Kochając nienawidzę czekać, Fan Fiction, Dir en Gray


Kochając nienawidzę czekać

Kochając czekam.
Przez cały dzień szalał z radości, sprzątając, gotując i piorąc sterty brudnych ciuchów. W wazonach stały świeże kwiaty, a powietrze pachniało jagnięciną z ziołami. I nagle wszystko było zrobione, wszystko dopięte na ostatni guzik i nagle nie było już nic do roboty poza czekaniem. Kanapa wydawała się za twarda, a fotel zbyt miękki. W końcu, wtulony w dwie wielkie, puchowe poduchy, zasnął na podłodze, oglądając jakiś krwawy horror. W momencie, gdy owłosiona łapa wyciągała się w kierunku omdlałej niewiasty, ktoś delikatnie zaskrobał w drzwi. Poderwał się na równe nogi, momentalnie rozbudzony i czujny. W paru krokach znalazł się w przedpokoju, sięgając do zamka czuł serce bijące tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
Kaoru był nieogolony, miał na sobie pomięty, czarny garnitur i zabłocone buty, w jednej ręce trzymał wypchaną aktówkę, w drugiej gitarę w pokrowcu, a w zębach miał krwistoczerwoną, ledwie rozkwitłą z pączka, różę. Die popatrzył na niego nieodgadnionym wzrokiem, ale na dnie ciemnych oczu zapaliła się czułość. Lider wypuścił z rąk trzymane rzeczy, po czym z dworskim, kpiarsko-poważnym ukłonem, wręczył mu kwiatka.
Okręcony natychmiast w szaleńczym, wirującym piruecie, śmiał się, obsypujący łapczywymi pocałunkami jego twarz i całując go namiętnie, głęboko w usta.
- Tęskniłem za tobą - powiedział zdyszanym szeptem, krzywiąc usta w płaczliwym grymasie. - Powiedz mi to - zażądał, wydymając kapryśnie wargi.
- Kocham cię - powiedział Kaoru, a oczy mu się śmiały. Palce czerwonowłosego z niemym zachwytem i ogromną delikatnością obrysowywały zarys jego szczęki, muskając szyję i policzki. Kaoru westchnął, przymykając oczy i chowając głowę na jego piersi. - Kocham cię, kocham cię, kocham cię.
- A jak?
- Bardzo cię kocham, Die.
- Kocham cię, kocham cię… czemu mnie to nie nudzi i mogę słuchać tych słów cały dzień?
- Bo masz zaniżone poczucie własnej wartości, a twoje kompleksy budują twój niekorzystny dla samego ciebie, spaczony obraz, gdzie twoja osoba jest niewarta zainteresowania, oraz nie zasługuje na miłość - wyjawił lider śmiertelnie poważnym głosem. Chłodne ręce wślizgnęły się pod sweter drugiego gitarzysty, gładząc nagie plecy. Die westchnął, czując niecierpliwe palce wsuwające się pod pasek czarnych dżinsów.
- Świetnie - powiedział niskim, zachrypniętym głosem - I mam rację z tym krzywym obrazem?
- Gówno, a nie rację - uświadomił go mało uprzejmie lider, pozwalając dłoniom błądzić po rozgrzanym jeszcze niedawnym snem ciele. - Chcę się z tobą kochać, Die - wyszeptał, całując wrażliwą skórę na szyi kochanka. - Chcę kochać cię do upadłego, chcę usłyszeć jak krzyczysz i chcę poczuć twoje paznokcie wbijające się w moje ciało, gdy będę się w tobie poruszał. Chcę ciebie, Die.
- Masz mnie - powiedział cicho czerwonowłosy, odsuwając go od siebie na odległość ramienia.
Policzki zabarwił mu ciemnoczerwony rumieniec, gdy rozebrał się pod uważnym spojrzeniem Kaoru. Nie zapalali światła, idąc do sypialni. Ich ruchy były pozornie spokojne, ale niecierpliwość wyzierała z każdego szybszego oddechu i drgnięcia naprężonych mięśni. Die popchnął lidera tak, by ten usiadł na łóżku, znajdując się natychmiast pomiędzy jego rozłożonymi udami. Opuszkami palców przejechał lider po napiętym, płaskim brzuchu, patrząc prosto w płonące, szeroko otwarte oczy kochanka. Die zacisnął lekko palce na jego ramionach, przyciągając go bliżej. Czubkiem wyprężonej męskości otarł się o rozchylone wargi, a Die zagryzł usta, gdy poczuł zwilżony śliną palec, muskający ją jeszcze nieśmiało. Opadł na kolana, pośpiesznymi ruchami rozpinając pasek spodni Kaoru, ściągając je z bioder i rzucając nieuważnie na podłogę. Lider obserwował go spod przymkniętych powiek, zatapiając palce w kosmykach miękkich, krwistych włosów. Westchnął cicho, gdy Die z zadowoleniem posiadacza pogładził jego szczupłe biodra, składając pocałunki na bladych udach. Penis drgnął lekko i wyprostował się, gdy gorący język polizał go, oswajając się ze gorzkawym smakiem przyszłego spełnienia. Die sięgnął ręką pomiędzy swoje nogi, czubkami palców drażniąc swoje ciasne wejście, gdy brał w usta i wysuwał z nich jego penisa. Kaoru pociągnął go na łóżko, gdy jego ciało zaczęły przenikać pierwsze, delikatne dreszcze. Die położył się na brzuchu, chowając twarz w poduszce. Delikatne ugryzienie w kark wywołało serię przyjemnych wrażeń, zamykających się w zakończeniach nerwowych w drżącym oczekiwaniu.
- Kochaj mnie - wydusił przez zaciśnięte gardło, zagryzając zęby na dłoni lidera. Kaoru wszedł w niego jednym szybkim ruchem, przeszywając spięte ciało rwącym bólem. Jego dłoń przesunęła się po biodrze, w dół napiętego brzucha, do oczekującej męskości. Kochali się leniwie, skupieni na najlżejszym dotyku i najcichszym szepcie. Gdy spełnienie przyszło, zatopiło się w delikatnym uśmiechu na wysuszonych wargach i na białej strużce, spływającej na kołdrę. Die ułożył się z głową na klatce piersiowej kochanka, wsłuchany w mocne, przyśpieszone jeszcze bicie serca i milczał, głaszcząc go po włosach.
Zasypiając, myślał o oczach koloru ciemnej czekolady, które mówiły kocham i ustach, potrafiących uśmiechać się na tyle sposobów. Gdzieś poza granicą zmysłów dotarł do niego cichutki szept, gdy Kaoru mówił, że kocha.
- Kocham cię - powiedział głośno i wyraźnie, tak nagle, że lider się wzdrygnął. Zaśmiał się cicho i przygarnął go mocniej do siebie.
- Cieszę się, ze wróciłem, kochanie - mruknął, całując zlepione potem włosy. - Tylko o prezencie znów zapomniałem.
- Ależ prezent jest - wyszeptała ciemność głosem Die'a, którego jasna twarz nagle pojawiła się milimetry przed twarzą lidera. Kaoru wstrzymał oddech, gdy delikatne palce musnęły jego podbrzusze. - Tylko jeszcze nieodpakowany.
- Czyń honory - mówił niskim, gardłowym głosem, uśmiechając się krzywo - w końcu to wszystko i tak należy do ciebie, kochanie.

