Do króla
Jak można by się spodziewać, patrząc na jej tytuł, będzie ona skierowana przeciw królowi - tu konkretnie Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu. Tymczasem formułowane przez podmiot liryczny utworu pod adresem monarchy zarzuty ujawniają nie tyle jego wady, ile właśnie zalety. I tak władcę krytykuje się za to, że nie pochodzi on z rodziny królewskiej (S. A. Poniatowski był synem kasztelana krakowskiego). Nie podoba się przeciwnikom króla również to, że nie jest on cudzoziemcem, co miałoby rzekomo wzmacniać prestiż pełnionej przezeń funkcji. Wytknięty zostaje też władcy jego zbyt młody wiek (argumentowany tym, że prawdziwy król powinien mieć zmarszczki i siwe włosy!). Nie podoba się także jego zbyt „delikatny” sposób rządzenia. Powinna go zdaniem podmiotu lirycznego zastąpić gwałtowność i zapalczywość. W miejsce uwielbienia przez poddanych i szacunku powinien pojawić się lęk. Jako król nie powinien mieć też przyjaciół, a jedynie podwładnych i służących. Wreszcie zakwestionowany zostaje, najbardziej chyba z królem Poniatowskim kojarzony, kult nauki i rozwój sztuki. Władcy nie przystoi czytać książek ani obcować z „mędrkami”. Wreszcie sformułowany zostaje ostatni i najbardziej absurdalny zarzut. Król jest mianowicie „dobry”, a to nie uchodzi. Powinien być złym władcą, a wówczas autor satyry go „pochwali”. Tym samym szlachcic, którego uczynił Krasicki podmiotem lirycznym utworu, ujawnia swoje, a przez to i reprezentowanej przez siebie grupy - zacofanie, śmieszność, niezorientowanie w aktualnej sytuacji politycznej. Właściwym tematem satyry nie jest zatem krytyka króla, ale szlachty. Zdemaskowane zostają tu takie określające ją negatywne właściwości, jak: konserwatyzm, niechęć wobec nowego i wprowadzenia zmian. Poglądy przedstawionego szlachcica są stereotypowe, przestarzałe, nieadekwatne do realiów epoki.
Satyra napisana została tradycyjnym trzynastozgłoskowcem ze średniówką po siódmej sylabie. Występują rymy parzyste, dokładne, żeńskie. Zgodnie z formą tytułu (Do króla) mamy tu do czynienia z liryką zwrotu do adresata. Podmiot liryczny kieruje swoją wypowiedź bezpośrednio do swego monarchy („najjaśniejszy panie!”), umieszczając na początku paremiczne (paremia czyli przysłowie) zdanie: „Im wyżej, tym widoczniej”. Wstęp ten stanowi niejako alibi dla poety, który rozpoczyna zbiór satyr - ośmieszający i piętnujący ukazywane w nim zjawiska - od wiersza do króla, którego przecież niebezpiecznie jest krytykować. Monarcha jako pierwszy zostaje poddany krytyce, ponieważ jest najwyższą osobą w państwie. To na króla skierowane są oczy wszystkich poddanych i z tego względu staje się on oczywistym przedmiotem oceny. Podmiot liryczny zaznacza, że zachowując szacunek i respekt dla królewskiego tronu, utwór jego będzie sprawiedliwym sądem nad Stanisławem Augustem. Ponadto zrzuca odpowiedzialność za zawartość utworu na wymogi genologiczne, to nie on, ale satyra „względów się wyrzeka”:
Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka: |
Podmiot liryczny wyrzuca królowi kolejny grzechy: brak królewskich korzeni, polskie pochodzenie, młody wiek, umiłowanie dla książek i nauki, w końcu dobroć. Jak widać na pierwszy rzut oka są to zarzuty absurdalne, bo dotyczą zalet (np. dobroć), bądź cech neutralnych (np. młody wiek). Okazuje się, że są to obiegowe opinie polskiej szlachty o elekcyjnym monarsze. Poeta ukazując niedorzeczność tych zarzutów - posługuje się w tym celu głównie ironią, tak naprawdę obnaża głupotę szlachty, a przy okazji daje pozytywną ocenę Jaśniepanującego.
