RASPUTIN -,.ŚWIĘTY DEMON" NA DWORZE CARÓW
Zwłoki pod lodem
Jest mroźny ranek 19 grudnia 1916 r. W Petersburgu, w po-
bliżu mostu Piotrowskiego, po zamarzniętej odnodze Newy
krzątają się policjanci. Z pochylonymi głowami przeczesują
rzekę od jednego brzegu do drugiego. Najwyraźniej czegoś
- lub kogoś - poszukują. Nagle zatrzymują się, widząc pod
lodem zarysy ludzkiego ciała. Z wyrąbanej naprędce przerębli
wydobywają z trudem wielkie i ciężkie zwłoki mężczyzny. Nie
ma kłopotów z identyfikacją, już od dwóch dni wiadomo
w Sankt Petersburgu o zaginięciu pewnej znanej postaci.
Rozkaz poszukiwania nadszedł z carskiego pałacu, zaginiony
uchodził bowiem za zaufanego rodziny panującej. W przed-
rewolucyjnej Rosji, zaangażowanej w pierwszą wojnę świato-
wą, kochano go i nienawidzono zarazem. Jedni przypisywali
mu nadprzyrodzone zdolności uzdrowicielskie i czcili go ni-
czym boskiego wysłannika. Inni - i tych było w rosyjskiej
stolicy więcej - uważali go za potwora, maniaka seksualnego.
Widziano w nim cudotwórcę, jasnowidza i hipnotyzera, ale
także szarlatana, hochsztaplera i demona. Grigorij Jefimowicz
Rasputin - bo o nim mowa - zasłużył sobie na wszystkie
te określenia.
Zakonserwowane przez trzaskający mróz ciało zostało prze-
wiezione do szpitala wojskowego w Czezmie i tam poddane
sekcji. Oficjalny protokół stwierdzał liczne rany postrzałowe.
Rasputin padł niewątpliwie ofiarą zabójstwa, czynu zbrodni-
czego, nie będącego jednak zupełną niespodzianką. Nieraz
już próbowano dokonać na niego zamachu. Lekarze znaleźli
w jego płucach wodę i ślady wodorostów, co wskazuje, że
denat żył jeszcze, gdy wrzucono go do rzeki. Czy przyczyną
śmierci było utopienie? Jeżeli tak, dlaczego nie zmarł na skutek
ran postrzałowych; przecież jedna z kul przeszyła mózg? Co
się właściwie wydarzyło? Dlaczego faworyt cara i carycy, kon-
trowersyjny wprawdzie, ale jednak wpływowy, musiał skończyć
jako topielec?
Ta śmierć kryje w sobie wiele tajemnic. Największa z nich
wiąże się z zagadkowym proroctwem Rasputina. Krótko przed
swoim zgonem powiedział carowi Mikołajowi II: "Jeśli coś mi
się stanie, stracisz koronę i spotka was straszliwe nieszczęś-
cie". Czy był to tylko przejaw arogancji człowieka, który uważał
się za nieśmiertelnego?
Chłopiec z Syberii
"Ra-, Ra-, Rasputin, Russia's greatest love machine"
- ten marny przebój disco stał się w latach siedemdzie-
siątych naszego stulecia hitem w Europie Zachodniej. Mało
kto wiedział o niechlubnym końcu tytułowego bohatera,
nie mówiąc już o jego prawdziwej historii. Wszystko, co
wiązało się z wyuzdanym seksem, po prostu dobrze się
sprzedawało. Brukowe powieści i kasowe filmy pornografi-
czne o ulubieńcu cara ukazywały się już w latach trzydzie-
stych, opatrzone tytułami, przedstawiającymi go jako czło-
wieka kierowanego niepohamowanymi popędami: "Orgie
na dworze carów", "Demon kobiet", "Bóg i szatan". Jego
życie niewątpliwie wypełnione było rozkoszami zmysłowy-
mi, przede wszystkim jednak przypadło na okres, kiedy
wielkie imperium rosyjskie znalazło się w głębokim kryzysie
społecznym. Okres oznaczający koniec wielowiekowej mo-
narchii i historyczny przełom o konsekwencjach dla całego
świata.
Cała historia rozpoczęła się daleko za Uralem, tam, gdzie
syberyjski step bez końca rozpościera się ku wschodowi. Nad
rzeką Turą leży wieś Pokrowskoje. Wśród zabudowy przewa-
żają parterowe, drewniane chałupy z dwiema izbami po obu
stronach drzwi wejściowych. Bogatszych chłopów stać na
piętrowy dom. Ciepła dostarcza piec, w zimie zbiera się wokół
niego cała rodzina. Po wodę trzeba chodzić do studni. 10
stycznia 1869 r. żona Jefima Jakowicza Rasputina, Anna, po-
wiła syna, któremu dano imię Grigorij. "Rasputin"' znaczy po
rosyjsku "rozpustnik". Wiele lat później tajna policja podej-
rzewała, że jest to przydomek. Jak się jednak okazało, na-
zwisko to jest popularne w okolicy Pokrowskoje.
Rodzicom Grigorija powodziło się dosyć dobrze. Oprócz
pola i bydła posiadali konie, które wynajmowali do przewozu
poczty, towarów i ludzi do najbliższych większych miejscowo-
ści: Tobolska i Tiumeniu. Sam chłopak był leniwy, nie uczył
się nawet czytać i pisać - podobnie jak większość rówieś-
ników - najczęściej drzemał całe dnie. Unikał pracy w polu,
od czasu do czasu zatrudniał się tylko jako furman, powożąc
końmi ojca. Jego młodsze rodzeństwo wcześnie zmarło. Grisza
przesiadywał najchętniej w karczmie i zabijał nudę wódką.
Awanturował się i uganiał za kobietami, obmacywał i rozpinał
im bluzki - prostacko i ordynarnie. Takie maniery prowoko-
wały doniesienia na policję, często wszczynano dochodzenia.
Urzędowe akta zawierają opis przyszłego "mnicha": "Wzrost
1,82 m, włosy jasne, zmierzwione, twarz pociągła. Nos prze-
ciętny, bujny zarost. Cera blada, zapadłe, duże, przepastne
oczy".
Już wtedy fascynowały oczy tego młodzieńca. Jego spoj-
rzenie przenikało i paraliżowało. Czy widział także przyszłość?
Pewne fakty zdają się świadczyć o jego zdolności jasnowi-
dzenia. Wkrótce po śmierci matki chłopiec wskoczył do rzeki,
ratując starszego brata - Miszę, który zresztą i tak zmarł na
skutek pęknięcia podstawy czaszki. Natomiast nasz bohater
przeziębił się i gorączkował przez długi czas. Podczas jego
choroby w domu Rasputinów zebrała się grupa mężczyzn ze
wsi, rozmawiając o kradzieży jedynego konia najuboższemu
chłopu w Pokrowskoje. W tym momencie malec wymówił
wśród gorączkowych majaków imię złodzieja. Ponieważ cho-
dziło o najbogatszego w okolicy gospodarza, nikt nie wierzył
Griszce. Niektórzy, wiedzeni ciekawością, zakradli się jednak
do stajni domniemanego przestępcy - i rzeczywiście zna-
leźli tam skradzionego konia. Od tamtej pory datuje się
przekonanie o proroczych zdolnościach późniejszego car-
skiego faworyta. Tymczasem on sam uchodził jednak we wsi
za złodziejaszka. Guz na czole, ukrywany przez całe życie
pod długimi włosami, pochodził od ciosu pewnego gos-
podarza, który nakrył Grigorija na gorącym uczynku. Roz-
ważano nawet zesłanie go na wschód Syberii. Wniosek
wprawdzie oddalono, mimo to Rasputin postanowił ruszyć
w świat. udał się na pielgrzymkę. Opowiadano, że opusz-
czając Pokrowskoje ujrzał w promieniach słońca Matkę
Boską. Wędrówka chłopaka trwała wiele miesięcy. Pieszo
przemierzał setki kilometrów między jednym a drugim kla-
sztorem. Był to w owych czasach szeroko rozpowszech-
niony zwyczaj. Wielu Rosjan wierzyło, że w ten sposób
można odkupić swoje grzechy i zbliżyć się do Boga. Nasz
bohater pielgrzymował samotnie, zdany tylko na siebie.
Cierpiał głód, pragnienie i obcował z naturą w religijnej
niemal ekstazie: "Szedłem wzdłuż rzek, w przyrodzie znala-
złem pocieszenie i myślałem przy tym o Zbawcy i jego
wędrówce. Natura nauczyła mnie kochać Boga i rozmawiać
z nim. Natura może wiele nauczyć w swej nieskończonej
mądrości. Wiosna zaś oznacza wielkie święto dla religijnego
człowieka. tak jak wszystko rozwija się na polach, tak dzieje
się również z człowiekiem, który podąża śladami Boga. Jego
dusza otwiera się, rozkwita bowiem niczym majowa przyro-
da." Młodzieniec czuł się bliski Bogu. Złote dachy prawosław-
nych klasztorów, błyszczące z oddali, wydawały mu się
świadkami radosnej nowiny, skierowanej właśnie do niego.
Jednym z tych klasztorów był Abalak, położony wysoko nad
Irtyszem. Początkowo pielgrzym chciał tylko pomodlić się
przed pewną ikoną, uważaną za słynącą cudami, ale gdy
ujrzał w świetle zachodzącego słońca dachy Abalaku, poczuł
powołanie, zapragnął zostać "świętym człowiekiem".
