The Sunday Times przeciwko Wielkiej Brytanii (orzeczenie z 26 kwietnia 1979 r.; A.30)
Zakazanie gazecie publikowania informacji o sprawie, w której toczyło się sądowe postępowanie cywilne
W latach 1958-61 firma "Distillers Company Ltd." produkowała na licencji i sprzedawała w Wielkiej Brytanii lekarstwo zawierające składnik zastosowany po raz pierwszy w RFN, przez firmę "Chemie Gruenental", pod nazwą thalidomid. Stosowano je jako środek uspokajający, szczególnie zalecany kobietom ciężarnym. W 1961 r. wiele kobiet, które zażywały ten lek urodził dzieci z poważnymi deformacjami. Z biegiem czasu doliczono się około 450 takich przypadków.
Początkowo nikt nie łączył tych faktów z thalidomidem. Latem 1961 odkrył tę zależność australijski lekarz. W listopadzie tego roku Chemie Gruenental wycofała lek ze sprzedaży. Zaraz potem "Distilers" wycofała z obrotu na rynku brytyjskim wszystkie farmaceutyki z zawartością thalidomidu. Wyniki testów na zwierzętach, opublikowane w kwietniu 1962 r., potwierdziły groźne następstwa jego zażywania. Nie przeszkodziło to sprzedawać lek szpitalom, aż do grudnia tegoż roku.
Rodzice siedemdziesięcioroga kalekich dzieci wystąpili z powództwem przeciwko "Distillers" twierdząc, iż przyczyną deformacji było działanie thalidomidu na płód. Środka tego nie przetestowano odpowiednio przed podjęciem decyzji o produkcji i dystrybucji.
Większość spraw zakończyła się w 1968 r. ugodami. Za ich podstawę przyjęto, iż każdy powód, pod warunkiem wycofania zarzutu niedbałości ze strony "Distillers" otrzyma sumę będącą równowartością 40% kwoty, która mogłaby by zasądzona na jego rzecz w razie wygrania sprawy. "Distillers" wypłaciła łącznie, na podstawie wyroków sądów ustalających wysokość należnych kwot, około miliona funtów. Jednak w niektórych sprawach procesy toczyły się jeszcze w 1973 r.
W 1971 r. rozpoczęły się rozmowy na temat powołania do życia funduszu charytatywnego na rzecz wszystkich zdeformowanych dzieci, poza tymi, których sprawy zakończono wcześniejszą ugodą. Jesienią następnego roku przygotowano ugodę w sprawie utworzenia przez Distillers specjalnego funduszu w wysokości 3 mln 250 tys. funtów; wymagało to jednak jeszcze zatwierdzenia przez sąd.
Artykuły dotyczące afery thalidomidu ukazywały się w "The Sunday Times" od 1967 r. Zajęła się nią również telewizja. Po opublikowaniu artykułu w "Daily Mail" prokurator generalny ostrzegł tę gazetę, grożąc sankcjami na podstawie ustawy "o obrazie sądu". We wrześniu 1972 r. w "The Sunday Times" ukazał się artykuł pt.: "Nasze thalidomidowe dzieci. Powód do ogólnonarodowego wstydu". Tematem były propozycje ugodowe, które wówczas rozważano (fundusz charytatywny). Gazeta uznała, iż nie ma żadnej rozsądnej proporcji między jego deklarowaną wysokością i wyrządzonymi szkodami. Poddała krytyce przepisy prawa brytyjskiego dotyczące odszkodowań w przypadku szkód na osobie. Wezwała "Distillers" do przedstawienia solidniejszej oferty, zważywszy bardzo dobrą kondycję finansową i ogromne zyski firmy. W artykule znalazła się zapowiedź publikacji informującej w jaki sposób doszło do tej tragedii. Zaraz potem sąd nakazał wstrzymać druk anonsowanego artykułu. Uznano, że gdyby opublikowano go przed wydaniem wyroku, mogłoby to zaszkodzić prawidłowemu i bezstronnemu wymiarowi sprawiedliwości, wywierając wpływ na opinie sędziów, na świadków oraz na sposób działania stron.
Chociaż wspomnianego artykułu nie wydrukowano, w "The Sunday Times" ukazało się wiele innych publikacji o "dzieciach thalidomidu" i przepisach dotyczących odszkodowań. Niektóre programy radiowe i telewizyjne zdjęto z anteny, wskutek oficjalnych gróźb wszczęcia postępowania obrazę sądu.