Pierwszy grzech Poniatowskiego to niekrólewskie pochodzenie. Poeta najpierw pyta władcę, czemu nie jest „królewskim synem”, przecież ten kto urodził się w zamku, ma lepsze predyspozycje do rządzenia, niż zwykły szlachcic, gdyby tak nie, było każdy mógłby być królem. Natychmiast jednak po takim wywodzie obala swoje własne słowa, stawiając nieprawdziwe tezy:
Bo natura na rządczych pokoleniach zna się, |
Podobnie obala inne zarzuty: w starczych zmarszczkach nie kryje się mądrość, a siwej brodzie nie przebywa „wszelka doskonałość”. Dodaje ponadto zjadliwa uwagę, że na pewno gdy król się zestarzeje, szlachta będzie krzyczeć, że jest za stary. Dzięki temu widzimy, że wszystkie te uwagi nie są wynikiem troski o dobro państwa. Szlachta krzyczy, bo musi krzyczeć. Poeta zwraca uwagę również na to, że nieprzychylne głosy skierowane przeciwko monarsze są często powodowane zwykłą ludzką zawiścią:
(...) Każdy, który stanem |
Zauważmy, że wyeksponowana została również dwulicowość poddanych, ich pochwały i szacunek są przede wszystkim wynikiem obowiązku, nie prawdziwych i szczerych uczuć.
Ciekawie została rozstrzygnięta kwestia polskiego pochodzenia króla. Poeta pokazuje słuszność tego, że szlachta nie chce szanować polskiego króla, powołując się na autorytet antycznej historii (tak poważanej w Oświeceniu). Przecież w Sparcie też siedział na tronie król obcego pochodzenia, a Grecy brali swoich najwyższych urzędników z ludu rzymskiego! W obliczu takich argumentów nie ważne są zasługi Stanisława Augusta dla państwa:
Czyń, co możesz, i dziełmi sąsiadów zadziwiaj, |
Poeta w tym miejscu wyraża współczucie dla sytuacji króla. Władca nie ma szans bronić się przed tak absurdalnymi zarzutami. Przecież jest krytykowany nawet za dobroć, mądrość oraz dbałość o naukę i kulturę. Podmiot z ironią wypowiada tezy, które wynikają z obiegowych opinii:
Król nie człowiek. To prawda, ale ty nie wiesz o tym: |
Wszytko ci się coś marzy o tym wieku złotym.
Poeta właściwie poucza króla o twardych prawach panujących w Polsce. Monarcha nie może mieć przyjaciół, nie powinien być dobry i życzliwy. Najważniejsze jest to, by się go bano. „Zdzieraj, a będziesz możnym, gnęb, a będziesz wielkim” - nawołuje życzliwy królowi poddany. Okazuje się, że dobry król „gorszy wszystkich”. Kończąc satyrę poeta obiecuje, ze jeżeli tylko król stanie się zły, to on zobowiązuje się go pochwalić.
Pozorna krytyka króla nie jest jednak jedynym tematem wiersza, podmiot liryczny przy okazji wypowiada kilka ironicznych uwag na temat roli poety w królestwie:
Bo od czego poeci? Skarb królestwa drogi, |
W XVIII wieku dużą popularnością cieszyła się instytucja mecenatu - opieki możnych nad poetami, naukowcami, artystami. W zamian za pomoc finansową twórcy uwieczniali nazwiska swoich dobroczyńców np. pisząc utwory pochwalne na ich cześć. Oczywiście Stanisław August Poniatowski, wprowadzając w życie program unowocześniania państwa, przykładając wiele wagi do życia kulturalnego, należał do najważniejszych osiemnastowiecznych mecenasów sztuki.
Wśród poetów szczególnie interesował się losem Stanisława Trembeckiego, Adama Naruszewicza, a także Krasickiego. Zwłaszcza życie dwóch pierwszych nierozerwalnie łączy się z osobą tego władcy. Król był ich dobroczyńcą, dlatego czuli do niego głęboką wdzięczność, która znalazła odbicie w utworach, jakie pisali. Przesadzali oni jednak w wychwalaniu króla, co szczególnie rzuca się w oczy współczesnemu czytelnikowi ich utworów.(Ryba, s. 54) |
Właśnie przesadnie uniżonej postawie poetów oraz nadmiernemu pochlebstwu - graniczącemu ze zdrowym rozsądkiem i niezgodnemu z prawdą - przeciwstawiał sie Krasiki w utworze i życiu, sam bowiem był daleki od nadmiernego komplementowania monarchy. Właściwie satyra Do króla zgodnie z oceną Zbigniewa Golińskiego „była pierwszym i jedynym tak eksponowanym wierszem pochwalnym napisanym przez Krasickiego”.
