Antropologia kultury ćwiczenia dn. 03.12.05r.
R. Benedict „Wzory kultury”
Rodz. VI Północno- zachodnie wybrzeże Ameryki
R. Benedikt w VI rozdziale książki „ Wzory kultury” przedstawia czytelnikowi życie i wierzenia plemienia Indian żyjących na obszarze ciągnącym się od Alaski po Puget Sound. Kultura, która rozwinęła się wśród tych plemion była całkowicie odmienna od kultury plemion sąsiednich ( z powodu upadku kultury w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia opis oparty jest na kulturze jednego plemienia Kwakiutlów, zamieszkujących wyspę Vancouver) .
Jak na ludy prymitywne, był to lud bardzo bogaty. Można śmiało powiedzieć że cywilizacja ta w całości opierała się na posiadanym majątku. Było to bogactwo dóbr wszelkiego rodzaju w, które bez większego wkładu pracy zaopatrywali się w otaczającym ich świecie. Ze względu na uformowanie terenu w tym rejonie kontynentu amerykańskiego, omawiane przez autora plemiona zmuszone były budować swe domostwa na morskim brzegu. Region , który zamieszkiwały miał bezpośredni wpływ na sposób odżywiania ( podstawa diety to ryby), oraz na prowadzoną gospodarkę ( przetwórstwo darów morza oraz wykorzystanie w szerokim stopniu możliwości jakie morze im oferowało np. transport wodny).
Omawiane plemiona były ludami, jak określił to autor opracowania „lubiącymi przygodę”, podejmującymi dalekie wyprawy na północ i południe. Podczas tych wypraw bohaterowie nawiązywali kontakty z plemionami oddalonymi nawet o setki mil, zawierali małżeństwa z podobnymi sobie przedstawicielami innych plemion. Nawiązywane kontakty stawały się bezpośrednią przyczyną do organizowania wielkich uczt zwanych potlaczami. Z powody dużych odległości pomiędzy poszczególnymi plemionami, nawiązującymi między sobą kontakty, dochodziło wielokrotnie do występowania różnic językowych. Jednakże zjawisko to nie stanowiło wśród Indian zamieszkujących północno zachodnie wybrzeże ameryki problemu w nawiązywaniu towarzyskich i handlowych kontaktów, gdyż normalnym było iż posługiwali się oni kilkoma nie spokrewnionymi ze sobą językami.
Głównym zajęciem mężczyzn poza polowaniem i rybołówstwem była ciesiołka. Z ogromnych bali, które to transportowali z wgłębi lądu do wioski drogą wodną, budowali domy i łodzie, rzeźbili słupy totemiczne, a z pojedynczych desek wyrabiali maski, meble domowe i wszelkiego rodzaju naczynia. Rozwijanie sztuki ciesielskiej wśród Indian nie posiadających metalu na siekiery czy piły było możliwe dzięki bardzo pomysłowym i zadziwiająco sprytnym narzędziom jakie oni posiadali. Umożliwiały im one wycinkę ogromnych cedrów oraz precyzyjne łupanie ich na kłody czy deski ,które wykorzystywali do budowy swych domostw. Trzeba przyznać że ich ciesiołka stała na bardzo wysokim poziomie, łączenie poszczególnych elementów domostw czy też wykonywanych przedmiotów odbywało się za pomocą kołków wbijanych w ukośnie drążone otwory, tak że na zewnątrz nie pozostawał żaden ślad a z pojedynczych cedrów budowali łodzie na kilkadziesiąt osób zdatne do żeglugi po otwartym morzu.
