Treść utworu
Powieść składa się z trzech części ilustrujących kolejne etapy życia bohatera. Posiada konstrukcję epizodyczną, uporządkowaną według zasady czasowego następstwa. Rosyjskie losy Baryki ujęte zostały w pierwszej części: Szklane domy. Natomiast dwie pozostałe obejmują wydarzenia z życia bohatera umiejscowione w Polsce (Nawłoć i Wiatr od wschodu). Całość poprzedzona została gawędziarsko opowiedzianym Rodowodem.
Rodowód
Seweryn Baryka był urzędnikiem przemysłu naftowego w Baku. Należał do ludzi, którzy potrafili zrobić karierę w carskiej Rosji. Swoją żonę poznał wówczas, kiedy przyjechał do rodzinnego kraju specjalnie w tym celu, aby się ożenić. Poślubił Jadwigę z Dąbrowskich, zamożną pannę z Siedlec i wyjechał wraz z nią w głąb Rosji.
Żona opuszczała rodzinne strony nie bez żalu, ponieważ zostawiała tu swą młodzieńczą miłość - ubogiego urzędnika, Szymona Gajowca, który nie mógł nawet marzyć o poślubieniu tak wysoko urodzonej panny. Ze związku Seweryna i Jadwigi w 1900 r. urodził się chłopiec, któremu nadano imiona: Cezary Grzegorz.
W domu kultywowano pamięć dziadka, Kaliksta Baryki, zamożnego szlachcica, któremu władze carskie, za udział w powstaniu listopadowym, skonfiskowały majątek. Dzieciństwo Cezarego upływało szczęśliwie w ramionach ojca i matki, na ich kolanach, pod ich rozkochanymi oczyma.39
Część pierwsza: Szklane domy
Właśnie wtedy, kiedy Cezary otrzymał promocję do piątej klasy, w czternastym roku życia, jego sielski świat legł w gruzach. Wybuchła I wojna światowa. Ojciec jako "zapasowy oficer" został powołany do wojska i wysłany na front. Był to szczególnie dotkliwy cios dla matki. Jedynak, mający respekt tylko przed ojcem, stopniowo wymykał się spod jej kontroli. W mieście czuła się obco. Niepokojąc się o syna, całymi dniami przebywającego poza domem, wciąż tęskniła za rodzinnymi Siedlcami. Początkowo listy od męża przychodziły dość często, jednak nie było w nich żadnej wzmianki o szybkim powrocie z frontu. W trzecim roku wojny słuch o nim zupełnie zaginął. Próżno matka starała się dowiedzieć czegokolwiek od urzędów wojskowych o jego wojennym losie.
Jesienią 1917 roku do Baku dotarła wieść o rewolucji. Cezary pojął ją na swój sposób: przerwał naukę, na dodatek pobił dyrektora szkoły. Za ten czyn został z niej oficjalnie wydalony. Nie przejął się tym zbytnio: Inne mu już wiatry świstały koło uszu.
Wkrótce w mieście pojawił się jako przedstawiciel nowej władzy komisarz rewolucyjny. W ślad za tym nastały nowe porządki: Pozamykano sklepy. Zabrakło żywności. Banki nie wydawały złożonych kapitałów i nie wypłacały procentów. Nikt nie dostawał pensji. Rugowano z mieszkań. Zapanowała ulica, robotnicy naftowi i fabryczni, czeladź sklepowa i domowa, marynarze.40
Rozpoczął się okres wzmożonej agitacji. Stałym bywalcem zgromadzeń ulicznych stał się również Cezary. Z entuzjazmem odnosił się do szerzonych idei rewolucyjnych mówiących o potrzebie zduszenia burżuazji i ustanowienia władzy robotniczej. Ten jego rewolucyjny zapał usiłowała ostudzić matka, jednak zupełnie nie słuchał jej argumentów. Doszło do tego, że matka w obawie, by nie pozbawił ich środków do życia, przeniosła w inne miejsce znaczną część rodzinnych kosztowności ukrytych w piwnicy (Cezary o nich wiedział). Jej przewidywania okazały się słuszne: Cezary, wierny nakazom dekretu komisarza, wskazał miejsce ukrycia domowego skarbu.
