Katastrofy
ekologiczne XX wieku.
Skutki odczuwalne do dzis.
Przygotowali:
Piotr Stasiukiewicz
Maciej Perkowski
Spis treści
Pojecie katastrof ekologicznych i ich przyczyny
Katastrofa ekologiczna
1. Trwałe (nieodwracalne w naturalny sposób) uszkodzenie lub zniszczenie dużego obszaru środowiska przyrodniczego, wpływające negatywnie, bezpośrednio lub pośrednio, na zdrowie, a często życie ludzi.
2. Zjawisko polegające na zmianie środowiska przyrodniczego danego gatunku lub populacji w sposób uniemożliwiający jej przetrwanie (nieodwracalne w naturalny sposób). Zachodzi ono w różnych sytuacjach, przede wszystkim:
kiedy po zmianie abiotycznego składnika środowiska (np. zmiana temperatury, spadek ilości opadów itp.) zasoby środowiska maleją w stosunku do potrzeb gatunku
kiedy środowisko staje się niesprzyjające dla danego gatunku z powodu zbyt dużej presji drapieżników
kiedy nadmierny przerost powoduje gwałtowny spadek szans na przetrwanie gatunku (przeludnienie)
Zajmiemy się zatem pierwszą wersją tego pojęcia.
Przyczyny:
Nagłe lub długotrwałe, kumulujące się w czasie zmiany warunków fizycznych i chemicznych siedliska, przekraczające granice tolerancji biocenozy.
np.
awarie, w wyniku których następuje emisja szkodliwych (często toksycznych) gazów i cieczy (katastrofy chemiczne) lub substancji radioaktywnych (katastrofy jądrowe),
długotrwałe emisje szkodliwych substancji, zanieczyszczanie oceanów odpadami toksycznymi i radioaktywnymi oraz ropą naftową (w wyniku awarii tankowców, wież wydobywczych, działań wojennych),
wycinanie lasów na dużych obszarach;
niekontrolowany przyrost lub spadek liczby ludności (katastrofy demograficzne).
Three Miles Island
28 marca 1979r. nastąpiło częściowe stopienie rdzenia w drugim reaktorze (TMI-2) elektrowni jądrowej na wyspie nazywanej Three Mile Island. Przypadek ten opisywany jest jako najpoważniejszy wypadek w Stanach Zjednoczonych w historii komercyjnych reaktorów jądrowych. Elektrownia atomowa jest położona na sztucznej wyspie o powierzchni 3.29 km² 16 km od miasta Harrisburg, stolicy stanu Pensylwania, zamieszkanego przez 50 000 osób. W odległości 8 km od elektrowni mieszkało w czasie wypadku 25 000 osób.
Wypadkiem zajmowały się różne agencje (federalne, stanowe i lokalne), które usiłowały określić stopień zagrożenia, wyjaśnić przyczyny awarii (przez dłuższy czas nie zostały rozwikłane wszystkie niejasności) oraz orzec czy pobliska ludność powinna była zostać ewakuowana. Obsługa zdołała utrzymać kontrolę nad reaktorem, a żadna z osób nie została napromieniowania w stopniu zagrażającym zdrowiu. Wypadek miał jednak poważne ekonomiczne i społeczne konsekwencje, na co nałożył się oprócz samej awarii sam proces dekontaminacji, który okazał się zbyt powolny, a także niezwykle kosztowny.
Wypadek TMI-2 zwany potocznie Three Mile Island przyczynił się do spadku publicznego poparcia wykorzystania energii atomowej, a w wyniku późniejszej awarii w Czarnobylu obawy przed podobnym przypadkiem w USA i w innych krajach. Od tego zdarzenia w Stanach nie rozpoczęto budowy nowych elektrowni jądrowych (o zastosowaniach komercyjnych).
Wypadek dotyczył reaktora TMI-2 (TMI-1 był w tym czasie wyłączony w celu załadowania paliwa) i rozpoczął się, gdy główna pompa systemu tłoczącego kondensat do generatora pary uległa awarii dokładnie o 4:00 nad ranem, 28 marca 1979.
Rzeczywisty powód wystąpienia usterki nie został precyzyjnie określony. Przypuszcza się, iż woda dostała się do przewodów pneumatycznych kontrolujących przepływ wody przez pompę poprzez filtry. W pierwszym momencie próbowano przywrócić pompę do pracy, jednak bez rezultatu.
Zatrzymanie obiegu wody w systemie wymiany ciepła spowodowało, iż generator pary nie mógł oddawać ciepła z chłodziwa do kondensatu. W pierwszym momencie turbina a następnie reaktor automatycznie się wyłączyły.
Momentalnie, wskutek nieodbieranego z układu ciepła, w układzie reaktora nastąpiło podgrzanie chłodziwa do temperatury przekraczającej punkt wrzenia. Wydzielająca się para wodna zwiększała ciśnienie w układzie reaktora.
Aby zabezpieczyć układ przed przekroczeniem ciśnienia dopuszczalnego, zawór bezpieczeństwa położony na szczycie stabilizatora ciśnienia otworzył się. Zawór ten powinien ulec zamknięciu, jeśli ciśnienie spadnie z ponad krytycznego do dopuszczalnego poziomu, co jednak nie nastąpiło.
Po spadku ciśnienia do poziomu optymalnego czujniki w centrali wykazały, iż zawór jest zamknięty. Paradoksalnie czujniki zarejestrowały tylko impuls elektryczny nakazujący samozamknięcie się zaworu, co zostało zinterpretowane jako sam proces zamknięcia się zaworu. (Bezpośredni czujnik stanu zaworu bezpieczeństwa został wyeliminowany z oryginalnego projektu w celu zaoszczędzenia czasu. Po incydencie w TMI został on dodany do wszystkich podobnego typu elektrowni).
W rezultacie tego błędu konstrukcyjnego, zawór pozostał otwarty powodując dalszy ciągły spadek ciśnienia w wodnym systemie chłodzenia reaktora. Operatorzy nie rozpoznali usterki jako "przypadek utraty chłodziwa" (utrata ciśnienia była równoważna utracie optymalnych warunków chłodziwa), ponieważ wskazania dot. poziomu wody w reaktorze były niejednoznaczne - jednoczesny spadek ciśnienia oraz wysoki poziom chłodziwa w reaktorze. Tymczasem, wystąpił problem z rezerwowym systemem obiegu wody (rezerwa systemu głównego). Trzy pomocnicze pompy rozpoczęły pracę automatycznie po zatrzymaniu pompy głównej obiegu kondensatu, lecz dwa z trzech zaworów umożliwiających obieg były zamknięte, tym samym wciąż uniemożliwiając zaopatrzenie generatora pary w odpowiednią ilość wody.
Co ciekawe, system rezerwowy był testowany 42h przed wypadkiem. Część procedury testowej wymagała zamknięcia zaworów pomp rezerwowych, lecz miały one zostać otwarte po zakończeniu procedury, czego nie zrobiono.
W późniejszym czasie komisja prezydencka zażądała od FBI śledztwa w kierunku pozostawienia zaworów zamkniętych jako akt sabotażu.
Zawory pomp rezerwowych znaleziono zamknięte 8 minut od zaistnienia pierwszej awarii. Po ich otwarciu, obieg rezerwowy natychmiast uzupełnił braki wody w generatorze pary. Brak zaopatrzenia w wodę obiegiem rezerwowym przez 8 minut nie spowodował nasilenia się skutków awarii, a jedynie wprowadził zamieszanie wśród operatorów centrali. Przywrócenie obiegu wody pomocniczej nie unormowało sytuacji. Ciśnienie w obiegu głównym dalej ulegało obniżaniu w wyniku otwartego zaworu, co spowodowało również spadek temperatury wrzenia wody. Tym samym w układzie reaktora zaczęła pojawiać się para wodna pochodząca od wrzącego radioaktywnego chłodziwa pod niższym (niż robocze) ciśnieniem. Zbiornik pomocniczy mający za zadanie skraplać wydzielające się pary radioaktywnego chłodziwa z wciąż otwartego zaworu bezpieczeństwa powoli wypełniał się skroplinami, a po jego przepełnieniu skropliny zalały studzienki ściekowe w budynku reaktora powodując alarm o 4:11.
Alarm ten, wyższe wskazania temperatury i ciśnienia niż normalne w przewodzie spustowym zaworu bezpieczeństwa oraz nienormalnie wysoka temperatura i ciśnienie wewnątrz osłony budynku zostały zignorowane przez operatorów reaktora.
O 4:15 membrana przepełnionego zbiornika pomocniczego pękła, a skropliny radioaktywnego chłodziwa (ponad 11 m³) zaczęły wylewać się do osłony budynku. Skażone chłodziwo było odpompowywane do pomieszczeń pomocniczych, aż do zatrzymania pomp ściekowych o 4:39. Po około 8 minutach od wzrostu temperatury (5:20 rano), z uwagi na niskie ciśnienie pompowanej wody uległa ona kawitacji w pompie głównego obiegu. W wyniku czego pompa została wyłączona, a obieg wody w systemie - według założeń operatorów reaktora - miał się odbywać naturalnie (grawitacyjnie).
Woda przestając cyrkulować w obiegu reaktora zaczęła szybko odparowywać. Po 130 minutach od pierwszej usterki, górna część rdzenia reaktora została odsłonięta przez obniżający się w wyniku odparowywania poziom wody.
Ilość produkowanego ciepła gwałtownie się zwiększała wskutek postępującej reakcji między parą powstającą w reaktorze a cyrkonowymi okładzinami prętów paliwowych. Reakcja ta uszkadzając osłonę, spowodowała zwiększenie radioaktywności krążącego chłodziwa, a pod wpływem wydzielającego się ciepła rdzeń reaktora osiąga temperaturę 2760 °C i zaczyna się topić. Wysoka temperatura w reaktorze powoduje też rozkład pary wodnej na tlen i wodór.
Około 6 rano nastąpiła zmiana robocza w elektrowni. Nowa grupa zauważyła, iż temperatura w stabilizatorze ciśnienia jest za wysoka. Technicy otwierają zawór rezerwowy w celu odpowietrzenia chłodziwa i zamykają zawór bezpieczeństwa, ale w wyniku przecieku na zaworze około 950 m³ radioaktywnego chłodziwa dostało się już do budynku reaktora.
Po 165 minutach czujniki promieniowania wykrywają znaczne podwyższenie radioaktywności chłodziwa - poziom promieniowania wody w układzie reaktora przekracza 350 razy większy niż dopuszczalne poziomy, a cały budynek reaktora (blok TMI-2) zostaje poważnie skażony. O 7:00 ogłoszono lokalny alarm w elektrowni, a o 7:24 stan zagrożenia. Radio w Harrisburgu podało wiadomość o problemach w elektrowni o 8:25, a prasa podała stan zagrożenia o godzinie 9:00. Obsługa nie zdawała sobie sprawy, iż poziom wody obiegu głównego jest zbyt niski, a rdzeń reaktora w ponad połowie jest odsłonięty. Kilku pracowników odczytało dane bezpośrednio z termopar reaktora i po około siedmiu godzinach od alarmu do obiegu głównego wpompowano dodatkową ilość wody, uzupełniając jej ilość do bezpiecznego poziomu. Zawór bezpieczeństwa otworzył się, obniżając ciśnienie gazów w obiegu.
Po około dziewięciu godzinach, prawdopodobnie w wyniku zamykania się zaworu bezpieczeństwa, zgromadzony wodór w osłonie budynku ulega samozapłonowi, fakt ten jednak pozostaje niemal niezauważony przez obsługę, która huk eksplozji utożsamia ze spięciem.
