Św. Tarsycjusz - mały rycerz Jezusa Eucharystycznego*
* W scenariuszu wykorzystano fragmenty opowiadania o Tarsycjuszu z książki E.Gösker, Piotr i Urszula. tłum. S.Klimaszewski, wydanej przez Apostolat Maryjny Księży Marianów, Hereford, s. 83 - 87.
Przedstawienie w 3 aktach
Osoby: Tarsycjusz, Matka Tarsycjusza, Kapłan, Gajus, Linus, Marek, Żołnierz, Rycerz 1, Rycerz 2, Chrześcijanie, Przechodnie.
Prolog
(Dwaj rycerze ERM rozmawiają ze sobą na środku sceny, za nimi kurtyna lub scenografia do Aktu I)
Rycerz 1:
Już za kilka dni Wielkanoc! Jaki to wspaniały i radosny czas. Jutro Wielki Czwartek: czcimy Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie! W Wielki Piątek Jego śmierć na krzyżu. W Wielką Sobotę...
Rycerz 2:
(przerywa mu, mówi z entuzjazmem)
W Wielką Sobotę malujemy pisanki i idziemy je poświęcić do kościoła...
Rycerz 1:
Tylko nie zapomnij poświęcić trochę czasu Panu Jezusowi adorując Go w Bożym Grobie.
Rycerz 2:
Jasne, że nie zapomnę! A wieczorem Wigilia Paschalna i już świętujemy zmartwychwstanie!
Rycerz 1:
Tak, Wielkanoc to wielkie święto.
Rycerz 2:
W kościele zbudowano już „ciemnicę” i „Boży Grób”. Nawet w sklepach są już świąteczne dekoracje.
Rycerz 1:
A czy wiesz, że nie zawsze tak było?
Rycerz 2:
(niepewnie)
No tak, miesiąc temu nie było jeszcze TAK świątecznie...
Rycerz 1:
(śmieje się)
Nie, nie! Nie o tym mówię.
(poważniej)
Chcę powiedzieć, że nie zawsze można było czcić Pana Jezusa tak otwarcie. Dawno temu, na początku chrześcijaństwa prześladowano ludzi wierzących w Chrystusa. Zły cesarz, który był niewierzący i nieochrzczony, kazał wtrącić do więzienia wszystkich wiernych Chrystusowi.
Rycerz 2:
A co zrobił z nimi?
Rycerz 1:
Najpierw musieli znosić różne cierpienia, jak głód, pragnienie, zimno, tortury, a potem zabijano ich, bo nie chcieli się zaprzeć wiary. Niektórym cesarz kazał ściąć głowę, innych ukrzyżować, spalić lub rzucić na pożarcie dzikim zwierzętom.
Rycerz 2:
Także dzieci?
Rycerz 1:
Tak, często też dzieci musiały umierać dlatego, że kochały Pana Jezusa.
Rycerz 2:
Czy one nie bały się ognia lub dzikich zwierząt?
Rycerz 1:
O, bały się, nawet bardzo. Ale wolały ponieść śmierć niż zaprzeć się Pana Jezusa. Posłuchaj historii małego Tarsycjusza, który kochał Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie bardziej niż życie.
Akt 1:
(Ulica rzymska, na niej grupy przechodniów, kilka przekupek z koszami, Gajus, Linus i Marek układają coś z kamieni. Po chwili przerywają grę i rozmawiają. )
Gajus:
Tato mówił, że cesarz zabronił wyznawać religię chrześcijańską. Będzie to surowo karane.
Linus:
(ze złością)
Dobrze im tak! Parszywi chrześcijanie! Mój tato mówił, że lekceważą bogów i nie chcą składać im ofiar. Bezbożnicy!
Marek:
Podobno wyznają jakiegoś swojego Boga. Głowę osła, czy coś takiego?
Gajus:
Nie, jakiegoś ukrzyżowanego cieślę z Nazaretu.
Marek:
(drwiąco)
Wielki mi bóg! Jak można czcić jakiegoś ukrzyżowanego człowieka!
(stanowczo)
Oddawać cześć cezarowi - to co innego.
( z naciskiem)
Cezar to wielki bóg i syn bogów!
(Wracają do gry. Nadchodzi Tarsycjusz i jego Matka, rozmawiają.)
Tarsycjusz:
Mamo, dlaczego prześladują chrześcijan? Przecież niczego złego nie zrobili.
