Naixin, Naixin 20


Ohayka wszyyyystkim!!!

Oto przed wami część dwudziesta. Ostatnio nic ciekawego się nie działo, więc dzisiaj mam zamiar dać

trochę akcji... Do romansów jeszcze powrócimy ^^

Chyba... [JAKIE CHYBA, DREWNIANY MŁOTKU?! JAKIE CHYBA SIĘ PYTAM?!?!?!- Murasaki >_<*][Nie młotku,

młotku, bo pomyślą, że rodzina! - C.] [..Oni to wiedzą,Kocie. -Murasaki]

~******Koźli szlak******~

~****************~

Lina wpatrywała się w przybysza, niczym urzeczona. Zresztą nie tylko ona.

- A...a...a...

"Ja chyba zwariowałam..." pomyślała. Teoretycznie nie było w tym nic dziwnego. Z tym, że tylko teoretycznie.

- O, człowiek koza! - zachwycił się Gourry, łapiąc małego przybysza za kark i podnosząc lekko do góry.

- To jest faun, nieuku! - wydarła się odruchowo. - Ale jak? Skąd? Kiedy?

- Zwyczajnie, stamtąd, rano. - odparł koźlonogi. - Możecie mnie postawić?

- A nie zwiejesz? - spytała ruda podejrzliwie.

Faun pokręcił głową.

- Nie miałam pojęcia, że tutaj żyją fauny. - zdziwiła się Merle, wiążąc na nowo włosy.

- Ja też nie... - Val stanął koło niej.

Otoczyli niezwykłego gościa zwartym okręgiem, przyglądając mu się ciekawie. Miał na sobie długą koszulę nieokreślonego koloru, związaną w pasie ciemnym kawałkiem materiału. Był cały kudłaty, miał koźle kopytka i ogonek. No i różki.

- Jakie kawaii! - szepnęła Amelka, odruchowo wyciągając rękę. Faun zaczął się wyrywać, ale w końcu dał się księżniczce pogłaskać.

Cały był kudłaty.

- Można wiedzieć, kim ty u licha jesteś?

- Nie twój interes, kamienna głowo! - wydarł się intruz, usiłując się wywinąć.

- Uważaj jak mówisz do Liny Inverse i jej kompanii! - upomniała go czarodziejka dumnie.

Efekt był porażający. Faun najpierw zastygł bez ruchu, postawił oczy w słupka, a następnie powiódł

przerażonym wzrokiem wokół siebie. Najpierw zauważył oba smoki a później mazoku.

- UUUAAAAA!!!!! Kya!!! Ratunku ja nie chcę umierać!!!!! - wrzasnął i zaczął przebierać w powietrzu krzywymi nóżkami z zadziwiającą prędkością.

Dużo mu to nie dało, bo Gourry ciągle trzymał go za kark.

- Przecież nikt z nas nie chce pana zabić! - oburzyła się kruczowłosa księżniczka.

- Tak? Gadaj zdrów! Nie chcę być smoczym śniadaniem, RATUNKU!!!!

- W życiu nie zjadłem fauna. - mruknął Val zirytowany. - Wolałbym paść z głodu.

Złota nic nie powiedziała, ale widać było, że pomysł zjedzenia "czegoś takiego" głęboko ją uraził i nie mieści się w jej pojęciu estetyki.

- Daję ci moje słowo, że nikt z nas cię nie zje. - rzekła Lina wspaniałomyślnie.

- Obiecujesz? - wysmarkał faun.

Lina przytaknęła i gestem zmusiła resztę, żeby się zgodziła.

- No dobra... Nazywam się Pariushyn. - skłonił się lekko, skoro tylko dotknął ponownie ziemi. - A to tam, to chata zwierzołaka.

Ruchem dłoni wskazał na budynek, w którym nocowali.

- Serio? - zdziwiła się Merle. - To one też tu żyją...

- Nie bardzo panienko. Ten jest ostatni. Albo był...

- Co to są zwierzołaki? - spytała Amelia.

- To coś w rodzaju wilkołaka. - odparł niechętnie Zelgadis. - Kiedyś o tym czytałem. Osoba, która urodzi się z taką zdolnością z czasem traci swoje ciało, używa więc skór innych.

