Księżycówka
1. Wstęp
1.1. O tym dokumencie
Ten dokument napisałem latem 2001 opierając się na materiałach z mojego zina "Głos Marynarza, Rybaka i Łowcy Absolutu" numer 4. Jego celem jest podzielenie się z innymi moją wiedzą na temat pędzenia bimbru. Wszystko co tu piszę opieram na własnym doświadczeniu, chociaż nie wykluczam możliwości, że mogłem coś pokręcić. Jeśli zdarzy się coś takiego albo jeśli uważasz, że nie napisałem tu o czymś, o czym napisać by warto emailnij do mnie (adres w nagłówku) a ja to uwzględnię. Jest to wersja 1.0. dokumentu. Nie planuję dokonywać w nim zbyt wielu zmian, ale jeśli szukasz nowszej wersji zawsze możesz zajrzeć na moją stronę do działu "Teksty" (adres w nagłówku).
Ten tekst nie został stworzony w celach edukacyjnych - moim zamiarem było zawarcie w nim kompletnej, praktycznej wiedzy potrzebnej do tego, żeby od początku do końca zrobić sobie w domu butelkę wódki. Podkreślam jednak, że nie daję żadnej gwarancji na prawdziwość zawartych tu informacji, nie biorę też na siebie odpowiedzialności za ewentualne złe skutki korzystania z podawanych przeze mnie informacji, za ewentualną utratę życia, zdrowia, wolności czy majątku (zwłaszcza, że w wielu krajach, w tym w Polsce, pędzenie bimbru jest zabronione przez państwo). Po prostu - jesteśmy poważnymi ludźmi i jeśli ktoś się na coś decyduje to robi to sam, z własnej woli, na własną odpowiedzialność.
Ten tekst stanowi własność publiczną (public domain). Możesz robić z nim co chcesz - do podawania się za jego autora i czerpania z tego korzyści majątkowych włącznie - nie wolno ci jednak ograniczać innym możliwości korzystania z niego.
1.2. Po co pędzić bimber
Bo jest to bardzo fajne zajęcie - widzieć, jak od samego początku, od drożdży i cukru własnymi rękami tworzy się wódkę, a potem się nią upić. Bo nie ma lepszego sposobu na utrwalanie wolności niż korzystanie z niej. Bo kupując wódkę w sklepie wspierasz państwo a pędząc bimber rozwijasz swoje umiejętności.
1.3. Niebezpieczeństwa
Wódka domowej roboty podobno może zawierać więcej szkodliwych substancji niż wódka fabryczna - bo w domu są mniejsze możliwości filtrowania niż w fabryce. Pędząc bimber w sposób nieostrożny można popaść w kłopoty z państwem.
2. Część teoretyczna
Produkcja bimbru składa się z dwu etapów. Najpierw robimy zacier, czyli taką przefermentowaną breję, która oprócz różnego syfu zawiera alkohol, potem ten zacier destylujemy, żeby oddzielić alkohol od świństwa. Na czym polega destylacja? Jak już wspomniałem zacier jest mieszniną alkoholu, wody i świństw. Alkohol paruje w jakichś 60 stopniach (Celsjusza), a woda w stu. Więc kiedy podgrzewać zacier to najpierw (w sześćdziesięciu stopniach) odparuje alkohol, a dopiero potem (w stu) woda. No więc robimy tak: podgrzewamy zacier i kiedy paruje alkohol to zbieramy te opary i je skraplamy. A to co po tym wszystkim zostanie śmierdzi i wylewamy do sedesu.
3. Część praktyczna
3.1. Robimy zacier
Zaczynamy od zacieru. Przepis na zacier jest prosty: 1 kilo cukru, 4 litry wody i 10 deko drożdży. Razem: 1+4+10=1410. Łatwo zapamiętać (data bitwy pod Grunwaldem). No więc mieszamy te składniki i zostawiamy na trochę w jakiejś bańce, żeby przefermentowały. I jak już ładnie przefermentuje to mamy gotowy zacier. Można też destylować wino, np. wino z ryżu (ale zacier jest tańszy od wina, a efekt wcale nie gorszy).
