ŚW. KLEMENSA PAPIEŻA, LEGENDY O ŚWIĘTYCH


LEGENDA NA DZIEŃ SW. KLEMENSA PAPIEŻA

23 listopada

Legenda o św. Klemensie składa się u Jakuba de Voragine z dwu części: pierwszej, która opowiada niezwykłe dzieje rozbicia i odnalezienia się jego rodziny, oraz z drugiej, gdzie przed­stawiono jego wygnanie i męczeństwo w okolicach Chersonu na Krymie. Jako dodatek do­czepione jest na końcu opowiadanie o dziecku, które cały rok przespało w głębi morza nie wiedząc o tym.

Obie te zasadnicze części wywodzą się z dwu różnych źródeł. Pierwsza czerpie ze staro­chrześcijańskiej powieści [romansu], zawartej w sfałszowanych pod imieniem Klemensa I, papieża ze schyłku I w. [mamy jego autentyczny list do gminy chrześcijańskiej w Koryncie], 20 Homiliach i 10 księgach Rozpoznań, gdzie streszczone były rzekome nauki św. Piotra oraz opowiedziane nie mniej rzekome dzieje rodziny Klemensa. Grecki oryginał owych Homilij i Rozpoznań zaginął [a powstał prawdopodobnie w drugiej połowie IV w.], ale zachowały się one w wyciągach greckich [BHG nr 319-47], gdzie uzupełniono je już opowieścią o mę­czeństwie św. Klemensa [A. nr 344 i 347] - oraz w pełnym przekładzie łacińskim Rufina z r. około 400 [BHL nr 6644-45], z którego znane były' całemu łacińskiemu średniowieczu. Obok greckiego posiadamy także wyciąg syryjski z obu tych dzieł, co daje nam miarę ich po­pularności zarówno we wschodnim, jak i w zachodnim chrześcijaństwie.

Grecki romans, przodek naszej powieści, narodził się jako gatunek literacki w I w. przed Chr. i opracowywał z reguły historię zakochanej pary, która po niezliczonych trudnościach i nieprawdopodobnych przygodach na koniec odnajduje się szczęśliwie i używa niezmąco­nego szczęścia. Do typowych motywów komplikujących dwojgu młodym drogę »do ołtarza« należały porwania przez zbójców, rozbicie się okrętu, gubienie dzieci przez rodziców itp. Wszystkie te przeszkody jednak zostawały na koniec przezwyciężone, często w sposób cudowny i zupełnie nieoczekiwany - i wszystko kończyło się dobrze [o genezie romansu obszerne in­formacje znajdzie czytelnik u T. Sinki, Literatura grecka II 2, 136-164].

Ten gatunek piśmiennictwa był w pierwszych wiekach naszej ery nader popularny ze wzglę­du na swą przystępność, żywość fabuły - a nie na ostatnim miejscu także dla swego silnie ero­tycznego zabarwienia i nastroju. W w. IV po Chr., w epoce rozkwitu literatury chrześcijańskiej, przyswojono jej także i tę gałąź piśmiennictwa pogańskiego, eliminując tylko, rzecz prosta, wybu­jałą erotykę, a zastępując ją nie mniej fascynującymi chrześcijańskiego czytelnika opowieściami o świętych. Tak powstały pisma Pseudo-Klemensa [tzw. Klementyny, czy Pseudo-Klementyny], zwane słusznie pierwszym romansem chrześcijańskim*. Że zaś nie pozostał on jedynym, o tym przekonaliśmy się czytając legendę o św. Eustachym [wyżej nr 68]. O Pseudo-Klementynach por. T. Sinko, Literatura grecka III 1, 107-110.

Druga część legendy o św. Klemensie jest znana również z szeregu zabytków hagiografii greckiej i łacińskiej. Wspominaliśmy już o opisach jego męczeństwa doczepianych do grec­kich streszczeń Rozpoznań; mamy jednak również osobne greckie opracowania tego motywu [BHG nr 348-50]. Pasja św. Klemensa figuruje również w zbiorze Pseudo-Abdiasa [BHL nr 1848], skąd najprawdopodobniej znał ją Jakub de Voragine. Natomiast cud ocalenia od śmierci dziecka, które cały rok przespało na dnie morza [jego osobny opis po grecku pozo­stawić miał biskup Chersonu, Efrem; BHG nr 351], zaczerpnęła Złota legenda zapewne ze zbioru cudów Grzegorza z Tours [BHL nr 1854-55]. W ten sposób powstała całość nader awanturnicza i urozmaicona, a stanowiąca jeden z najpopularniejszych wątków literackich wieków średnich.