W Izbie Gmin początkowo nie pozwolono na dyskusję lub interpelacje w sprawie tragedii thalidomidu. Dopiero w listopadzie 1972 r. podjęto debatę na ten temat.
Na krótko przed nią "Distillers" zwiększyła proponowaną kwotę własnego funduszu z 3 mln 250 tys. do 5 mln funtów. Posłowie podkreślali wpływ "The Sunday Times" na tę decyzję.
W następstwie dyskusji parlamentarnej przez prasę przetoczyła się nowa fala publikacji, w których wywierano presję na "Distillers", aby zaoferowała więcej pieniędzy na odszkodowania. Zagrożono bojkotem produktów firmy oraz jej udziałowców. Domagano się oficjalnego śledztwa dla ujawnienia przyczyn tragedii. Publiczna krytyka doprowadziła do tego, że ugoda na warunkach "Distillers" nie doszła do skutku. W tej sytuacji firma podniosła wysokość funduszu do 20 mln funtów. Negocjacje trwały.
Tymczasem w lutym 1973 r. sąd apelacyjny uchylił zakaz publikacji w "The Sunday Times" artykułu o przyczynach tragedii. Sędziowie potwierdzili, iż gazetowe procesy nie powinny mieć miejsca, w tym wypadku jednak potrzeba publicznej dyskusji przeważyła nad perspektywą wyrządzenia szkody stronie.
Sąd rejonowy, na polecenie Izby Lordów zawarte w orzeczeniu, które zapadło w marcu 19733 r. wskutek odwołania prokuratora generalnego, ponownie zakazał publikacji już w sierpniu. I to w znacznie szerszym zakresie.
W 1976 r., na wniosek prokuratora generalnego, sąd rejonowy uchylił wreszcie ostatecznie zakaz publikacji. Tekst czekał na druk od 1972 r. W pewnym stopniu różnił się od wersji oryginalnej. Opuszczono w nim fragmenty, których podstawą były informacje uzyskane poufnie przez adwokatów rodziców.
W artykule autorzy stwierdzili m.in., iż "Distillers" poprzestała na zaufaniu do testów niemieckich, nie sprawdzając we własnym zakresie thalidomidu przed wprowadzeniem go na rynek. Nie zwróciła uwagi na ostrzeżenia wyrażane w literaturze naukowej, iż lek zawierający thalidomid może spowodować urodzenie dziecka potworka. Nie przeprowadzono testów na zwierzętach, w celu ustalenia wpływu leku na płód. Przyspieszono wprowadzenie leku na rynek, kierując się wyłącznie względami handlowymi. Zlekceważono ostrzeżenie jednego z pracowników firmy, iż thalidomid jest bardziej niebezpieczny, niż się wydaje, a także wyniki badań, z których wynikało, iż działa niszcząco na system nerwowy. Reklamowano lek jako bezpieczny dla kobiet w ciąży jeszcze na miesiąc przed wycofaniem go ze sprzedaży, świadomie wprowadzając kupujących w błąd.
W skardze do Europejskiej Komisji Praw Człowieka "The Sunday Times" zarzucił, iż zakaz wydany przez sąd i utrzymany w mocy przez Izbę Lordów, uniemożliwiający publikację artykułu na temat dzieci okaleczonych thalidomidem oraz krytykującego sposób zaspokojenia roszczeń pokrzywdzonych, narusza art. 10 Konwencji. Skarżący domagali się również zmian prawa dotyczącego obrazy sądu, nieprecyzyjnego i pozwalającego na zbyt dużą swobodę interpretacji. Ponadto zarzucili m.in., iż naruszono art. 10 Konwencji przez zróżnicowanie kryteriów obrazy sądu. Inne stosowano w debacie parlamentarnej i prasowej, a inne wobec "The Sunday Times". Twierdzili również, iż złamano art. 18 Konwencji. Racja bytu prawa o obrazie sądu jest ochroną niezależności i bezstronności władzy sądowej, tu natomiast posłużono się tym prawem dla ochrony "Distillers" przed krytyką, uniemożliwiając w ten sposób gazecie wypełnieni jej dziennikarskich zadań. Komisja, stosunkiem głosów osiem do pięciu orzekła, iż ograniczenie korzystania przez skarżących ze swobody wypowiedzi narusza art. 10 Konwencji. Nie dopatrzyła się natomiast pogwałcenia art. 14 i art. 18.
Trybunał stwierdził, iż zakaz publikacji artykułu był ingerencją władz publicznych w korzystania przez skarżących ze swobody wypowiedzi zagwarantowanej w art. 10 Konwencji.