W tym czasie matka dokonywała nadludzkich wysiłków, by zdobyć choć trochę pożywienia. Na dodatek zajęto mieszkanie Seweryna Baryki. Do ich dyspozycji pozostawiono maleńki, ciasny pokoik. Kiedy rewolucja pozbawiła Cezarego wszystkiego: rozkosznych zabaw, sportów, mieszkania, jedzenia, ubrania, pieniędzy - przyszło nań pewne otrzeźwienie. Dostrzegł wówczas zmiany w wyglądzie matki, pragnął w jakiś sposób ulżyć jej doli, przejmując na siebie część domowych obowiązków. Jednocześnie zbliżył się do niej duchowo. Oboje często wychodzili do portu z nadzieją, że na którymś ze statków przypłynie ojciec. Pewnego razu, podczas takiego wyczekiwania, poznali arystokratyczną rodzinę rosyjską (księżnę Szczerbatow-Mamajew z córkami), udzielili jej schronienia w mieszkaniu. W nocy była w domu przypadkowa rewizja. Znaleziono należące do rodziny rosyjskiej wyroby ze złota i inne drogocenne przedmioty. Tylko dzięki temu, że Cezary ("towarzysz Baryka") miał dobrą opinię u władz rewolucyjnych, zmniejszono im karę. Mimo to matka była nieustannie tropiona. Wyśledzono, że miała ukryte kosztowności, które przeznaczała na żywność. Biciem wymuszono na niej przyznanie się. Ponadto za karę skierowano ją do robót publicznych w porcie. Tylko na krótki czas udało się Cezaremu uwolnić ją od tej ciężkiej pracy (wystarał się dla niej o zgodę na umieszczenie w szpitalu). Po ponownym powrocie któregoś dnia pchnięta przez dozorcę padła na drodze i skończyła życie.
W ten sposób Cezary został zupełnie sam. Ponownie podjął próbę zasięgnięcia jakiejkolwiek informacji o ojcu. Dowiedział się tylko tyle, że zdezerterował z rosyjskiego wojska i przyłączył się do polskich legionów ale tam przepadł bez wieści. Wobec zmarłej matki czuł wyrzuty sumienia. Nad jej mogiłą szukał u niej zrozumienia dla swojej fascynacji rewolucją.
Wkrótce w Baku rozgorzały niezwykle zacięte walki między Tatarami a Ormianami. Nastał czas wzajemnych mordów i krwawych rozpraw. Początkowo Cezary dla zdobycia pożywienia wiódł życie na poły złodziejskie, później wałęsającego się młokosa wzięto do wojska i kazano strzelać. Nie bardzo wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Po wkroczeniu wojsk tureckich do miasta Tatarzy wzięli odwet na Ormianach i w ciągu czterech dni wymordowali ich siedemdziesiąt tysięcy. Cezary również znalazł się w niebezpieczeństwie; ocalał dzięki posiadanej legitymacji otrzymanej od jakiegoś konsula, stwierdzającej, że jest obywatelem Polski in spe. Został wówczas zapędzony do grzebania trupów.
Podczas tej przerażającej pracy, w udającym nienormalnego przybłędzie rozpoznał własnego ojca. Radość obu ze spotkania u obu była ogromna. Ojciec podsunął myśl wspólnego powrotu do Polski. Po zdobyciu nadludzkim wysiłkiem środków na podróż, wyruszyli najpierw statkiem do Carycyna (Wołgogradu) a następnie pociągiem do Moskwy. Tu ojciec chciał odebrać drogocenną walizkę. W czasie tej podróży Seweryn Baryka, chcąc przekonać syna o konieczności wyjazdu do Polski, opowiadał mu barwne historie o szczęśliwym życiu w tym kraju za sprawą pomysłu niejakiego wynalazcy, noszącego to samo nazwisko, co oni. Ów Baryka podjął budowę "szklanych domów", dzięki czemu szeroko rozwinął przemysł, stwarzając ludziom miejsca pracy i wymarzone warunki życia. Wizja "szklanych domów" była ojcowskim przesłaniem dla syna, mówiącym o potrzebie podejmowania wielkiej idei, śmiałej reformy wykorzystującej wynalazki służące ludziom.
Po przybyciu do Moskwy i odebraniu walizki od znajomego, Jastruna, ojciec i syn ponownie wyruszyli pociągiem ewakuacyjnym do Charkowa. Pociąg wlókł się niezmiernie długo. Maszynista robił częste przerwy po to, aby wymusić od pasażerów łapówki za dalszą jazdę. Po przybyciu do Charkowa rozpoczął się okres wyczekiwania na pociąg do Polski. W tym czasie Cezary miał chwile wahań i wątpliwości, czy jechać z ojcem do jakiejś Polski. Upragniony pojazd w końcu nadjechał. Był jednak tak przeładowany, że nikogo nie chciano zabrać. Na nic się zdało, że przewodnik "eszelonu", inżynier Białynia, był bardzo dobrym znajomym Seweryna Baryki z czasów jego pobytu w Sybirsku. Prośby, błagania nie odnosiły skutku. Dopiero jakiś nieznajomy człowiek, którego w myślach Cezary nazywał "czarnym", na własną odpowiedzialność zabrał ich w podróż i zaopiekował się nimi. Ciężko chory ojciec przekazał synowi, że gdyby tylko jemu udało się dotrzeć do Polski, to w Warszawie może liczyć na pomoc niejakiego Szymona Gajowca, wysokiego urzędnika państwowego. Wkrótce zakończył życie. Został pogrzebany na obcej ziemi. Cezaremu niezwykle ciężko było rozstać się ze zmarłym. Podczas odprowadzania zwłok ojca na cmentarz zorientował się, że "czarny" był księdzem. Wychowany w duchu bolszewickim doznał pewnego rozczarowania z tego powodu; doświadczył bowiem niezwykłej dobroci od kogoś, kto według rewolucyjnych przekonań powinien być zmieciony jako przeżytek epoki.
W poczuciu osamotnienia, w okresie przedwiośnia przybył do nieznanego sobie kraju. Jego pierwszy kontakt z Polską wywarł na nim przygnębiające wrażenie. Zamiast "szklanych domów" ujrzał nędzę małego miasteczka.
Część druga: Nawłoć
Cezary po przyjeździe do Warszawy podjął studia medyczne. Skorzystał z pomocy znajomego rodziców, Szymona Gajowca. Dzięki jego staraniom otrzymał zlecone prace w jego biurze oraz płatne lekcje języka rosyjskiego dla wysokich funkcjonariuszy wojskowych. Wkrótce jednak wybuchła wojna polsko-bolszewicka. Cezary, podobnie jak większość młodych, wstąpił do wojska. Nie podzielał wprawdzie ogólnego entuzjazmu walki ale uznał, że jego obowiązkiem jest obrona kraju. Jednocześnie pragnął poznać siłę polskiego patriotyzmu. Na froncie wykazywał się olbrzymią walecznością. Zaprzyjaźnił się z jednym z żołnierzy, Hipolitem Wielosławskim, któremu w pewnym momencie uratował życie. Po zwolnieniu z wojska skorzystał z jego zaproszenia, by odpocząć jakiś czas w jego dobrach znajdujących się w okolicach Częstochowy. Rozpoczął się nawłocki epizod w życiu Cezarego (rodowa posiadłość Wielosławskich nazywała się Nawłocią). Po przybyciu ze stacji kolejowej czterokonnym wolantem do Nawłoci w towarzystwie przyjaciela, młodego Hipolita Wielosławskiego, znalazł się w zupełnie innym świecie. Wszyscy przeżywali radość z powodu szczęśliwego powrotu żołnierzy. Wkrótce poznał liczną grupę domowników i służby, wśród nich: matkę Hipolita, poważną matronę; wuja Michała Skalnickiego, którego nazywano pieszczotliwie Michasiem; młodą dziewczynę, cioteczną siostrę Hipolita, Karolinę Szarłatowiczównę. W Nawłoci poznał również radcę Turzyckiego, księdza o zażywnym wyglądzie, do którego zwracano się Nastuś, a między sobą nazywano go "pomidorkiem". W wielkiej symbiozie z tym towarzystwem żyła służba. Wśród niej szczególne miejsce zajmował kamerdyner, Maciejunio i kucharz, Wojciunio. Dość wyrazistą figurą był również młody stangret, Jędrek.
