Where shadows are the truths, Slayers fanfiction, Oneshot


"Where shadows are the truths...

Truths?"

Drobne kropelki deszczu. Cichy szum spadającej z nieba wody. Chmury zasnuwały niebo - zmrok zapadł wcześniej niż zwykle. Opustoszała ulica. Przepełniony kosz na śmieci. Skrzypiące na jednym zawiasie drzwi komórki. Otwarte małe okienko na strychu. Wiatr wywiał firankę - wisiała smętnie poszarzała, nasiąkła wodą. Zmokły kot zamiauczał dziko i zniknął w ciemnym zaułku. Jedna lampa. Żółte światło padało na betonowe domy, asfaltową ulicę... Nie rozpraszało cieni. Sprawiało tylko, że ciemność wydawała się jeszcze mroczniejsza.

Kolejny deszczowy wieczór. Złożyła parasol w klatce i otrzepała go lekko. Spojrzała w górę skrzypiących schodów. Stara kamienica, od dawna nie restaurowana. Ale na razie tylko na tyle było ją stać. "Na razie"... Jak to ładnie brzmi - "na razie"... To "na razie" sugeruje, że istniała jakakolwiek nadzieja, jakby kiedyś wszystko miało się zmienić i mogła sobie pozwolić na cokolwiek więcej... "Na razie" jej wystarczało. Jeden pokój, kuchnia łazienka. Stara, przedwojenna słowicza podłoga, złoty zaciek na wannie i nieszczelne okna... Ale jej wystarczało - nie było przecież najgorsze, prawda? Ale czasem myślała - egoistyczna myśl, to prawda - myślała, że zasłużyła na cos więcej.

Podeszła do drzwi - wyjęła klucze z kieszeni długiego, brązowego płaszcza. Włożyła jeden z nich do zamka ale nie zdążyła przekręcić...

Coś zaszeleściło w ciemnym kącie korytarza. Zerknęła tam - ale zobaczyła tylko porzucone przez kogoś krzesło i stos makulatury. Nic takiego - musiało jej się wydawać. Wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi.

* * *

Jej mieszkanie. Małe mieszkanie. Przytulne? Nie.

Niewiele się zmieniło odkąd tu zamieszkała. Ot - powiesiła jeden czy dwa obrazki, zasłony, firanki... Jakiś obrus, trochę bibelotów na półkach... Ale dalej wyglądało jakby ktoś cały czas był przygotowany na przeprowadzkę.

Nie lubiła tego mieszkanie. Nie lubiła tego miasta. Tak jak jej tu nikt nie lubił - nikt nie chciał jej poznać, nikt nie przyszedł się przywitać kiedy tu zamieszkała... Czego się spodziewała? To nie jest jedno z tych wesołych miasteczek z kolorowych seriali. Tu żaden sąsiad nie przychodzi z szarlotką i wiecznie bezmyślnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Szkoda...

Świat się widocznie bardzo zmienił. Ale zmiany zauważyła zbyt późno, by zdążyć się przyzwyczaić.

Nie lubiła tego "domu". Nie mogła tego miejsca nawet nazwać "domem". To miejsce... Bo nie potrafiła mówić na to inaczej niż "miejsce" - wyglądało, jakby tylko czekało aż zbierze swoje rzeczy i wyjdzie za próg. Cokolwiek by zrobiła - to miejsce zawsze będzie tak wyglądać. Jakby wręcz wypychało ją za drzwi.

Westchnęła i rzuciła torbę z zakupami na fotel. Podeszła do okna... Ślepa lampa, ciemniejące na tle nieba druty energetyczne... Dalej las anten i kominów, niebo pocięte w kratkę kabli... Westchnęła znów - czasem jednak naprawdę miała ochotę opuścić to miejsce... Odruchowo spojrzała na drzwi.

Otwarte.

Pff - Filia, sklerozo, zapomniałaś zamknąć? Uśmiechnęła się lekko i przekręciła klucz - szczęknęły zapadki mechanizmu. Nacisnęła jeszcze klamkę dla pewności - nie ustąpiły. Dobrze.

Zdjęła rękawiczki. Deszcz głośniej zaczął uderzać w szybę, granatowe niebo nie mrugnęło ani jedną gwiazdką... Nawet księżyca nie było - pewnie były znacznie ciekawsze rzeczy do oglądania srebrnym okiem niż to... To "miejsce". Nigdy nie będzie niczym więcej niż "miejscem". Zrzuciła niedbale buty - gdyby tylko mogła stąd wyjechać... Zapomnieć o wszystkim. Zniknąć stąd i nigdy już nie wrócić w to ponure... Ponure "miejsce"...