3.2. Destylacja metodą garnkową
Mając już zacier musimy go przedestylować. Wiele osób boi się tego etapu, wyobraża sobie, że destylacja jest jakimś strasznie skomplikowanym alchemicznym procesem, wymagającym czort znajet jakich wymyślnych urządzeń. A to wcale nie jest tak. Za chwilę opiszę, jak można przedestylować zacier nie używając żadnych instrumentów, jak tylko garnka, blaszanej miski i kubka. Więc tak: na kuchence stawiamy garnek. Do niego wlewamy zacier. Na środku stawiamy pusty kubek. Na garnku stawiamy blaszaną miskę o zaokrąglonym dnie. Do miski wlewamy zimnej wody, można wrzucić trochę lodu. Co będzie się teraz działo kiedy zapalimy ogień (nie za duży) pod garnkiem? Kiedy podgrzewany zacier osiągnie temperaturę parowania alkoholu zacznie z niego parować alkohol. Opary alkoholu trafiają na zimną miskę i skraplają się. Ponieważ dno miski jest wypukłe więc krople skroplonego alkoholu zjeżdżają na środek i skapują prosto do kubka. Po odpowiednim czasie (nie za wcześnie, bo wtedy sporo niewykorzystanego alkoholu zostanie w zacierze i nie za późno, bo wtedy do kubka pójdą cięższe frakcje czyli syf) wyłączamy gaz, zacier wylewamy do sedesu a bimber z kubka zlewamy do butelki. Ot proste i logiczne.
3.3. Pędzimy na poważnie
Kiedy już pobawimy się trochę z garnkiem i kubkiem w końcu przyjdzie moment, że zechcemy zabrać się za prawdziwe pędzenie bimbru. Będziemy to robić tak: zacier do czajnika, czajnik na gaz, opary alkoholu z dzióbka rurką do chłodnicy, w chłodnicy opary ochładzają się i skraplają i stamtąd spływają do podstawionej szklanki. A co to takiego ta chłodnica i jak ona wygląda? Powiem najpierw jak wygląda chłodnica ze sklepu chemicznego. Jest to szklany pojemnik. Ma on dwie rurki: do jednej wpływa zimna woda (doprowadzana gumową rurką z kranu), z drugiej wypływa już trochę nagrzana woda. A po co ta zimna woda tak przepływa przez chłodnicę? A po to, żeby ochładzać rurkę, która przebiega przez środek chłodnicy. A tą rurką właśnie przepuszczamy opary alkoholu które chcemy skroplić! W fachowej chłodnicy rurka ta zazwyczaj jest zwinięta w spiralę, żeby się lepiej chłodziła. Jeśli jeszcze nie do końca łapiesz to spójrz na ascii-art poniżej:
(btw: ze swojego doświadczenia wiem, że najlepiej, jeśli chłodnica będzie lekko przechylona tak, żeby skroplony alkohol mógł spływać z rurki)
Skąd wziąć chłodnicę? Można pójść do pierwszego lepszego sklepu chemicznego i spytać, czy mają chłodnicę do destylacji. A ja na przykład robiłem chłodnicę sam z plastikowej butelki od napojów. Zrobiłem jedną dziurkę w korku i jedną w dnie i przez nie przepuściłem szklaną rurkę, uszczelniwszy butaprenem. Oczywiście w czasie pracy butelka umocowana była poziomo. W górnej części butelki zrobiłem spory otwór, przez który co pewien czas dolewałem szklanką zimnej wody. A nadmiar wody sam się wylewał. Proste?
Więc system w całości wyglądał tak: W dzióbek od czajnika wsadziłem dopasowany drewniany korek (sam go wystrugałem). On miał przez siebie na wylot otwór a w nim kawałek szklanej rurki (przez który z czajnika lecą opary alkoholu). Na ten kawałek szklanej rurki zatknięty jest kawałek rurki z igielitu (kupionej w sklepie samochodowym). (Ważne, żeby nie używać w instalacji rurek gumowych, bo ponoć potem bimber gumą smakuje). No i ta rurka igielitowa doprowadza opary alkoholu do chłodnicy (którą na sznurkach podwiesiłem pod szafką, żeby było wygodnie). A z chłodnicy skroplony alkohol spływa do szklanki. Ot i wsio.