Jak większość Indian amerykańskich, poza Indianami z pueblów południowo zachodnich, plemiona północno zachodnie wybrzeże Ameryki miały cechy dionizyjskie. Ostatecznym celem ich obrzędów religijnych była ekstaza. W trakcie uroczystych obchodów, świąt plemiennych oraz obrzędów religijnych przynajmniej główny tancerz, powinien był dojść do całkowitego zapamiętania i przeżywać inne życie. Jak wynika z opisów rytualnych tańców przytoczonych przez autora, w tańcach poza szamanami brali również tancerze, którzy na tyle byli pochłonięci emocjami iż mogli oni, bez uszczerbku na zdrowiu bawić się beztrosko rozżarzonymi węglami. Jak w wielu przypadkach omawianych przez naukowców, pierwotnych kultur także i w śród omawianych plemion Indian północno zachodnich wybrzeży Ameryki, podczas rytualnych obrzędów dochodziło niejednokrotnie również do sytuacji, kiedy to uczestnicy obchodów stawali się ofiarami tradycji plemiennych, odłóg których za popełnione w trakcie tańców obrzędowych błędy karano tancerzy bez litośnie ( od zbiorowego zabójstwa włącznie). Tańce takie wykonywane były przez członków bractw religijnych. Aby dostać się do takiego bractwa, trzeba było być wprowadzonym przez obdarzonego nadprzyrodzoną mocą opiekuna. Przeżycie spotkania z nadprzyrodzonym duchem było bliskie przeżyciu wizji, która dawała inicjowanemu ducha opiekuńczego, który później opiekował się nim przez całe życie.( przykładowe bractwa religijne: Ludożercy, Niedźwiedzia, Błaznów)
Plemiona wybrzeża północno zachodniego posiadały wielkie dobra, stanowiące własność ściśle określoną. Była to własność w sensie dóbr rodzinnych, ale właśnie te dobra rodzinne stanowiły podstawę istnienia tego społeczeństwa. Istniały dwie kategorie własności. Ziemia i morze stanowiła wspólną własność grupy krewnych i były użytkowane przez wszystkich jej członów. Jako iż nasi bohaterzy nie byli rolnikami nie było pól uprawnych, ale grupa krewnych mogła posiadać tereny myśliwskie i rybackie, a nawet wyznaczone tereny dzikich jagód, korzeni lub jabłek. Nikomu z poza rodzinnego układu nie wolno było sięgnąć po własność tej rodziny.
Jednak istniał w śród tych Indian również inny rodzaj własności, bardziej ceniony. Tym co cenili oni w najwyższym stopniu i ponad wszystkie dobra materialne były przywileje, nazwy, mity i pieśni - prawdziwy przedmiot dumy człowieka bogatego. Największym z tych przywilejów - podstawą wszystkich innych - były tytuły rodowe. Tytuły te dawały właścicielom pozycję elity w plemieniu. Przybranie takiego imienia nie zależało jedynie od pokrewieństwa. Prawo do tych tytułów miał przede wszystkim syn pierworodny, natomiast młodsi synowie nie mieli żadnej pozycji. Należeli oni do pogardzanego pospólstwa. Ponadto prawo do tytułu musiało być poparte rozdzielaniem wielkiego bogactwa. Mężczyzna, który sam nie dziedziczył tytułu, mógł mieć nadzieję na zdobycie pozycji przez małżeństwo z kobietą wywodzącą się z grupy o wyższej randze. Jeśli się dobrze ożenił i zdobył bogactwo dzięki pomyślnemu operowaniu swymi wierzytelnościami, to czasem mógł wejść do grona wybitnych ludzi swego plemienia. Małżeństwo to nie jedyny sposób uzyskania przywilejów. Najbardziej szacownym sposobem było zamordowanie właściciela przywilejów. Człowiek ,który zabił brał imię zamordowanego jego przywileje, znaki i tańce rodowe. Oczywiście taki sposób przekazania przywilejów zakładał że obecny właściciel zanim zabił poprzedniego właściciela, znał cały rytuał , włącznie ze słowami pieśni, figurami tańców, i użyciem przedmiotów sakralnych. Zjawisko to odmalowuje dawną sytuację historyczną, kiedy to przeważnie walka była rozwiązaniem konfliktu prestiżowego a współzawodnictwo majątkowe miało mniejsze znaczenie.
Możni ludzie posiadali lub obracali ogromnymi ilościami towarów, które niczym banknoty , przechodząc z rąk do rąk , miały potwierdzić przyjęcie przywilejów. Z powodu tak mocno rozwiniętego wśród Indian systemu własności i posiadanych majątków, kobiety i mężczyźni skupiali swą działalność prawie wyłącznie na pomnażaniu swych majątków w formie posiadanych mat, koszy, i derek z kory cedrowej, które składano w cennych skrzyniach. Te dobra stanowiły podstawę skomplikowanego systemu monetarnego operującego niezwykłą stopą procentową ( zazwyczaj od rocznej pożyczki barona 100% odsetek).