Już podczas pierwszego spotkania przy wspólnym stole uderzyło go rodzinne ciepło panujące w tym domu. Niezwykle przyjemnie upływały kolejne dni wypełnione przejażdżkami konnymi po urokliwej okolicy, obfitymi posiłkami, muzykowaniem, przyjacielskimi konwersacjami, a również i flirtem. Nie brak było także rozrywek i sytuacji wzbudzających wesołość i pogodny nastrój. Już następnego dnia Cezary był świadkiem zabawnej napaści perliczki na wystraszoną miejską pensjonarkę. Później nieoczekiwanie był obserwatorem tanecznych pląsów Karoliny w porannym stroju. Następnie w stajni z Hipolitem oglądał okazałe wierzchowce. Skorzystał z propozycji przyjaciela, by udać się na przejażdżkę tzw. linijką. Podczas dość gwałtownej jazdy na tym wózku spotkali dosiadającą wierzchowca młodą wdowę, Laurę Kościeniecką, przebywającą w towarzystwie narzeczonego, Władysława Barwickiego. Hipolit i Cezary zostali zaproszeni przez ową właścicielkę dóbr w Leńcu na śniadanie. Piękna kobieta wywarła ogromne wrażenie na Baryce. Po powrocie do Nawłoci poznał również młodą pensjonarkę ściganą rano przez perliczkę, krewną radcy Turzyckiego. Była to Wanda Okszyńska, która na jakiś czas musiała zejść z oczu ojca mieszkającego w Częstochowie, ponieważ nie zdała do następnej klasy. Narrator poinformował, że była osobą nie posiadającą do nauki żadnych uzdolnień. Miała jednak wybitny talent muzyczny. Na wsi pozwalano jej czasami grywać na pałacowym fortepianie. Właśnie - gdy Cezary z Hipolitem powracali z Lęńca - Wanda wygrywała jakieś melodie. Cezary zaproponował grę na cztery ręce: dziewczyna wyraziła zgodę. Następnie przystąpiono do wspólnego obiadu. Po tej uczcie Cezary, Karolina i ksiądz Nastek wybrali się bryczką na przejażdżkę. Towarzyszył im na swoim ulubionym koniu, Urysiu, Hipolit. Okolica była niezwykle piękna. Ale w tym uroczym pejzażu Cezary zaobserwował również coś, co wzbudziło jego niepokój: niezwykle obszarpanego Żyda i biednych chłopów. Celem wycieczki okazał się mały folwark zwany Chłodkiem. Ksiądz i Hipolit udali się do dworku, zaś Cezary z Karoliną - nad piękny staw. Tu doszło do zwierzeń młodych. Cezary dowiedział się, że dziewczyna podczas wojny i rewolucji utraciła swoje dobra na Ukrainie. Przyczyną śmierci jej rodziców byli bolszewicy. Narrator następnie zauważył, że młodzieniec pod wpływem niespodziewanego impulsu szczerości opowiedział Karusi swoje dzieje. Między młodymi zrodziły się więzy szczególnej sympatii.
Cezary, urzeczony krajobrazem Chłodka, poprosił Hipolita, by wyraził zgodę na jego pracę w tym folwarku. Ten jednak dał mu do zrozumienia, że nie wypada, by przyjaciel dziedzica był pisarczykiem w jego włościach. Musiał więc zgodzić się na rolę rezydenta. Wszystko pozostało jak dawniej. Codzienne przyjemności przerywane były obserwacją młocki, zabawami przy przebieraniu jabłek i flirtem.
