Część czwarta
Po dojechaniu na lotnisko Edward przestał być opryskliwy i uśmiechnął się czy coś. Paszport w moich rękach był jedyną rzeczą, jaką pozwolił mi nieść. Szukałam tematu do rozmowy - odkąd opuściliśmy hotel powiedział tylko jedno słowo. Co się stało? Ludzie przyglądali się nam. Byli zdziwieni, kto mnie tak potłukł. Kobieta w wejściu naprzeciwko chciała zawołać ochronę. Edward obrócił się i spojrzał na mnie, jego oczy zmieniły kolor na złoty. Nie wiedziałam jak mam zinterpretować to. Być może miałam pozwolić jej.
Nie mogłam pomóc, więc poszłam we wskazanym kierunku. Po pewnym czasie kobieta około 40-letnia patrzyła na nas, zacisnęła usta, ręce skrzyżowała na klatce piersiowej. Zmusiłam się do uśmiechu. Nie chciałam spotkać się z jej spojrzeniem
- To będzie słaby uśmiech jeśli będziesz zła na mnie.
- Ty jesteś też jesteś zły na mnie.
Zagryzł wargi.
- Bella, jesteś tak nadzwyczajnie absurdalna… Jestem tu teraz. Zaciągłem cię tu by chronić.
Jego ręka ślizgała się wokół mojej talii, jego palce rozświetlały moją skórę. Złożył pocałunek na mojej skroni. Nauczył się, że najlepsze argumenty są w dotyku, odnajdujemy siebie. Odpoczęłam trochę na lotnisku, byliśmy doskonałym przykładem młodego małżeństwa. To wszystko, co zrobiłam nie było widowiskiem… Nikt nie widział rzeczy, którą wdycha, wąchał tuż za moim uchem, ociągając się długo. To był obrót zdarzeń.
Inna kobieta czekała tam na nas, młodsza niż pozostali. Na identyfikatorze imieniem przeczytałam Ashleigh. Jej skóra była godnym pożałowania cieniem naznaczona czerwoną plamą… prawdopodobnie historia tego pryszcza była długa. Jej wrażenie było nieciekawe i bezczelne, wzięła mój paszport i patrzyła: góra-dół, góra-dół. Porównywała mnie jak do jakiegoś brzydkiego obrazu. Poczułam ukłucie ponieważ zaczęła się uporczywie wpatrywać w Edwarda. Nic nie mówiąc dalej sprawdzała, wzięła paszport od Edwarda i poszła do tylnego pokoju. Mijały długie minuty, zastanawiałam się, co jest?
- Po prostu zrelaksuj się. - szepnął Edward - Ona sprawdza tylko czy jest ważny.
Kiedy wróciła, podbiła i wręczyła paszporty Edwardowi.
- Wszystko w porządku, panienko? - zapytała mnie kiedy Edward chował paszporty do torby. Edward zesztywniał, jednak udał, że nie słyszy.
- Tak, dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej.
Tak czy inaczej mimo ochrony powstał inny incydent. Ściągnęłam buty, ponieważ strasznie dokuczały mi. Edward wyręczył mnie w noszeniu ich, uznał, że powinnam się zająć lżejszymi rzeczami… Chodziłam w skarpetkach po brudnej podłodze przypominającej podłogę w kopalni.
Edwardowi kazali przejść dwukrotnie przez wykrywacz metalu. Obserwowałam jak przesuwają jego pasek przez wykrywacz raz, drugi raz… Spojrzał na mnie tak intensywnie, że zaczęłam się gapić w ziemię. To było zabawne jak zwykłym spojrzeniem ściąga ze mnie bluze, dżinsy… Ten brak słów był na swój sposób podniecający. Zmarszczyłam brew, błysnęło mi wspomnienie poprzedniego wieczora… Lodowaty chłód jego palców, tańczące iskry w jego oczach, dźwięk jego oddechu w moim uchu… Pozwolił sobie na zakończenie bez kontroli.
Stałam tam dopóki nie dołączył do mnie.
- W porządku? - spytał.
Skinęłam mu głupio.
- Nie włożysz swoich butów? - był pobudzony, jego oczy śmiały się ze mnie
Jego emocje były milsze, jakby zapomniał o całej złości.
- Ah, jasne.
Znalazłam krzesło, usiadłam, oczy miałam wciąż zamyślone. Trzęsącymi rękami zakładałam buty, złożył pocałunek na moim kolanie przez dziurę w dżinsach. Zawiązał mi buty. Nastąpiła wymiana przeprosin w milczeniu, koniec napięcia. Spokojna deklaracja uwielbienia, która była głębsza niż wszelkie słowa mogłyby ją wyrazić.