Poprzez rozmowy z zakonnikami i pustelnikami Rasputin
poznał wiele cytatów z Biblii i mądrych przypowieści. Wciąż
jeszcze nie umiał czytać. Chciał być świętym starcem, sługą
Boga. Po kraju krążyło ich wówczas wielu: głosili kazania, nie
mieli dachu nad głową, utrzymywali się z gościnności od-
wiedzanych wiosek. Życie pełne biedy, samotności i wy-
rzeczeń urozmaicały tylko pobyty w klasztorach. W Rosji
u schyłku XIX w. kryzys ogarnął nie tylko państwo, ale
i Kościół, wszędzie tworzyły się podejrzane sekty. Grigorij
poznał jedną z nich, nocując u pewnej rodziny, która udzieliła
mu schronienia. Nocą okazało się, że znalazł kwaterę u człon-
ków sekty tzw. chłystów. Chłystowie głosili bogobojność,
zaś każda gmina wyznaniowa powinna według nich posiadać
własnego "Chrystusa" i własną "Matkę Boską". Uważali, że
prawdziwa pokuta odbyć się może tylko poprzez grzech
- konkretnie akt seksualny. Misteria sekty odbywały się
w ekstatycznym tańcu, podczas którego wierni wpadali
w trans, zrzucali odzienie i oddawali się dzikiej orgii. Podobno
w wierzeniach chłystów najbardziej fascynował Rasputina
właśnie grupowy seks. Widział w tym możliwość pogodzenia
swych żądz z wizerunkiem "świętego". Między innymi dlate-
go przedstawiciele arystokracji petersburskiej tak łatwo ulegali
potem jego wpływowi, bowiem wznosił się ponad tradycyjne
pojęcie moralności.
Urzędowe dochodze-
nie, wszczęte w 1908 r.
w celu wyjaśnienia prze-
szłości nieokrzesanego
chłopa, nie stwierdziło je-
dnoznacznie, czy był on
członkiem potępionej sek-
ty2. Gdyby znaleziono do-
wody, jego losy potoczy
łyby się z pewnością
inaczej. Ustalono jedynie
zbieżności pomiędzy "e-
wangelią grzechu" przybysza z Syberii a naukami chłystów,
podobieństwa, których trudno nie zauważyć.
Po długiej wędrówce 18-letni już Griszka wrócił do rodzinnej
wioski. Podczas pewnej zabawy poznał prostą, spokojną dzie-
wczynę z sąsiedztwa - Praskowię Fiodorowną Dubrowinę
i wkrótce ją poślubił. Mieli trójkę dzieci: syna Dymitra i dwie
córki - Marię (Matrionę) i Warwarę3.
Chłopak z Petersburga
Wieś Pokrowskoje leży po azjatyckiej stronie Uralu. Syberia
była wprawdzie częścią ogromnego imperium carów, ale
Rosjanie o europejskiej orientacji uważali ją za obszar po-
zbawiony jakiejkolwiek cywilizacji, nadający się tylko dla
zesłańców. Na zachodzie mocarstwa, ponad dwa tysiące
kilometrów od rodzinnych stron Rasputina, leży Sankt Peters-
burg, ówczesna stolica. Od dziesięcioleci panowała tam "z
Bożej łaski" dynastia Romanowów. Wspaniałe budowle i fa-
sady, dzieła pokoleń włoskich, francuskich i niemieckich
architektów, zapewniły Petersburgowi rangę światowej met-
ropolii. Rozwijający się przemysł i zagraniczne inwestycje
dodawały atrakcyjności miastu nad Newą. Jednak pozory
mylą. Oślepione przepychem koła dworskie nie przeczuwały,
że siedzą na beczce prochu.
Car Aleksander III rządził krajem żelazną ręką. Jego pano-
wanie opierało się na trzech filarach: samowładztwie, prawo- '
sławiu i świadomości narodowej. 6 maja 1868 r. carowa Maria
Fiodorowna wydała na świat pierwsze dziecko - następcę
tronu, Mikołaja. Chłopiec dorastał w warunkach odpowiednich
dla przyszłego władcy, wkrótce jednak okazało się, że jest
inny niż ojciec: miły, trochę niepewny, wręcz nieśmiały. Po-
czątkowo poddani wiązali jakieś nadzieje na reformy z brakiem
pewności siebie i delikatną posturą młodzieńca, okazały się
one jednak płonne.
Gdy Mikołaj miał 16 lat, rozpoczął romans, który trwał do
końca jego życia. Zakochał się na zabój w pewnej Niemce.
Była to księżniczka Alice Viktoria Elena Luise Beatrice von
Hessen-Darmstadt, bratanica cesarza Niemiec, wnuczka
królowej angielskiej - Wiktorii. Alicja odwiedziła Rosję
w 1884 r. z okazji
zaślubin swej siostry
- Elisabeth z wiel-
kim księciem Sergiu-
szem, stryjem Miko-
łaja. Piękna Niemka
(zwana księżniczką
Sunshine - "słone-
czną księżniczką")
miała dopiero 12 lat,
mimo to wpadła . ....
w oko następcy tro-
nu, zawiązała się
między nimi nić
sympatii. Zobaczyli
się ponownie dopie-
ro pięć lat później.
Młodzieniec opo-
wiedział tymczasem
rodzicom o swoim uczuciu. Matka nie lubiła jednak "zimnej
Niemki", poza tym przyszły monarcha ze względu na rację
stanu powinien raczej poślubić francuską księżniczkę. Dwór
uważał, że Alicja źle się ubiera, jest zbyt nerwowa i niezgrab-
na. Wypominano nawet jej nie najlepszą francuską wymowę.
Samej księżniczce heskiej podobał się młody, przystojny
i sympatyczny Rosjanin, ale nie myślała o małżeństwie. Była
głęboko wierzącą protestantką, zaś carewicz należał do
cerkwi prawosławnej. Jednak interesy państwowe i różnice
religijne nie zdołały w końcu powstrzymać uczucia - 8 kwiet-
nia 1894 r. odbyły się uroczyste zaręczyny. "Boże, kamień
spadł mi z serca. Cały dzień chodzę jak w transie, nie poj-
mując, co naprawdę się wydarzyło" - pisał Mikołaj w pamię-
tniku.
Narzeczeństwo nie trwało długo. Car Aleksander III, zaled-
wie 59-letni, zachorował ciężko na nerki, liczono się z naj-
gorszym. Następca tronu poprosił ukochaną, aby przybyła do
Rosji i pomogła mu w ciężkich chwilach. Alicja przyjechała
w samą porę, dzień później, 20 października imperator zmarł.
Przyszła carowa podczas pierwszego oficjalnego wystąpienia
w Petersburgu była spowita kirem. Czyżby zły omen? 14
listopada przerwano na jeden dzień żałobę państwową, Alix
- jak nazywał ją narzeczony - zamieniła czarną suknię na
białą, przetykaną srebrem - i odbył się ślub. Panna młoda
przyjęła wcześniej prawosławie oraz imię Aleksandra Fiodo-
rowna. Z szacunku dla zmarłego koronację przeprowadzono
dopiero półtora roku później, 14 maja 1896 r. Zgodnie
z tradycją ceremonia miała miejsce w Moskwie, dawnej
stolicy, gdzie Iwan Groźny 350 lat wcześniej przyjął tytuł
"cara Wszechrosji". Wszędzie w kraju odezwały się tego dnia
dzwony, imperium pokazało się z całą pompą i blaskiem.
Sama ceremonia w katedrze trwała pięć godzin. Mikołaj nosił
koronę w kształcie mitry, wykonaną w 1762 r. dla Katarzyny
Wielkiej. Zdobił ją krzyż, ułożony z 44 dużych brylantów, 38
różowych pereł i wielkiego rubinu
pośrodku. Wkładając koronę, wład-
ca został jednocześnie zwierzchni-
kiem cerkwi prawosławnej. Gdy
para cesarska wychodziła z soboru
uspieńskiego po stopniach wyło-
żonych czerwonymi dywanami, wi-
tały ją saluty armatnie. Dla 7000
gości przygotowano wspaniałą
; ucztę.
Prosty lud miał się tego dnia
także weselić. Car urządził festyn
( ludowy na Polu Chodyńskim, pla-
cu ćwiczeń saperów. Rowy i doły
przykryto deskami, ustawiono 150
baraków z darmowymi posiłkami
i napojami. Rozrywki dostarczyć
miał cyrk, teatr, koncerty. Już od
północy w pobliżu placu groma-
dziły się tłumy, które po otwarciu
festynu runęły w kierunku bud.
Ktoś rozpuścił bowiem pogłoskę,
że jedzenia nie starczy dla wszyst-
kich. Deski nie wytrzymały ciężaru,
, setki osób wpadły do rowów, ogar-
nięta paniką tłuszcza tratowała się
nawzajem. Zewsząd dobiegały
, krzyki rozpaczy i wołania o po-
moc, wieczorem doliczono się
2000 zabitych i jeszcze więcej
, rannych. Mikołaj był zaszokowany,
chciał przerwać uroczystości, ale
sprzeciwiał się temu protokół
dworski. Z czerwonymi od płaczu
oczami tańczyła więc Alix walca
koronacyjnego. Katastrofa zawisła
nad nowym władcą niczym ciem-
na chmura. Od razu rozeszły się też pogłoski, że Niemka
przynosi nieszczęście.
Młode małżeństwo zamieszkało w Pałacu Aleksandrowskim
w Carskim Siole pod Petersburgiem, dość skromnym w porów-
naniu z przepychem imperium. Kilka kroków dalej znajdował
się Pałac Katarzyny, oficjalna letnia rezydencja. Pałac Aleksan-
drowski wydawał się być właściwym miejscem dla wrażliwej
carowej. Stwarzał wrażenie przytulnego, rodzinnego domu
i pozwalał zachować dystans w stosunku do teściowej - Marii
Fiodorownej, która nie potrafiła zaakceptować heskiej księż-
niczki i ukryć swej pogardy dla synowej. W krótkich odstępach
czasu cesarskiej parze urodziły się cztery córki - Olga, Ta-
tiana, Maria i Anastazja. Przy narodzinach ostatniej zdespe-
rowany Mikołaj samotnie przechadzał się po parku - jak
donoszą naoczni świadkowie - zanim z wymuszonym
uśmiechem pospieszył ucałować żonę i dziecko. Dziewczynki
były wprawdzie urocze i śliczne, ale dziedziczna monarchia
potrzebowała męskiego następcy.