W pewnym momencie uwagę wszystkich skupił pomysł zorganizowania przez Laurę Kościeniecką dobroczynnego balu na rzecz ofiar wojny. Jego miejscem miał być okazały dwór pana Storzana w Odolanach. Na bal poproszony został również Cezary. Największym kłopotem był brak odpowiedniego na taką uroczystość stroju. I tu Hipolit pospieszył mu z pomocą: zamówił na swój koszt frak u krawca w Częstochowie. Wkrótce Cezary przymierzał go w towarzystwie Karoliny Szarłatowiczówny. Podczas tej czynności nie zabrakło namiętnych pocałunków. Podejrzała to Wanda Okszyńska. Okazało się, że ta młoda panna zapałała namiętną miłością do Cezarego,
W czasie przygotowywania balu pani Laura chętnie korzystała z pomocy Cezarego i Hipolita. Pewnego razu okoliczności zmusiły Barykę do dłuższego zatrzymania się w lenieckim dworze. Laura postanowiła odwieźć młodzieńca do Nawłoci. W karecie młodzi porwani miłosnym szałem przeżyli chwile zmysłowej rozkoszy. Na kilkanaście dni przed balem doszło do kolejnego intymnego kontaktu Laury i Cezarego. Na sygnał Laury, która wpadła do Nawłoci dla załatwienia pewnej bardzo naglącej sprawy, Cezary nocą udał się do Leńca. Tu musiał czekać aż mieszkanie opuści jej narzeczony, Barwicki. Dalszy ciąg wydarzeń opatrzony został komentarzem mówiącym o tym, że autor nie chciał dokładnie opisywać, co było dalej, by nie narazić się różnym gustom czytelniczym.
Bal był rzeczywiście okazały. Cezary przeżywał uniesienia miłosne, Ciągle szukał wzrokiem Laury. W pewnym momencie kochankowie, korzystając z chwilowej nieuwagi, wyszli do parku. Bystrym obserwatorem ich schadzki była Karolina. Mocno cierpiała z tego powodu. Jednocześnie Wanda podejrzewała, że to Karolina była obiektem uczuć Cezarego. Duże poruszenie uczestników balu wywołał brawurowo wykonany kozak przez Cezarego i Karolinę. Bal zakończył się alkoholowym zamroczeniem Cezarego, Hipolita i księdza Anastazego. Rano wszyscy powrócili do Nawłoci.
Po balu rozpoczął się okres szalonej miłości Cezarego i Laury. Nikt z otoczenia, oprócz Karoliny, nie wiedział o ich związku i tajemniczych spotkaniach. Z kolei w tym samym czasie Wanda przeżywała katusze zazdrości.
Wkrótce mieszkańcami Nawłoci wstrząsnęła nieoczekiwana śmierć Karoliny. Z orzeczenia lekarskiego wynikało, że zażyła truciznę. Ksiądz Anastazy, spowiednik zmarłej, wykluczał samobójstwo. Domowe śledztwo wskazywało, że sprawczynią musiała być Wanda Okszyńska. Jednak urzędowe dochodzenie nie dostarczyło dostatecznych dowodów potwierdzających to przypuszczenie. Cezary, nie związany i uczuciowo głębiej z Karoliną, opętany miłością do Laury przeszedł obok jej śmierci obojętnie. Powody takiej reakcji narrator upatrywał we wpływie bakińskich przeżyć bohatera, gdzie przez długi okres przebywał wśród trupów i miał czas oswoić się z widokiem śmierci.
Kolejne tygodnie upływały Baryce na tajemnych schadzkach z ukochaną. Ciągle udawało mu się tuszować ten romans. Jednak przed Bożym Narodzeniem doszło do skandalu. Na przybywającego nocą do domu Laury Cezarego czatował jej narzeczony, Barwicki. Doszło do awantury. Najpierw szpicrutą został uderzony niefortunny kochanek, jednak wyrwał ją i nie został dłużny Barwickiemu. Wówczas doszło do szamotaniny, w bibliotece pojawiła się Laura, usiłowała osłonić narzeczonego przed kolejnymi razami, wściekły Cezary jej wymierzył cios szpicrutą. W chwilę potem został przez Laurę wyrzucony z domu.
Przytłoczony ogromem przeżyć długo nie miał odwagi i chęci powracać do dworu. Włóczył się po zimowych polach, poczuł się znów niezwykle samotny. W tym nastroju trafił na cmentarz, gdzie pochowano Karolinę. Przy jej grobie zastał księdza Anastazego. Od niego dowiedział się prawdy o wielkiej miłości dziewczyny. Jednocześnie usłyszał oskarżenie obwiniające go o śmierć tragicznie zmarłej. Oskarżenie to Cezary odrzucił, jednak pewien niepokój moralny pozostał.