Po około 16 godzinach pompa obiegu głównego chłodziwa podejmuje pracę, a temperatura rdzenia zaczyna się obniżać. Znaczna część rdzenia uległa stopieniu, a całe pomieszczenie reaktora pozostało silnie radioaktywne. W następnym tygodniu niwelowania skutków awarii, para wodna i pozostały wodór zostają usunięte z pomieszczenia reaktora poprzez odpowietrzenie bezpośrednio do atmosfery.
Do środowiska przedostaje się 13 milionów kiurów (około 480*1015 bekereli) w formie radioaktywnych wyziewów. W gazach odlotowych stwierdzono małą ilość niebezpiecznego jodu-131, mogącego kumulować się w tarczycach dzieci. Stopione paliwo jądrowe nie wydostało się na zewnątrz reaktora. Mimo stopienia około 1/3 ilości całego rdzenia, sama obudowa reaktora nie uległa stopieniu czy rozszczelnieniu, a stopione paliwo w całości pozostało wewnątrz reaktora.
Przeciętna dawka, jaką w wyniku napromieniowania otrzymała ludność w obrębie 16 km od elektrowni wynosiła około 8 mR, a dla pojedynczych przypadków 100 mR. Dla porównania dawka 8 mR (milirem) odpowiada dawce otrzymanej podczas prześwietlenia rentgenowskiego. 100 mR odpowiada 1/3 rocznej dawki naturalnego promieniowania podłoża.
Wypadek w Three Mile Island jest interesującym przykładem, jak ludzie pod wpływem stresu podejmują niewłaściwe decyzje. Ogólnie twierdzi się, iż mało groźna awaria w elektrowni miała znacznie większe skutki wskutek błędów obsługi elektrowni. Operatorzy podejmowali nieprawidłowe decyzje w momencie zagrożenia wskutek natłoku informacji z których część nie dotyczyło usterki, a inne były mylące lub błędne.
Analiza awarii wykazała, iż niezbyt skomplikowany układ wyrównawczy w reaktorze (standardowo budowany w klasycznych elektrowniach) mógł zapobiec awarii, czego nie uwzględnili projektanci w konstrukcji zespołu TMI.
Rezultatem wypadku była zmiana programu szkoleniowego operatorów elektrowni atomowych. Wcześniej działanie było oparte na rozpoznaniu i analizie problemu. Po zmianach, program szkoleń skupiał się na zapewnieniu odpowiedniej ilości i ciśnienia chłodziwa niezbędnego dla chłodzenia rdzenia reaktora. Dodatkowo nastąpiła poprawa jakości wykonania elementów i samego ich projektowania. Dodano systemy śledzące prawidłową pracę poszczególnych podzespołów, a także dodatkowe awaryjne elementy i zespoły, działające w sytuacjach krytycznych.
Udoskonalenia w centrali sterowniczej obejmowały poprawę widoczności instrumentów i ich wskazań, eliminacja możliwości błędnego lub dwuznacznego odczytu, a także usunięcie wskaźników mogących zasłaniać inne aparaty kontrolne. Dodano także systemy nadzorujące krytyczne układy (odpowiedzialne za prawidłową pracę reaktora), a także systemy zabezpieczające przed ucieczką związków promieniotwórczych w wypadku przypadkowego rozszczelnienia instalacji.
Dodatkowo od czasu wypadku, każdy obiekt zawierający reaktor atomowy musi posiadać zatwierdzony przez federalne i lokalne organa władzy plan ewakuacji ludności z terenu 16 km od reaktora, umożliwiający szybkie powiadomienie i ewakuację w sytuacji zagrożenia. Plan ten poddawany jest okresowo testom pod względem spełniania wszystkich założeń ewakuacji w momencie realnego zagrożenia.
Amerykański prezydent Jimmy Carter nakazywał pełne śledztwo incydentu w Three Mile Island. Izba Reprezentantów Stanu Pensylwania przeprowadzała niezależne dochodzenie, które skupiało się na ulepszeniu procedur ewakuacji.
Członkowie komisji śledczej po wnikliwym badaniu centrali w elektrowni TMI-2 stwierdzili, iż część przyrządów w rzeczywistości inaczej funkcjonowała niż była do tego przeznaczona, co było jedną z przyczyn błędnych decyzji obsługi reaktora.
Incydent spowodował psychologiczny efekt strachu wśród obywateli USA. Przed wypadkiem poparcie wykorzystania energii atomowej wynosiło około 70%, po wypadku poparcie spadło do około 50% i utrzymywało się niezmienione przez 2 dekady. Niedawno społeczne poparcie dla energii atomowej zaczęło wzrastać. Administracja G. Busha promowała energetykę jądrową i zachęcała firmy energetyczne do budowy nowych elektrowni jądrowych w najbliższej przyszłości.
Wypadek w TMI nie zainicjował likwidacji przemysłu jądrowego w USA, jednak rezultatem było odwołanie budowy planowanych w latach 1973-79 40 elektrowni atomowych, a także żadna nowa elektrownia nie został zaaprobowana do budowy. Ze 129 elektrowni działających w 1979, 53 zamknięto. Wymagania co do pracy elektrowni zostały zaostrzone, zwiększył się również opór lokalnej ludności przeciwko ich funkcjonowaniu, a czas samej budowy znacznie się wydłużył.
Dekontaminacja budynku TMI-2 rozpoczęła się w sierpniu 1979, sam reaktor TMI-2 z uwagi na zniszczenia i skażenie był stopniowo oczyszczany. Początkowo wysiłki skupiały się na usunięciu paliwa jądrowego z reaktora oraz oczyszczaniu i dezaktywację podłoża. W 1988 komisja ds. regulacji atomowych zaproponowała przerwanie dalszego oczyszczanie bloku, z uwagi na nie stwarzający zagrożenia dla zdrowia i bezpieczeństwa ludności poziom promieniowania. Proces usuwania paliwa został zakończony w 1990, a ostatecznie prace oczyszczania zakończyły się w grudniu 1993, zamykając się kosztem 975 milionów dolarów. W latach 1985-90 prawie 100 ton paliwa radioaktywnego zostało usunięte ze zniszczonego reaktora. Niestety skażone chłodziwo pozostało wewnątrz budynku przesączając się do podstawy konstrukcji betonowej, bez realnej możliwości jej usunięcia. Reaktor TMI-2 działał tylko 3 miesiące, po wypadku skażone pomieszczenie i ruiny reaktora uniemożliwiają odbudowę, a budynek jest stale zamknięty. W latach 1980-84 anulowano budowę 51 reaktorów jądrowych firmy "Babcock and Wilcox", producentów reaktorów TMI.
Bhopal - Indie
Katastrofa w Bhopalu miała miejsce we wczesnych godzinach rannych 3 grudnia 1984, w sercu miasta Bhopal, Indie, w stanie Madhya Pradesh. W wyniku wypadku doszło do uwolnienia 40 ton izocyjanianu metylu w postaci gazu z fabryki pestycydów firmy Union Carbide.
Według władz rządowych stanu Madhya Pradesh, w momencie katastrofy zmarło około 3800 osób, a kilka tysięcy doznało trwałego uszczerbku na zdrowiu. Dane BBC mówią o około 3 tys. osób zmarłych natychmiast i 15 tys. w wyniku powikłań po kontakcie z uwolnioną substancją. Według ocen organizacji Greenpeace, zmarło 20 tys. osób. Katastrofa w Bhopalu jest obecnie uważane za najtragiczniejszą w skutkach awarię przemysłową. Mimo że katastrofa odbiła się mniejszym echem na świecie niż katastrofa w Czarnobylu, to miała ona dużo bardziej tragiczne skutki.
Wcześnie rano, 3 grudnia 1984, zbiornik zawierający 43 tony gazowego izocyjanianu metylu (MIC) uległ rozszczelnieniu, uwalniając toksyczny i cięższy od powietrza gaz, który rozprzestrzenił się po podłożu na sąsiednie rejony.
Ponad pół miliona ludzi było narażonych na kontakt z substancją. Około 20 tys. zmarło. 120 tysięcy poniosło szkody na zdrowiu, takich jak zaburzenia oddychania, nowotwory, uszkodzenia płodów, oślepienie i inne. Ponad 50 tys. osób było niezdatnych do wykonywania zawodu z powodu powikłań.
W czasie paniki spowodowanej wypadkiem wiele ludzi zostało stratowanych podczas ucieczki, a system komunikacyjny miasta uległ całkowitemu załamaniu.
Union Carbide na swojej stronie internetowej podało, iż zmarło około 3,8 tys. osób, 40 osób jest niezdolnych całkowicie do pracy, a 2,8 tys. częściowo niezdolnych. "Międzynarodowa kampania dla sprawiedliwości w Bhopalu" powołując się na informacje rządowe opublikowała informację (1991), iż 495 tys. osób zostało sklasyfikowanych jako rannych w wyniku katastrofy (22 tys. całkowicie niezdolnych do pracy, 3 tys. poważnie niezdolnych, 8,5 tys. częściowo niezdolnych. Obecnie szacuje się, iż zmarło 15 tys. osób, a 560 tys. zostało poszkodowanych w wyniku katastrofy.
Kampanie informacyjne sugerowały, iż "oficjalne źródła informacji podają półprawdy", nie podając prawdziwej informacji o liczbie osób, które odniosły obrażenia lub zmarło. Fakty te rzeczywiście zostały potwierdzone, jednak dotyczyły one okresu bezpośrednio po katastrofie. Indyjskie ministerstwo zdrowia podało, iż w 1988 zmarło w wyniku powikłań 2500 osób, a w 1997 - 665.
Główną przyczyną śmierci lub poważnych obrażeń było spowodowane obrzękiem płuc. Tradycyjne symptomy zatrucia izocyjanianu metylu to kaszel, duszności, ból klatki piersiowej, łzawienie, obrzęk powiek, utrata przytomności. Po 24-72 godzinach od ekspozycji następuje porażenie pracy płuc, zatrzymanie akcji serca i śmierć. Wskutek reakcji zawartości zbiornika ze składnikami atmosfery powstały także inne trujące gazy, takie jak fosgen czy cyjanowodór, które także odegrały znaczącą rolę w katastrofie.
Informacja o substancji toksycznej nie została podana przez Union Carbide, lecz sekcja zwłok ofiar tragedii ujawniła liczne zmiany w narządach charakterystycznych dla zatrucia cyjankami. Liczne badania, prowadzone blisko pięć lat, udowodniły, iż osoby które poniosły szkody na zdrowiu, cierpią na częściowe lub całkowite oślepienie, uporczywe problemy z oddychaniem, zaburzenia systemu trawiennego, osłabienie systemu odpornościowego, zaburzenia na tle nerwowym oraz problemy z menstruacją u kobiet. Odnotowano znaczny wzrost poronień, urodzeń martwych noworodków oraz genetycznych zaburzeń. Badania zlecone przez BBC w 2004 ujawniły wysokie skażenie wody pitnej pochodzącej z regionu fabryki, co jest dowodem na przenikanie substancji trujących do wód gruntowych.
Przyczyna katastrofy
Fabryka firmy Union Carbide powstała w 1969, a w 1979 została przystosowana do produkcji karbarylu. Izocyjanian metylu jest półproduktem niezbędnym do syntezy końcowego pestycydu.
Bezpośrednią przyczyną katastrofy było dostanie się wody do zawartości zbiornika wskutek nieszczelnej izolacji (woda pochodziła z pobliskiej instalacji konserwacyjnej). W wyniku zachodzącej reakcji substancji toksycznej z wodą nastąpił gwałtowny wzrost temperatury płynnej zawartości zbiornika (do ponad 200°C). Spowodowało to wzrost ciśnienia które rozsadziło zbiornik, uwalniając zawartość do atmosfery.
Wielkość katastrofy była spowodowana nie tyle samą eksplozją, co ilością uwolnionej substancji. Izocyjanian metylu jest silnie toksyczną substancją, dawkę śmiertelną szacuje się na około 49,7 mg/m³.
Oszczędności
Skala oraz długotrwałe następstwa katastrofy były spowodowane lokalizacją instalacji. Lokalne władze próbowały przekonać (bez rezultatów) Union Carbide do budowy fabryki poza obszarami gęsto zaludnionymi. Union Carbide odmówiła, powołując się na znaczny wzrost kosztów (m.in. transport pracowników).
Produkowany pestycyd - Sevin (handlowa nazwa karbarylu) był produkowany do 1979 bez użycia izocyjanków. W 1979 nastąpiła zmiana drogi syntezy z uwagi na tańszą produkcję końcowego produktu. Ciekawostką jest to, iż w celu zachowania bezpieczeństwa, inne firmy (np. Bayer) produkowały ten sam związek bez użycia izocyjanków, mimo iż podnosiło to jego koszta.
We wczesnych latach osiemdziesiątych, zapotrzebowanie na pestycydy zaczęło spadać. Instalacja zaczęła przynosić straty, a wyprodukowany w nadmiernych ilościach izocyjanian nie został na bieżąco zużyty do produkcji. Union Carbide od 1982 wprowadziła liczne cięcia finansowe, odbijały się one na pracownikach i ich warunków pracy, a także na stanie technicznym całej instalacji i zachowaniu przepisów bezpieczeństwa.
Sytuacja pracowników
Ograniczenia wydatków odbijające się na pracownikach i ich warunkach pracy:
Cięcia finansowe spowodowały rozluźnienie norm bezpieczeństwa i ograniczenie kontroli jakości do niezbędnego minimum. Drobnych przecieków nie tamowano, nie prowadzono szkoleń pracowników obsługujących produkcję i przechowywanie substancji niebezpiecznych. Brak było awansów, co powodowało gwałtowny spadek morale i poczucia odpowiedzialności własnej pracowników, a także przenoszenie najbardziej doświadczonych pracowników na inne rejony instalacji”.
Władze kierownicze nakazywały korzystanie z instrukcji wyłącznie w języku angielskim, ignorując fakt, iż tylko kilka osób posługiwało się tym językiem w stopniu wystarczającym.
W 1984 tylko 6 pracowników obsługiwało instalację izocyjanianu metylu z poprzednio 12. Nadzór kierowniczy także był zredukowany o połowę. Nie było kierownika odpowiedzialnego za konserwację na nocnej zmianie, a kontrolę urządzeń pomiarowych prowadzono co dwie godziny (poprzednio prowadzono co godzinę).
Skargi na cięcia oszczędnościowe były ignorowane przez pracodawcę. Jeden z pracowników został zwolniony po 15-godzinnym strajku głodowym. Przed katastrofą 70% pracowników zostało ukaranych za odchylenia od przepisów bezpieczeństwa pod naciskiem zarządu.
Według opinii Międzynarodowej Kampanii na rzecz Sprawiedliwości w Bhopalu, "słabo wyszkolony personel, częsta rotacja stanowisk wewnątrz instalacji, przeciekające zawory, systemy pomiarowe słabej jakości i nieodpowiednie warunki konserwacji (mycie wodą) powodowało wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia katastrofy lub poważne konsekwencje w przypadku wypadku".
Wielu niezależnych obserwatorów zwróciło uwagę na "poważne problemy komunikacyjne i luki w zarządzaniu" między Union Carbide a hinduskimi operatorami, poprzez "podejście firmy do zagranicznej inwestycji" i "barierę kulturową".
Sprzęt i przepisy bezpieczeństwa
Ograniczenia wydatków odbijające się na sprzęcie i przepisach bezpieczeństwa:
W 1999, podczas publicznej debaty w Indiach, wyszło na jaw, iż w przeciwieństwie do podobnej fabryki Union Carbide w USA, zakład w Indiach nie był przygotowany na możliwe zagrożenia. Nie było przygotowanych procedur bezpieczeństwa nastawionych na tego typu wypadek. Firma też nie zawiadomiła lokalnych władz o zagrożeniu i ilości przechowywanej substancji niebezpiecznej.
Urządzenia alarmowe zbiornika izocyjanianu metylu nie pracowały od 4 lat.
W Bhopalu znajdował się tylko ręczny system rezerwowy, zamiast 4-stopniowego jak na zakładzie w USA.
Flara (komin do spalania gazu) i wodna płuczka gazu (skruber) były wyłączone z użytku od 5 miesięcy przed katastrofą. Płuczka nie absorbowała więc gazów odlotowych za pomocą sody kaustycznej, co powodowało ich gromadzenie się w dolnych rejonach instalacji, z przekroczeniem dopuszczalnych poziomów. Płuczka wodna była także nieprawidłowo zaprojektowana, ustawiona na maksymalne ciśnienie mogła zatrzymać tylko jedną czwartą objętości gazu, która wydostała się w czasie katastrofy.
Aby obniżyć koszta energii, system chłodzenia zaprojektowany do zabezpieczenia przed ulatnianiem się izocyjanianu metylu był ustawiony na 20°, a nie jak nakazywała instrukcja 4.5°C. Dodatkowo część chłodziwa była używana w innym miejscu, do chłodzenia innej instalacji.
Boiler parowy, przeznaczony do oczyszczania rur, był wyłączony z użytkowania z nieznanego powodu.
Zaślepki, które zabezpieczały przed dostaniem się wody z oczyszczanych rur do instalacji z izocyjanianem metylu, z uwagi na uszkodzone zasuwy, nie były zamontowane.
Spryskiwacze mające za zadanie dezaktywować ulatniający się gaz, były nieprawidłowo zaprojektowane, zraszając gaz z wysokości maksymalnie 13 metrów. System ten nie miał odpowiedniej wydajności, aby obniżyć koncentrację wydobywającego się gazu.
Jeden z trzech zbiorników izocyjanianu był uszkodzony od około tygodnia. Inne zbiorniki były używane wcześniej niż nastąpiło uszkodzenie. Fakt, iż zbiornik ten był w trakcie naprawy, wymusił zmagazynowanie większej ilości MIC w pozostałych, co tylko powiększyło skutki katastrofy.
Zawory używane na instalacji były wyprodukowane ze stali węglowej, które ulegały korozji pod działaniem kwasów. W noc poprzedzająca katastrofę właśnie przeciekający zawór spowodował dostanie się wody do zbiornika z izocyjankiem. Przeciekające rury i zawory nie były naprawiane, ponieważ w opinii kierownictwa byłoby to za drogie i zabierało zbyt dużo czasu.
Praktycznie dowolny instrument pomiarowy na instalacji, odpowiedzialny za bezpieczeństwo był niewłaściwie wykonany lub zaprojektowany. Wewnętrzne dokumenty Union Carbide wspominały o zagrożeniu katastrofą, lecz nic nie zrobiono w kierunku jej uniknięcia.
Wcześniejsze zagrożenia i wypadki
Wiele poważnych zagrożeń i wypadków powiązanych z produkcją izocyjanianu metylu zostało zignorowanych:
Raporty sporządzone kilka miesięcy przed katastrofą, sporządzone przez naukowców zatrudnionych przez Union Carbide ostrzegały przed możliwością wypadku identycznego jaki nastąpił w Bhopalu. Raporty te zostały zignorowane i nigdy nie zostały przedstawione głównemu zarządowi firmy w USA.
Firma była ostrzegana przez amerykańskich ekspertów wizytujących fabrykę w 1981 r., ostrzegających przed niekontrolowaną reakcją zachodzącą w zbiornikach przechowujących izocyjanian metylu. Wielokrotnie lokalne władze od 1979 r. powiadamiały zarząd fabryki o mogących wystąpić zagrożeniach. Ostrzeżenia te również zostały zignorowane.
11 z 30 "poważnych zagrożeń" udokumentowanych w 1982 miała związek z instalacją izocyjanianu metylu lub fosgenu.
Od 1981 zdiagnozowano kilka przypadków zatrucia oparami izocyjanianu metylu. Przykładowo w 1982 pięciu robotników hospitalizowano w wyniku przecieku MIC.
W 1981 jeden z pracowników zmarł po zatruciu ulatniającym się fosgenem.
Wkrótce potem, 25 pracowników zostało rannych w wyniku rozszczelnienia się pompy.
Wyciek izocyjanianu spowodował niegroźne następstwa u ludności zamieszkującej nieopodal terenów fabryki.
Międzynarodowa kampania na rzecz sprawiedliwości w Bhopalu sugerowała, iż przecieki były na tyle częste, iż instalacja alarmowa została wyłączona.
Obrona firmy Union Carbide
Zakupiona przez "Dow Chemical", Union Carbide, na swojej stronie internetowej dot. katastrofy zaprzeczyła jakiejkolwiek odpowiedzialności za zaistniałą tragedię. Korporacja zrzuciła całą odpowiedzialność na sabotaż, dowodząc, iż systemy bezpieczeństwa na instalacji były sprawne i w pełni funkcjonalne. Twierdzenia te były jednak odrzucane przez "Międzynarodową Kampanię na rzecz sprawiedliwości w Bhopalu" oraz innych obserwatorów wydarzeń.
Śledztwo w kierunku sabotażu
Union Carbide, przy wsparciu innej inżynieryjnej firmy konsultingowej, oświadczyła, iż pojedynczy pracownik mógł wpuścić dużą porcję wody do zbiornika z izocyjanianem metylu, odłączając wskaźnik pomiarowy i doprowadzając wodę do zbiornika bezpośrednio przez zawór zdemontowanego miernika. Firma oświadczyła, iż nie mogła przewidzieć zagrożenia przez dostanie się wody do zbiornika w wyżej opisany sposób, a systemy bezpieczeństwa nie przewidywały sabotażu. Dodatkowo Union Carbide oświadczyła, iż reszta pracowników podała fałszywe informacje dot. odpowiedzialności za wypadek, w celu ukierunkowania indyjskiego rządu na winę pracodawcy, całkowicie zwalniając pracowników z odpowiedzialności. Międzynarodowa Kampania dla Sprawiedliwości ostro skrytykowała firmę konsultingową, wynajętą przez Union Carbide, która "dla zarobku i pieniędzy wydała pseudonaukowe tezy, popierające tezę sabotażu". Union Carbide zapewniła, iż "zostaną wprowadzone procedury bezpieczeństwa, uniemożliwiające jakikolwiek sabotaż".
Union Carbide nigdy nie opublikowała nazwisk lub innych danych pozwalających na zidentyfikowanie osoby, która według raportu była odpowiedzialna za sabotaż na terenie zakładu, żaden z pracowników nie był także ścigany sądownie z tego powodu. Niemniej jednak, na stronie internetowej informacji o Bhopalu, korporacja oświadczyła, iż władze zostały poinformowane o pracowniku i toczy się postępowanie przeciwko niemu. Organizacja na rzecz sprawiedliwości zdementowała jednak te informacje, argumentując, iż nikomu oficjalnie nie postawiono zarzutów, a ilość faktów świadczy za katastrofą.