- Smakujesz mi, Bella - szepnął wciąż klęcząc przedemną
Uporczywie patrzyłam na niego, co było w tym wszystkim dziwne. Być może słowa mogłyby wyrazić uczucie lepiej niż to sobie przemyślał. Wyszczerzył zęby patrząc na mnie i rozkoszując się tym. Pierwszy raz naprawdę uśmiechał się dzisiaj do mnie.
- Na co patrzysz? - spytał trzymając dłonie na moich policzkach
- Zadziwiasz mnie.
Mały tekst pojawił się na tablicy - Edynburg, obok brama, liczba, wysiadający i czas.
- Gdzieś ciemność i chłód. Zadziwiające.
Ale ja byłam uśmiechnięta nawet twardsza niż teraz. Kocham to.
- Szkocja nie była moim pierwszym wyborem - przyznał - Albo mój drugi lub trzeci. Potrzebuję przedostać się jakoś na kontynent. Wybrałbym oczywiście pierwszą klasę, a jeśli mógłbym to wynająłbym prywatny odrzutowiec.
Spojrzał w moje oczy i spytał
- Rozmawiałem właśnie z Alice o naszym locie - wyjaśnił - musiałem zarezerwować bilety zanim ona to zobaczyła
- Co takiego?
- Będzie wypadek, samolot spadnie do oceanu. - powiedział spokojnie i cicho
- Oh, dzięki. To bardzo komfortowe wiedzieć wcześniej co się stanie. Proszę, powiedz mi więcej. - powiedziałam z sarkazmem
Spojrzał na mnie
- Nie martw się. Będziemy bezpieczni. Za wszelką cenę. W tym miejscu, wszędzie. Zmienię lot. Wszystkie te myśli nie chcą mnie opuścić - ale Alice nalega. Mam nadzieję, że nie będziesz zbytnio rozczarowana.
Spojrzał mi w twarz, która wyrażała lekkie znudzenie i przerażenie.
- Przestań się denerwować, Bello. Prosta katastrofa lotnicza nie oddali cię odemnie. Będę cię chronić, nic się nie stanie.
- Nie chodzi tylko o mnie. Martwię się. A inni pasażerowie… Alice rozważała inne loty… Katastrofa będzie jeśli tam wsiądziemy? - dało się wyczuć panikę w moim głosie. Bałam się tego, co się stanie.
- Nie, będzie dobrze. - uspokajał mnie - Może jej wizja nie sprawdzi się, ona widzi co się stanie kiedy my wsiądziemy.
Zmarszczka między moimi brwiami pogłębiała się, nie odpowiedziałam. Nie byłam pewna co robić w ewentualności. Jeżeli Alice zaakceptowała wyjazd, to wszyscy muszą być bezpieczni.
- Dobrze wybrałem? - spytał - pomyślałem że moglibyśmy posiedzieć z twoją ulubioną księżką Brontego. Będziemy szukać wrzosu dla ciebie do tańca z duchami i szaleństwem. - śmiał się, sprawił mi przyjemność swoim entuzjazmem.
- Jak dotrzemy do Wielkiej Brytanii możemy pojechać pociągiem pod ziemią. Możemy udać się stamtąd gdziekolwiek tylko zechcesz: Francja, Hiszpania, Niemcy, Austria, Szwajcaria. I jeśli jest jakieś miejsce które chcesz zobaczyć, jestem pewny że pojedziemy tam też.
Opieram się potrzebie narzekania, martwi mnie moje zdenerwowanie.
- Edward, ta droga to za dużo.
- Cicho teraz. Nie chce słyszeć o innym świecie. Jesteś teraz moją żoną, co moje jest nasze. Pozwól dać nam idealny miodowy miesiąc.
- Jak długo będziemy na tej wycieczce?
Błysnął mi krzywy uśmiech
- Nie wiem. To jest bardziej ekscytujące, nie sądzisz? - złapał moje spojrzenie - Co jest nie tak? Masz cos jeszcze w pamięci?
- Nie, to nie to. Może… Po prostu trzymajmy się z daleko od Włoch, nie jestem gotowa żeby je odwiedzić.
Moje rozważania pozostawił bez komentarza, wiedział co miałam na myśli.
- Nie zamierzam nalegać na zatrzymanie się tam
Uśmiechnęłam się i nachyliłam by go pocałować, nie robiliśmy tego od porannego prysznica. To było cudowne.