4. Bezpieczeństwo
Z pędzeniem bimbru wiążą się głównie dwa rodzaje niebezpieczeństw: zdrowotne i prawne. Niebezpieczeństwa zdrowotne głownie wynikają z tego, że podobno bimber miewa rózne złe zanieczyszczenia, metyl itepe. Jeśli chcesz być bezpieczny to przed pędzeniem bimbru porozmawiaj z jakimś fachowcem, lekarzem czy kimś. Ja się na tym nie znam. Poza tym alkohol jest łatwopalny, ogień jest gorący, zamknięte naczynia czasem eksplodują kiedy się je podgrzewa. Tak bywa. Bądź ostrożny. Drugie niebezpieczeństwo: prawo. Wiele państw zabrania pędzenia bimbru na podległym sobie terytorium. Jeśli, podobnie jak ja, masz przyjemność mieszkać w kraju opanowanym przez tego typu państwo musisz albo zrezygnować z pędzenia bimbru albo być ostrożnym. ZTCW jeśli będziesz pędzić tylko na własny użytek to nie musisz szczególnie obawiać się wpadki, to już nie te czasy, no ale ostrożność warto zachować. Nie gadać za dużo kolegom i pamiętać, że gotowany zacier mocno śmierdzi, co może zwrócić uwagę sąsiadów. Dobry jest sposób opisany w pkcie 3.2 - w razie wtopy wylewamy zacier do zlewu, garnek, kubek i miskę stawiamy na kuchence i nie ma żadnej aparatury mogącej stanowić dowód przeciwko nam.
5. Podziękowania i pozdrowienia
Podziękowania: dla Grześka S który zapoznał mnie z podstawowymi technikami destylacji, dla wszystkich rozpowszechniających ten tekst, dla Qixa z NahColorów za rozpowszechnianie moich zinów, dla Trąbki za to że mam konto na jego prywatnym serwerze, dla Heńka z Augustowa że latem służy gościną. Pozdrowienia: dla Łukasza S z którym kiedyś destylowałem i piłem jeszcze ciepłe prosto z instalacji tak że potem padłem i on sam (nie pił) musiał zbierać sprzęt, dla kolegów z Fabryki Kaszlu.
6. Reklama niekomercyjna
Informuję wszystkich, że Metys z Poznania robi bardzo fajnego zina pt. "Szelest". Prawdziwy oldschoolowy zin papierowy, dużo wklejek, dziwne i ciekawe rzeczy. Kto chciałby go dostać niech się skontaktuje z Metysem:
METYS;
Głosy w dyskusji.
opis i przepis na domowe alkohole
Poniższy txt pochodzi z PASAŻER-a, papierowego nieregularnika-pankowej biblii, nr 12jesień'98-zima'99, dział listów do redakcji, str 37/180. Publikujemy go bez zgody autora i redakcji, ale w dobrej wierze.
[...]
Z kompletnie innej beczki: w ramach zasady DIY i w obliczu zapowiadanych podwyżek cen alkoholu chciałbym podzielić się kilkoma swoimi doświadczeniami w dziedzinie domowej produkcji win. Dla mnie osobiście jest to zajęcie bardzo relaksujące, przyjemne i dające poczucie wartości. A po konsumpcji to w ogóle jestem szczęśliwy.
Najtrudniejsza sprawa jest załatwienie butli. Jeżeli ktoś jej nie ma to pech. Ale chcieć to móc. Przeszukajcie swoje strychy i piwnice, popytajcie znajomych i rodzinę, na pewno ktoś coś ma. Jeżeli nie, to załamujta się. Istnieją też 5-cio litrowe słoje do kiszonych ogórków, z jednego słoja wychodzi ok 3l wina. Dorwijcie kilka i do roboty. W zasadzie do wina nadaje się każde szklane naczynie o pojemności powyżej 5l, ale butle są najlepsze. Jeżeli nic nie znajdziecie, niech do dalszego szukania zmobilizuje was fakt, że my też nie mieliśmy butli. Tak nas przypiliło, że o 2 w nocy weszliśmy na tereny zakładów radiowych i wynieśliśmy 50-litrową butlę, która kształtem przypominała tę od wina. Niestety później okazało się, że na dnie jest jakieś chemiczne świństwo. Jednocześnie koleś załatwił typową butlę, więc zrezygnowaliśmy z tej 50-tki. Ale gdyby nie, to byśmy ją wyczyścili, albo i nie, i robilibyśmy swoje wino z chemią (nie takie rzeczy się piło!).