Świat zepsuty
Ta satyra ma charakter ogólny, dotyka szeregu zjawisk Polski oświeceniowej. To typowa satyra na „złe czasy”, w których przyszło żyć. Dokonuje tutaj Krasicki analizy sytuacji w kraju, postępującego rozkładu moralnego, rozprzestrzeniania się negatywnych wartości i tendencji, narastającego zagrożenia egzystowania Polski na politycznej mapie Europy. Autor szuka tutaj odpowiedzi na pytanie, co doprowadziło do tak dramatycznej sytuacji w kraju, jaka ma miejsce u końcu wieku XVIII. Wylicza szereg negatywnie oddziałujących na byt państwa i społeczeństwa zjawisk: rozpusta, brak wiary, sztuczność zachowania, dążenie do zbytków, anarchia polityczna, brak poszanowania prawa i porządku, skłonność do kłamstwa i matactw, niechęć do nauki i pracy. Satyra zbudowana jest na zasadzie kontrastu. Aktualnym oświeceniowym problemom przeciwstawione zostają wartości i cnoty dawnych czasów Polski u szczytów jej rozwoju. Tym samym prostota i prawość dawnych Sarmatów opisana jest jako utracona wartość. Utwór Świat zepsuty przypomina pod względem swej konstrukcji, tonu podmiotu lirycznego i podejmowanych tematów kazania Piotra Skargi. Pojawia się tu nawet bezpośrednie nawiązanie - słynny, pochodzący od Skargi właśnie motyw tonącego okrętu jako alegoria upadającej ojczyzny. Satyrę-kazanie, bo tak właściwie moglibyśmy utwór Świat zepsuty nazywać, cechuje silna emocjonalność podmiotu, wzburzenie w związku z panoszącym się wszędzie złem, które jest początkiem zepsucia. Utwór jest bardzo gorzki i dramatyczny w swej wymowie. Na końcu jednak pojawia się mała nutka optymizmu i nadziei. Podmiot liryczny wierzy bowiem, że nawet chyląca się ku upadkowi Rzeczpospolita zdoła się jeszcze podźwignąć, o ile przyczynią się do tego jej obywatele. Rozkład moralny i polityczny państwa można zahamować, jeśli skłócony naród przezwycięży egoizm i dążenie do gromadzenia dóbr i podniesie się, stając w obronie państwa.
Zanim poeta przystąpił w kolejnych utworach do krytyki poszczególnych społecznych zjawisk i ludzkich przywar, dał ogólny obraz społecznego zepsucia. Jak sugeruje tytuł, wiersz ukazuje czytelnikowi świat pogrążony w upadku moralnym. Podmiotem utworu niewątpliwie jest poeta, autor satyr, który zwraca się do swego dzieła: Wypowiedź ta ma charakter programowy, wyznacza zadanie satyrze, która ma mówić prawdę mimo wszytko, ma obnażać wszelkie zepsucie społeczne oraz bezprawie. Pobrzmiewa tu ton szczerego oburzenia w opisie nie tylko „świata zepsutego”, ale również sytuacji poety w takiej rzeczywistości.
Ludzie mogą żyć występnie, a poecie nie wolno powiedzieć prawdy.
Interesująco rysuje się w tej satyrze sytuacja nadawca - odbiorca. Podmiot jak już wspomniano początkowo zwraca się do swojego dzieła, ale w dalszej części utworu pojawia się jeszcze kilku adresatów. Poeta kieruje pytania do zapomnianych idei oraz ludzi, jakich już nie ma: W pewnym momencie satyra przeradza się w rozmowę poety z szlachetnymi przodkami. Wyraża tęsknotę za nimi oraz za czasami, w których królowały zasady przez nich wyznawane. Buduje się wyraźna opozycja między tym co stare i dobre, a tym co nowe i złe. Zaznaczmy, że opiewanie starych lepszych czasów to motyw pojawiający się w literaturze od jej początków. Poeta ukazuje, jak synowie zatracili tradycję ojców i pradziadów:
A jeśli gdzie się cnota i pobożność mieści,
Wyśmiewa ją zuchwałość nawet płci niewieściej.