- Zadowoleni, rozumiemy siebie.
Nasza bramka zabrzmiała, żebyśmy przeszli. Siedzieliśmy na dole i czekaliśmy. Wszystkie siedzenia były zajęte, więc staliśmy przodem do siebie, ramionami oparci o ścianę, patrząc na siebie mijając świat. Mieliśmy oczy tylko dla siebie, wiedziałam, że tak czy inaczej byliśmy trochę uporczywi.
Długi rękaw koszuli zakrył moje siniaki, kilka było jednak widać. Najbardziej widoczny był ślad zębów na szyi, którego nie dało się zakryć ubraniem. Na prawym ramieniu widniał idealnie odbity ślad palców. Edward był strapiony tym zdarzeniem. Każdy kto to dostrzegł krzywo patrzył na Edwarda, rzucał podejrzane spojrzenie. Nie rozumiałam, dlaczego. Dotykał mojej twarzy i wyręczał we wszystkim z taką ogromną troską, każdy mój ruch czcił i śledził oczami z najsłodszym uśmiechem. Nie mieści mi się w głowie, jak ktoś mógłby pomyśleć, że Edward podniósł na mnie rękę.
Lot był bardzo nierówny. Oprócz siedzeń na których siedzieliśmy, była para przy oknie. Były też rozłożone trzy w poprzek, siedział tam otyły mężczyzna, który zarządzał siedzenia niedaleko nas, głośno chrupał jedząc chipsy. Edward bardzo spokojnie patrzył na niego swoim nieprzyjemnym wzrokiem, mężczyzna przestraszył się, natychmiast znalazł stewardessę i poprosił o inne miejsce. Nikt więcej już tam nie usiadł, mieliśmy dla siebie trzy siedzenia, Edward lubił mieć koło siebie trochę przestrzeni od czasu do czasu.
Podstarzała kobieta usiadła blisko nas, 3-letnią dziewczynkę usadowiono za Edwardem. Uśmiechnęłam się nieszczerze, kiedy kopała mu w oparcie i żałośnie płakała kiedy samolotem mocniej trzęsło. Spojrzenie na twarz Edwarda było bezcenne.
- Jak długi jest ten lot?
- Też długi - szepnął w odpowiedzi.
Podnosiliśmy się ponad ciemną chmurę deszczu. Obserwowałam grę światła i cienia z zewnątrz padającego na siedzenie. Chociaż dopiero zaczęliśmy lot, on sięgał już by mnie objąć i odpiąć pas. Zanim zaprotestowałam powiedział:
- Nie martw się Kochanie, nie potrzebujesz tego będąc w moich ramionach.
Godziny mijały, zasnęłam na chwile po jego ponagleniach. Potrzebuję tego, czuję się czasem jak przeżytek. Edward obudził mnie tylko raz, żebym posmakowała kurczaka, oczy same mi się zamykały, ale pozwolił mi iść dalej spać dopiero kiedy zjadłam według niego dostateczną ilość. Kiedy obudziłam się znowu, byłam zaskoczona, 3 kina pokazywały przelot w końcowych miejscach. Było już mniej niż pół godziny do lądowania. Przetarłam oczy, dostałam butelkę wody którą Edward kupił dla mnie w końcowej stacji. Czuwał oczywiście, czytał magazyn z różnymi radami których nikt nie potrzebował. Lubił ,,samooczyszczenie” w klubie golfowym, takie zespolenie i wolność w mgle. Czytał swój horoskop w przelotnym deszczu. Wydawał się zachwycony tym, spojrzał na dół kiedy się obudziłam.
- Dobrze się spało? - spytał dotykając palcem w czubek mojego nosa
- Śniła mi się katastrofa lotnicza - odpowiedziałam pijąc wodę
- Wiem, próbowałem obudzić cię, ale uderzyłaś mnie.
Grymas. Ząb mnie boli.
- Mówiłam przez sen?
- Troszkę. - powolny uśmiech przemknął przez jego twarz - Nie wszystkie twoje sny były złe
- Tak? - zapytałam, udając że nie wiem o czym mówi
Miałam sen o nas, o mnie i Edwardzie, byliśmy w łazience samolotu, robiliśmy takie rzeczy, które były uznawane za przestępstwo federalne. Moje policzki na samą myśl zalały się rumieńcem.
- Czemu nie opowiesz mi o swoim śnie. - zapytał żeby się upewnić, wiedział już o potrzebie tego. - Oczywiście przypominasz sobie.
Żarówka błysnęła nad moją głową, ponieważ rozważałam coś.