- Lu... Ludzi też?

- Tak mówią. - Zel wzruszył ramionami. [How creepy = =" -Murasaki]

- Uuuu... - jęknęła Amelka. - Paskudnie... Zaraz więc te wszystkie skóry....

Większości zrobiło się z lekka niedobrze, z dwoma małymi wyjątkami z których jeden nic nie kapował,

a drugi wydawał się doskonale poinformowany i zupełnie nie zaskoczony.

- Chyba musimy z tobą poważnie pogadać. - ruda dała znak Gourry'emu, żeby znowu podniósł stworzonko, zanim tamten zwieje.

Gourry polecenie wykonał, szybkim ruchem pozbawiając mityczną istotę możliwości ucieczki.

- Na waszym miejscu bym tego nie robił. - zapiszczał cienko przerażony Pariushyn. - Zostawcie mnie, bo on się dowie co mi zrobiliście! I was wymorduje, co do jednego!

Jednak sposób w jaki patrzył na smoki przeczył temu twierdzeniu.

- A znasz jakieś bezpieczne miejsce z dala od tego? - spytała Lina, nieznacznie dając do

zrozumienia, że może go zamknąć w tej chacie i puścić z dymem. Faun skinął głową.

~****************************~

- Lina, to jedna z najgłupszych rzeczy, jakie w życiu zrobiłaś. - zżymał się Zelgadis. - Jeśli nie

najgłupsza.

Reszta milczała, ale rudowłosa wyraźnie widziała, że większość się zgadza.

Jak zwykle tylko Gourry zaufał jej intuicji bez żadnych oporów. Zel nie krył nieufności, podobnie Val, chociaż każdy z nich okazywał to w inny sposób. Filia znowu popadła w przygnębienie, jedynie ukradkowe, niespokojne spojrzenia, jakimi obrzucała Pariushyn'a zdradzały jej obawy co do jego osoby.

Amelia natomiast, pomimo obrzydzenia, jakie wywołało pojawienie się tematu zwierzołaka, nie omieszkała oczywiście nawiązać rozmowy z drepczącym przed nimi stworzeniem. Gawędzili sobie, pozornie jak para dobrych znajomych, ale Lina dobrze już znała księżniczkę i wyczuwała w jej głosie pewną rezerwę.

Zerknęła do tyłu. Merle szła zamyślona, jednym uchem słuchając tego, co Val opowiadał jej o zwierzołakach, a były to dość drastyczne opowieści.

Nagle coś Linę tknęło.

- Hej, a gdzie jest Xelloss, co?

Zel wzruszył ramionami, a reszta przystanęła. Filia rozejrzała się niespokojnie.

- Hm, a nie ma go? - zapytał Gourry, również się rozglądając. Lina uznała, że nie trzeba komentować.

Na małej buzi fauna wykwitł piękny uśmiech.

- Poszedł sobie? To dobrze. I bez niego to przeklęte miejsce. - wyszczerzył się w konspiracyjnym uśmiechu.

Namysł czarodziejki trwał dosłownie sekundę. Podjęła grę.

- To znaczy? - zapytała, również się uśmiechając.

- No, to przecież bardzo blisko Koźlego Szczytu, a poza tym... - ściszył głos dla zwiększenia efektu. - Tutaj od dawna ściągają różni tacy... nie tylko zwierzołaki, ale też inne...

- Jakie inne? - spytała Amelia i zaraz zmieniła zdanie. - Albo nie, nic nie mów!

Pariushyn uśmiechnął się z wyższością.

- Nie może być aż tak niebezpiecznie, skoro tu mieszkasz. - rozwiał jego samozadowolenie z siebie i z efektu jaki wywarły jego słowa na księżniczce Zelgadis. - Muszą tu być bezpieczniejsze miejsca.

- Jasne, że są. Najciemniej pod latarnią, jak mówią. - faun wskazał w stronę szczytu. - Tam blisko góry jest moja wioska, tam pójdziemy.

- Dlaczego chcesz nas tam zaprowadzić? - spytał Val podejrzliwie, czując podskórnie, że Zel jest po jego stronie.