Klemens, biskup Rzymu, pochodził ze zna­komitego tamtejszego rodu. Ojciec jego na­zywał się Faustynian, a matka Matidiana. Vliał on dwóch braci, z których jeden nazywał się Faustinus, a drugi baustus. Matka jego Matidiana była nadzwy­czajną pięknością, dlatego brat jej męża zapłonął ku niej gwałtowną, choć występną miłością. Codziennie dręczył ją naleganiami, ona jednak w żaden sposób nie chciała mu ulec. Bała się zaś opowiedzieć o tym swemu mężowi, aby pomiędzy obu braćmi nie powstała nienawiść. Dlatego postanowiła na jakiś czas wyjechać z ojczyzny, aby w tym czasie wygasła owa grzeszna miłość, którą jej obecność wzniecała u szwagra. By jednak mąż jej zgodził się na to, wymyśliła bardzo mądrze sen, który następnie w ten sposób mu opowiedziała: Ukazało mi się jakby bóstwo, które rozkazało mi, abym wraz z dwoma synami, Faustynem i Faustusem, wyjechała z Rzymu i nie wracała, dopóki mi nie pozwoli, bo w przeciwnym razie zginę wraz z oby­dwoma chłopcami. Usłyszawszy to mąż jej przeraził się bardzo i zaraz wy­słał żonę i obu synów wraz z licznym orszakiem do Aten [1]. Miała tam ona pozostać i kształcić obu synów. Młodszego [2] zaś Klemensa, który miał dopiero 5 lat, ojciec zostawił sobie na pociechę.

Gdy jednak matka płynęła z synami po morzu, pewnej nocy okręt roz­bił się i Matidiana została wyrzucona na jakąś skałę, nie mając dzieci przy sobie. Przekonana, że synowie jej zginęli, chciała z wielkiej rozpaczy rzu­cić się w głębinę morza, ale wstrzymała ją nadzieja, iż odnajdzie przynaj­mniej ich ciała. Gdy jednak nie mogła ich znaleźć żywych ani umarłych, poczęła krzyczeć i głośno zawodzić, gryzła swoje ręce i nikomu nie dała się pocieszyć. Była tam zaś między innymi pewna kobieta, która opowie­działa jej, że mąż jej, który był żeglarzem, zginął w kwiecie wieku na mo­rzu, a ona z miłości do niego nie chciała później wyjść za mąż. U niej to znalazła Matidiana pewną pociechę, została z nią i pracą rąk zarabiała na swoje potrzeby. Wkrótce potem jednak ręce jej, które bardzo zębami sobie poraniła, stały się zupełnie nieczułe i bezwładne [3] i nie potrafiła już pracować nimi. Ta kobieta zaś, która ją do siebie przyjęła, zapadła na paraliż i nie mogła wstawać z łóżka. I tak Matidianą zmuszona była że­brać i wraz ze swą gospodynią żywiła się tym, co znalazła.

Gdy minął rok od dnia, w którym Matidiana z dziećmi opuściła oj­czyznę, mąż jej wysłał do Aten posłów, którzy mieli ją odszukać i dowie­dzieć się, jak się jej i synom powodzi. Wysłańcy jednak długo nie wracali. Wysłał więc drugich, a ci po powrocie oznajmili, że nigdzie nie trafili na ślad jego rodziny. Wówczas mąż zostawił syna Klemensa pod dozo­rem opiekunów, a sam wsiadł na okręt i wyruszył na poszukiwanie żony i synów. Nie wrócił jednak wcale. Przez dwadzieścia lat więc pozostawał Klemens zupełnie osierocony i nie mógł dowiedzieć się niczego o swoim ojcu, matce i braciach. Uczył się jednak gorliwie i osiągnął wysoki sto­pień umiejętności w filozofii. Pragnął on gorąco i usilnie szukał sposobu udowodnienia nieśmiertelności duszy. Dlatego też często chodził do szkół filozofów i tam cieszył się; gdy słyszał, że dusza ludzka jest nieśmiertelna, a odchodził smutny, gdy twierdzono, że jest śmiertelna.

Wreszcie przybył do Rzymu Barnaba [4], który głosił wiarę Chrystu­sową. Filozofowie jednak wyśmiali go jak bezrozumnego szaleńca. Wów­czas jeden z nich - a niektórzy twierdzą, że właśnie Klemens, który po­czątkowo wraz z innymi wyśmiewał Barnabę i gardził jego nauką - dla żartu zadał mu takie pytanie: Dlaczego komar, który jest maleńkim stwo­rzeniem, ma sześć nóg i jeszcze skrzydła ponadto, a słoń, który jest wiel­kim zwierzęciem, wcale nie ma skrzydeł i tylko cztery nogi? Barnaba jed­nak odpowiedział: Głupcze, łatwo mógłbym ci odpowiedzieć, gdybym wi­dział, że pytasz dlatego, iż szukasz prawdy! Lecz głupotą byłoby mówić wam o stworzeniach, gdy nie znacie ich Stwórcy. Ponieważ zaś Stwórcy nie znacie, więc słuszne jest, że mylicie się co do Jego stworzeń. Słowa te tak głęboko zapadły w serce Klemensa, że począł uczyć się u Barnaby i przyjął wiarę Chrystusową. Później udał się do Judei, gdzie przebywał Piotr, ten zaś również pouczył go i udowodnił mu ponad wszelką wąt­pliwość nieśmiertelność duszy.