W tym czasie Rasputin, człowiek z dalekiej Syberii, znów
porzucił swoją młodą żonę, dzieci, dom i rolę - ponownie
wyruszył w drogę. Przebył ponad 3000 km, wędrując od
jednego klasztoru do drugiego. Jednym z najważniejszych
momentów w jego życiu stał się dłuższy pobyt w klasztorze
w Wierchoturju. Przywdział zakonny habit i z zadziwiającą
dyscypliną poddał się surowym ćwiczeniom religijnym,
przeplatanym ciężką pracą. Poszerzał swoją wiedzę i po-
siadł sztukę rozróżniania i stosowania pobudzających ziół.
My także pojechaliśmy z kamerą do Wierchoturja. Jazda
autobusem z Jekaterynburga zdawała się nie mieć końca
- sześć godzin po wyboistych drogach. Wreszcie odnaleź-
liśmy małą wieś i klasztor. Niewiele pozostało z dawnej
świetności - zaniedbane budynki zamieszkuje obecnie 15
mnichów. Opat od razu zapytał nas, co sądzimy o Grigoriju
Jefimowiczu. Jesteśmy jeszcze w trakcie poszukiwań, nie
wyrobiliśmy sobie ostatecznego sądu - odrzekliśmy, i ta
odpowiedź chyba go zadowoliła. Przyniósł bowiem karton
ze starymi fotografiami - najwyraźniej należał do cichych
wielbicieli późniejszego ulubieńca carowej. Ojciec Grigorij
przysłużył się klasztorowi - twierdzi - nawet rosyjska para
cesarska odwiedziła Wierchoturje podczas jednej z piel-grzy-
mek. Zakonnik nie zgodził się na wywiad przed kamerą.
W pobliżu klasztoru żył na przełomie wieków znany pustel-
nik - Makary. Powiedział on Rasputinowi o szczególnym
zadaniu, jakie przeznaczył mu Bóg, i poradził udać się naj-
pierw do świętych miejsc: do Jerozolimy i na górę Atos, poło-
żoną na końcu półwyspu, w północnej Grecji. Trudno dostępna,
otoczona urwiskami spadającymi stromo do Morza Egej-
skiego, była i jest centrum wiary prawosławnej. Grisza po-
szerzył tu znajomość Biblii i doskonalił swoje retoryczne
umiejętności. Wrażenie, jakie zrobiło na nim to miejsce, nie
zmieniło wewnętrznego postanowienia: do życia zakonnego
nie jest stworzony. Doświadczenia zebrane w wędrówkach
po klasztorach podsumował słowami: "Jeśli jesteś dobrym
człowiekiem, idź do zakonu - tam cię uczynią złym. Życie
klasztorne nie jest w moim guście - panuje tam przemoc.
Mnisi obrastają tłuszczem tak, że ledwie się ruszają - lenis-
two ich zabija. Nikomu, kto chce prowadzić religijne życie,
nie radzę wstępować do zakonu. Widziałem tam ludzi, którzy
nie zachowują się jak mnisi, tylko robią, co im się podoba".
Zraziły go intrygi, bójki i propozycje homoseksualne, jakie
podobno otrzymywał. krótko przed przyjęciem do stanu
duchownego przybysz z Syberii postanowił więc opuścić Atos
i szukać swego miejsca w życiu świeckim. Na niedoszłego
eremitę czekały większe zadania.
Na razie powrócił do żony i dzieci. Najwyraźniej coś się
w nim zmieniło: dziki Rasputin został wegetarianinem, przestał
palić, a nawet pić. Rozeszła się wieść, że posiada uzdrawiającą
moc, być może przyczyniła się do tego jego wiedza o lecz-
niczych właściwościach ziół. Opowiadano sobie, że kiedyś
położył rękę na czole niezwykle narowistego ogiera, którego
nikt nie potrafił okiełznać - i zwierzę natychmiast się uspo-
koiło. Ludzie ze wsi i okolic zaczęli przychodzić do "ojca
Grigorija", prosząc go o pomoc, radę i oczyszczenie z grze-
chów. On sam wykopał obok domu ziemiankę, nazwał ją
"łaźnią i domem modlitwy". Zamykał się tam z "braćmi" i "sio-
strami", aby medytować albo wtajemniczać ich w szczegóły
nauki o "pokucie przez grzech". Cała wieś szeptała, co na-
prawdę działo się w owej "łaźni". Żona "proroka", która mu-
siała karmić "pielgrzymów", nieraz przepędzała miotłą jego
"uczennice".
Niepojęte zauroczenie
"Idź, wiem, że jesteś wy-
brany do ważniejszych rze-
czy" - tymi słowami zrezyg-
nowana Praskowia Fio-
dorowna żegnała męża, gdy
w roku 1903 udawał się
w drogę do stolicy. Miał wte-
dy 34 lata. Pragnął rzekomo
zebrać pieniądze na odno-
wienie kościoła w Pokrows-
koje i spotkać świętego Jana
z kronsztadu, ale w rzeczywi-
stości chciał się po prostu
znów powłóczyć. W Peters-
burgu jakaś dziwna siła wyda-
je się przyciągać go do cars-
kiej rezydencji i jej mie-
szkańców. Tymczasem 30 li-
pca 1904 r. uszczęśliwiony Mikołaj II pisał w swoim dzien-
niku: "Niezapomniany i wielki to dla nas dzień, w którym
Bóg obdarzył nas łaską. O 1.15 Alix urodziła syna, daliśmy
mu na imię Aleksy". Przyszedł wreszcie na świat długo
oczekiwany następca tronu, na którym spoczywały wszyst-
kie nadzieje cara i carowej. Dla Rasputina było to zrządzenie
losu.
Chłopiec był śliczny, uroczy i przez wszystkich kochany, ale
już w wieku kilku miesięcy przysporzył rodzicom trosk. Nie-
wielkie skaleczenie krwawiło długo i nie dawało się zatamować.
Aleksy dostał gorączki, silnych bólów, rana gwałtownie na-
brzmiała. Atak trwał dwa dni, potem pozornie wszystko wró-
ciło do normy. Jakiś czas później zrozpaczeni rodzice musieli
spojrzeć prawdzie w oczy - ich syn cierpiał na nieuleczalną
chorobę, hemofilię. Wiele osób natychmiast obarczyło za to
matkę. "Niewinne dziecko musiało cierpieć z powodu nie-
ostrożności dworu rosyjskiego przy wyborze narzeczonej.
Tej nocy nasz monarcha postarzał się o dziesięć lat", pisał
szwagier Mikołaja, wielki książę Aleksander Michajłowicz. Tą,
która dała początek dziedzicznej chorobie, była babka Alek-
sandry, królowa angielska - Wiktoria. Nosicielami choroby
są kobiety, natomiast zapadają na nią wyłącznie mężczyźni.
każde drobne skaleczenie może być śmiertelne, bez szans
na wyleczenie. Carewicz musiał więc znaleźć się od małego
pod specjalną opieką. Niezwykle silny marynarz o nazwisku
Derewienko otrzymał zadanie czuwania nad delikatnym
chłopcem.
Tragiczny los wycisnął piętno na carowej. Stała się ner-
wowa, histeryczna, coraz częściej cierpiała na migreny. Wy-
cofała się prawie całkiem z życia publicznego, ukazując się
oficjalnie tylko w razie konieczności. Jej myśli opanowała
ciągła obawa przed niebezpieczeństwami grożącymi synowi.
Lekarzy zobowiązano do milczenia, chorobę traktowano jak
tajemnicę państwową. Na tym polegał szczególny dramat
Romanowów. Gdyby Rosjanie, naród lubiący dzieci, wiedzie-
li o cierpieniach Aleksieja, być może łatwiej zrozumieliby
wydarzenia na dworze i rozpaczliwe starania Aleksandry
o uratowanie dziecka. Mur milczenia odgradzał jednak ro-
dzinę panującą od ludu, tylko plotki wydostawały się na
zewnątrz.
Rasputin zaaklimatyzował się tymczasem w Petersburgu.
Odwiedzał cerkwie, poprzez biskupa Sergieja, opata Ławry
Aleksandra Newskiego, poznał tzw. lepsze towarzystwo. Pe-
wna wytworna dama, Olga Łochtina, miała nauczyć nieokrze-
sanego mużyka czytania i pisania. Niejako przy okazji została
na wiele lat jego kochanką. Wprowadzała go też do salonów
stolicy. Tajemniczy przybysz zwracał uwagę eleganckich dam
i mężczyzn, ponieważ wyglądał inaczej niż oni: zmierzwiona
broda, kaftan, szarawary, buty z wysokimi cholewami. Szybko
znalazł wielu protektorów, chętnie udzielano mu gościny. Nie
miał jeszcze własnego mieszkania, chociaż nie z powodu
braku pieniędzy - często bowiem otrzymywał mniejsze
i większe sumy w podzięce za pomoc. Był w modzie szcze-
gólnie u znudzonych dam znakomitych rodów. Wysłuchiwa-
nie ich "spowiedzi" było dla samouka zza uralu smakowitym
kąskiem, a zwłaszcza towarzyszące takim seansom kontakty
cielesne. Trudno powiedzieć, co kobiety widziały w cuchną-
cym i zaniedbanym prostaku. Prawdopodobnie traktowały
go jako urozmaicenie po całych rzeszach przypudrowanych
i uperfumowanych dżentelmenów. Odraza zamieniała się
w fascynację. Rasputinowi przypisywano też niewyczerpaną
energię seksualną.
On sam zdawał się odczuwać szczególne podniecenie, gdy
ktoś - bez żadnych erotycznych podtekstów - szukał u niego
jedynie wsparcia duchowego. Jeden ze świadków ówczesnych
wydarzeń donosił, co przytrafiło się pewnej młodej dziew-
czynie, która przyjechała z prowincji, by spotkać "świętego
starca": "Usiadł naprzeciwko, przysunął się do niej blisko,
jego jasnoniebieskie oczy zrobiły się ciemne i głębokie. Ostre,
przeszywające spojrzenie przykuło ją do miejsca, ołowiany
ciężar rozlał się po jej członkach, gdy wielkie, pomarszczone
i wykrzywione pożądaniem oblicze mnicha zbliżyło się do jej
twarzy. Dziewczyna poczuła na policzku gorący oddech i ujrza-
ła, jak jego płonące oczy wędrują po jej bezbronnym ciele.