Zagadnięty wzruszył ramionami.

- Nie zaprowadziłbym was... Ale po pierwsze, wystraszyliście zwierzołaka tak bardzo, że nie przyszedł z powrotem do leża, a po drugie... nie ma z wami tego mazoku. Jego bym nie zaprowadził, nigdy!

Ruszył poprzez gęste paprocie, tak wysokie, że widać było tylko brązową, przypominającą owcze runo, fryzurkę. Szedł na tyle wolno,żeby mogli za nim nadążyć.

- Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że znajdzie nas jak tylko dojdziemy na miejsce? - zawołała za nim Lina. Faun obrócił się z uśmiechem.

- Nie znajdzie. Ta góra je odpycha i przyciąga. Mogą ją znaleźć, mogą wokół niej krążyć, ale nie mogą wejść, hihihi ^^ - reszta wypowiedzi utonęła w czymś pomieszanym, czymś co przypominało śmiech, bek kozy i płacz dziecka.

Zel mimowolnie zatkał uszy.

- Co to znaczy, że wypłoszyliśmy zwierzołaka? - zapytała Amelia, mając nadzieję, że dzięki pytaniu skończy ten upiorny śmiech.

- Normalnie panienko. On tu sobie żeruje, bo ma spokój. Gdzie indziej nie mógłby żyć, bo by go ubili.

- Ciekawe jak tu żyje, skoro tu nie ma zwierząt ani ludzi. - spytał Val, mierząc kudłatego pokurcza zimnym spojrzeniem.

- Cóż, mamy z nim umowę. On nam nie robi krzywdy, a my... dostarczamy mu stroje.

Zapadła cisza.

- Znaczy, skóry? - spytała Amelia, zupełnie nieświadoma znaczenia tych słów.

Pariushyn wzruszył ramionami.

- Żywe istoty, Amelia. Zwierzołak sam je sobie przygotowuje. - wyjaśnił Zel niechętnie. Krew jej odpłynęła z twarzy. Odwróciła się błyskawicznie w kierunku fauna, ale była zbyt oburzona żeby mówić.

- Tak, bo inaczej nie działa. Skóry się szybciej zużywają niż myślicie.

~***************************~

Kluczyli dość długo pośród paproci. Niekiedy wydawało im się, że odwiedzają już po raz wtóry te same miejsca, jednakże nikt nie miał całkowitej pewności.

W końcu Pariushyn zwolnił. Dzięki jego opowieściom dowiedzieli się dość dużo na temat Dary. Resztę Lina sama uzupełniła, opierając się na tym co wynalazła w księdze i na tym, co wyczytała pomiędzy wierszami z wypowiedzi fauna.

A wszystko wyglądało mniej więcej tak. Góra Dary posiadała zadziwiające, "obrotowe" właściwości.

Na przykład słońce, które wstaje na Wschodzie a zachodzi na Zachodzie zawsze, ale to zawsze witało dzień unosząc się lekko ponad wierzchołek Góry lub kończyło go lekko się zań zsuwając.

Jedyną różnicą było miejsce, gdyż podczas wschodu - jak uparcie twierdził Pariushyn - wychylało się ono bardziej z lewej, a podczas zachodu - bardziej z prawej strony szczytu.

Oprócz tego, nieważne z której strony wszedłeś do lasu. Schemat jest zawsze ten sam. Najpierw Góra znajduje się dokładnie w przeciwnym kierunku, z którego przyszedłeś. Możesz iść mając ją dokładnie przed oczami, żeby po chwili stwierdzić, że niewiadomo jakim sposobem góra znalazła się z boku.

Im bliżej chcesz się znaleźć tym bardziej się oddalasz.

Ponadto ciekawą sprawą było oddziałowywanie Dary na przedstawicieli ras czynnie uczestniczących w konflikcie. Krótko po "wypadku" i zapieczętowaniu świątyni, a także pochłonięciu jej przez górę, obie rasy - Ryuzoku i Mazoku - bezskutecznie próbowały ją zdobyć, jako ważny punkt strategiczny.