Ulicą przejechał samochód z tylko jedną działającą lampą. Zaszczekał jakiś bezpański pies. Odwróciła się od okna i zaczęła rozwiązywać szalik... Jej wzrok padł na drzwi.

Otwarte.

* * *

Zmarszczyła brew - co jest? Podeszła i wyjrzała na zewnątrz... Pusto. Odrapana klatka, jedna żółta lampa... Z bezpiecznika wisiały kable bez izolacji... Nie ma strachu - nikt nie jest na tyle szalony by próbować tego dotknąć. Betonowa podłoga, pęknięta w kilku miejscach. Ciemne, brudne schody. Nikogo.

Potarła skroń... Była pewna, że zamknęła te drzwi... Naprawę dałaby sobie rękę wciąż, że... Ktoś robi sobie głupie żarty? Raczej nie - nie było w tym... W tym "miejscu" nikogo, kto miałby ochotę żartować.

Sprawdziła zamek... Nie znała się na tym ale chyba nikt przy nim nie majstrował. Uważnie zamknęła drzwi, sprawdziła czy faktycznie są zamknięte... Były. Odłożyła klucz na półkę nad wieszakami. Przyglądała mu się przez chwilę, jakby się spodziewała, że podfrunie i pomknie do zamka. Ale nic sie nie stało - zwykły kawałek metalu - nie zwracał na nią uwagi.

Zaraz... Przecież w terbie rozmraża mi się... Ops - przypomniała sobie o zakupach. Nie zdjęła płaszcza - ma czas a zakupy nie bardzo. Zgarnęła reklamówkę z fotela i przeszła do kuchni. Oświeciła światło i rozejrzała się. Nieduża, czysta kuchnia. Lubiła porządek - szczególnie w takich miejscach. Zaczęła przekładać rzeczy do lodówki. Nic specjalnego nie kupiła - ot, sałata, brokuły, jogurt, mleko... Nie jadała mięsa. Pochyliła się wyjmując ostatnie opakowanie kefiru - założyła biały kosmyk za ucho...

Czas wybielił jej włosy - bezlitosny. Tylko tyle się zmieniła. Pomyśleć, że kiedyś były złote... Teraz nie było w nich nawet sugestii najjaśniejszego blondu - zupełnie białe. Oczy jej się jednak nie zmieniły. To dobrze. Nie chciałaby, żeby zrobiły się srebrne jak niektórym... Może i ładne, ale zbyt widoczne. Wystarczająco kłopotliwe, że wszyscy oglądali się za nią na ulicy - włos wyblakły - dziwny. Nawet w tych czasach.

Westchnęła z uśmiechem i zamknęła lodówkę. Przyczepione było do niej kilka kolorowych magnesów... Bonus z jakiejś gazety czy coś w tym rodzaju. Kartka z zakupów - już nieaktualna. Zdjęła ją i zmięła w palcach... Z odgłosem łamanego papieru zmieszał się inny dźwięk.

Odwróciła się gwałtownie...

* * *

Mały, czarny kotek na progu jej kuchni. Duże, zielone oczy. Jedno ucho opadło mu śmiesznie. Sierść błyszczała w świetle energooszczędnej żarówki. Tak ciemna, że nawet lekko granatowa. Usiadł patrząc na nią zdumionymi, szklistymi oczami.

-Więc to ty mnie tak straszyłeś, kocurku? - Uśmiechnęła się szeroko i podeszła do kociaka. Wyciągnęła powoli rękę - ale pozwolił się pogłaskać - nie spodziewała się tego. Raczej zębów. Koty nie są ufnymi zwierzętami. Ale dobrze. Zamruczał cicho kiedy podrapała go za uchem. - Pewnie ty tak hałasowałeś na schodach, hm? Wślizgnąłeś się kiedy zostawiłam otwarte drzwi, co? Ty rozrabiako, nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłeś! - Przewrócił się na grzbiet próbując złapać małymi pazurkami jej rękę. Był naprawdę młody - najwyżej kilka miesięcy... Nie przypominała sobie, by którykolwiek z reszty lokatorów miał koty w mieszkaniu. - Czyj ty właściwie jesteś, hm? Przybłąkałeś się? Znajdo jedna, chodź, dam ci mleka.

