Moje monety część I
Każdy z nas ma w swojej kolekcji monety, które z pewnych względów uważa za ważniejsze od innych. Czasem powodem jest wartość innym razem okoliczności zdobycia monety. Też mam kilka takich okazów - dzisiaj opiszę pierwszy z nich.
Na wstępie wyjaśnienie - monet w takim stanie zachowania nie powinno się włączać do poważnych kolekcji. Nie powinno się, ale czasem można. Dlaczego postanowiłem ją zachować? Być może dalsza lektura to wyjaśni.
1928, 5 złotych, "Nike"
średnica 33 mm, waga 18 gramów, srebro próby 750
w katalogu Parchimowicza nr 114
REWERS
Monetę z wyobrażeniem Nike - greckiej bogini zwycięstwa - zaprojektował znakomity rzeĽbiarz Edward Wittyg. Jego monogram można znaleĽć na rewersie, przed stopą bogini. Rysunek monety jest bardzo oszczędny. Nike, ledwo muskająca ziemię jedną stopą, wskazuje lewą ręką kierunek - marszu, natarcia? Prawa, wyciągnięta w górę ręka nakazuje uwagę. Podobnie zachowują się dowódcy w chwili wydawania rozkazu ataku. Wokół postaci jest bardzo dużo pustego miejsca - istne utrapienie dla kolekcjonera, nie ukryją się tam żadne rysy, wszystko widać jak na dłoni. Z punktu widzenia plastyka, pustka wokół rysunku postaci "wypycha" ją na pierwszy plan.
AWERS
Projektant bardzo czytelnie rozplanował elementy awersu godło, nominał i rocznik. Nike, to pierwsza moneta z oficjalnym, "ustawowym" orłem. W koronie, z głową zwróconą w lewo. Rysunku orła nie zmieniono nawet w czasach PRL-u, zdjęto mu tylko koronę. Pamiętam niedowierzanie w oczach człowieka, któremu tłumaczyłem w tamtych czasach, że pięcioramienne gwiazdki umieszczone na skrzydłach orła na monetach PRL, to nie żaden komunistyczny symbol. Musiałem wtedy sięgnąć po klaser i pokazać takie same gwiazdki na monecie przedwojennej.
Na awersie, podobnie jak na rewersie rysunek nie zajmuje całej powierzchni. Tu też jest sporo wolnego miejsca.
Identyczny awers miała póĽniej tylko jedna moneta, wybita w 1930 r. 5-złotówka upamiętniająca setną rocznicę Powstania Listopadowego, tzw. "sztandar".
RANT
Na rancie (obrzeżu) znajduje się wklęsły napis - łacińska sentencja: SALUS REIPUBLICAE SUPREMA LEX - dobro rzeczypospolitej najwyższym prawem. Wcześniej taki sam napis umieszczono na rancie okolicznościowej 5-złotówki wybitej w roku 1925 dla uczczenia uchwalenia konstytucji.
Wybito 5 odmian tej monety. Dwie w 1928 roku - różniące się obecnością znaku mennicy i po jednej w latach 1930, 1931 i 1932. W tabelce podaję nakłady, ceny szacunkowe i znane mi ostatnie notowania rynkowe.
rocznik |
opis |
nakład |
stan I |
stan II |
stan III |
uwagi |
1928 |
ze znakiem mennicy |
7 500 000 |
800,00 |
300,00 |
150,00 |
na Allegro uzyskiwano ostatnio za monety w III stanie ceny od 99 do 150 zł |
1928 |
bez znaku mennicy |
10 000 000 |
900,00 |
300,00 |
150,00 |
na Allegro uzyskiwano ostatnio za monety w III stanie ceny od 99 do 250 zł |
1930 |
ze znakiem mennicy |
5 900 000 |
2 500,00 |
1 700,00 |
1 000,00 |
GGN aukcja 21 - stan I- 1220,00 |
1931 |
ze znakiem mennicy |
2 200 000 |
3 000,00 |
2 000,00 |
1 200,00 |
WCN aukcja 17 - stan II- 800,00 |
1932 |
ze znakiem mennicy |
3 100 000 |
20 000,00 |
7 000,00 |
3 000,00 |
WCN aukcja 17 - stan III 2 860,00 |
Pewne zdziwienie może budzić niezwykle wysoka wycena monety z roku 1932 - nakład poprzedniego rocznika był przecież niższy. Wyjaśnienie jest proste. W roku 1932 dała o sobie znać inflacja. Wartość srebra zawartego w tej monecie przewyższyła jej wartość nominalną, wobec czego większość nakładu wycofano i przetopiono. Ukazały się nowe 5-złotówki z portretem kobiety otoczonym aureolą z kłosów. ¦rednica 28 mm, waga 11 gramów. Nawiasem mówiąc, wśród monet o tym rysunku mamy dwie, teoretycznie rzadkie, w praktyce popularne - 2 zł i 5 zł z roku 1934. Nakłady obu wynoszą po 250000 egz, co absolutnie nie znajduje odzwierciedlenia w notowaniach katalogowych i rynkowych. Dziwne!
A teraz conieco o historii mojego, mocno sfatygowanego egzemplarza. Miałem wtedy nie więcej, niż 14 - 15 lat. Jadłem sobie spokojnie obiad, a przez otwarte okno (było lato) słyszałem, że kilku nieco młodszych kolegów z podwórka oddaje się hazardowo-zręcznościowej grze na pieniądze. Polegało to na tym, że uczestnicy stawali na linii kilka metrów od ściany budynku i rzucali w jej kierunku drobnymi pieniążkami. Moneta musiała odbić się od ściany i upaść blisko niej. Wygrywał zawodnik, którego moneta leżała najbliżej ściany. Grywało się raczej drobniakami, ale po pewnych modyfikacjach reguł dopuszczało się rzucanie innym przedmiotem monetopodobnym, np. podkładką. Trzeba tylko było wcześniej zadeklarować odpowiednią kwotę do puli. Dawało to sporą przewagę posiadaczom podkładek albo krążków wykonanych z ołowiu - niemal przyklejały się do ściany. Między kolejnymi łyżkami zupy usłyszałem, że do gry dołączył nowy uczestnik. DĽwięk wydany przez rzucaną przez niego monetę postawił mnie na nogi. Zdumionym rodzicom powiedziałem, że muszę na moment wyjść, zbiegłem na podwórko i sprawdziłem, czym rzuca kolega. Targi trwały parę sekund. W efekcie, towarzystwo pod oknem delektowało się krówkami ciągutkami (a może były to irysy?), a ja kończyłem obiad, jako świerzo upieczony właściciel NIKE 1928 - najcenniejszej wówczas monety w moim zbiorze. I jak tu się teraz jej pozbyć?
Jerzy Chałupski