Gwiazda po sześćdziesiątce!
Meryl Streep - amerykańska aktorka filmowa i teatralna uważana jest za najwybitniejszą aktorkę w dziejach kina.
60-letnia Streep, laureatka dwóch Oscarów i kolekcjonerka rekordowej liczby 15 nominacji do tej nagrody, jest dzisiaj jedną z najlepszych współczesnych aktorek. Reżyserzy mówią, że potrafi zagrać wszystko, ona sama jednak protestuje:
- Określenie „wszystko” przypomina mi kryteria oceny aktora w eksperymentalnym teatrze, gdzie raz trzeba wisieć pod sufitem jak lampa, a kiedy indziej udawać nogę od stołu. Więc może „wszystkiego” nie tyle nie umiem, ile nie chcę grać. Interesuje mnie tworzenie postaci różnorodnych, niejednoznacznych, skomplikowanych. Nie miałabym ochoty skakać po ekranie z dopiętymi czółkami i udawać stworka z przestworzy. Muszę swoich bohaterów rozumieć, dlatego lubię role, których korzenie tkwią głęboko w rzeczywistości. Przyznaję, że mam wiele szczęścia. Kiedyś myślałam: „Skończę 40 lat i ludzie o mnie zapomną”. A tymczasem zbliżam się do sześćdziesiątki i pracuję nieustannie. Mam nawet wrażenie, że dzisiaj dostaję znacznie więcej ciekawych propozycji niż dziesięć lat temu.
Niezwyczajna zwyczajna baba
Urodziła się w 1949 roku w Basking Ridge. Mając 12 lat, brała lekcje śpiewu operowego i zaczęła się pojawiać w szkolnych przedstawieniach. Potem skończyła Wydział Aktorski na Uniwersytecie Yale i trafiła do teatrów Broadwayu. Na ekranie zadebiutowała w 1977 roku w „Julii”, a już rok później za rolę w „Łowcy jeleni” dostała pierwszą nominację oscarową. Potem wszystko poszło błyskawicznie. Rok 1979 - pierwszy Oscar za rolę matki-lesbijki w „Sprawie Kramerów”. Rok 1981 - niezwykła, pełna namiętności i dramatyzmu kreacja w „Kochanicy Francuza”. Rok 1982 - kolejny Oscar za film wracający do historii II wojny światowej „Wybór Zofii”, gdzie zagrała Polkę zmuszoną do najstraszliwszej decyzji - które z jej dzieci ma przeżyć.
Od tej pory Streep nigdy więcej nie dostała od kolegów statuetki, ale nominacje do Oscara zbiera nieustannie. Ma ich 15. Grała m.in. w „Pożegnaniu z Afryką”, „Godzinach”, „Adaptacji”, „Ostatniej audycji”, „Wątpliwości”, „Mamma mia!”, „Julie & Julia”.
Jej udział w filmie to gwarancja, że mamy do czynienia z dziełem interesującym. Może być namiętna, piękna i szkaradna, dystyngowana i zwyczajna. Może zagrać kobietę umierającą na raka, zakonnicę, kochankę i zrzędliwą staruchę. Nie umie tańczyć, ale może zagrać, że w tanecznym kroku robi szpagat, i też się uda. Na tym polega jej aktorstwo.
Ale przede wszystkim, Meryl Streep jest normalna. Nie stroi fochów, chętnie rozmawia z dziennikarzami. Nigdy nie miała urody kociaka ani seksbomby, więc nikt nie próbował zrobić z niej „hollywoodzkiej lalki”. Była zresztą na to za silna. Mówi, że tę siłę daje jej rodzina. W młodości przeżyła tragedię. Na planie „Łowcy jeleni” zakochała się w Johnie Cezale'u. Ale 42-letni aktor zachorował na raka kości. Po jego śmierci, w marcu 1978 roku, Streep rzuciła się w wir pracy. Wynajęła wtedy mieszkanie od kolegi swojego brata - rzeźbiarza Dona Gummera. Gummer stał się jej najbliższym przyjacielem, potem mężem.
Mają trzy córki i syna, przez lata prowadzili spokojne życie w Connecticut, dziś mieszkają w Nowym Jorku, gdzie Streep jeździ metrem i „łazi po Manhattanie”. Nie zatrudnia ochroniarzy i lubi powtarzać, że jest „zwyczajną kobietą, która po pracy wraca do domu i prasuje mężowi koszule”. Pozwala sobie na starzenie się. Twierdzi, że nie zamierza kłaść się pod nóż chirurga plastycznego. Mówi, że nie czuje się półboginią, po prostu uprawia zawód aktorski.
Meryl jest również często pytana w wywiadach o sekret dobrego i długiego małżeństwa. Podkreśla, że bycie razem to przede wszystkim umiejętne łączenie sztuki słuchania i sztuki negocjacji. Nie ma gotowych map czy drogowskazów. Samemu trzeba podejmować wyborów, dbając przede wszystkim o dobro małżeństwa i dzieci.
Iwa & Ewa