Długo odsypiał przeżycia tej nocy. Po przebudzeniu go Hipolit próżno usiłował czegokolwiek się dowiedzieć. Po śmierci Karoliny widać już nieco ciążył w Nawłoci, gdyż tym razem spełniono jego prośbę o pracę w Chłodku. Zamieszkał w modrzewiowym dworku zajmowanym przez ekonoma Gruboszewskiego. Ten potraktował go jako konkurenta do posady, mimo to jawnie bał się okazywać niechęć przyjacielowi dziedzica. Tu, w Chłodku, Cezary bliżej poznał warunki życia chłopów, ten drugi biegun systemów urządzenia żywota ludzkiego w świecie. Dziwiło go, że ci biedni chłopi i komornicy zepchnięci na dno ludzkiego upodlenia wiodą swój nędzny żywot bez cienia buntu.
Po dwutygodniowym pobycie w Chłodku, dowiedział się (od przybyłego z zaproszeniem na wigilię Bożego Narodzenia Hipolita), że Laura wyszła za mąż za Barwickiego. Po ostatecznej utracie nadziei na powrót ukochanej postanowił wyjechać. W Nawłoci żegnano go serdecznie, ale czuł, że jego odjazd przyjęto z ulgą.
Część trzecia: Wiatr od wschodu
Po nawłockich przeżyciach Baryka powrócił do Warszawy. Ponownie podjął studia medyczne. Zamieszkał w dzielnicy nędzy u kolegi, Buławnika, osobnika o dość podejrzanej reputacji. Ponownie nawiązał kontakt z Gajowcem. Zabiegał o jego pomoc. Poproszony przez starszego pana do domu spostrzegł u niego na ścianach wiszące portrety jakichś ludzi. Podczas rozmowy gościa z gospodarzem okazało się, że są to duchowi patroni tego ostatniego. Byli to Marian Bohusz, Stanisław Krzemiński i Edward Abramowski. Uosabiali oni idee szczególnie ważne w odrodzonej Polsce: rozwoju oświaty, poświęcenia dla ojczyzny i organizacji spółdzielczości. Podczas rozmowy Gajowiec sugerował, że Polska jest obecnie na etapie realizacji tych idei. Wskazywał takie osiągnięcia, jak zorganizowanie administracji, wojska, policji. Rozpoczęto również proces tworzenia systemu powszechnej oświaty. Cezary zarzucał władzy, że za mało czyni, żeby skasować niewolę biednych ludzi. Gajowiec wyrażał nadzieję, że wkrótce powinno być lepiej (doczekamy się jasnej wiosenki naszej).
W tym czasie Baryka coraz bardziej rozpoznawał obszary warszawskiej nędzy. Idąc na wykłady i do prosektorium obserwował straszliwą biedę dzielnicy żydowskiej. Widział zbiorowość ludzi stłamszonych, upośledzonych, zepchniętych na margines, z konieczności wiodących próżniacze życie. Ludzie ci nie mieli szans spożytkowania swoich sił dla kraju, w którym żyli. Obrazy te wywoływały w Cezarym odruchy sprzeciwu. Ich sugestywność skłaniała go do myśli o życiu w Polsce. Jednocześnie wpływ na to miał fakt, iż Gajowiec zatrudnił go przy porządkowaniu i gromadzeniu materiałów do dzieła, nad którym pracował. Warszawski protektor Cezarego zamierzał nakreślić plan rozwiązań konfliktów społecznych, narodowych i międzynarodowych, swego kraju. Pragnął to osiągnąć na drodze reformy i stanowienia prawa. Swoimi projektami dzielił się z zatrudnionym sekretarzem. Ten jednak początkowo nie zawsze pilnie słuchał. Ciągle tkwiły w nim wspomnienia o Laurze.
