Naturalistyczne próby eliminacji Boga z rozważań o świecie
Jednym z najbardziej ruchliwych trybików ateistyczno racjonalistycznej demagogii i propagandy jest postulat, zgodnie z którym teiści w swej argumentacji na rzecz istnienia Boga próbują tłumaczyć za pomocą Stwórcy te zjawiska, które można wyjaśnić naturalistycznie, bez odwoływania się do koncepcji nadnaturalnych. Ateistom wydaje się, że teista niemal wszystko co widać w przyrodzie, a na pewno jakieś niewyjaśnione na dany czas zjawiska, chce tłumaczyć Bogiem. Uważają oni następnie, że naturalizm odniósł niekwestionowane zwycięstwo nad teistami w tej materii, ponieważ kiedyś wierzący w bogów próbowali przypisywać im wywoływanie takich zjawisk jak pioruny, a nauka wyjaśniła to w sposób naturalistyczny, bez odwoływania się do koncepcji nadprzyrodzonych. Ponadto ateiści uważają, że Bóg jako wyjaśnienie jakiegoś zjawiska posiada zerową wartość poznawczą pod względem naukowym, ponieważ jest On nietestowalny doświadczalnie. Każde wyjaśnienie odwołujące się do Boga pozostaje niewyjaśnione pod względem naukowym i będzie rodzić coraz więcej pytań niż odpowiedzi, zarzucają. Tym samym nawet jeśli uznamy, że Bóg coś sprawił, to i tak powstaną bez odpowiedzi pytania o to jak to zrobił, dlaczego to zrobił itd. Zdaniem ateistów próba wyjaśnienia czegoś za pomocą Boga nie ma sensu, ponieważ i tak nigdy nie zdołamy tego sprawdzić naukowo, natomiast nauka kiedyś w końcu wyjaśni te czy inne kwestie. Co więcej, przekonują oni bardzo często, że wyjaśnienie teistyczne jest wrogiem rozwoju wiedzy, ponieważ kiedy już uznamy, że to właśnie Bóg jest sprawcą czegoś, to w swym samozadowoleniu poprzestaniemy już na takim wyjaśnieniu, nie próbując nic dalej wyjaśniać. Ateiści uważają też, że nie istnieje naukowa definicja Boga, dlatego każde wyjaśnienie odwołujące się do Niego również pozostanie niespójne.
Z pozoru, jak zwykle zarzuty te wydają się być „naukowe” i bezdyskusyjne. Ale niestety tak nie jest. W rzeczywistości są one albo przeinaczeniem istoty rzeczy teistycznego poglądu, albo co najwyżej niczym więcej jak tylko filozoficznym postulatem, który można zwyczajnie obalić przez wykazanie bezpodstawności lub wewnętrznej sprzeczności założeń filozoficznych, na jakich się on opiera. W niniejszym eseju zostaną ukazane takie właśnie wady rzeczonej argumentacji ateistycznej. Przystąpmy do polemiki. Odpowiadam na te zarzuty według kolejności powyższego ich opisu.
Czy teiści chcą wszystko w przyrodzie tłumaczyć za pomocą Boga?
Teiści wcale nie chcą wszystkiego co widzą w przyrodzie tłumaczyć za pomocą Boga. Taki zarzut jest zwyczajną demagogią. Jest dokładnie odwrotnie, klasyczni i nie podlegający ludowym przesądom teiści nie chcą tłumaczyć większości zjawisk przyrodniczych za pomocą Boga. Kiedy widzę na przykład spadające meteoryty, spalające się w atmosferze, to nie mam żadnej potrzeby odwoływać się do Boga w wyjaśnieniu tego zjawiska. Wystarczy mi wyjaśnienie naturalistyczne. Teista tylko wtedy próbuje kojarzyć Boga z jakimś zdarzeniem naturalnym, gdy źródła normatywne jego światopoglądu suponują taki związek. W przypadku chrześcijańskich teistów, którzy dominują w naszym kręgu kulturowym, nikt nie łączy Boga ze wszystkim co się na co dzień dzieje w przyrodzie (wyłączam z tego rzecz jasna ludzi przesadnie zabobonnych, którzy nie podlegają ścisłej definicji teisty). Taki związek postuluje się tak naprawdę jedynie w kwestii powstania Wszechświata i świata ożywionego, lub gdy ktoś wiąże te kwestie z argumentami na rzecz Jego istnienia (tak się składa, że kwestie te pokrywają się ze sobą), ponieważ Biblia suponuje taką korelację (wyłączam z tego nieliczne przypadki opisane w Biblii, gdzie Bóg bezpośrednio wywoływał jakieś zjawiska przyrody dla swych doraźnych celów, ponieważ były to jednorazowe zjawiska wyjątkowe i nie stosuje się ich w argumentacji na rzecz istnienia Boga Biblii). Chrześcijańscy teiści uważają, że Bóg w jakiś sposób był zaangażowany w początkowe warunki tych wydarzeń.
Czy naturalistyczne wyjaśnienia odniosły zwycięstwo nad wyjaśnieniami nadnaturalistycznymi?
Ateiści często stosują demagogię historyczną i twierdzą, że naturalizm odniósł zwycięstwo nad nadnaturalizmem, ponieważ to co kiedyś wierzący tłumaczyli przez odwoływanie się do bogów, nauka wyjaśniła bez takiego odwoływania się. Przykładowo, kiedyś wierzący tłumaczyli takie zjawiska jak pioruny boską interwencją. Dziś nauka tłumaczy te zjawiska bez odwołania się do bogów. Takie argumentowanie przeciw teistom chrześcijańskim jest jednak jednym wielkim pomieszaniem z poplątaniem i wrzucaniem do jednego wora kwestii tylko pozornie związanych ze sobą, ponieważ oni nigdy nie tłumaczyli tych zjawisk w ten sposób. Niektóre starożytne religie politeistyczne (zwłaszcza Greków) i pewne niesprawdzone hipotezy odnośnie do religii pierwotnych rzeczywiście podsuwały nam taki obraz rzeczy. Ja jednak nie wierzę w Zeusa, który zsyła na co dzień pioruny za karę. Bóg Biblii nie jest kimś, kto jest bezpośrednim źródłem każdego piorunu. Dlatego nie musimy bronić twórców normatywnych źródeł chrześcijańskich przed zarzutem o przypisywanie bóstwu bezpośredniego autorstwa nawet każdego zjawiska atmosferycznego.
Ponadto, twierdzenie, że wyjaśnienia naturalistyczne odnoszą zwycięstwo nad teistycznymi, również pozostaje mocno dyskusyjne. Historia nauki pokazuje raczej porażkę tych pierwszych w walce z tymi ostatnimi, czego sztandarowym przykładem jest skompromitowana idea samorództwa1, czy koncepcja odwiecznie niezmiennego Wszechświata. Kiedyś nastawieni ofensywnie wobec teizmu scjentyści twierdzili, że życie powstaje po prostu w błocie, czy na padlinie, samo z siebie, w ciągu bardzo krótkiego czasu (idea tzw. samorództwa). Idea ta została obalona przez pokazanie, że w rzeczywistości odpowiedzialne są za to mikroskopijnej wielkości jaja i larwy. Pokazano, że życie było tam już wcześniej, a nie, że dopiero tam powstało. Koncepcja odwiecznie niezmiennego Wszechświata również została zarzucona na rzecz koncepcji Big Bangu, który jest już dużo bliższy teistycznej koncepcji stworzenia niż jakiejkolwiek koncepcji ateistycznej tyczącej się zagadnienia genezy Wszechświata. W pewnym sensie także teoria ewolucji, która w zamierzeniu jej protoplastów miała ukazać błędność i zbędność teistycznej koncepcji stworzenia2, poniosła klęskę w walce z tą ostatnią, co znajduje wyraz w niebywałym kryzysie w jakim ta teoria obecnie się znalazła. Historia nie potwierdziła też fundamentalnych oczekiwań Darwina w zakresie jego teorii, na przykład odnośnie do odnalezienia obfitości kopalnych świadectw potwierdzających istnienie ogniw pośrednich3.