W tym czasie czarnoksiężnik Szymon miał dwóch uczniów, którzy na­zywali się Akwila i Nicetas. Ci poznawszy jego oszukańcze sztuczki opuś­cili go, udali się do Piotra i stali się jego uczniami. Gdy zaś Piotr zapytał Klemensa o jego rodzinę, opowiedział mu on po kolei wszystko, co zda­rzyło się jego matce, braciom i ojcu. Dodał też, że jego zdaniem, matka i bracia zginęli na morzu, a ojciec albo umarł z żalu, albo też podobnie zginął przy rozbiciu okrętu. Słysząc to opowiadanie Piotr nie mógł po­wstrzymać łez. Pewnego razu św. Piotr przybył wraz ze swymi uczniami na Antandros [5], a stamtąd na wyspę odległą o 6 mil [6], gdzie mieszkała

Matidiana, matka Klemensa. Były tam kolumny ze szkła, przedziwnej wielkości. Gdy św. Piotr wraz z innymi przyglądał się im z podziwem, stanęła przed nim żebraczka, którą on począł łajać i pytać, dlaczego ra­czej nie pracuje rękami zamiast żebrać. Ona zaś odrzekła: Panie, ja tylko pozornie mam ręce, gdyż tak je pogryzłam własnymi zębami, że całkiem osłabły i zupełnie w nich czucia nie mam. O, gdybym była rzuciła się w morze, abym już dłużej nie musiała żyć! Co ty mówisz? - rzekł na to Piotr. - Czyż nie wiesz, że dusze tych, którzy sobie życie odbierają, pono­szą ciężką karę? Kobieta na to rzekła: Gdybym to wiedziała na pewno, że dusze żyją po śmierci, jeszcze chętniej zabiłabym się, abym chociaż przez godzinę ujrzeć mogła moich słodkich - synów! Wówczas Piotr po­czął ją wypytywać o przyczynę tej wielkiej boleści, a ona mu opowiedziała po kolei całe swoje dzieje. Rzekł tedy Piotr: Jest tu u nas pewien mło­dzieniec, imieniem Klemens, który to samo mówi o swojej matce i bra­ciach, co ty opowiadasz. Kobieta usłyszawszy to zemdlała z wrażenia, gdy zaś wróciła do siebie, rzekła ze łzami: Ja jestem matką tego młodzieńca! Po czym rzuciła się do nóg Piotra i poczęła go błagać, aby jak najprędzej pokazał jej syna. Piotr zaś powiedział: Gdy ujrzysz go, przez czas jakiś nie daj mu tego poznać, dopóki nie odpłyniemy od wyspy [7]. Kobieta obiecała mu to.

Piotr więc wziął ją za rękę i poprowadził na okręt, gdzie znajdował się Klemens. Ten ujrzawszy Piotra prowadzącego za rękę jakąś kobietę, począł się śmiać. Ona zaś, skoro tylko znalazła się obok Klemensa, nie mo­gła już dłużej wytrzymać, więc rzuciła się nagle w jego objęcia i poczęła go gorąco całować. On jednak odepchnął ją z oburzeniem sądząc, iż to jakaś szalona kobieta, i z wielkim niezadowoleniem zwrócił się do Piotra. Wtedy apostoł rzekł: Co robisz, Klemensie, mój synu? Nie odtrącaj twojej matki! Na te słowa Klemens zalał się łzami, przypadł do matki, która leżała na ziemi, i wtedy dopiero ją poznał. Na rozkaz Piotra spro­wadzono sparaliżowaną kobietę, z którą zamieszkała Matidiana, a apostoł ją uzdrowił. Matidiana wypytywała Klemensa o ojca, ale syn odrzekł jej: Ojciec wyruszył, aby ciebie szukać, i nie wrócił więcej. Słysząc to matka westchnęła nieco, ale przepełniona wielką radością z powodu odnalezie­nia syna, zapomniała o innych swoich smutkach.

Tymczasem Nicetas i Akwila, którzy byli nieobecni, wrócili i ujrzaw­szy jakąś kobietę z Piotrem zapytali, kim ona jest. Klemens zaś odpowie­dział im: To jest moja matka, którą mi Bóg oddał za pośrednictwem pana mojego Piotra. Z kolei św. Piotr wszystko im dokładnie opowiedział. Usłyszawszy tę historię Nicetas i Akwila wstali nagle, zdumieni wielce i zmieszani poczęli mówić: Panie Boże wszechmocny, prawda li to czy sen tylko, co tu usłyszeliśmy? Piotr jednak rzekł: Synowie moi, my nie jesteśmy szaleni, to wszystko jest prawdą! Wówczas oni otarli twarze i rzekli: My jesteśmy Faustinus i Faustus, myśleliśmy, że matka nasza zginęła w morzu! Potem podbiegli, objęli matkę i poczęli ją wiele razy całować. Ona zaś pytała, co to ma znaczyć. Piotr tedy powiedział: To są twoi synowie, Faustinus i Faustus, o których myślałaś, że utonęli w morzu! Usłyszawszy to matka z nadmiernej radości upadła bez zmysłów na ziemię. A gdy wróciła do siebie rzekła: Błagam was, synowie najdrożsi, opowiedzcie, co się z wami działo? Oni więc opowiedzieli: Gdy okręt rozbił się, a my płynęliśmy na jakiejś desce, znaleźli nas piraci, zabrali na swój okręt, a później zmieniwszy nasze imiona, sprzedali nas pewnej zacnej wdowie, imieniem Justyna. Wzięła nas ona za synów i kazała nas kształcić w sztukach wyzwolonych [8]. Na koniec zajęliśmy się filozofią i przyłączyliśmy się do pewnego czarnoksiężnika, imieniem Szymon, który kształcił się wraz z nami. Gdy jednak poznaliśmy jego oszustwa, opuściliśmy go i za pośrednictwem Zacheusza [9] zostaliśmy uczniami Piotra.

Następnego dnia św. Piotr wziąwszy trzech braci, to znaczy Klemensa, Akwilę i Nicetasa, poszedł w ustronne miejsce, aby się tam modlić. Tam zaś pewien czcigodny, choć biednie wyglądający starzec tak do nich przemówił : Żal mi was, bracia, ponieważ widzę, że w najlepszej wierze ciężko błądzicie. Nie ma bowiem Boga ani religii, tak jak nie ma na świecie żadnej Opatrzności. O wszystkim decyduje ślepy przypadek i chwila urodzenia [10], a ja na sobie samym najwyraźniej tego doświadczyłem, ponieważ szczególnie jestem wykształcony w sztuce mathesis [11]. Nie błądźcie więc, bo czy będziecie się modlić, czy też nie, to tylko wam się zdarzy, co przyniosła wam ze sobą chwila urodzenia. Klemens tymczasem patrzył na niego i serce jego biło mocno, wydawało mu się bowiem, jak gdyby widział już tego człowieka. Na rozkaz Piotra Klemens, Akwila i Nicetas rozmawiali ze starcem owym przez dłuższy czas i wykazywali mu przy pomocy oczywistych dowodów, że Opatrzność jednak istnieje. Gdy zaś podczas rozmowy nazywali starca ojcem, okazując mu w ten spo­sób swój szacunek, Akwila rzekł: Czyż to jest konieczne, abyśmy nazy­wali go ojcem, skoro przecież kazano nam nikogo na ziemi ojcem nie na­zywać? A później spoglądając na starca powiedział: Nie bierz mi tego za złe, ojcze, iż wytykam memu bratu, że nazywa ciebie ojcem. Ale taki otrzymaliśmy rozkaz, aby nikogo tym imieniem nie nazywać. Zaledwie Akwila to powiedział, wszyscy obecni wraz ze starcem i Piotrem poczęli się śmiać, a gdy ich o przyczynę śmiechu zapytał, Klemens rzekł mu: Śmiejemy się, ponieważ sam robisz to, co innym wytykasz, bo i ty nazy­wasz tego starca ojcem. Akwila jednak wypierał się, mówiąc: Doprawdy nie wiem nic o tym, jakobym go ojcem nazywał!

Gdy zaś już dłuższy czas rozmawiali o Opatrzności, starzec rzekł: Uwierzyłbym, że istnieje Opatrzność, ale moje własne doświadczenie nie pozwala mi na to. Znałem bowiem chwilę urodzenia moją i mojej żony i wiem, że to, co każdemu z nas ta chwila zapowiadała, rzeczywiście się spełniło. Posłuchajcie więc, jaki był układ gwiazd w chwili urodzenia mo­jej żony, a przekonacie się, że przeznaczenie jej wypełniło się całkowicie. W horoskopie jej mianowicie w pośrodku stały Mars i Wenus, księżyc był na zachodzie w domu Marsa, a w sąsiedztwie Saturna, taka zaś kon­stelacja oznacza, że kobieta pod nią urodzona będzie cudzołożnicą, będzie kochać własnego niewolnika, wyruszy w podróż i utonie w wodzie. Tak się też stało. Żona moja bowiem pokochała niewolnika, a następnie oba­wiając się niebezpieczeństwa i hańby uciekła z nim i zginęła w morzu. Brat mój opowiedział mi, że najpierw w nim się zakochała, a gdy nie chciał okazać się* jej powolnym, zwróciła swoją grzeszną miłość ku nie­wolnikowi. Nie można jej jednak za to potępiać, ponieważ jej chwila uro­dzenia kazała tak postąpić. Następnie starzec opowiedział, w jaki sposób żona jego zmyśliła sen, jak wyjechała z dziećmi do Aten i jak zginęła pod­czas rozbicia okrętu.