Kochając nienawidzę.
… jak upośledzona, zasmarkana, rozhisteryzowana małolata w podartej podkolanówce i rozwiązanej wstążce. Nienawidzę cię, nienawidzę twojego oddechu, głosu, przygarbionej sylwetki i tego, jak mnie obluszczasz. Szczoteczka do mycia zębów zjawiająca się niepostrzeżenie, budująca podwaliny szlafrokowi kąpielowemu w różowe żaby i stanowiącemu rażący dysonans w wyłożonej bordowymi płytkami łazience. Utopione w wodzie mydło, zachlapane pastą do zębów lustro i mokry, rzucony na podłogę ręcznik. Pokruszona, podeschnięta bułka na kuchennym blacie, okruchy, zaściełające podłogę i wysmarowany zjełczałym już masłem nóż.
Jesteś, jesteś, codziennie jesteś obok, dotykając mnie, uśmiechając się, po prostu będąc. Książka, założona papierkiem po waflu na czytanym rozdziale i kubek z fusami po wypitej herbacie. Rura zatkana zakrętką od dezodorantu i przytrzaśnięty drzwiami liść od palmy. Śmiech, przypominający rżenie konia i płacz chimerycznej dekadentki. Jazgot, nieustanny, męczący gwar, otaczających cię ludzi, którzy wykrzywiają twarze w uśmiechach i walają błotem wypastowaną podłogę. Telefon, dzwoniący o czwartej nad ranem i to, że dzwonek w drzwiach znów się zaciął. Twój głos, powtarzający, że kochasz, jak katarynka, jak pierdolnięty, nakręcony wariat z przylepionym do ust grymasem repliki czułego uśmiechu. Odpływ wanny zatkany czerwonymi włosami i taki sam włos wyłowiony na łyżce zupy ogórkowej.
Codzienność z tobą mnie zmęczyła, czekanie aż znikniesz - zabiło. Monotonnie, nieprzerwanie i defensywnie cyka zegar, wydzwaniane kurantami plastikowego koguta uciekają godziny życia przy tobie, obok ciebie, ale nigdy z tobą. Wynoś się! wzbiera się we mnie ostry, gardłowy krzyk, uciszony natychmiast postawioną przy łóżku butelką wody, gdy budzę się z piaskiem w gardle wysuszonym na wiór. W chrobocie klucza, gdy wracasz ze studia, taszcząc teczkę z nutami i gitarę w niedopiętym pokrowcu. W chłodnym kompresie na rozpalonym czole i w spiłowanych ostro, wbijających się w moje plecy paznokciach. Nie chcę cię, nie potrzebuję i nie mogę bez ciebie żyć. Jesteś moim końcem, będąc początkiem. Chciałabym się ciebie pozbyć nie wyrywając sobie kawałka serca, pasożytniczo już przez ciebie zabranego. Niechęć wybucha w nagłym skrzywieniu warg i przekleństwach, rzucanych prosto w napiętą, pobladłą twarz. Śmieszysz mnie, jesteś żałosny, wszystkie myśli plączą się w mojej głowie, gdy upokarzająco bezradny słucham stłumionego szlochu dochodzącego zza zamkniętych drzwi, gdy znów pokonany przepraszam, choć wcale nie chcę; gdy będąc z tobą każda sekunda wżera się echem upokorzenia w mózg, wypływając cienkim strumyczkiem krwi z zagryzionej w zwierzęcym wrzasku wargi. Obco puste mieszkanie, gdy ruszasz w trasę, krótka migawka z telewizora i ty, stojący w blasku reflektorów, szczupłe palce szarpiące struny gitary i ciche zdziwienie, gdy poduszka nie pachnie rumiankiem. Nienawidzę cię kochając, jestem, nie potrafiąc żyć ani z tobą, ani bez ciebie. Jestem poza sobą, w zaklejonej zdradziecką łzą spływającą po twoim policzku i spętanej uczuciem pustce.

… i can't live
with or wit
hout you…
/U2, “With or Without You”/



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tylko mnie kochaj, Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray
Perwersja o smaku truskawek, Fan Fiction, Dir en Gray
No nie, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko inaczej, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron