Nie płacz, Ewka
Jeśli komuś powiesz, Pan Bóg cię ukarze” - przekonują swoje ofiary wielebni pedofile. Okazuje
się, że to również skuteczny sposób na uniknięcie więzienia...
Z badań i statystyk Centrum Praw Kobiet wynika, że tylko co piąta ofiara gwałtów i innych przestępstw
o charakterze seksualnym domaga się ścigania sprawców. Psychologowie uważają, że kobieta musi
sama „dorosnąć” i jeśli nie czuje się na siłach, aby przejść przez machinę prawną, nikt nie powinien
jej namawiać do zgłoszenia takiego przestępstwa. Niektóre dzieci i kobiety zgwałcone przez księży
„dorastają” całymi latami, obdarzając wielebnych sprawców łaską przedawnienia. Oni żyją dzisiaj niczym
pączki w maśle, one - wciąż zmagają się z psychicznym okaleczeniem...
Pewien znamienity kapłan diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej szczycący się godnością prałata
(wszelkie dane księdza proboszcza znane redakcji) w żadnym oficjalnym życiorysie nie ujawnia,
że swoją karierę zaczynał w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Czyżby miał coś do ukrycia?
- Moja parafia w W. była jego pierwszą placówką po ukończeniu seminarium duchownego. Bardzo
interesował się młodymi dziewczętami, takimi w wieku 16-18 lat. Wręcz ślinił się na widok spódniczki.
Miałam kiedyś nieszczęście zostać z nim sama na plebanii. Tuż po moich szesnastych urodzinach.
W pewnym momencie zaczął mnie obmacywać. Czułam się sparaliżowana, ale bałam się krzyczeć. Płakałam
i błagałam, żeby przestał. Nie przestawał. Zgwałcił mnie. Później przepraszał, tłumaczył, że nie mógł się opanować, bo jestemn taka śliczna. Zagroził karą boską, jeśli komukolwiek o tym opowiem - zwierza się „FiM” Ewa z Gorzowa Wielkopolskiego. Wielebny został wkrótce przeniesiony przez biskupa do parafii w K.
- Unikałam bezpośredniego z nim kontaktu, ale śledziłam jego losy, nie wiedząc, co z dręczącym
mnie ciężarem zrobić. Nie miałam komu się zwierzyć, bałam się, miewałam nawet myśli samobójcze.
Wiem, że ten drań zostawił innej kobiecie w K. potomstwo, na które przez jakiś czas płacił alimenty. Straciłam
go z oczu, gdy wyjechał nad morze. Czytałam niedawno o nim, że jako wielce zasłużony dla Kościoła
duchowny otrzymał wysokie odznaczenie państwowe. Tego już nie wytrzymałam! - żali się Ewa.
Za późno, bo przestępstwo uległo przedawnieniu...
Na oficjalnym kościelnym portalu internetowym „Opoka” (sic!) tak oto wspomina swoje dzieciństwo
siostra zakonna Klara: „Wychowałam się w rodzinie, w której był duży szacunek dla kapłana (...). Wspólna z rodzicami niedzielna Msza święta i comiesięczna spowiedź z poprzedzającym ją zawsze wzajemnym przeproszeniem były dobrym i mocnym fundamentem mojego życia religijnego. W IV klasie szkoły podstawowej zapisałam się na kółko fotograficzne, które zorganizował nowo przybyły do naszej parafii ksiądz, jednocześnie
mój katecheta. Któregoś dnia, jak zwykle zaaferowana tym, co robię, nie zauważyłam, że wszyscy już poszli do domu, a ja pozostałam sam na sam z moją pasją i księdzem. Dziś wiem, że sytuacja ta była świadomie zaaranżowana. Zostałam wykorzystana seksualnie. Nie rozumiałam, co się dzieje. Czułam jedynie paraliżujący mnie lęk, bezradność, bezbronność i rozdzierającą samotność. Ksiądz surowo zabronił mówić komukolwiek o tym, co się wydarzyło (...). Z czasem rosło we mnie poczucie winy. Niemożność mówienia była powodowana
nie tylko zakazem księdza, ale także straszliwym lękiem, który powiększał się wraz z rozumieniem tego, co
się wydarzyło. Największy problem miałam ze spowiedzią. Z jednej strony, chciałam zapomnieć o tym, co
się stało, a z drugiej - dręczyło mnie poczucie, że zatajam grzech śmiertelny i w związku z tym każda spowiedź
i Komunia święta są świętokradcze (...). Przeżywałam w sobie nieustanną walkę, a napięcie, które
we mnie powstało, powodowało bezsenność, lęki, koszmary nocne i pogłębiającą się samotność. Miałam
kłopoty w szkole, trudności z koncentracją, a w wieku dojrzewania dołączyły do tego kłopoty z sercem
i silna nerwica”.
Na tej samej „Opoce” s. Klarze odpowiada inna kobieta, niedoszła zakonnica:
„Byłam w postulacie, kiedy TO się stało. Wydawało się, że to najgorsze wydarzenie mojego życia. Ale gorsze
przyszło jeszcze później. Dziś od 2 lat jestem nieszczęśliwą żoną. Nie mogę mieć dzieci. Życie nie ma dla
mnie sensu, ale boję się go przerwać. Z pewnych spraw nigdy się nie wyzwolę. To zbyt głęboko jest zakorzenione”.
W telewizyjnym programie „Rozmowy w toku” wystąpiła dorosła już Julia, która zdecydowała się ujawnić, że
jako 13-letnie dziecko była wielokrotnie wykorzystywana seksualnie przez księdza S., proboszcza pewnej wiejskiej parafii diecezji sosnowieckiej. W programie pokazano też nagraną ukrytą kamerą nieporadną skruchę
58-letniego plebana, bardzo - jak t w i e r d z i ł w obecności zranionej kobiety - żałującego popełnionych
niegodziwości.
- Kilka dni później mówił już zupełnie co innego! Podczas niedzielnego nabożeństwa udawał ciężko załamanego
i skrzywdzonego. Tłumaczył się wiernym, że ta Julia przyszła razem z mężem dać na mszę, a za nią wepchnęli mu się do mieszkania jacyś mężczyźni, jak się później okazało reporterzy, których usiłował wyprosić, a oni z zemsty... zmanipulowali jego słowa! I wyobraźcie sobie, że ta ciemna masa w naszej parafii wierzy mu i współczuje, tym bardziej że krótko później złamał podczas kolędy nogę - relacjonuje „FiM” kobieta z parafii zarządzanej przez księdza S.
- Ja miałam 12 lat, gdy ksiądz proboszcz S. przeżywał orgazm, trzymając mnie na kolanach. Na szczęście
nie próbował mnie zgwałcić, a podejrzewam, że mogłoby mu się to wówczas udać. Potwornie bałam
się, a on jeszcze stękał mi do ucha, że jeśli komuś o tym powiem, Pan Bóg surowo mnie ukarze. Wciąż mam
tę scenę przed oczami - wspomina inna, prawie 30-letnia już dzisiaj ofiara dzikich żądz wielebnego celibatariusza.
DOMINIKA NAGEL