Słysząc to synowie chcieli rzucić się ku niemu i wyjawić mu rzecz całą, ale Piotr powstrzymał ich mówiąc: Zachowajcie spokój, aż ja wam dam znak. Po czym sam tak począł mówić: A gdybym dziś pokazał ci twoją żonę całkiem niewinną i twoich trzech synów, to czy uwierzyłbyś, że chwila urodzenia nie ma żadnego znaczenia? Starzec zaś odrzekł: Tak jak niemożliwe jest, abyś ty wykonał to, co obiecujesz, tak też niemożliwe jest, aby coś się stało poza tym, co przeznacza człowiekowi jego chwila urodze­nia. Wtedy Piotr powiedział: Oto jest twój syn Klemens, a tu dwaj twoi bliźniacy: Faustinus i Faustus. Na te słowa starzec osłabł zupełnie i padł bez zmysłów na ziemię. Synowie rzucili się ku niemu i poczęli go całować, obawiając się, czy ducha nie wyzionie. Gdy zaś wreszcie przyszedł do sie­bie, opowiedzieli mu kolejno wszystko, co się zdarzyło. Wtedy nagle na­deszła żona i ze łzami poczęła wołać: Gdzie jest pan mój i małżonek? Wołała tak ciągle jak szalona, aż starzec podbiegł i począł ją z płaczem ściskać i obejmować.

Byli więc już wszyscy razem, gdy przybył pewien człowiek z wiadomoś­cią, że Apion i Ambio, dwaj wielcy przyjaciele Faustyniana, są w gościnie u Szymona czarnoksiężnika. Faustynian ucieszył się bardzo z ich przy­bycia i pospieszył natychmiast ich odwiedzić. Tymczasem zjawił się poseł, który oznajmił, że do Antiochii przybył delegat cesarski, który ma śledzić wszystkich czarnoksiężników i karać ich śmiercią. Wówczas Szy­mon z nienawiści do synów Faustyniana, którzy go opuścili, odcisnął na nim podobiznę swojej twarzy, tak iż wszyscy widząc Faustyniana uważali go za czarnoksiężnika Szymona. Uczynił to zaś dlatego, iż pragnął, aby słudzy cesarscy uwięzili Faustyniana zamiast niego i zabili; sam zaś opuścił tę okolicę. Gdy więc Faustynian wrócił do św. Piotra i synów, młodzieńcy przerazili się bardzo, gdyż widzieli twarz Szymona, a słyszeli głos swego ojca. Jedynie Piotr widział prawdziwą twarz Faustyniana, więc gdy synowie jego i żona uciekali i odżegnywali się od niego, rzekł im: Dlaczego uciekacie od waszego ojca i przeklinacie go? Oni zaś odparli, iż czynią to dlatego, że widzą w nim oblicze Szymona czarnoksiężnika. Szymon bowiem sporządził pewną maść, nasmarował nią twarz Fausty­niana, a później przy pomocy sztuki czarnoksięskiej odcisnął swoją twarz na jego twarzy. Ten więc rozpaczał bardzo i mówił: Cóż za nieszczęście spotkało mnie! Dopiero jeden dzień minął od chwili, gdy żona i synowie poznali mnie na nowo, i oto nie będę mógł więcej cieszyć się nimi? Żona zaś jego wyrywała sobie włosy z głowy i razem z synami gorzko płakała.

Tymczasem Szymon, gdy jeszcze był w Antiochii, oczerniał bardzo Piotra nazywając go złym czarnoksiężnikiem i zbrodniarzem, a wreszcie tak podburzył lud przeciwko niemu, iż wszyscy pragnęli Piotra znaleźć, aby go własnymi rękami rozerwać. Piotr więc rzekł do Faustyniana: Ponieważ wyglądasz teraz jak Szymon czarnoksiężnik, więc jedź do Antiochii i wytłumacz mnie przed całym ludem. Odwołaj w jego imie­niu to wszystko, co on o mnie powiedział. Później ja przybędę do Antiochii i zdejmę z ciebie obcą twarz, a zwrócę ci twoje własne oblicze wobec wszystkich.

