ENTER.94.12
Mrągowo'94
Czy wystarczy?
#a:Horodeński,Andrzej
Polskie Towarzystwo Informatyczne istnieje głównie po to, by było komu organizować mrągowskie Forum Technologii Informatycznych - dziś melancholijną imprezę, której uczestnicy (nie te lata!) nie mają już siły, by po nocy przetańczonej w dyskotece stawić się murem, jak to drzewiej bywało, na pierwszej prelekcji o dziewiątej rano i nie uszczerbić frekwencji aż do 19. (kolacja), a nieraz jeszcze kontynuować dyskusje do późnego wieczora.
Trzeba jednak przyznać, że niemały wkład do spleenu pustawych prezentacji mają sponsorujące firmy. Rynkowi herosi jakoś nie mogą zauważyć, że do sali, na której siedzą zaprawieni w bojach informatycy, nie da się trafić rutynowymi, salesmańskimi prezentacjami. Trudno zrozumieć powody, dla których menedżerowie polskich oddziałów znamienitych firm zawzięcie aplikują informacyjnie pustawe popisy ludziom, dla których informatyka jest zawodem i chlebem powszednim. Czyż potężna światowa firma, w której laboratoriach rodzą się systemy jutra, nie jest w stanie raz na rok wygenerować niebanalnego referatu, wychodzącego poza "prezentację profilu" i "najnowszej oferty"? Jakoś to się czasami udaje firmom niekoniecznie największym, vide Marcin Bańkowski z CSBI, prezentujący dorobek swój i swojego zespołu. Pewnie mógłby powiedzieć nieco więcej, gdyby dano mu nieco więcej czasu. Więcej czasu dla takich jak Bańkowski - tylko czy wystarczy Bańkowskich?
Mdławy klimacik dość poważnie zakłócił też Borys Stokalski, InfoVIDE, zdaje się jedyny w kraju człowiek, który zadaje sobie trud śledzenia, co się pisze i mówi o problemach wdrażania systemów informacyjnych w Ameryce, czyli na świecie. Jak się okazuje, dokonana ze zrozumieniem istoty rzeczy relacja o tym, jak styk informacja-organizacja widzą dziś Amerykanie, całkowicie wystarcza do tego, by przyprawić kwiat polskiej informatyki o zawrót głowy od nadmiaru wiedzy. Polska informatyka ma sporo szczęścia, że współtworzy ją Borys Stokalski, ale nie wiem, czy jeden Stokalski wystarczy.
Można mieć poważne obawy o to, że znaczna część prawdy o polskiej informatyce wyjdzie na jaw podczas rozpoczynającego się lada moment Kongresu Informatyki Polskiej. Problemy związane z Kongresem stanowiły jeden z ważnych tematów mrągowskich obrad Zarządu PTI - wiadomość tę uzyskałem tylko pokątnie i w stopniu niepełnym, bowiem wyniki obrad "w zasadzie" utajniono; w zasadzie wiadomo tylko tyle, że stosunek władz PTI do Kongresu cechuje spora doza, nazwijmy to, powściągliwości. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że ta powściągliwość ma sporo przyczyn wewnętrznych. Na przykład, jak ma się zachować Zarząd Towarzystwa, którego niektórzy prominentni członkowie-profesorowie uzależniają udział w Kongresie od nieobecności innych prominentnych profesorów? Jedyną zaletą powstałych sytuacji jest ich zabawność, gdy np. światowej miary specjalista od komputerów nie produkowanych od trzydziestu lat ujawnia zaciekłą niechęć do znakomitego znawcy teorii, która nigdy do niczego się nie przydała. Jedynym ujawnionym motywem obrad okazał się wybór Jerzego Nowaka na stanowisko Sekretarza Generalnego PTI. Jest to dobra wiadomość, gdyż dzięki temu Towarzystwo niejako odzyskało jednego z najbardziej wydajnych działaczy w swojej historii, który jednak po wyczerpaniu limitu kadencji prezesa Oddziału Górnośląskiego ostatnio leżał trochę odłogiem. Powołanie na genseka przywraca Nowaka do PTI-owskiego życia, ale też nie wiem, czy to wystarczy.
Od paru już lat w Mrągowie uparcie, jak słoma z butów, wyłazi na wierzch pytanie o sens i cele Polskiego Towarzystwa Informatycznego. O pierwotnej formule elitarnego, nieco snobistycznego bractwa wtajemniczonych wspominać już od dawna nie warto. Postępujący proces przelewania się zdolności twórczych z uczelni i instytutów do firm wypłukuje Towarzystwo z autorytetu, zaś definitywny koniec złotodajnego procederu zamieniania pieniędzy kwadratowych na okrągłe odebrał mu lwią część materialnych podstaw działania. Ochotę firm do wydzielania środków jest, co zrozumiałe, ogranicza czysto rynkowy interes. Mimo wszystko, chyba właśnie firmy stanowią jedyną szansę dalszego funkcjonowania Towarzystwa, choćby dlatego, że nikt inny dysponujący kasą nie kręci się w polu widzenia. O ile mi wiadomo, Prezes i przynajmniej część Zarządu PTI dość dobrze sobie te uwarunkowania uświadamiają, tylko czy wystarczy im mocy sprawczych?