- Edward?
- Co się stało Najdroższa? - spytał wciąż szczerząc się w uśmiechu przy mnie.
Obróciłam się, by spojrzeć mu w twarz, bezczelnie się patrzył na mnie, tak śmiało, czuł pełny relaks wolności.
- Słyszałaś kiedyś o Mile-High Club?
Patrzył na mnie natarczywie… Myślę, wiem jak najlepiej to opisać. Spojrzenie paniki, intrygi, szału i pożądania wszystko to dawało urocze wrażenie. Wiedział bardzo dobrze, co mną kierowało.
- Bella. - To było ostrzeżenie.
Ale już ześlizgiwałam się ręką pod koc, żeby przykrył nas obu. Dobierałam się pod kocem powoli do jego dżinsów, dziwiło mnie kiedy odkryłam, że był już twardy. Ile miał dokładnie kiedy nie stał, a ile kiedy był twardy? Zmierzył mnie piorunująco, wyglądał w sumie na spokojnego
- Jeśli lubisz jak robię dziurę w samolocie koniecznie spraw mi tę przyjemność, proszę kontynuuj.
- Nie bądź śmieszny.
Znalazłam jego zamek i rozpiełam, zaskoczył mnie, nie przerwał. Jego rozwiązanie wydało mi się nieoczekiwanie słabe w tym momencie.
- To jest dobry czas na praktykowanie kontroli - wyjaśniłam, mały uśmiech pojawił się mi na twarzy - Nauczyłeś kontrolować siebie, zanim się po raz pierwszy spotkaliśmy. To nie to samo, wiem. Po prostu weź mnie. Zaufaj mi.
Potem Edward oddychał klnąc pod nosem i trzymał podpurkę na rękę. Miałam go w ręce, po raz pierwszy go czułam JA, po raz pierwszy dotkełam tam go. Był taki miękki i łagodny, a zarazem nie możliwie twardy teraz.
- To niebezpieczne - syknął - i głupie.
Wciąż nie przerywał mi. Był daleko myślami, sądzę
- Myśl o wszystkich ludziach w samolocie - szepnęłam mu do ucha - chciałbyś zadać im ból? Nie chcesz zranić mnie. Zrelaksuj się i ciesz tym.
Ze szczytu torby tuż przy naszych nogach rozległy się wibracje. To Alice dzwoni. Prawdopodobnie widziała nasze lądowanie, od którego dzieliło nas już tylko 10 minut. Mieliśmy do niej zadzwonić po wylądowaniu, nie przejęłam się tym i wróciłam do poprzedniego zajęcia. Uśmiechnęłam się nieszczerze przy jego nie przyjaznych emocjach, które rzucał na prawo i lewo, miał napiętą szczękę
- Bella - wysyczał - zabiję cię, kiedy wysiądziemy.
- Mmmmm - zamruczałam mu do ucha
Gdzie znalazłam tą dziwną odwagę? Do czego jeszcze się posunę? Przeklnął ponownie, zrobił głębszy i dłuższy oddech. To było nawet zabawne. W pewnym sensie zadowalało mnie. Miałam ochotę odpłacić się za pocałunki w tym samym czasie obliczałam drogę do podłogi w razie czego. Podstarzała kobieta odwróciła się w naszą stronę, istotnie Edward wydawał się walczyć ze sobą, ale jego najistotniejsza część była pod kocem. Jego zęby były odsłonięte w całej okazałości, ciało napięte, zamachałam kobiecie, uśmiechnęłam się najbardziej słodko jak tylko potrafię i powołałam się na ból żołądka.
- Próbuj powoli pić imbir, mój drogi- odpowiedziała i poszła
- Dziękuję - powiedział głosem przypominającym piszczenie nastolatka przy mutacji
Zdumiała mnie jego perfekcyjna kontrola nawet w takiej sytuacji. Trzymał ręce w spoczynku i błaganiu. Telefon Edwarda znów zaczął wibrować. Znów wyświetlił ten sam napis: ALICE, ALICE, ALICE.
Zapomniałam o tym ponieważ Edward zaczynał być wytrącony w równowagi. Stłumił drżenie, napiął się w stosunku do fali przyjemności. Poczułam coś mokrego na moich palcach. Jego stopa dokopała się do ziemi, oparł skroń o ramię. To było pęknięcie plastiku, potem materiał dźwiękoszczelny, ogłuszający dźwięk powietrza. To był wstrząs, maski tlenowe zostały opuszczone. Zatrzęsło gwałtownie samolotem, wokół nas rozległy się krzyki.
- Bella! - warknął Edward szczerząc kły
Uśmiechnęłam się a w moich oczach pojawiła się panika - Ups!
Część piąta
Nie mogłam przestać się śmiać. Chichotałam, bardzo mocno się kontrolując, bolał mnie już brzuch, ręką zasłaniałam usta. Telefon przestał dzwonić, Alice była wściekła na mnie.
- Co się potem stało? - spytała prosząco - O Boże, wy dwoje mogliście spowodować katastrofę.
Nie mogłam dokładnie powiedzieć, co mnie w tym wszystkim bawiło, ale brzuch bolał nie na żarty.
- To mogłoby się stać, gdyby pilot po mistrzowsku nie poradził sobie z lotem, na szczęście dotransportował nas do lotniska. Ah, Edward nie pozwolił mi zapiąć pasów, nawet kiedy stewardessa odliczała do 80 do lądowania.
- Dobrze… - Alice zamyśliła się, w oddali słyszała dzwonienie komórki którą trzymałam
- Jeśli miało by się coś stać do odpinanie pasów byłoby kłopotliwe. Na szczęście, nie musiał tego robić. Narzekał? Bo nie widziałam reakcji na moją wizje. Opisz jego twarz. Użyj przymiotników.
- Hmm… Nie spokojny, na krawędzi?
Dodałam te cechy do listy, zerknęłam po kryjomu na Edwarda.
- Zapomniałaś o ,,silny” - mruknął potrząsając głową.
Był zirytowany przy rozmowie przez telefon, patrzył na drogę a rękę trzymał na kierownicy wynajętego samochodu. Jechaliśmy wiejską drogą.
- Bella, naprawdę nie wiem co ty widzisz w tym zabawnego.
- Wszystko dobrze się skończyło. Wylądowaliśmy normalnie, cali. Troche pomogłeś w tym, przyznaje.
- Oh, to był całkowicie mój błąd - warknął - A co z twoją grą Droga? Przypuszczam, że tylko na to czekałaś.
Zadzwonił telefon, znów Alice. Edward porwał szybko telefon i trzymał z daleka odemnie.
- Przestań zachęcać ją, Alice! Robi się coraz bezczelniejsza z godziny na godzinę. - zrobił pauzę, słuchał - Tak, proszę. Bella i ja nie należymy do tego samego gatunku. Ona jest kobietą w przeciwieństwie do ciebie. Esme, nie chcę cię słuchać, ona może?
Uśmiechnęłam się szeroko, część mnie podsłuchiwała ich rozmowę, część mnie była zaabsorbowana pięknym widokiem dookoła nas. Samolot ,,wysadził” (z braku lepszego określenia) nas w Edynburgu, byliśmy przygotowani na tę ewentualność, wynajeliśmy sportowy samochód (Edward miał do nich słabość) słabość pojechaliśmy na południe w kierunku Yorkshire. Znalazł drogę przez wschodnie wybrzeże wyspy, przez najpiękniejsze, zapierające dech w piersi krajobrazy. Ziemia zanurzała się w fali zielonych łąk, wyglądało to bajecznie. Nad naszymi głowami rozciągało się głębokie, błękitne niebo z puszystymi chmurkami. Mimo, że było blisko zachodu, słońce wciąż było bardzo jaskrawe. Okna samochodu były przyciemnione, więc skóra Edwarda nie błyszczała bardziej niż zwykle, nawet nikt z mijających nas nie zauważyłby tego. Jechaliśmy nieprawidłową stroną drogi, nawet on był po innej stronie samochodu, to wszystko było trochę dziwne. Edward podał mi telefon, przypominał małe dziecko, które musi zjeść talerz szpinaku.
- Alice chce z tobą porozmawiać, znowu. Nie słuchaj tego co mówi o mnie, proszę.
Kiedy przystawiłam telefon do ucha, Alice powiedziała:
- Chcę z tobą o czymś porozmawiać, Bella. Wiem, że Edward może mnie słyszeć, ok. On powinien to też słyszeć.
- Ok.
- Chciałabym, żebyś wiedziała, co wiem o tym co robicie z Edwardem.
Odwróciłam wzrok od niego, moja twarz zaczęła nabierać koloru wiśni…
- Tak?
- Ale mi głupio. Nie miałam żadnego wyboru. Bella, próbujesz znaleźć metodę, żeby pomóc mu kontrolować się? To jest dobry pomysł. Nie przestawaj. Uważaj, ok.? Nie naciskaj na niego zbyt mocno. To w samolocie mogło się skończyć tragicznie. A i nie rób nic w samochodzie, ok? Jeśli myslisz, że samolot był straszny to pomyśl o wraku samochodu w lesie lub uderzeniu w drzewo.