Głos chłopa przeszedł w namiętny szept, mamrotał dziwaczne
i lubieżne słowa. Nieszczęsna już miała oddać się uwodzicie-
lowi, gdy coś się w niej przebudziło, zaczęła walczyć z nie-
mocą. On poczuł widać jej rosnący, wewnętrzny opór, po-
chylił się i po ojcowsku pocałował ją w czoło. Jego oblicze
wygładziło się, przybrało znów łagodny, niemal pokorny
wyraz, i tylko w głębi źrenic czaił się jeszcze inny człowiek,
zmysłowe zwierzę". Niewielu kobietom udało się oprzeć
rozpustnikowi, tak jak owej dziewczynie. Jego powodzenie
opierało się także na umiejętności przemawiania. Potężnym
głosem cytował wersety z Biblii i religijne przypowieści.
Najbardziej charakterystyczne u "demona kobiet" były jed-
nak jego oczy, wręcz hipnotyzujące. "Osobowość tego sy-
beryjskiego mużyka najsilniej uzewnętrzniała się w jego
oczach, jasnoniebieskich, głębokich, dziwnie przyciągają-
cych. Spojrzenie ma jednocześnie przenikliwe i czułe, naiw-
ne i przebiegłe, nieobecne i czujne. Gdy zagłębiał się w roz-
mowę, te źrenice wywierały wręcz magnetyczny wpływ"
pisał Maurice Paleologue, ówczesny ambasador francuski
w Rosji.
We wtorek, 1 listopada 1905 r. doszło do brzemiennego
w skutki spotkania. Mikołaj zanotował w swoim pamiętniku:
"Chłodny, wietrzny dzień. Kanał pokrył się lodową skorupą.
Cały ranek byłem bardzo zajęty (...) piliśmy herbatę z Milicą
i Staną4. Poznaliśmy świętego człowieka - Grigorija z guberni
tobolskiej". Mikołaj II pilnie potrzebował moralnego wsparcia,
nie był szczęśliwym władcą. Zawiódł pokładane w nim nadzieje
na liberalizację państwa, zamiast na reformy, postawił na reak-
cję i konserwatyzm. Od początku nie pozostawił cienia wąt-
pliwości, że zamierza zachować absolutne rządy. Światłe spo-
łeczeństwa Europy Zachodniej uważały go za tyrana, lecz
w oczach licznych dworaków z bliższego otoczenia uchodził
za słabeusza i pantoflarza. Wojna z Japonią, rozpętana w lutym
1904 r., zakończyła się półtora roku później porażką Rosji.
Rosła w siłę wewnętrzna opozycja, gdyż bieda ludu stawała
się coraz nieznośniejsza. W miastach, do których napływała
głodująca ludność wiejska, zaczęło brakować żywności. Wresz-
cie doszło do rozruchów, strajków i do tragedii, nazwanej
"krwawą niedzielą". 22 stycznia 1905 r. 150 tys. demon-
strantów maszerowało w kierunku Pałacu Zimowego, by prze-
kazać carowi petycję. On sam pod naciskiem doradców opuś-
cił stolicę i wyjechał do Carskiego Sioła - dla bezpieczeństwa.
Mimo to oddziały gwardii uznały protest za zagrożenie
- albo przynajmniej za niebezpieczną prowokację - i ot-
worzyły ogień do bezbronnych tłumów. Padło wiele setek
ofiar, ale nie powstrzymało to wystąpień. Marynarze na
pancerniku "Potiomkin" wzniecili bunt, w fabrykach po-
wstawały rady robotnicze, doszło do strajku generalnego.
Monarcha musiał ugiąć się, obiecał konstytucję, prawa oby-
watelskie i parlament - Dumę. Równało się to zgodzie na
ograniczenie swojej władzy - a być może zagrażało także
sukcesji małego Aleksieja.
Ciężkie chwile jakby dodały sił carowej - od tej pory
walczyła nie tylko o życie syna, ale także o tron dla niego.
Coraz częściej doradzała mężowi w sprawach politycznych.
Mikołaj nie pojmował przyczyn powtarzających się wciąż
niepokojów społecznych - uważał, że uczynił dla swych
poddanych wszystko, co możliwe. Rozczarowany i rozgory-
czony krył się możliwie najczęściej w zaciszu swoich wiejskich
rezydencji. Były przytulniejsze i bardziej rodzinne niż stołecz-
ne, reprezentacyjne pałace. W wolnych chwilach imperator
nie tylko prowadził dziennik, ale z pasją oddawał się foto-
grafowaniu i filmowaniu. Pozostało po nim wiele prywatnych
zdjęć i amatorskich filmów, przez wiele lat po rewolucji
bolszewickiej skrzętnie ukrywanych. Radzieckie służby bez-
pieczeństwa nie pozwalały na publiczną prezentację tych
materiałów, aby nie budzić sympatii dla wyklętego oficjalnie
caratu. Dopiero upadek Związku Radzieckiego umożliwił
dostęp do archiwalnych fotografii. Pokazują one obraz szczę-
śliwej rodziny - piątkę uroczych dzieci i troskliwych rodzi-
ców. Sielankę tę wciąż przesłaniała jednak troska o zdrowie
następcy tronu.
Rasputin na dworze carskim
Latem 1907 r. w Pałacu Aleksandrowskim zapanował wielki
niepokój. Mały Aleksiej upadł podczas zabawy w parku i nie-
ustannie krwawił. Lekarze byli bezsilni, zrozpaczona carowa
kazała wezwać "mnicha". Ktoś opowiedział jej, że Grigorij
potrafi czynić cuda. Przyjechał więc natychmiast do Carskiego
Sioła i udał się do pokoju chorego. Wziął go na ręce, pomodlił
się i rzekł: "Mój synu, otwórz oczy i uśmiechnij się. Nie cierpisz
już więcej i jesteś teraz szczęśliwy". Carewicz popatrzył mu
w oczy, uspokoił się i zasnął. Wkrótce potem krwotok ustał.
Trudno powiedzieć, co się naprawdę wtedy wydarzyło. Czy
nasz bohater był uzdrowicielem, czy zwykłym szarlatanem?
W jaki sposób mógł pomóc malcowi? Głosy krytyki odezwały
się dopiero po śmierci Rasputina. Mówiono, że zawsze po-
jawiał się dopiero wtedy, gdy największe nasilenie objawów
mijało, a krwawienie samo ustawało. Musiałby mieć informa-
tora w najbliższym otoczeniu rodziny panującej, na dodatek
znającego się na medycynie, by mógł ocenić intensywność
i przebieg ataku. Jest to dosyć wątpliwa hipoteza. Co więc
mógł zdziałać syberyjski chłop? Dysponował rozległą wiedzą
na temat ziół leczniczych, potrafił ponadto hipnotyzować ludzi.
Współczesne badania wykazały, że pod wpływem hipnozy
naczynia krwionośne mogą się zwęzić. Dziś wiadomo, że po-
zytywne emocje hamują krwotok, zaś Rasputin z pewnością
potrafił wprowadzić carewicza w dobry nastrój.
Jakkolwiek by nie było - Aleksandra wpadła w zachwyt.
Uwierzyła, iż znalazła wybawiciela i oddała się w jego ręce.
Znajomość ze "świętym starcem"5 dawała jej nadzieję na cu-
downe uzdrowienie syna. Jej religijny mistycyzm pogłębił się,
przybierając niemal patologiczne rozmiary. Dworakom i mini-
strom nie podobała się nowa, dziwaczna przyjaźń imperato-
rowej, wietrzyli konkurencję. Wkrótce pojawiła się plotka,
przedstawiająca nieokrzesanego mużyka jako szarą eminencję.
W owym czasie była to jeszcze przesada, niewątpliwie jednak
carowa potrzebowała wsparcia. Często czuła się samotna
w swojej drugiej ojczyźnie, gdzie wciąż odnoszono się do niej
z dystansem. Sam car także zaczął znajdować upodobanie
w wizytach Rasputina i wierzyć w jego tajemną moc. Mikołaj
od dawna skory był wierzyć w przesądy, zwłaszcza od chwili,
gdy pewien buddyjski mnich przepowiedział mu, że prosto
od łoża śmierci ojca pójdzie do ołtarza. Przepowiednia, jak
wiadomo, sprawdziła się.
Tajemniczy uzdrowiciel pojawiał się więc coraz częściej na
dworze, zwykle tuż przed kolacją. W oficjalnych księgach gości
brak jakiejkolwiek wzmianki na ten temat - wprowadzano
go dyskretnie do prywatnych komnat pary cesarskiej. Spot-
kania odbywały się czasem w małym domku Anny Wyrubowej~,
najbliższej zaufanej Alix, położonym tuż obok rezydencji w Car-
skim Siole. Tej niepozornej kobiety nikt nie podejrzewałby
o przyjaźń z imperatorową Rosji, a jednak to właśnie ona stała
się powiernicą dawnej niemieckiej księżniczki. Córka dyrektora
kancelarii dworu miała za sobą krótkie małżeństwo z porucz-
nikiem marynarki Wyrubowem, który popadł w obłęd pijacki.
Związek rozpadł się już po miesiącu. Anna Wyrubowa była
żarliwą zwolenniczką wszechobecnego Griszki. Koła dworskie,
zazdroszcząc jej wpływów, okrzyknęły ją "zdemoralizowanym
babsztylem" i pomawiały o romans ze "starcem". W kilka lat
później komisja dochodzeniowa stwierdziła jednak, że była
dziewicą.
Rasputin nazywał Mikołaja i Aleksandrę "papa" i "mama",
zaprzyjaźnił się też z ich dziećmi, którym opowiadał staroruskie
bajki i przygody ze swoich wędrówek. Wywierał uspokajający
wpływ na Aleksieja, chłopiec wykorzystywał bowiem swoją cho-
robę i często tyranizował otoczenie, wiedząc, że jest bezkarny.