Podczas studiów zetknął się z odwiedzającym jego mieszkanie Antonim Lulkiem, nieco starszym studentem prawa. Jego portret nie budził sympatii. Mimo to udało mu się nawiązać bliższy kontakt z Cezarym. "Młokos" począł mu się zwierzać ze swoich przeżyć i różnych przykrych doświadczeń. Lulek szybko zorientował się, że dla Baryki potrzeba wyznania była koniecznością duchową. Wykorzystał to, by w jego psychice posiać nienawiść do klas uprzywilejowanych i państwa polskiego. Ze szczególnym upodobaniem powtarzał słowa "proletariat" i "rewolucja", po to, by dać upust swej nienawiści do partii i poglądów innych niż komunistyczne. Lulek nie tylko z wyjątkową nienawiścią odnosił się do polskich reform, ale cieszył się z kłopotów. Cezary dowiedział się również, że podczas wojny z bolszewikami opowiadał się po ich stronie. Obecnie zachwycał się wszystkimi niepowodzeniami w kraju. W trakcie tych rozmów, po przeżytych doświadczeniach, bolszewickie idee nie były dla Cezarego w pełni przekonujące. Uprzedni entuzjasta rewolucji patrzył na świat już nieco dojrzalej. Mimo to, komunistyczne fascynacje Lulka pozostawiły w jego osobowości widoczny ślad.
W pewnym momencie Lulek uznał, że Baryka może dostąpić dalszych wtajemniczeń. Zaprosił go więc na "konferencję organizacyjno-informacyjną" środowiska komunistów. Cezary skorzystał z zaproszenia. Po wysłuchaniu referatów atakujących władze i "państwo burżuazji" podjął dyskusję (jej treść przedstawiono w uprzednim rozdziale). Nie przyjęto jego argumentów. Po burzliwej polemice opuścił zebranie.
To, co usłyszał od komunistów, wywarło na nim silne wrażenie. Długo błąkał się po błotnistych i ciemnych ulicach. Później wstąpił na herbatę do kawiarni. Zza szyby obserwował przechodniów. Uwagę jego przykuł policjant, który w myślach objawił mu się jako człowiek w podwójnej roli: politycznego ciemiężcy i obrońcy ludzi przed zbrodnią i łotrostwem. Po tej konstatacji zrodziła się w nim refleksja, że nie ma prawd jednoznacznych, dlatego przy ocenie czegokolwiek trzeba zawsze słuchać przede wszystkim swego wewnętrznego głosu.
Przy najbliższym spotkaniu z Gajowcem wszczął gwałtowną dyskusję. Zaatakował go jako przedstawiciela władzy. Rejestr zarzutów był niezwykle obszerny (przedstawiono je podczas charakteryzowania Cezarego). Narrator nie komentował tego ataku, nie wypowiadał się również na temat stanowiska Gajowca. Głosami rozmówców podnosił określone problemy. Przedtem wyraźnie uzasadniał, że zarzuty Baryki nie są oskarżeniami komunisty. Były one tragiczną częścią prawdy o Polsce. Narrator nie twierdził przy tym, że Gajowiec nie miał racji, kiedy mówił, że trzeba najpierw obronić granice państwa, zgromadzić środki na przeprowadzenie reform i wprowadzić silny pieniądz. Było to jednak za mało, zwłaszcza dla młodych, niecierpliwych, tak jak Baryka żądnych szybkich zmian.
Pewnego marcowego dnia Cezary nieoczekiwanie otrzymał liścik od Laury proponujący mu spotkanie w Ogrodzie Saskim. Poszedł na nie pełen wielkich emocji. Wzajemnym wyznaniom miłosnym nie było końca. Okazało się jednak, że to spotkanie jest już ostatnim. Laura bowiem deklarowała wierność mężowi. Wściekły Cezary nie chciał przedłużać chwili pożegnania.
W ostatniej scenie Cezary szedł obok Lulka na czele pochodu robotników protestujących przeciwko lokautowi czyli zduszeniu strajku poprzez zamknięcie fabryki. Robotnikom maszerującym na Belweder drogę zastąpił oddział żołnierzy. Cezary wysunął się na czoło manifestantów i parą oddzielnie wprost na ten szary mur żołnierzy.
"Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli."