Opór w terapii
Zagadnienia i podejścia teoretyczne.
Można konia doprowadzić do wody, ale nie można się za niego napić - przejawy oporu przed zmianą w kontekście deklarowanej chęci zmiany.
Jeśli klient naprawdę chce się zajmować problemem i choć doświadcza go jako bariery czy trudności życiowej, wierzy jednak, że jest on rozwiązywalny, jeśli klient ma zaufanie do nas i do naszego sposobu pracy, jeśli nie ma ważnych, konkurencyjnych wartości, które by wchodziły w konflikt z celem terapii, to nie ma powodów do wystąpienia oporu (Enright, 1980, za: Marcus, 1993, s. 31). Powyższy cytat jest jak złota recepta na relację terapeutyczną bez oporu. Jakie zatem mogą być powody, dla których klient będzie się bronił przed pełnym zaufaniem do terapeuty, nawet w sytuacji deklarowanej przez niego konieczności zmiany? Jak sobie radzić z oporem u klienta? Kiedy zaniechać działań? Na te i inne pytania postaramy się w niniejszej pracy udzielić odpowiedzi.
1. I chciałabym, i boję się…
Powodów, dla których ludzie zgłaszają się po pomoc do psychologa jest tak wiele, że nie sposób ich ogarnąć. Osoba przychodzi na wizytę za namową rodziny, pracodawcy, kolegi, bo tak nakazuje moda albo sąd. Często też sama stwierdza, że potrzebuje wsparcia i to ze strony profesjonalisty. W tym ostatnim przypadku zazwyczaj mamy do czynienia z deklarowaną chęcią zmiany. Zakładając, że klient przyszedł do nas z własnej woli, a jego motywacją jest potrzeba uzyskania pomocy, moglibyśmy przypuszczać, że nie ma tu miejsca na opór. Jednakże, jak pisze Okun (2002, s.114), „opór może wystąpić w każdym momencie relacji”. I nic w tym dziwnego, jeśli uświadomimy sobie kilka spraw.
Przede wszystkim warto zaznaczyć, że relacja między terapeutą a klientem jest relacją, w którą wpisana jest asymetryczność. Biorąc pod uwagę fakt, że w tym układzie psycholog jest osobą, która posiada pewną wiedzę na temat prawidłowości ludzkiego zachowania (często zresztą wiedza ta jest postrzegana jako tajemna, specjalnego rodzaju - cokolwiek by to miało oznaczać), a zwraca się do niego klient, który przeżywa jakieś cierpienie, nie potrafi sobie sam poradzić z problemem, łatwo zauważyć pewną nierównowagę. Dodajmy do tego społeczny kontekst sytuacji, w jakiej obie jednostki się znajdują (Paluchowski, 2001). Psycholog w tym układzie posiada społeczne przyzwolenie na „swoisty voyeryzm, przyglądanie się zza szyby profesjonalizmu ludziom w sytuacjach, w których nie chcieliby być oglądani i które normalnie wywołać mogą zażenowanie” (ibidem, s.72). Od klienta wymaga się zaś, by otworzył się przed zupełnie obcą mu osobą, zakładając ze strony terapeuty akceptację i zrozumienie. Sposobem na poradzenie sobie z zagrożeniem poczucia prywatności, własnej wartości i pozytywnego wizerunku swojej osoby jest obrona w postaci oporu. Jest oczywiste, że źródło oporu może tkwić zarówno w pacjencie, jak i w terapeucie. Niewłaściwe zachowanie tego ostatniego, niewystarczający poziom empatii, zrozumienia czy po prostu nietrafne reakcje na wypowiedzi klienta będą skutkowały brakiem otwartości. „Nie chodzi o to, kto ponosi winę - ważne jest zrozumienie i uznanie znaczenia oraz nieuchronności oporu [podkr. moje] jako elementu procesu przemiany”(Okun, 2002, s.115). Na każdym z etapów zawierania kontraktu, a potem i psychoterapii, możemy się spodziewać pewnego poziomu obrony. Zanim wypełnimy wspólnie z klientem wszystkie punkty „złotej recepty” Enright'a (1980, za: Marcus, 1993), nieraz natkniemy się na przejawy oporu. Ważna wówczas okaże się wrażliwość pomagającego oraz atmosfera zaufania i akceptacji.
2. Spóźnij się raz jeszcze, a powiem ci, kim jesteś
To, w jaki sposób osoba manifestuje opór, może przyjąć bardzo różnorodną postać. Inne będą przejawy niechęci na początkowym etapie nawiązywania kontaktu z klientem, innych form możemy się spodziewać po ugruntowaniu relacji. Prawdopodobnie inaczej będziemy też interpretować opór na różnych etapach procesu pomagania czy zawierania kontraktu.