Nasz bohater także w Petersburgu dawał dowody nadprzyrodzo-
nych zdolności. Opowiadano, jak pewnego dnia wpadł do poko-
ju carewicza, pochwycił go i odciągnął na bok. W tym sa-
mym momencie źle umocowany żyrandol oderwał się z su-
fitu i spadł tam, gdzie jeszcze przed chwilą siedział następca
tronu.
Nowy "święty" zyskiwał coraz większe znaczenie na dworze
i wypierał tych, którzy do tej pory decydowali w kwestiach
religijnych: Teofana, rektora akademii teologicznej, a jedno-
cześnie spowiednika monarchini, biskupa saratowskiego Her-
mogena oraz Iliodora, elokwentnego zakonnika - kaznodzieję
z Carycyna. Wszyscy trzej początkowo zachwycali się chłopem
z Pokrowskoje i jego płomiennymi, żarliwymi kazaniami, potem
zaciekle go zwalczali. Gdy Rasputin próbował uwieść zakon-
nicę (później - rozwścieczony oporem - nawet zgwałcić),
Hermogen osobiście powalił go ciosem w twarz. Wykrzykiwał
przy tym, że nigdy więcej nie chce widzieć tego mużyka.
Wypadek ten wcale jednak nie zaszkodził ulubieńcowi Alek-
sandry - to biskup został przeniesiony na rozkaz cara. Podob-
nie bezskuteczne były wysiłki Teofana I Iliodora, zmierzające
do zdyskredytowania domniemanego "antychrysta" w oczach
Mikołaja II Iliodor próbował się zemścić, publikując listy, jakie
rzekomo przekazał mu carski faworyt - miłosne listy impe-
ratorowej do "świętego człowieka": "Mój ukochany, niezapo-
mniany nauczycielu, wybawco, doradco. Jakże nudno jest bez
Ciebie! Moja dusza uspokaja się tylko, kiedy Ty, mój nau-
czyciel, siedzisz obok mnie. Całuję Twoje dłonie i kładę głowę
na Twe błogosławione ramiona. Och jak lekko, jak lekko czuję
się wtedy (...) Czy będziesz wkrótce przy mnie? Przyjdź pręd-
ko, czekam na Ciebie niecierpliwie. Proszę o Twoje święte
błogosławieństwo i całuję Twoje błogosławione dłonie. Kochać
Cię będę wiecznie. Twoja M. [Mama]". Dworska zgraja wresz-
cie otrzymała dowód na niewierność monarchini. Nigdy nie
wyjaśniono, czy owe listy rzeczywiście istniały - widział je
tylko Iliodor. Nawet jeśli były oryginalne, treść nie daje podstaw
do posądzenia o romans, carowa pisała bowiem zawsze w ta-
kim dziwnie egzaltowanym stylu - nawet do przyjaciółek.
Nie można powiedzieć, aby Rasputin specjalnie starał się
zrobić karierę w Petersburgu, sukcesy przychodziły same. Był
oczywiście zarozumiały, więc powiększające się wpływy do-
gadzały jego ambicji, wręcz próżności. Zachowało się niewiele
dowodów dokumentujących stosunki między "ojcem Grigo-
rijem" a rodziną panującą. Car i carowa byli ostrożni i dyskretni,
on sam też powstrzymywał się od komentarzy na temat swojej
roli. Istnieją tylko dwa zdjęcia, wklejone niegdyś w album
jednej z wielkich księżniczek, przedstawiające "mnicha" w krę-
gu rodziny Romanowów. W Historycznym Archiwum Państ-
wowym w Petersburgu znajduje się pewien dowód życzliwości
władcy. Otóż Grigorij zapragnął zmienić swoje nazwisko na
"Rasputin Nowy", być może chciał się odróżnić od wielu in-
nych, nazywających się tak samo. Car wyraził zgodę i osobiście
wydał polecenie urzędnikowi stanu cywilnego.
W roku 1910 zebrało się już niemało wrogów wpływo-
wego starca: duchowni, uważający go za heretyka, arys-
tokraci i konserwatywni posłowie do Dumy, którzy widzieli
w nim zagrożenie dla autorytetu monarchy. Rozpętano pu-
bliczną kampanię, gazety prześcigały się w publikowaniu
szokujących historii o samozwańczym Mesjaszu. Rodzina
cesarska ignorowała początkowo plotki, a gdy stało się to
niemożliwe, zabroniła pod karą grzywny wymieniać nazwisko
swojego faworyta w prasie i na posiedzeniach Dumy. Nie
przyniosło to rezultatu, gdyż po pierwsze - wydawcy woleli
płacić i dalej publikować poczytne materiały, po drugie
- można było pisać po prostu o "ciemnych siłach", a i tak
każdy w stolicy wiedział, o kogo chodzi. Nawet minister
spraw wewnętrznych, Piotr Arkadiewicz Stołypin, ostrzegał
cara przed kontaktami z "diabolicznym szarlatanem", Mikołaj
odpowiedział mu jednak: "Wolę dziesięciu Rasputinów od
jednego ataku histerii imperatorowej". Wreszcie miara prze-
pełniła się. Podczas wywalczonej z trudem audiencji prezy-
dent Dumy przedstawił monarsze szczegóły niemoralnych
występków "świętego demona", cytował wspomniany list
Aleksandry. Mikołaj znał wprawdzie egzaltowany styl żony
i nie widział powodów do zazdrości, lecz rozpowszechnianie
podobnych wynurzeń mogło wywołać skandal. Car postano-
wił więc odesłać ulubieńca z powrotem na Syberię.
U szczytu potęgi
W Pokrowskoje powitano Rasputina jako znanego człowie-
ka, z dużym szacunkiem. Zbudował sobie nowy, piętrowy
dom, pomagał i doradzał sąsiadom. Niedawno zmarła Anfisa
Motorina była ostatnią mieszkanką wsi, która znała go jesz-
cze osobiście. W rozmowie, przeprowadzonej w 1993 r.,
wspominała go jako dobrego człowieka. Jej rodzice byli
bardzo ubodzy, ledwie wiązali koniec z końcem, a "ojciec
Grigorij" dał Anfisie pieniądze na nową parę butów. Po-
szukując korzeni naszego bohatera, polecieliśmy maszyną
syberyjskich linii lotniczych do Jekaterynburga, przemianowa-
nego przez komunistów na Swierdłowsk. Stamtąd koleją
transsyberyjską jechaliśmy do Tiumeniu. Jest to boczne od-
gałęzienie sławnej drogi żelaznej, rozkład przewiduje 25
przystanków, lecz my naliczyliśmy 59 postojów. Podróż na
twardych, drewnianych ławkach trwała siedem godzin. 20
skrzyń z naszym sprzętem filmowym wzbudzało powszechne
zainteresowanie i zajmowało wiele miejsca w przepełnionym
pociągu.
Następnego ranka ruszyliśmy z Tiumeniu do Pokrowskoje
furgonetką. Wydaje się, jakby w tych okolicach czas stanął
w miejscu. Mieszkańcy wsi dziś jeszcze żyją na krawędzi mini-
mum koniecznego do egzystencji, od pokoleń przywykli do
cierpliwości i wyrzeczeń. Za przykład może posłużyć Wiktor
Fiodorowicz. Przedstawia się jako zastępca miejscowego "peł-
nomocnika ds. kultury", ale trudno nam pojąć, co przez to
rozumie. Zdawało się, że Wiktor doszedł do czegoś w życiu.
W latach siedemdziesiątych wyrwał się z wioski, studiował
literaturoznawstwo i teatrologię w pobliskim Tobolsku. Potem
jednak władza radziecka wysłała go z powrotem w rodzinne
strony jako nauczyciela, pieczętując tym samym jego los.
Teraz mieszka tutaj, w drewnianej chałupie o dwóch izbach,
razem z ciotką i sędziwą matką. Sprzedaje ziemniaki ludziom
przejeżdżającym główną szosą, od czasu do czasu dorabia
parę rubli w inny sposób. Zawsze, gdy pojawiają się obcy,
występuje jako "następca" Rasputina. Uważa, że jest podobny
do słynnego starca i potrafi uzdrawiać - tak jak on; wkłada
Lnianą koszulę - "rubaszkę", szarawary, buty z cholewami
i paraduje po wsi. Wiktora wspiera pewien człowiek z Tiume-
niu, który urządził małe muzeum w domu należącym dawniej
do wuja Griszy. "Opinia na temat Rasputina jest tu na ogół
taka, że był dobrym człowiekiem i pomagał biednym" - opo-
wiada Władimir L. Smirnow, z pewną dumą. "Gdy wyświetlane
są filmy, przedstawiające go w tendencyjnie złym oświetleniu,
ludzie wstają i wychodzą. Chcemy uczynić wszystko, co w na-
szej mocy, aby zatrzeć nieprawdziwy wizerunek osławionego
rozpustnika". W tym celu Smirnow zebrał wszelkie możliwe
zdjęcia, dokumenty i pamiątki. Jego żona Marina, tleniona
blondynka o obfitych kształtach, pełni rolę asystentki i zastępcy
dyrektora muzeum. Gdy do Pokrowskoje przybywają turyści
i pytają o Grigorija, prowadzi ich przez salę z eksponatami.
Na koniec częstuje zwiedzających wódką "Rasputin", impor-
towaną z Flensburga. Najważniejsze momenty z historii placó-
wki obejrzeliśmy z taśmy video. Gościł tu kiedyś nawet zespół
"Boney M." - ten, który śpiewał piosenkę "Ra-, Ra-, Ras-
putin".
Jesienią 1912 r. Romanowowie wypoczywali w Spale, pol-
skiej miejscowości położonej w Królestwie Kongresowym, sta-
nowiącym wtedy integralną część Imperium Rosyjskiego. Pod-
czas przejażdżki łódką Aleksiej upadł na krawędź burty i nabił
sobie dużego sińca, wkrótce jednak zapomniano o wypadku.
