Kazus - zadanie domowe.
52-letni Krzysztof W. miał dość swojego nudnego i niepozornego życia. Przez lata był urzędnikiem niskiego szczebla, pogardzanym przez swoich pracodawców i kolegów z pracy. Nie osiągnął również szczęścia w życiu osobistym. Kiedy więc 22 listopada 2009 r. wezwał go do siebie szef i wręczył mu wypowiedzenie z pracy, Krzysztof W. załamał się i postanowił popełnić samobójstwo. Nie wiedział jednak, jak to zrobić. Po chwili zastanowienia się stwierdził, że najlepszym sposobem będzie rzucenie się pod koła nadjeżdżającego samochodu. „Wprawdzie w takim zderzeniu ktoś inny też może zginąć albo być ciężko ranny - pomyślał - ale nic nie to nie obchodzi! Nienawidzę ludzi, mam w głębokim poważaniu, czy ktoś zginie razem ze mną, czy nie!”. Krzysztof W. postanowił zrealizować swój plan. W tym celu udał się w okolice jednej z najbardziej uczęszczanych ulic w mieście, w którym mieszkał. Zobaczył, że z naprzeciwka nadjeżdża samochód marki Fiat Punto, wbiegł więc nagle i gwałtownie na jezdnię. Kierujący Fiatem Punto 20-letni Jacek J. gwałtownie zahamował i wykonał manewr skrętu w lewo, jednak prowadzony przez niego samochód uderzył prawym bokiem w Krzysztofa W. W wyniku manewru Jacek J. znalazł się na lewym pasie ruchu, po którym z dużą prędkością jechał samochód ciężarowy marki Star, kierowany przez 55-letniego Adama J. Samochody zderzyły się.
Po kilku minutach na miejsce zdarzenia przyjechały dwie karetki pogotowia, które zabrały do miejscowego szpitala Krzysztofa W. i Jacka J. Adam J. nie wymagał hospitalizacji, nie doznał bowiem w wyniku zdarzenia żadnych obrażeń. Operacje przeprowadzone w szpitalu zakończyły się sukcesem, obu mężczyzn udało się uratować. W wyniku zderzenia jednak Jacek J. doznał zmiażdżenia obu nóg, które trzeba mu było amputować. Z kolei Krzysztof W. doznał głębokiego krwotoku wewnętrznego, który realnie zagroził jego życiu. Musiał on przebywać w szpitalu ponad 8 miesięcy, by w pełni dojść do zdrowia.
Biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych ustalił, że przed wtargnięciem Krzysztofa W. na jezdnię Jacek J. jechał z prędkością 80 km/h, a Adam J. 60 km/h. Prędkość dozwolona w tym miejscu wynosiła 50 km/h. Biegły ustalił, że gdyby Jacek J. jechał z prędkością 50 km/h, zdążyłby zahamować przed Krzysztofem W. Natomiast nawet gdyby Adam J. jechał z prędkością 50 km/h, nie uniknąłby czołowego zderzenia.
Pogoda tego dnia była dobra, było ciepło i sucho, nawierzchnia jezdni również była sucha.