Sędziowie, w odpowiedzi na pytanie, czy taka ingerencja była "przewidziana przez prawo" stwierdzili, iż słowo "prawo" w tym wyrażeniu obejmuje nie tylko ustawę, ale także prawo zwyczajowe. Nie ma istotnego znaczenia, iż prawna instytucja obrazy sądu jest częścią systemu common law, a nie ustawodawstwa. Twierdzenie, iż ograniczeń nałożonych przez common law nie można uznać za "przewidziane przez prawo" z tego tylko powodu, iż nie ogłoszono ich w prawie pisanym byłoby sprzeczne z intencją Konwencji. Pozbawiłoby to państwa z systemem common law, które są stronami Konwencji, ochrony z art. 10 ust. 2 i uderzałoby 2 podstawy tego systemu.
Zdaniem Trybunału, z pojęcia "przewidziane przez prawo" wynikają dwa podstawowe wymagania. Po pierwsze, akt prawny powinien być wystarczająco zrozumiały, tak aby obywatel mógł bez trudu zorientować się, jakie zachowanie, w danych okolicznościach, prawodawca uważa za prawidłowe. Po drugie, przepis nie może być uważany za "prawo" jeśli nie sformułowano go na tyle precyzyjnie, aby obywatel mógł, w zależności od jego treści ,regulować swoje zachowanie. Musi on mieć możliwość przewidywania następstw, które mogą wyniknąć z określonego zachowania. Następstw tych nie trzeba przewidywać z absolutną pewnością; jest to zresztą nieosiągalne. Pewność jest pożądana, może jednak doprowadzić do zbytniej sztywności prawa, niekorzystnej w razie konieczności dotrzymywania kroku zachodzącym wokół zmianom. Wiele przepisów prawnych jest zatem sformułowanych za pomocą pojęć mniej lub bardziej nieprecyzyjnych, których interpretacja i stosowanie należą do praktyków.
W sprawie "The Sunday Times" kwestię, czy spełniono wymóg dostępności i zrozumiałości prawa skomplikował fakt, iż każdy z sądów odmiennie rozumiał istotę "obrazy sądu". Według sądu pierwszej instancji była nią świadoma próba wpływu na rezultat toczącego się procesu przez wywieranie publicznego nacisku na strony ("zasada nacisku"). Tak też sądzili niektórzy członkowie Izby Lordów, natomiast zdaniem ich większości "obrazą" było opublikowanie materiału, który osądzał sprawę z góry lub ułatwiał wyrobieni sobie przez opinię publiczną poglądu, zanim wypowie się sąd ("zasada przesądzenia").
Zdaniem Trybunału, "zasadę nacisku" sformułowano dostatecznie precyzyjnie, aby skarżący mogli uświadomić sobie konsekwencje ewentualnej publikacji inkryminowanego artykułu. Z kolei skarżący podnosili, iż interpretacja wynikająca z "zasady przesądzenia" była dla nich zupełnie nowa. Z orzecznictwa sądów angielskich wynikało jednak, iż formułowaną ją wcześniej wielokrotnie. Trybunał stwierdził, iż nawet jeśli istnieją wątpliwości dotyczące precyzji sformułowania tej zasady, to skarżący mogli uświadomić sobie ryzyko, iż publikacja artykułu zrodzi problem "obrazy sądu".
Trybunał uznał, iż ingerencja w swobodę wypowiedzi skarżących była "przewidziana przez prawo", w rozumieniu art. 10 ust. 2.
Czy była "konieczna w demokratycznym społeczeństwie" aby zagwarantować powagę władzy sądowej? Trybunał przypomniał swój pogląd dotyczący sposobu rozumienia zwrotu "konieczny w demokratycznym społeczeństwie", wyrażony w orzeczeniu w sprawie Handyside przeciwko Wielkiej Brytanii (A.24). Chociaż termin "konieczny" w rozumieniu art. 10 ust. 2 nie jest synonimem pojęcia "niezbędny", to nie jest jednocześnie tak elastyczny jak sformułowania: "dopuszczalny", "typowy", "użyteczny", "uzasadniony", czy "pożądany". Zakłada on również istnienie "pewnej społecznej potrzeby".