Cholera. Moje plany na wieczór szlag trafił. - Obiecuje - musiałam się zgodzić.
Powiedzieliśmy jej ,,do widzenia”. Edward wciąż patrzył przed siebie, blady w ciemności. Obserwował drogę, zdenerwowany, jakby nigdy wcześniej nie prowadził. Nie podobało mi się to. Drżałam, bolała mnie lekko głowa. Czułam pobudzenie.
- Nie mogę przestać się śmiać, Edward. Dlaczego nie mogę przestać?
- Bo jesteś wciąż przestraszona.
- Nie pamiętam strachu, bo się śmiałam… - to niestety prawda. Rozmowa z Alice dała mi do myślenia. Tylko jak mam sobie z tym poradzić?
Edward podał mi wode
-Pij.
Uległam urokowi milczenia, piłam wodę i próbowałam ochłonąć. Moje ręce były wszędzie, denerwowałam się. Otworzyłam okno, zawiało mi w twarz, odgarnęłam włosy, uregulowałam pas, zapięłam się starannie i domknęłam drzwi. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Nie było nikogo wokół. Wydawało mi się to bardzo ważne w tej chwili. Edward uśmiechnął się do mnie
- Bella, jesteś teraz bezpieczna. Lubię, gdy mówisz mi wszystko szczerze.
Westchnęłam, obniżył moje siedzenie niżej, poznał na co mam teraz ochotę.
- Powiedz mi.
Nie odpowiedziałam, oglądałam zieleń w moich wyobrażeniach.
- Bella? - ponowił, zabolało go, ze znów zignorowałam - czasami doprowadza mnie do szału niemożność czytania ci w myślach
- Bałam się, że już nigdy więcej mnie nie dotkniesz - odrzekłam po dłuższej przerwie - albo, że już nigdy nie będziesz chciał mnie dotknąć.
Nie odpowiedział nic, wahałam się, czy dobrze zrobiłam odzywając się. Układałam w głowie dalszą część rozmowy.
- Jesteś na mnie zły cały czas - szepnęłam po chwili, nie patrzyłam na niego, bawiłam się sznurkiem wiszącym przy mojej bluzie.
- To było straszne rano w hotelu kiedy kłóciliśmy się. Tęsknię za moim Edwardem. Wszystko jest nie tak. Boję się tego co jest miedzy nami.
Obrócił się do mnie, wydął usta, uniósł brew. Bez słowa, prowadził samochód. Otoczyła nas chmura brudu, ukrywając nasz mały świat. Siedzieliśmy w ciszy chwilę, dobierał odpowiednio słowa.
- Spójrz na mnie - sięgnął po mój podbródek.
Spróbowałam spojrzeć mu w oczy, przysunął twarz bardzo blisko do mojej.
- Naprawdę tak myślisz?
- Czasami. - przyznałam
- Bella… Nic nas nie może rozdzielić ani zniszczyć. Nic.
Wolną ręką złapał moją dłoń i pocałował w pierścionek ślubny chłodnymi ustami.
- Przepraszam. Boję się siebie, boję się że to przezemnie wszystko się skończy. To nie ważne. Jestem zły przy tobie. Próbowałem być w lepszym na stroju. Dla mnie to wszystko także jest nowe. Przeraża mnie, kiedy nie wiem jak cię chronić szczególnie przed ciemnością i gwałtem, jestem do tego zdolny. Nie pamiętam kiedy czułem takie napięcie.
W rogach moich ust zagościł uśmiech.
- Zniszczyłeś dziś samolot z powodu tego ,,napięcia”.
Wydał dźwięk rozdrażnienia, chociaż walczył z uśmiechem.
- Ugh, nie. To było małe napięcie. - parsknął śmiechem
Uznałam to za dobry znak.
- Następnym razem opłacimy Boeing 777. Drogie to jest? - spytałam
Już nie mógł wytrzymać i zaczął się śmiać, jego złote oczy spojrzały na mnie.
- Powinnaś zacząć pisać książki Droga.
Nie musiał nawet dotykać mnie, wystarczyło, że poczułam to spojrzenie a już robiło się mi cieplej… Położył mi rękę na policzku, uciszył mnie. Cała obawa i strach ulatniały się przy jego łagodności. Bawił się kosmykiem moich włosów.
- Za niedługo będziemy w zajeździe na smacznym obiedzie. Brzmi przyjemnie?
