ZABAWY EDUKACYJNE, PRZEDSZKOLE, Bajki terapeutyczne, zabawy


B A J K I

Wielu naukowców często podkreśla znaczenie zabawy w najmłodszym wieku dziecka. Wybitny rosyjski psycholog - Lew Wygotski stwierdził kiedyś, że „to właśnie w trakcie zabawy dziecko zawsze zachowuje się ponad swój wiek, wychodzi poza swoje codzienne zachowania, jest twórcze i kreatywne. Można powiedzieć, że w zabawie przerasta siebie o głowę”. Dzieci bawiąc się, niezwykle szybko i skutecznie przyswajają sobie nowe umiejętności. Opowiadanie dzieciom bajek nie tylko rozbudza ich wyobraźnię, ale również buduje więź z rodzicami. Chcąc zachęcić wszystkich dorosłych do spędzenia kilku dodatkowych chwil ze swoją pociechą, ogłaszamy konkurs na najpiękniejszą bajkę dla dzieci.

Malwa
„Ciekawe, co ze mnie wyrośnie” - rozmyślało małe nasionko, które wiatr przywiał właśnie od strony lasu.
Leżało samotnie na ziemi przy płocie i nie miało kogo o to spytać.
„Nie pamiętam zupełnie moich rodziców. A jeśli zeschnę tu i koniec? - przestraszyło się nagle. - „Przydałby się deszcz. Chce mi się pić!”
Na szczęście w nocy zaczęło padać i mżyło tak przez kilka dni.
Pewnego poranka nasionko poczuło, że dzieje się z nim coś niezwykłego. Wiatr nie był już w stanie przesuwać go z miejsca na miejsce. Przytwierdzone było do ziemi malutkim, białym korzonkiem!
Mniej więcej po tygodniu gospodyni wieszając na sznurze przy płocie wypraną koszulę zauważyła:
- O, coś tu rośnie! Jakaś samosiejka! Poczekam jeszcze kilka dni i zobaczę co to będzie. Jeśli chwast - wyrwę i tyle!
Ziarenko przeraziło się. Nowy kłopot! Myślało, że kłopoty ma już za sobą, od kiedy drepczące w pobliżu kury przestały się nim interesować.
Przez następny tydzień, a może nawet dwa, żyło w ciągłym strachu, że gospodyni z domku za płotem uzna je za chwast przy drodze. Ale mimo to rosło z całych sił.
Nadeszła niedziela. Gospodynie wracały z kościoła.
- Och, Maciejowa, posadziłaś malwę? Będzie pięknie wyglądała przy samej furtce!
- Coś podobnego! - wrzasnęła Maciejowa. - O laboga! Chyba powinnam ją podlać!
Kobiety stały jeszcze przez chwilę i z uznaniem patrzyły na dorodną, młodą malwę, kiwając głowami.
„Nie jestem chwastem! Jakie to szczęście!” - cieszyło się nasionko, które było już właściwie samą łuską. - „Teraz mogę spokojnie zasnąć, bo moja rola się skończyła.”
Malwa okazała się ciemnoróżowa. Wszyscy bardzo ją polubili. Gdy przekwitła, dzieci skrzętnie zebrały jej nasiona, by wiatr nie porwał ich gdzieś daleko.
- W przyszłym roku obsiejemy nimi cały pas ziemi pod płotem - zdecydowała Maciejowa. - Mój dom będzie wyglądał najpiękniej w całej wsi. Jak to dobrze, że przyjęło się tu wiosną samo nasionko!
Ale jego już dawno nie było… Czy aby na pewno? To gdzie się podziało?
Otóż żyło przecież nadal pod postacią wysokiej, dorodnej rośliny, a potem jej dzieci - nasionek. I tak dalej i dalej, rokrocznie tak samo. Zgodn
ie z odwiecznym rytmem przyrody.