Wstała i otworzyła lodówkę. Wyjęła karton i rozejrzała się za jakimś spodkiem... Zwierzątko siedziało na środku kuchni, patrząc na nią uważnie. W końcu znalazła odpowiednie naczynie na dnie szuflady ze sztućcami. Bałaganiara - zganiła się z uśmiechem w myślach i postawiła mleko przed kociakiem. Najpierw powąchał podejrzliwie, ale potem zaczął głośno pić - musiał być głodny. Przyglądała mu się przez chwilę - taak... Widać mu było żebra, ogonek i łapki miał o wiele za szczupłe, żeby to było zdrowe. Już ona go odkarmi tak, że... Hmm... Tak - zatrzyma sobie tu tego przybłędę. Zobaczymy co z niego wyrośnie.

Uśmiechnęła się i zaczęła rozpinać guziki płaszcza. Dobrze, że to tylko kot... Pff - a co to niby miałoby być, hm?! Jasne że to kot! Coś ty sobie zaczęła już wyobrażać, co?! To chyba jednak prawda, co opowiadają o blondynkach. A szczególnie tak jasnych jak ty.

Miała już kiedyś kota... Uwielbiała te zwierzęta - były prześliczne... Zawsze je ubóstwiała, odkąd była mała. Kici, kici - u mnie zawsze wszystko tylko dla was, maluchy! Uśmiechnęła się do wspomnień - tak... Kocia mama.

Z kieszeni wypadł jej okrągły kolczyk, który znalazła na ulicy. Odbił się od podłogi i wylądował w łapkach mruczka. Roześmiała się cicho, patrząc jak bawi się złotym krążkiem. Tak - te zwierzęta zawsze znajdą sobie zajęcie. Niczym się nie przejmowały, wszystko było dla nich zabawą...

Nagle przerwał i uniósł głowę. Zastrzygł uszami zaniepokojony... Spojrzał na drzwi.

Też spojrzała.

Otwarte.

* * *

Noc stała się ciemniejsza. Nie było gwiazd, nie było księżyca. Wszystkie lampy i światła przygasły. Nie chodzi o to, że żarówki wyłączyły się zupełnie. Nie. To wyglądało, jakby... Jakby coś je stłumiło. Jakby coś zabrało im światło. Coś bardzo, bardzo... Wciąż płonęły druciki. Wciąż jaśniały pomarańczowo. Ale to był już tylko kolor. Nie dawały światła.

Śpiące na gzymsach gołębie i kruki zerwały się do lotu. Wszystkie. Gubiąc pióra, w panicznej ucieczce, potrącając się wzajemnie, leciały na ślepo. W niebo. W górę. Bo z niebem jeszcze nikt się nie zderzył - można odlecieć daleko... Daleko - jak najdalej stąd.

Zaskomlał jakiś przerażony pies. Zawiał wiatr - nawet on zdawał się tchnąć wszechogarniającą ciemnością. Nawet koty były ślepe w tej ciemności.

Cisza. Cisza... Bez dźwięku, bez szeptu nie mówiąc już o słowach. Wszystko co żyło ukryło się już dawno - kiedy jeszcze było jasno. Myszy i szczury przycupnęły nasłuchując. Wrony siedziały na gałęziach z szeroko otwartymi, niewidzącymi oczami. Czekały? Z szaleństwem w źrenicach - czekały.

Ludzie spali. W swoich domach. W swoich łóżkach, w swoich pokojach. Ludzie to biedne istoty. Natura zabrała im te wszystkie zmysły, które pozostawiła zwierzętom. Żeby naprawić tę krzywdę podarowała im inteligencję... Ale inteligencja nie potrafi pomagać, nie potrafi ostrzegać ani leczyć. Ludzie spali. Wszystko inne nie. Wszystko inne czuło takie rzeczy. Czuło ten zapach. Czuło nawet smak. Zapach zmieszany z kurzem i pyłem... Złamany przez spaliny, tytoniowy dym i odór śmietników. Ale wciąż wyraźny. Wciąż ostry jak brzytwa tnący cisze i ciemność na sekundy, minuty, godziny...

Zapach strachu. Zapach, który przynosi strach. Strach pierwotny, strach, którym bały się pierwsze zwierzęta, pierwsze pełzające istoty które mogły patrzeć. I czuć.

