Naszym piłkarzom bardzo często wydaje się, że wolno im wszystko. Że jak dzień przed meczem wypiją 10 puszek piwa, to w porządku, bo piwo to nie wódka - mówi prof. Jan Chmura, specjalistą od fizjologii i teorii sportu.
Michał Pol: Wojciech Kowalczyk, piłkarz, który przepił swoją karierę, stwierdził właśnie w wywiadzie dla "Dziennika", że alkohol w futbolu to norma, a on nie zna sportowca, który nie pije. A skoro wszyscy i wszędzie piją, nie ma to żadnego przełożenia na wyniki.
Prof. Jan Chmura (wykładowca na AWF we Wrocławiu; współpracował z Cracovią, Odrą Wodzisław, Górnikiem Zabrze i Zagłębiem Lubin w mistrzowskim sezonie 2006-07): - Picie alkoholu to zawsze zatruwanie organizmu. Odwadnianie go i jednoczesne zakwaszanie. Tylko każdy ma inną adaptację tych trucizn. Znam piłkarzy z polskiej ligi, którzy w ogóle nie dotykają alkoholu. Wielu pije, ale co to znaczy pije? Jedna setka, jedno piwo nie są takie złe, a nawet dobre na trawienie. Jednak w przypadku wielu naszych piłkarzy na jednej setce się nie kończy. Prawdziwy dramat polega na tym, że nasi gracze w porównaniu z zawodnikami dobrych zachodnich lig nie są mercedesami. Porównałbym ich raczej do małych fiatów. Już na starcie mają niższą moc w porównaniu z rywalami. Np. w maksymalnym poborze tlenu ustępują prawidłowo wytrenowanym zawodnikom z Anglii, Hiszpanii czy Włoch nawet o 25 procent! Stąd ich czas regeneracji po wypiciu alkoholu jest o wiele dłuższy. Nie da się odtruć organizmu, żeby był on zdolny do wielkiego wysiłku następnego dnia. W ich przypadku ta jedna setka może zadecydować, że będą się regenerować nie 24, ale 48 godzin.
Nie tylko Polacy piją, ale Polacy mają gorzej?
Często zawodnicy pytają mnie: panie profesorze, wiadomo, że piłkarze na Wyspach piją gorzałę, to dlaczego nam nie wolno? Odpowiadam: a pijcie, tylko pamiętajcie o różnicy potencjału. Przyjmijmy, że potencjał piłkarza najbardziej wymagającej na świecie Premier League wynosi 100 jednostek, a zawodnika naszej ekstraklasy w porównaniu z nim - 20. Jak tamten wypije setkę wódki, to mu potencjał spadnie do 90. U naszego po tej samej setce tąpnięcie będzie o wiele większe. Spadnie o połowę. Ale oni tego nie rozumieją.
Polskim piłkarzom się wydaje, że jak dzień przed meczem wypiją 10 puszek piwa, to w porządku, bo piwo to nie wódka. Ale przecież te 10 puszek piwa to dokładnie to samo co wypicie pół litra 40-procentowej wódki. To wprowadzenie do organizmu 200 g czystego alkoholu etylowego. U osoby ważącej 70 kg odpowiada to stężeniu 4 promili alkoholu we krwi! Teraz wyobraźmy sobie, że ktoś skończył imprezę o 3 nad ranem. Wyspał się i dziesięć godzin później, o 13, stawia się na treningu. Niby w porządku, ale w organizmie ma wciąż 20 g czystego alkoholu. W takim stanie nie wolno prowadzić samochodu. Ale trenować wolno.
Weźmy zjawisko kaca w futbolu. Jeśli piłkarz wypije o dwa kieliszki za dużo, następnego dnia ma kiepskie samopoczucie. Jedni ratują się sokiem z kiszonych ogórków, inni szklanką śmietany, ale najpopularniejsze, niestety, jest "przyjęcie klina". Niestety, bo klin wydłuża czas, w jakim organizm zneutralizuje alkohol i wróci do normy. Każdy ze sposobów jest fatalny dla organizmu profesjonalnego sportowca. Radziłbym zażycie tabletki aspiryny albo witaminy C, bo one neutralizują wolne rodniki, toksyczne dla wszystkich komórek. Oraz przyjęcie magnezu wypłukanego przez alkohol, który odpowiada za prawie 300 różnorakich reakcji biochemicznych w organizmie.
Kowalczyk opowiada, jak to przed meczem ze Słowacją kadra balowała do 5 rano, a potem wygrała 5:0. I ubolewa, że trzeba było zostać do 6 rano, wtedy może byłoby 6:0. Słowem, alkohol nie tylko nie zaszkodził, ale wręcz pomógł piłkarzom.
- Każdy przypadek jest indywidualny. Zdarzają się wyjątki, czyli zawodnicy o dużej tolerancji, którym w pewnym wieku alkohol przeszkadza mniej niż innym. Może taki był przypadek Kowalczyka. Wtedy ze Słowacją się udało. Ale zamiast gloryfikować nieprofesjonalne zachowanie kadrowiczów, przypomnijmy sobie lepiej mnóstwo piłkarzy wielkiego formatu, których alkohol zniszczył. Nie tylko ich kariery, jak w przypadku Kowalczyka, ale całe życie. Kiedy Dariusz Marciniak grał w Śląsku Wrocław, interesował się nim Real i Bayern. Zmarł na zawał w wyniku choroby alkoholowej. Uprawianie sportu i picie alkoholu to zjawiska wzajemnie się wykluczające. Da się tylko na krótką metę i z marnym skutkiem.
W jaki sposób alkohol szkodzi piłkarzowi?
- Nikt nie jest w stanie efektywnie trenować, nie mówiąc już o grze w meczu, jeśli jest po alkoholu albo na kacu. Alkohol szybko dociera do mózgu, niszcząc szare komórki, które już się nie regenerują. Następuje obniżenie szybkości działania, podejmowania decyzji, czytania gry, przewidywania, zdolności mobilizacji i koncentracji piłkarza. Wysuszone błony śluzowe powodują permanentne suszenie i odruch picia. Nie mówię już, że zwiększa to ryzyko raka gardła i przełyku. Alkohol przyczynia się też do powstania wrzodów żołądka i dwunastnicy. Docierając z krwią do wszystkich komórek, zmniejsza odporność na infekcje. Pijący przeziębia się i chodzi zakatarzony o wiele częściej niż zawodnik stroniący od alkoholu.
Alkohol ma też zgubny wpływ na życie seksualne piłkarza, co może w nim budzić frustrację i skutkować słabą grą. Gorzałka zwalnia hamulce i sprawia, że piłkarz chętniej flirtuje. Ale aktywność seksualna wzrasta tylko do pewnego poziomu alkoholu we krwi. Później ją obniża i np. zmniejsza zdolność do osiągnięcia i utrzymania erekcji. Jak to ujął Szekspir w "Makbecie": "Alkohol wzmaga pożądanie, ale osłabia wykonanie".
Obrońcy Artura Boruca, którzy uważają, że niesłusznie został odsunięty od kadry, pytają, jakie ma znaczenia jego prowadzenie się poza boiskiem, skoro i tak jest najlepszym piłkarzem Celticu i reprezentacji.
- Młody organizm inaczej reaguje. 26, 27, 28 lat to złoty wiek dla zawodnika. Już ma spore doświadczenie, a zdolności motoryczne wciąż wspaniałe. Ale po trzydziestce znacznie się one obniżą. Ich brak nadrabia się mądrością w podejmowaniu decyzji. Widać to choćby w grze 38-letniego Edwina van der Sara. To przykład wielkiego profesjonalisty. Zapewniam, że gdyby się źle prowadził, nie przesypiał nocy, źle odżywiał i popijał gorzałkę, już dawno musiałby skończyć karierę. Jego organizm nie miałby prawa wytrzymać reżimu gry na tak wysokim poziomie.
Wojciech Kowalczyk, "Dziennik", sobota-niedziela, 30-31 sierpnia
Pewnie są sportowcy, którzy się nigdy nie napili. Rozumiem jednak, że rozmawiamy o standardach, o środowisku tak generalnie. Więc generalnie odpowiadam - tak, pije się.
Sportowcy mają silne, wytrenowane organizmy. To, że upiją się kilka dni przed meczem, nie ma wpływu na to, jak zagrają. Po prostu jak przychodzi mecz, już dawno nie czują jakichkolwiek skutków alkoholu. Mało tego - zawsze powtarzam, że dobry piłkarz pije. A to dlatego, że się nie boi, że jest pewny siebie, pewny swoich umiejętności. Ci, którzy nie piją - albo mówią, że nie piją - to zazwyczaj zwykłe ciapy, które nic nie potrafią. I boją się, że jak ktoś ich złapie, to wyrzuci z klubu. Dobry piłkarz się nie boi.
Im lepszy klub, tym piłkarze więcej piją. [...] Oburzać się na to mogą tylko ci, którzy nawet nie otarli się o futbol czy o sport zawodowy. Kto był najlepszym piłkarzem świata? Maradona, który ćpał i pił. Historia zna zdecydowanie więcej genialnych piłkarzy, którzy pili, niż tych, którzy nie pili.