Zauważmy, że świat zepsuty ma swoje konkretne źródło. To z Warszawy promieniuje zaraza nowomodnych obyczajów oraz zgnilizny moralnej. Poeta piętnuje współczesne społeczeństwo za brak poszanowania dla cnoty i przyzwolenie na występek. Gani przede wszystkim niefrasobliwość młodzieży, brak powagi i dostojeństwa u starszych, małżeństwa dla zysku oraz częste rozwody, złodziejstwo i oszustwa, rozpustę, bezbożność. Wyrzuca ówczesnym, że z upodobaniem żerują na słabszych:
Najpierw poeta relacjonuje wszelkie przejawy zła w „świecie zepsutym” z dystansu, po czym włącza się we wspólnotę ówczesnego społeczeństwa. Pojawia się wypowiedź w pierwszej osobie liczby mnogiej:
Poeta tak jak inni mu współcześni należy do grona dzieci swojej epoki i nie wypiera się tego, co dodaje autentyczności jego wywodowi. Najmocniej to poczucie jedności pobrzmiewa w anaforycznych użyciach słów „jesteśmy” oraz „my”. Jednak w końcowym wywodzie poeta ponownie przyjmuje perspektywę moralisty spoglądającego na „świat zepsuty” z zewnątrz:
W tej części poeta nie mówi jedynie o upadku moralnym ludzi, ale przede wszystkim o upadku kraju: „Zdrożne obyczaje,/ Krnąbrność, nierząd, rozpusta, zbytki gubią kraje”. Cnota bowiem okazuje się gwarancją stabilizacji państwa. Bez cnoty u podstaw rządu nawet największe mocarstwa - takie jak Rzym - upadały. Tak i Polaków nierząd zgubił, oddając ich w „cudzy łup” - tutaj poeta czyni aluzję do pierwszego rozbioru Polski
Mimo iż cały utwór to swoista lamentacja nad stanem moralnym ówczesnego społeczeństwa polskiego, który stał się przyczyną upadku kraju, to satyra kończy się słowami, w których brzmi cień nadziei:
Poeta za pomocą znanej metafory ojczyzny jako okrętu wyraża nadzieję, że w momencie zagrożenia, burzy, jego współcześni pójdą jednak za głosem swoich protoplastów i nie uciekną z kraju, ale będą go bronić.
Na koniec warto zwrócić uwagę, że choć utwór ten został zamieszczony w tomie Satyr to brak w nim elementów komicznych, podobnych do tych, które odnajdujemy np. w Pijaństwie czy Żonie modnej. Tak poważny ton umieszczony na tak eksponowanym miejscu w cyklu, zapowiada, że Satyry, choć często operujące żartem, nie będą mówić o sprawach błahych.
Żona modna
Rozmowa toczy się między świeżo ożenionym małżonkiem a przypadkowo spotkanym kompanem. Czytelnik zostaje wprowadzony jakby w środek dialogu:
Okazuje się, że pan Piotr nie jest zupełnie zadowolony z sytuacji,w której się znalazł. Całe nieszczęście żonkosia polega na tym, że jego małżonka została wychowana w mieście. Zwiedziony urokami „dziwnych gestów i misternych wdzięków” nie przewidział konsekwencji ożenku z „modną Filis”. Mimo że Piotr szybko dostrzegł przepaść między sobą a ewentualną żoną, to względy praktyczne wzięły górę:
Jak widać bohater satyry sam już wyciągnął wnioski ze swojego postępku, dostrzegł, że małżeństwo dla pieniędzy, a bez szczerego uczucia, jest ostatecznie zupełnie niezyskowne.