Ludzie nie czuli niczego. Okrutna natura odebrała im zmysły, którymi mogliby to poczuć. Dała im inteligencję. Inteligencja dała im sen. Wszystko inne czuło. Czekało? Czekało. Kiedy to wszystko się skończy... Może jednak wzejdzie jeszcze słońce...

Czekało?

Czekało.

* * *

Nie poruszyła się. Długo stała, patrząc w drzwi. Otwarte. Była pewna, że je zamknęła. Na pewno je zamknęła. Nie raz. Otwarte.

Klucz.

Musiała wiedzieć. Musiała sprawdzić i wiedzieć... Ale się bała. Bała się odpowiedzieć na to pytanie.

Podniosła kota - przytulił się do jej rąk. Bał się. Wszystko... Wszystko było przepełnione strachem. Nigdy wcześniej się nie bała tego mieszkania. Tego miejsca - nie było tu nic, czego mogłaby się obawiać. Deski skrzypiały ze starości. Wiatr świszczał bo okna miały szpary, przez które można przełożyć palec... Ale teraz te ściany były najbardziej przerażającymi rzeczami jakie widziała... Te drzwi... Musiała wiedzieć.

Mocniej przytuliła kociaka, jakby był jakąkolwiek ochroną. Czuła jak drży w jej ramionach. Zmusiła sie, by postawić pierwszy krok w stronę drzwi. Najchętniej uciekłaby do pokoju i schowała głowę pod kołdrę... Ale to by było znacznie gorsze. Potem bałaby się choćby spojrzeć na drzwi. Jakiekolwiek.

Nie otwieraj drzwi. Nie wiadomo, co możesz za nimi znaleźć. Nie zadawaj pytań. Bo możesz otrzymać odpowiedź. Nie patrz. Bo możesz zobaczyć.

Stanęła krok od progu. Odwróciła się i wspięła na palce... Klucz. Nie było klucza na półce.. Spojrzała na drzwi. Był w zamku. Odwróciła się patrząc na...

Mieszkanie. Miejsce.

Nie była już sama.

* * *

Oparła się plecami o drzwi. Czuła przez materiał każdą rysę na drewnie. Popatrzyła na przedpokój... Prostokątny mały korytarz. Po lewej wejście do sypialni, po prawej do łazienki. Na przeciw drzwi do kuchni. W kuchni świeciła żarówka. Drzwi do łazienki zamknięte, do sypialni lekko uchylone. Widziała w ciemnościach oszkloną witrynę na książki. Co odbijało się w szkle? To tylko lampa? Cienie były inne niż pamiętała... Nie! Nie wmawiaj sobie niczego! Prawda jest wystarczająco...

Chciała stąd zniknąć. Chciała odejść, uciec jak najdalej... Ale wszędzie będzie tak samo. Wszędzie identycznie. Zawsze już będzie się bała oglądać za siebie i patrzeć przed siebie. Ale nigdy już nie będzie bała się tak jak teraz. Nigdy już w jej żyłach nie będzie płynął strach tak czysty jak teraz...

Skrzypnęła deska podłogi - nie poruszyła się chociaż chciała krzyknąć... Skrzypią ze starości, przecież wiesz... Wyschły i zdefasonowały się przez lata... Przecież wiesz... Nie masz się czego obawiać...

Cisza. Nienormalna cisza. Zwykle cośkolwiek się działo... Kapiący kran, przejeżdżający samochód... Cisza... Słyszała bicie własnego serca, pędzącego jak szalone prosto w stronę zawału... Cisza... Boże... Miej w opiece...

Spojrzała na kota - wolała patrzeć na niego niż na cokolwiek innego. Bała się, co mogła dostrzec. Zwierze strzelało spojrzeniem na wszystkie strony. Na żarówkę w kuchni, w przedpokoju, na półkę, na jej buty, wieszaki... Nagle jego źrenice zważyły się strachem w cieniutkie szparki. Nie podniosła głowy sztywna z przerażenia.

Żarówka w przedpokoju powoli pociemniała... Cienie wydłużyły się i zmieszały razem. Po chwili pozostał już tylko biały drucik. Nawet on zdawał się być ciemny - dokładnie widać spiralkę. To samo stało się z żarówkę w kuchni... Ale ona nie wytrzymała napięcia i pękła, rozpryskując wszędzie odłamki szkła.

Skrzypnięcie tuż za nią... Wilgotne skrzypnięcie... Kątem oka zobaczyła...