Kiedy macie butlę, to w zasadzie macie wino. Nie trzeba kupować korka, można kilka razy złożony plastikowy worek położyć na wlot butli, a gumką czy sznurkiem mocno obwiązać szyjkę. Butli oczywiście.
Nie trzeba też rurki, można skombinować plastikowy wężyk długości ok. 20 cm, o małej średnicy. Jeden koniec wciskamy do korka, albo do tego, co robi za korek, a drugi koniec wkładamy do butli, np. po śmietanie 0,25 litra, do połowy wypełnionej wodą. W ostateczności, gdy nie macie korka i rurki, wylot butli, o ile jest wąski, można zapchać garścią waty. Na czas tzw. burzliwej fermentacji wystarczy (to wtedy, gdy wydobywają się gazy w gwałtowny sposób), butla powinna stać w ciepłym miejscu np. na szafie z dala od okna. Wino można robić praktycznie z każdych owoców, które są słodkie. Schemat jest prosty. Woda, owoce, cukier. Owoce warto rozgnieść i ładować do butli. Można dorzucic drożdże, ale niejaki koleś Sqnx stosuje wyłącznie cukier, wodę i owoce i robi zajebiste wina. Z tym, że czeka kilka miesięcy.
Ja preferuję przepis, który dostałem od cieśli na budowie. To nie jest typowe wino, ale raczej zacier do bimbru ryżowego, ale jest niezłe.
Na butlę 12 litrów dać:
7 litrów ciepłej wody przegotowanej albo nie,
2,5-3 kg cukru,
1 kg ryżu,
10-20 dkg rodzynek,
10 dkg zwykłych chamskich drożdży spożywczych,
6 ziaren czarnego pieprzu i
10 ziaren ziela angielskiego dokładnie pokruszonych,
2 paczki cukru waniliowego,
25 goździków
2 cytryny: sok i skórkę drobno pokrojone,
pół łyżki gałki muszkatołowej, imbiru, tymianku.
Zamiast cytryn można wlać np. kompot wiśniowy, czy jakiś inny, zachęcam do eksperymentowania. Nie radzę jedynie przekraczać podanych ilości ziół, zwłaszcza gałki muszkatołowej. Wińsko wyjdzie co prawda zajebiste, ale o chujowym smaku.
Ważna jest kolejność ładowania składników do butli przy tym winie. Zwykłe drożdże mają bardzo burzliwą fermentację, więc rozpuść je w letniej wodzie i wlewajcie do końca. Ja raz wlałem ciepłą wodę, cukier, drożdże, po jakimś czasie resztę i zamieszałem. Jak srujnęło, to se musiałem rodzynki wydłubywać z nosa, a dywan śmierdzi do dzisiaj. Nie można też przepełniać butli bo stanie się to samo, zostawcie trochę miejsca, bo to wino "rośnie". Najwyżej później dolejecie wody. Po 3 tygodniach kiedy widać, że wino już nie pracuje, trzeba je przelać przez jakieś płótno (garnek, na to druszlak, na to np. stara, czysta powłoczka, ręcznik kuchenny itp, byle nie zużyta bielizna osobista), butlę wypłukać do czysta, wlać do niej przecedzone wino i dobrze uszczelnić. Po następnych 3 tygodniach wino wyklaruje się, można rozlać je do butelek (albo gardeł). Ten ostatni etap jakoś nigdy nam nie wychodził. Kiedy wińsko przestało pracować i było mętne jak sok z kiszonych ogórków, zawsze była jakaś okazja i zostawało tylko echo w butli. Jednak dla estetów lepiej jest odczekać trochę czasu, bo poprawia się smak i wygląd wina.
Polubiłem ten przepis z kilku powodów:
wino jest tanie - wychodzi ok 1.8 zł za litr,
mocne - podchodzi pod 20%
stosunkowo krótko stoi - po 4-5 tygodniach można je pić,
a składniki można dostać o każdej porze roku.