Każdy człowiek wśród Indian plemion północno zachodniego wybrzeża czy to mężczyzna, czy kobieta, już jako małe dziecko przystępował do tej ekonomicznej rywalizacji. Niemowlęciu nadawano jedynie imię określające jego pochodzenie, następne imiona przybierał taki człowiek z biegiem lat w miarę pomnażania swego majątku. Według autora „człowiek który coś znaczył zmieniał imiona jak wąż skórę”. Imiona te wskazywały na jego związki rodzinne, bogactwa, pozycję w strukturze plemienia. U Kwakiutlów najważniejszą rolę w uzyskaniu wysokiej pozycji społecznej odgrywało małżeństwo. Większość przywilejów przekazywana była poprzez małżeństwa, to znaczy że mężczyzna przekazywał swoje przywileje temu kto poślubił jego córkę. Ale przywileje te pozostawały jedynie w dyspozycji zięcia, a nie stawały się jego własnością indywidualną. Tytuły możnych świeckich były dziedziczone w ramach rodów i podobnie dziedziczone były wysokie tytuły w bractwach religijnych. Stanowiły one główną pozycję posagu obiecywanego przy małżeństwie. Operowanie bogactwem w omawianej kulturze przekroczyło wszelkie granice potrzeb ekonomicznych i ich zaspokojenia. Bogactwem stały się nie tylko dobra odkładane w skrzyniach - wykorzystywane w późniejszym czasie podczas uroczystych zabaw zwanych potlaczami - ale również stały się nimi przywileje pozbawione funkcji ekonomicznych. W sąsiednim plemieniu Bella Coola mity rodzinne były wartością tak bardzo cenioną, że wśród elit plemiennych weszły w zwyczaj małżeństwa w rodzinie, aby nie trwonić takiego bogactwa między niegodnych posiadania go.
Tym co głównie pochłaniało Indian z wybrzeża północno zachodniego, były właśnie rozgrywki mające na celu potwierdzenie i korzystanie z wszystkich przywilejów i tytułów które można było uzyskać. Wszystkie te dobra są potrzebne gdyż mogą, a właściwie służą do zawstydzania rywali. W utworzonym przez tych Indian świecie wartości materialnych nie walczono broną ( z reguły - zdarzały się wyjątki), ich narzędziem walki był posiadany majątek. To dzięki niemu można było ośmieszyć lub całkowicie pogrążyć przeciwnika. Tak więc gromadzenie swego majątku i przywilejów, Kwakiutlowie tłumaczą potrzebą wykazania swej wyższości nad przeciwnikiem. Cały system gospodarczy wybrzeża północno zachodniego koncentrował się w okuł tej obsesji. Kwakiutowie bardzo mocno obawiali się okrycia się śmiesznością, jak i doznań, które mogły być uznane jako obraźliwe. Śmierć była dla nich największa obrazą jaka mogła ich spotkać. Kiedy umarł jakiś bliski krewny wodza, ten pozbywał się swego domu. Rozbierał ściany i dach swego domu i zabierali je ci , których było na to stać.( za każdą zabraną deskę trzeba było zapłacić z należytym procentem) Nazywano to „ szaleństwem z powodu śmierci ukochanej osoby”. Istniał jeszcze ostrzejszy sposób reagowania na śmierć jako zniewagę, to polowanie na ludzkie głowy. Poprzez zamordowanie np. wodza sąsiedniej wioski, wódz który stracił w dniu dzisiejszym syna ochronił się przed zniewagą przez oddanie ciosu śmierci. Śmierć bowiem, podobnie jak wszystkie inne niefortunne wypadki zdarzające się w życiu upokarzała człowieka i można było traktować ją tylko jako hańbę.
Według autora, przedstawione w tym fragmencie zachowania i zwyczaje Indian północno zachodniego wybrzeża ameryki w bezpośrednim porównaniu z nasza cywilizacją można uważać za anormalne. Jednak jest ono na tyle bliskie podstawom naszej kultury, że jest dla nas zrozumiałe. Dysponujemy również potrzebnym słownictwem, które jest nam potrzebne dla omówienia tego fragmentu.
3