W satyrze mamy dwa przedmioty krytyki. Po pierwsze w sposób niezbyt ostry zostało napiętnowane małżeństwo dla zysku. Trzeba tu zaznaczyć, że tego rodzaju kontrakty małżeńskie były ówcześnie czymś zupełnie normalnym. Ale i w takich wypadkach należy kierować się rozumem, i mieć na uwadze również inne względy - zdaje się pouczać Krasicki - jak np. zgodność charakterów czy upodobań. Po drugie mamy tu do czynienia z ostrą satyrą na modne życie - większość utworu poświęcona jest właśnie szczegółowemu opisaniu tego zjawiska poprzez analizę sposobu zachowania tytułowej „żony modnej”. Znamienne, że w utworze aż się roi od wyliczeń, satyra ta jest swoistym katalogiem atrybutów modnej damy. Poeta poza komentarzem padającym z ust bohaterów krytykuje modne życie za pomocą form deminutywnych (spieszczeń), które ukazują świat nowomodnej francuszczyzny jako śmieszny i infantylny:
Nieszczęsny małżonek podpisał intercyzę, z której po ślubie przyszło mu się z żalem i rozpaczą wywiązywać. Jego życie przewraca się zupełnie do góry nogami. Wiejski dom za sprawą żony zamienia się w wytworny pałac, pełen zbytków, służby i kosztowności. Również ogród dotąd wypełniony bukszpanem teraz stał sie podobny angielskim parkom. Miejska żona wciąż chodzi zasmucona bądź osłabiona i w ten sposób wymusza na mężu kolejne inwestycje. „Bolące serce” żony staje się swoistym narzędziem dydaktycznym, mającym nakłonić „prostaka” do rewolucyjnych zmian i uległości. Piotr sam się ukarał, stał się sługą we własnym domu: brał żonę dla pieniędzy, teraz sam musi płacić:
Z nowomodnym obyczajem przychodzi również nowomodna moralność. Małżeństwo nie ma już statusu związku „do śmierci”. Z tego, co opowiada pan Piotr, tylko on z jego otoczenia jeszcze w to wierzy, czym zresztą wywołuje powszechne rozbawienie. Co więcej uczciwe życie uzależnione jest od pochodzenia służby:
Satyra kończy się opisem balu i pożaru wywołanego fajerwerkami. To przebrało czarę goryczy, zrezygnowany pan Piotra zdecydował się na wyjazd do miasta, gdzie „zbytkuje i siedzi”. Teraz mądry po szkodzie żali się przyjacielowi.
Najbardziej chyba znana satyra Krasickiego, a przy tym jedna z najlepszych w zbiorku. Także tutaj, podobnie jak w Pijaństwie, mamy do czynienia z opowiadaną, mającą miejsce w niedalekiej przeszłości, historii. Jest to relacja pana Piotra o jego ślubie i czasie tuż po nim. Opowiada on o gorzkich doświadczeniach płynących z nieodpowiedzialnego wyboru partnerki życiowej. Wybranka jest ową tytułową „żoną modną”, co jednak okazuje się mieć wkrótce negatywne skutki. Już przy ślubie spisana zostaje intercyza oraz szczegółowa umowa przedślubna regulująca dalsze pożycie. To jednak dopiero początek prawdziwej katastrofy. Właściwa opowieść zabarwia się dopiero wówczas, gdy para przenosi się na wieś. Zafascynowana kulturą francuską małżonka bezmyślnie przenosi do dworku swego średniozamożnego męża obce i kosztowne wzory. Jej skłonność do zbytku szybko okazuje się mieć negatywne skutki. Wpływ francuszczyzny wypiera dobre, swojskie, tradycyjne dobre obyczaje. Zastępuje je sentymentalizm, egzotyka, sztuczność, egzaltacja. Wszystko to przeradza się w bynajmniej nie „tanie” efekciarstwo i zyskuje wymiar kiczu, nie przystaje bowiem do polskich realiów. Tego jednak zapatrzona na obce wpływy żona nie dostrzega. Urządza dworek, ogród, sprowadza drogie suknie, nadaje nowe posady (np. obok kucharza pojawia się „pasztetnik”, a do powożącego koniem „furmana”, dołącza też stangret - na specjalne okazje). Błyskawicznemu gromadzeniu kolejnych dóbr przez małżonkę towarzyszy nerwowość i rosnący niepokój Piotra. Zaś pośpieszne, bez należytego przemyślenia, wcielanie w życie kolejnych zachcianek prowadzi do ruiny. Postać tytułowa satyry jest przedstawiona na szerokim tle kulturalnym i obyczajowym. Satyra Żona modna krytykuje nie tylko postać tytułową, ale i samego szlachcica Piotra. Zdecydował się on na związek z próżną i kochającą francuszczyznę kobietą bynajmniej nie z miłości, ale mając na celu korzyści majątkowe, a konkretnie posag wybranki:
A czego mi najbardziej żal, ponęta zbioru, / Owie wioski, co z mymi graniczą, dziedziczne, / Te mnie zwiodły, wprawiły w te okowy śliczne.
