-Kariii!! -Wołał Felek. -KAAARIII!!
-Nie drzyj japy, Felo-powiedział Klusek dłubiąc w śniadaniu. -Przyjdzie.
-Ale dostanie najgorsze żarcie-wyszczerzył się Felek.
-Ogonki. To nie nasza wina, tylko jej! -Dodał Klusek.-Żryjmy.
-Dlaczego używacie takiego słownictwa, dzieci? -Podeszła Kanis i usiadła. -No, słucham!
-Nie jesteśmy dzieci! -Oburzył się Klusek, ale Kanis roześmiała się.
-To czemu się tak zachowujecie. Jak dzieci?
-Nie zachowujemy się.
-Daj spokój, Klucho... -Mruknął Felek. -Niech jej będzie.
Poszli na bok. Do Kanis doszła strzałka.
-Gdzie Dżafa? -Spytała Kanis widząc brak siostry przy strzałce.
-Śpi na stryszku. Och, Kanis... Jakie my wszyscy mamy szczęście!
-Tak... -Uśmiechnęła się kotka. -Wspaniała rodzina, teren, i to ślepe szczęście...
Nie na długo.
-Gdzie Aisha? -Zapytała Kari, gdy zobaczyła jakiegoś szczura przy śmietniku.
-To znowu ty? -Kari poznała w nim szczura, z którym dyskutowała wcześniej. -Nie posłuchałaś mnie, co?
-Nie słucham szczurów! -Zdenerwowała się Kari. -Gadaj gdzie Aisha.
-Przecież nie słuchasz szczurów...
-Zrobię wyjątek.
Szczur uśmiechnął się pobłażliwie.
-Poszła spiskować z psami.
Kari parsknęła śmiechem.
-Mam na myśli prawdę.
-I oto ona! -Zakrzyknął szczur. -A róbże co chcesz, niedowiarku i nie zawracaj mi głowy.
Poszedł. Kari długo patrzyła za nim. Skąd szczur wiedział wcześniej, jak wygląda Junior. Czemu zapiera się, że to prawda...? A te dziwne wyjścia Aishy?
Stała tam i myślała. Tymczasem...
-Dziś-powiedziała Aisha.
-Dokładniej?
-Teraz.
-Doskonale... -uśmiechnął się pies chłodno.
Kari powoli wracała do domu. Wciąż miotało ją dziwne uczucie. A ten sen z Aishą?
"Pomocy oni umierają, ja też tam idę, Jack już tam jest"...
Umarła? Ale Jack przecież tez żyje. To musi chodzić o co innego...
Szkoda że został przerwany przez braci...
Bracia...
Właśnie!
Zjedzą jej całe śniadanie!
Przyspieszyła kroku.
U Tokarza byli wszyscy. Puszek, Łatka, Meg, Kanis, Strzałka, Dżafa, Felek i Klusek. Jedynie Kari brakowało.
Psy zaczaiły się w krzakach uradowane.
-No to mamy niezłą okazje na mord! Cała familia!
-Bierzmy się do pracy.
Meg spojrzała w krzaki i wtem...
-MAMO, PSY! CZAJĄ SIĘ!
-Felek, Klusek, Meg, Kanis i Dżafa... Na strych! Ja, tata i Strzałka postaramy się ich odgonić! Tempo! -Wrzasnęła najstarsza kotka i koty spełniły polecenie.
-Mamo, boje się ... -Westchnęła Strzałka. Psy zaczęły nachodzić na Tokarz.
Jeden z nich skoczył na Strzałkę. Łatka odgoniła go, lecz on ruszył w jej stronę. Był to ogromny wilczur z prawdopodobnie bardzo ostrymi zębami.
-Nie! -Krzyknął Puszek i skoczył pomiędzy nich. Strzałka usłyszała trząśnięcie, i oba zwierzaki padły na ziemię. Pies jednak szybko wstał i ruszył ku Łatce.
Strzałka szybko pobiegła do ojca. Leżał bez ruchu, z łapami pod dziwnym kątem...
Psy tymczasem wtargnęły i na stryszek.
-Meg, bierz pozostałych i wiejcie!! -Wrzasnęła Strzałka z dołu, ale usłyszała tylko wrzaski jej bliskich.
-Mamo, gdzie jesteś?! -Wykrzyknęła strzałka ze łzami w oczach. Ale zamiast mamy skoczył na nią pies.
-Trzymajcie się, damy radę... -Szepnęła Meg. Czuła się bezsilna, wobec sytuacji istniejącej na zewnątrz.
Usłyszeli pisk Strzałki. Kanis zaszlochała rozpaczliwie.
-Cii-Meg jednak sama czuła, że oczy jej wilgotnieją. Mimo to musiała zachować zimną krew, bo niebezpieczeństwo czyhało i na nich.
-Słyszałeś to? -Odezwał się z dołu jakiś pies.
-Tiaa... Idziemy.
Koty na strychu przeraziły się.
-Idą tu! -Szepnęła Dżafa, cała drżąc.
-Spokojnie...
Gdy ujrzeli pierwszego psa, krzyknęli.
