Ryzyko
5 lipca kupiłem drobne "rzymy" na giełdzie w Bytomiu. 11 lipca przeczytałem na internetowych forach numizmatycznych ostrzeżenie/zaproszenie na Jarmark Dominikański. Przestrogi, które znany gdański numizmatyk skierował do kolekcjonerów wybierających się na tę imprezę doskonale współgrają z moimi spostrzeżeniami z Bytomia i tym, co wszyscy możemy zaobserwować na targach staroci oraz internetowych aukcjach numizmatycznych. Trwa nieustanne polowanie na jelenia, bywa, że z nagonką.
Wiem, że taka giełda jest okazją i zjawiają się na niej liczni profesjonalni i półprofesjonalni kupcy numizmatyczni. Wiem, że są profesjonalistami między innymi z tego powodu, że w ich ofercie są monety rzadkie i bardzo rzadkie. Wątpliwości dopadają mnie nie wtedy, gdy widzę w ich klaserach te właśnie rarytasy. Alarm odzywa się, kiedy w klaserku przeciętnego pół- a nawet ćwierć- "profi" znajduję pomiędzy obitymi pięciokoronówkami z Franciszkiem Józefem, a wypolerowaną jak klamka od zakrystii Nike z 1928 roku taki mały drobiazg - 10 groszy Księstwa Warszawskiego z roku 1810. Kiedy parę metrów dalej natykam się na drugi egzemplarz, alarm wyje, jak w mercedesie sąsiada. Perfidia sprzedawców takich "okazji" polega na tym, że bezczelnie udają niewiniątka. Wcale nie twierdzą, że to bardzo rzadka moneta. Udają, że nigdy w życiu nie widzieli żadnego katalogu monet. Komunikują po prostu, że mam zapłacić 150 złotych, bo w takiej cenie sąsiedzi sprzedają bardzo dobrze zachowane 10-groszówki Księstwa. Kto oprze się pokusie? Kto zachowa tyle zimnej krwi by wydać taki rarytas na łup innych "myśliwych" i przed zakupem sprawdzi, co słychać na sąsiednich stoiskach?
Czy to oznacza, że należy zrezygnować z odwiedzania giełd i zakupów na nich? Z pewnością nie! Po pierwsze stracilibyśmy możliwość dokładnego obejrzenia wszelkiej maści "lewizny". Bardzo często dostaję listy z pytaniami o sposoby pozwalające na odróżnienie fałszerstw od oryginałów. Zawsze podkreślam, że nic nie zastąpi doświadczenia. Nie można nauczyć się pływania bez wejścia do wody. Na dodatek wcale nie musimy za tę naukę płacić. Na giełdzie każdy może do woli oglądać wybrane monety tak długo, jak uzna za stosowne. Pamiętajcie o dobrej kieszonkowej lupie!
Po drugie, prawdziwe okazje też się trafiają. Trzeba tylko mieć otwarte oczy, dobrą pamięć i , co najważniejsze, trzeba mieć co pamiętać, czyli trzeba czytać, czytać i jeszcze raz czytać.
Może to wyglądać naiwnie, ale mam duże pretensje do kolekcjonerów, a przede wszystkim do zawodowych kupców numizmatycznych, którzy po zdemaskowaniu fałszywek wśród swoich nabytków sprzedają je innym bez wybicia trwałego oznaczenia fałszerstwa - litery "F". Co z tego, że na internetowych aukcjach mamy specjalny dział nazwany dość eufemistycznie "kopie monet". Większość oferowanych tam numizmatów to najzwyklejsze fałszerstwa. Nie dam głowy, czy niektóre z nich nie trafiają na rynek ponownie, ale już jako oryginały. Punca służąca do trwałego oznaczania fałszywych monet i medali powinna być obowiązkowym wyposażeniem wszystkich kupców numizmatycznych.
Taka punca z literą F to nie kontrmarka dominialna, tylko oznaczenie monety fałszywej!