Śrubki. Śrubki w drzwiach... W zawiasach zaczęły się wykręcać. Powoli i nieubłaganie. To samo szafki, wieszak... Przekręciły się klamki w drzwiach... O wiele więcej niż trzysta sześćdziesiąt stopni... Okno otworzyło się powoli. Powoli. Cicho. Wpuściło zimne i mokre powietrze. Wpuściło ciemność. Zachrzęściła podłoga, niewiązana już gwoździami. Wszystkie utrzymywały się kilka centymetrów nad powierzchnią. Wciąż się kręciły. Powoli.

Nie podniosła głowy. Zacisnęła oczy. Bała się, co mogła zobaczyć. Jeszcze. Osunęła się na kolana bo nogi odmówiły posłuszeństwa. Drżały z przerażenia. Cała drżała. Z przerażenia. Czystego, nieskalanego racjonalnością przerażenia. Surrealistycznego strachu przed... Przed samym strachem. Gardło ścisnęło się, kiedy wreszcie usłyszała...

* * *

Westchnienie. Ciche westchnienie. Jak szept. W westchnieniu brzmiało imię. Jej imię. Filia.

Nie uniosła głowy. Wciąż zaciskała oczy tak mocno, że aż popłynęły łzy. Czuła że to coś... Ten ktoś się zbliża. Czuła. Nie słyszała kroków - czuła... Zwierzę w jej ramionach zaszamotało się i wyrwało, drapiąc wściekle drzwi... Nie patrzyła na nie... Nie patrzyła na nic... Zacisnęła zęby, żeby nie krzyczeć.

Było... Był tuż przed nią. Gdzieś na granicy słyszalności oddech... Cichy i spokojny. Głęboki. Był tuż przed nią. Gdyby wyciągnęła rękę, mogłaby dotknąć... Nie mogła nawet otworzyć oczu. Natura i pierwotny instynkt zatrzymały głupią inteligencję z jej poczuciem realizmu. Ona nic nie wiedziała o takich rzeczach... Była tylko marną karykaturą tego uczucia, które stracił rodzaj ludzki w chwili narodzin... Które tracił powoli przez pokolenia ciesząc się z głupoty. Nie rozumiał co traci. Nie rozumiał jak wiele traci. Że spisuje swój świat na powolne konanie... Tak powolne, że ludzie nawet tego nie zauważą... Nie poczują... Nie mieli czym poczuć.

Coś... To... On... Wiedziała, że się nad nią pochylił. Że patrzy. Nie rozumie? Czeka.

-Otwórz oczy.

Nie posłuchała. Kot zamiauczał cicho łamiąc pazury na drewnie. Drzazgi dryfowały w powietrzu. Nie poruszyła się. Nie oddychała.

-Otwórz oczy.

Tego już nie mogła nie posłuchać. Zwróciła twarz do źródła dźwięku... Do tego... A potem otworzyła oczy.

* * *

-Kim jesteś... - Wychrypiała... Blade przerażenie szalało w oczach... Wszędzie wirowały czerwone płatki powidoków. I panki. Nic nie widziała. Może to dobrze? Tylko kłąb ciemności - czarniejszej niż noc... Nawet noc wydawała się przy niej jasna i przejrzysta.

-Naprawdę chcesz wiedzieć? - Głos... Pewny i spokojny... Boże ratuj mnie!

Pokręciła przecząco głową i znów zamknęła oczy... Nie patrzeć, bo można zobaczyć... Czuła jak się zbliżył... Zbliżyło? On... Poczuła oddech na policzku... Aż tak blisko...? Nieee!

-Nie bój się... Ja nie zrobię Ci krzywdy... - Szepnął jej wprost do ucha... Nieee! Odejdź, zostaw mnie! Nie chcę! Nie chcę wiedzieć, czuć.... Nie chcę widzieć!

-P... Po co tu... J... Jesteś?

-Ktoś dzisiaj zmienia świat wiesz? Zmienia przeznaczenie. Twoje przeznaczenie.

-Co jest moim przeznaczeniem?

-Co jest twoim przeznaczeniem?

-...Śmierć...

-Ktoś tej nocy zmienia twoje. Módl się o niego.

-Dlaczego?

-Ktoś nie chce, żeby przeznaczenie się dopełniło. Bardzo tego nie chce... Ale ono i tak się stanie. Nie dziś to jutro... Ktoś je wypełni, spełni, skończy... Nie dziś to jutro... Nie jutro to kolejnego dnia... On czeka. Jest cierpliwy. On nigdy nie przychodzi. To do niego przychodzą. On zawsze czeka. W czekaniu jest najlepszy, wiesz? I wypełni twoje przeznaczenie. Nie dziś to jutro. To kolejnego dnia. I tak zawsze. Przez wiecznośc w strachu. A on sie nie znudzi, wiesz?

