Zdarzenie miało miejsce z 13 na 14 czerwca br. w okolicach Grójca. Przygoda przydarzyła się trójce młodych ludzi, którzy postanowili spędzić noc na łące w dość odludnym miejscu. Istotne jest to, że bohaterowie zdarzenia byli osobami absolutnie nie wierzącymi w zjawisko UFO.
Poniżej przedstawiamy list, jaki dotarł do redakcji NAUTILUSA:
„Dzień Dobry! Chciałbym podzielić się swoją opowieścią. Póki jeszcze wszystko pamiętam. Proszę to przeczytać do końca! Jest to opowieść autentyczna. Od razu mówię ze nic nie piłem i nic nie brałem. Wszystko zaczęło się w niedzielę (12 czerwca przyp. Red.). O godzinie 18.00 dostałem SMS-a, żeby przyjechać na ognisko (ja jestem z Grójca) i pojechałem do Kozietuł (taka wioska koło Mogielnicy).
Ogniska w końcu nie było, ale nawet dobrze się bawiliśmy. Mniej więcej tak około 24.00 poszliśmy spać.(...) Oczywiście od razu nie zasnęliśmy. Rozmawialiśmy na różne tematy, jak to zazwyczaj ludzie w tym wieku - o duchach i UFO. Opowiadaliśmy sobie różne historie o duchach itp. Jednak jeśli chodzi o UFO stwierdziliśmy, że są to straszne bajki i w to nie wierzyliśmy. Nawet padło takie zdanie "W duchy wierzę , ale w UFO to nie".
Następnego dnia rano (tj.w poniedziałek) mieliśmy się zbierać już o godz. 9 na autobus ponieważ koleżanka Monika miała sprzątać strych i była potrzebna w domu, ale jakoś wszystko ładnie się tak potoczyło (nie będę już mówił dokładnie dlaczego) ze zostaliśmy. Wszystko w jakiś magiczny sposób tak się układało, żeby jeszcze jeden dzień tam zostać. Cały dzień spędziliśmy w sadzie. Odstraszaliśmy szpaki, strzelaliśmy z wiatrówki, opalaliśmy się i tak minął prawie cały dzień, ale chcieliśmy tam zostać jeszcze jedną noc. Wymyśliliśmy, że pójdziemy pod namiot, jednak nie było go skąd pożyczyć, więc zażartowałem sobie, że będziemy spać pod chmurką. I jakoś tak się stało, że to zrobiliśmy. Mieliśmy iść spać w trójkę ale Dominika nie mogła od razu (...). Uzgodniliśmy więc, że Dominika przyjdzie do nas o godz. 24.00.(...) Ja z koleżanką (Moniką) spakowaliśmy się i poszliśmy na pole, to jest jakieś 500-700 metrów od domu. Wzięliśmy ze sobą ubranie, dwa koce, wodę do picia i wszystkie inne rzeczy, które przywieźliśmy ze sobą. Minęliśmy jabłonki, truskawki i znaleźliśmy sobie miejsce gdzie już wcześniej byliśmy, tzn. koło takiego klonu (zamieszczam zdjęcie tego miejsca jeszcze przed spotkaniem). W ogóle koło nas były same drzewa. (...) Tak około 21.00-22.00 jak już się ściemniło trochę na niebie zauważyliśmy burzę. Nie było nic słychać - żadnych grzmotów jedynie momentami niebo było prawie białe. Ponadto gdy spojrzałem na księżyc nie był on taki normalny żółty tylko był bardzo pomarańczowy jakby zaraz miał być czerwony, ale nikogo to nie obchodziło. Trochę przed północą dotarła do nas Dominika. Mniej więcej do 24 rozmawialiśmy sobie i jedliśmy, bo Dominika przyniosła nam z domu suchy chleb. Zjedliśmy go, położyliśmy się i wtedy się zaczęło. Patrząc w gwiazdy koło Wielkiego Wozu (chyba) ujrzałem jakby gwiazdę, która najpierw miała normalny kolor (taki gwiaździsty), jednak za chwilę zrobiła się pomarańczowa i czerwona (a może odwrotnie). Wiem, że kolory się zmieniały. Wysunąłem rękę i pokazałem tę „gwiazdę” koleżankom. Wtedy ona zaczęła znikać i pokazywała się co chwilę dalej i bliżej. Nie tak że powiększała się i była bliżej nas, tylko na niebie przesuwała się raz w lewo raz w prawo, ale nie tak jak samolot latając - tylko znikając i pokazując się gdzie indziej, jakby się teleportowała, albo przemieszczała z zawrotna szybkością. Na początku byliśmy ciekawi co to było, a raczej co to jest i obserwowaliśmy to. Zaczęliśmy rozmawiać o UFO (a noc wcześniej każdy z nas stwierdził, że w duchy wierzy, a w UFO to nie). "Gwiazda" przemieszczała się. Leciała takim lukiem w prawą stronę na horyzoncie w to drugie miejsce gdzie było nas widać i tak obserwowała nas przez jakąś chyba godzinę (może mniej albo więcej mieliśmy problem z czasem ponieważ mieliśmy wyłączone telefony przez tą inną burzę, a poza tym czas dłużył się niemiłosiernie. Wydawało nam się że minęły ze dwie godziny a naprawdę minęło 10 minut.) Trochę się baliśmy (nie trochę - bardzo), ale powiedziałem, żebyśmy na to nie patrzyli, żebyśmy tego nie ściągnęli na siebie wzrokiem, więc każdy tylko ukradkiem na to patrzył. Byliśmy wszyscy przerażeni, a zarazem zaciekawieni. Jednak gdy co jakiś czas to obserwowaliśmy, zauważyliśmy, że to znowu się porusza. Teraz wracało znowu tam, gdzie było na wprost nas (modliliśmy się żeby to odleciało). Jednak to się zatrzymało w powietrzu ( i bym nigdy nie uwierzył w to - bo dla mnie to była tylko gwiazdeczka, która szybko się poruszała, a wszystko można sobie logicznie wytłumaczyć) gdyby to nie podleciało bliżej. Widzieliśmy to dokładnie. Był to jakiś wielki pojazd. Stał nieruchomo na niebie. Oświetlony był cały takim żółtopomarańczowym światłem. Myślałem, że to bujdy o tych spodkach, szczególnie o tych kopułach, ale ja to widziałem i nie tylko ja. Zobaczyłem tę kopułę. Była cala podświetlona na taki ciemnożółty kolor (może i to pomarańczowe było). Na dole miało to lampy takie prostokątne i te lampy cały czas się paliły, ale nie tak ciągle tylko tak się kręciły z lewej na prawą stronę, więc wydawało nam się, że to się obraca cały czas wokół własnej osi. Monika wpadła w panikę i chciała uciekać, ale zatrzymałem ją całą siłą, bo bałem się, że coś nam zrobią. Ale w końcu to odleciało (niezupełnie, ale oddaliło się) i przez jakiś czas ciągle z nieba nas obserwowało. Nie wiemy kiedy dokładnie odleciało bo chyba spaliśmy wykończeni po nocy nie przespanej tylko staraliśmy się usnąć i czekaliśmy do 3-4 jak będzie słońce, bo w naszym wyobrażeniu wtedy już nic nam się nie mogło stać. W tym czasie co chwilę się budziliśmy, ponieważ co chwilę Monika podnosiła się krzycząc, że to nadal jest. Widziałem to, ale powtarzałem jej, że tego już nie ma i to tylko jest gwiazda. Kiedy spałem, już nie wiem o której godzinie, nad swoją głową słyszałem jakby lecący samolot tak jakbym był na Okęciu i jakiś samolot by leciał prawie nade mną. Jednak nie wiem czemu, ale nie otworzyłem oczu. Po prostu wydawało mi się, albo może miało mi się wydawać, że to tylko samolot i nie mogłem tego zobaczyć. Gdy rozmawiałem o tym z koleżankami potwierdziły to, one też to słyszały, a jednak głowy nie podniosły żeby się upewnić. Po nieprzespanej nocy wstaliśmy o 3.00 i zaczęliśmy się jakby śmiać z tego ale z tyłu za drzewami widziałem jakby taki wielki blask, który wychodził od środka. Wyglądało to jak wielkie oko które się rozszerza na całe pole, później zobaczyliśmy to wszyscy. Przelękliśmy się znowu i poszliśmy leżeć wtuleni bojąc się prawie tak samo jak wtedy. Doczekaliśmy godz. 4.00. Było już jaśniutko i mogliśmy spokojnie rozmawiać o tym już się nie bojąc. (...)
To stało się dokładnie wczoraj, z 13 na 14 czerwca.”