcia? Jeżeli tylko pani Bones zrozumie, że szukamy możliwego rozwiązania pośród starożytnej, nieużywanej dziś magii, którą dzisiejsi czarodzieje się nie interesują…
- Wspaniała sugestia! Uważam, że w chwili obecnej poziom paranoi w ministerstwie jest nieco niższy, zważywszy na fakt, iż Knot przebywa w areszcie. Jestem przekonany, że Amelia będzie z nami współpracować. Natychmiast udam się tam przez sieć Fiuu, by z nią porozmawiać.
Po tych słowach przerwa na lunch została zakończona, a wszelkie prace rozpoczęły się na dobre. Albus przeniósł się do ministerstwa. Remus dał Hermionie księgi, które przywiózł dla niej z biblioteczki Blacków na Grimmauld Place. Jego zdaniem mogły stanowić nieocenioną pomoc w jej badaniach. Następnie opuścił dyrektorski gabinet, aby wrócić do Rona, Syriusza i wszystkich pozostałych, którzy wciąż pracowali na misjach ratunkowych. Panna Granger transmutowała mały stolik w obszerne biurko wyposażone w pergaminy i pióra, by Harry i Severus mogli z niego skorzystać. Przywołała dla nich nieprzetłumaczone księgi Salazara, po czym na powrót usiadła przy biurku, którego używała wcześniej.
*
Przebywając w szklarniach, Petunia wyglądała na całkowicie przerażoną znajdującymi się tam roślinami. Niektórym z nich udało się wyczuć jej strach, przez co starały się ją zaatakować. Spośród wielu opcji wybrała pracę w szklarniach - po pierwsze ze względu na fakt, iż było to miejsce całkowicie otwarte, a po drugie przez swoje założenie, iż ogrody w zamku będą podobne do tych znajdujących się w posiadaniu państwa, o których czytała w swoich kolorowych magazynach. Jej własna - albo raczej Harry'ego - praca w ogrodzie ograniczała się do doglądania dekoracyjnych grządek, podobnie zresztą, jak robiły wszystkie inne rodziny mieszkające w okolicy. Robienie czegokolwiek ponad to mogłoby zasugerować, iż ona sama w jakiś sposób była ekscentryczna albo - co gorsze - jeśli miałaby ogród warzywny, ludzie mogliby pomyśleć, że nie ma środków na zakup świeżej żywności w sklepie spożywczym. Zgłaszając się na ochotnika do tego zadania, spodziewała się, iż będzie otoczona pięknymi kwiatami i pachnącymi ziołami. Sądziła, że znajdzie się zaledwie kilka grządek z warzywami, które mogą przydać się w kuchni. Zamiast tego wydano jej ciężkie rękawice ogrodnicze z jakiejś dziwacznie wyglądającej skóry oraz duży, skórzany fartuch. Była śmiertelnie przerażona ostrzeżeniami przed podchodzeniem do danych grządek. Zalecano, aby stać tam, gdzie nie mogą jej dosięgnąć.
Kazano jej zebrać dojrzałe liście z rzędu roślin, które wydawały się bronić ich za wszelką cenę. One się ruszały! I pluły! I wykonywały wszystkie inne rzeczy, których owoce i warzywa po prostu nie robią w normalnym świecie.
Miała nadzieję na znalezienie możliwości do wdania się w rozmowę z niektórymi normalnie wyglądającymi ludźmi znajdującymi się w szklarni, ale pomieszczenie było duże i nikt nie pracował w jej pobliżu. Poczuła się zupełnie samotna i całkowicie nieszczęśliwa. A wszystko to za sprawą jej paskudnego siostrzeńca.
*
Ron Weasley i Remus Lupin spędzili całą noc, poranek i większą część popołudnia na organizowaniu zespołów, które wyruszą w świat, by znaleźć rodziny uczniów mugolskiego pochodzenia. Oni sami brali udział w kilku misjach ratowniczych, ale głównie starali się znaleźć jak największą ilość studentów wyższych klas, którzy mogliby pomóc młodszym uczniom ze swoich Domów. Szukali również jednego dorosłego do udzielenia pomocy w transporcie śpiących krewnych. Zdarzały się szczęśliwe historie, które kończyły się sprowadzeniem rodziców i rodzeństwa do Skrzydła Szpitalnego, by można było się nimi zająć. Miały miejsce również radosne spotkania - takie jak z rodzicami Hermiony - gdzie niemagiczni ludzie okazywali się charłakami, a nie mugolami. Uratowano również kilku obudzonych charłaków, którzy błąkali się w stanie szoku od swoich rodzin do sąsiadów. Niestety zdarzało się, iż niektórzy członkowie rodzin zasnęli w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie, nie przeżywając tego doświadczenia.
Ron wybrał się z Draco (którego brwi podniosły się na oświadczenie rudzielca, jednak - jak zauważył Weasley - rodzina to rodzina), by zobaczyć, czy z ojcem Ślizgona wszystko było w porządku. Malfoy niemalże zaczął histeryzować, kiedy usłyszał o godnym pożałowania stanie dwóch uczniów, którzy zostali całkowicie pozbawieni swojej mocy, gdy Voldemort rzucił zaklęcie.
Lucjusz również znajdował się w opłakanym stanie. Jego żona odwiedzała przyjaciół, więc pozostał w domu sam. Zaczął opierać się odpływowi magii, kiedy tylko go poczuł, ale ten szybko obezwładnił go, pozostawiając zbyt słabym, by mężczyzna mógł choć się poruszyć - nawet po tym, jak Harry rzucił swój własny czar.
Chłopcy przybyli o świcie, a Malfoy senior wciąż nie potrafił się ruszyć. Udało im się przetransportować go do Hogwartu i umieścić w dormitoriach Domu Slytherina zaraz po tym, jak pani Pomfrey podała mu kilka eliksirów i nakazała spędzić w łóżku następny dzień lub dwa, by magia czarodzieja mogła się bez przeszkód zregenerować.
Okazało się, iż Lucjusz był prawdziwym szczęśliwcem. Kiedy wieść o tej sytuacji dotarła do pozostałych Ślizgonów, spora ich liczba zaczęła martwić się o swoich własnych rodziców. Wielu z nich dostało się do domu za pomocą proszku Fiuu lub aportacji, by upewnić się, czy wszystko z nimi w porządku. Chociaż sporo z nich znajdowało się w takiej sytuacji, jak Lucjusz, to co najmniej troje rodziców posiadających na przedramieniu Mroczny Znak nie przeżyło aż tak znaczącego odpływu magii. Kilkoro z nich było w tak tragicznym stanie, iż pani Pomfrey nie miała optymistycznego zdania na temat odzyskania przez nich zdolności do funkcjonowania wśród czarodziejów. Ogromne poczucie zdrady zaczęło towarzyszyć rozdzierającemu żalowi, który odczuwała większość studentów mieszkających w lochach na skutek całej tej sytuacji.