-Kto?

-Ja.

A potem zapała ciemność. Nie było już nic.

* * *

Oddech poranka. Wiatr. Ciche świergotanie ptaków. Samochody na ulicy. Ciepło słońca.

Otworzyła oczy. Jasno... Wstał kolejny dzień. Minęła noc... Już po wszystkim...

Usiadła i przetarła twarz dłonią. Co za koszmar... Jaki beznadziejny sen... Wciąż była w płaszczu... Nie przebrała się? Chyba ma gorączkę... Musi sobie zmierzyć temperaturę. Takie majaczenie... Brr - nawet nie zamknęła okna... Zimno. Wstała i zachwiała się... Musi być chora. Jeszcze sobie dołożyła tym oknem. Gdzie rozum otwierać okno o tej porze roku?! Wyjrzała na zewnątrz... Z nieba spadały pierwsze płatki śniegu. Topniały od razu - za ciepło dla nich, za zimno dla niej. Nienawidziła zimna. Nigdy.

Zamknęła okno... Odruchowo spojrzała na śrubki... Pfff - czego sie spodziewała?! Oczywiście - wszystkie były na swoim miejscu. Poprawiła firankę i poszła do kuchni... Aspiryna... Aspiryna - tego jej potrzeba. I kawy.

Zdjęła płaszcz i zawiesiła go na oparciu krzesła. Przekręciła kontakt, chociaż był dzień... Żarówka zapłonęła blado. Cała. No nie - co ona wyprawia? Przecież to tylko sen! Wyjęła z szafki pudełko z lekarstwami i spróbowała znaleźć w stosie tabletek opakowanie z aspiryną... Miała jej już w ręku - odwróciła się do czajnika...

Popatrzyła na małego, czarnego kotka siedzącego na podłodze. Ucho miał śmiesznie oklapłe, oczy zielone a sierść lśniąco czarną. Mrugnął i zaczął ocierać się o jej nogi...

Nie...

To... Niemożliwe... To tylko jej się śniło... Tylko sen... Tylko sen... To zwierze... Boże - przecież to miał być tylko sen!

Spojrzała na drzwi. Widziała długie rysy po małych pazurach... Nie... Proszę... Niech to będzie tylko koszmarem... Strasznym ale tylko koszmarem...

Klamka przekręciła się. Trzy razy zatoczyła pełny kąt nim się zatrzymała. Żarówka zapłonęła jaśniej.... Tak jasno, że znikneły wszystkie cienie, kolory wyblakły i rozmyły kontury. Wypuściła z ręki pudełko. Tabletki rozsypały się po całej podłodze - ale jej nie dotknęły... Zawisły nad nią, obracając się wciąż... Tuż obok gwoździ.

Pęknięcie zaczęło pełznąć po szkle. Tak wolno i tak szybko... Suchy dźwięk zmieszał się ze skrzypieniem otwieranych drzwi.

* * *

Nigdy nie otwieraj drzwi. Nie wiadomo, co możesz znaleźć za nimi.

ThE

EnD

?

miju7

miju7@o2.pl

www.kazoku.prv.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Can you keep the secret, Slayers fanfiction, Oneshot
Because of the rules, Slayers fanfiction, Oneshot
The One I Love, Slayers fanfiction, Oneshot
Domek z kart, Slayers fanfiction, Oneshot
Kiblowe perypetie, Slayers fanfiction, Oneshot
Szkarłat, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajka bez tytułu, Slayers fanfiction, Oneshot
Przeznaczenie, Slayers fanfiction, Oneshot
Familiada, Slayers fanfiction, Oneshot
1+1+1=2, Slayers fanfiction, Oneshot
W domu Xella, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajarz, Slayers fanfiction, Oneshot
Reakcja, Slayers fanfiction, Oneshot
Droga, Slayers fanfiction, Oneshot
Królowa Gołębi, Slayers fanfiction, Oneshot
Die, Slayers fanfiction, Oneshot
Wielki - Większy Dzień, Slayers fanfiction, Oneshot
Czekolada, Slayers fanfiction, Oneshot
Związki Zawodowe, Slayers fanfiction, Oneshot

więcej podobnych podstron