Dwa tygodnie później jechał bryczką z matką i Anną Wyrubową
po wyboistej drodze. Nagle carewicz zaczął krzyczeć z bólu
przy każdym wstrząsie. Zanim dojechano do domu był już
nieprzytomny. Pierwsze badania wykazały krwawienie wewnę-
trzne w udzie i w okolicy pachwiny. Sprowadzono lekarzy
z Petersburga, lecz ci nie mogli nic poradzić. krew wnikała
coraz głębiej w tkanki, wywoływała obrzęki na nodze i w pod-
brzuszu. W całym domu rozlegały się krzyki Aleksieja, leżącego
z wysoką gorączką. Dla złagodzenia cierpień okładano go
borowiną, ale i to nie pomagało. Sytuacja wydawała się bez-
nadziejna. Carowa ani na chwilę nie odchodziła od łóżka syna.
Po raz pierwszy wiadomość o chorobie następcy tronu prze-
dostała się do publicznej wiadomości, ale zatajono jej praw-
dziwe rozmiary. Po jedenastu dniach zrozpaczona matka ka-
zała Wyrubowej zatelegrafować do Rasputina. Nie mógł on
wprawdzie przybyć tak szybko z Pokrowskoje, ale odpowie-
dział Aleksandrze depeszą: "Bóg ujrzał twoje łzy i wysłuchał
modlitw. Nie smuć się, twój syn będzie
żył. Niech lekarze nie męczą go dłużej".
Zaledwie pokazała telegram choremu, ten
zasnął, gorączka spadła i chłopiec wrócił
do sił.
Tajemnicze uzdrowienie wywołało u ca-
rowej ślepe zaufanie do "świętego star-
ca". Być może swoją depeszą uspokoił
po prostu napiętą i histeryczną atmosferę,
która fatalnie wpływała na Aleksieja. Za-
lecił też przerwę lekarzom, męczącym
chłopca coraz to nowymi, i tak bezskute-
cznymi metodami terapeutycznymi. Jed-
nak dla Aleksandry nie ulegało wątpliwo-
ści, że przybysz z Syberii dokonał cudu,
' życie carewicza leżało w jego rękach. Nie-
ustanna troska o dziecko sprawiła, że Alix
gwałtownie się postarzała. Nie skończyła jeszcze trzydziestu
' lat, a już zaczęła siwieć, rysy twarzy zaostrzyły się. Coraz
częściej zapadała na zdrowiu, cierpiała na rwę kulszową, bar-
dzo często poruszała się w fotelu na kółkach, gdyż czuła się
zbyt słaba, by chodzić. Cała rodzina jeszcze szczelniej od-
grodziła się od otoczenia, jeden tylko człowiek zachował pra-
wo wstępu o każdej porze - Rasputin. Monarchini życzyła
sobie mieć go w pobliżu, gotowego na każde wezwanie.
Wrócił więc do stolicy, zamieszkał na trzecim piętrze pię-
ciokondygnacyjnego domu przy ulicy Grochowej 64, w mie-
szkaniu z telefonem (numer 64646) - niezwykły w owych
czasach przywilej.
Gospodarstwo prowadziły córki - Matriona i Waria, zimą
' przyjeżdżała czasami w odwiedziny żona - Praskowia. Po-
nadto Grigorij zatrudniał oddaną mu służącą, którą poznał
jeszcze za młodu w Tobolsku. Codziennie na Grochowej
zjawiali się liczni petenci, bywały dni, gdy było ich ponad
pięciuset. Niektórzy chcieli tylko porozmawiać, inni przy-
chodzili z jakąś dolegliwością, wielu prosiło o wstawiennict-
' wo. Nigdy nie żądał w zamian pieniędzy, a i tak otrzymywał
ich mnóstwo. Dużą część rozdawał ubogim, którzy sławili go
jako dobroczyńcę. Przez cały dzień w przedpokoju przesia-
dywały kobiety. "Griszka" pił z nimi kawę, plotkował, żar-
tował, gdy miał ochotę - chwytał za kolanko czy biust. Co
jakiś czas wybierał sobie jedną z wielbicielek i wycofywał się
z nią do sypialni. Większość z nich czuła się szczęśliwa
i zaszczycona, nawet ich mężowie nie sprzeciwiali się
- przynajmniej dopóki gwiazda Rasputina nie zgasła.
Mimo starań pięknej nauczycielki - Olgi Łochtiny - czy-
tanie i pisanie wciąż przychodziło naszemu bohaterowi z tru-
dem. W Historycznym Archiwum Państwowym Sankt Peters-
burga kustosz, Dawid Raskin, pokazał nam niewielką teczkę
z oryginalnymi rękopisami carskiego faworyta. Dr Raskin jest
jednym z nielicznych, którzy potrafią odcyfrować dziwaczne
pismo. Na kartkach widnieją krótkie sentencje: "W sile leży
prawda" albo pisma polecające do wysoko postawionych oso-
bistości - "Wysłuchaj go". Oprócz tego zachował się dziennik
"demona", 20-stronicowy zeszyt szkolny, wydobyty dopiero
niedawno na światło dzienne. W czasach komunizmu nie wol-
no było zajmować się niczym, co miało związek z caratem.
Zeszyt zawiera nabazgrane zdania, przelotne myśli z lat
1911-1914, zazwyczaj niezgrabnie sformułowane pochwały
prostoty i naturalności w człowieku: "Każdy prosty człek jest
mądrzejszy od Salomona, można go łatwo ocenić po jego
czynach". Pełno tam błędów ortograficznych, brakuje znaków
przestankowych - cóż, siła prostego syberyjskiego chłopa
nie leżała w słowie pisanym.
W późniejszych latach pobytu w stolicy wpływowy "sta-
rzec" ubierał się dostojnie, w czarne spodnie z drogiego ak-
samitu i jasne, jedwabne koszule. Z wytwornym odzieniem
kontrastowały długie, niechlujne włosy, zmierzwiona broda,
a przede wszystkim prostackie maniery. Osobisty sekretarz,
którego zatrudniał przez jakiś czas, tak pisał o swoim pra-
codawcy: "Na czole ma guz, który starannie zakrywa długimi
włosami. Przy stole zachowuje się niekulturalnie, rzadko uży-
wa widelca i noża, chwytając jedzenie kościstymi palcami.
Odgryza wielkie kęsy niczym drapieżne zwierzę, mało kto
może się temu przyglądać bez obrzydzenia (...). Ogólnie jest
dosyć czysty i kąpie się często". Kąpiele? Ojciec Grigorij szu-
kał w petersburskich łaźniach przede wszystkim wrażeń ero-
tycznych. "Nasza dusza należy do Boga, ale ciało - do nas
samych", głosił świątobliwy lekkoduch. Inny stołeczny lek-
koduch, książę Feliks Jusupow, niewątpliwie bardziej świa-
towy od Rasputina, odwiedził pewnego razu mużyka, udając
chorobę. Chciał go bo-
wiem zdemaskować jako
oszusta. Książę, potomek
jednego z najbogatszych
rodów Rosji, ożeniony
z wyjątkowo atrakcyjną
kuzynką cara, wspominał
swoją wizytę na Grocho-
wej: "Położyłem się na so-
fie, mnich stał przez chwi-
lę obok. Potem zaczął
przejmująco patrzeć mi
w oczy. (...) Siła jego hip-
nozy była niezwykła. By-
łem przez nią obezwład-
niony, a całe moje ciało
tonęło w przyjemnym uczuciu ciepła. Jednocześnie moje koń-
czyny całkiem zdrętwiały, a głowa zdawała się powoli ob-
umierać. Próbowałem coś powiedzieć, ale język odmówił mi
posłuszeństwa. Stopniowo zapadłem w ciężki sen, widziałem
tylko jego oczy. Biło z nich dziwne, fosforyzujące światło,
zajmowało coraz większą przestrzeń, aż w końcu utworzyło
wielki, płonący krąg.(...) Czułem wyraźnie, jak dostaję się pod
władzę tego tajemniczego i straszliwego człowieka".
Nieszczęście nad Rosją
Wpływy tajemniczego przybysza na dworze carskim wciąż
rosły. Często polecał władcy kandydatów na stanowiska urzęd-
ników, a nawet ministrów. W większości przypadków naradzał
się uprzednio z samymi zainteresowanymi i ich protektorami.
Spotkania takie odbywały się w domu księcia Andronnikowa,
który chętnie oddawał swój salon na potajemne konferencje.
Car otrzymywał potem od małżonki listę z "kandydatami za-
akceptowanymi przez naszego przyjaciela". Wrogowie
wszechmocnego Rasputina tracili natomiast szybko posady
- carowa starała się o to osobiście. Odkąd poznała swego
"wybawcę", oceniała ludzi przez pryzmat ich stosunku do
niego - kto cenił Rasputina, był dobry, kto go oskarżał lub
zwalczał - zły'.
Ulubieńcem Aleksandry wkrótce zainteresowała się tajna
policja, oznaczając jego akta numerem 4146. Obserwację
zarządził minister spraw wewnętrznych, Piotr Arkadiewicz
Stołypin, zawzięty przeciwnik syberyjskiego chłopa. Oficjal-
nym powodem była "ochrona osobista" bliskiego przyjaciela
rodziny panującej. agenci towarzyszyli mu podczas nocnych
pijatyk, obserwowali przez całą dobę dom. Codzienne raporty
zawierały jedno i to samo: " 14 października: Rasputin wrócił
o pierwszej w nocy pijany, zwymyślał dozorczynię (...); 6 lis-
topada: Wchodząc po schodach pytał się, czy są goście.
Powiedziano mu, że oczekują dwie damy, on zaś zapytał czy
są ładne; 14 listopada: R. wrócił podchmielony z Tatianą
Szachowską; 18 stycznia - R. przyszedł o wpół do ósmej
rano, kompletnie pijany, śpiewał piosenki". Doniesienia kon-
fidentów z klatki schodowej przechodziły jako pasjonująca
lektura przez ręce ministrów, wielkich książąt, księżniczek
i dam dworu.