Reklamy i ogłoszenia
Żyła raz sobie, zresztą całkiem niedawno, pewna czarownica o imieniu - Sorsa. Jak to zwykle bywa, miała wielki, zakrzywiony nos, kudłaty łeb i długie, brudne pazury. Nosiła połataną, czarną kapotę, przekrzywiony kapelusz i dziurawe buty. Dawno pogubiła gdzieś wszystkie zęby. No, może nie wszystkie. Trzeba przyznać, że jeden - na samym przedzie - został, ale był zupełnie spróchniały. Miała, lekko licząc, ze 300 lat, a jej rozwichrzona miotła jeszcze więcej.
Miotła ta była… żywa! Nie był to zwykły kij ze szczotką. Nie! Kij miał wyłupiaste oczy, nos jak sęk i wąskie usta. Niebywałe, a jednak prawdziwe!
Krótko mówiąc, czarownic i jej miotła były stare, szpetne i w dodatku łakome. Nie można jednakowoż powiedzieć, że były głupie, bo prenumerowały codzienną prasę.
Prasę roznosił listonosz i nie miał zbytniego kłopotu, bo czarownica mieszkała na skraju lasu, przy samej drodze. Domek posiadała obskurny i mały - jeden pokój z kuchnią. Wszędzie pełno kurzu, bo miotła, niestety, była leniwa. Listonosz nie lubił tam chodzić, ale musiał. Z poczucia obowiązku. Obrzydzenie, jakie odczuwał, rekompensowała mu trochę szczera radość czarownicy, gdy ciągnął za dzwonek przy furtce i wołał głośno:
- Pani Sorso, dzisiejsza gazetka!
Tego dnia, o którym mowa, dodał jeszcze:
- Będzie pani zadowolona - jest dużo ogłoszeń i przepisów kulinarnych!
Przepisy na smaczne potrawy nasza czarownica zbierała od lat. Wycinała je z gazet i naklejała w niebieskim zeszycie. Jak już wiecie, była bowiem łakoma i gotowała wielkie gary różnych potraw. Nie wiadomo jednak czy potrawy były smaczne, bo nigdy nikogo nie poczęstowała. Nawet pana listonosza, chociaż właściwie go lubiła. Obie z miotłą pochłaniały co wieczór drewnianymi łyżkami wprost z gara całą zawartość.
Drugą namiętnością Sorsy były ogłoszenia. Studiowała je przed snem, leżąc w łóżku. Naturalnie po jedzeniu. Miotła zaglądała jej przez ramię w milczeniu. Stała tak, jak a tureckim kazaniu, bo nie umiała czytać. Wstydziła się jednak do tego przyznać. Nic dziwnego - to przecież prawdziwy wstyd, gdy się ma ponad 300 lat. Sorsa kupiła ją, będąc ostatni raz we wsi, na jarmarku przy kościele. Potem już nigdy nie łaziła tam, bo wystraszyła wszystkich ludzi, a ksiądz gonił ją z kropidłem aż do kapliczki pod lasem. Na samo wspomnienie tych wydarzeń cierpła jej skóra.
Tak więc, … tego dnia, o którym mowa, gdy najadły się do syta, zaczęło się czytanie nowej gazety.
- Opowiesz mi, co tam jest napisane? - dopytywała się miotła.
- Jasne, przeczytam ci nawet ogłoszenia i reklamy.
Nie wiadomo, czego czarownica w nich szukała. Szczególnie interesowały ją nowości kosmetyczne: kremy, szminki, lakiery do paznokci, mydła. Nigdy ich wszakże nie zamawiała ani nie używała. Może miała zamiar zrobić to w przyszłości. Kto wie?

- Posłuchaj, cóż za ogłoszenie! - wrzasnęła nagle jak oparzona. - Czekałam na takie przez całe życie!
Miotła aż pisnęła z ciekawości, wytrzeszczyła wyłupiaste oczy i jeszcze bardziej zacisnęła wąskie usta. Sorsa tymczasem przeczytała z namaszczeniem:
- „Kobieto! Jeżeli jesteś stara i brzydka, a pragniesz stać się młoda i piękna, zjedz na kolację małą dziewczynkę w sosie grzybowym.”