Matka:
To prawda, ale nie chcą uznać oficjalnej religii, a to jest dla władz niewygodne. Ponadto zarozumiały cesarz żąda dla siebie boskiej czci.
Tarsycjusz:
Ale przecież on nie jest Bogiem. Jest tylko człowiekiem.
Matka:
To prawda, ale jego pycha jest tak wielka, że każe uważać siebie za kogoś więcej. Nie rozmawiajmy już o tym tu, na ulicy, bo jeszcze ktoś usłyszy i aresztują nas. Zaczekaj chwilkę, muszę jeszcze coś kupić na straganie.
(Odchodzi i rozmawia w przekupką. Gajus, Linus i Marek przerywają grę.)
Gajus:
(wstaje)
Znudziło mi się! Chodźmy stąd!
(zauważa Tarsycjusza)
Salve, Tarsycjuszu! Co tak stoisz na środku ulicy jak kołek?
Tarsycjusz:
Czekam aż mama skończy zakupy.
Linus:
(drwiąco)
Jak zwykle niepoprawny mamin - synuś.
Tarsycjusz:
(niecierpliwie, z wyrzutem)
Przestań, kochać matkę i pomagać jej to zasługa, a nie coś złego.
Linus:
(pojednawczo)
No dobrze już, dobrze. Nie złość się.
Marek:
Idziemy grać w piłkę. Idziesz z nami?
Tarsycjusz:
(do Matki)
Mamo, czy mogę iść się pobawić z chłopcami?
Matka:
(od straganu)
Dobrze, ale nie wracaj zbyt późno. Pamiętaj, że jutro pierwszy dzień tygodnia i dlatego wcześnie wstajemy.
Tarsycjusz:
Dobrze, mamo, będę pamiętał i wrócę niedługo.
(Idą parę kroków razem. Gajus zauważa przechodzącego kota, zatrzymuje się i wskazuje)
Gajus:
O, popatrz jakie brzydkie kocisko! Fajnie byłoby pociągnąć go za ogon!
Linus:
Albo za wąsy! Ale by miałczał!
Marek:
Złapmy go, będzie pyszna zabawa!
(Próbują złapać kota.)
Tarsycjusz:
Zostawcie go w spokoju! Nie można dręczyć zwierząt! Przecież one cierpią!
(Powstrzymuje chłopców)
Chciałbyś, aby ciebie tak męczono?
Marek:
(ze złością)
Patrzcie, jaki miłosierny! Popsuł nam całą zabawę! Przecież my tylko tak trochę, dla zabawy.
(do kolegów)
Chłopaki, a może nauczymy kota skakać?
(Bierze z ziemi kamień i rzuca za kotem.)
Patrzcie, jak śmiesznie skacze!
(Gajus i Linus też biorą kamienie i rzucają za kotem.)
Gajus:
A masz, a masz!
Linus:
Hopsa, kotku, hopsa!
Tarsycjusz:
(powstrzymuje ich)
Przestańcie, przestańcie! Dosyć!
Gajus:
(ze złością)
Zostaw nas! Obrońca zwierząt! Sam jesteś głupi jak te zwierzęta! A może ty też chcesz oberwać?
(Zamierza się na Tarsycjusza.)
Matka:
(podbiega od przekupki)
Zostawcie go, łobuzy!
(Gajusz, Linus i Marek uciekają.)
Matka:
(do Tarsycjusza)
Chodź, Tarsycjuszu, wracamy do domu.
Tarsycjusz:
(spogląda w niebo i mówi cicho)
Panie Jezu! Przebacz im, oni jeszcze Ciebie nie znają i dlatego nie wiedzą, że tak nie można postępować. Zmiłuj się nad nimi, kochany Jezu.
(odchodzą)
(Kurtyna)
Akt 2
(Podziemia katakumb, na środku ołtarz, przychodzą chrześcijanie, wśród nich Tarsycjusz i jego matka. Kapłan przebiera się do sprawowania Mszy św., wita się z przychodzącymi, zwraca się do żołnierza.)
Kapłan:
Salve, Rufusie! Co nowego?
Żołnierz:
Prześladowania wciąż się nasilają. Ostatnio aresztowali Aleksandra, Pawła, Dorotę i Klaudiusza z jego rodziną. Już kilkadziesiąt osób zginęło! Kiedy to się skończy?
Kapłan:
Nie wiem. Bóg czuwa nad nami. Na pewno nie wszyscy zginiemy. Pomyśl jednak, Rufusie, jak wielkiej łaski doznają ci nasi bracia: mogą cierpieć dla Jezusa!