Jednak nie udawało się im znaleźć wejścia do wnętrza, bez którego Góra stawała się po prostu kolejną górą.

Lina zauważyła jeszcze coś, chociaż nie miała zbyt szerokiego pola do dedukcji. Mianowicie sposób w jaki Pariushyn opisywał to wszystko, jak cieszył się ich zdegustowaniem i wyraźnym wstrętem Amelii, kiedy mówił o zwierzołaku, o ludziach którzy zgubili się w pobliżu Koźlego Szczytu i wariowali w lesie, aż spotkanie z żądnym skóry potworem stawało się wybawieniem... Cóż, to wszystko przypominało jej mazoku.

"Tylko jak to możliwe? On na pewno nie jest mazoku i na pewno nie żywi się emocjami, a jednak... Jednak takie gadanie sprawia mu przyjemność..." Obserwowała go więc uważnie, notując w pamięci każde spojrzenie w ich kierunku, analizując i porównując.

Zelgadis również to zauważył, ale jego dedukcja przebiegła trochę innym tropem.

Mianowicie jemu sposób w jaki faun przedstawiał mieszkańców lasu Yssterell nieoczekiwanie kojarzył się z ... ich pierwszym spotkaniem z Filią i tym, co mówiła wówczas o swojej rasie.

Nie chodziło o podobieństwo metod, tylko raczej o ton wypowiedzi. 'Nie macie prawa nas osądzać, wybieramy to co najlepsze dla nas wszystkich w tak trudnej sytuacji... nie patrząc na cenę.'

- Słuchaj no Pariushyn... - powiedziała Merle wolno i przeciągle, jakby dopiero co wstała. - A nie widziałeś może, żeby ktoś wszedł jednak w te katakumby pod górą?

Faun odwrócił się z lekkim przestrachem.

- No tak, jeden wlazł. Nawet ma klucz. Kazał zwierzołakowi, żeby się trzymał z dala od jego pobratymców. Nam też pokazał, raz.

Lina błyskawicznie skojarzyła.

- Nie była to przypadkiem księga?

Faun wydawał się mile zaskoczony, skinął głową.

- Bez takiej księgi nie można wejść do środka, tak mówią legendy.

~**********************~

Szumnie nazwana 'wioska' w rzeczywistości okazała się skupiskiem czegoś, co ktoś litościwy i obdarzony dużą wyobraźnią określiłby jako szałasy.

Podczas drogi Lina i jej drużyna mieli okazję przekonać się o jeszcze jednym. Fauny są z natury zboczone. To silniejsze od nich, żeby nie gapić się w określone rejony kobiecego ciała i nie komentować.

W rezultacie zanim doszli do tego, co Pariushyn w przypływie optymizmu nazwał wioską, Lina była bliska zabicia swego przewodnika na kilka bardzo spektakularnych sposobów.

Jakoś się hamowała, jednakże nie przyszło jej to łatwo.

Faun uparł się, że najpierw jedno z nich musi wejść do wioski jako "ambasador dobrej woli". Patrzył przy tym wyraźnie w stronę dziewczyn.

Jakoś mu to wyperswadowali i koniec końców to Zelgadis udał się za Pariushyn'em. Reszta zrobiła sobie małą naradę.

- Chyba jesteśmy blisko tego całego szczytu. - zauważył Gourry z pewnym zadowoleniem, ale prawie nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- Dalej uważam, że powinniśmy szybko oddalić się od tego gnojka. - pod nieobecność Zel'a Val poczuł się w obowiązku przejąć rolę 'głosu rozsądku'. - Z jego towarzystwa nic dobrego nam nie przyjdzie.

Lina potrząsnęła głową.

- Nie możemy. Bez niego nie znajdziemy właściwego wejścia.

- Jak to nie? - zwrócił się bezpośrednio do niebieskookiej. - Merle, ty znajdziesz wejście, nie?

- Znajdę. - skinęła głową. - Ale Lina ma rację. To by wam i tak w niczym nie pomogło.

- Jak to? - zdziwił się starożytny. Dziewczyna uśmiechnęła się leciuchno.