Miotła zupełnie zbaraniała i nie powiedziała już tego wieczoru ani słowa, zaś czarownica zaskrzeczała:
- Jutro rano idziemy do lasu, a potem lecimy aż do wsi, pod kościół.
Odłożyła gazetę, zgasiła świecę, ale długo nie mogła zasnąć. Bladym świtem zerwała się z łóżka, obudziła towarzyszkę i pobiegły na grzyby. Szybko nazbierały pełen kosz drobnych muchomorów. Czerwonych w białe kropki - te lubiły najbardziej. Potem pofrunęły pod kościół, a że właśnie była niedziela, Sorsa bez trudu wyszukała malutką, ślicznie ubraną dziewczynkę i porwała ją.
Po powrocie do domu, przyjrzała jej się dokładnie i spytała:
- Czemu ty masz takie krótkie włoski?
- Bo jestem chłopcem - odpowiedziało dziecko.
- O, kurczę, niedobrze! - zaklęła Sorsa, ale nie robiąc z tego większego problemu, wsadziła chłopca do gara razem z muchomorami. Jednak, gdy tylko odwróciła się, żeby sięgnąć po sól, sprytny chłopczyk wyskoczył spod pokrywki i uciekł.
Wieczorem Sorsa, bardzo przejęta i podekscytowana, zabrała się do jedzenia, z jeszcze większym apetytem, niż zwykle.
- Czy ja też mogę spróbować? - spytała nieśmiało miotła.
- Ty nie! - burknęła czarownica. - Ty patrz i mów mi czy już wypiękniałam.
Miotła, jak zwykle, wytrzeszczała oczy i patrzyła.
- No i co? Jak wyglądam? - niecierpliwiła się Sorsa, ale nie bez powodu.
Rzeczywiście zaczęła się zmieniać! I to bardzo! Ale, czy to za sprawą muchomorów, czy dlatego, że w garnku zamoczył się chłopczyk, a nie dziewczynka, zaczęła przekształcać się w… mężczyznę! A kto widział czarownicę rodzaju męskiego? Nawet nie ma na to właściwego określenia. Bo przecież nie „czarodziej”.
Przerażona miotła, widząc, co się święci, uciekła przez okno i nigdy już nie wróciła. Sorsa (wyglądająca teraz jak stary dziad), musiała iść piechotą na jarmark, pod kościół i kupić sobie nową.
„Psia kość, niepotrzebny wydatek!” - myślała po drodze.
Od tamtej pory przestała interesować się ogłoszeniami i straciła wiarę w reklamy.
Oczywiście, przestała też prenumerować prasę, a listonosz miał dzięki temu lżejsze życie.

Udany spacer - Idę na spacer! - oświadczył niespodziewanie biały, okrągły dmuchawiec, stojący dotychczas nieruchomo na samym środku pachnącej łąki.
Wszystkie kwiaty, owady, a nawet źdźbła trawy aż umilkły ze zdumienia.
- Jak to, na spacer? - pisnęła polna myszka. - Dokąd?
- Pójdę tą wydeptaną przez ludzi ścieżką w stronę rzeki. Wrócę przed wieczorem - odparł dmuchawiec i dziarsko ruszył przed siebie.
- Żebyś tylko nie spadł z wysokiego brzegu do wody! - zawołała myszka.
Wszystkie kwiaty, owady, a nawet źdźbła trawy odwróciły główki i patrzyły za nim szeroko otwartymi oczami. Oj, miały powody do niepokoju! Nagle nad rzeką pojawił się bowiem mały chłopiec z wędką.
- Jaki fajny dmuchawiec! - mruknął sam do siebie, bez namysłu uniósł go do góry i… dmuchnął z całych sił!
Fu-u-u… - pofrunęły z wiatrem delikatne nasionka.
Fu-u-u… - chłopiec nadął usta jeszcze raz, a po chwili wyrzucił ogołoconą łodyżkę za siebie i odszedł.
Na szczęście nasz dmuchawiec, (który właściwie nie był już wcale dmuchawcem), wstał powoli i ze spuszczoną głową wrócił na swoje dawne miejsce. Wokół panowało pełne grozy milczenie i trwało nieznośnie długo.