W satyrze krytykuje się jego uległość i brak reakcji wobec kolejnych nieodpowiedzialnych decyzji i zakupów żony. Jego materializm i skąpstwo są skontrastowane z rozrzutną i próżną postawą żony, która szybko doprowadza bohatera do ruiny finansowej. Takie zestawienie nadaje satyrze dodatkowy komiczny wymiar wynikający ze skrajnie przeciwstawnych ideałów życiowych dwóch głównych postaci utworu. W satyrze Żona modna brak jest wprost sformułowanego i kierowanego do czytelnika morału. Refleksja towarzysząca umiłowaniu zbytków przez małżonkę szlachcica ma pojawić się w trakcie lektury tekstu, niejako doraźnie. Warto na końcu dodać jeszcze, że w omawianej satyrze spotykamy chyba najbogatsze w całym zbiorku portrety psychologiczne postaci.
MONACHOMACHIA
Monachomachia to dzieło, które w swoim czasie wywołał niemały skandal. Dla dzisiejszego czytelnika to po prostu zabawny utwór, kpiący z mniszych przywar, przede wszystkim zachwycający kunsztem poetyckich sformułowań, a nie oburzający treścią. Nieco inaczej zareagowali współcześni Krasickiego. Poeta zresztą był świadomy prowokacyjnego charakteru swojego dzieła, Monachomachia ukazała się w roku 1778 anonimowo. Jednak Krasickiego zdradził charakterystyczny styl pisania, szybko rozpoznano w autorze Wojny mnichów biskupa warmińskiego. W głowach ówczesnych Sarmatów nie mieściło się to, że biskup może krytykować i ośmieszać zakony. Oburzenie pojawiało się również wśród badaczy literatury, którzy nie wnikali głęboko w atmosferę epoki. Tą cechę krajobrazu polskiego oddał Krasicki już w pierwszych zdaniach Monachomachii, pokazując dysproporcję między ilością klasztorów a ilością innych budowli w opisywanym miasteczku. Za szczególnie wrogie oświeceniowej myśli uważano zakony żebracze, które dzięki systemowi kultowemu oraz instytucji spowiedników miały duży wpływ na szlachtę, widziano w nich „bazę ideologiczną sarmatyzmu” - tak przecież ówcześnie tępionego. Zauważmy, że bohaterami Wojny Mnichów są właśnie dwa zakony żebracze: dominikanie i karmelici, choć jak dowodzą badacze w bitwie uczestniczą przedstawiciele również innych zgromadzeń.
Najbardziej eksponowanym a trybutem duchownych jest kieliszek. „Przepija się” każde nowe wydarzenie. To wniesienie wielkiego kielicha, budzi wśród kleru tak wielki respekt, że kończy zaciekła bijatykę. Duchowieństwo zostało w poemacie ukazane jako przeciwieństwo potocznego wyobrażenia o świętym stanie. Mnisi to nierozumnie próżniacy, pozbawieni wszelkich oczekiwanych od nich zalet. W zgromadzeniach brak spokoju, umiaru, prostoty, porządku. Poeta podkreśla w toku opowieści, jak wielkim trudem i łaską okupione są wszelkie - nawet te niekoniecznie pobożne - czynności, takie jak wypicie kielicha, wstanie z łóżka, itp. Z poematu w prosty sposób wynika, że święci bracia charakteryzują się przede wszystkim nieróbstwem, zamiłowaniem do jedzenia i picia, nieuctwem, popędliwością i łatwością w popadaniu w konflikty oraz zawziętością.
Komizm
Źródłem efektu komicznego w Monachomachii jest w pierwszym rzędzie konflikt między „wysoką” formą a ostentacyjnie „niską” treścią, co wynika z dyrektyw gatunkowych poematu heroikomicznego. Fakt opowiadania o absurdalnej wojnie gnuśnych mnichów za pomocą patetycznej formy odpowiadającej eposom bohaterskim samo w sobie jest komiczne.
