Wewnętrzne światło Zbigniew Prochowski Wstęp Cykl "Wewnętrzne światło" odnosi się do głębokiego zrozumienia samego siebie. Czytając go, zwrócimy się do swych uczuć, swej natury, swojej istoty, której mimo różnych deklaracji nie rozumieliśmy. Dzięki tym tekstom spojrzymy sobie w oczy, zadamy pytania, które wymagają odpowiedzi, i odpowiemy na nie szczerze i z miłością. Być może po raz pierwszy w życiu zobaczymy siebie samych bez zbędnych osądów, nadinterpretacji czy życzeniowego patrzenia na siebie. Jednak musisz mieć odwagę, ponieważ poruszę tematy, jakie stoją w znaczącej opozycji do powszechnie przyjętej definicji rozwoju duchowego. Podważę to, w co wierzyłeś, zadam pytania, po których poczujesz lęk przed odpowiedzią, aby wreszcie, odsłaniając kolejne iluzje, pokazać Ci Ciebie. Półtorej roku temu sam odarłem się ze złudzeń, jakie wnosi powszechnie przyjęty rozwój duchowy, było mi ciężko, byłem sam. Jednak dziś z perspektywy czasu widzę wyraźnie, że to było słuszne. Jeżeli szukasz w moich tekstach odpowiedzi, jak zarobić pieniądze, to poniesiesz fiasko, jeżeli szukasz w nich jak mocniej kochać, to poniesiesz fiasko, jeżeli szukasz celu w życiu, to poniesiesz fiasko, ale jeżeli chcesz poznać siebie, odkryć swoje dziedzictwo, bogactwo, nieograniczoność, nieopisaną miłość, to zapraszam do lektury. Teksty "wewnętrznego światła" nie traktują o tym, co masz robić, ale kim jesteś; bowiem kiedy wiesz, kim jesteś, to wiesz, co możesz. Zbyszek Prochowski Artykuły:
Poznaj swój potencjał Autor: Zbyszek Prochowski Jak zapewne wiesz, masz w sobie wszystko. Czytałeś o tym, słyszałeś od różnych ludzi, którzy o tym czytali, medytowali nad tym, wizualizowali to. Możliwe, że sam już próbowałeś medytować i wizualizować sobie pełnię. Być może też afirmowałeś ją. Zarówno Ty, jak i wielu innych ludzi stara się zapełnić ciągle dolegającą naszemu wnętrzu pustkę. Nie ma w tym nic dziwnego, jest to bardzo realnie odczuwane doświadczenie. Któż lubiłby wiecznie żyć z ssaniem wewnątrz? Aby temu wszystkiemu zaradzić powstało wiele różnych technik, kursów, wizualizacji. Jednak ciągle zdajemy się zataczać koło i powracać do punktu wyjścia, zadając sobie to samo pytanie: dlaczego? Właśnie, dlaczego ciągle wracamy, zataczamy koła i sfrustrowani po kolejnym nieudanym okrążeniu zadajemy wciąż to samo pytanie... Dlaczego?
Można by zapytać: to dokąd prowadzą te doskonałe metody, ci niedoścignieni mistrzowie, skoro to nie działa?! Otóż, próbując na to odpowiedzieć, postanowiłem, że odrzucę całą wiedzę i wszelkich mistrzów. Idąc ich naukami, donikąd nie doszedłem, zatoczyłem tylko koło, i będąc starszy o 10 lat, znalazłem się w podobnym punkcie jak na początku drogi. Zanikło światło, jakie do niedawna było we mnie widoczne i relacjonowane przez sporą liczbę ludzi. Moje pozytywne nastawienie do świata i ludzi też gdzieś uleciało i zostało zastąpione złością, a czasem wręcz agresją (dodam tylko, że to była ta sama złość, jaką miałem 10 lat temu!). Rzekomo przepracowane elementy mojej karmy wróciły tak, jakby nigdy nikt ich nie ruszał. To mnie przeraziło i poważnie zastanowiło. Okazało się bowiem, że 10 lat pracy nie zdołało ugruntować we mnie pozytywów! Więc cóż to było warte?... Można by mi oczywiście zarzucić nieczyste intencje, brak zaangażowania, powierzchowność. Można, ale w takim razie, dlaczego wciąż ważne jest dla mnie, aby zrozumieć siebie? Więc powyższe zarzuty są nieadekwatne. Zresztą nie byłem sam, wielu ludzi ma do dziś te same dylematy. Miałem oczywiście okresy, w przeciągu tych 10-ciu lat, kiedy starałem