Oparłam głowę o łokieć i starałam się skoncentrować na monotonnym głosie profesora Bannera. Mówił coś o profazach i anafazach, jednak moje myśli odbiegały daleko od tematu lekcji.
Myślałam o tym co przyniesie następny dzień, zastanawiałam się czy poznam jeszcze kogoś miłego i wreszcie zaczęłam wymyślać jakieś oryginalne danie na kolację dla Charliego.
-Panna?-głos profesora dochodził do mnie jak przez mgłę. Dopiero kiedy mój sąsiad z ławki szturchnął mnie łokciem w bok ocknęłam się.
-Cullen. Renesmee Cullen.-odpowiedziałam na wcześniej zadana pytanie, domyślając się, że było skierowane do mnie.
-Tak, panno Cullen, otóż przed chwilą zadałem pytanie i chciałem, żebyś na nie odpowiedziała.
-Ja..yy..-bąknęłam, ale na moje szczęście w tej samej chwili zadzwonił dzwonek. Wszyscy zerwali się na równe nogi i wybiegli z sali lekcyjnej. Jak na wszystkich dzisiejszych lekcjach, mojego pierwszego dnia w szkole, z klasy wyszłam ostatnia, bez jakiegokolwiek znajomego przy boku. W Forks wszyscy się znali i nie było mowy, żeby obecnie był w tej szkole większy dziwak ode mnie. Co prawda na hiszpańskim udało mi się zagadnąć pewną miłą dziewczynę, która chyba na imię miała Joe. Miała czarne, rozczochrane włosy i uśmiechała się bardzo przyjaźnie. Jednak na następnych zajęciach nie udało mi się z nią spotkać.*
Westchnęłam i udałam się w stronę stołówki.
Może tam...-pomyślałam z nadzieją.
Kiedy weszłam do dużego pomieszczenia prawie wszyscy już siedzieli przy stolikach. Zrezygnowana, nie umiejąc doszukać się w tłumie uczniów czarnej czupryny, poszłam po tacę i nałożyłam sobie trochę jedzenia. Usiłowałam się nie skrzywić patrząc na to ludzkie jedzenie. Ono nie jest takie złe - próbowałam sama siebie przekonać. Idąc za radą Emmetta odszukałam w stołówce stolik, od którego wszyscy trzymali się z daleka, tak jakby otaczała go jakaś magiczna aura. I w rzeczywistości prawie tak było.
Zajęłam miejsce przy oknie i zajęłam się jedzeniem. Szybko przeżuwałam każdy kęs, chcąc jak najszybciej odłożyć tacę i pójść na lekcje. Potem już tylko do domu i będę mieć spokój.
-Ej, ty, nowa!-usłyszałam głos zza pleców. Odruchowo odwróciłam się w jego kierunku chociaż nie tylko ja byłam tu nowa. W końcu był początek pierwszego semestru.
-Nie wiem czy wiesz-mówił do mnie jakiś niski chłopak o blond włosach.- ale ten stolik jest przeklęty. Kto przy nim siada zmienia się w zombie.
-Och tak?-powiedziałam z przekąsem.-Chcesz przez to powiedzieć, że cała moja rodzina to zombie?-szelmowski uśmiech, który gościł na jego twarzy zbladł i przeniósł się na moją.
-Cz-czyli to ty...? Ty jesteś...?
-Renesmee Cullen, do usług.-powiedziałam, wyciągając przed siebie rękę. Nie odwzajemnił gestu. Odwrócił się i poczłapał do stołu obok. Wysiliłam mój pół ludzki-pół wampirzy słuch.
-Ona jest tą córką Cullenów! Słyszycie? To jest ta cała Nessie!
-Renesmee!-krzyknęłam zdenerwowana. Czemu wszyscy tak na mnie mówią? I skąd wiedzą o tym zdrobnieniu?-pomyślałam z irytacją. Wszyscy ludzie, którzy siedzieli przy stoliku, do którego podszedł owy chłopak spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, po czym szybko się odwrócili jakby mój wzrok miotał laserem.
-Swan ciągle się nią przechwala przed moimi rodzicami...-ciągnął dalej chłopak. Jęknęłam. A więc to tak - Charlie rozpowiada o mnie za moimi plecami całemu miastu!
Miałam już tego dość. Wstałam gwałtownie od stolika i skierowałam się do wyjścia, nawet nie zawracając sobie głowy sprzątnięciem tacy na miejsce. Szłam buntowniczym krokiem, patrząc prosto przed siebie.
Kolejny błąd pół-człowieka.
W jednej chwili stałam, w drugiej już leżałam plackiem na zimnej posadzce stołówki. Wszyscy ryknęli śmiechem, który zadźwięczał mi w uszach jak kreda przesuwana po tablicy pod złym kątem. Podźwignęłam się na rękach i jęknęłam ponownie. Połowa mojej lewej nogawki była umorusana czymś żółtym, a koszulka wyglądała jak szmata.
Szybko podniosłam się i wybiegłam ze stołówki najszybciej jak umiałam, tym razem patrząc pod nogi. Biegłam przez całą drogę do domu, nie myśląc o tym co powie Charlie jeżeli wróci wcześniej z pracy, o tym czy zrobi mi kazanie na temat wagarów, nie myślałam o niczym. Tylko biegłam.
Kiedy dotarłam do mojego celu, drżącymi rękami wyjęłam z torby klucze do mieszkania i otwarłam drzwi. Powlokłam się na górę i wchodząc do łazienki, ściągnęłam z siebie brudne ubrania, które cisnęłam w kąt pomieszczenia. Przebrałam się w coś czystego i hamując łzy cisnące się do oczu weszłam do mojego pokoju z zamiarem rzucenia się na łóżko.
Kłopot w tym, że ktoś już na nim siedział.