Żołnierz:
To prawda, ale to trudna łaska. Obyśmy się nie załamali, gdy przyjdzie na nas pora.
Kapłan:
Będziemy się o to gorąco modlić i dla siebie, i dla naszych braci, którzy już są w więzieniach.
(do Matki i Tarsycjusza)
Witaj, Anno, witaj, Tarsycjuszu bezpieczną mieliście drogę?
Matka:
Tak, bardzo uważaliśmy, aby nikt nas nie zobaczył.
Kapłan:
(do Tarsycjusza)
Tarsycjuszu, załóż albę, będziesz dziś służył przy ołtarzu.
Tarsycjusz:
(ze zdziwieniem, radośnie)
Ja! Naprawdę! To wielki zaszczyt! Bardzo się cieszę!
(Kapłan staje za ołtarzem Tarsycjusz zakłada albę i staje obok niego. Chrześcijanie otaczają ołtarz.)
Kapłan:
Wysłuchajmy Słowa Bożego!
(czyta z Pisma św. "Kazanie na górze" Mt 5,1-16)
Oto Słowo Pańskie.
Wszyscy:
Chwała Tobie, Chryste!
(siadają, Kapłan stoi i naucza)
Kapłan:
Dziś te słowa w szczególny sposób spełniają się dla nas. Nas też dotykają prześladowania, tak jak dawniejszych proroków. Ale nie bójmy się! Naszego Pana Jezusa Chrystusa też prześladowano. Co więcej, zabito Go. Umarł na krzyżu, ale trzeciego dnia zmartwychwstał i jest z nami. On cierpiał dla nas i zostawił nam wzór. Dlatego nie bójmy się! Jesteśmy Jego świadkami, świadkami Jego zmartwychwstania. Bądźmy Mu wierni, bo On jest naszym Królem!
Wszyscy:
(z zapałem)
Jezus naszym Królem!
(wstają)
Kapłan:
(Zaczyna śpiew, wszyscy się dołączają, śpiewają pieśń 3 razy)
Chrystus Wodzem, Chrystus Królem
Chrystus, Chrystus Władcą nam!
Kapłan:
Módlmy się teraz, bracia, za wszystkie potrzeby...
(różne osoby podają wezwania)
Chrześcijanie:
za Kościół... za niewierzących... za chorych i cierpiących... za uwięzionych... za cesarza... itp
Tarsycjusz:
Za Gajusa, Linusa i Marka...
Kapłan:
I za nas módlmy się jako dzieci Boże: Ojcze nasz... (wszyscy się modlą)
Kapłan:
A teraz dziękujmy Chrystusowi, że uobecnia wśród nas swoją ofiarę.
Wszyscy:
(recytują lub śpiewają, mogą też poszczególne zwrotki wykonywać różne osoby)
Dziękujemy ci, Ojcze nasz, za święty winny szczep Dawida,
Który nam poznać dałeś przez Jezusa, Syna Twego.
Tobie chwała na wieki!
Dziękujemy ci, Ojcze nasz, za życie i za wiarę,
Którą nam poznać dałeś przez Jezusa, Syna Twego.
Tobie chwała na wieki!
Dziękujemy ci, Ojcze nasz, za święte Imię Twoje,
Któremu zgotowałeś mieszkanie w sercach naszych.
Tobie chwała na wieki!
Ty, o Panie Wszechmocny, stworzyłeś wszystko dla Imienia swego,
pokarm i napój dałeś ludziom na pożywienie.
Tobie chwała na wieki!
Nam zaś darowałeś pokarm duchowy oraz napój
i żywot wieczny przez Jezusa, Syna Twego.
Tobie chwała na wieki!
Pomnij, Panie na swój Kościół i wybaw go od wszelkiego złego,
i doprowadź go w miłości swojej do Królestwa Twego.
Tobie chwała na wieki!
Niechaj przyjdzie Twa łaska i niech przeminie ten świat,
kto święty, niech przystąpi, kto nim nie jest, niech czyni pokutę.
Przyjdź, Panie Jezu. Amen.
Kapłan:
(Wyciąga ręce błogosławiąc)
Niech was Bóg błogosławi i strzeże!
Wszyscy:
Amen!
