Michał Łyczak 25.05.2006r.
„ Ostatecznie kocha się swą żądzę, nie zaś przedmioty tejże”
W potocznym znaczeniu „żądza” ma raczej pejoratywne zabarwienie, kojarzy się ze sposobem postępowania, który nie jest do końca racjonalny i przemyślany. Bywa, że przedmiotem żądzy jest przedmiot, który pozostaje poza zasięgiem naszych możliwości, jednakże jest on przez nas tak pożądany, że aby go zdobyć jesteśmy w stanie pójść ze zdrowym rozsądkiem na kompromis. Jednakże, jeżeli poszerzymy kontekst rozważań, okaże się, że w żądzy niekoniecznie należy doszukiwać się czegoś, co niemoralne, niezgodne z ogólnie przyjętymi normami, czegoś, co dyktują nam nasze najniższe instynkty. I tak, jeżeli Nietzsche mówi o żądzy, to należy tu mieć na myśli raczej nie niepohamowaną chęć posiadania, lecz sam proces dążenia, samą tylko aktywność, która jest konstytutywną cechą człowieka. Jeżeli termin „żądza” zastąpimy „wolą mocy”, to jasny stanie się fakt, iż Nietzsche, mówiąc „kocha się swą żądzę” ma na myśli: „kocha się wolę mocy”, a to z kolei można sprowadzić do stwierdzenia: „kocha się życie”. Otóż wola mocy jest dla Nietzschego czymś, co stanowi nie tylko o samym człowieczeństwie, lecz o człowieczeństwie „wyższego rzędu” - jest tym, co przysługuje każdemu z Natury, ale, co tylko człowiek rasy panów potrafi w pełni urzeczywistnić
i wykorzystać. Najprościej wolę mocy można określić jako pęd do życia, pęd ku aktualizacji tkwiących w człowieku możliwości, po prostu jako nieskrępowane dążenie do rozwoju życia ( zarówno w sensie biologicznym, jak i duchowym). Jednakże nie każdy człowiek chce i potrafi doświadczyć takiej intensyfikacji życia - tej pełni może dostąpić tylko ten, kto hołduje moralności panów, nie bacząc na pospolite dążenia niewolników, ograniczonych przez systemy, czy to religijne czy polityczne. A' propos religii: to właśnie w chrześcijaństwie dopatrywał się Nietzsche jednej z głównych przyczyn deprecjacji popędu, instynktu, namiętności. Te właśnie cechy, warunkujące przecież rozwój człowieka zostały
w chrześcijańskim systemie zastąpione kontemplacją, ukierunkowaną na jakiś przyszły cel, na coś, czego tak naprawdę nie znamy i o czym nic nie wiemy. W gruncie rzeczy chrześcijaństwo daje schronienie rzeszom niewolników, ponieważ oddaje im do dyspozycji gotowe wartości, ujęte w zwarty, łatwy do przyswojenia system. Natomiast człowiek rasy panów, dzięki temu, iż sam jest kreatorem wartości, potrafi afirmować życie w najdrobniejszym jego przejawie, nie zważając na to, co czeka go u kresu tego dążenia. Ważny jest dla niego sam proces, sama droga, a nie nagroda bądź kara, która czeka na niego u celu wędrówki.
Do takiej afirmacji życia można dotrzeć tylko wtedy, gdy odrzuci się wszystkie skrupuły i ograniczenia, które narzuca nam system lub autorytet. Należy zerwać z żywotem Apolla, uwikłanym w przesądy i pozorne granice, należy zrezygnować
z bierności i poddaństwa, wreszcie: należy „zanurzyć” się
w życiu, wybrać to, co autentyczne, poddać się żądzy życia bez wyrzutów sumienia. Tylko ten, kto idzie w ślady Dionizosa może w pełni przeżywać swoją egzystencję, której nadaje sens poprzez samą aktywność, a nie poprzez przedmiot tejże. Posiadanie przedmiotu żądzy wprowadza element bierności, stagnacji (powoduje zatrzymanie pędu życia, a może nawet jego regres), natomiast ciągłe dążenie jest pochwałą życia jako procesu, jako pełnej przemian rzeczywistości. I dlatego fakt, iż „ kocha się swą żądzę, nie zaś przedmioty tejże” zbliża nas do stanu niczym nieskrępowanej realizacji swoich możliwości - do nadczłowieka.