się robić jeszcze lepiej techniki, myślałem, że źle je robię itp. Jednak efekt był ciągle taki sam, po okresie "nowej energii", jaką człowiek nabiera, kiedy postanowi wprowadzić zmiany, znów wracały te same pytania, te same rozczarowania, byłem zrozpaczony. Wtedy mnie olśniło, zrozumiałem problem, ja po prostu nigdy nie poddałem pod wątpliwość samych metod! Ciągle szukałem problemu w sobie, a on może był w narzędziach, jakimi dysponowałem. Ten trop okazał się zbawienny. Przez kilka miesięcy nie robiłem nic, pozwalałem sobie czuć siebie, dzięki temu coraz bardziej rozumiałem, co się ze mną dzieje i gdzie popełniono błędy, tworząc techniki. Większość popularnych technik nigdy do niczego prawdziwego nie doprowadzi! Większość tych technik jest nieskuteczna! I wreszcie, prawie wszystkie są ograniczające. Dodając do tego niekompetentnych nauczycieli, od jakich aż się roi, mamy coś, co prócz pozbawienia nas pieniędzy, w zamian nie da niczego konstruktywnego. Przykre prawda? Piszę o tym, ponieważ wiem, że wielu ludzi ma ten sam problem, który ja miałem, być może jesteś wśród nich? Na początku napisałem, że wiesz, iż masz w sobie wszystko, prawda? Teraz zapytam: skąd wiesz? Gdzie jest źródło tej wiedzy, skoro czujemy pustkę?! Skoro czujemy pustkę, to skąd pomysł, że mamy w sobie wszystko? To nie są infantylne pytania, zapewniam. I proszę, abyś teraz sobie na nie odpowiedział. Dobrze, przejdźmy dalej. Widzisz, wiesz z dwóch źródeł, jedno to wiedza nabyta, a drugie wiedza intuicyjna, czyli innymi słowy mówiąc, przeczuwasz, że pustka nie jest normalna. I masz absolutną rację, nie jest! Idąc dalej i biorąc to na logikę. Nie można czuć pustki, jeśli się nie znało, co to znaczy być pełnym, prawda? Bo skąd byś wiedział, że jesteś pusty? Musi być skala porównawcza. Oczywiście wiedza nabyta teraz nas nie interesuje. Zainteresujmy się swoimi odczuciami. Zapewne masz już wyrobione nawyki analizowania, co z czego wynika. Zarzuć je, one nie pozwalają Ci widzieć, zaślepiają Cię. Kiedy analizujesz, musisz siłą rzeczy przenieść się do umysłu, a on nigdy nie pokaże Ci prawdy! Za to jest doskonałym ekranem i zaraz to wykorzystamy. Ćwiczenie z czakrami Usiądź sobie wygodnie. Jeśli chcesz, zamknij oczy. Zwróć uwagę na Twoją pierwszą czakrę i opisz ją, zabaw się w malarza i opisz ją, jakbyś ją namalował w obecnym stanie. Jakich kolorów byś użył? Jaką wielkość byś jej dał? (Obecnie nie oceniaj i nie dodawaj niczego, po prostu ją opisz). Teraz zobacz, jaką ma temperaturę? Zobacz, czy jest swobodna? Zauważ, jak się z nią czujesz? Jakie odczucia z niej płyną? (Pamiętaj, na razie nie obchodzi Cię, co z czego wynika, tylko opisuj). Kiedy skończysz, zapytaj siebie: a jak by ona wyglądała, gdyby była w pełni rozkwitu? I znów zadaj te same pytania co wcześniej: jak wygląda teraz? Jak się z nią czuję? Jaka jest? I baw się tym, co zobaczysz, i co najważniejsze, poczujesz. Ale pamiętaj! Nie stwarzaj jej, pozwól, aby ona sama Ci się ukazała, nie nadawaj jej żadnych cech, żadnych kolorów. Po prostu pozwól sobie ją poznać. Zrób to samo z każdą czakrą. Zobaczysz, jaki jesteś doskonały, jaki piękny. Poznasz swój potencjał. Lub wszystko zepsujesz, gdy zaczniesz jej nadawać to, co rzekomo na jej temat wiesz. Zaufaj mi, nie masz pojęcia, jak wielki jesteś i kim jesteś. Oczywiście, to tylko pewien drogowskaz, mała wskazówka na tarczy życia. Jednak jedną rzecz sobie z tego tekstu zapamiętaj. Umysł nigdy nie stworzy prawdy, a porażki są właśnie z tego powodu! Nadając umysłowi rolę i miejsce, do jakiej on nie służy, możemy spodziewać się tylko kolejnych rozczarowań. Kiedy skończysz ćwiczenie, zdziwisz się, jak prawdziwe są uczucia, których doświadczyłeś. Zdziwisz się, ponieważ będą Ci towarzyszyć. Jednak do ugruntowania ich w sobie, przyzwyczajenia się do nich potrzebujesz jeszcze czasu. To jest tak jak z nauką chodzenia, trzeba ćwiczyć. Częstym błędem jest omijanie integracji z tym, co jest obecnie. Pierwsza część tej (nazwijmy to) medytacji, jest po to, aby zobaczyć czakrę, a przy drugiej części wiedzieć, co się zmienia i na co! To ważne! Pamiętajmy też, że nie obrazki, ale odczucia są drogowskazem. Wszystkie błędy popełniane przez ludzi zajmujących się rozwojem duchowym można wrzucić do jednego worka z napisem "stwarzanie". Nie pozwalamy sobie poznać siebie, tylko od razu próbujemy przeciwdziałać. To nie działa i nigdy nie będzie działało, choć można się nieźle nakręcić różnymi wizualizacjami. A umysł ma być ekranem do porozumiewania się z tym, co potocznie nazywamy nadświadomością. To ona pokazuje rozwiązania, to ona stwarza, to ona odkrywa. I tak ma być. Tyle mówimy o egoizmie i że musimy poddać się Bogu, a ciągle umysłem sobie go zastępujemy!!! Przypatrz się, co stworzyliśmy, kierując się tym, co nazywaliśmy Bogiem?! Nie przeraża Cię to? A Bóg jest tuż, tuż...
Ewolucja duszy Autor: Zbyszek Prochowski
Być może odczułeś już kiedyś, że całe to życie związane jest z jakimś większym planem. Być może zdałeś sobie sprawę, że wszystkie istoty są jakoś ze sobą powiązane. Spoglądając w przeszłość, ale nie oceniając jej, możemy zauważyć, że wydarzenia, jakie tam zaistniały, stanowią pewną całość z Tobą i ewolucją, jaką przechodzisz. Nie wnikając w to, czy owe doświadczenia były bolesne, czy też szczęśliwe, zauważ, że musiały się wydarzyć. Dzięki nim wzrosłeś. Dzięki nim stałeś się silniejszy, odważniejszy, mądrzejszy. Niektóre jednak wydarzenia powtarzają się co jakiś czas. Wygląda to tak, jakbyś zatoczył koło i znów stanął twarzą w twarz z tym samym problemem. Czy to jest karma? A jedynym możliwym rozwiązaniem jest odreagować sobie ten problem? Niekoniecznie, kiedy spojrzymy na życie jak na dzieło wyższej inteligencji, a nie skutków karmy, oraz jak na proces, a nie na pooddzielane od siebie kawałki, wtedy pojawia się światełko i możemy dostrzec pewną ciągłość ewolucyjną oraz ewolucyjne progi. To bardzo ważny temat, dlatego postanowiłem go opisać. Patrząc na życie tylko jak na przyczynowo-skutkowe z punktu widzenia karmy, nie tylko nie dostrzegamy całości, ale jednocześnie próbując przeciwdziałać, możemy sobie zaszkodzić. Nasze życie jest całością i oczywiście prócz progów ewolucyjnych, jakie opiszę troszkę później, mamy również do załatwienia pewne "prywatne sprawy". Jednak zarówno w tak ważnych czynnikach naszego życia, jakimi są ewolucyjne progi, jak i w owych sprawach prywatnych, postępowanie musi odbywać się podobnie. Najistotniejszym czynnikiem, który musi wystąpić, jest uświadomienie sobie całości i zrozumienie nie tylko siebie (dlaczego ja?), ale również tej drugiej osoby (co powoduje, że ona tak się zachowuje?). Moja praktyka jasno pokazuje, że staje się to niezbędne do pełnego uwolnienia zablokowanej energii. Ku zdumieniu ludzi, którzy przeszli taki proces, odczuwalnie pojawia się miłość do siebie, do tych ludzi oraz całej sytuacji. Jest to oczywiście miłość, która płynie samoczynnie, nie jest ona kierowana w żadnym kierunku. Tutaj jasno widać, że miłość jest przebaczeniem, że przebaczenie samo w sobie nie istnieje. Dla jasności tego, co mam na myśli pisząc miłość, posłużę się pewnym przykładem. Klasyczny