Zrobiło jej się jakoś milej na myśl, że taką wiarę pokładał w jej umiejętności. Niestety ona sama dobrze wiedziała jak często taki dar jest kompletnie nieprzydatny.

- Posłuchajcie mnie. - Lina najwidoczniej zamierzała wszystko łopatologicznie wyjaśnić. - Słyszeliście co mówił ten faun, nie? Zdaje się, że nikt nie może ot tak zbliżyć się do góry, ani tym bardziej do wejścia do wewnętrznej świątyni. A już na pewno żaden smok ani mazoku.

- Lina san, to znaczy, że my możemy podejść ^^. - Lina zmierzyła Amelię groźnym wzrokiem, nie lubiła jak ktoś jej przerywał.

- Człowiek może podejść do Dary, ale nie znajdzie wejścia. - wyjaśniła.

- W takim razie przecież wy, ludzie możecie nas zaprowadzić. - rzucił Varu niecierpliwie.

Chciał jak najprędzej znaleźć tych, którzy porwali jego 'matkę' i odpłacić im w stosowny sposób.

- Powiedziałam, nie znajdziemy wejścia, nawet jeśli za pomocą klucza-księgi uda nam się tam wejść.

- Konkretniej - dorzuciła Merle od siebie. - To żaden człowiek obdarzony potencjałem magicznym nie może znaleźć tego wejścia. A co za tym idzie, człowiek nie posiadający określonych zdolności nie może użyć księgi.

- A jeśli ktoś nie potrafi czarować to nie przeżyje spotkania ze zwierzołakiem. - dodała Amelia smutno. - Więc jak to obejść?

Lina skrobała się po rudej czuprynie, ale nic jej do głowy nie przychodziło.

- Wiecie, może to dość szalony pomysł... - powiedział Val powoli. - Ale w takim razie ani ty, Merle ani Gourry... no cóż, nie da się ukryć, że z magią sobie nie radzicie.

Dziewczyna zmrużyła oczy.

- No tak, my znajdziemy wejście, masz rację. Ale nie damy rady was tam zaprowadzić.

- Nie rozumiem dlaczego... - Amelia pokręciła głową. Gourry też nic nie rozumiał, ale nie wykazywał chęci zmiany tego stanu.

Wiedział, że jego towarzysze w końcu postanowią działać, a wtedy być może będzie w stanie im jakoś dopomóc. Skoro więc myślenie nie było jego mocną stroną, rozsądnie zostawił ustalanie taktyki ekspertom.

Trzeba dodać, że Gourry wierzył bezsprzecznie w talent i inteligencję Liny, która gdy przychodziło co do czego nie tylko wymyślała wszystko genialnie, ale i potrafiła przełożyć to na zrozumiały dlań język, choć nie zawsze do końca i nie zawsze bezboleśnie.

W każdym razie Gourry w nią wierzył i ta wiara sprawiała, że ani przez chwilę nie wątpił, że im się uda.

Cokolwiek by to miało nie być.

- A jakby tak... Jakbyś tak nas zaprowadziła, a później wszyscy chwycilibyśmy się księgi...

- Ale Varu, Filia nie da rady jej utrzymać, zresztą popatrz na nią! - białowłosa machnęła w kierunku smoczycy. Ta nawet nie zareagowała. Patrzyła tępo przed siebie.

- Im bliżej góry tym gorzej.

Amelia podeszła do Złotej i niepewnie przysiadła obok.

- Pani Filio, słyszy mnie pani? - spytała cicho.

Zagadnięta zwróciła na nią nieprzytomny wzrok.

- Co jej jest? - zapytała Lina rzeczowo.

Merle wzruszyła ramionami.

- Po pierwsze Góra tak działa na smoki, możliwe że wysyła specjalne pole, żeby się gubiły, nie wiem dokładnie.

Rudowłosa skinęła głową, spodziewała się takiej odpowiedzi.

- Po drugie, ta cała Maszyna najprawdopodobniej znajduje się tutaj, a Filia jak nikt z nas odczuwa skutki uboczne jej działania.

- To znaczy, że co? - zniecierpliwił się Val - Zabija ją?

- Nie. - pokręciła głową. - Ta Maszyna tak nie działa. Jak wam to przełożyć...