Nadbiegła myszka.
- O, wyłysiałeś! - krzyknęła, niezbyt delikatnie.
Wszystkie kwiaty, owady, a nawet źdźbła trawy wybuchnęły głośnym śmiechem, rozładowując napięcie.
- Nie śmiejcie się - skarciła ich myszka, która była niegłupia, bo zjadła kiedyś całą książkę, pozostawioną nad rzeką przez jakiegoś wędkarza. - Dobrze się stało! Nasionka dmuchawca rozsypane przez wiatr po całej łące, dadzą początek nowym roślinom. Teraz można powiedzieć, że jest on ojcem wielu dzieci!
Dmuchawiec podniósł główkę i… nareszcie też się uśmiechnął.
A wszystkie kwiaty, owady, a nawet źdźbła trawy spojrzały na niego z uznaniem. A jednak spacer się udał!
Minął dzień, zapadł zmrok. Niby wszystko na łące wróciło do normy a jednak niezupełnie. Tego wieczora nikt nie mógł zasnąć. Noc była ciepła i cicha. Księżycowa. Rano znów nadbiegła myszka.
- Wiecie co? - krzyknęła, bo zawsze mówiła to, co tylko przyszło jej do głowy. - Siedzimy tu, na tej łące i niczego nie widzimy. A świat jest taki piękny! Jeśli dmuchawcowi się udało, to i nam musi się udać. Krótko mówiąc - idę na daleki spacer! Powiem więcej - mam zamiar przepłynąć na drugą stronę rzeki. Kto idzie ze mną?
Wszystkie kwiaty, owady, a nawet źdźbła trawy miały na to wielką ochotę. Nikt się jednak nie zgłaszał, bo podjąć taką decyzję nie jest łatwo.
- Jak to, na drugą stronę rzeki? Odezwała się końcu biedronka. - Przecież ty nie umiesz pływać?
- Właśnie, właśnie - chrabąszcz i ślimak też pełni byli wątpliwości.
- Mam pewien plan - nigdy nie robię niczego pochopnie - obruszyła się myszka. - Zamierzam poprosić o pomoc łabędzia.
- Samego łabędzia? Nie do wiary! - wyszeptała biedronka.
Łabędź cieszył się ogólnym poszanowaniem. Był duży, mądry - jednym słowem najwspanialszy. Wspanialszy od perkoza, kreta i starej ropuchy.
- A jak nie zechce? - wydukał ślimak.
- Dlaczego ma nie zechcieć? - zniecierpliwiła się myszka. - Przecież jest uczynny. A poza tym, spróbować nie zawadzi.
- Faktycznie, nie zawadzi - zgodzili się mieszkańcy łąki.

- A więc, kto idzie ze mną? - spytała znów myszka zdecydowanym tonem.
Zapanowało milczenie. Mimo wszystko, nikomu nie starczało odwagi. Gdy już wydawało się, że nic z tego nie wyjdzie, usłyszeli głos:
- Tchórze!
Tak, to zapomniany dmuchawiec właśnie się obudził i słyszał całą rozmowę.
- No, nie, nie pozwolę się obrażać! - żachnęła się biedronka. - Zgłaszam się pierwsza. Mam dziś wielką ochotę na spacer.
- Ja też zawsze należałem do najodważniejszych - przerwał jej chrabąszcz. - Idę z wami.
- I ja - dodał ślimak.
- I ja - dodała mała żabka.
- I ja, i ja, i ja - wołali teraz, jeden przez drugiego, mieszkańcy łąki.
Wyruszyli, gdy słońce było już wysoko na niebie. Szli dziarsko i wesoło. Niektórzy nawet śpiewali i podskakiwali. W takim nastroju doszli do rzeki.
- Co teraz robimy? - spytał pasikonik. - Coś nie widać nigdzie naszego łabędzia.