przykład złości na mamę, że była taka okrutna, nieczuła i wroga. Gdy oglądaliśmy sobie wydarzenia z życia owego człowieka, nagle poczułem, że tutaj nic nie wskóramy, a sesja skończy się płaczem i uczuciem niezaspokojonego pragnienia miłości od matki. Moją uwagę zwrócił pewien fakt, że wszystko jest całością, że uczestniczę w wydarzeniu, które dotyczyło wielu ludzi, a nie tylko tego jednego człowieka! Każdy z uczestników tego dramatu rodzinnego był uwikłany w jeden i ten sam problem - braku miłości. Gdy mój klient leżał bezsilny, nie mogąc wybaczyć matce i zmagając się z dręczącym pragnieniem bycia zaakceptowanym, ja zacząłem kierować jego uwagę na mamę. Zasugerowałem mu, aby spróbował popatrzeć na całą tę sytuację oczami matki, aby wczuł się w nią i spróbował zrozumieć jej dramat. Już po chwili klient zmienił swoje uczucia i zaczął mi opowiadać o matce, jakie ciężkie miała życie. Nagle zaczął płakać bardzo doniośle, mówiąc, że teraz dopiero rozumie, jaki ból i cierpienie przechodziła jego matka, teraz dopiero widzi, co się tam w domu naprawdę działo, w jakim dramacie uczestniczył. Płakał jeszcze jakiś czas. Widziałem, jak z minuty na minutę zmienia się jego podejście do mamy i do siebie, zaczął ją rozumieć, widział teraz więcej. Po tej sesji dopiero zdał sobie sprawę, że jego matka również chciała być kochana, a złość, jaką miała w sobie i "obdzielała" go nią hojnie, była tylko wyrazem bolącego serca. Ponieważ mam zdolność widzenia energii, zobaczyłem światło w jego sercu, które rosło i przenikało "czasoprzestrzeń". Oto przerwał się łańcuch obwiniania mamy i siebie. Klient zrozumiał. Miłość, którą czuł, po prostu płynęła bez zahamowań, bez ukierunkowania. W tej chwili uzdrawiał olbrzymie połacie swego serca. Ciekawym elementem tego wydarzenia okazało się również to, że obydwoje zrozumieliśmy zasadę miłości, która mówi, że nie możesz jej chcieć, nie możesz jej dać, ale możesz ją czuć, ponieważ zawsze w Tobie jest. A jedyne, co możesz zrobić dla drugiego człowieka, to stworzyć bezpieczne warunki dla miłości, tak aby ta druga osoba mogła sobie na nią pozwolić w Twojej obecności. Można by zapytać, czym jest najwyższe dobro? I będzie to bardzo dobre pytanie, jak najbardziej adekwatne do poruszanego tutaj tematu. Często okazuje się, że mylnie je postrzegamy, a zależy ono od celu, jaki sobie wyznaczyliśmy, miejsca, gdzie jesteśmy dzisiaj. Najwyższym dobrem mogą więc okazać się różne rzeczy. Ale wnioskując, ono zawsze określa wzrost, a czy odbywa się w bólu, czy radości... cóż, poród też jest traumatyczny, a jednak umożliwia rozwój. Owe progi ewolucyjne, o jakich wspomniałem wcześniej, to nic innego jak "przymus" zintegrowania pewnych uczuć, zaprzestania uciekania od nich, przyznania się do nich. Radzenie sobie z uczuciami, emocjami, to nie umiejętność odreagowania ich sobie, to odsuwa tylko lekcję w nieskończoność, radzenie sobie to umiejętność czucia ich i rozumienia. Sam możesz się przekonać przyjacielu, że kiedy pozwolisz sobie czuć siebie - nie ważne, co w sobie masz, jakiego diabełka - i pozwolisz na rozumienie tego, że to w tej chwili jestem ja! Tak nie pomyliłem się, w tej chwili, to jesteś Ty! Wtedy weźmiesz za siebie odpowiedzialność, ponieważ zrozumiesz, że przecież taki nie jesteś. Rozumnie podejmiesz się zmiany tego. Najciekawsze jest to, że wystarczy decyzja do zmiany, która nierzadko wychodzi sama ze świadomości, bo całość właśnie obserwujesz, rozumiesz. Często pada pytanie: "po co to wszystko? Ja chcę do Boga i już, nie interesuje mnie ewolucja". Cóż można wtedy