Jeszcze kilka uwag: składniki kupujcie jak najtaniej. Ostatnio wiele hurtowni spożywczych prowadzi sprzedaż detaliczną. Np. cukier w sklepie kosztuje 2,20, na rynku 1,9, a w hurtowni 1,8. I pierdolcie drożdże winne. Nie dość, że drogie (kosztują 2 zł), to jeszcze gówno dają. Jeżeli ktoś załapie bakcyla, to polecam książkę "Domowy wyrób win i wódek" mgr Jana Cieślaka i ustawę alkoholową z 1985 r. Wystarczy podskoczyć do najbliższej biblioteki sadowej. Znajomość prawa często się przydaje.
Chciałem tez przeprosić brygadę z Kcyni, czy skądś, którą spotkałem 10 X 1997, kiedy po koncercie Farben Lehre koło pubu zeppelin w Bydgoszczy podałem im w/w przepis, ale byłem trochę nawalony i zapomniałem części składników. Ten przepis dedykuję polskiemu monopolowi spirytusowemu. Niech go szlag trafi.
[...]
Buchajcie zdrowiem,
Grabol
...czyli wreszcie jakies zastosowanie dla tego niepotrzebnego ciepła generowanego przez wielogigahercowe procesory...
Komputer - bimbrownik Na prywatnej stronie WWW znanego wizjonera i "myśliciela" komputerowego Jamesa Sharmana, m.in. twórcy nieaktywnego juz serwisu "Exaflop" pojawił sie opis wykonanego przez niego komputera, który jest wyjątkowo ściśle specjalizowany. Komputer Jamesa (oparty o procesor AMD K6) stał się bowiem domową gorzelnią. Sharman przyznaje, że od momentu, gdy pojawił się u niego pomysł stworzenia takiego urządzenia - idea ta nie dawała mu spać po nocach.
Uzyskiwanie spirytusu to prosta technologia pisze Sharmen: należy podgrzać jakiś spirytusopodobny płyn (nie informuje jednak jaki - czyżby wodę brzozową?), nastepnie skondensować powstałą parę i oddzielić szkodliwe dodatki.
W dowolnym komputerze osobistym mamy zawsze źródło dużego ciepła (procesor) i chłodnicę (wiatraczek). Wystarczy zatem tylko pomiędzy te elementy włożyć jakąś parownicę - kontynuuje Sharman swój opis. Nie poprzestaje jednak na słowach - dalej następuje opis jak samemu wcielił te myśli w czyn. Komputerem-bimbrownikiem steruje odpowiednie oprogramowanie linuxowe.
Odpowiedni fragment kodu rozgrzewa procesor "do białości". Otrzymany spirytus jest smaczny i mocny - pisze Sharman, przyznając, że myśli jednak nad zmianą komputera na lepszy. Ten jest bowiem mało wydajny - w ciągu godziny mozna otrzymać 2 mililitry "płynu wynikowego" Nie podajemy adresu strony, aby nie podpaść pod ustawę antyalkoholową (serwis odwiedzają wszak osoby nieletnie). Milośnicy alkoholu z komputera powinnni jednak "wyczuć ją nosem" tłumoczenie: agquarx
...ale uratował bimber! :8]
Pacjent sanatorium, samowolnie oddalając się w poszukiwaniu bimbru, upadł z drugiego piętra.
Jak powiedział korespondentowi presscenter.ru lekarz traumatolog miejskiego punktu medycznego Nikolay Chavenzov, mężczyzna, którego pokój był położony na drugim piętrze sanatorium, zdecydował się wybrać na wycieczkę, aby nabyć bimber.
Szczęśliwie udało mu się wyjść przez okno i zejść po okratowaniu na dół. W drodze z powrotem mężczyzna także nie miał większych przygód, ale już na poziomie drugiego piętra nagle oderwał się od ściany. W wyniku tego wypadku pacjent sanatorium złamał obie nogi. Dwie butelki bimbru nie uległy jednak rozbiciu.
Do punktu medycznego ofiara wypadku dotarła już porządnie pijana. Jak wyjaśnił mężczyzna swój stan, "Nogi tak czy siak miałem złamane, a bimbru przecież nie będe wylewał. No to wypiłem go, leżac tam".
źródło: presscenter.ru tłumoczenie: agquarx