Ustalenie, czy taka potrzeba istnieje, należy przede wszystkim do władz państw-stron Konwencji. Art. 10 ust. 2 daje im margines swobody oceny w tym zakresie. Ma ją zarówno ustawodawca krajowy, jak i organy władzy, przede wszystkim sądy, których zadaniem jest interpretacja i stosowanie praw. W sprawie Handyside Trybunał podkreślił, że "swoboda oceny nie jest jednak nieograniczona". Trybunał podkreślił, że "swoboda oceny nie jest jednak nieograniczona". Trybunał, który wraz z Komisją jest odpowiedzialny za to, aby państwa przestrzegały zobowiązań wynikających z Konwencji, jest uprawiony do ostatecznej oceny, czy określone "ograniczenia" lub "sankcje" dają się pogodzić z obowiązkiem ochrony swobody wypowiedzi. Korzystanie przez państwo z marginesu swobody idzie w parze z kontrolą organów Konwencji, która dotyczy nie tylko ustawodawstwa, ale również decyzji o jego zastosowani, nawet tych wydanych przez niezawisłe sądy. Z tego wynika, że zadaniem Trybunału nie jest zastępowanie właściwych sądów krajowych, lecz kontrola wydanych przez nie decyzji.
Nie oznacza to, że kontrola Trybunału ogranicza się do oceny, czy dane państwo korzysta z marginesu swobody racjonalne, ostrożnie i w dobrej wierze. Nawet państwo-strona działające w ten sposób, pozostaje pod jego kontrolą w zakresie zgodności postępowania organów z zobowiązaniami podjętymi na podstawie Konwencji.
Władze brytyjskie podkreślały, iż instytucja "obrazy sądu" jest charakterystyczna dla krajów common law i sugerowały, iż końcowy fragment art. 10 ust. 2 ("ze względu na zagwarantowanie powagi i bezstronności władzy sądowej") sformułowano tak, aby objąć nim właśnie tę instytucję, nie mającą odpowiednika w wielu innych państwach Rady Europy.
Trybunał sprawuje kontrolę na tle wszystkich istotnych okoliczności sprawy. Nie może więc pominąć różnorodności argumentów uzasadniających ingerencję i rozwiązań przyjętych w orzeczeniach sądowych w tej sprawie, a także w szerokiej dyskusji w Anglii na temat instytucji "obrazy sądu" i propozycji reform w tej dziedzinie. W szczególności należy zwrócić uwagę na wątpliwości wokół zastosowanej przez Izbę Lordów zasady "przesądzenia". Trybunał nie może oceniać, czy decyzja o wstrzymaniu publikacji była "konieczna", wyłącznie w zależności od tego, czy mogłaby być również wydana pod rządami innego systemu prawnego. W orzeczeniu wstępnym w tzw. Belgijskiej sprawie językowej (A.5) Trybunał stwierdził, że podstawowym celem Konwencji jest ustanowienie określonych standardów międzynarodowych, których musza przestrzegać państwa-strony w stosunkach z osobami podlegającymi ich jurysdykcji. Nie oznacza to, iż należy dążyć do całkowitego ujednolicenia, państwa mają bowiem swobodę wyboru środków, które uważają za właściwe (orzeczenie w belgijskiej sprawie językowej ; A.6).
Zadaniem Trybunału było również ocenić, czy zaskarżona "ingerencja" odpowiadała "pilnej potrzebie społecznej" i czy "była proporcjonalna do uprawionego celu, który władze miały za zadanie osiągnąć", czy "argumenty przedstawione przez władze miały za zadanie osiągnąć", oraz czy argumenty przedstawione przez władze krajowe na jej usprawiedliwienie są "istotne i wystarczające ze względu na wymogi art. 10 ust. 2" (Handyside; A.24).
Trybunał zbadał decyzje o wstrzymaniu publikacji, stan sprawy thalidomidu w chwili ich podjęcia oraz towarzyszące okoliczności. Formuła zakazu była bardzo szeroka, co wymagało szczególnie skrupulatnej oceny, czy była naprawdę "konieczna".
Należało przede wszystkim ustalić, czy poglądy sądów krajowych, dotyczące możliwych negatywnych skutków artykułu, były naprawdę trafne.