Przez moment szukała odpowiednich słów. Brak odpowiedniej technologii w tym świecie sprawiał, że było jej trudniej wymyśleć pasujące porównania. Żałowała, że nie ma w pobliżu tego całego Jiras'a, zdążyła się zorientować, że zna się on trochę na technice.

Może z jego pomocą jakoś łatwiej byłoby to przełożyć. [Drodzy czytelnicy, a teraz w ramach zrozumienia tego problemu wybierzcie się do Australii lub Afryki, i spróbujcie wyjaśnić zasady działania telefonu komórkowego komuś kto nigdy w życiu nie słyszał o prądzie. ^o^ - C.] [..To niehumanitarne.-Murasaki][Brak prądu, telefon komórkowy czy to, że wysyłam was w jakieś głusze?-C]

- Może najpierw powiedzcie mi, czym według was jest ta Maszyna.

Tu odpowiedzi były różne, najczęściej powtarzaną rzeczą było to, że Maszyna jest:

- zła.

- niebezpieczna.

- do zniszczenia.

- niemoralna. (?)

- działająca na niezrozumiałych zasadach, z wykorzystaniem ludzkiego życia.

Wszechwidząca uznała, że to dość dużo, ale wciąż nie wystarczy.

Nie było innego wyjścia, musi im to w końcu przybliżyć...

- Najpierw powiedz mi, co robić, żeby Filia mama nie zwariowała po drodze... - powiedział Varu cicho.

- Już mówiłam, że im bliżej Maszyny tym gorzej z nią, bo przecież miała kontakt z jej częścią. A Maszyna prawdopodobnie jest tutaj.

- Czyli... - Lina pochyliła się lekko w jej stronę. - To może być też efekt Maszyny, a nie Dary... Albo...

Wszechwidząca nie mogła się nie uśmiechnąć. Za chwilę Lina sama na to wpadnie.

- Albo Maszyna wzmacnia działanie Góry! - wrzasnęła ruda triumfalnie. Zaraz zakryła sobie dłonią usta, ale w jej oczach lśniły iskierki radości i samozadowolenia. Wiedziała, że trafiła w sedno.

- Tak, wystarczy, że wyniesiemy obcy element pochodzący spoza waszego świata, a ona przestaje działać. ^^

Lina złapała szermierza za rękę i razem wykręcili piruet. Gourry'emu udzieliła się jej radość, chociaż nie bardzo rozumiał, o co chodzi, to jednak wiedział, że jego oczekiwania się sprawdziły.

Lina znowu rozgryzła sytuację.

- Pwyll nie wie, że my wiemy, prawda? - zapytała Amelia enigmatycznie. Merle skinęła z uśmiechem głową. - Tylko...

- Tylko co, Amelio? - Lina nie przestawała kręcić piruetów.

- Dalej nie wiemy, jak się tam dostaniemy.

- O to się nie martw. - Merle wzruszyła ramionami. - On c h c e żebyście dostali się do środka. W przeciwnym razie nie dostalibyśmy księgi.

Czarodziejka spoważniała natychmiast.

- W takim razie czas... - zerknęła na srebrnowłosą. - I wiedza o jego planach, to nasza jedyna przewaga. Powiedz nam coś jeszcze, dobrze? Jak...

Niestety, nie było już czasu na dokończenie tego pytania.

Od strony 'wioski' nadbiegł wrzeszcząc w niebogłosy Zelgadis. Koło niego biegł młody faun, ale nie Pariushyn. Nagle towarzysz chimery potknął się i runął jak długi. Wrzeszczał coś straszliwym głosem.

Zel nawet się nie obrócił. Biegł dalej w ich kierunku i coś wykrzykiwał, ale był za daleko, żeby go słyszeć.

Dopiero kiedy wrzaski fauna przebrzmiały, udało im się usłyszeć, co krzyczy.

- Uciekajcie stamtąd!!! Zaraz!!

Oprócz tego słychać było coś jakby... brzęczenie.

- Ostatnia generacja! - Merle cofnęła się o krok do tyłu.

Filię chyba otrzeźwił wrzask Zel'a, bo zaczęła spoglądać przytomniej.

