Pokora to prawda
Gdy słyszymy słowo pokora, to nie zawsze mamy dobre skojarzenia, bo wiążemy to ze słowem upokorzenie. A to nie to samo. Pokora to jest prawda, która wyzwala.
Bardzo często żyjemy złudzeniami na swój temat. Gdy mijają lata, dowiadujemy się coraz więcej o swoich wadach, i często są to ciemne strony, które do tej pory najczęściej zauważaliśmy u innych. Można tu robić dwie rzeczy, albo do śmierci zaprzeczać, że np. jestem egoistą, albo zobaczyć siebie w prawdzie, przyznać się i popatrzeć, co można by było z tym zrobić. Bóg prowadzi nas do pokory i z tego nie zrezygnuje, tak jak nie zabierze miłości do nas. Bogu zależy na naszej pokorze, bo oznacza ona prawdę w dwóch kierunkach: ja wiem, kim jestem, i wiem, Kim jest mój Bóg. To jest piękne, ale i bolesne, poznawać siebie i poznawać Boga. Życie duchowe ma właśnie biec w tym kierunku: o Mój Boże, jaki jesteś piękny, i jednocześnie: o Mój Boże, jaki ja potrafię być brzydki. Te dwa okrzyki to jest właśnie ta prawda, do której jesteśmy prowadzeni. Niektórzy natomiast uporczywie trzymają się drogi powrotnej: to ja jestem pod każdym względem w porządku, a inni mają wszystkie wady, Bóg natomiast niewiele się w tym wszystkim liczy.
Pokora, czyli prawda to jest ulga. Jest Nam dawana od Boga, który mieszka w naszym sercu. Bo przyznać się, że się jest człowiekiem, to wielka ulga, i nie znają jej ci, co za wszelką cenę chcą być bogami. Gdy człowiek już wie, że jest nieprawdziwy, to bardzo się męczy. Męczy się wszystkim, a najbardziej sobą. Bo jest kimś innym. Prawda, która polega tylko na odkryciu własnej słabości, to jeszcze nie pokora, lecz przedsmak piekła. Dopiero przychodzący Bóg tę przykrą prawdę nasyca Swoją miłością, i człowiek pięknieje, choć sam tego jeszcze nie widzi, i nie umie się jeszcze tym cieszyć.
Prawda o sobie jest pewnym dnem. My mamy się od tego dna odbijać codziennie, a jest to trudne. Odbicie się od dna to jest wejście w modlitwę. Ja staję przed Bogiem taki, jaki jestem, po prostu nędzny. Ktoś, kto już wie, że jest nędzny, a się nie modli, zaczyna niszczyć, to znaczy postępować według swojej świeżo odkrytej nędzy. Myśli, że tak już musi być, że ma pozostać nędzny. Niszczy siebie, innych. Mówi: ja tak robię, bo już taki jestem. To jest dosyć wygodne, ale jednak unieszczęśliwiające. A Ktoś, stwarzając nas, chciał naszego szczęścia.
Dlatego w odkrywaniu nędzy trzeba się modlić. Jak dobrze, że jest Bóg, bo przed ludźmi nieraz trudno stanąć i powiedzieć: właśnie życie pokazało mi, jaki jestem podły, ale chciałbym, żebyś mnie dalej kochał, jeśli ktoś ma takiego przyjaciela, to wspaniale, jednak nawet taki ktoś nie ma mocy wyciągnąć nas z grzechu i zaleczyć ranę. Dlatego na pierwszym miejscu mamy z naszą nędzą iść do Boga. Cała Biblia jest o Jego nieskończonym miłosierdziu. Kto tego jeszcze nie wyczytał i nie doświadczył, to jeszcze najlepsze przed nim.
Pokora to prawda. Bóg i tylko On nam ją podaje porcjami. Miłuje nas i daje nam małe porcje, bo byśmy może nie unieśli wszystkiego. Dlatego, gdy zdarzy nam się odkryć trochę, lub dużo własnego zła, to warto tak sobie pomyśleć: o, Bóg podał mi z miłością część prawdy o mnie. Chodzi o to, by Pana Boga nie stracić z oczu, a to jest bardzo potrzebne, gdy martwimy się sami sobą.
Pokora to zwyczajność
Ludzie pokorni to ludzie zwyczajni. Jesteśmy nieraz kimś zachwyceni, a potem mówimy, że jest w nim jakaś prostota, zwyczajność, że on właściwie nic nadzwyczajnego nie robi, po prostu jest, ale jego "jest" już nam wystarczy. Bóg każdemu dał jakieś ciało, jakieś talenty i jakieś krzyże. Droga pokory i świętości prowadzi nas do odkrycia w nas samych tego wszystkiego, co umieścił w nas Bóg. Gdy już to odkrywamy, to teraz przydałoby się to zaakceptować i coś z tym zrobić. Zwyczajni prości ludzie starają się służyć. Jest to bardzo proste: służyć tym, co się ma, nawet, jeśli ma się niewiele.
To, co nas często uderza, to właśnie ta zwyczajna miłość, okazywana w najprostszych sytuacjach, a nie ta rozdmuchana, pokazana sto razy w telewizji i pochwalona. Miłość pokorna to ta, która czeka na pochwałę tylko od Boga. My się czegoś takiego trochę boimy: tego, że nasze życie może upłynąć zwyczajnie. To nam się kojarzy z bylejakością, szarością. A to nie musi tak być. Nasza wielkość i wspaniałość życia może się ujawnić w zwykłych warunkach, tylko mamy te zwykłe warunki wykorzystać do okazywania miłości.
Pokora to radość
Może już nieraz spotkaliśmy na naszej drodze kogoś, kto wiele w życiu osiągnął, a nie był szczęśliwy. A może też dane nam było spotkać osobę chorą, albo taką, którą spotkało jakieś nieszczęście, a ona nie rozpaczała, lecz miała w sobie głęboki pokój i radość. Gdzie tu logika? Jak to zrozumieć? Ktoś ma powody do radości, a nie ma samej radości. Ktoś inny ma powody do smutku, a nie ma smutku.
Bóg chce naszej radości. Wcześniej powiedzieliśmy, że Bóg chce, abyśmy byli pokorni. Czy to się da połączyć? Jak najbardziej. Bo dla człowieka pokora i radość mają to samo źródło, a jest nim miłość Boża. Ktoś, kto jest pyszny przypomina człowieka obładowanego. Idzie przez życie i dźwiga. Dźwiga swoją dobrą opinię, na którą cały czas pracuje. Dźwiga swoje wyobrażenia o sobie, swoje sukcesy i szczegółowe plany na przyszłość. Ponieważ to wszystko wydaje mu się ważne, to staje się niewiarygodnie ciężkie. Taki człowiek cały czas czegoś musi pilnować, żeby mu nie spadło z pleców. Nie ma radości życia, ani nie zauważa piękna przyrody, może być też tak, że ma obok siebie kogoś, kto go kocha, ale on i tak nie potrafi tego zauważyć i się cieszyć. Całą swoją energię skupił na swoich bogactwach. Staje się coraz bardziej zmęczony i smutny. Ponieważ nie widzi innych, którzy go kochają, po jakimś czasie nie zauważa również siebie. Liczy się już tylko bagaż.
Natomiast człowiek pokorny podobny jest do dziecka, które idzie przez życie i czuje, że ciągle życie dostaje w prezencie. Każdy dzień jest pełen cudowności, i jest on pełen zachwytu i wdzięczności. Nie trzyma się kurczowo siebie, swoich sukcesów i planów. Bóg jest nad nim jak świecące słońce, życiodajne źródło, które ożywia wszystko i wszystkich. Taki ktoś robi, co do niego w życiu należy i cieszy się i dziękuje Bogu, że mógł dzisiaj zrobić jakąś małą rzecz. Bo całe jego życie składa się z małych dobrych rzeczy. "Gdybyś był pokorny, nie troszczyłbyś się wcale o siebie. Bo i czemu? Zajmowałbyś się Bogiem i Jego wolą i obiektywnym porządkiem rzeczy i wartości. Nie potrzebowałbyś już bronić żadnych złudzeń. Miałbyś swobodę ruchów. Człowiek pokorny może tworzyć wielkie dzieła w sposób niezwykle doskonały, bo nie zajmują go już żadne sprawy uboczne, jak na przykład własne korzyści i własna sława, a więc nie potrzebuje zużywać sił na ich obronę. Bo człowiek pokorny nie boi się, że mu się coś nie uda. W istocie nie boi się niczego, nawet samego siebie, ponieważ doskonała pokora zawiera w sobie doskonałą ufność w moc Bożą, wobec której inna władza nie ma żadnego znaczenia i dla której nie istnieją żadne przeszkody. Pokora jest najpewniejszą oznaką siły" (T. Merton).
Pokora to powracanie
Gdy się pokłócimy z bliską osobą, to chcemy go zostawić i odejść. Wychodzimy. Oddalamy się. Potem przychodzi moment zastanowienia. Powracamy. Wyciągamy rękę. Czujemy, że gdy byliśmy daleko, to czuliśmy się źle. W gruncie rzeczy chcieliśmy być blisko. Ten moment zastanowienia i powrotu jest najpiękniejszą chwilą życia. Jest chwilą pięknej pokory. Tak było z synem marnotrawnym, który w swojej pysze zabrał majątek ojcu i odszedł. Wiele mogła go kosztować decyzja powrotu i przyznania się do głupiej decyzji. Ale być może ten powrót, ten moment bardziej zmienił jego duszę niż wszystkie inne. Najbardziej zbliżył go do pokory.
W taki sposób można odejść od najbliższych, od Boga, od siebie samego. Można oddalić się od każdego dobra, które wydaje nam się już nieatrakcyjne, lub za bardzo wymagające.
Właśnie w takich momentach naszym przekleństwem staje się pycha i chora ambicja. Czujemy, że powinniśmy już wrócić, już się przekonaliśmy, że grzech nas zwiódł, a teraz zaczyna nas niszczyć. Ale nie mamy siły rozpocząć odwrotu. Uważamy, że się poniżymy, że nas ktoś wyśmieje. Tu rozpoczyna się błogosławieństwo pokory. Wystarczy jej małe ziarenko, wracamy, rozpoczynamy na nowo. Podejmujemy dobro, które opuściliśmy. Próbujemy się z kimś pojednać. Idziemy do spowiedzi. W sercu na nowo rodzi się pokój. Kto nie ma pokory, temu o wiele ciężej jest wracać do domu.
Jest to więc nie tylko nasze zadanie, ale też wielki, uszczęśliwiający dar. Dzięki niemu wielu ludzi odbudowuje swoje zrujnowane życie. Dzięki pokorze Bóg prowadzi nas w kierunku, w którym szczęście jest możliwe.