- Poczekamy - postanowiła myszka. Na wysokim brzegu nie było żywej duszy. Rozsiedli się wygodnie i podziwiali wielki, piękny świat. Ciepły wiatr nadleciał znad rzeki i trącał ich łokciem. A rzeka płynęła w dal, szumiąc cichutko swoją odwieczną piosenkę.
- Piękny dzień! - westchnął żółty kwiat dziewanny. - Aż chce się żyć. Szkoda, że dmuchawiec, mój kolega z łąki, nie poszedł z nami.
- Widocznie miał dość spacerów - zachichotał niebieski, polny dzwonek. - Stracił przecież wszystkie włosy!
- W życiu nie znajdzie żony z takim wyglądem - naigrawał się rumianek.
- Przestańcie! - skarciła ich myszka. - Po co mu żona, skoro i tak ma tyle dzieci. A teraz cicho bądźcie, bo płynie łabędź.
Rzeczywiście. Powoli, majestatycznie, z godnością, zbliżał się w ich stronę dorodny, biały ptak.
- A cóż to za dziwne zgromadzenie! - wykrzyknął, gdy był dostatecznie blisko. - Co wy tu robicie?
- Wyruszyliśmy na daleki spacer - pisnęła myszka. - Czy mógłbyś nas przewieść na drugi brzeg?
Łabędź chyba naprawdę był uczynny, bo odparł:
- No, dobrze. Wsiadajcie. Po kolei.
Kwiaty, polne chwasty, trawy i powoje weszły pierwsze. Następnie wgramoliły się chrząszcze, biedronki, dżdżownice, pająki, świerszcze, mrówki, gąsienice. Łabędź chwiał się w lewo i w prawo, ale nic nie mówił. I może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ślimak.
- Poczekajcie! - sapał, bo, jak zwykle, nie mógł nadążyć. Wpełzł na skrzydło łabędzia i wtedy… wielki ptak przechylił się i wszyscy spadli! Na szczęście nie do wody, a na pasek przy brzegu!
Gdy już pozbierali się i powstawali, pasikonik burknął:
- Wszystko przez tego ślimaka! Po co ładował się na łabędzia z całym domem?
- Niech pan tak nie mówi - sapnęła myszka, otrzepując futerko. - On inaczej nie może. Domek jest do niego przytwierdzony na stałe. Ale fakt - we wszystkim należy zachować umiar i zdrowy rozsądek. Zapomniałam o tym.
- Masz rację. Ja też - wtrącił łabędź. - Lepiej wracajcie na waszą łąkę. I tak daleko zaszliście i dużo widzieliście. A nawet spotkała was prawdziwa przygoda! Mieliście udany spacer!
Łabędź odwrócił się i odpłynął. A wszystkie kwiaty, owady, a nawet źdźbła trawy pokiwały z uśmiechem głowami. Przecież miał rację!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jeżyk- bajka psychoedukacyjna - grupa nie akceptuje i odrzuca, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terap
Bajka o nadzieji, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
O chłopcu, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
LEKCJA DOBRYCH MANIER, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Bajka o wróbelku - bajka relaksacyjna, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Bajka o Brzydkim Misiu, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Tola, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Dobry strach- bajka na przezwyciężenie strachu, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Chłopiec - Bajka psychoterapeutyczna, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Nauka fruwania wróbelków - bajka relaksacyjna, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Smutny pajacyk (bajka terapeutyczna - kiedy dziecko jest niesmiałe), PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki
Bajka o dwóch ołówkach -bajka psychoedukacyjna, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Twoje łzy na moich policzkach - pożegnanie z bratem (bajka o pożegnaniu- śmierci), PRZEDSZKOLE, PRZE
Silny przyjaciel (bajka na przezwyciężenie strachu), PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
I nagle zrobiło się cicho- Pożegnanie ze zwierzatkiem (bajka o pożegnaniu- (śmierci), PRZEDSZKOLE, P
Bajka o niedźwiadku - bajka relaksacyjna, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Bajka o kotku - bajka relaksacyjna, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne
Bajka o pajączku bajka psychoedukacyjna, PRZEDSZKOLE, PRZEDSZKOLE, bajki terapeutyczne

więcej podobnych podstron