Wydaje się jednak nie do wiary, aby św. Piotr kazał Faustynianowi kłamać, Bóg bowiem nie potrzebuje naszych kłamstw. Dlatego też Po­dróż św. Klemensa, w której to jest napisane, jest księgą apokryficzną i nie należy w takich wypadkach dawać jej wiary, jak twierdzą niektórzy. Można natomiast powiedzieć, rozważywszy dokładnie słowa św. Piotra, że nie kazał on Faustynianowi twierdzić, że jest Szymonem, ale chciał tylko, aby pokazał on ludowi narzuconą sobie twarz oraz w imieniu Szy­mona pochwalił Piotra i odwołał te wszystkie oszczerstwa, które czarno­księżnik o nim powiedział. Jeśli zaś Faustynian powiedział, że jest Szy­monem, to nie miało to oznaczać, iż jest nim naprawdę, ale tylko z wy­glądu. Dlatego też słowa Faustyniana, które poniżej przytaczamy: Ja jestem Szymon itd., należy rozumieć w ten sposób: Jeśli chodzi o twarz, to wyglądam jak Szymon. Był więc Faustynian Szymonem, ale należy dodać: mniemanym [12].

Tak więc ojciec Klemensa, Faustynian, udał się do Antiochii i zwo­ławszy lud, przemówił doń w te słowa: Ja, Szymon, oznajmiam wam i wy­znaję, że to, co mówiłem o Piotrze, to było kłamstwo. Nigdy bowiem nie był on oszustem ani czarnoksiężnikiem, lecz przysłany został dla zbawie­nia świata. Dlatego więc, gdybym znowu coś złego przeciw niemu po­wiedział, to powinniście mnie wypędzić jak oszusta i złoczyńcę! Teraz zaś czynię pokutę, bo rozumiem, że źle mówiłem. Radzę wam też, uwierzcie Piotrowi, abyście nie zginęli wraz z waszymi miastami. Gdy więc Fau­stynian wypełnił już wszystko, co mu Piotr polecił, i wzbudził wśród ludu miłość do niego, apostoł przybył do Antiochii i pomodliwszy się starł z niego zupełnie podobieństwo do Szymona. Lud Antiochii przyjął Piotra z wielką przychylnością i szacunkiem i wyniósł go na stolicę biskupią. Na wieść o tym Szymon zjawił się tam również i zwoławszy lud powie­dział: Dziwię się, że chociaż dałem wam tyle zbawiennych rad i upomi­nałem, abyście się strzegli Piotra, który jest oszustem, wy jednak nie tylko słuchacie go, ale jeszcze podnieśliście go do godności biskupa! Wtedy wszyscy z wściekłością zwrócili się przeciw niemu mówiąc: Cóż za szar­latan z ciebie! Przed trzema dniami mówiłeś, że pokutujesz, a teraz usi­łujesz zgubić siebie i nas! Po czym rzucili się na niego i wśród obelg wypędzili go z miasta. Wszystko to opowiada Klemens w księdze o sobie samym i tam też umieścił tę historię.

Później św. Piotr przybył do Rzymu, a widząc, że zbliża się czas jego męki, zarządził, że Klemens ma po nim zostać biskupem. Po śmierci Piotra, księcia apostołów, Klemens, który był mężem przezornym, ustąpił najpierw Linusowi, a potem Kletowi, ponieważ obawiał się, aby w przyszłości ktoś idąc za tym przykładem, nie ustanowił po sobie następcy w Kościele i nie czynił zeń dziedzicznej swej własności. Nie­którzy twierdzą, że Linus i Kletus nie byli papieżami, ale tylko pomoc­nikami św. Piotra i dlatego są wymienieni w katalogu papieży. [13] Po nich wybrany został papieżem Klemens, choć trzeba go było zmusić do przyjęcia tej godności.

Św. Klemens odznaczał się taką świętością życia, że zyskał uznanie i Żydów, i pogan, i wszystkich ludów chrześcijańskich. Miał on imienne spisy biednych we wszystkich dzielnicach Rzymu i nie pozwalał, aby ci, których oczyścił i uświęcił chrzest, cierpieli otwartą nędzę. Młoda dziewczyna imieniem Domicilla, siostrzenica cesarza Domicjana, z rąk jego otrzymała święty welon zakonny.

Św. Klemens nawrócił też na wiarę Chrystusową żonę przyjaciela cesarskiego Sisinnusa, imieniem Teodora, która obiecała zachować czystość. Wówczas Sisinnus, kierując się zazdrością, udał się potajemnie za swoją żoną do kościoła, ponieważ chciał wiedzieć, dlaczego ona tak często tam chodzi. Wtedy zaś właśnie św. Klemens modlił się, a lud odpowie­dział mu: Amen. I nagle Sisinnus stracił wzrok i słuch, rzekł więc co prędzej do swych sług: Podnieście mnie szybko i wyprowadźcie stąd! Słudzy tymczasem prowadzili go przez cały kościół dookoła, ale nie mogli z nim dojść do drzwi. Ujrzała ich wtedy Teodora i najpierw usunęła się w obawie, że mąż mógłby ją poznać. Później jednak zapytała sług, co się stało, oni zaś odrzekli: Pan nasz chciał widzieć i słyszeć to, czego się nie godzi, i dlatego oślepi i ogłuchł. Wówczas Teodora poczęła się modlić błagając Boga, aby jej mąż mógł wyjść z kościoła. Po modlitwie rzekła do sług: Idźcie więc i zaprowadźcie waszego pana do domu. Gdy odeszli, Teodora opowiedziała św. Klemensowi, co się zdarzyło. Na prośby jej święty zdecydował się udać do jej męża.