powiedzieć - Bóg to ta właśnie ewolucja, Bóg to początek tej drogi i jej uwieńczenie. Czy myślałeś kiedykolwiek, że może coś istnieć bez Boga? Niebędące jego częścią? Niesłużące Mu? Coś takiego nie może wystąpić, więc nie narzekajmy, że jest ciężko i że mamy to w d... Bo wtedy mamy w d... Boga. Kiedyś napisałem: "Bóg jest na tyle realny, na ile potrafisz go przejawić", czy myślisz, że się myliłem? A czym jest ewolucja? Czyż nie zmierzasz, aby stać się jedno z Bogiem? Tak, przyjacielu, jesteś bogiem, zawsze byłeś i będziesz. A nasze, te najtrudniejsze progi życiowe, to nic innego jak kolejne etapy ewolucji do owej świadomości. Błogosławmy temu, co się wydarza, bo to pozwala nam się określić, kim jestem. Od tego, jak reagujemy na poszczególne rzeczy, zależy nasza podróż, jej kierunek. Jeśli uciekamy od integracji, to świat, Bóg, musi poszukać innej sytuacji, abyś stanął oko w oko z tym diabełkiem. Dlatego jest w naszym życiu tyle podobnych sytuacji, nie w tym, co widać, ale w tym, co czujesz. Prawdziwe przejście progu jest wtedy, gdy przeżyjesz go świadomie, zintegrujesz to, co czujesz, rozpoznasz to i wybierzesz tak, jak wybrałby Bóg. Każdego dnia uciekamy od naszych lęków, poczucia winy, niskiej samooceny, naszych najgorszych myśli o sobie. I każdego dnia uciekamy od siebie. Czucie siebie, to Twoja prawda o Tobie. Czy myślisz, że życie, jakie masz dziś, powstało dzięki pisaniu afirmacji, medytowaniu, wizualizowaniu? Nie, mój przyjacielu, powstało dzięki życiu, poprzez Twoje wybory, jakich dokonywałeś w każdej chwili swego życia. Jeśli okazałeś się tchórzem, to będziesz doświadczał ciągle sytuacji lękowych, abyś choć raz postąpił nie egoistycznie, abyś pokazał, kim w istocie jesteś. Jeśli okazałeś się twardym i bezdusznym, będziesz zataczał koło w te same sytuacje, aż otworzysz swe serce i dasz je innym. Tu nie chodzi o odreagowanie swych emocji, problemów, tylko o wyrażenie swego rozumienia Boga, wyrażenie samego Boga. Jesteś istotą duchową, a nie umysłem, więc koncentracja pracy na umyśle tylko Cię zamyka i zawęża widzenie. Zacznij mieć kontakt ze swymi uczuciami, one są drogowskazem. Ewolucja dokonuje się na każdym planie Twego istnienia, a nie tylko w umyśle, nie daj się złapać na techniki! One są dobre tylko dorywczo, a nie jako środek do celu. Nie uciekaj od uczuć, od bólu i miłości, od smutku i radości, od samotności i pełni, bo to wszystko jesteś Ty, tym wszystkim jest Bóg i czymś jeszcze więcej... Łatwo jest sobie coś wmówić i żyć złudzeniem latami, ale prawdziwe wyzwania to takie, kiedy stajesz odważny, choć bez broni, na przeciw samego siebie. Masz odwagę? A to właśnie musisz zrobić... Wiesz, że jesteś tutaj po to, aby w różnych sytuacjach życiowych nieustraszenie wybierać to samo, czyli przejaw tego, kim w swej istocie jesteś? A jesteś Bogiem. W medytacjach możesz to zobaczyć, w wizualizacjach możesz się do tego dostrajać, ale to w życiu musisz to przejawić. Możesz sobie medytować o miłości, ale dopóki jej nie okażesz sobie i innym, to jej nie masz. Możesz widzieć swą radość w najlepszych wizjach, ale dopóki jej nie dasz sobie i innym, to jej nie masz. Możesz doświadczać siebie jako Boga w najgłębszych kontemplacjach, ale dopóki nie będziesz taki w życiu dla siebie i innych, to tym nie jesteś. Iluzję łatwo stworzyć, lecz to prawda przejawiona staje się rzeczywistością bycia. Chcesz być taki jak Chrystus, Budda, Sai Baba? Jak każdy oświecony? Więc wiedz, że oni są dla ogólnego dobra, a nie tylko dla siebie. Potrafisz tak? Czy rozumiesz, o czym tutaj przeczytałeś?
|