Szczur zobaczył kociczki. Uśmiechnął się szeroko.

-O, a więc mam jak widać jakieś towarzystwo? Cóż, lepsze to niż nic!

Zaczął biec w stronę przestraszonej Meg, ale Kanis zwaliła na niego jeden z płotów.

-Co to było? -Zapytał jeden z psów drugiego, stojącego blisko niego.

-E, pewnie nasi jak zwykle coś zepsuli... -Odparł obojętnie pytany.

Tymczasem Meg patrzyła osłupiała na płot.

-Kobieta musi się umieć bronić -mruknęła Kanis, także patrząc na płot. -Mam nadzieję, że nie żyje. Będzie o jednego mniej. Gdyby nas zabił, byłaby porażka!

Meg pokiwała lekko głową w osłupieniu. Gdy oderwała wzrok z ziemi, wstała trochę pewniej i podeszła do szpary.

-Rozłażą się po całym terenie. -Skrzywiła się. -Jak pasożyty! Boję się, Kanis.

Kanis była jednak pozytywnie nastawiona.

Wtem usłyszeli czyjeś krzyki, głośne rozmowy i zdenerwowanie mieszane ze strachem...

-Reszta zapewne wróciła!

-Nic nie widzę. -Powiedziała Meg, wytężając wzrok przy szparze.

-Wejście do Tokarza jest przecież z boku. -Powiedziała Kanis. -Musimy iść do nich!

Tymczasem Łatka wykrzykiwała do złych:

-Wynocha stąd! Dalej wam się nie znudziły kłótnie o teren?! Zabraliście nam już naszą Dżafę! Nie możecie nam dać świętego spokoju?!

Psi przywódca stał naprzeciw kotów. Ponadto zebrali się już pozostali, ale szczurów tylko 7 już stało przy najgroźniejszym z psów. Przywódca nie odpowiedział nic na temat Dżafy, ale nawiązał do drugiego zdania:

-Owszem. Znudziło nam się już nakłanianie was do dobrowolnego oddania nam tego miejsca, więc pozostało nam użycie siły. Atak!

Wszyscy ruszyli do bitki.


-Och, Kanis! -Meg napierała na drzwi z całych sił. -Zatrzaśnięte!

-Nic się nie bój. Szybka jest zatkana, ale można wybić tę drugą!

-Myślisz...? -Zdziwiła się czarna kotka, ale Kanis rozpędziła się już i wyleciała przez szybkę. Meg wyskoczyła za nią.

-Co za wejście! -Roześmiała się wesoło Strzałka. Ona także tu przybyła, w zamiarze miała wpaść w odwiedziny, lecz teraz walczyła z pozostałymi.

Kanis starła resztki szkła z futerka i puściła do niej oczko. W tym momencie podbiegł do nich szczur, podobny do pierwszego którego zabiła Kanis, lecz większy.

-Za naszą Dżafę? -Zaproponowała Kanis bojowo.

-Za Dżafę! -Przytaknęły pozostałe siostry i całą trójką zaatakowały napastnika.

Rita i Togo walczyli osobno, Łatka wraz z Mister, Puszek z Brandem. Siostry całą trójką. Wkrótce zostały już tylko 3 szczury, i 5 psów. Wszystko szło coraz lepiej...

Wtem Rita syknęła z bólem.

-Skurcz... -Jęknęła cicho. Jeden z psów wykorzystał okazję i rzucił się na nią.

-Nie -pisnął Togo i pobiegł jej pomóc.

Psi przywódca spojrzał na Łatkę, która właśnie walczyła z jego najlepszym sługą.

-No, to już po tobie... -Mruknął zadowolony i podszedł do niej. Ugryzł ją w kark.

-AAA! -Krzyknęła głośno kotka.

-Z naszą dwójką nie wygrasz. Królowo Tokarza. -Wycedził przez zęby pies, wciąż trzymając kotkę za kark, uniemożliwiając jej jakiekolwiek ruchy.

-Atakuj. -Syknął do towarzysza.

Rita zostawiła Toga walczącego z szczurem i pobiegła do Łatki.

-Ej, gracie nie fair! -Krzyknęła ze złością i ruszyła na pomoc kotce. Przywódca wypuścił Łatkę i ruszył na zdezorientowaną Ritę...

-Rita! -Jęknęła Łatka, ale powalił ją walczący z nią kundel.

-Ofiary nieść trzeba..

Przywódca po Ricie zajął się Togiem. Tymczasem innego psa zainteresowały trzy kocie siostry.

-O, trzy piękne kicie! -Wyszczerzył zęby złowieszczo. Kanis, jak zawsze na słowo `piękne' wbiła wzrok w podłoże, ale Strzałka z Meg popatrzyły na niego groźnie.

-Przyjemnością będzie ukręcić wam te młode śliczne szyjki-zakończył i skoczył ku Meg. Ale ona wskoczyła na niego i wbiła mu kiełki w skórę.

-Auć, puszczaj ty młoda... -Warknął pies, ale Strzałka z Kanis błyskawicznie znalazły się przy siostrze. Teraz całą trójką atakowały kundla.

-Szybko, na stryszek! -Pisnęła Strzałka. -Tylko tyłem, żeby nas nie zobaczył!

Pognały prędko na stryszek, aby umknąć na chwilę i odetchnąć. Gdy tam się znalazły, padły na posadzkę dysząc ciężko.

-Och... Udało nam się na chwilkę zwiać... -Powiedziała Kanis. -Ale musimy zaraz wrócić i pomóc reszcie...

Wtem do ich uszu dobiegło skrzypienie. Ich spojrzenia pomknęły ku właśnie drzwiom. Ale one nie otwierały się, lecz zamykały. A za nimi stał...

-Witajcie... -Zaśmiał się złowieszczo psi przywódca.

-Wszyscy pokonani...-Odetchnęła Łatka, wciąż ze łzami w oczach. Wszyscy byli bardzo poszkodowani, a dokoła spoczywało mnóstwo zwłok... Nie tylko psich i szczurzych.

Po dziesięciu latach wesołego życia odeszli na zawsze Togo z Ritą. Wszyscy płakali teraz, ale wciąż martwili się o jedno-gdzie trzy córki Łatki?

-Przywódca uciekł. -Oznajmił Brando. -Nigdzie tu ani jego śladu.

Lecz w tym momencie na stryszku panowało piekło...


-Takie młode. Takie śliczne. Takie czyste, schludne. -Mówił pies. -Nie zbrukane żadnymi występkami, a jednak czeka ich śmierć. Tylko dlaczego?

-Bo ty nas zabijesz-nie wytrzymała Strzałka. -Więc po co się nas o to pytasz?!

-Macie szansę... -Uśmiechnął się pies. -Możecie zostać moimi żonami. Ale będziecie wtedy po mojej stronie.

Strzałka, najodważniejsza i najbardziej buntownicza wydała dźwięk obrzydzenia.

-Bleee! Ty?! Za ciebie?! Nigdy w życiu! Mąż... Pies... Bleee...

-Skoro nie, to liczcie na śmierć! -Syknął urażony kundel groźnie i rozegrała się walka...

Strzałka skoczyła na psa, ale on ją zwalił ze strychu.

Nie, myślała w duchu Meg. Oby spadła na tą połowę z sianem...

-Nie uda wam się to... -Warknął zaciekle pies.

-Powtarzasz się... -Skwitowała Kanis drwiąco.

Pies spojrzał na nią i zdzielił z głowę. Gdy upadła bez przytomności, spojrzał na struchlałą Meg.

-Teraz twoja kolej-oznajmił i rzucił się na kotkę. Meg uskoczyła.

Myśl, myśl... -Denerwowała się. Wtem wpadła na pewien plan...

Spojrzała w dół stryszku. Strzałka leżała na sianie, nieprzytomna.

-Całe szczęście... -Szepnęła pod nosem, patrząc na różne graty i ostre rzeczy po drugiej stronie. Pies zauważył ją i podbiegł. Popchnął ją. Kotka zawisła nad niebezpiecznym miejscem.

-Powodzenia -uśmiechnął się pies, ale Meg wskoczyła z powrotem i orzekła.

-Tobie się przyda!

Po tych słowach wbiła zęby z psi ogon. Pies zatoczył się próbując ją odpędzić i stracił równowagę...

Poleciał w dół wraz z Meg, uczepioną jego ogona.


-Co to?! Na stryszku...? -Zdziwiła się Łatka słysząc dziwny huk.

-Nie wiem... Sprawdźmy to...-Powiedział jej mąż i uchylił drzwi. Widok był przerażający!

-Tatusiu... Udało mi się... -Uśmiechnęła się Meg słabo i straciła przytomność.


Meg była naprawdę mocno ranna. Musiała leżeć wiele dni na sianie przy stryszku i odpoczywać. Wraz ze Strzałką i Kanis. Reszta kotów szybko wyzdrowiała.

Trupy zostały usunięte. Przywódcy psów i szczura spod płotu także. Rita i Togo mieli fantastyczny pogrzeb na łące przy innych kotach tam leżących. Meg i Brando w bliskim czasie wzięli ślub.

W niedługim czasie Łatka znów oczekiwała potomstwa.

-Urodzi się na wiosnę-mówiła kotka córkom.

Tymczasem Rita z Togiem wędrowali gdzieś... Dalekooo...

-Jaka jestem młoda, Togo! I piękna... -Uśmiechnęła się kotka przyglądając się swemu odbiciu w tafli wodnej. Miała wspaniałą jasną szatę na sobie. Togo także.

-Wyglądamy jak dwulatkowie... Po tym jak ten najgorszy pies wbił zęby, poczułem ciepło... To nie jest już Tokarz!

-Oczywiście że nie.

-Armeti! -Ucieszyła się Rita na widok przyjaciela.

-Witajcie! -Kocur również miał na oko dwa lata, choć co prawda w tym wieku przecież zmarł. Wyglądał cudownie. Przytulił ich i orzekł:

-Jesteście jednymi z najważniejszych dla rodu kotów. Jest nas teraz niewiele, bo tylko sześciu prócz was, ale z czasem trafią tu także inni ważni...

Przy Armetim pojawiła się oślepiająco piękna Zoja. Wyglądała wprost bajecznie z swej szacie ze złotym szlaczkiem i emanującą od niej poświatą.

-A więc jest nas już osiem. -Puściła oczko do przybyszów z Ziemi. -A więc my, wy, Szarka, Mruczek, Bella, Franko.

-Cudnie! -Rita kipiała młodzieńczą radością. -Wiecie, że Łatka jest znów w ciąży?

-Tak... -Powiedziała Zoja.

-Może ród zwiększy się teraz w nadchodzącym 2007 roku?

-Będą aż trzy mioty. Wiosenny, jesienny i letni. Ten letni należeć będzie do Meg. Ale obawiam się że żaden z nich nie powiększy rodu.

-Dlaczego? -Zdziwiła się Rita, a Zoja natychmiast odpowiedziała cicho.

-Bo rok 2007 to fałszywy ślad.