Znalazł go z otwartymi oczyma, ale nie widzącego i nie słyszącego nic. Wówczas św. Klemens pomodlił się za niego, a Sisinnus odzyskał wzrok i słuch. Ujrzawszy zaś Klemensa stojącego obok jego żony i podejrzewa­jąc, że został przy pomocy sztuki czarnoksięskiej oszukany, z wściekłością kazał sługom swoim uwięzić Klemensa mówiąc: To on oślepił mnie przy pomocy sztuk czarnoksięskich, bo chciał zbliżyć się do mojej żony! Rozkazał więc siepaczom, aby związali Klemensa i skrępowanego ciąg­nęli. Oni zaś związali kolumny i leżące tam kamienie, sądząc, że wiążą i ciągną Klemensa i jego duchownych, a to samo wydawało się Sisinnusowi. Klemens zaś rzekł doń: Zasłużyłeś sobie na to, aby ciągnąć kamienie, ponieważ nazywasz je bogami. On natomiast, ciągle przypuszczając, że to Klemens leży związany, powiedział: Ja cię każę zabić! Wówczas św. Klemens odszedł, prosząc Teodorę, aby nie przestawała się modlić, dopóki Pan nie nawiedzi jej męża. Gdy zaś Teodora modliła się, ukazał się jej św. Piotr apostoł i rzekł: Przez ciebie zostanie zbawiony twój mąż, a w ten sposób wypełnią się słowa mego brata, Pawła, który powiedział, że mąż niewierzący zbawiony zostanie przez wierzącą kobietę [14]. Zaraz potem Sisinnus wezwał żonę do siebie i zaklinał ją, aby modliła się za niego i przywołała do niego św. Klemensa. Przyszedł tedy św. Klemens do niego, nauczył go prawd wiary i ochrzcił go wraz z 313 osobami z jego domu. Za sprawą zaś owego Sisinnusa wielu znakomitych mężów i przy­jaciół cesarza Nerwy [15] uwierzyło w Pana.

Tymczasem najwyższy kapłan pogański [16] rozdzielił między ludzi wiele pieniędzy i wzbudził niechęć przeciwko św. Klemensowi. Wówczas prefekt miasta, imieniem Mamertynus, nie chcąc dłużej znosić tego wzbu­rzenia, kazał przyprowadzić do siebie św. Klemensa, a następnie począł go łajać i usiłował nawrócić go na swoją wiarę. Św. Klemens zaś rzekł:

Ja chciałbym ciebie przywieść do poznania prawdy. Chociaż bowiem psy na nas szczekają i szarpią nas zębami, jednak tego nam zabrać nie potrafią, iż my jesteśmy rozumnymi ludźmi, a one są tylko głupimi psami. Ten rozruch zaś przeciw mnie wzniecili głupi ludzie i nic w nim nie ma pewnego ani prawdziwego. Wówczas Mamertynus napisał o Klemensie do cesarza Trajana, który odpowiedział mu, że Klemens ma albo złożyć ofiarę bożkom, albo ma zostać wysłany na wygnanie za morze Pontu, do pustelni, która leży w pobliżu miasta Chersoń [17]. Prefekt tedy ze łzami rzekł do Klemensa: Niech ci pomoże twój Bóg, którego czcisz czystym sercem. Następnie przygotował dla niego okręt i zaopatrzył go we wszelkie potrzebne rzeczy. Wielu duchownych i ludzi świeckich po­dążyło na wygnanie za św. Klemensem.

Przybywszy na ową wyspę [18] św. Klemens znalazł tam ponad dwa tysiące chrześcijan, którzy od dawna już byli skazani na ciężkie roboty w kopalni marmurów. Ludzie ci ujrzawszy św. Klemensa uderzyli w płacz i narzekanie. On jednak pocieszał ich mówiąc: Wcale nie dla moich za­sług posłał mnie Pan do was, lecz abym miał udział w waszej koronie [19]. Następnie opowiedzieli mu, że muszą nosić wodę na plecach z od­ległości 6 mil [20]. Św. Klemens zaś rzekł: Módlmy się wszyscy do Pana naszego Jezusa Chrystusa, aby otworzył w tym miejscu źródło i żyły wodne dla swoich wyznawców. Ten zaś, który uderzył w skałę na pustyni Synaj i woda wytrysła obficie w tym miejscu, obdarzy nas rzeką płynącą i będziemy się cieszyć Jego dobrodziejstwami. Pomodliwszy się więc św. Kle­mens rozglądał się tu i tam, aż nagle spostrzegł baranka, który stojąc wskazywał mu jakby miejsce podniesioną prawą nóżką. Zrozumiał tedy papież, że to jest Jezus Chrystus, którego on tylko widział. Udał się więc na to miejsce i rzekł: W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego - uderzcie w tym miejscu. Gdy zaś nikt nie dotknął tego miejsca, w którym stał baranek, św. Klemens sam wziął krótką motykę i lekkim uderzeniem dotknął ziemi obok nóżki baranka. W tej chwili ogromne źródło trysnęło z ziemi i utworzyło od razu rzekę. Wśród powszechnej radości św. Kle­mens rzekł tedy: Strumieniem rzeki uwesela się miasto Boże [21]. Na wieść o tym zbiegło się na to miejsce mnóstwo ludzi, a jednego dnia po­nad 500 osób przyjęło chrzest. W całym kraju burzono świątynie pogań­skie i w ciągu jednego tylko roku zbudowano 75 kościołów.