Kwestia bezpieczeństwa na instalacji
Korporacja zaprzeczyła doniesieniom, iż zawory na zbiornikach były uszkodzone twierdząc, iż "ze zgromadzonych po katastrofie dokumentów dot. stanu instalacji wynikało, iż zawory wodne były pozamykane i szczelne. Systemy bezpieczeństwa były umieszczone na właściwych miejscach i były w pełni sprawne, zabezpieczając zbiornik z zawartością przed kontaktem z wodą". Wg Union Carbide, wszelkie zgłaszane usterki w 1982 r. zostały usunięte przed 1984, i "żadna z nich nie mogła być przyczyną katastrofy". Odpierając te oświadczenia, Kampania na rzecz Sprawiedliwości twierdziła, iż zawory zapewne były zamknięte, lecz "notorycznie przeciekające". Zwiększenie ciśnienia w instalacji wodnej spowodowało zwiększenie przecieku, o czym kierownictwo zostało powiadomione. Union Carbide, twierdziła, iż nie było systemów kontrolnych zabezpieczających reakcję izocyjanku z wodą, gdyż nie były one potrzebne - inne systemy miały skutecznie zabezpieczać zawartość zbiornika przed kontaktem z wodą, co potwierdzało wersję korporacji o możliwym sabotażu. Kampania na rzecz Sprawiedliwości dowodziła jednak, iż zawory notorycznie przeciekały wskutek oszczędności i związanego z nimi planu wydatków korporacji.
Działania po katastrofie
Bezpośrednio po eksplozji
Po włączeniu sygnału alarmowego w rejonie miasta, został on szybko wyłączony, aby nie wywołać paniki wśród ewakuujących się mieszkańców. Z uwagi na ten fakt, wiele nadal śpiących osób było nieświadomych zagrożenia.
Lekarze nie otrzymali informacji o sposobie leczenia osób które wdychały pary izocyjanianu metylu, dlatego też udzielana pomoc była doraźna, polegająca na łagodzeniu objawów a nie likwidacji źródła problemów.
Pomoc poszkodowanym
Korporacja niemal natychmiast po katastrofie uruchomiła pomoc dla poszkodowanych i zagwarantowała pomoc ofiarom katastrofy. 4 grudnia, dzień po wycieku izocyjanku, Union Carbide wysłała materiały pierwszej pomocy wraz z kilkunastoma "międzynarodowymi ekspertami medycznymi" do pomocy tutejszym służbom medycznym, która wywołała falę krytyki ze strony Kampanii na rzecz Sprawiedliwości, w kwestiach wyszkolenia, leczenia a także utajniania wyników i rozmiarów tragedii przez członków grupy.
Union Carbide, 10 grudnia 1984, przekazała premierowi Indii 2 miliony dolarów, a ustanowiony przez pracowników fundusz pomocy w lutym 1985 - ponad 5 mln dolarów.
W marcu 1985 Union Carbide rozpoczęła "program katastrofy", badający rozmiary skażenia izocyjanianem metylu. Korporacja oferowała 5 mln dolarów na wsparcie ofiar tragedii, jednak kwota ta została odrzucona przez rząd indyjski. W czerwcu tego samego roku, Union Carbide pokryła koszty szkolenia ekspertów medycznych z Indii w zakresie technik leczenia. Korporacja także oferowała ufundowanie szpitala na kwotę 17 mln dolarów w ciągu 8 lat. Mimo początkowego odrzucenia oferty, szpital został ostatecznie wybudowany w 2001 r. W sierpniu 1987 Union Carbide przekazała dodatkowo 4.6 mln dolarów organizacjom humanitarnym. Korporacja zapewniła także pomoc ofiarom katastrofy poprzez sprzedaż 50,9% udziałów Union Carbide India Limited (w kwietniu 1992) i ustanowiła organizację dobroczynna w celu budowy szpitala w Bhopalu. Sprzedaż została sfinalizowana w listopadzie 1994, a organizacja dysponowała kwotą ponad 100 mln dolarów. Powstały szpital zajmuje się leczeniem chorób serca, płuc oraz oczu. Union Carbide przekazała także 5 mln dolarów na rzecz Indyjskiego Czerwnonego Krzyża.
Skażenie terenu fabryki
Brak politycznego poparcia doprowadził do stagnacji w procesie dekontaminacji skażonego regionu, doprowadzając do pozostawienia setek ton trujących nieużytków, pozostawionych samym sobie. Instytucje ekologiczne ostrzegały przed takim stanem rzeczy, dowodząc, iż doprowadzi to do dekad powolnego trucia pobliskiej ludności oraz licznych chorób układu nerwowego, wątroby oraz nerek. Badania dowodzą, iż przypadki nowotworów oraz innych dolegliwości są częstsze w tej okolicy niż w innych rejonach Indii. Aktywiści domagają się od Dow Chemicals (następcy Union Carbide) dalszego oczyszczania skażonego terenu, a także wywołują naciski na rząd, w celu wymuszenia większych nakładów finansowych na dekontaminację
W roku 2002, w wyniku prowadzonych badań, zidentyfikowano wiele toksyn, takich jak rtęć, ołów, 1,3,5-trichlorobenzen, dicholorometan, chloroform w mleku matek karmiących. Woda studzienna oraz wody gruntowe w pobliskich rejonach (1999) zawierała rtęć w ilościach od 20 tys. do 6 mln przekraczających dopuszczalne poziomy. Liczne ciężkie metale i chloropochodne związki organiczne stwierdzono w glebie. Stwierdzono również mutagenne związki organiczne, oraz związki powodujące wady wrodzone płodów, jak np. trichloroetan, przekraczający 50-krotnie dopuszczalne poziomy. W emisji radiowej BBC, prezentującej wyniki śledztwa w roku 2004, podano, iż strefa jest wciąż skażona w tysiącach ton skażonymi związkami, takimi jak heksachlorobenzen oraz rtęć, znajdujących się w otwartych pojemnikach lub bezpośrednio w gruncie. Niektóre rejony są tak silnie skażone, iż po 10 minutach przebywania bez zabezpieczenia powoduje utratę świadomości. Opady deszczowe powodują roznoszenie związków chemicznych, dalsze skażenie wód gruntowych. Wyniki badań próbek wody przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii na zlecenie BBC, ujawniły skażenie związkami przekraczającymi 500-krotnie obowiązujące normy. Na podstawie badań pobliskiej ludności stwierdzono, iż wzrosła zapadalność populacji na różnorodne choroby.
Krytyka oczyszczania terenu przez Union Carbide oraz Dow Chemicals
Centralny zarząd firmy Union Carbide oświadczył, iż "po incydencie, Union Carbide India Ltd rozpocznie pracę nad oczyszczaniem skażonego terenu, pod kierownictwem lokalnych władz indyjskich", które były następnie kierowane przez nowego posiadacza - Eveready Industries, aż do 1998, kiedy to firma przeniosła się poza zasięg władz stanu Madhya Pradesh. Krytyka oczyszczania skażonych regionów, prowadzona np. przez Międzynarodową Kampanię dla Sprawiedliwości koncentrowała się na "wewnętrzne badania" Union Carbide, stwierdzających fakt "poważnego skażenia", które to dane nie zostały nigdzie opublikowane. Także lokalnym władzom odmówiono wglądu w powyższe raporty. Posiadacz terenów fabryki, Eveready Industries, gwałtownie porzucił oczyszczany teren i przeniósł się w inny region kraju. Problem dekontaminacji pozostaje do dziś nierozwiązany. Władze stanowe Madhya Pradesh oświadczyły, iż "będą ścigać Dow Chemicals i Eveready Industries" w celu kontynuacji oczyszczania terenu.
Międzynarodowa opinia, w momencie sprzedaży Union Carbide India Ltd. przez Union Carbide w 1994 nazwała sprzedaż "ucieczką od sądów, które zagrażały majątkowi Union Carbide z powodu braku odpowiedzialności w wymiarze kryminalnym". Nabywca, Eveready Industries India, Ltd., zakończył 99-letnią dzierżawę terenów, a firma opuściła stan. Obecnie, rząd Madhya Pradesh prowadzą wysiłki w celu dobrowolnego oczyszczania skażonych terenów. Osoby które przeżyły katastrofę pozwały oba koncerny, i obecnie znajdują się blisko rozprawy sądowej.
Żart w 2004 r.
3 grudnia 2004, w dwudziestą rocznicę katastrofy, człowiek przedstawiający się jako przedstawiciel Dow Chemicals - Jude Finisterra udzielił wywiadu stacji BBC. Podał on informację, iż kompania Dow Chemicals zgodziła się pokryć koszta całkowitego oczyszczania skażonego rejonu, a także wypłacić odszkodowania poszkodowanym w wypadku. Natychmiast potem, kurs akcji Dow Chemicals spadł o 4,2% w ciągu 23 minut, powodując straty 2 miliardów dolarów na rynku walutowym. Firma szybko wydała oświadczenie, iż nie zatrudnia nikogo o takim nazwisku, nie udzielono nikomu zezwolenia na wypowiadanie się w imieniu firmy, a cała sprawa jest żartem. Stacja BBC przeprosiła za pomyłkę, a wyemitowane oświadczenie było szeroko komentowane.
Osobą przedstawiającą się jako "Jude Finisterra" okazał się być Andy Bichlbaum, członek aktywistycznej grupy "The Yes Men". W roku 2002 przedstawiciele grupy skontaktowali się telefonicznie z prasą, tłumacząc dlaczego Dow Chemicals nie przyjęło na siebie odpowiedzialności za zaistniałą katastrofę. Grupa ta przygotowała również stronę internetową, DowEthics.com, wyglądającą identycznie jak oryginalna strona firmy Dow Chemicals, jednak zawierającą sprokurowane odczucia firmy co do następstw wypadku. Nieświadoma podstępu BBC skontaktowała się za pomocą poczty internetowej poprzez podstawioną stronę z "przedstawicielami Dow Chemicals" z prośbą o wywiad, co grupa skwapliwie wykorzystała.
Udzielając wywiadu dla "Democracy Now!", Bichlbaum wyjaśnił, iż celem żartu było dokładnie pokazanie, jak Dow Chemicals może pomóc w bieżącej sytuacji skupiając na sobie uwagę mediów w USA, które ignorują następstwa katastrofy po odcięciu się kompanii Dow Chemicals od odpowiedzialności.
Po emisji wywiadu prezentującego wyjaśnienie żartu, Bichlbaum wystąpił w wywiadzie dla angielskiej stacji Channel 4. Podczas wywiadu był wielokrotnie pytany, czy pomyślał o możliwych reakcjach ludzi i ich emocjach podczas przygotowywania swojego żartu. Prowadzący program zwrócił uwagę, iż po usłyszeniu spreparowanej wiadomości, która okazała się żartem "wielu ludzi płakało". Każdorazowo Bichlbaum odpowiadał, iż zmartwienia które wzbudził u ludzi są niczym w porównaniu z odpowiedzialnością Dow Chemicals.
Seveso - Włochy
10 lipca 1976 r. doszło do wybuchu zakładów produkujących 2,4,5-trichlorofenol. W wyniku wybuchu do atmosfery wydostało się od 1 kg do kilku kg toksycznej 2,3,7,8-tetrachlorodibenzodioksyny - TCDD.
W wyniku katastrofy około 1500 ha gęsto zaludnionego obszaru zostało skażone, ewakuowano w sierpniu 1976 roku 730 osób, około 700 mieszkańców zostało poszkodowanych w wyniku zatrucia, wiele zwierząt zginęło, tereny - licznych w tym regionie - przedsiębiorstw zostały skażone (ok. 40 zakładów), wielkie obszary zostały na wiele lat (ok. 10) skażone i wyłączone z gospodarki rolnej. Straty materialne oszacowano na kwotę 72 mln ECU. Pobliskie tereny zostały skażone dioksyną typu TCDD do tego stopnia, że do dnia dzisiejszego nie nadają się do uprawy ani zamieszkania. Zanotowano wówczas 134 przypadki chloracne, 500 osób uznano za poszkodowane, 37 tysięcy osób uległo skażeniu.
Minamata
Katastrofa ekologicznea, która miała miejsce w Japonii nad zatoką Minamata (prefektura Kumamoto) w latach 50. XX wieku. Doszło do tego w wyniku zrzucania przez wytwórnię tworzyw sztucznych należąca do koncernu Chisso Corporation ścieków zawierających związki rtęci. Mimo niskiego stężenia wymienionych związków w wodzie, dochodziło do ich kumulacji w jednym z elementów łańcucha pokarmowego. W mięsie dużych drapieżnych ryb i owocach morza stężenie rtęci było 2000-10 000 razy wyższe niż w wodzie. Ponieważ ryby stanowiły główny składnik diety mieszkańców okolicznych wiosek, doszło u nich do objawów zatrucia. Pierwsze przypadki choroby pojawiły się w kwietniu 1956 roku i wkrótce stwierdzono całą "epidemię" zachorowań na nieznane schorzenie układu nerwowego.
W sumie do roku 2001 oficjalnie rozpoznano 2 265 przypadków (z czego 1784 zmarło). Około 10 000 osób otrzymało odszkodowania od Chisso Corporation.
W 1965 roku w Japonii ujawniono drugi przypadek zatruć rtęcią, który miał miejsce w prefekturze Niigata i który nazwano chorobą Niigata Minamata.
Czarnobyl
Katastrofa w Czarnobylu - największy na świecie wypadek jądrowy mający miejsce 26 kwietnia 1986, do którego doszło w wyniku wybuchu wodoru[1] z reaktora jądrowego bloku nr 4 elektrowni atomowej w Czarnobylu.
Ocenia się, że była to największa katastrofa w historii energetyki jądrowej i jedna z największych katastrof przemysłowych XX wieku. Jest to jednocześnie jedyny incydent w dziejach, który został zakwalifikowany do siódmego, najwyższego stopnia w skali INES.
W wyniku awarii skażeniu promieniotwórczemu uległ obszar od 125 000 do 146 000 km2 terenu na pograniczu Białorusi, Ukrainy i Rosji, a wyemitowana z uszkodzonego reaktora chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się po całej Europie. W efekcie skażenia ewakuowano i przesiedlono ponad 350 000 osób[2].
Położenie elektrowni atomowej w Czarnobylu
Elektrownia atomowa w Czarnobylu leży w pobliżu miasta Prypeć na Ukrainie, 18 km na północny zachód od miejscowości Czarnobyl, 16 km od granicy ukraińsko-białoruskiej i około 110 km od Kijowa. W jej skład wchodzą cztery reaktory typu RBMK-1000, każdy o maksymalnej mocy 1 GW. W momencie katastrofy wspólnie wytwarzały około 10% energii elektrycznej produkowanej na Ukrainie[3].
Budowa elektrowni rozpoczęła się w latach 70. XX wieku. Reaktor nr 1 uruchomiony został w roku 1977, po czym oddano do użytku reaktor nr 2 (1978), nr 3 (1981) i nr 4 (1983). W momencie wypadku trwała budowa kolejnych dwóch reaktorów nr 5 i nr 6, także o mocy 1 GW.
25 kwietnia 1986 personel obsługujący reaktor czwarty w elektrowni jądrowej w Czarnobylu prowadził przygotowania do bardzo niebezpiecznego testu, który miał zostać przeprowadzony następnego dnia.
Eksperyment powinien być przeprowadzony dwa lata wcześniej, przed oddaniem reaktora do eksploatacji. Jednak wówczas jego wykonanie zagrażało przedplanowemu oddaniu reaktora do eksploatacji i odłożono go na później, łamiąc jeden z przepisów eksploatacji reaktorów.
Konieczność przeprowadzenia eksperymentu wynikła ze zmian w projekcie, które nie zostały wcześniej przetestowane.
Część prądu elektrycznego wytwarzanego przez każdy blok energetyczny była zużywana na potrzeby własne tego bloku (zasilanie pomp wody chłodzącej, systemów kontrolnych itp.). Gdyby doszło do konieczności wyłączenia reaktora, energia byłaby zapewniana początkowo przez awaryjne agregaty prądotwórcze, a potem z zewnątrz (inne bloki lub elektrownie). Podczas budowy elektrowni okazało się, że awaryjne agregaty prądotwórcze uzyskują wystarczającą moc dopiero po 60 sekundach od ich włączenia (i wyłączenia reaktora), a turbogenerator po wyłączeniu reaktora dzięki sile rozpędu jest w stanie zapewniać wystarczającą moc zaledwie przez 15 sekund (później napięcie spadało poniżej wartości minimalnej wymaganej przez zasilane systemy). Oznaczało to, że przez 45 sekund systemy kontrolne i bezpieczeństwa reaktora nie byłyby zasilane.
W związku z tym istniały dwie możliwości:
zastosowanie agregatów prądotwórczych o krótszym czasie rozruchu,
przerobienie turbogeneratorów.
Wybrane zostało to drugie rozwiązanie - dołączono dodatkowy stabilizator napięcia, tak że turbogenerator miał dłużej (60 sekund) utrzymywać napięcie na minimalnym poziomie, ale nie sprawdzono wcześniej eksperymentalnie, czy wprowadzone przeróbki istotnie spełniają swoją funkcję. W czasie prób technicznych przed odbiorem wykonano podobny eksperyment, który wykrył problem z agregatami prądotwórczymi. Potem przerobiono turbogeneratory, ale zabrakło czasu (zbliżał się czas oficjalnego oddania reaktora do eksploatacji) na powtórzenie eksperymentu.
Test miał wykazać jak długo w sytuacji awaryjnej, po ustaniu napędzania turbin generatorów parą z reaktora, energia kinetyczna ich ruchu obrotowego produkuje wystarczającą ilość energii elektrycznej dla potrzeb awaryjnego sterowania reaktorem. Czas ten potrzebny jest, by uruchomić system awaryjnego zasilania elektrycznego sterowania reaktorem - mały generator elektryczny napędzany przez silnik spalinowy.
Eksperyment miał polegać na znacznym zmniejszeniu mocy reaktora, następnie na zablokowaniu dopływu pary do turbin generatorów i mierzeniu czasu ich pracy po odcięciu w taki sposób zasilania.
Dla przeprowadzenia eksperymentu potrzebne było symulowanie sytuacji awaryjnej. W ramach przygotowań do testu technicy wyłączyli niektóre z systemów kontroli pracy reaktora, m.in. system automatycznego wyłączania reaktora w razie awarii. Wyłączenie tego systemu nie było konieczne dla sprawnego przeprowadzenia testu, ale zdecydowano się na to, aby w razie trudności z eksperymentem móc go powtórzyć.
Reaktory pracujące w czarnobylskiej elektrowni to reaktory typu RBMK-1000, które z powodu dodatniej reaktywności dla pary są niestabilne przy małej mocy. Każdy symulowany wzrost ilości wytwarzanej pary może spowodować zwiększanie ilości wytwarzanej przez reaktor energii. Wzrost energii powoduje wzrost wytwarzania pary, co w konsekwencji powoduje dalszy wzrost ilości wytwarzanej przez reaktor energii. Powoduje to niekontrolowany wzrost mocy reaktora.
Wynikało to z konstrukcji tych reaktorów. Mianowicie w typowym reaktorze wodno-ciśnieniowym woda pełni nie tylko funkcję chłodziwa, ale i moderatora (substancji zmniejszającej prędkość neutronów powstałych po rozpadzie jąder paliwa; konieczność stosowania moderatora wynika z tego, że neutrony o niezmniejszonej prędkości rzadziej rozszczepiają następne jądra uranu). W takim reaktorze przyspieszenie reakcji łańcuchowej wywołuje wzrost temperatury, który powoduje wytworzenie większej ilości pary wodnej, która jest o wiele słabszym moderatorem od wody, co powoduje spadek liczby spowolnionych neutronów i tym samym zmniejsza się liczba rozszczepianych jąder uranu, czyli reakcja jądrowa słabnie. Natomiast w reaktorze RBMK-1000 moderatorem był grafit, a woda tylko chłodziwem. W tym reaktorze przyspieszenie reakcji łańcuchowej powodowało powstanie większej liczby wolnych neutronów, które były dalej w takim samym stopniu spowalniane przez grafit - neutrony te rozszczepiały więcej jąder uranu i tym samym reakcja jądrowa ulegała dalszemu przyspieszeniu.
Inną wadą reaktorów RBMK-1000 była konstrukcja prętów kontrolnych (prętów zawierających absorbujący neutrony węglik boru), które miały oba końce wykonane z grafitu, aby lepiej (mniejsze tarcie) przechodziły przez kanały w jądrze reaktora. Grafitowa końcówka wymagała stosunkowo powolnego ich opuszczania (do 20 sekund dla całej drogi), a ponadto w początkowej fazie dodatkowa ilość grafitu zawarta w prętach spowalniała jeszcze więcej neutronów, co przyspieszało reakcję łańcuchową.
Personel elektrowni nie był wystarczająco poinformowany o tych wadach reaktora i ich skutkach.
Reaktor miał zostać odłączony od sieci 25 kwietnia 1986 r. Dzienna zmiana pracowników została uprzedzona o planowanym doświadczeniu i zapoznała się z odpowiednimi procedurami. Nad przebiegiem eksperymentu i działaniem nowego systemu regulacji napięcia czuwać miała specjalnie powołana grupa specjalistów w dziedzinie elektryczności pod nadzorem Anatolija Diatłowa (zastępcy naczelnego inżyniera elektrowni i jedynego atomisty w jej kierownictwie)[4].
Zgodnie z planem eksperymentu od rana moc reaktora była stopniowo obniżana aż do poziomu 50%. Wtedy jedna z okolicznych elektrowni nieoczekiwanie przerwała produkcję energii. Aby zapobiec niedoborom elektryczności, dyspozytornia mocy w Kijowie zażądała opóźnienia wyłączenia reaktora do wieczora, kompensując popołudniowy wzrost zapotrzebowania na elektryczność.
O godzinie 23.04 z dyspozytorni nadeszła zgoda na wyłączenie reaktora. To opóźnienie było katastrofalne w skutkach. Dzienna zmiana, zaznajomiona z procedurami, dawno już zakończyła pracę. Zmiana popołudniowa szykowała się do odejścia, a nocna, która rozpoczynała pracę o godzinie 0.00, miała przejąć kontrolę reaktora już w trakcie eksperymentu. Zespół ekspertów również odczuwał zmęczenie bezczynnym oczekiwaniem od rana.
Według pierwotnego planu, eksperyment miał być przeprowadzony za dnia, a zadaniem nocnej zmiany byłoby jedynie czuwanie nad systemem chłodzenia wyłączonego już reaktora. Dlatego też pracownicy, którzy rozpoczęli pracę o północy, nie byli przygotowani na napotkane warunki, a przekazane im opisy procedur pełne były ręcznych poprawek i skreśleń. Szefem zmiany nocnej był Aleksander Akimow, a operatorem odpowiedzialnym za obsługę reaktora - Leonid Toptunow, młody inżynier z niewielkim stażem pracy (ok. 3 miesięcy)[5].