Przynajmniej raz w roku nasz bohater odwiedzał Pokrows-
koje. Tam również obserwowano go na każdym kroku, mimo
to zdarzyła się rzecz zupełnie nieprzewidziana. Nieraz już
przeciwnicy usiłowali usunąć carskiego faworyta. Właśnie tu,
w jego rodzinnej wsi, nieomal im się to udało. Chionia
Gusjewa, młoda kobieta, wykorzystana i zhańbiona - jak
wiele innych - przez "demona", przyłączyła się do grupy
niewiast, które postanowiły wykastrować erotomana. Pa-
tronem spisku był mnich Iliodor. 27 czerwca 1914 r. Gus-
jewa dopadła Rasputina na wiejskiej drodze i wbiła mu nóż
w podbrzusze - tak głęboko, że wnętrzności wyszły na
wierzch. Grigorij przez dwa tygodnie walczył ze śmiercią, ale
znowu miał szczęście. Wkrótce telegrafował do carowej:
"Nie martw się, jestem już znowu zdrów". Podczas gdy leżał
w "łożu boleści", wybuchła pierwsza wojna światowa. Mie-
siąc później, w sierpniu 1914 r., Niemcy wypowiedziały
wojnę Rosji. "Gdyby ten babsztyl nie wyskoczył na mnie
z nożem, w ogóle nie byłoby żadnej wojny" - stwierdził
Rasputin. Jak widać nie brak mu było pewności siebie. On,
przekonany pacyfista, od początku sprzeciwiał się tej wojnie.
Wysyłał z Pokrowskoje do cara coraz natarczywsze depesze,
przekonujące o bezsensowności krwawego konfliktu. "Niech
papa nie zbroi się na wojnę, gdyż ona oznacza koniec Rosji
i was wszystkich, poniesiecie zupełną klęskę." Mikołaj darł
jednak na strzępy przesyłane mu tego typu rady. "Starzec"
nie ustawał w wysiłkach - "Drogi przyjacielu, powtarzam Ci,
że olbrzymia chmura pełna cierpień i smutku zawisła nad
Rosją; jest ciemna i nie przepuszcza światła. Popłynie nie-
zmierzone morze łez i krwi. Brak słów na tę nieopisaną
tragedię (...). Okropny nadchodzi upadek, a smutkowi nie
będzie końca. Grigorij".
Po ogromnych stratach, jakie poniosła rosyjska armia na
froncie zachodnim w roku 1915 - monarcha sam przejął
naczelne dowództwo. Musiał więc wyjechać na front, kilkaset
kilometrów od stolicy i rodziny, carowa zajęła się prowadze-
niem spraw państwowych. Wszechmocny Rasputin próbował
wpłynąć na cara poprzez Aleksandrę, wysuwał nawet propozy-
cje natury militarnej, które - jak twierdził - ujrzał we śnie.
Wysyłał do kwatery głównej niezliczone telegramy, radził, pod-
trzymywał na duchu. Głośno wypowiadał swoje zdanie na
temat wojny: naród niemiecki nie chce przelewu krwi, podob-
nie jak Rosjanie, należy zawrzeć z Niemcami separatystyczny
pokój. Po takich stwierdzeniach odżywało dawne posądzenie
go o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Trudno w to uwierzyć.
Rasputin pił o wiele za dużo i rozpowiadał publicznie wszystko,
co wiedział i myślał. Prawdziwemu agentowi wystarczyłoby
tylko posłuchać, by poznać jego poglądy. Nie można jednak
zaprzeczyć, że poprzez swoje rady, przekazywane przez im-
peratorową na front, działał nieświadomie na korzyść Nie-
miec.
Im większe straty ponosiła rosyjska armia, im bardziej zaos-
trzała się sytuacja wewnętrzna, tym szybciej rósł krąg przeciw-
ników syberyjskiego chłopa. Odświeżano stare plotki o rze-
komych kontaktach seksualnych między monarchinią a "diaboli-
cznym szarlatanem", podkopującym morale i ducha narodu
rosyjskiego. Teraz doszło jeszcze pytanie, czy ten "potwór" nie
uwodzi pięknych carewien. Kilka lat wcześniej, w czasach poko-
ju, Mikołaj i Aleksandra mogliby ochronić swego ulubieńca, ale
teraz, zimą 1916 r., los obrócił się przeciw niemu. Sytuacja
w Rosji stała się napięta jak nigdy dotąd, na froncie groziła klęska,
głód i strajki dodatkowo osłabiały kraj. Lenin prawie zakończył już
przygotowania do rewolucji, a opozycja zarzucała carowej,
Niemce z pochodzenia, zdradę ojczyzny. Źródła wszelkiego zła
poczęto doszukiwać się w jednym człowieku: Grigoriju Jefimowi-
czu. Nawet Duma zajęła się 2 grudnia sprawą podejrzanego
"mnicha". "Jak długo jeszcze?" wołał wzburzony poseł Włodzi-
mierz Puryszkiewicz~ w dwugodzinnym przemówieniu i wzywał
ministrów: "Jeżeli jesteście naprawdę lojalni, jeśli chwała Rosji, jej
przyszłość, związana ściśle z blaskiem imienia carskiego, cokol-
wiek dla was znaczy, wstańcie panowie ministrowie, jedźcie do
głównej kwatery i rzućcie się do stóp Jego Wysokości. Miejcie
odwagę powiedzieć mu, że wśród ludu wrze, grozi rewolucja,
a ciemny mużyk nie powinien dłużej rządzić krajem".
Kiedy ten człowiek zniknie - rozumowali konserwatywni
monarchiści - można będzie uratować dynastię, a tym sa-
mym carat. Na galerii dla publiczności siedział tego dnia książę
Jusupow10. Słysząc słowa Puryszkiewicza, zbladł i oblał się
potem. Nazajutrz odwiedził konserwatywnego polityka i po-
dzielił się swymi wrażeniami. On też był przekonany, że ko-
niecznie należy wyeliminować Rasputina, który po pijanemu
publicznie głosił, iż car powinien zostać wygnany, zaś carowa
ogłoszona regentką w imieniu małoletniego Aleksieja. Ozna-
czałoby to oczywiście ostateczne zwycięstwo "antychrysta".
Puryszkiewicz i Jusupow zawiązali spisek, znaleźli jeszcze in-
nych sprzymierzeńców: lekarza Stanisława Łazowerta, porucz-
nika Aleksandra Suchotina i wielkiego księcia Dymitra Paw-
łowicza, członka rodu panującego. ich wszystkich łączyła
nienawiść do syberyjskiego chłopa i zazdrość o jego niewy-
tłumaczalną karierę. Termin zabójstwa wyznaczono na 16
grudnia 1916 r. W ciągu najbliższych tygodni Jusupow prawie
codziennie odwiedzał uzdrowiciela, by pozyskać jego zaufa-
nie. Wreszcie zaprosił go na wieczorne przyjęcie do swojego
pałacu, obiecując, że przedstawi mu żonę". Takiej okazji
łasy na kobiece wdzięki Grisza nie mógł przepuścić, Irina
uchodziła przecież za jedną z najpiękniejszych dam w Pe-
tersburgu. Dlaczego nie był bardziej czujny? Gdzie podział
się jego dar przewidywania w chwili, gdy najbardziej by się
przydał?
Książę Jusupow opisał wydarzenia z 16 grudnia w swoich
pamiętnikach. Osobiście pojechał na Grochową 64. Wszedł do
środka, owinięty szczelnie w futro, tak by nikt go nie rozpoznał
i nie mógł następnego dnia zeznawać o spotkaniu. "Mnich" już
go oczekiwał, umyty, starannie uczesany i odświętnie ubrany.
Razem pojechali do pałacu, położonego nad Mojką, małym
dopływem Newy. Ród Jusupowów był wówczas bogatszy nawet
od rodziny carskiej i nie ukrywał swej majętności. Pałac mieścił
120 komnat, 18 wielkich sal i prywatny teatr na 200 miejsc.
Gospodarz wyjaśnił Rasputinowi, że księżna ma jeszcze gości,
muszą więc poczekać w niewielkim gabinecie w podziemiach.
W rzeczywistości Iriny Aleksandrownej wcale nie było w domu,
bawiła bowiem na Krymie; to pozostali spiskowcy markowali
odgłosy przyjęcia. Na dole Jusupow przygotował ciasto i made-
rę, ulubione wino gościa, wszystko zatrute cyjankiem potasu.
Starzec nie dał się dwa razy prosić, zajadał się ciastem i wychylał
kielich za kielichem. Książę Feliks ze zdumieniem stwierdził, że
trucizna nie działa. Drżąc na całym ciele, pobiegł na górę, by
naradzić się z tchórzliwymi wspólnikami. Puryszkiewicz wcisnął
mu do ręki rewolwer, Jusupow zszedł z powrotem do piwniczki
i strzelił, domniemany "demon" padł na ziemię. Teraz na dół
zeszli pozostali zamachowcy, aby naocznie przekonać się, że
ich ofiara nie żyje. Za jakiś czas właściciel pałacu z nie wyjaśnio-
nych przyczyn udał się jeszcze raz do podziemi i serce skoczyło
mu do gardła- Rasputin zaczął się bowiem ruszać. Przerażony
Jusupow popędził na górę, wołając - "on żyje!".
Ranny wyczołgał się tymczasem po schodach, otworzył
drzwi na dziedziniec i uciekał na oczach oniemiałych spis-
kowców. Pierwszy zareagował Puryszkiewicz, wziął rewolwer
i pognał za "antychrystem". Strzelił raz, drugi, trafił dopiero
za trzecim razem. Uciekinier upadł, a wtedy poseł jeszcze raz
wymierzył broń w umierającego i z najbliższej odległości strzelił
w głowę. Mordercy zawinęli zwłoki w płaszcz, załadowali do
samochodu i wywieźli nad Małą Newę. Pod mostem Piotrow-
skim wrzucili ciało do przerębla. Potem wrócili do pałacu
i zastrzelili psa, by następnego dnia móc wytłumaczyć ślady
krwi w ogrodzie. Rasputin miał wówczas 47 lat.