Po trzech latach cesarz Trajan [22], który zaczął panować w roku Pań­skim 106, usłyszawszy o tym wysłał tam pewnego dostojnika. Ten widząc, że wszyscy gotowi są na śmierć, dał pokój ogółowi wiernych, a tylko świętego Klemensa z uwiązaną do szyi kotwicą kazał wrzucić do morza, przy czym powiedział: Już teraz chrześcijanie nie będą mogli czcić go jak Boga! Stal więc cały tłum ludzi na brzegu morza, a uczniowie św. Klemensa, Korneliusz i Febus, wezwali wszystkich, aby się modlili, by Pan ukazał im ciało męczennika. I natychmiast morze cofnęło się na trzy mile, a chrześcijanie zeszli po suchym dnie i znaleźli budynek mar­murowy w kształcie świątyni, przygotowany przez Boga, a w nim jak w arce leżał św. Klemens mając obok siebie kotwicę. Uczniowie jego zaś otrzy­mali objawienie, aby nie ruszali stamtąd ciała męczennika. Każdego roku w dniu jego męczeńskiej śmierci morze przez 7 dni cofa się na odległość trzech mil i otwiera suchą drogę dla wchodzących.

Pewnego razu zdarzyło się w ów święty dzień, że jedna kobieta poszła do tego miejsca z małym synkiem. Gdy zaś skończyły się świąteczne uroczystości, chłopczyk właśnie zasnął, a wtedy kobieta usłyszała nagle szum wlewających się na powrót fal. Przestraszyła się wówczas tak bardzo, że zapomniała o swoim synku i wraz z innymi uciekła na brzeg. Gdy zaś później przypomniała sobie o dziecku, poczęła płakać i zawodzić, a jej krzyki rozpaczy wznosiły się aż do nieba. Krzycząc i jęcząc biegała po brzegu morza i wyglądała, czy nie ujrzy ciała syna, wyrzuconego przez fale. Straciwszy na koniec wszelką nadzieję wróciła do domu i spędziła rok cały w wielkim smutku i płaczu. Gdy zaś rok minął i morze się znów otworzyło, kobieta owa wyprzedziła wszystkich i szybko pobiegła na to miejsce, sądziła bowiem, że może przypadkiem znajdzie jakiś ślad swojego synka. Modliła się więc przed grobem św. Klemensa, a gdy następ­nie wstała, ujrzała swoje dziecko śpiące w tym samym miejscu, gdzie je zostawiła. Sądziła jednak, że ono nie żyje, i podeszła bliżej, aby zabrać martwe ciało, a wtedy poznała, że chłopczyk śpi. Zbudziła go więc szybko i w oczach wszystkich podniosła w ramionach całkiem zdrowego. Następ­nie spytała go, gdzie był przez cały rok. Chłopiec jednak odpowiedział, iż nie wie o tym, że to już rok minął, bo sądził, że tylko przez jedną noc spał słodko [23].



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ŚW. MARII EGIPCJANKI, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
ŚW. GERMAN, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
ŚW. TAEDA, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
ZNALEZIENIA RELIKWII ŚW SZCZEPANA, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
ŚW. MAMERTYN, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
ŚW. SATURNIN, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
ŚW. MŁODZIANKOWIE, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
ŚW. EUSTACHY, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
7 BRACI ŚPIĄCYCH, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
Legenda o świętym Aleksym, Szkoła
legendy o Swietym Mikolaju
ZMARTWYCHWSTANIE, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
BP WERNER, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
WNIEBOWZIĘCIE, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
NARODZENIE NMP, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
średniowiecze, renesans, pieśń-legenda o św.Stanisławie, PIEŚŃ-LEGENDA O ŚW
LEGENDA O ŚWIĘTYM ALEKSYM, filologia polska
ZWIATOWANIE NMP, LEGENDY O ŚWIĘTYCH
Średniowieczna pieśń religijna polska - Legenda o świętym Aleksym, filopolo

więcej podobnych podstron