Pies ruszył ku Felkowi. Złapał go.
-Zostaw dzieci, gnojku! -Syknęła Meg, ruszając na niego. W tej chwili powalił ją inny pies. Kanis krzyknęła.
-Uciekaj! -Wrzasnęła Meg. Nic już więcej nie udało się jej powiedzieć.
Dżafa zaczęła płakać, gdy pies odrzucił ciało Meg i spojrzał na nią. Kanis pobiegła na dół. Wbiegła tam jeszcze Łatka.
-Mamo, ja nie chcę umierać! -Płakała Kanis. Czuła ból, strach...
-Nie pozwolę ci! -Orzekła Łatka i wskoczyła na strych. Była jednak bardzo poraniona, i gdy zaczęła bronić córki, pies kopnął ją. Łatka pisnęła i uderzyła z impetem w ścianę. Spadła też wtedy na dół, na beton.
-MAMO, NIEE!! -Wrzeszczała Kanis, płacząc i krzycząc rozdzierającym serce głosem. Zerknęła na dół i ujrzała psa. Pies wpadł na strych i chwycił zębami Kanis za nogę.
Tymczasem Felek piszczał:
-Klusek, wiej póki możesz...
-Nie zostawię cię. Nigdy-Klusek zacisnął powieki, by nie rozpłakać się jak dziecko. Oboje leżeli ledwo żywi, jednak Felek miał przegryzioną tchawicę. Przy każdej próbie zaczerpnięcia oddechu wydawał przeraźliwy świst. Klusek nie mógł w to wszystko uwierzyć...
-Pamiętasz, jak się zawsze kłóciliśmy? -Uśmiechnął się blado Felek. -Teraz oddałbym za ciebie życie...
-Ja też, bracie, nie umieraj proszę... -Klusek nie mógł już powstrzymać łez kapiących na poranione ciało brata.
-Kocham cię... -Szepnął Felek. Świsty ustały. Klusek podniósł się ostatkiem sił i przytulił się do brata.
-Nieee... Błagam, NIEE...
Stanął przy nim Jack.
-Żyjesz? -Syknął. Chwycił zębami metalowy pręt i uderzył nim kocurka.
-AAU!! -Ryknął Klusek. Całe ciało mu pulsowało, czuł że jest coraz gorzej.
-Dzięki za teren, koty od tokarza! -Uśmiechnął się wrednie Jack i wbił pręt prosto w brzuch Kluska. Kocurek pisnął jak małe kociątko i padł nieżywy obok Felka.
Kanis spojrzała na swego oprawcę.
-Powiedz, czemu... -Pisnęła. -Dlaczego...?
-Pytaj się Aishy. -Odrzekł pies i wbił zęby w jej szyję. Kotka czuła, jak życie z niej odpływa...
-Nie skrzywdźcie Kari... -Poprosiła cichutko. -Błagam... Ona jest taka mała... Niewinna... Zasługuje.... by...
-Żyć? -Dokończyła za nią Aisha wchodząc teraz na strych, gdy Kanis zmarła. -Narazie.
-Zabiję to wszę, ale nie teraz. -Mruknęła cicho...
Chwilę wcześniej Kari podbiegła do bramki. Zobaczyła krew, bliskich, szczekanie. Wrzasnęła jak opętana, i zaczęła biec. Pomoc, Pomoc...!!
Znalazła pomoc. Szły ulicą dwa groźnie wyglądające koty, ale zawsze coś...
-Pomocy, teren napadnięty!
Koty popatrzyły na siebie z uśmiechem i pobiegły do Tokarza.
-Ej, mieliście pomóc, a nie...
Ujrzała Aishę. Podbiegła do niej.
-Musisz mi pomóc, oni umierają!
-Już tam idę. Jack tam już też jest...
Deja vu?
-Ja i on... Wybijemy ich do reszty, zawładniemy twoim Tokarzem.
Kari spojrzała na nią.
-Co?
-Nie słyszałaś? To spisek na twój dom, skarbie. A żaden z was nie wyjdzie żywy.
Kari z przerażeniem rozszerzyła oczy.
-Nie... Aisha, jak ty...
W kolejnym momencie zrobiła unik przed zębami "przyjaciółki".
Gdy psy odeszły (na chwilę), Kari pobiegła do Tokarza. Widok był piorunujący.
-T...Tato? -Podbiegła do najbliżej leżącego kota. Był martwy... w kałuży krwi. To samo ze Strzałką.
Na stryszku leżeli pozostali. Łatka na dole, spadła.
-Zakopię ich na łące, Kari. Dzięki za ułatwienie zadania.
-Kari odwróciła się, i przez załzawione oczy ujrzała Aishę.
-J..Jak mogłaś...?-Wyłkała.
-Ciii... Tak jest lepiej. Ja ich zakopię, a ty... Uciekaj nim wrócą psy...
Kari nie mogła uwierzyć. Jeszcze dziś o świcie miała wszystko. WSZYSTKO. Przyjaciółkę, rodzinę, teren. A teraz... Nic...
Uciekła, potykając się o własne nogi.
-I tak zdobyłam teren-wyszczerzyła się Aisha.