Kiwnęłam zadowolona. Pocałował mnie w czoło, Zanim zboczyliśmy z drogi przyglądałam mu się, włosy błyszczały się w świetle brązem i złotem, gdzieniegdzie odbijała się czerwień słońca. Obserwował mnie
- Wyglądasz dziś inaczej, Bella - rzekł - nie potrafię tego opisać. Nie starzej, to coś innego.
Śledził wzrokiem linie mojej twarzy, mimo że nie odpowiedziałam, wiedziałam co miał na myśli.
Dojechaliśmy do zajazdu… Edward kłamał! To był pałac.
- Widzisz? - wskazał - Tu jest fosa i wszystko. A tam nawet jezioro.
Tak, to wyglądało jak jezioro. Stał tam też gigantyczny, stary dąb. Owy ,,zajazd” był olbrzymi, niczym ze starych historycznych książek. Podobny do tego z okładki Austena Pemberley lub Brontego „Thrushcross Grange”. Edward zarezerwował najlepszy pokój jaki tylko się dało.. Kiedy zobaczyłam te wysokie sufity, będowe panele, wypolerowane podłogi w naszym pokoju. Nie mogłam protestować, to było za wiele. Zresztą i tak mnie nie słuchał.
- Zarezerwowałem go miesiąc temu - tłumaczył wnosząc bagaż do pokoju - Bałem się, że nic z tego nie wyjdzie, albo że potem rozmyślę się.
Nie nacieszyłam się zbyt długo widokiem jeziora z okna. Edward wziął mnie na obiad do restauracji na dole - w miejsce gdzie ludzie dziwacznie ubrani wręczają kobietom jadłospisy do ręki a nie mężczyzną. Czułam się nawet komfortowo, wybrałam venison, ciekawie brzmiało. Eward szepnął cos do ucha kelnerowi, nie dosłyszałam co. Przyniósł staromodny kieliszek kieliszek winem z Wielkiej Brytanii, Edward zamówił w trzech różnych rodzajach. Dwa czerwone i białe.
- Skosztuj - pokazał, kołysając lekko kieliszkiem i wdychając aromat - nie musisz pić wszystkiego. Myślę, że będziesz zadowolona jak to zanalizujesz.
- Muszę analizować? - patrzyłam na czerwony płyn - nie mogę po prostu wypić?
- Bo to jest wino - powiedział wzruszając ramionami - zawsze byłem tym zafascynowany, jak wiesz. Nigdy nie piłem osobiście, ale czułem zapach. Smakowanie jest lepsze od zapachu, muszę polegać na tobie. Masz - rzekł podając mi kieliszek. - Przypomina mi miód i dąb. Powąchaj najpierw. Włożył nos do szklanki - o tak, to jest to. Teraz skosztuj.
Spróbuję… Smak uderzył w mój język. Obserwował moją reakcję. Smakowało jak zepsute winogrono, przypuszczam.
- Hmm… Spróbuj jeszcze raz, włącz w to swoje usta.
- To jest krępujące. Nikt tutaj nie trzyma nosa w kieliszku
- To pomaga w smaku - objaśniał szybko, był pobudzony
Kelner przyniósł nasze zamówienie
- Czas coś zjeść - powiedział Edward - Może spróbuję wybrać ci kilka innych win, które o wiele bardziej będą smakować. Pinot noir prawdopodobnie pasuje do venison.
Zanim zdążyłam zaprotestować wskazał kelnerowi na liście wina do zamówienia. Jak Edwardowi Cullenowi udało się namówić mnie na to?
- To jedno - wskazałam pobliski prawie pusty kieliszek - to smakuje jak przeterminowana sałatka owocowa trzymana w aucie, a to - siegnęłam po inne - podobnie do gnijącej beczki od 6 lat. Czemu muszę to pić? Ohyda.
- Udajesz Bella chorą? Poddajesz się? - uśmiechał się a nawet bawił mówiąc to - Muszę przyznać, że badanie wina to chyba nasz najbardziej edukacyjny wieczór.
- Yeah - teraz mam czkawkę, to troche głupie, czemu przy nim…
- Hej, to urocze. Jesteś naprawdę piękna. Naprawdę, naprawdę piękna.
Nachylił się do przodu, uniósł brew, ręce złożył na ustach jednak jego oczy uśmiechały się do mnie. Próbował nie śmiać się ze mnie.
- Dziękuję. Nie upiłaś się, jednak będziesz tej nocy troszkę niezdarna. Sprawdzimy to potem, wezmę cię do pokoju zanim to się stanie.