Na poziomie treści komizm został zbudowany dzięki ukazaniu sprzeczności między ogólnym wyobrażeniem o mniszej egzystencji a rzeczywistością. Modelowemu duchownemu przypisuje się pozytywny wizerunek, na który składają się następujące cechy: „pokora, skromność, pogoda ducha, dobroć dla innych, tolerancja wobec cudzych błędów i słabości”, poza tym w niektórych przypadkach mądrość oraz wykształcenie. Duchowni z utworu Krasickiego to dokładne przeciwieństwo ideału. Cały utwór jest zaprzeczeniem pewnego ideału, pokazuje to już tytuł - Wojna mnichów. Prezentacja grupy, która z założenia powinna charakteryzować się pokojowym nastawieniem, w sytuacji wojny to wyjście dla satyrycznej krytyki duchowieństwa: Poeta w swoim dziele odsłania prawdziwe oblicze polskich klasztorów, w którym panuje „wielebne głupstwo”, „święta prostota” (w znaczeniu prostactwo). Dzięki niespójnej kompozycji mnisi zostali ukazani w różnych sytuacjach, poza scenami zbiorowymi, odnajdujemy tu także zbliżenia na życie codzienne jednostek. Widzimy ojca Hilarego, który troszczy się jedynie o zasób klasztornych piwniczek, przesądnego ojca Rajmunda, skorego do bijatyk ojca Gaudentego, itd. Imiona mnichów również pracują na komiczną wymowę utworu, same w sobie niezbyt bawią, ale wymienione naraz w jednej oktawie, czasem z dwuznacznie brzmiącymi przydomkami (Hermenegildus od siedmiu boleści), stanowią już powód do śmiechu. Charakterystyczne dla wszystkich mnichów jest wysypianie się na puchu, podnoszenie kielicha przy każdej okazji oraz nieuctwo. Przypomnijmy choćby wielką wyprawę na poszukiwanie klasztornej biblioteki. Gorące dyskusje w klasztorze nie zostały przerwane przez dźwięk dzwonu wzywającego na modlitwę, ale przez ogłoszenie posiłku. Ciekawym przykładem komizmu są przemowy poszczególnych świętych ojców, które parodiują styl retoryczny saskiego baroku. Warto wspomnieć również o parodii świata Bogów, który w utworze został zminimalizowany do Jędzy Niezgody - to ona jest przyczyną (niesprecyzowaną) zatargów między karmelitami i dominikanami. To dzięki niej w klasztorach zapanował nieustający ruch i niepokój, który obnaża wszystkie przywary mniszej braci.
Pewnego poranka, tuż przed wschodem słońca, w klasztorze dominikanów zapanował nagły ruch. Pobudzili się wszyscy przełożeni, wszyscy mnisi zebrali się w refektarzu i poczęli dyskutować, przy okazji się posilając. Ojciec Hilary wystąpił z obawą, czy aby ktoś nie chciał okraść klasztornej piwnicy, czy aby wszystkie trunki są na swoim miejscu. Jego lęki rozwiał przeor, który zaczął rozlewać trunki. Na co ojcowie zawiwatowali, a szacowny ojciec Honorat począł uspokajać braci, zapewniać, że szczęście jest po ich stronie. Następnie ojciec Gaudenty przepowiada zagrożenie od strony innych klasztorów i proponuje: „Pókiśmy w siłach, na wszystkich uderzmy”. Ojciec Pankracy wychodzi z bezkrwawym rozwiązaniem, chce „wyzwać na dysputę” przeciwników. Kończy swoją przemowę zapowiedzią wielkiego sukcesu: „Wyjdziemy sławni z niesłusznej potwarzy,/ Zgnębimy potwarców - tak rozbili starzy”. Mnisi, którzy w między czasie znużeni słuchaniem pousypiali, nagle się przebudzili i udali zgodnie do swoich cel, by dokończyć przerwany rozruchem sen.
Hijacynt w miejscu dysputy zastaje prawdziwą bitwę z użyciem sandałów, trepków i pasów. Przerażony, pragnie się wycofać, ale nagle dostaje kuflem od wina i ogłuszony pada na ziemię. Widząc to waleczny Gaudenty z jeszcze większą złością wziął się do bijatyki. Lecą kufle, kielichy do wina, talerze i szklanki. Wśród zgiełku ojciec Rafał żałuje, że nie posłuchał porannej wróżki. Gaudenty choć ranny, walczy coraz dzielniej.