(Chrześcijanie powoli rozchodzą się, Tarsycjusz klęczy jeszcze przed ołtarzem)
Tarsycjusz:
(modli się)
Kochany Zbawicielu, Tyś umarł za nas na krzyżu, daj, żebym nie miał strachu, gdy będę musiał dla Ciebie cierpieć, a może i umrzeć.
( Tarsycjusz wstaje, podchodzi do niego Kapłan)
Kapłan:
(poważnie)
Powiedz, Tarsycjuszu, czy jesteś odważny?
Tarsycjusz:
(ze zdziwieniem)
Czemu ksiądz o to pyta?
Kapłan:
Ty zaniesiesz Pana Jezusa chrześcijanom do więzienia. Oni tak tęsknią za Nim. Tylko Pan Jezus może ich pocieszyć. Pójdziesz i zaniesiesz im Komunię św.
Tarsycjusz:
(jąkając się)
Ale... ale dlaczego... ja mam to zrobić?
Kapłan:
Ja nie mogę pójść. Z wielką chęcią poszedłbym do nich, ale jeśliby żołnierze mnie poznali, to musiałbym zginąć. I nie mielibyście już księdza. Bylibyście sami tylko... Ale ty jesteś jeszcze małym chłopcem... na ciebie nikt nie zwróci uwagi... straż nie zauważy nawet, że niesiesz Pana Jezusa... Powiedz, czy odważysz się pójść?
Tarsycjusz:
(z zapałem)
Tak, pójdę, cóż złego może się stać, gdy Pan Jezus będzie ze mną?...
(Kapłan wkłada Hostie do małej torebki, na której jest krzyżyk. Przekazuje torebkę Tarsycjuszowi, który chowa ją pod płaszczem.)
Kapłan:
Niech Bóg cię strzeże, mały Tarsycjuszu! Postaraj się dojść szczęśliwie.
(Tarsycjusz kłania się Kapłanowi i wychodzi)
(Kurtyna)
Akt 3:
(Ulica jak w Akcie 1; Tarsycjusz idzie wśród przechodniów, nikt nie zwraca na niego uwagi.)
Tarsycjusz:
(do siebie)
Jak wielu jest pogan, którzy nie znają Pana Jezusa, którzy Go nienawidzą i drwią z Niego! Gdybyście wiedzieli, kogo ja niosę! Wy go nienawidzicie, ale On jest między wami, kocha was i błogosławi was wszystkich...
(po chwili, modli się)
Kochany Jezu... Ty musisz ich naprawdę pobłogosławić... Oni przecież nic nie wiedzą o Tobie. Także Gajusa, Linusa i Marka, moich kolegów. Oni tez Cię nie znają... A teraz uważaj, by mnie nie spotkali, bo od razu chcieliby wiedzieć, dokąd idę. A tego nie mogę przecież powiedzieć. Ty rozumiesz to, kochany Jezu. I bawić się z nimi tez teraz nie mogę... ponieważ niosę Ciebie...
(Na ulicy, za Tarsycjuszem pojawiają się Gajusz, Linus i Marek)
Gajus:
Hej, Tarsycjuszu!
(Tarsycjusz przestraszony ogląda się, kiwa do nich głową i idzie dalej)
Linus:
Poczekaj trochę! Co się tak śpieszysz?
(biegną za nim, Tarsycjusz przyśpiesza)
Marek:
Hej, Tarsycjuszu, hej!
Tarsycjusz:
(przez ramię, nie zatrzymując się)
Teraz nie mam czasu!
(idzie dalej)
Marek:
Myśmy schwytali ptaka, popatrz, tutaj!
(wyciąga rękę, w której coś trzyma)
Tarsycjusz:
(zwalnia, waha się, do siebie)
Będą męczyć ptaka. Marek jest taki okrutny... Może by stanąć na chwilę, wziąć ptaszka do obejrzenia i puścić go wolno?...
(po chwili zastanowienia)
Ale ja przecież nie mogę. Mam coś ważniejszego do zrobienia.
(dotyka rękami torebki ukrytej pod płaszczem, chłopcy go doganiają i zatrzymują)
Marek:
Patrz, młody wróbel. Za wcześnie wyfrunął z gniazda.
Tarsycjusz:
(prosi)
Puść go!
Marek:
(śmieje się)
O to ci chodzi! My jemu ładnie - raz, dwa, trzy - ukręcimy głowę. Patrz, tak!
(robi gest, jakby ukręcał głowę ptakowi)
Tarsycjusz:
(krzyczy)
Jaki okropny jesteś, Marku! Jak ty tak możesz?
Marek:
Co tak krzyczysz?! Tyle hałasu o jednego wróbla!
(Rzuca na ziemię zabitego ptaka. Zauważa, że Tarsycjusz chowa coś pod płaszczem.)
Ale co ty tu masz? Dlaczego trzymasz ręce tak kurczowo na piersiach? Pokaż to! Czyś dlatego tak szybko uciekał?
Gajus i Linus:
(zbliżają się do Tarsycjusza)
Prędko pokazuj!
Tarsycjusz:
(błagalnie)
Nie, nie, pozwólcie mi iść!
Gajus:
Ale jesteś zdenerwowany! Czy masz coś cennego? Pokazuj!
(usiłuje oderwać ręce Tarsycjusza od piersi)
Marek:
Co on tam może ukrywać? Rzecz zaczyna mnie pasjonować. Pokazuj natychmiast, albo oberwiesz! Nie chcesz? To masz!
(Uderza Tarsycjusza, ten zatacza się.)
Gajus, Linus i Marek:
(biją Tarsycjusza, jeden przez drugiego)
Masz jeszcze raz!
(Tarsycjusz wyrywa się i ucieka. Chłopcy chwytają kamienie i rzucają w uciekającego, trafiają, Tarsycjusz chwieje się i pada na ziemię. „stop - klatka”, Tarsycjusz mówi )
Tarsycjusz:
(cicho, leży na ziemi z rękami na piersiach)
Jezu, pomóż mi... Oni nie mogą Cię znaleźć! O mój Jezu, nie wiem, czy długo wytrzymam...Ale oni nie mogą Cię zabrać!
(wyjmuje torebkę spod płaszcza i otwiera)
Ja Cię przyjmę do mojego serca, tam będziesz bezpieczny
(wyjmuje Hostie i spożywa)
O Jezu, teraz jesteś bezpieczny! O jak to dobrze!
(mdleje)
(Gajus, Linus i Marek: dopadają go i odwracają, znajdują torebkę i biorą ją )
Gajus:
(krzyczy)
On jest chrześcijaninem...
Linus:
O przeklęty... chrześcijanin!
(Szarpią i rzucają torebkę na ziemię, kolejnymi kamieniami ciskają w Tarsycjusza)
Gajus, Linus i Marek:
(jeden przez drugiego)
Przeklęty, przeklęty!
( Na ulicy zjawia się żołnierz Żołnierz.)
Żołnierz:
(Odgania chłopców, którzy uciekają.)
Co tu się dzieje? Zostawcie go! Natychmiast! Precz!
(Przygląda się Tarsycjuszowi i bierze go na ręce, po chwili mówi)
O Tarsycjuszu... Ty krwawisz...
(zauważa torebkę i bierze ją do rąk)
A tu torebka z krzyżykiem, poszarpana i pusta... Gdzie są Hostie?
Tarsycjusz:
(cicho, słabym głosem)
Pan Jezus jest u mnie... w sercu... A tym chłopcom przebaczam...
(Umiera, Żołnierz kładzie go na ziemi i przykrywa płaszczem, stoi nieruchomo, zza kulisów powoli wychodzą się inne postacie i stają patrząc na chłopca, „stop - klatka”)
Epilog
(Rycerze wychodzą na środek.)
Rycerz 2:
Tarsycjusz był bardzo odważny! Umiał bronić tego, co najważniejsze. Był prawdziwym rycerzem Jezusa Eucharystycznego. Teraz już cieszy się chwałą jego zmartwychwstania w niebie. A co stało się z jego kolegami?
Rycerz 1:
Nie wiadomo. Być może, gdy ochłonęli ze złości, zastanowili się nad postawą Tarsycjusza i też zauważyli jego bohaterstwo.
(W czasie, gdy mówi, Gajus, Linus i Marek powoli wchodzą na scenę i dołączają do stojących)
Być może wstrząsnęło ich to, co się stało i po pewnym czasie nawrócili się przyjmując Pana Jezusa. Niech i dla nas mały Tarsycjusz będzie wzorem odważnej wiary i wierności Chrystusowi w codziennym życiu.
Rycerz 2:
(zwraca się do widowni)
A czy Ty kochasz Jezusa tak, jak Tarsycjusz, ponad wszystko, nawet ponad życie?
(Obaj odwracają się i dołączają do stojących wokół Tarsycjusza.)
(Kurtyna)
8
Autor: Aleksandra Winiarczyk