Powoływano się na nacisk, jaki artykuł mógł wywrzeć na firmie "Distillers", aby załatwiła sprawę poza sądem na najbardziej korzystnych warunkach. Zdaniem Trybunału, publikacja artykułu nie mogłaby istotnie zwiększyć istniejącej już silnej presji publicznej. W wypowiedziach w Izbie Lordów podkreślano przede wszystkim iż postępowanie sądowe mogłoby zostać zlekceważone, a funkcje sądu uzurpowane, jeśli opinia publiczna wyrobiłaby sobie pogląd o sprawie przed rozpatrzeniem jej przez sąd lub, jeśli strony sporu stałyby się przedmiotem gazetowego procesu. Troska ta jest sama w sobie istotna ze względu na gwarancje "powagi sądowej" tak jak ją rozumie Trybunał. Jeśli o sprawie dyskutuje się tak, że opinia publiczna z góry wyrabia sobie pogląd o niej, to sądy mogą tracić szacunek i zaufanie. Nie można wykluczyć, że przyzwyczajenie społeczeństwa do regularnych spektakli pseudo-procesów w mediach może utrudniać akceptację sądów, jako właściwego forum rozstrzygania sporów prawnych.
Jednak artykuł proponowany do publikacji w "The Sunday Times" był napisany w sposób wyważony i nie przedstawiał wyłącznie argumentów jednej strony, ani też nie utrzymywał, iż istniej tylko jedna możliwa konkluzja, do której sąd powinien dojść. Nawet gdyby artykuł doprowadził niektórych czytelników do wniosku, iż firma "Distillers" dopuściła się poważnych zaniedbań, nie mogłoby to wywołać niekorzystnych skutków dla "powagi władzy sądowej", zwłaszcza ze na temat thalidomidu toczyła się ogólnokrajowa publiczna dyskusja.
Oczywiście, publikacja proponowanego artykuły mogła wywołać reakcję. To samo dotyczy jednak każdej publikacji odnoszącej się do faktów i problemów, które są przedmiotem sporu przed sądem. Nie musi to w sposób nieunikniony prowadzić do naruszenia "powagi władzy sądowej".
Zdaniem Trybunału uzasadnione było pytanie, dlaczego uchylono zakaz publikacji, gdy ciągle jeszcze toczyło się kilka postępowań. Stawia to pod znakiem zapytania konieczność jego zastosowania w ogóle. W orzeczeniu w sprawie Handyside Trybunał zwrócił uwagę, iż swoboda wypowiedzi jest jedną z najważniejszych podstaw demokratycznego społeczeństw. Nie może ona ograniczać się do informacji i poglądów, które są odbierane przychylnie albo postrzeganiu jako nieszkodliwe lub obojętne, lecz odnosi się w równym stopniu to takich, które obrażają, oburzają lub wprowadzają niepokój w państwie lub jakiejś grupie obywateli. Zasady te są szczególnie ważne dla prasy. Stosuje się je także do wymiaru sprawiedliwość, który służy interesowi ogólnemu i wymaga współpracy oświeconego społeczeństwa. Powszechnie przyznaje się, że sądy nie mogą działać w próżni. Fakt, iż są forum rozwiązywania sporów nie oznacza, że niemożliwa jest żadna wcześniejsza dyskusja na temat przedmiotu sporu. Mass-media, chociaż nie mogą przekroczyć granic swobody wyznaczonych w interesie prawidłowego wymiaru sprawiedliwości, mają obowiązek przekazywać informacje w sprawach trafiających na wokandę sądową tak samo, jak robią to wobec innych sfer życia, budzących publiczne zainteresowanie.
Przy ocenie, czy podstawą ingerencji były "wystarczające" racje powodujące, iż była ona "konieczna w demokratycznym społeczeństwie", należy wziąć pod uwagę interes publiczny. Niektórzy członkowie Izby Lordów, konfrontując wchodzące w grę interesy, sformułowali bezwzględną zasadę, z której wynika, iż niedopuszczalne jest przesądzanie rezultatu toczącego się postępowania sądowego.
Trybunał podkreślił, że nie jest jego zadaniem ocena interpretacji prawa angielskiego dokonanej przez Izbę Lordów, stwierdził, że musi przyjąć inny punkt widzenia. Trybunał nie ma do czynienia z wyborem między dwiema sprzecznymi ze sobą zasadami, ale z zasadą swobody wypowiedzi ograniczoną różnymi wyjątkami, które muszą być ściśle interpretowane. Ponadto, kontrola Trybunał w zakresie art. 10 obejmuje nie tylko ustawodawstwo, ale również decyzje podejmowane na jego podstawie. Nie wystarcza, że dana ingerencja należy do wyjątków wymienionych w ust. 2 art. 10. Nie wystarcza również, że ograniczenie nałożono ze względu na t, iż jego przedmiot należy do określonej kategorii lub mieści się w granicach zasady prawnej sformułowanej ogólnie lub bezwzględnie. Trybunał musi by ć przekonany, iż ingerencja była konieczna, biorąc pod uwagę fakty i okoliczności konkretnej sprawy.