Początkowo rozpoczęto redukcję mocy cieplnej reaktora z nominalnej 3,2 GW do założonej 0,7-1,0 GW.[6] Jednakże niedoświadczony operator, Leonid Toptunow, za bardzo zredukował tę moc, która spadła do 10 MW. W tej sytuacji doszło do nadmiernego wydzielania się ksenonu-135, który silnie pochłania neutrony ("zatrucie ksenonowe"), ale reaktor nie posiadał odpowiednich przyrządów kontrolnych, które pozwoliłyby to wykryć[7]. W przypadku zatrucia ksenonowego należy wyłączyć reaktor i poczekać około 24 h do ponownego uruchomienia (ksenon-135 jest izotopem krótko żyjącym).
Przy tak małej produkcji mocy przeprowadzenie eksperymentu było niemożliwe. Operatorzy, nieświadomi zatrucia ksenonowego, prawdopodobnie sądzili że spadek mocy spowodowany był usterką jednego z automatycznych regulatorów. Obsługa reaktora zaczęła usuwać kolejne pręty kontrolne, aby zwiększyć moc cieplną reaktora, aż do momentu gdy konieczne było wyłączenie automatycznych mechanizmów i ręczne przesunięcie prętów do pozycji znacznie przekraczającej przyjęte normy[8].
Reaktor powoli zwiększył moc do 200 MW, czyli poziomu trzykrotnie niższego niż wymagany do eksperymentu. Mimo tego, nie przerwano go - na jego kontynuację nalegał Diatłow, który lekceważył zastrzeżenia operatorów (którzy nie dorównywali mu ani pozycją ani doświadczeniem zawodowym). Zgodnie z planem, 26 kwietnia o godzinie 1.05 zwiększono obieg wody chłodzącej. Przepływ chłodziwa przekroczył górny limit o godzinie 1.16. Zwiększone chłodzenie obniżyło temperaturę rdzenia reaktora, a co za tym idzie - ilość pary wodnej. Woda w stanie ciekłym pochłania więcej neutronów niż para, w efekcie czego moc reaktora ponownie spadła. Zrekompensowano to jeszcze dalszym wysunięciem prętów kontrolnych.
W wyniku tych działań reaktor został doprowadzony do skrajnie niestabilnego stanu i pozbawiony zupełnie kontroli za pomocą służących do tego prętów. Jedynym czynnikiem hamującym pracę reaktora był wysoki poziom ksenonu w paliwie jądrowym. W tej sytuacji automatyczny system bezpieczeństwa powinien całkowicie wygasić reaktor, jednakże operatorzy zadecydowali o wyłączeniu tego zabezpieczenia[9].
O godzinie 01:23:04 rozpoczął się niedopracowany eksperyment. Załoga nie zdawała sobie sprawy z niestabilności reaktora i wyłączyła przepływ pary do turbin. Ponieważ zwalniająca turbina napędzała pompy, przepływ wody chłodzącej zaczął maleć, a wzrosła produkcja pary. Dodatnia reaktywność dla pary, jedna z charakterystycznych cech reaktorów typu RBMK, spowodowała wzrost promieniowania, a co za tym idzie - temperatury. To jeszcze bardziej zwiększyło parowanie wody. Szybko przekroczony został poziom promieniowania, który mógł być zahamowany przez wydzielony ksenon. Wzrost mocy i temperatury reaktora nastąpił lawinowo.
O 01:23:40 Aleksander Akimow, kierownik zmiany bloku, próbował uruchomić procedurę AZ-5(SCRAM), która natychmiastowo wygasza reaktor poprzez całkowite wsunięcie prętów kontrolnych, także tych wyjętych wcześniej ręcznie. Do dziś niejasne jest, czy było to działanie mające zapobiec katastrofie czy po prostu sposób na zrealizowanie planowego wyłączenia reaktora. Uruchomienie AZ-5 mogło być odpowiedzią na nagły wzrost mocy, jednakże Diatłow pisze:
"Przed godziną 01:23:40 centralny system kontrolny (...) nie zarejestrował żadnych zmian parametrów, które usprawiedliwiałyby AZ-5. Komisja (...) zebrała i przeanalizowała dużą ilość materiału i, jak oświadczyła w raporcie, nie ustaliła przyczyny rozpoczęcia AZ-5. Nie ma też powodu by szukać przyczyny. Reaktor po prostu miał być wyłączony na zakończenie eksperymentu."[10]
Mechanizm wprowadzający pręty kontrolne do rdzenia, nie zadziałał. Powolne tempo wsuwania prętów (0,4 m/s, około 18-20 sekund na przebycie całej długości) było jedną z przyczyn. Jeszcze gorsze skutki wywołała wadliwa konstrukcja prętów. Ich końcówki wykonane były z grafitu. Podczas wsuwania wypychały chłodziwo, a same - będąc moderatorem - wbrew zamierzeniu przyspieszały reakcję łańcuchową. W efekcie tego AZ-5, zamiast wygasić reaktor, spowodował nagły wzrost mocy. Późniejsze badania symulacyjne wykazały, że w tej sytuacji należało poprzestać na samym wznowieniu przepływu wody, a dopiero po ochłodzeniu reaktora, wyłączyć go (wypowiedzi Diatłowa wskazują, że się tego domyślał i dlatego nie chciał włączyć AZ-5; jednakże po pierwsze Akimow postąpił zgodnie z obowiązującymi procedurami, a po drugie Diatłow nie miał w zwyczaju objaśniać motywów swoich działań, a tylko oczekiwał od podwładnych ślepego posłuszeństwa). Przegrzanie rdzenia sprawiło, że kanały paliwowe popękały, blokując pręty kontrolne. W ciągu trzech sekund moc reaktora wzrosła do 530 MW.[11] O godzinie 01:23:47, w siedem sekund po rozpoczęciu AZ-5, moc cieplna osiągnęła 30 GW, dziesięciokrotnie przekraczając normalny poziom. Gwałtowny wzrost ciśnienia zniszczył kanały paliwowe i rozerwał rury z wodą chłodzącą. Paliwo zaczęło się topić i wpadać do zalegającej na dnie wody[12].
O godzinie 01:24, 20 sekund po rozpoczęciu AZ-5, wzrost ciśnienia znajdującej się w reaktorze pary wodnej doprowadził do pierwszej eksplozji pary, która wysadziła ważącą blisko 2000 ton osłonę biologiczną (antyradiacyjną) pokrywającą reaktor. Kompletnie zniszczony rdzeń reaktora wszedł w kontakt z chłodziwem, co spowodowało reakcję cyrkonowych wyściółek kanałów paliwowych z wodą, która zaczęła rozkładać się z wydzielaniem wodoru, a po zniszczeniu cyrkonowych osłon bezpośrednio zetknęła się z rozżarzonym grafitem o temperaturze 3000°C i doszło do jej termolizy z wydzielaniem mieszaniny piorunującej (wodór i tlen w stosunku 2:1).
Następnie doszło do drugiej, nieco większej eksplozji wodoru i tlenu, która zniszczyła budynek czwartego reaktora.
Eksplozja ta pozwoliła na wniknięcie powietrza do wnętrza reaktora. Spowodowało to zapłon kilku ton grafitowych bloków izolujących reaktor, które płonąc przez 9 dni uwolniły do atmosfery najwięcej izotopów promieniotwórczych. Większość z 211 prętów kontrolujących pracę rdzenia reaktora stopiła się.
Do atmosfery dostał się radioaktywny pył. Radioaktywne cząstki wyrzucone do atmosfery wybuchem, jak i te emitowane nadal w wyniku trwającego pożaru grafitu, tworzyły pióropusz radioaktywnych drobin o wysokości 1030 m, który następnie przemieścił się w stronę miasta Prypeć. Wiatr utrzymywał jednak chmurę radioaktywnych cząstek z dala od miasta.
Poziom promieniowania w najbardziej dotkniętych katastrofą częściach budynku reaktora ocenia się na 5,6 rentgena na sekundę (R/s) (0,056 greja na sekundę (Gy/s)), czyli 23 kR/h (200 Gy/h). Dawka śmiertelna to około 500 rentgenów w czasie 5 godzin, co oznacza że w niektórych miejscach niezabezpieczeni w żaden sposób pracownicy przyjęli śmiertelną ilość promieniowania w ciągu kilku minut. Dozymetr zdolny do pomiaru promieniowania na poziomie 1000 R/s (10 Gy/s) był niedostępny z uwagi na zniszczenia, a drugi egzemplarz okazał się wadliwy. Pozostałe dozymetry działały w zakresie do 0,001 R/s (0,00001 Gy/s), przez co nieprzerwanie podawały odczyt "poza skalą". W wyniku tego obsada reaktora nie była świadoma jak wielką dawkę promieniowania przyjmuje[13].
Wkrótce po wybuchu na miejsce przybyła straż pożarna. Pierwsza stawiła się brygada pod komendą porucznika Władimira Prawika, który zmarł 9 maja 1986 w wyniku choroby popromiennej. Strażacy nie zostali poinformowani o niebezpieczeństwie kontaktu z radioaktywnym dymem i odpadami, a możliwe jest też, że w ogóle nie zdawali sobie sprawy, że wypadek to coś więcej niż zwykły pożar instalacji elektrycznych. "Nie wiedzieliśmy, że to reaktor. Nikt nam tego nie powiedział."[14]
Grigorij Khmel, kierowca jednego z wozów pożarniczych, relacjonuje później:
Przyjechaliśmy za 10 czy 15 druga w nocy... Widzieliśmy porozrzucany wokoło grafit. "Co to jest grafit?" - zapytał Misza. Kopnąłem leżący na drodze kawałek, ale jeden ze strażaków podniósł go. "Jest gorący" - powiedział. Kawałki grafitu były różnych rozmiarów. Jedne wielkie, inne tak małe, że dało się je podnieść...
O promieniowaniu nie wiedzieliśmy prawie nic. Nawet ci, co pracowali tu wcześniej, nie mieli pojęcia. W pojazdach nie było wody, więc Misza napełnił zbiorniki i wycelowaliśmy strumień w górę. Potem ci chłopcy, którzy niedługo potem umarli, poszli na dach - Waszczyk Kolia, Wołodia Prawik i inni... Wspięli się po drabinie... i nie widziałem ich więcej[15].
Ugaszenie płonącego grafitu było bardzo trudne. Potrzeba było do tego kilku tysięcy ton piasku, boru, dolomitu, gliny i ołowiu zrzucanych ze śmigłowców (głównie Mi-8). Zrzucane materiały pod wpływem żaru z reaktora stapiały się razem, tworząc zwartą masę. Jak się później okazało ołów, zastosowany w gaszeniu reaktora, pod postacią par wyrządził ogromne szkody osobom gaszącym reaktor.
Kiedy zakończono zrzucanie ładunków, nastąpił poważny kryzys. Reaktor był tak zbudowany, że pod jego podstawą, grubą na metr warstwą betonu, znajdowały się zbiorniki rozbryzgowe na wodę z ewentualnych wycieków. Gdyby lawa przedostała się do tych zbiorników, mógł nastąpić kolejny wybuch, powodując jeszcze większe skażenie. Ponieważ prawdopodobieństwo takiego zdarzenia szacowano na 10-15%, przedsięwzięto akcję zapobiegawczą. Ściągnięto setki wozów strażackich i beczkowozów do wypompowania wody, lecz mimo tej akcji w zbiorniku wciąż pozostawało kilka hektolitrów wody. Trójka inżynierów zgłosiła się na ochotnika i dotarła do zbiornika, by otworzyć dwa zawory główne.
Po otwarciu zaworów przystąpiono do instalowania pod reaktorem agregatów chłodzących. Ponieważ w trakcie prac temperatura reaktora spadła (głównie w wyniku zasypywania go ołowiem), zamiast tego postanowiono wybudować w tym miejscu "poduszkę betonową", aby w razie przepalenia się reaktora do wnętrza nie doszło do stopienia fundamentów i silnego skażenia terenu. Ponieważ grunt był miękki (Prypeć i Czarnobyl leżą w pobliżu mokradeł), użyto techniki stosowanej w podobnych sytuacjach do budowy metra - w ukośne odwierty wlewano ciekły azot (-196°C) i doprowadzono do zamrożenia gruntu. Koparki i inne maszyny przebijały się później przez twardą ziemię, aż powstał 150-metrowy tunel i założono poduszki.
Po 10 dniach płyta betonowa przepaliła się i radioaktywne szczątki reaktora runęły do zbiornika, gdzie pozostają do dziś. Ich wydobycie jest obecnie niemożliwe.
Odznaka i medal nadawane uczestnikom akcji likwidacji katastrofy w Czarnobylu
Kontrowersje budzi szacowana liczba ofiar. Najnowszy raport Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) stwierdza, że 134 pracowników elektrowni jądrowej i członków ekip ratowniczych było narażonych na działanie bardzo wysokich dawek promieniowania jonizującego, po których rozwinęła się ostra choroba popromienna. 28 z nich zmarło w wyniku napromieniowania, a 2 od poparzeń. Wielu ludzi biorących udział w akcji zabezpieczenia reaktora zginęło podczas towarzyszących akcji wypadków budowlanych. Najbardziej spektakularnym wypadkiem była uchwycona na filmie katastrofa helikoptera, którego łopatki wirnika zawadziły o liny dźwigu; cała załoga helikoptera zginęła.
Po katastrofie wyznaczono zamkniętą strefę buforową mierzącą 2,5 tysiąca km² i wysiedlono z niej wszystkich mieszkańców (choć jak wynika z aktualnych badań silnie skażony obszar w okolicach elektrowni ma powierzchnię 0,5 km²). W promieniu 10 km od elektrowni utworzono strefę "szczególnego zagrożenia", a w promieniu 30 km strefę "o najwyższym stopniu skażenia". Zlikwidowano 20 pobliskich kołchozów i wyłączono z uprawy rolnej 100 000 hektarów ziemi rolniczej. Ewakuowano także całą ludność miasta Prypeć, liczącą wówczas 50 000 mieszkańców. Najbardziej skutki katastrofy dotknęły terytorium Ukrainy, gdzie skażeniu uległo 9% obszaru tego kraju[1].
Za wywołanie paniki w dużej mierze odpowiedzialne są ówczesne zachodnie dzienniki, które podawały niesprawdzone informacje (m. in. na skutek cenzury informacji w ZSRR) za przykład może służyć notatka BBC: "Katastrofa jądrowa w Czarnobylu, tysiące ludzi jest chowanych w przydrożnych rowach"
Forum Czarnobyla 2003-2005, w skład którego wchodziły Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA), Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP), inne ciała Organizacji Narodów Zjednoczonych i rządy Ukrainy, Białorusi i Rosji, udostępniło szczegółowy raport dotyczący skutków katastrofy reaktora[16].
Według opublikowanych danych, spośród 134 pracowników likwidujących awarię, u których wystąpiła ostra choroba popromienna, 28 osób zmarło z jej powodu w 1986, a 19 kolejnych w latach 1987-2004 (niektóre z tych śmierci nie miały związku z napromieniowaniem). W trakcie akcji ratowniczej 2 osoby zginęły z powodów wypadków niezwiązanych z promieniowaniem, a jedna osoba zmarła z powodu zakrzepicy.
Według niektórych badań w wyniku katastrofy ok. 600 000 osób na świecie narażonych zostało na podwyższoną dawkę promieniowania rzędu 1 mSv. Jest to równoważnik dwóch zdjęć rentgenowskich. Warto dodać, iż przeciętny mieszkaniec Polski otrzymuje rocznie dawkę około 3-4 mSv od źródeł naturalnych, jak promieniowanie kosmiczne czy naturalne pierwiastki promieniotwórcze w glebie. Z kolei występują na Ziemi takie miejsca, gdzie tło naturalne osiąga wartość powyżej 100 mSv (np. Ramsar w Iranie, czy Guarapari w Brazylii) i nie obserwuje się jakichkolwiek negatywnych skutków zdrowotnych wśród dziesiątek tysięcy ludzi mieszkających tam od pokoleń.
Liczbę śmiertelnych nowotworów, które rozwinęły się i mogą rozwinąć się w przyszłości w grupie silnie napromieniowanej po awarii w Czarnobylu oszacowano na ok. 4 000. Wśród mieszkańców skażonych terenów wzrost ryzyka zachorowań na nowotwory inne niż tarczycy nie jest obserwowany (ze względu na długi okres rozwoju takich chorób nie można jednak wykluczyć wzrostu zachorowań w przyszłości szacowanych na <1% wzrostu śmiertelności z powodu raka). W raporcie wskazano liczbę ponad 4000 zdiagnozowanych nowotworów tarczycy, które w większości można przypisać wchłonięciu jodu-131, głównie u dzieci. Z tej przyczyny do roku 2002 zmarło 15 osób. Oczekuje się dalszego wzrostu zachorowań na raka tarczycy.
Nie stwierdzono wzrostu nieprawidłowych urodzeń ani efektów dziedzicznych u osób z terenów napromieniowanych, natomiast wiele osób poszkodowanych ma problemy psychologiczne związane z wypadkiem i przesiedleniem (np. depresje, alkoholizm, trauma, choroby psychiczne, radiofobia podsycana przez media etc.). Dodatkowo nie obserwuje się jakichkolwiek anomalii wśród dzieci, których matki w czasie ciąży (bądź wcześniej) narażone były na opad czarnobylski.
Europejski Komitet do spraw Ryzyka Radiacyjnego, sponsorowany przez Europejską Partię Zielonych, uważa, że WHO i inne organizacje międzynarodowe, ignorowały lub nawet celowo zaniżały dane o ofiarach dla ochrony interesów lobby atomowego. Jednak na poparcie swych tez Komitet wysunął nie do końca wiarygodne dowody.[potrzebne źródło]
Raport Lekarzy Przeciw Wojnie Nuklearnej szacuje liczbę wypadków raka tarczycy powstałych z powodu wybuchu na 10 000 i sądzi, że istnieje możliwość kolejnych 50 000 przypadków, do tego doszło do 10 000 deformacji płodów i śmierci 5000 niemowląt. Jednak do tej pory nie zaobserwowano jakichkolwiek negatywnych skutków wśród dzieci urodzonych po awarii. Związek Czarnobyla, organizacja zrzeszająca likwidatorów elektrowni podaje, że 10% z 600 000 osób pracujących przy tym procesie już nie żyje (20 lat po tragedii), a kolejnych 165 000 jest niepełnosprawnych. Z kolei prof. Wade Allison z Uniwersytetu Oksfordzkiego oszacował ilość śmierci nowotworowych z powodu Czarnobyla na 81. Współcześnie status osoby poszkodowanej w wyniku katastrofy w Czernobylu posiada 1 milion dzieci i 2 miliony dorosłych[1].
28 kwietnia, dwa dni po katastrofie, o godz. 7 rano stacja monitoringu radiacyjnego w Mikołajkach zarejestrowała aktywność izotopów promieniotwórczych w powietrzu ponad pół miliona razy większą, niż normalnie. O 9 informację przekazano do Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej (CLOR) w Warszawie, które o godz. 10 ogłosiło alarm. Początkowo polscy naukowcy przypuszczali, że gdzieś nastąpiła eksplozja atomowa. Jednak analiza promieniotwórczych zanieczyszczeń jednoznacznie wskazywała, że ich źródłem może być tylko wybuch reaktora atomowego. Dopiero o godz. 18 specjaliści dowiedzieli się z radia BBC, że chodzi o Czarnobyl. Wskazuje to na silną blokadę informacji, jaką wprowadziły sowieckie władze.
W nocy z 28/29 kwietnia CLOR przedstawił władzom propozycje ochrony ludności, której istotnym punktem było podanie dużej dawki jodu w celu zablokowania wchłaniania radioaktywnego izotopu jodu 131I, kumulującego się w tarczycy i mogącego doprowadzić do rozwoju nowotworu tego narządu. Wobec niedostępności tabletek jodowych, podjęto niekonwencjonalną decyzję o wykorzystaniu w tym celu płynu Lugola, czyli wodnego roztworu jodku potasu i pierwiastkowego jodu. W dniu 29 kwietnia po całonocnych obradach członkowie Biura Politycznego KC PZPR i rządu powołali Komisję Rządową, która o godz. 11 podjęła decyzję o podaniu płynu Lugola dzieciom i młodzieży w 11 województwach północno-wschodnich, nad którymi przeszła radioaktywna chmura. Akcja rozpoczęła się tego samego dnia wieczorem; w ciągu 24 h jod podano ok. 75% populacji dzieci w tym rejonie. W dniu 29 kwietnia akcję rozszerzono na cały kraj. W ciągu kilkudziesięciu godzin stabilny jod podano 18,5 mln osób, w znacznej większości dzieciom do 17. roku życia. Postanowiono wstrzymać wypas bydła na łąkach i zalecono podawanie dzieciom mleka w proszku.
Był to jeden z pierwszych w PRL przypadków, kiedy władze polskie mimo początkowych oficjalnych zaprzeczeń strony radzieckiej podjęły działania wbrew ich zaleceniom, ale w interesie własnych obywateli. Ewenementem było opublikowanie przez gazety komunikatu Komisji Rządowej wraz z tabelą skażeń. Jednak i wcześniej i później prowadzono celową politykę dezinformacyjną, sugerującą niewielką skalę skażenia. Nie zamknięto szkół, a władze zachęcały do pierwszomajowych pochodów. Po początkowo dobrej współpracy CLOR i władz, badania skażenia prowadzone przez CLOR napotykały na trudności, a z końcem maja CLOR otrzymało zakaz monitorowania ilości jodu-131 w tarczycy u dzieci[17].
Faktycznie 1 maja opad promieniotwórczy nie był już groźny dla zdrowia. Nie zarejestrowano wzrostu zachorowań na raka brodawkowatego tarczycy, typową formę raka popromiennego.
Prof. Zbigniew Jaworowski po 22 latach od katastrofy wyraża pogląd, iż skutki genetyczne katastrofy w Czarnobylu wśród mieszkańców Ukrainy i Białorusi były w rzeczywistości znacznie mniejsze, niż się powszechnie sądzi. Twierdzi także, że podawanie w Polsce płynu Lugola, które sam zainicjował w kwietniu 1986, było w rzeczywistości zbędne, ponieważ skażenie atmosfery nad Polską radioaktywnym jodem było znacznie poniżej progu zagrożenia.
Z drugiej strony potwierdza, że wobec całkowitego braku rzetelnych informacji ze strony oficjalnych służb ZSRR akcja ówczesna była całkowicie uzasadniona, tym bardziej że nawet wobec braku skażenia terapia zapobiegawcza tym specyfikiem nie wywołuje negatywnych skutków ubocznych.
Tymczasem jeszcze w 1990, na fali strachu przed powtórzeniem Czarnobyla w Polsce, po protestach ekologów i mieszkańców okolicy budowanej na Pomorzu elektrowni jądrowej w Żarnowcu najpierw zawieszono, a następnie definitywnie wstrzymano jej budowę, co według znacznej części naukowców jest dużo większą stratą niż 2 miliardy złotych zmarnowane na rozpoczęcie prac budowlanych.
Mapa radiacji z 1996
Po katastrofie wokół elektrowni utworzono kilkanaście całkowicie lub częściowo zamkniętych stref (patrz mapa z prawej). Łącznie strefy zamkniętego dostępu dla ludzi objęły obszar ponad 4769 km²[18]. Z powodu dużych ilości pozostawionego przez ewakuowanych w pośpiechu ludzi pokarmu nastąpił szybki wzrost liczby gryzoni zamieszkujących zamknięty obszar. Pojawiły się nawet głosy postulujące ich wytrucie, jednak natura sama ustabilizowała sytuację. Do zamkniętych stref zaczęło przybywać coraz więcej drapieżników i kolejnych zwierząt łańcucha troficznego.
Zbyt mała liczba prowadzonych badań nie pozwala jednoznacznie ocenić wpływu katastrofy na okoliczną przyrodę[19]. Wg niektórych obserwatorów, liczebność zwierząt zwyczajowo zamieszkujących te tereny, takich jak wilk szary, dzik, sarna, jeleń szlachetny, łoś i bóbr zwiększyła się kilkunastokrotnie. Wokół Czarnobyla rozwija się także wiele gatunków zwierząt, które wyginęły na tych terenach dziesiątki lat wcześniej lub nie występowały w ogóle[20], jak niezwykle rzadki koń Przewalskiego[21], żubr, ryś lub niedźwiedź brunatny, niewidziany na tych terenach od kilkuset lat. Do strefy ochronnej powróciło wiele gatunków rzadkich ptaków, jak czarny bocian czy orzeł bielik, oraz znaczna liczba łabędzi i sów. Według Roberta Bakera, biologa z Texas Tech University badającego przyrodę w okolicach Czarnobyla, zarówno wśród fauny jak i flory nie obserwuje się żadnych negatywnych skutków oddziaływania skażenia radioaktywnego, a korzyści wynikające z wysiedlenia ludzi znacząco przewyższyły hipotetyczne straty dla ekosystemu wynikające z samej katastrofy. Tylko dzięki temu możliwe było powstanie tego nieoficjalnego, choć największego rezerwatu w Europie[19].
Według badań innych biologów (np. Andersa Pape Møllera z Université Pierre et Marie Curie i Timothy'ego Mousseau z University of South Carolina) zajmujących się tą tematyką, zarówno liczba gatunków, jak i ich populacje znacząco spadają wraz ze wzrostem skażenia terenu, jednak metodologia tych badań jest krytykowana, a Møller jest uważany za niewiarygodnego, ponieważ był już w przeszłości oskarżany o fałszowanie wyników badań naukowych[19].
|
W 1991 w bloku nr 2 elektrowni w Czarnobylu wybuchł pożar. Mimo iż awaria była niegroźna, rząd niepodległej już Ukrainy wydał decyzję o natychmiastowym zamknięciu reaktora nr 2, a do 1993 wszystkich pozostałych. Z uwagi na ogromne koszty i brak możliwości zrównoważenia bilansu energetycznego Ukrainy, dopiero w 1997 wyłączono reaktor nr 1, a w grudniu 2000 zamknięto ostatni pracujący reaktor nr 3, tym samym elektrownia ostatecznie przestała funkcjonować.
Problemem pozostaje wysoki koszt usunięcia szkód po katastrofie. W 1995 grupa G8, zobowiązała się przeznaczyć na likwidację elektrowni i szkód do 2,3 mld USD (w tym 498 mln jako pomoc bezzwrotna). Z kolei Unia Europejska zadeklarowała pod koniec lat 90. pomoc w wysokości ok. 430 mln euro - w tym środki na budowę 2 kolejnych elektrowni atomowych, mających rozwiązać problemy energetyczne Ukrainy związane z zamknięciem elektrowni czarnobylskiej.
Wysychanie Morza Aralskiego
Morze Aralskie jest słonym jeziorem położonym na obszarze Niziny Turańskiej. Administracyjnie należy do dwóch państw: Kazachstanu i Uzbekistanu. Morze Aralskie ma obecnie ok. 30 tys. km2, a więc o wiele mniej niż na początku lat 60-tych, kiedy to zajmowało 69 tys. km2. Pozostałe jego wymiary to 428 km długości, 235 km szerokości i 16-68 m głębokości. Jest ono położone na 33 m n.p.m. w strefie klimatów pustynnych. Na powierzchni jeziora znajduje się wiele wysp. Do głównych portów nad nim należą Aralsk i Mujnak.Katastrofa ekologiczna nad Jeziorem Aralskim jest już powszechnie znanym faktem, chociaż przez długi czas udawano, że problem ten nie istnieje.
Kłopoty zaczęły się z początkiem lat 60-tych, kiedy władza radziecka postanowiła zamienić pustynie w środkowej Azji na pola uprawne bawełny. Potrzebne do tego były systemy nawadniające, które czerpały wodę rzek Syr Daria i Amu Daria. Rzeki te, będące głównymi źródłami zasilania Jeziora Aralskiego, przestały odprowadzać do niego swoje wody, co pociągnęło za sobą katastrofalne skutki. Wraz ze wzrostem zapotrzebowania na wodę zasilanie jeziora przez owe rzeki stopniowo malało i obecnie dopływ wód z nich stanowi zaledwie 1/7 z początkowych 60 km3. Stan ten występuje jednak tylko podczas bardzo intensywnych opadów, które występują tutaj niezwykle rzadko. Obecnie jezioro zasilane jest głównie wodą opadową, co jest w tych warunkach klimatycznych niewystarczające. Wartość zasolenia w jeziorze zmienia się od 10 do 14 ‰. W ostatnich 30-tu latach, głównie wskutek braku dopływu słodkich wód z wyżej wymienionych rzek, stężenie soli w zbiorniku podwoiło się, co okazało się zabójcze dla żyjących w nim ryb. Obszary najmocniej nawadniane znajdują się w delcie Amu Darii, położonej na południe od zbiornika. Całkowita powierzchnia obszaru podlegającego nawadnianiu wynosi ok. 28 tys. km2 . Oprócz bawełny uprawiany jest tam również ryż. Zmniejszanie się powierzchni wód i systematycznie wzrastające ich zasolenie bardzo negatywnie wpływa na tutejsze środowisko przyrodnicze. Zasolenie pól powoduje spadek ich wydajności a tym samym wzrost ilości stosowanych nawozów sztucznych. Wzdłuż dawnej linii brzegu osadza się sól powstała wskutek odparowywania wody z jeziora. Zagrożenie dla położonych na pustyni oaz stanowi słony pył nawiewany od strony jeziora, który przy silnych wiatrach może być roznoszony nawet w promieniu 500 km. Składa się on między innymi z silnie trujących związków chemicznych, które wraz z wodami odprowadzanymi z pół, dostają się do zbiornika. Pochodzą one głównie ze sztucznych nawozów i herbicydów, które są stosowane tam w olbrzymich ilościach. Na obszarze tym nastąpiły również znaczne zmiany klimatyczne przejawiające się np. bardziej ekstremalnymi temperaturami lata i zimy, co świadczy o wzroście kontynentalizmu. Skróceniu uległ również okres wegetacji na tym obszarze. Erozja gleby na polach uprawnych przyczynia się do zwiększenia ilości burz piaskowych i pyłowych. Delta Amu Darii była w przeszłości środowiskiem życia licznych gatunków roślin i zwierząt, które obecnie zniknęły z tego obszaru.
Opuszczony port nad Jeziorem Aralskim
Na obszarze zagrożenia mieszka 3,3 mln ludzi. Sól jest niebezpieczna dla organizmu człowieka, gdyż jest m.in. przyczyną padaczki, tyfusu, zapalenia żołądka, anemii, raka i chorób związanych z układem oddechowym takich jak astma i bronchit. Innym, niebezpiecznym jej skutkiem jest wzrost śmiertelności wśród niemowląt oraz rodzenie się dużej ilości tzw. gigantycznych dzieci, które ważą znacznie ponad przeciętną normę, bo ok. 4,5 kilograma. Badania wykazały również toksyczność mleka matek mieszkających na obszarach objętych katastrofą. Takie przypadki odnotowano głównie na południu, w mieście Nukus. Zanikanie prężnie działających kiedyś portów nad brzegiem jeziora, opartych głównie na przemyśle rybnym, skutkuje utratą pracy przez ich mieszkańców a w dalszym etapie ich depopulacją, prowadzącą do powstania tzw. miast-widm. Część z nich, aby nie podzielić takiego losu, radzi sobie w inny sposób jak np. zakład w Mujnak, który nadal produkuje konserwy rybne, jednakże surowiec pochodzi z oceanu i jest transportowany tutaj przez Murmańsk. Niektóre z tych byłych portów znajdują się już w odległości 100 km od brzegu morza.
Desykacja, czyli wysuszanie się Jeziora Aralskiego postępuje nadal bardzo intensywnie. W latach 60-tych, przed rozpoczęciem uprawy obszarów położonych nad zbiornikiem, Morze Aralskie było czwartym pod względem wielkości jeziorem świata. Obecnie, w związku z postępującą katastrofą ekologiczną, przesunęło się na 8 miejsce. Analizując zdjęcia satelitarne ocenia się, że w 2000 roku powierzchnia Jeziora Aralskiego zmniejszy o 2/3 w stosunku do pierwotnych rozmiarów. Problem związany z Morzem Aralskim był od samego początku lekceważony przez władze radzieckie. Zainteresowano się jedynie koniecznością zlikwidowania wielu rządowych ośrodków wczasowych nad tym jeziorem, gdyż były one coraz dalej położone od brzegu. Dzisiaj problem Jeziora Aralskiego jest już powszechnie znany na świecie i uznany za wielką katastrofę ekologiczną, przez niektórych porównywaną nawet do katastrofy w Czarnobylu. Władze nowych republik Kazachstanu i Uzbekistanu nie poczuwają się do odpowiedzialności za kryzys hydrologiczny w rejonie Jeziora Aralskiego. Pomocy w ratowaniu tego obszaru oczekują natomiast od państw zachodnich, dysponujących lepszymi możliwościami technologicznymi i finansowymi. Ratunkiem dla Jeziora Aralskiego ma być 380 mln $, które mają zostać wypłacone na ten cel z Banku Świtowego do roku 2000. Jeżeli próby zahamowania dalszej degradacji tego obszaru nie powiodą się, to według jednej z hipotez, do roku 2020 Jezioro Aralskie może ulec całkowitemu zanikowi. Inna hipoteza mówi o rozdzieleniu się zbiornika na dwa mniejsze, o powierzchniach 7 tys. km2 (będzie dalej się kurczył) i 3 tys. km2 (małe zmiany powierzchni).
LITERATURA:
2.Centrum informacyjne Bhopal, <">http://www.bhopal.com/irs.htm>
3.Australian Broadcasting Corporation, Simi Chakrabarti, http://www.abc.net.au/worldtoday/content/2004/s1257352.htm "20th anniversary of world's worst industrial disaster"
4.Greenpeace, "Bhopal - The world's worst industrial disaster", http://www.greenpeace.org/international/photosvideos/slideshows/bhopal-the-world-s-worst-ind
http://czarnobyl.c10.pl
http://www.eksel.user.icpnet.pl/opowiadania/4miszmasz/czarnobyl6.php
http://greenworld.serwus.pl/czarnobyl/czarnobyl.htm
http://www.programcp.org.pl/
- 28 -