Hałas stawał się coraz głośniejszy.

~******************~

- Pwyll sama, brakujące szczątki zostały znalezione. - Czarkarz zgiął się w pełnym szacunku ukłonie.

Zagadnięty zmrużył zielone oczęta i jednym haustem dopił resztę trunku z wysokiego kieliszka.

Czarkarze dawno przestali się dziwić, skąd ich przywódca i wybawiciel bierze te wszystkie zbytki. Przecież ostatecznie dlatego jest wodzem, żeby mieć pewne przywileje i nie pić z manierki albo wprost ze źrodła jak cała reszta...

Ci, co ośmielili się głośno nad tym zastanawiać, znikali. Na dobre.

- Świetnie. Niech oddział je tu przyniesie. Trzeba w końcu wzmocnić naszą wspaniałą Maszynę. - uśmiechnął się pobłażliwie do kapłana. Ten w odpowiedzi zgiął się jeszcze niżej.

Pwyll odprawił go machnięciem upierścienionej dłoni.

Pogładził ciemnozielone włosy, przyglądając się swojemu odbiciu w komorze, wypełnionej czerwonawo świetlistym płynem.

"No, najwyższy czas. Smocza energia już się kończy... I tak starczyła na długo. Te mięczaki nie mają takiej odporności." spojrzał przelotnie na wysuszone zwłoki mieszańców, którzy ośmielili się krytykować jego działanie.

Koniec końców spotkał ich wielki zaszczyt. Zostali częścią Machiny, a konkretniej - czymś w rodzaju oleju silnikowego. "Już niedługo mój przyjacielu, będziesz mógł stąd wyjść, a twoje miejsce zajmie ktoś inny."

Postukał w gładką powierzchnię. Kiedy się przyjrzało dokładniej, można było dostrzec niedokładnie rozpuszczone pasemka krwi. Wyglądało to troszkę jak dym.

Postać w środku otworzyła z wysiłkiem oczy i spojrzała z wysiłkiem w zielonkawe ślepia Pwyll'a.

- Dzień dorby, Tristan'ie.

"Hm, fajne imię." pomyślał Pwyll, wciąż stukajac w szkło. Mimo to człowiek nazwany Tristanem zamknął oczy i znowu pogrążył się w ciężkim półśnie... "Wszystkie moje pomysły są genialne!"

~*******************~

- To co, będziemy uciekać? - spytał Valgaav, odruchowo wysuwając się na przód.

Lina z uśmiechem skinęła głową.

- A coś ty myślał, że Lina Inverse odwróci się plecami do wroga? Mowy nie ma! - odwróciła się do Merle. - Trzymaj!

Rzuciła jej księgę.

- I pilnuj jej. - wskazała na Filię. Smoczyca się obruszyła.

- Nie trzeba mnie pilnować, panno Lino, ja sobie pora...

- Ależ ich dużo!!!! - przerwała jej Amelia, wskazując na dużą brzęczącą chmurę, podążającą za Zel'em.

- Wszycy gotowi? - czarodziejka rozejrzała się na boki, badając gotowość swoich towarzyszy. - Na trzy. Uwaga... TRZY!

~*** End ***~

No, to zostawiłam was w niepewności. Obiecuję, więcej akcji będzie w częsci 21 i dalszych. ^^

Tradycyjnie dzięki za wszelkie opinie, obiecuję się dalej starać ^^ To moja pierwsza historia, więc obojętnie co się stanie, ale dokończyć ją muszę, więc nie martwcie się.

Nie porzucę Naixinka, hehe ^^ Chociaż faktycznie długo kazałam wszystkim czekać. Gomen.

Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję za wszystkie opinie, jakie dostałam na temat ficzków ^^ Jakby ktoś chciał coś dorzucić, to -> charatka@op.pl Jeszcze raz dziękuję!

Okaaa, to by było na tyle. Zapraszam do następnej części!

Charatka

P.S. Nyo, i znowu jakiś trup. It's some kind of fate I think... Ciekawe ilu bohaterów made by me jeszcze zginie ^^ Ne?



Wyszukiwarka