Nieszczęściem związanym z thalidomidem interesowała się opinia publiczna. Pojawiło się pytanie, czy potężna firma, która sprzedała leki ponosi prawną i moralną odpowiedzialność wobec setek osób przeżywających tragedię, czy też pokrzywdzenie mogą domagać się lub żywić nadzieję na naprawienie szkód wyłączne ze strony społeczeństwa jako całości.
Rodziny wielu ofiar tragedii, które nie były świadome związanych ze sprawą problemów prawnych, miały żywotny interes w tym, aby znać wszystkie istotne fakty i różne możliwe rozwiązania. Można byłoby pozbawić je tych niesłychanie ważnych informacji tylko w razie istnienia absolutnej pewności, iż zagroziłoby to "powadze władzy sądowej". Fakty te nie przestały być przedmiotem publicznego zainteresowania tylko dlatego, że trafiły na wokandę sądową. Ujawniając pewne wiadomości, artykuł mógłby przerwać dyskusję opartą na spekulacjach i braku informacji.
Trybunał stwierdził, iż potrzeba ingerencji nie przeważała nad zasadą ochrony swobody wypowiedzi. Argumenty na rzecz jej ograniczenia nie były wystarczające. Ingerencja nie była proporcjonalna do uprawnionego celu, który władze chciały osiągnąć. Nie była też konieczna w demokratycznym społeczeństwie dla ochrony powagi władzy sądowej.
Doszło więc do naruszenia art. 10 Konwencji. Orzeczenie w tej części zapadło stosunkiem głosów jedenaście do dziewięciu.
Skarżący zarzucili również, iż pogwałcono art. 10 w połączeniu z art. 14, zakazującym dyskryminacji. Twierdzili, iż na inne publikacje prasowe, podobne do artykułu, który miał się ukazać w "The Sunday Times", nie nakładano podobnych ograniczeń. Podkreślali również różnice między zasadami stosowanymi w parlamentarnych dyskusjach o sprawach, w których toczy się postępowanie sądowe, oraz zasadami związanymi z ewentualną "obrazą sądu" dotyczącymi prasy. Komisja nie dopatrzyła się tu naruszenia Konwencji.
Trybunał przypomniał, iż zgodnie z orzecznictwem, art. 14 chroni jednostki lub ich grupy, znajdujące się w porównywalnej sytuacji, przed wszelką dyskryminacją w korzystaniu z praw i wolności zawartych w innych postanowieniach Konwencji i Protokółów.
Samo niepodjęcie żadnych kroków wobec innych gazet nie stanowi wystarczającego dowodu, iż decyzja wstrzymania publikacji w "The Sunday Times" była dyskryminacją sprzeczną z art. 14. Co do różnicy między zasadami istniejącymi w parlamencie i w prasie Trybunał stwierdził, że nie można uznać, iż parlamentarzyści i dziennikarze "znajdują się w porównywalnej sytuacji", jako że ich "obowiązki i odpowiedzialność" są ze swej istoty różne. Nie naruszono więc art. 14 w połączeniu z art. 10 (jednogłośnie).
Trybunał orzekł, iż władze Wielkiej Brytanii mają obowiązek zapłacić skarżącym, tytułem zwrotu kosztów i wydatków w związku z postępowanie w Strasburgu, kwotę 22 tys. 627 funtów (orzeczenie z 6 listopada 1980 r. - A.38; Art. 50).
Lingens v. Austria (8 E.H.R.R. 407) was a 1986 European Court of Human Rights case that placed restrictions on libel laws because of the freedom of expression provisions of Article 10 of the European Convention on Human Rights. Lingens was fined for publishing in a Vienna magazine comments about the behavior of the Austrian Chancellor, such as 'basest opportunism', 'immoral' and 'undignified'. Under the Austrian criminal code the only defense was proof of the truth of these statements. Lingens could not prove the truth of these value judgments. The European Court of Human Rights stated that a careful distinction needed to be made between facts and value judgments/opinions. The existence of facts can be demonstrated, whereas the truth of value judgments is not susceptible of proof. The facts on which Lingens founded his value judgments were not disputed; nor was his good faith. Since it was impossible to prove the truth of value judgments, the requirement of the relevant provisions of the Austrian criminal code was impossible of fulfilment and infringed article 10 of the Convention.
Granice swobody wypowiedzi są znacznie szersze, gdy wypowiedź dotyczy sfery życia publicznego (Lingens v. Austria, 8.07.1986, A. 103, par. 42).