Poza restauracją było ciemno, pusta aleja prowadząca do samochodu. Poślizgnęłam się na mokrym żwirze. Złapał mnie zanim upadłam, położył dłoń na moim policzku, patrzył na mnie. Jego wzrok palił mnie gdzieś głęboko.
- Twoja skóra jest zarumieniona - szepnął, czuł mój palący policzek pod zimną ręką - pachniesz bardziej smacznie niż ja. Lubię wino i wrzosy - zanurzył nos tuż za moim uchem, powoli, głęboko. Prawie osunęłam się na podłogę, tak czy inaczej poradził sobie z tym. Ścisnął mnie mocno jakby chciał ugryźć, przysunął swoje usta do moich tak by móc smakować wino na moim języku. Zawinął mi ramiona na swojej szyi nie przestając całować, nawet nie zauważyłam kiedy nie dotykałam stopami podłogi. Stykaliśmy się ciałami w sposób bardzo intymny, bardzo nas to pobudzało. Nie byłam odurzona, mogłam zaprotestować, ale kręciło mi się w głowie z nadmiaru wrażeń, moje kończyny były takie lekkie, nie mogłam nic zrobić żeby się opierać. Było mi bardzo gorąco. Już nie był skupiony tylko na badaniu mojego języka swoim. Jego ręce dotykały mojego ciała, założyłam spódnicę jak radziła Alice. Uwalniał mnie właśnie z majtek… Nigdy nie byłabym sobie w stanie tego wyobrazić, a teraz działo się to naprawdę.
- Nie mogę tego zrobić - wydyszał - zbyt mnie kusisz, wykorzystuję, że to lubisz
- Edward… - majstrowałam przy jego koszuli, żeby się dobrać
Znów był na mnie, przygwoździł mnie do ściany, lubił to, całował mnie mocno kradnąc oddech.
- Tak ładnie pachniesz, dlaczego musze czuć ten zapach, cholera.
- Weź mnie do pokoju, proszę.
Albo konturuj to tutaj. Nie przestawaj nawet na moment.
- Dobra, pomóż mi. - wziął głębszy oddech, pobiegliśmy do auta. Upicie jest dziwne. Wszystko rozumiesz, chłód orzeźwia ale nie można zapanować nad ciałem. Wszystko jest zabawne, nawet uderzenie. I po trzecie, traci się wszystkie bariery, zakaz przestaje być zakazem. Czujesz dziką rządzę. Noc jest wasza i nie ma konsekwencji. Robicie rzeczy których normalnie w życiu byście nie zrobili. Cała podróż była dla mnie chaosem. Nie zapięłam pasów. Nie byłam nawet na swoim siedzeniu, tylko gdzieś pomiędzy swoim i jego. Rozpaczliwie próbowałam nie dopuścić do rozłączenia się naszych ust. Edward starał się utrzymać samochód, gdy ja w tym czasie rozpinałam mu guziki.
- Przestań! - zabrzmiało srogo mimo że jego ręka znów powędrowała pod moją spódnicę - wciąż musimy przejść przez hol do naszego pokoju, dlatego potrzebuję mieć na sobie jakieś ubrania. Pamiętasz ostrzeżenie Alice o uderzeniu w drzewo? Siadaj.
Dotarliśmy w końcu do pokoju, Edward położył mnie na łóżku i wygładził włosy, złożył szybki pocałunek na moim czole.
- Nie! - protestowałam kiedy odsunął się - potrzebuję chłopca!
Spróbowałam usiąść, ale uświadomiłam sobie, ze wszystko się kręci. Cały pokój się kręcił. Zmieszałam się i milczałam. Czułam zakłopotanie. Edward nie wracał do łóżka. Obserwowałam jak się rozbiera. Raczej lubiłam to. Ściągnął koszulę i dżinsy po czym powiedział
- Żałuję Bella, ale potrzebuję zapolować.
- Teraz? - nie mogłam wydobyć z siebie więcej niż te dwie sylaby.
- Teraz - zapewnił - szczególnie jeśli ty… - pochylił głowę nad moją spódnicą, podciągnął delikatnie, rozszerzył uda. Przełknął ślinę, trząsł się.
- O Boże! Muszę wyjść zanim.. tutaj… Ja… Nie ruszaj się! Zaraz wrócę, ok?
I poszedł. Pokój nadal się kręci a ja patrzyłam na otwarte okno.
- Chłopcze… - szepnęłam
Było mi niedobrze, schowałam twarz w poduszce i krzyczałam.