"Jeśli coś mi się stanie"
Gdy nazajutrz zauważono zniknięcie carskiego faworyta,
rozpoczęły się poszukiwania. "Nie wyobrażasz sobie, co
czujemy - depeszowała carowa do męża w kwaterze głó-
wnej - ojciec Grigorij zniknął (...) Nie mogę i nie chcę
uwierzyć, że naprawdę został zamordowany! Boże, zmiłuj
się nad nami! Jestem zrozpaczona, ale wciąż nie mogę
pojąć, że on nie żyje!". Dopiero po dwóch dniach natrafio-
no na ślady krwi i pojedynczy but w pobliżu mostu Piot-
rowskiego. Po rozkuciu lodu nurkowie przeszukiwali dno
rzeki, początkowo bez powodzenia. Potem odkryto jednak
ciało.
Raport z sekcji zwłok, przeprowadzonej w starym szpitalu
wojskowym w Czezmie, stwierdzał: "Trzy rany postrzałowe.
Pierwsza kula trafiła w lewą stronę klatki piersiowej, przeszła
przez żołądek i wątrobę. Druga weszła z prawej strony pleców,
przebijając żebra, trzecia zaś ugodziła w czoło i utkwiła w móz-
gu. W żołądku odnaleziono brunatną ciecz. Trucizny nie wy-
kryto". Stwierdzono za to wodę i drobne algi w płucach, co
wskazuje na utonięcie, jako bezpośrednią przyczynę śmierci.
Nie znaleziono śladów trucizny, co wydaje się nieprawdopo-
dobne przy tej ilości cyjankali, którą denat spożył. Toksyczny
preparat nie zadziałał jednak, gdyż został zneutralizowany
w reakcji z alkoholem i cukrem z tortu. Morderców szybko
zdemaskowano, ale niewiele można było przedsięwziąć prze-
ciw nim. Wielki książę Dymitr Pawłowicz należał do rodu pa-
nującego, co chroniło go przed odpowiedzialnością karną,
przeniesiono go tylko do oddziałów na froncie perskim. Ju-
supowa zesłano do jednej z syberyjskich posiadłości, skąd
później uciekł wraz z żoną do Paryża, Puryszkiewicza nato-
miast kara ominęła. Rodzina carska asystowała przy uroczys-
tym pogrzebie swego przyjaciela w parku w Carskim Siole.
Wkrótce potem wybuchła rewolucja. Car musiał abdykować
- także w imieniu syna - i został wraz z najbliższymi osa-
dzony w areszcie domowym w Pałacu Aleksandrowskim.
8 marca 1917 r. carowa dostrzegła z okna, jak żołnierze
rozkopują grób Rasputina, wydobywają trumnę i wywożą ją
ciężarówką. Legenda mówi, że gdy samochód przejeżdżał
pod oknem, w którym stała Aleksandra Fiodorowna, wieko
trumny otworzyło się i odpadło. Nieszczęsna, zdetronizowana
monarchini mogła więc ostatni raz ujrzeć swego ulubieńca.
Wzburzona zadzwoniła do Aleksandra Kierenskiego, ministra
Rządu Tymczasowego, pytając go, co to ma znaczyć. Minister
obiecał interweniować, nie przyznał się, że to właśnie on kazał
zabrać zwłoki. Postanowiono bowiem usunąć wszelkie ślady
po tym, który symbolizował minioną epokę i rzekomo spro-
wadził na Rosję nieszczęście. W drodze do Petersburga, prze-
mianowanego na Piotrogród, ciężarówka z trumną zepsuła
się. Dookoła zgromadzili się gapie. Gdy ujrzeli, kto leży w dę-
bowej skrzyni, nazbierali chrustu i spalili zwłoki na zaimpro-
wizowanym stosie. Na śniegu została tylko kupka popiołu.
Tak zakończyła się historia Rasputina.
Pięć miesięcy później rodzina carska otrzymała polecenie
przygotowania się do odjazdu. Nie powiedziano im dokąd, mieli
jednak zabrać ciepłą odzież. Celem podróży był najpierw To-
bolsk, następnie - po 13 kwietnia 1918 r. - Jekaterynburg na
Syberii. Tam Romanowów przetrzymywano 87 dni w domu
Ipatiewa. Nocą z 16 na 17 lipca 1918 r. strażnicy obudzili ich
i kazali się ubrać. Podobno sytuacja w mieście stała się niepewna,
górnym kondygnacjom budynku groził ostrzał, trzeba było schro-
nić się w piwnicy. Mikołaj i trzynastoletni Aleksiej założyli mundu-
rowe kurtki i spodnie, wysokie buty, wojskowe czapki z dasz-
kiem. Aleksandra i wielkie księżniczki nosiły skromne odzienie.
Car szedł pierwszy, trzymając na rękach syna, osłabionego
wieloma atakami hemofilii. Za nim podążała żona i dziewczęta.
Pochód zamykał osobisty lekarz, lokaj, pokojówka i kucharz.
Służąca ściskała małą poduszkę z zaszytymi w środku klejnotami
carowej. Więźniów wprowadzono do zupełnie pustego pomie-
szczenia w suterenie. Na prośbę Aleksandry przyniesiono dwa
krzesła - dla niej i chorego carewicza. Pozostali stanęli za nimi,
jakby pozowali do grupowego zdjęcia. Dowódca straży zakomu-
nikował zwięźle, że zapadło postanowienie o egzekucji, po czym
wyjął pistolet i strzelił carowi prosto w serce. Po nim strzały
oddali inni żołnierze, rannych dobijali bagnetami. Zwłoki prze-
niesiono do lasu, odarte z odzieży wrzucono do dołu i zasy-
pano. Przy każdej carewnie mordercy znaleźli zaszyte w gorset
dokumenty i amulet ze zdjęciem Rasputina.
"Jeśli coś mi się stanie, stracisz koronę i spotka was strasz-
liwe nieszczęście" - prorokował niegdyś ten człowiek. Czyżby
był mimowolnym grabarzem starego porządku, demonem na
dworze cara, który zrujnował całą dynastię i zmienił historię
Rosji? To chyba przesada. Gdy przybył do Petersburga, monar-
chia i arystokratyczne społeczeństwo były już na drodze wio-
dącej ku przepaści.
Przypisy
1 W rzeczywistości, jak twierdzi badacz jego dziejów Grigorij
Osipow, pochodzi od "rasputia" - rozstaju dróg.
2 Śledztwo, przeprowadzone w okresie Rządu Tymczasowego
przez nienawidzący Rasputina Święty Synod, nie potwierdziło przy-
należności Grigorija do sekty.
3 Rasputin pozostawił po sobie dwie córki - jedna zmarła w Pe-
tersburgu, druga w Stanach Zjednoczonych. W USA utrzymywała
się z występów cyrkowych, gdzie była treserką i sobą, czyli Córką
Szatana - Rasputina. Więcej potrafił o niej powiedzieć w swoim
wierszu Zbigniew Herbert, niż ona potrafiła powiedzieć o ojcu.
4 Milica i Anastazja (Stana) - córki króla czarnogórskiego Nikity,
żony wielkich książąt Piotra i Mikołaja Mikołajewiczów (przyp.
tłum.).
Starcy spełniali olbrzymią rolę w duchowym życiu carskiej
Rosji. Nie musieli być mnichami, często nie mieli święceń kap-
łańskich. Jak pisał Fiodor Dostojewski w "Braciach Karamazow"
- "starzec to ten, kto opanowawszy twoją wolę zabiera ci ją
dla siebie (...) Bóg wspiera starca łaską i ujawnia mu drogi do
wiecznego zbawienia." Duszą, którą owładnął Rasputin, była ca-
ryca Aleksandra Fiodorowna.
6 Anna Taniejewa-Wyrubowa była przyjaciółką i towarzyszką
religijnych uniesień carycy. Wyrubowa, co ukazały jej zeznania
przed specjalną komisją Rządu Tymczasowego, była osobą o men-
talności dziecka. Plotka i ją posądzała o romans z Rasputinem,
ale gdy zmarła na emigracji w Finlandii, okazało się, że była dzie-
wicą.
~ Rasputin wbrew pozorom nie był jednak polityczną "tabula
rasa". Bernard Pares w "The Fall of Russian Monarchy" przytacza
relację Andrieja Simanowicza - żydowskiego jubilera z Kijowa
i sekretarza "świętego starca". Rasputin chciał, aby Mikołaj oparł
swą monarchię o masy oddanego mu chłopstwa. Owych milionów
mużyków odczuwających ciągle uwielbienie dla cara. Chciał po
wojnie podziału ziemi państwowej i cerkiewnej (podobnie jak li-
berałowie w Dumie). Interesujące, że wobec skrajnego antysemity,
jakim był Mikołaj II, powtarzał, że car powinien być tolerancyjny
wobec każdej religii i rasy. Wysokie mniemanie o Rasputinie miał
Sergiusz Witte, jeden z najwybitniejszych polityków carskiej Rosji,
twierdząc, że ów trafnie odgadywał kierunek historii.
8 Książę Jusupow widział w nim po prostu niemieckiego szpie-
ga, który zagraża państwu. Po rewolucji lutowej nie znaleziono
na to dowodów. Faktem jest jednak, że w mieszkaniu Rasputina
- częstokroć w nieładzie - walały się dokumenty o znaczeniu
państwowym. Dla rosyjskiej armii był to sygnał, że "święty sta-
rzec" stanowi zagrożenie.
~ Włodzimierz Puryszkiewicz - dziennikarz i polityk, czarno-
seciniec, przywódca oficjalnej partii Związek Michała Archanioła.
Właśnie on był autorem słynnego zdania: "Na prawo ode mnie
jest już tylko ściana."
10 Książę Feliks Jusupow, absolwent Oxfordu, właściciel najwięk-
szej w świecie kolekcji drogich kamieni.
" W nocy z 16 na 17 grudnia Jusupow zaprosił proroka do
swojego urządzanego właśnie pałacu na Mojce. Wcześniej zaręczył
mu, iż zjawi się w pałacu szesnastoletnia petersburska piękność
- Munia Gołowina - która niedawno wpadła w oko "świętemu
starcowi".