Jedną z klasyfikacji oporu klienta ze względu na kryterium różnych form komunikacji podaje Otani (1989, za: Okun, 2002). Według niego opór możemy rozpoznać na podstawie: 1) ilości werbalizacji, gdy osoba mówi zbyt mało, niechętnie się wypowiada, 2) treści przekazu, gdy klient wypowiada się tylko na tematy „bezpieczne” i unika rozmowy dotyczącej obszarów zagrażających, 3) stylu komunikacji - np. odpowiedzi typu „tak/nie/nie wiem”, 4) postawy wobec terapeuty i procesu pomagania. To ostatnie ma miejsce wtedy, gdy klient nie przychodzi na umówione spotkania, spóźnia się, w pełni nie uczestniczy w sesji itd. Może to przyjąć tak skrajną postać, jak całkowite odrzucenie osoby terapeuty.
Pierwszym dylematem, przed jakim staje osoba po przekroczeniu gabinetu psychologa, jest chęć uczestniczenia w spotkaniu w ogóle. Nawet jeśli jest głęboko przekonana o konieczności zmiany, nie zawsze zdecyduje się na współpracę z terapeutą. Przysłana przez męża, żonę, córkę, pracodawcę czy własne problemy, może pragnąć się zmieniać dla kogoś, przez kogoś lub wcale. Dopóty, dopóki nie przyjmie odpowiedzialności za wejście w sytuację terapeutyczną, możemy mówić o oporze na pierwszym etapie zawierania kontraktu wg Enright'a (1980, za: Marcus, 1993).
Chęć zmiany może wynikać z tak wielu powodów, jak wielu jest ludzi na świecie. Nie zawsze jednak łatwo jest odkryć źródło problemów, z których owa potrzeba wypływa. Często coś, co klientowi wydaje się, że jest problemem, wcale nim tak naprawdę nie jest. Próbując odkryć istotę cierpienia osoby, kolejny raz możemy napotkać na opór nawet u najbardziej zdeklarowanych na zmianę jednostek. Praca wówczas może okazać się bezcelowa. Zresztą tak jak w przypadku, kiedy problem jest nierozwiązywalny. Mówiąc inaczej, jeśli problem nie istnieje lub pożądany stan jest niemożliwy do osiągnięcia w subiektywnym odczuciu klienta, napotkamy na silny opór przed zmianą (ibidem).
Kolejnym takim momentem jest etap, w którym klient musi zdecydować, czy ten terapeuta jest dla niego odpowiedni. Tu opór może mieć postać od tak skrajnego przejawu niechęci, jakim jest milczenie, po subtelne komunikaty, dające do zrozumienia, że nie jesteśmy tym psychologiem, o którego chodzi. Jedno jest pewne - dopóki osoba nie zaakceptuje nas, jako terapeuty, który jest w stanie jej pomóc, nasze wysiłki będą konsekwentnie udaremniane, klient bowiem nie zaangażuje się w pełni we współpracę i będzie pomniejszał wagę kontaktu.
Kiedy już szczęśliwie wspólnie przebrniemy przez ustalenie, że osoba chce się problemem zajmować, mało tego, uważa go za rozwiązywalny, a także zdecyduje, że to ten psycholog może jej pomóc, stajemy przed problemem motywów konkurencyjnych, które będą utrudniały osiągnięcie zmiany. To ostatnie źródło oporu zazwyczaj powraca kilkakrotnie w trakcie terapii (tamże). Sprzeczne, co do celu terapii, dążenia i preferencje klienta, będą wzmagały sprzeciw. Jak sobie radzić z oporem na tym i na pozostałych etapach zawierania kontraktu?
3. Głową muru nie przebijesz
Wrażliwy terapeuta bez większego problemu zauważy przejawy oporu klienta. Od psychologa wówczas będzie zależało, jak dalej będzie sobie radził z przeszkodą w pomyślnej współpracy. Drogi wyjścia są co najmniej dwie…
Pierwsza z nich wiedzie do rozwiązania tej sytuacji poprzez potraktowanie oporu jako czegoś, co, paradoksalnie, umożliwia kontakt i kieruje naszą uwagę na wspólną relację z klientem. Zamiast reagować na opór bezpośrednio, warto się mu przyjrzeć. Dzięki temu poznamy indywidualny styl obrony klienta, łatwiej nam będzie rozpoznać jego konfliktowe obszary, konkurencyjne motywy itd. Możemy też próbować osłabić obronę osoby przez trafne interwencje terapeutyczne w postaci zmiany tempa, tematu czy płaszczyzny rozmowy. „Prawdopodobieństwo oporu jest mniejsze wtedy, gdy stosowane interwencje terapeutyczne są dostosowane do problemów pacjenta i do jego gotowości otwarcia się na nie” (Czabała, 2006, s. 106). Przy czym należy pamiętać o ciągłym komunikowaniu wsparcia i zrozumienia.
Może zdarzyć się tak, że niechęć do współpracy pojawi się po dłuższym okresie, kiedy relacja terapeutyczna jest już nawiązana. Jak pisze Okun (2002, s.115), pomagający może wówczas odzwierciedlić uczucie sprzeciwu i razem z klientem zdecydować, jak postępować dalej. Czasem wystarczająca będzie zmiana strategii, innym razem korzystniejsze będzie skierowanie osoby do innego psychologa. Jedno i drugie rozwiązanie jest równie dobre. Praca z klientem, który pomocy od nas nie jest w stanie przyjąć jest tak samo uciążliwa dla niego, jak i dla nas.
I tak dochodzimy do drugiego sposobu radzenia sobie z oporem, który z góry skazany jest na niepowodzenie. „Zwykle daremne jest podejmowanie z ujawniającym opór klientem gry w „moje na wierzchu”, ponieważ pomagający musi ją przegrać” (ibidem, s.115). Zaoszczędzając sobie i wspieranemu czasu i energii, w przypadku, gdy niezagrażające sposoby osłabienia obrony zawiodły, lepiej jest polecić kogoś innego lub zaproponować przerwę w spotkaniach. Zazwyczaj klienci wtedy wracają z nowym spojrzeniem na sytuację i pracują bardziej efektywnie niż przedtem. Natomiast walka z oporem na zasadzie licytacji przypomina jedynie walkę z wiatrakami. Pamiętajmy, że to klient jest tu specjalistą w tym sensie, że on decyduje, co i kiedy podlega zmianie. Próba przełamania silnego oporu czy przyspieszenia procesu spowoduje jedynie wzrost napięcia i frustracji u obu osób. Jaki to będzie miało wpływ na dalszą współpracę? Możemy odpowiedzieć, że raczej nie będzie ona miała większego sensu. Bardziej skuteczna jest postawa zrozumienia i „towarzyszenie” klientowi z oporem, niż próby jego przełamania.
4. Podsumowanie
Lekkie rozproszenie uwagi, kilka minut spóźnienia, jedno czy dwa spotkania, które „wypadły z głowy”, albo koncentracja na objawach, by usprawiedliwić niedotrzymywanie zasad kontraktu. Nie ma wątpliwości, że osoba, która prosi o pomoc, przeżywa jakieś cierpienie i oczekuje wsparcia, zrozumienia, czasem nawet ofiarowuje psychologowi swoje życie w opiekę, przenosząc na niego odpowiedzialność za zmianę. Czasem mimo najszczerszej chęci i wyraźnej deklaracji zmiany od osoby, nie jesteśmy w stanie pomóc człowiekowi.
Praca ta miała na celu pokazanie, dlaczego proces zawierania kontraktu czy proces terapii może nie przynieść oczekiwanych skutków. Nawet jeśli zastosujemy się do wszystkich zaleceń złotej recepty Enright'a (1980, za: Marcus, 1993), bez przejęcia przez osobę odpowiedzialności za własną przemianę niewiele możemy zaoferować. Odwołując się do motto tej pracy: „Można konia doprowadzić do wody, ale nie można się za niego napić”, warto kolejny raz zauważyć, że to klient jest ekspertem w dziedzinie swojego życia i tylko on jest uprawniony do dokonywania w nim zmian! Terapeuta może jedynie pokazać ścieżki, którymi, wspólnie z osobą, mogą do tej zmiany dotrzeć. Ponadto, jak słusznie zauważa Okun (2002, s. 118), należy przyjąć, że „opór jest niezbędnym elementem procesu zmiany oraz rozwoju i należy z nim pracować, zamiast obawiać się go i unikać”. Zatem, kiedy napotkamy na drodze do celu przeszkodę, warto się zastanowić, czy nie można jej jakoś obejść, przeskoczyć czy przebudować, zamiast cofać się ze ścieżki, która być może prowadzi do upragnionego celu.
by Karolina Lewandowska