Inne zjawisko nasila się ostatnio na aukcjach w internecie. Przeglądam aukcje i co widzę? Znowu mamy jakąś rzadką monetke oferowaną przez kilku sprzedawców. Każdy mieszka w innym miejscu. Każdy inaczej wycenia swój towar. Jedno tylko mnie dziwi. Wszyscy posługuja się tym samym zdjęciem. Mógłbym to zrozumieć, gdyby chodziło o lustrzankę, na dodatek zamkniętą w hermetycznym kapslu - wszystkie wyglądają tak samo. Jeżeli jednak widzę monetę z charakterystycznymi skaleczeniami czy zarysowaniami, to sprawa wygląda źle, Gdyby chociaż któryś z oferentów napisał, że nie ma możliwości przedstawienia wizerunku swojej monety i "pożyczył" skan od kolegi. Taka uwaga w połączeniu z opisem szczegółów różniących jego monetę od tej na skanie mogła by dowodzić uczciwych zamiarów sprzedawcy. Jej brak, to jak okrzyk "Pieniądze, albo życie". Inne negatywne objawy to brak odpowiedzi na listy z pytaniami, albo przeciwnie, uparte twierdzenia, że skan przedstawia oferowany egzemplarz monety - wbrew oczywistemu faktowi - nie istnieją dwie identycznie porysowane i spatynowane monety. Jeśli w takiej sytuacji zaryzykujesz zakup, nie oczekuj współczucia, sam sobie jesteś winien. Mogłeś przecież użyć wyszukiwarki i sprawdzić czy ktoś jeszcze nie oferuje interesującej cię monety.
Teraz coś na pocieszenie.
Mam wrażenie, że w okresie ostatnich kilku lat polski rynek numizmatyczny uległ wielu pozytywnym przemianom. Warte podkreślenia są zwłaszcza :
Utrzymanie się na rynku popularnego kwartalnika numizmatycznego. Wydawany w Gdańsku "Przegląd Numizmatyczny" ukazuje się w miarę regularnie, zawsze przynosi wiele interesujących materiałów o bardzo szerokim zakresie tematycznym.
Rozwój i wysoka jakość oferty (a także obsługi) profesjonalnych aukcji numizmatycznych. Trzy domy aukcyjne: z Gdańska, Warszawy i Poznania tworzą silną czołówkę. Nie mogą przy tym pozwolić sobie na minimalne nawet niedociągnięcia. Konkurencja ze strony Wrocławia i Szczecina i firm spoza południowej i zachodniej granicy nie pozwala na obniżenie standardu.
Ustabilizowanie się dwu poważnych internetowych platform aukcyjnych dla kolekcjonerów. Allegro straciło monopol i zaczyna wyciągać z tego wnioski. Powoli, bo powoli, ale jakość świadczonych przez nie usług rośnie. Nie może być inaczej, bo działania konkurencyjnego Kiermaszu uniemożliwiają tłumaczenie niedoróbek problemami technicznymi. Jeśli konkurencja jest w stanie w ciągu kilku godzin usunąć niebezpieczną lukę w zabezpieczeniach systemowych, to Allegro musi zrobić to samo.
Powstanie i okrzepnięcie kilkunastu komercyjnych portali numizmatycznych, wśród których prym wiedzie E-Numizmatyka.
Niewątpliwy wzrost poziomu wiedzy kolekcjonerów. Łatwość dotarcia do potrzebnych zbieraczom informacji rośnie proporcjonalnie do wzrostu popularności Internetu. Korzystają na tym zwłaszcza mieszkańcy małych miasteczek i wsi pozbawieni do tej pory dostępu do niskonakładowej literatury fachowej.
Wszystkie wymienione wyżej czynniki spowodowały, że rynek numizmatyczny uporządkował się i "znormalniał". Tym samym nisza rynkowa zajmowana do tej pory przez "rekiniątka" z giełd i targowisk kurczy się.
Jerzy Chałupski