Wyjaśnienia naturalistyczne poniosły więc klęskę w próbie osiągnięcia zwycięstwa w walce z klasycznymi koncepcjami teistycznymi. Należy to wyraźnie odróżnić od demaskowania przez naturalistów różnych potocznych i ludowych wyobrażeń nadnaturalnych, typu objawianie się gdzieś rzekomo duchów itd. Obalenie tych ostatnich wcale nie oznacza zwycięstwa naturalizmu nad koncepcjami klasycznego teizmu. Ateiści celowo wrzucają to wszystko do jednego wora, aby sprawić iluzoryczne wrażenie, że nauka już wygrała z nadnaturalizmem. Wcale nie, większość potocznych nadnaturalnych idei nie jest wcale koncepcjami klasycznego teizmu i nawet ewentualne obalenie ich przez naturalistów nie implikuje obalenia klasycznych koncepcji teizmu. Przecież nawet znaczna część teistów jest jawnie sceptyczna wobec wielu idei nadnaturalizmu ludowego.
Czy Bóg jako wyjaśnienie posiada zerową wartość pod względem naukowym?
Ateiści twierdzą, że „Bóg zapchajdziura” nie posiada żadnej wartości poznawczej jako wyjaśnienie, ponieważ wyjaśnienie takie nie byłoby testowalne doświadczalnie. Nie byłoby to tym samym wyjaśnienie „naukowe” (naukowe w znaczeniu pewnych ściśle rozumianych metod nauk przyrodniczych). Jednakże twierdzenie, że tylko wyjaśnienia testowalne doświadczalnie posiadają moc eksplanacyjną, jest nie do obronienia. Istnieje wiele wyjaśnień nie zamkniętych w kanony pewnych ściśle rozumianych testów nauk przyrodniczych, które posiadają powszechną moc wyjaśniającą. Jedną z takich koncepcji, która wyjaśnia czemu ludzie chcą być ze sobą nawet przez całe życie, jest idea miłości, której nie można w żaden sposób zmierzyć doświadczalnie, ani poddać jakiemukolwiek empirycznemu testowi naukowemu. Jednakże praktycznie niemal całość populacji ludzkiej doświadcza albo uczucia miłości, albo potrzeby tego stanu świadomości, w tym wielu ateistów, różnice światopoglądowe miedzy ateistami i teistami nie odgrywają tu żadnej roli. Co prawda istnieją socjobiologiczne próby objaśnienia zjawiska miłości, które ukrywają się ostatnio pod nową nazwą tzw. psychologii ewolucyjnej, są one jednak wciąż uznawane przez dużą część psychologów za niewystarczające, ponieważ nie tłumaczą całości zachowań i pełnego spektrum obrazu psychiki ludzkiego mózgu. Wystarczy wspomnieć, że nawet jeden z najwybitniejszych ewolucjonistów XX wieku, Stephen Jay Gould, obdarzany przez wielu ateistów estymą za swoje batalie ideowe z kreacjonistami, odrzucał wyjaśnienia socjobiologii tyczące się zachowań ludzkich jako intelektualne nadużycia4. Faktem pozostaje, że niezwykle głębokie zjawisko miłości nie może być zmierzone za pomocą naukowych metod doświadczalnych. Mimo to powszechnie akceptuje się ideę miłości jako najważniejszego wydarzenia i najważniejszej potrzeby w życiu każdej istoty ludzkiej. Tym samym widzimy, że dane wyjaśnienie nie musi mieć wcale charakteru doświadczalnego testu i pomiaru naukowego, aby mogło zostać uznane jako satysfakcjonujące wyjaśnienie określonego zespołu danych.
Nawet w samej nauce, na którą tak ochoczo powołują się w swej antyteistycznej motywacji zwolennicy wykluczania Boga z rozważań o świecie przyjmuje się czasem wyjaśnienia empirycznie niesprawdzalne. Jednym z najlepszych przykładów takiej sytuacji jest fizyka cząstek elementarnych. Jeden z głównych twórców tej gałęzi nauki stwierdził, że „spekulacje te zbyt daleko wykraczają poza możliwości sprawdzenia empirycznego”5. Identycznego zdania są tacy fizycy jak Lindley i Schramm6 (odnosząc się także do istnienia czarnych dziur7). Komentując tę kłopotliwą dla zarażonych naturalizmem zwolenników empiryzmu sytuację w kontekście sporów teistyczno naturalistycznych pewien apologeta nauki zauważył, że „nawet postulowanie nieobserwowalnego Stwórcy nie musi być bardziej nienaukowe niż postulowanie nieobserwowalnych cząstek”8. A zatem w czym problem? Jak widać nie w fakcie niemożności empirycznego potwierdzenia istnienia Boga, ponieważ nauka sama postuluje istnienie obiektów empirycznie niesprawdzalnych w innych przypadkach, problem jest natomiast w metodologicznym naturalizmie, który po prostu na mocy nieuzasadnionych filozoficznych założeń i uprzedzeń antyteistycznych chce wykluczyć Boga z rozważań o świecie. Jak widać w sposób nieuzasadniony również z naukowego punktu widzenia. Oczywiście nie twierdzę, że nauka już zaczęła wspierać teizm, religię, czy coś w tym rodzaju, bowiem nauka pozostaje bardziej naturalistyczna niż nadnaturalistyczna, jednakże powyższe przykłady wystarczająco pokazują, że nauka nie jest w tej kwestii jednoznaczna i nie może być tym samym ostatecznym kryterium usprawiedliwiającym wyrzucanie Boga poza nawias rozważań o świecie. Sama dopuszcza bowiem w swych rozważaniach o świecie istnienie obiektów empirycznie niesprawdzalnych. Przejawem tego jest również kwestia tzw. Wszechświata równoległego. Jak pisze jeden z renomowanych fizyków, który zasłynął zresztą z opisu takiej koncepcji9, „chociaż taki lustrzany wszechświat jest matematyczną koniecznością”, to jednak „nigdy nie da się go zaobserwować”10.
Również pewni metodolodzy nauki nie ukrywają, że nauki przyrodnicze tolerują pewne hipotezy nietestowalne. Jak pisze Hempel, „nie wszystkie hipotezy w naukach przyrodniczych podlegają eksperymentalnemu testowaniu”11. Jako przykład podaje on prawo Leavitta i Shapleya tyczące się okresowych zmian jasności pewnych gwiazd zmiennych zwanych cefeidami klasycznymi. Z prawa tego dedukcyjnie wynika dowolnie dużo zdań testowych stwierdzających jaka jest wielkość danej gwiazdy w oparciu o zmienność jej jasności. Jednakże nie da się potwierdzić tak naprawdę eksperymentalnie tej zależności, tym samym, jak pisze Hempel „prawo to nie podlega zatem testowi eksperymentalnemu”12.
Następnie, ateistyczny zarzut, zgodnie z którym Bóg posiada zerową wartość eksplanacyjną jako wyjaśnienie danego zjawiska przyrodniczego, ponieważ takie wyjaśnienie jest nietestowalne doświadczalnie i nieweryfikowalne naukowo, jest samoobalalny. Przecież ateiści też stosują wyjaśnienia nieweryfikowalne empirycznie w swym światopoglądzie. Jednym z elementów ich światopoglądu jest idea samorzutnego powstania życia z materii nieożywionej. Jak dotąd koncept ten nie został dowiedziony doświadczalnie, pozostaje jedynie hipotezą. Ateiści wprowadzają do swego światopoglądu także inne niesprawdzalne idee. Wierzą oni na przykład, że „jakoś tam” nastąpiło przejście pomiędzy wszystkimi zróżnicowanymi ogniwami ewolucji, choć brak jednoznacznych świadectw kopalnych na takie przejścia, zaś te, które rzekomo posiadamy, są sporne, niejednoznaczne i dyskusyjne z logicznego i filozoficznego punktu widzenia13. Nawet jeśli zgodzimy się z tym, że pewne szczątki kopalne są dowodem na istnienie takich ogniw pośrednich, to i tak nie da się potwierdzić wszystkich hipotetycznych form przejściowych (a zatem ateiści muszą tu ponownie dowody empiryczne zastąpić wiarą). Wielu ateistów odrzuca też koncepcję Big Bangu, ponieważ zbytnio wspiera ona teistyczny koncept stworzenia świata. Na to miejsce wprowadzają oni natomiast zupełnie niesprawdzalną pod względem empirycznym ideę odwiecznego i niezmiennego Wszechświata, czy inne równie niesprawdzalne koncepcje genezy Wszechświata, jak na przykład koncepcję Wszechświatów równoległych, odpowiedzialnych za istnienie naszego Wszechświata, zdyskredytowany model Hartleya-Hawkinga, model odwiecznej oscylacji Wszechświata w nieskończonym procesie ekspansji i kollapsów itd. To tylko kilka przykładów, ale jak już tylko po nich widać ateiści sami wprowadzają do swego światopoglądu nieweryfikowalne empirycznie idee, mimo to nie odrzucają oni tych idei, choć pozostają one nie dowiedzione jako wyjaśnienia, z tego samego powodu odrzucają oni jednak ewentualną możliwość wprowadzenia Boga jako elementu wyjaśnienia czegoś. Jest to jawna niekonsekwencja. Widać po tym, że tak naprawdę dla nich problem nie tkwi w niemożliwości empirycznego poświadczenia idei Boga, tylko tkwi on w ideowym uprzedzeniu ideologicznym, które na mocy naturalizmu po prostu z góry wyklucza Boga z wszelkich rozważań.
Niektórzy ateiści twierdzą, że nauka z definicji wyklucza Boga, ponieważ ani się Nim nie zajmuje w swych rozważaniach, ani w ogóle nie dopuszcza Go jako wyjaśnienie czegokolwiek. Jednakże twierdzenie, zgodnie z którym coś jest wykluczone tylko poprzez sam fakt nie wzmiankowania o tym, jest bezsensowne. Aby to zobrazować odwołajmy się ponownie do pewnych przykładów: czy nauki biologiczne wykluczają istnienie czasoprzestrzeni, tylko dlatego, że się tym nie zajmują? Albo czy ktoś kto zajmuje się politologią wyklucza istnienie atomów, tylko dlatego, że nie leży to w obszarze zainteresowania metody nauk politycznych? Jak widać, implikowanie wykluczenia z samego faktu milczenia o czymś jest błędnym argumentowaniem ex silentio.
Czy wprowadzenie Boga jako wyjaśnienia przyniesie więcej pytań niż odpowiedzi?
Teiści często słyszą zarzut, zgodnie z którym nawet gdyby wprowadzić Boga jako wyjaśnienie danego zjawiska, to wyjaśnienie to i tak pozostanie bez wartości, ponieważ generuje ono więcej pytań niż odpowiedzi. Jednakże zarzut ten ponownie jest oderwany od rzeczywistości. Przecież wyżej wspomniana teoria ewolucji też generuje więcej pytań niż odpowiedzi, na przykład czemu nie istnieją kopalne formy przejściowe14, skąd się wzięła nagła kambryjska eksplozja różnorodności form życia15, jak wyewoluowały dziesiątki stworzeń z geologicznych tabel taksonomicznych, o przodkach których absolutnie nic nie wiemy16, jak ewoluowały struktury nieredukowalnie złożone, jak wyewoluował mózg, dlaczego ewolucji mózgu człowieka towarzyszył gwałtowny przyrost inteligencji, która nie jest niezbędna do przetrwania, co jest odpowiedzialne za mechanizm ewolucji, skoro teoria doboru naturalnego okazała się wyjaśnieniem niewystarczającym i tautologicznym17 itd. Nawet każda z ewentualnych odpowiedzi jakie mogłyby być udzielone na każde z tych pytań generowałaby bez wątpienia następne pytania. Dowodzi tego każde studium rozwoju wiedzy ludzkiej, zwłaszcza naukowej. Powyższy zarzut jest więc zupełnie bezpodstawny.
Czy nauka wyjaśni kiedyś to czego nie wyjaśnią teiści przez odwoływanie się do Boga?
Ateiści uważają, że nauka wyjaśni kiedyś wszystkie te kwestie, które teiści próbują objaśniać za pomocą Boga, dlatego teistyczne wyjaśnienia nie są potrzebne. Takie argumentowanie jest jednak obarczone błędem logicznym appeal to the future. Odnotujmy tu, że odwoływanie się do wyjaśnienia, które nie istnieje i nie wiadomo, czy będzie kiedykolwiek istniało, nie ma nic wspólnego z rzekomym sceptycyzmem i opieraniem swych twierdzeń tylko i wyłącznie na empirycznych dowodach, czym często szczycą się racjonaliści i ateiści. Warto zauważyć, że znów następuje tu wyżej już wytknięta ateistom niekonsekwencja. Ateista nie widzi żadnego problemu w odwoływaniu się do nieistniejącego wyjaśnienia, co do którego jedynie wierzy, że kiedyś zostanie znalezione, widzi natomiast problem w odwoływaniu się przez teistów do wyjaśnienia, co do którego teista też wierzy, że istnieje, i które może przecież okazać się słuszne. Czy to jest prawdziwy i konsekwentny sceptycyzm?
Czy wyjaśnienie teistyczne zamyka drogę innym wyjaśnieniom?
Ateiści bardzo często twierdzą, że kiedy przyjmiemy Boga jako wyjaśnienie danej natury rzeczy, to wtedy przestaniemy już szukać jakiejkolwiek prawdy i spoczniemy na laurach złudzenia, że znaleźliśmy jakiekolwiek wyjaśnienie. Ich zdaniem przyjmowanie koncepcji teistycznych w próbach objaśnienia świata cofnęłoby nas do czasów wypraw krzyżowych, gdzie istniałyby jedynie słuszne religijne światopoglądy bronione przez fanatyków religijnych o zacięciu inkwizytorskim. Również i ten zarzut jest bezsensowny, zanim jednak podejmę z nim polemikę dokonam paru spostrzeżeń. Mianowicie, a co jeśli jest właśnie tak, że to Bóg jest odpowiedzialny za pewne rzeczy, które mu przypisujemy? Jest to jak najbardziej prawdopodobne i wcale nie mniej prawdopodobne niż o wiele mniej prawdopodobne koncepty ateistyczne (takie jak na przykład samoistne powstanie życia z materii nieożywionej, wedle niektórych naukowców jest to nawet fizycznie niemożliwe18). Ateiści nie dopuszczają jednak ewentualnego wyjaśnienia szeregu zjawisk przez odwołanie się do Boga, zamykając się w ten sposób na pewne wyjaśnienia w światopoglądowej klatce naturalizmu. A zatem to właśnie ich wyjaśnienia zamykają drogę innym wyjaśnieniom i skazują nas na zagrożenie w postaci wiecznego trwania w błędnym kole fałszywych wyjaśnień, choć właśnie to zarzucają oni teistom.
Próby wprzęgnięcia Boga w rozważania o świecie wcale nie sprawiają, że przestajemy już szukać prawdy. Jest to kompletna bzdura i kolejny zupełnie nieuzasadniony i niezrozumiały ateistyczny wymysł. Nawet jeśli uznamy Boga za jakieś wyjaśnienie, to mimo to możemy potem przecież nadal szukać i testować inne hipotezy. Nie jesteśmy wcale mniej niż ateiści ciekawi stawiania nowych pytań i poszukiwania nowych odpowiedzi na temat świata. Nie jesteśmy też krowami, które nie zmieniają poglądów, a nawet jeśli ich nie zmieniamy, to nie częściej niż ateiści.
Następnie, nieprawdą jest również to, że teistyczne próby kojarzenia Boga z jakimś zdarzeniem zamykają drogę do innych wyjaśnień. W samej nauce istnieje przecież wiele niezgodnych ze sobą teorii, tłumaczących dane zjawisko lub zespół danych. Obok na przykład prawie powszechnie obowiązującej teorii Big Bangu istnieją w astrofizyce też zupełnie odmienne koncepcje odnośnie do genezy Wszechświata (np. model Hartleya-Hawkinga)19. W samej nauce nie tylko toleruje się istnienie sprzecznych czy alternatywnych konceptów, ale dopuszcza się nawet wzajemne uprawomocnienie konceptów jawnie sprzecznych ze sobą. Przykładem tego jest teoria korpuskularno-falowa tycząca się natury światła20. Jak zauważa pewien autor, „teoria Newtona jest niezgodna z prawem swobodnego spadania Galileusza i z prawami Keplera; podobnie - statystyczna termodynamika jest niezgodna z drugim prawem fenomenalistycznej teorii ciepła, a optyka falowa - z optyką geometryczną, etc.”21. A zatem nauka toleruje istnienie w swym łonie wielu koncepcji niezgodnych ze sobą. Ten swoisty pluralizm światopoglądowy pokazuje nam, że w praktyce żadna z grup będących rzecznikami jednej z tych teorii nie zamyka drogi innym wyjaśnieniom.
Teistyczne koncepty na temat świata nie są zatem żadnym zagrożeniem dla tolerancji w zakresie głoszenia takich idei. To nie w poglądach tkwi zagrożenie dla takiej tolerancji, lecz w źle sprawowanej władzy przez tych, którzy są odpowiedzialni za ewentualny publicznie dopuszczony do głosu pluralizm ideowy w tej kwestii. Ateiści bardzo głośno krzyczą o tym, że branie na serio teistycznych koncepcji na temat świata będzie oznaczać powrót do czasów inkwizycji. Sami jednak są rzecznikami nietolerancji w tej kwestii, nie dopuszczając zwolenników idei teistycznych, lub innych niepopularnych w nauce koncepcji, do głosu. To tacy jak oni są odpowiedzialni za pozbawianie katedr naukowców nie akceptujących teorii ewolucji w USA. To tacy jak oni używają publicznie obraźliwego i lekceważącego języka oraz terroru intelektualnego wobec inaczej myślących w tej kwestii (sztandarowym przykładem takiego schamienia jest Richard Dawkins, czołowy ewolucjonista i najgłośniejsza obecnie tuba tzw. scjentycznego ateizmu oraz wojującego naturalizmu światopoglądowego). Tak naprawdę to nie próba obrony prawa do istnienia publicznego pluralizmu światopoglądowego jest dla ateistów motywem niedopuszczania do głosu na szerszym forum światopoglądowym koncepcji teistycznych na temat świata. Motywem tym jest metodologiczny i skostniały do granic dogmatyzmu naturalizm ich światopoglądu oraz niechęć i nietolerancja wobec inaczej myślących i inaczej nastawionych opiniotwórców.
Czy skoro nie istnieje spójna definicja Boga, to jest On bezużyteczny jako wyjaśnienie czegokolwiek?
Ostatni zarzut tyczy się definicji Boga. Wielu ateistów zarzuca, że nie można stworzyć spójnej i naukowej definicji Boga, dlatego jest On ich zdaniem bezużyteczny jako wyjaśnienie czegokolwiek. Po raz kolejny jest to zwykły zabieg sofistyczny, nie zaś jakiś uczciwy argument. Nie istnieje przecież wiele definicji różnych zjawisk, mimo to ateiści uznają istnienie tych zjawisk. Nie wiadomo na przykład jaki jest tak naprawdę mechanizm ewolucji, ponieważ wspomniany wyżej mechanizm doboru naturalnego okazał się niewystarczającym tautologicznym wyjaśnieniem procesu ewolucji, na co wskazywali nawet tacy czołowi biologowie jak C. H. Waddington22. Problem jałowości tej definicji jest znany i dyskutowany od dawna, na nic zdały się próby ewolucjonistów mające na celu uniknięcie tej trudności23. Nie istnieje zatem zadowalająca definicja ani choćby wyjaśnienie mechanizmu ewolucji, ateiści nie odrzucają jednak z tego powodu teorii ewolucji, odrzucają natomiast z tego samego powodu koncept Boga jako wyjaśnienie czegokolwiek. Nie ma w tym za grosz konsekwencji. Co do spójności jakiejś definicji, to wspomniana wyżej korpuskularno-falowa definicja światła jest przecież niespójna24, nikt mimo to nie próbuje jej wyrzucać poza nawias nauki. Wręcz przeciwnie. A zatem nie musimy posiadać spójnej definicji czegoś, aby odwoływać się do tego jako do wyjaśnienia. Pomijam już fakt, że wielu teistów posiada i tworzy spójne definicje atrybutów Boga, przynajmniej na miarę swych potrzeb. Jak zatem widać, również i powyższy zarzut jest bezsensowny i bezpodstawny.
Spostrzeżenia końcowe
Na koniec warto zauważyć, że ateistyczny zarzut używający przeciw teistom oskarżenia o „Boga zapchajdziurę” jest przejawem swoistej dyktatury światopoglądowej, rodzącej inną ciekawą niekonsekwencję. Z jednej strony żąda się od teistów empirycznego potwierdzenia istnienia Boga. Kiedy teiści zaczynają to czynić, odwołując się do fizycznej rzeczywistości i konstruując na przykład argument Kalam na rzecz istnienia Boga, to wtedy drugimi drzwiami wprowadza się ideologiczny sofizmat w postaci oskarżenia o „Boga zapchajdziurę”, blokujący z góry wszelkie próby argumentowania za istnieniem Boga w oparciu o materialną rzeczywistość. Ale albo wóz, albo przewóz. Na koniec dodaje się stwierdzenie, że ktoś próbuje wyjaśniać za pomocą Boga to co kiedyś i tak wyjaśni nauka. A zatem zamiast solidnej i merytorycznej kontrargumentacji antyteistycznej otrzymujemy zbiór sofizmatów odwołujących się na końcu do wyjaśnienia, które nie istnieje i o którym wcale nie wiemy, czy kiedykolwiek będzie istniało. Sprytny sposób na intelektualne lenistwo i refugium w stosunku do oceny argumentów strony przeciwnej, zamknięcie komuś z góry możliwości tworzenia jakiejkolwiek argumentacji i uniknięcie konfrontacji z argumentacją teistycznego oponenta.
Jan Lewandowski, maj 2006
1 Por. Encyklopedia Britannica, t. 1, Poznań 1997, s. 34.
2 Por. George Sim Johnston, Czy Darwin miał rację?, Kraków 2005, s. 24.
3 Tamże, s. 33n; por. też Philip E Johnson, Sąd nad Darwinem, Warszawa 1997, s. 65n.
4 Gould osobiście wyznał to na łamach swej książki Niewczesny pogrzeb Darwina, Warszawa 1999, s. 290n.
5 John Horgan, Koniec nauki czyli o granicach wiedzy u schyłku ery naukowej, Warszawa 1999, s. 86. Kursywa od J.L. Por. też tamże, s. 122, 128, gdzie czytamy o „niesprawdzalnych - zunifikowanych teoriach fizyki cząstek”, „której nie można sprawdzić eksperymentalnie”.
6 Tamże, s. 94, 133.
7 Tamże, s. 134.
8 Ph. Kitcher, Abusing Science: The Case Against Creationism, Cambridge 1982, s. 125.
9 Por. John Horgan, Koniec nauki......, dz. cyt., s. 100.
10 Michio Kaku, Hiperprzestrzeń, wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar, Warszawa 1995, s. 288.
11 Por. Carl G. Hempel, Filozofia nauk przyrodniczych, Warszawa 2001, s. 49.
12 Tamże.
13 Por. G. S. Johnston, Czy Darwin miał rację?, dz. cyt., s. 33n; por. też P. E. Johnson, Sąd nad Darwinem, dz. cyt., s. 65n.
14 Tamże; por. też P. E. Johnson, Sąd nad Darwinem, dz. cyt., s. 65n.
15 Tamże, s. 30n.
16 Tamże, s. 33.
17 Więcej na temat tej głośnej tautologiczności patrz w: G. S. Johnston, Czy Darwin miał rację?, dz. cyt., s. 64n; por. też P. E. Johnson, Sąd nad Darwinem, dz. cyt., s. 36.
18 Por. P. E. Johnson, Sąd nad Darwinem, dz. cyt., s. 132; por. też. W. Kupcow, W. Borzienkow, Filozoficzne problemy nauk szczegółowych jako szczególne zjawisko gnoseologiczne, w: Filozofia a nauka, Warszawa 1976, s. 262.
19 Por. Michał Heller, Kosmiczna przygoda Człowieka Mądrego, Kraków 1994, s. 208n.
20 Por. Carl G. Hempel, Filozofia nauk przyrodniczych, dz. cyt., s. 56n.
21 P. K. Feyerabend, Jak być dobrym empirystą, Warszawa 1979, s. 32.
22 Por. G. S. Johnston, Czy Darwin miał rację?, dz. cyt., s. 65; por. też P. E. Johnson, Sąd nad Darwinem, dz. cyt., s. 38.
23 Szersze omówienie owej porażki w wyjściu z tego problemu w: P. E. Johnson, Sąd nad Darwinem, dz. cyt., s. 30-49.
24 Na temat perypetii związanych z próbami uzgodnienia niespójnych elementów tego konceptu patrz: Carl G. Hempel, Filozofia nauk przyrodniczych, dz. cyt., s. 56n.