Bajka o pewnym chłopcu, psie i ogrodzie
Opowieść o dziecku odizolowanym od wartości i piękna, które swoimi sposobami próbuje osiągnąć i nawiązuje kontakt w sposób społecznie nie od przyjęcia. Mądrość osoby dorosłej, która umiała zrezygnować z impulsu, na rzecz zrozumienia, odmienia, tzn. - daje szanse na zmianę.
Bajka o Zbyszku
Opowiastka o dziecku, które na skutek ułomności fizycznych jest odrzucone przez rówieśników i rodzinę. Samotność, niezrozumienie i droga do świata, którą podjęło dziecko. Trzeba było osoby z zewnątrz, która doceniła talent dziecka. Osoba ta wyjęła dziecko z zagubienia i osamotnienia. Wyraźnie pojawiły się drogi pracy metodą terapii systemowej rodziny, zaś na tu i teraz wychowawca, terapeuta mogą wspierać dziecko w jego wartości.
Bajka o kaktusie
Tekst mówiący o wytrwałości, o wytrzymałości w pokonywaniu trudów - modelujący zachowanie oraz podtrzymujacy na duchu. Wszystko, co jest wartościowe wymaga trudu i czasu. Umiejętność czekania jest obecnie lekceważona i dlatego trzeba jej z wysiłkiem nabywać.
Bajka o krasnoludkach
Jest to krótka metafora projekcyjna uczestników warsztatów mówiąca o oczekiwaniach związanych z zajęciami
Pióro
Metafora o dziecku, które ni z tego ni z owego zaczyna zachowywać się w sposób niepokojący. Otoczenie próbuje nawiązać kontakt, ale bezskutecznie, czyni to znanymi sobie sposobami, które do tej pory były skuteczne, a teraz nie działają. Doszło nawet do zerwania więzi. Dopiero osoba z zewnątrz posiadająca wiedzę i dystans przyniosła zmianę. Ważne jest też, to, że wszyscy pomocy chcieli.
Etapy nawiązania kontaktu:
zauważenie
docenienie zalet
dokładne, uważne patrzenie
zrozumienie
diagnoza
działanie
Nie szata zdobi człowieka
Tekst przeznaczony dla rodziców, którzy nie potrafią postawić jasnych granic jednemu ze swoich dzieci. Konsekwencje są opłakane.
Bajka o złości
Jest tekstem dającym przepis na zachowanie (bajka behawioralna), daje inny wzorzec zachowania, pokazuje tez źródło złości. Daje dziecku i jego opiekunom ogląd sytuacji wewnętrznej dziecka. Złość jako forma komunikacji ze światem i próba rozszyfrowania tej informacji przez dorosłych.
Zajączek
Opis pewnego zachowania i próba zrozumienia, czemu proces terapeutyczny był nieskuteczny. Próba pogodzenia się ze stratą. Nie wszystkiemu jesteśmy w stanie zaradzić. Bywa, że stajemy przed tajemnicą człowieka. Nie wszystko da się zrozumieć.
Bajka o tajemniczym przejściu
Utwór dedykowany pewnemu Dziecku, gdzie zdaniem terapeuty nastąpił zastój. Tekst jest nasycony opisami emocji przed nieznanym.
Zachęca do pójścia dalej. Opisuje też cechy osoby dorosłej, która dziecko wspiera i niczemu się nie dziwi.
BAJKA O PEWNYM CHŁOPCU, PSIE
I OGRODZIE
Był duży, piękny ogród. Wśród drzew i krzewów biegał radośnie pies. Wabił się Bajuś. Obok płotu przechodził mały chłopiec. Sprawiał wrażenie cichego, spokojnego i grzecznego. Nagle, zupełnie niespodziewanie, zaczął strzelać do biegającego psa z procy. Wystraszony pies uciekł w kierunku domu. Chłopiec wziął do ręki kamień i rzucił nim w kierunku uciekającego psa. Pies żałośnie zaskowyczał. Całej sytuacji przyglądała się Bajusiowa pani; właśnie wracała z zakupami do domu. W pierwszej chwili miała ochotę krzyknąć i ukarać chłopca. Od tego zamiaru odwiodła ją przerażona twarz dziecka. Pani podeszła do chłopca i spokojnie zapytała jak ma na imię. Chłopiec odpowiedział strwożonym głosem: ,,Mam na imię Jurek `'Pani zaczęła rozmawiać z Jurkiem o zwierzętach. Po chwili zaprosiła Jurka do domu i opowiedziała mu bajkę o kotku, który miał jedną krótszą nóżkę. Była to bardzo smutna bajka. Jurek też posmutniał i spojrzał przez okno na leżącego Bajusia. Pani powiedziała uspokajająco: - Nie martw się. Bajusiowi na pewno nic się tym razem nie stało, a co byś powiedział na to, gdybyśmy razem spróbowali pobawić się z pieskiem? Zobaczysz jak on świetnie aportuje.
BAJKA O ZBYSZKU.
W pewnej niewielkiej wiosce mieszkał chłopiec imieniem Zbyszko. Był chłopcem cichym, spokojnym, zamkniętym w sobie. Największym jego problemem było to, że nie mógł porozumieć się z innymi- nie umiał mówić. Potrafił wypowiedzieć tylko pojedyncze słowa, nikt chłopca nie rozumiał. Jedynie rodzice potrafili odgadnąć z gestów i półsłówek jego potrzeby. Nie miał przyjaciół, nikt nie chciał się z nim bawić. Siedząc samotnie w domu, najchętniej lepił różne figurki i przedmioty z plasteliny, wycinał zwierzątka z kolorowego papieru. Pewnego dnia na podwórku znalazł kawałki drewna, które przyniósł do domu. Małym nożykiem wystrugał szopkę. Rodzicom bardzo spodobała się praca dziecka, ale nikt poza nimi jej nie oglądał. Zbyszko żył w przekonaniu, że każdy potrafi wykonać podobne rzeczy. Pewnej niedzieli rodziców odwiedzili chrzestni chłopca. Ojciec chrzestny z dużym zdziwieniem i zachwytem przyglądał się szopce. Oczarowały go również plastelinowe ludziki i zwierzątka wykonane przez Zbyszka. Nie miał wątpliwości, jego chrześniak był bardzo utalentowanym chłopcem. Popatrzył na niego i rzekł: „Synku, nigdy nie widziałem takich pięknych rzeczy. Twoje ludziki i zwierzęta wyglądają jak żywe. Żaden chłopiec w twoim wieku nie zrobiłby takich cudeniek”.
Po wsi szybko rozeszła się wieść o utalentowanym chłopcu. Odtąd dom Zbyszka odwiedzali sąsiedzi prosząc go o wykonanie różnych figurek. Od tego czasu zyskał wielu kolegów, którzy chętnie odwiedzali go i bawili się z nim.
BAJKA O KAKTUSIE
Na pięknym, nowym parapecie w dużym pokoju stał dorodny kaktus. Był on pękaty, bo dobrze mu się powodziło, choć miał bardzo dużo kolców. Każdego dnia podchodził do niego Jasiu i martwił się, że nie kwitnie. Postanowił go systematycznie podlewać i wystawiać na działanie promyków słonecznych. Trwało to bardzo długo.
Pewnego dnia Jasiu wypatrzył mały pączek. Ucieszył się bardzo i postanowił z jeszcze większą troską go pielęgnować. Kaktus odwdzięczył się mu pięknymi kwiatami, które wszyscy w domu podziwiali.
BAJKA O KRASNOLUDKACH
Za górami, za lasami żyły sobie swawolne i radosne krasnoludki i chciały się dobrze zabawić. Pewnego dnia przybył do nich inny, bardzo zmęczony i śpiący krasnoludek. Był on bardzo zdziwiony, co tu się dzieje. I powiedział do nich: „Mam nadzieję, że tu miło spędzę z wami czas. Nareszcie zwolnię tempo i odpocznę, gdyż czuję tutaj dobrą energię. Warto czasami poszerzyć horyzonty `'.
PIÓRO
Było sobie piękne pióro. Jego złota stalówka błyszczała i pozostawiała za sobą na papierze cieniutkie atramentowe linie. Piórem tym pisano listy do przyjaciół i wypełniano ważne dokumenty. Dzieci traktowały go z wielkim szacunkiem i z dumą czyniły nim wpisy do szkolnych pamiętników. Jednak pewnego dnia z piórem zaczęły się dziać niepokojące rzeczy. W czasie pisania nie tylko skrzypiało, ale też raz po raz pozostawiało na papierze duże kleksy. Początkowo użytkownicy znosili to z pobłażaniem, potrząsali nim, postukiwali nim o blat biurka. Bez skutku.
Wreszcie zniecierpliwieni i rozzłoszczeni zepchnęli pióro w najdalszy kąt - pomiędzy stare, tępe ołówki i poplamione tuszem gumki do mazania. Pióro zastąpiono długopisem, który co prawda nie pisał tak pięknie ale był znacznie wygodniejszy w życiu. Nie trzeba było pamiętać o atramencie i bibułach.
Pewnego dnia przyjechał do dzieci ukochany dziadek. Zabierał je na wspaniałe spacery, barwnie opowiadał o czasach swojej młodości, pomagał w odrabianiu lekcji. W trakcie porządkowania biurka dziadek spostrzegł zapomniane pióro. Od razu zwrócił uwagę na jego piękny kształt i kolor. Zapytał dzieci, dlaczego pióro leży w kącie biurka a nie w piórniku. Wnuki opowiedziały o kleksach i skrzypieniu. Dziadek z uwagą przyjrzał się wszystkim elementom pióra i stwierdził, że trzeba wymienić stalówkę. Nazajutrz razem z wnukami wybrał się do sklepu. Wspólnie wybrali dwie nowe stalówki i butelkę pięknego atramentu. W domu dziadek pouczył dzieci jak należy dbać o pióro aby dobrze służyło. I znów nastały dla pióra czasy świetności. Zapełniało kształtnymi literami papier listowy, karty pamiętnika i ważne dokumenty.
Odtąd dzieci często sprawdzały jego stalówkę a po skończonym pisaniu układały je troskliwie w miękkim futerale.
NIE SZATA ZDOBI CZŁOWIEKA
W sobotnie piękne przedpołudnie zgodnie z obietnicą rodzina wybrała się do cukierni ,,Beza`'. Wszystkie wyroby były w niej pierwszej świeżości. Dziewczynki wybrały sobie smakołyki. Marysia poprosiła o ciasto drożdżowe z kruszonką, natomiast Klaudia poprosiła o tort czekoladowo- waniliowy. Obie dziewczynki zajadały ze smakiem. Jednak Klaudia z trudem kończyła swój kawałek, Marysia natomiast, z wdziękiem uniosła się z krzesła, powiedziała jaka szkoda, że się jeszcze nie najadłam. W drodze do domu Klaudia wyraźnie zaczęła narzekać, że ją boli brzuch, a wezwany lekarz orzekł, że się przejadła.
BAJKA O ZŁOŚCI
Był sobie chłopczyk, który marzył o podróżach do dalekich krajów, ale ponieważ był biedny, jego rodzice mieli mało pieniędzy, nigdy nigdzie nie wyjeżdżał. Pewnej nocy, gdy leżał w łóżku przyszła wróżka i powiedziała, że spełni jedno życzenie, jeśli oswoi tygrysa, którego spotka w swojej podróży. Wróżka przeniosła chłopca do dżungli gdzie spotkał tygrysa. Tygrys był bardzo nieprzyjazny dla chłopca, ryczał, atakował, pokazywał pazury. Chłopiec nie mógł sobie z nim poradzić próbując oswoić go na siłę. Wpadł na pomysł żeby na chwilę odejść i pomyśleć, co może zrobić dla tego zwierzęcia, aby był mu przyjazny. Odszedł na bok i poprosił o pomoc mądrego pawiana. Zapytał go, dlaczego tygrys nie daje się oswoić. Pawian powiedział: ,,Tygrys się złości, bo jest głodny. Nakarm go najpierw a później spróbuj się z nim zaprzyjaźnić''.
Chłopiec podzielił się z tygrysem znalezioną w kieszeni kanapką i tygrys się uspokoił. Wtedy zaczął z nim rozmawiać. Tygrys opowiedział mu o sobie, skąd się tu wziął, dlaczego był głodny. Chłopiec poznał zwyczaje tygrysa to pozwoliło mu na zbliżenie się do zwierzęcia i zaprzyjaźnienie się z nim. Od tej chwili chłopiec spotykał się z tygrysem tylko wtedy, kiedy tygrys był syty i zadowolony.
ZAJĄCZEK
Był sobie zajączek. Jego sierść była lśniąca o nietypowym srebrzystym odcieniu. Lubił siedzieć na łące pod krzaczkiem i obserwować inne zwierzęta. Czasami z nimi rozmawiał, czasami bawił się a czasami zajmował się swoimi sprawami: czytał ciekawe książki, grał na komputerze. W dniu święta lasu deklamował wiersze przed leśną widownią i wszyscy się nim zachwycali. Czasami wymyślał nowe zabawy i dzielił się swoimi poradami z innymi zwierzętami. Pomagał innym zwierzętom rozwiązywać zadania matematyczne, z którymi dobrze sobie radził. Zwierzęta ceniły w nim spokój, otwartość, przyjacielskość. Zwierzęta lubiły z nim spędzać czas. Pewnego dnia zajączek opuścił leśną polanę zostawiając swoich przyjaciół i nikt nie wiedział, dlaczego tak się stało. Jednak wszyscy byli przekonani, że kiedyś do nich wróci.
BAJKA O TAJEMNICZYM
PRZEJŚCIU
W pewnym starym domu mieszkał mały chłopiec. Powiedzmy, że miał na imię Piotruś. Chłopiec znał prawie wszystkie kąty domu, czuł się w nim bezpiecznie i nie lubił go opuszczać. Jedynym miejscem, w którym nie bywał był strych. Prowadziły do niego wysokie, kręte schody zakończone żelaznymi drzwiami. Piotruś nigdy tam nie zachodził, bał się tego, co może tam zastać. Kiedyś jednak zauważył, że dom stał się trochę nudny, irytowały go codzienne: jadł te same płatki na śniadanie, oglądał te same książeczki z obrazkami, bawił się tymi samymi zabawkami. Rodzice zajmowali się swoimi sprawami i czasem zostawiali chłopca pod opieką zaprzyjaźnionej sąsiadki. Sąsiadka - nazwijmy ją panią Gracjanną - była miłą osobą, przynosiła z sobą nowe gry, uczyła Piotrka jak gotować budyń i nie krzyczała, gdy nachlapał na stół.
Pewnego dnia opiekunka zaproponowała chłopcu wyprawę do tajemniczego miejsca na poddaszu. Ten od razu odpowiedział, że za nic tam nie wejdzie, bo bardzo się boi i nie potrafi otworzyć żelaznych drzwi. Sąsiadka uśmiechnęła się tylko, wzięła go łagodnie za rękę i zaproponowała, że będą wchodzić tam razem licząc po kolei stopnie. Chłopca zaciekawił ten sposób, szedł po schodach robiąc raz krok do przodu, a czasem do tyłu. Kiedy doszli pod drzwi, okazało się, że wystarczy pchnąć je lekko palcem by się otwarły. Piotruś najpierw ukrył za sobą ręce, potem jednak zdobywszy się na odwagę przekroczył próg. Stał przez chwilę z zamkniętymi oczami, aż ze zdziwieniem stwierdził, że czuje światło i ciepło. Kiedy otworzył oczy, zobaczył przed sobą duże, jasne pomieszczenie, a w nim kilka podniszczonych mebli i starą skrzynię, która wydała mu się dziwnie znajoma. Piotruś zajrzał do środka i z radością wyciągnął z niej swoją starą, drewnianą ciężarówkę. Oprócz niej, w skrzyni było jeszcze mnóstwo ciekawych rzeczy. Chłopcu najbardziej spodobały się wielkie, kolorowe książki z obrazkami przedstawiającymi ludzi i zwierzęta z dalekich krajów. Piotrek nie znał jeszcze wszystkich liter i nie potrafił przeczytać wszystkich wyrazów. Pani Gracjanna odczytywała mu więc trudniejsze fragmenty książek. Z czasem chłopiec czytał coraz lepiej i pomoc sąsiadki przestała mu być potrzebna. Pani Gracjanna opiekowała się nim coraz rzadziej, aż pewnego dnia powiedziała, że właściwie Piotruś może bawić się za żelaznymi drzwiami sam, bo całkiem dobrze sobie radzi. Od tej pory Piotr chodził na strych, kiedy tylko miał na to ochotę, zauważył ponadto, że nudne dni zdarzały mu się coraz rzadziej.
Inne zakończenie: ( od słów, kilka podniszczonych mebli......'') i swoje stare, zapomniane zabawki. Natychmiast wskoczył na kraciastego konia na biegunach i zakołysał się na nim leciutko. Od tej chwili strych przestał być straszny, a Piotruś przychodził tam, kiedy tylko miał na to ochotę.
BAJKA O RUDEJ KITCE
Na skraju lasu, w dziupli na wielkim, starym dębie mieszkała rodzina wiewiórek: mama, tata i siedmioro ślicznych, rudych dzieci.
Domek był przytulny, ale ciasny w związku z tym małym wiewióreczkom często brakowało miejsca do zabawy i nauki. Rodzice zajęci poszukiwaniem pożywienia dla gromadki swych dzieci, nie mieli czasu na wspólną zabawę, spacery, beztroskie skakanie po drzewach i pomoc w rozwiązywaniu dziecięcych problemów. Wszystkie wiewiórki bardzo się kochały, choć dochodziło też między nimi do kłótni i szarpania się za rude kitki.
Liczni leśni sąsiedzi podziwiali wiewiórczęta za ich miłe pyszczki, lśniące futerka, zwinne ruchy, ale one same nie wierzyły, że są ładne, mądre i sprytne.
Najmłodsza wiewióreczka, która miała na imię Ruda Kitka skończyła właśnie siedem lat i jak jej bracia i siostry została zapisana do leśnej szkoły. Poznała w niej wiele koleżanek i kolegów, chętnie się z nimi bawiła i wszyscy ja lubili, ale ona mimo to czuła się nieszczęśliwa. Literki, które pani kazała pisać w zeszycie, nie były takie kształtne i ładne jak u innych dzieci. Również pani, mamie i tacie te literki się nie podobały. Nie podobały się też Rudej Kitce, która przecież tak bardzo się starała. Wiewiórka myślała, że jest zła i głupia, niczego nie umie zrobić i nikt jej już nie lubi. Postanowiła więc przestać pisać te głupie literki, których nie lubiła oraz nie słuchała pani. Stała się niegrzeczna, hałaśliwa i swym zachowaniem przeszkadzała innym dzieciom, aby ich literki też były brzydkie i koślawe. Dzieciom takie zachowanie Rudej Kitki wcale się nie podobało i nie chciały się z nią bawić tak jak wcześniej. Ruda Kitka czuła się coraz bardziej nieszczęśliwa i myślała, że nikt jej już nie kocha i nie lubi. Nie wiedziała, że swym zachowaniem martwi nauczycielkę i rodziców.
Pani, którą zaniepokoiły problemy wiewiórki poprosiła o pomoc Mądrą Sowę. Mądra Sowa długo przyglądała się Rudej Kitce i tak jak wszyscy, bardzo ją polubiła, gdyż wiewiórka była dobra, mądra i sympatyczna, choć sama w to nie mogła uwierzyć. Mądra Sowa powiedziała o tym wiewiórce i powiedziała też, że kształt literek nie jest taki ważny jak jej się wydaje. Pisania ładnych literek można się w końcu nauczyć, choć czasami nie jest to takie łatwe i kosztuje dużo pracy.
WZMACNIANIE WARTOŚCI
DZIECKA
Teksty, które przedstawiamy powstały z myślą o konkretnych dzieciach celem podniesienia wartości wewnętrznej dziecka. Słowa te z założenia mają budować, mają wskazywać piękno, tam, gdzie na pozór nic, albo niewiele widać.
W pewnym miasteczku żył sobie chłopiec o imieniu Krzysiu. Mieszkał
w małym domku razem ze swoją rodziną: mamą, tatą i starszym bratem. Krzysiu był w rodzinie najmłodszy i wszyscy myśleli, że z niczym nie potrafi sobie poradzić. Mama ubierała go i zawiązywała buciki, tata nie zabierał na wycieczki rowerowe, bo myślał, że Krzysiu nie poradzi sobie, starszy brat sprzątał jego pokój, bo sadził, że Krzysiu się przemęczy. Chłopczyk był we wszystkim wyręczany i dlatego nie mógł uczyć się nowych rzeczy. Krzysiu był spokojny, cichutki, grzeczny i rzadko się odzywał, w związku z czym inni ludzie nie wiedzieli czego potrzebuje. Dużo przebywał sam. Oglądał bajki w telewizji, grał na komputerze i patrzył przez okno jak bawią się koledzy. Miał jednak swoja tajemnicę, o której nikomu nie powiedział- nawet swojemu ulubionemu misiowi. Miał swój specjalny blok rysunkowy w którym rysował ilustracje do przeczytanych w szkole bajek. Malował też zwierzątka, które widział za drzewem na podwórku.
Pewnego dnia w szkole pani ogłosiła wielki konkurs na najładniejszy rysunek ulubionego zwierzątka. Krzysiu postanowił, ze namaluje pieska , o którym zawsze marzył- bo bardzo chciał mieć przyjaciela. Chłopiec pracował w tajemnicy nad swoim obrazkiem przez cały tydzień. Wreszcie obrazek był gotowy. Krzysiu szczęśliwy i zadowolony, jednak nie był pewien, czy obrazek spodoba się innym. bardzo się bał, że ktoś może się wyśmiać. Długo zastanawiał się, czy zanieść obrazek na konkurs, w końcu położył pani na biurku nie podpisawszy.
Wszystkie prace zostały wystawione na szkolnym korytarzu, tak, że wszystkie dzieci mogły oglądać i głosować na najpiękniejszy. W końcu nadszedł czas na rozstrzygnięcie konkursu. Pan dyrektor powiedział: „Uroczyście ogłaszam, że konkurs rysunkowy wygrała praca przedstawiająca psa, ale niestety nie znamy autora tego przepięknego dzieła.” Jakież było zdziwienie Krzysia, gdy zobaczył, że to właśnie jego obrazek pan Dyrektor podniósł wysoko, tak, by wszyscy mogli podziwiać.
Jak myślisz, co stało się dalej? Jak zakończyła się owa historia?
autorstwo: Małgorzata Margasińska, Katarzyna Drzewiecka - Tymkiewicz, Barbara Seret, Katarzyna Komander, Joanna Skibińska
Na pięknej zielonej, kwitnącej łące pod starym, potężnym dębem mieszkała rodzina biedronek. Rodzice mieli córkę Małokropkę, która jak każda biedronka w tej rodzinie miała tylko dwie kropki. Biedronki bardzo się kochały, spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Razem wzlatywały do słońca, spacerowały po łące i zjadały przepyszny deser z mszyc z białym mleczkiem z mleczy. Małokropka marzyła o tym, by kiedyś wzbić się do samego słońca i pilnie ćwiczyła loty.
Pewnego dnia do domu pod starym dębem przybyły z sąsiedniej łąki małe dwie śliczniutkie biedroneczki Siedmiokropki, które zamieszkały z rodziną. Rodzice od razu pokochali Wielokropki, poświęcali im dużo czasu co sprawiało Małokropce ogromną przykrość. Posmutniała i straciła ochotę na spacery i zabawy, przestała latać do słońca. Jej kropki stawały się bledsze i bledsze, aż w końcu zniknęły.
Stara mądra Ważka Podróżniczka zauważyła, że Małokropka włóczy się samotnie po lesie i zaczęło ją to martwić. „Co się mogło przytrafić tej zawsze wesołej Małokropce?”- pomyślała. Zaprosiła biedroneczkę na wspólny lot. Im były bliżej słońca tym ciemniejsze stawały się jej kropki i przypomniała sobie o swoim największym marzeniu. Wróciła do domu, a tam czekali na nią stęsknieni rodzice i Siedmiokropki.
Za górami, za lasami, na pewnej leśnej polanie zwanej zielonym Gajem mieszkali dwaj Przyjaciele: Wiewiórka Ruda Kitka i Borsuk Złoty Prążek. Wszędzie chodzili razem, bawili się w chowanego, jedli razem podwieczorki, chodzili na spacery i oglądali zachody słońca. Wiewiórka czuła się niepewnie bez Borsuka, ciągle potrzebowała jego obecności. Pewnego dnia postanowili wyruszyć na poszukiwanie Największej Jagody Lasu. Spakowali plecak, który Borsuk wziął na plecy, spakowali chlebak, który Wiewiórka wzięła w łapki i wyruszyli. Kiedy minęli trzecie drzewo, spotkali Zajączka Tuptusia i zabrali go ze sobą. Za trzecim zakrętem natknęli się na Jelonka Szybkonóżkę, Jeżyka Kolczatkę oraz na Mrówkę Rezolutkę. Ruszyli dalej.
Szli, szli, szli, bardzo się zmęczyli. postanowili odpocząć. Silny Borsuk Złoty Krążek oraz zaradna Wiewiórka Ruda Kitka rozpakowali swoje zapasy i przygotowali posiłek dla wszystkich. Okazało się, ze Wiewiórka potrafi przygotowywać pyszne jedzenie. Gdy się posilili poszli dalej. Szli i szli, nie przypuszczali, że las jest tak ogromny. Postanowili przenocować. Rano, gdy chcieli przygotować posiłek, stwierdzili, że już nic nie ma do zjedzenia. Jelonek, Jeżyk i Mrówka postanowili iść zapolować. Jak pomyśleli, tak zrobili. Znów Borsuk i Wiewiórka przygotowali posiłek. Wszystkim bardzo smakowało. Zjedli i poszli. Szli, szli i … zobaczyli wielki transparent: „Zapraszamy do udziału w konkursie dary lasu”. Uradzili, ze wezmą udział w konkursie. Borsuk Złoty Prążek i Wiewiórka Ruda Kitka poszli szukać Największej Jagody Lasu. Pod wielkim dębem pożegnali się, życząc sobie powodzenia. Wiewiórka trochę się martwiła rozstaniem z Borsukiem, ale wtedy Borsuk powiedział: „Masz tu kasztan, gdy ci będzie smutno, popatrz na niego i pamiętaj, że ja o tobie myślę.” Zaczęły się poszukiwania. Zawsze, gdy Wiewiórce było smutno, spoglądała na kasztana, który podarował jej Borsuk. W końcu nauczyła się, że bycie z samą sobą też jest potrzebne, bo wtedy można się nad wieloma sprawami zastanowić. Nabrała wiary w siebie i dalej szukała Największej Jagody lasu. bardzo się natrudziła. Poszukiwania trwały długo. Właściwie wtedy, gdy zaczęła tracić nadzieję, zauważyła coś granatowego, okrągłego… „Czyżby to była…?” - pomyślała. Tak, to była Największa Jagoda Lasu. Teraz ruszyła na polanę z wielkim transparentem. Jak się domyślacie, to właśnie Wiewiórka Ruda Kitka wygrała konkurs. Król lasu zaprosił wszystkie zwierzęta na przyjęcie. Wszyscy docenili wytrwałość rezolutni i gratulowali jej odwagi, od teraz nazywali ją : Wiewiórka Ruda Kitka Wytrwała.
Wieczorem Borsuk i Wiewiórka wyruszyli w drogę powrotną do domu. Wiewiórka Wytrwała opowiedziała Borsukowi o swoich przeżyciach i przemyśleniach. Pod wpływem jej opowiadań Złote prążki Borsuka stawały się jeszcze bardziej złote.
W starym lesie bukowym mieszkał mały zajączek, Drżączek. Mama Zajączkowa słuchała szmeru lasu, wylegiwała się na słońcu, czyściła swoje futerko, była ciągle zmęczona i rozdrażniona. Gdy Drżączek podchodził do mamy prosząc ją o naukę kicania ona nie miała czasu. Nauczył się siedzieć cicho i radzić sobie sam. Podczas codziennych zajęć w leśnej szkole nie zawsze czuł się bezpiecznie. Wykonywał najkrótsze zajęcze skoki , zawsze ostatni znajdował smaczne kąski. Gdy wszyscy byli radośni, on stał na boku i myślał o nowych niepowodzeniach. Ożywiał się zawsze, słysząc świergot ptaków leśnych. Zauważyła to opiekunka Bystra Zajęczyca stwierdziła, że Drżączek ma wyjątkowy słuch. Powiedziała o tym Zajączkowej Mamie, która postanowiła kształcić tę umiejętność synka. Minęło sporo zajęczego czasu i zapowiedziano w zajęczej szkole zajęczy bal. jakież było zdziwienie zajączkowych uczniów, gdy spostrzegli w osobie dyrygenta Słowiczego Chóru ni mniej ni więcej tylko Drżączka, który pewną ręką trzymał batutę. Kiedy zabrzmiały ptasie śpiewy pod kierownictwem dyrygenta Drżączka, wszyscy byli pod wrażeniem, a najbardziej Mama Zajączkowa. Po skończonym występie Drżączek odbierał należne mu uznanie. Pomyślał też sobie, że zacznie trenować kicanie. Dziennie o świcie chodził na Zajęczą Łąkę i trenował. Kosztowało, go to wiele trudu, ale mama Zajączkowa dodawała mu otuchy. Przyszedł czas wiosennych zajęczych zawodów. Zajączek zapisał się do skoku w dal. Samo uczestnictwo w zawodach dawało mu wiele radości. Od tego czasu nie rozmyślał już o tym, że nic mu się nie udaje. Wiedział, że umie dyrygować i pięknie skakać.
SMUTNY KRÓLEWICZ
Dawno, dawno temu , za 7 górami, za 7 rzekami, za 7 lasami pełnymi ptaków i małych zwierząt. Mieszkał w zamku na wielkiej górze mały królewicz z królewska rodziną. Zamek był otoczony murem, a drzwi i z okien pilnował szary smutek. najbardziej był smutny królewicz. Nie potrafił się uśmiechać, chociaż bardzo chciał. miał wielki kłopot, o którym nie bardzo chciał mówić.
pewnego razu dookoła zamku bawiły się dzieci ,kucharki, pokojówek, ale on nie mógł się z nimi bawić, bo był smutnym królewiczem. Któregoś dnia usłyszał królewicz od gołąbka odpoczywającego na parapecie okna, że w dalekim lesie mieszka czarodziej, który potrafi rozwiązać wszystkie problemy. Po długim rozmyśle, mały królewicz postanowił go odnaleźć i poprosić o radę.
Nazajutrz rano, zrobił tak jak postanowił. Wymknął się cichutko z zamku, by nie obudzić śpiącego jeszcze szarego smutku i powędrował w świat.
Królewicz wędrował, wędrował i wędrował. Czasami bolały go nogi, czasami tęsknił do swojej królewskiej rodziny. Nie zboczył jednak z drogi, aż któregoś
dnia odnalazł czarodzieja, który siedział na skraju lasu i pilnował pasących się owiec. Królewicz podszedł i wyszeptał czarodziejowi swoją smutną tajemnicę na ucho. Czarodziej zadmuał się głęboko. Myślał i myślał tak 7 dni i 7 nocy, aż podniósł swoją siwa głowę i powiedział: „Zostań tu, przyjmę cię na służbę”, żebyś pasł moje zaczarowane owce . Każdego dnia musisz wstać o wschodzie słońca, wyczesać je i wyprowadzać na łąkę. Po roku, gdy skończysz służbę, dostaniesz ode mnie czarodziejski pył, który rozsypiesz wokół zamku. On odegna cały smutek i przywoła uśmiech na twoją buzię oraz na twarze twoich rodziców.” Mały królewicz obudził się następnego dnia o świcie, umył się
i zabrał się do wykonywania poleceń. Wyczesał wszystkie owce, co zajęło mu dużo czasu a i następnie wyruszył z nimi na pastwisko. Cały dzień pasł owieczki, do samego wieczora. Tak było każdego dnia przez okuły rok.
Z biegiem czasu okazało się, ze tak dobrze opiekuje się owcami, że wieczorem zamieniają się one w gromadę dzieci, z którymi można się bawić. Królewicz bardzo chętnie bawił się z dziećmi. Nie mógł się doczekać wieczora. Tak upłynął rok. Nadszedł koniec służby u czarodzieja.. Zgodnie z umowa królewicz otrzymał złoty pył i wyruszył w drogę powrotną. Gdy wrócił do zamku radości nie było końca. Wszyscy śmiali się i cieszyli jego powrotem. Odtąd uśmiech gościł na twarzach wszystkich mieszkańców starego zamku. Tajemnica przesta być tajemnicą, bo dorośli mieszkańcy zamku przypomnieli sobie o radości
O KOGUTKU GRZEBUTKU
Trudność dziecka: nieśmiałość
Zasób dziecka: umie dobrze obserwować
Metafora: kogutek
Postaraj się wyobrazić sobie wieś. Zobaczysz tam domy i podwórka małe oraz duże. Zobaczysz również pola, które zmieniają swoją barwę w zależności od pory roku. Wiosną są zielone, latem żółte, jesienią brązowe a zimą białe od śniegu. W polu możesz usłyszeć szum wiatru szszsz, radosny śpiew ptaków tirli-tirli, fiu-fiu, ćwir-ćwir, a także wśród traw brzęczenie owadów bzz-bzz, wzz-wzz, zzz-zzz. Jeśli zechcesz na twarzy poczujesz delikatny powiew wiatru i zapach świeżego wiejskiego powietrza, zupełnie innego jak w mieście.
Po środku wsi wyobraź sobie mały domek z czerwonym dachem. Zobacz obok niego jest podwórko a wokół drzewa owocowe i stary drewniany płot. Wsłuchaj się w gwar dobiegający z podwórka. Usłyszysz odgłosy zwierząt: psów hau-hau, kotów miau-miau, krów muu-muu, kury ko-ko-ko a także warkot traktora ter-ter-ter oraz odgłosy ludzi. Słuchaj uważnie a usłyszysz jeszcze wiele innych dźwięków. Idąc po podwórku porośniętym trawą poczujesz orzeźwiający chłód porannej rosy, muśnięcie kociego ogona oraz cudowny zapach kwiatów rosnących w ogródku.
W rogu podwórka, na wprost domu stoi nowy, biały, murowany kurnik z czerwonym dachem. Są w nim duże, drewniane drzwi. Z kurnika rozlega się gdakanie kur kooo-ko-ko, kwakanie kaczek kwa-kwa a także kwilenie małych, żółciutkich kurczątek i kaczątek pi-pi-pi. Gdy ich dotkniesz poczujesz miękkie, puszyste i ciepłe piórka maleństw, które czując lęk przed nowym, nieznanym im jeszcze światem tulą się do matki.
W lewym rogu kurnika można zobaczyć kurzą grzędę, po prawej zaś stronie jest gniazdo. Mieszka w nim kogutek Grzebutek wraz z cała swoją rodziną: mamą, tatą i trójką braci. Grzebutek był najmniejszy z rodzeństwa. Bracia ciągle go odpychali i wykorzystywali. Kogutek wciąż chodził głodny, gdyż zjadał jedynie resztki, które zostawiało rodzeństwo. nie miał odwagi upomnieć się o to co mu się należy. Nie przyjaźnił się z nikim, ciągle był samotny i smutny.
Ulubionym zajęciem kogutka Grzebutka było przyglądanie się z ukrycia, jak inne zwierzęta na podwórku wspólnie śmieją się, bawią i przekomarzają. Sam jednak trzymał się od nich z daleka, nigdy do nich nie podchodził. Wolał siedzieć cichutko w swoim ukryciu i z bezpiecznej odległości obserwować ich zabawy i harce.
Pewnego razu Grzebutek usłyszał taką rozmowę kurczątek:
- Słuchaj - mówiło jedno z nich - dlaczego ten kogutek ciągle się tak ukrywa?
- Nie wiem - odrzekło drugie - on tak zawsze. Wczoraj, gdy podszedłem bliżej i chciałem z nim porozmawiać to schował się za płot.
- Może on jest tak ważny i zarozumiały, że nie chce mieć kolegów takich jak my?
- Być może, ale wydaje mi się, że on...
Dalszych słów Grzebutek niestety nie usłyszał, bo kurczątka w podskokach pobiegły do bawiących się nieco dalej zwierząt. Trochę przykro zrobiło się kogutkowi, ale nie wiedział co ma zrobić, aby zaprzyjaźnić się z innymi. Nie chciał jednak, aby uważano go za jakiegoś zarozumialca i ważniaka. Chciał być dobrym i miłym kolegą. Pragnął tak jak oni śmiać się i radować.
Mijały dni. Pewnego dnia kogutek Grzebutek, jak zwykle z ukrycia obserwował wesołą zabawę swoich kolegów z podwórka. Ponieważ był bardzo dobrym obserwatorem nagle zauważył skradającego się nieopodal lisa.
- Muszę ich ostrzec - pomyślał i natychmiast, bez najmniejszej chwili wahania wskoczył na płot i najgłośniej jak tylko potrafił zapiał kuku-ryku. W ten sposób kogutek ostrzegł przed zbliżającym się niebezpieczeństwem i dał sygnał do ucieczki znajdującym się na podwórku zwierzętom, które niczego nie podejrzewały. Bawiąca się gromadka błyskawicznie skryła się do kurnika i tam odetchnęła z ulgą.
Gdy do kurnika wszedł Grzebutek ze wszystkich stron rozlegały się brawa, pochwały i podziękowania:
- Dziękujemy ci Grzebutku! Uratowałeś nam życie!
- Dzięki tobie wszyscy nadal możemy być razem!
- To twoja odwaga i czujność uratowały nas przed niebezpieczeństwem!
Słuchając pochwał kogutek nieśmiało opuścił łebek. Był jednak bardzo dumny i zadowolony. Powoli nabierał też pewności siebie, zaczął wierzyć we własne siły i możliwości. Wiedział i czuł, że jest potrzebny. Bracia i rodzice również podziwiali wyczyn Grzebutka. Byli z niego bardzo zadowoleni.
Od tej pory nieśmiały dotąd kogutek Grzebutek bawił się razem z innymi zwierzętami. Niejednokrotnie był nawet przywódcą podwórkowych zabaw. Rodzice z radością patrzyli na te harce i mówili:
- Zobacz, jaki nasz syn jest wesoły, jak zgodnie bawi się z innymi, a jeszcze nie tak dawno stronił od rówieśników.
Wielokrotnie Grzebutek słyszał rozmowy, pochwały i podziw innych zwierząt ze swojego i nie tylko swojego podwórka. Był coraz szczęśliwszy, odważniejszy i coraz bardziej wierzył w siebie.
Spójrz, jak teraz kogutek Grzebutek dumnie kroczy środkiem podwórka, zobacz, jak pięknie lśnią w słońcu jego czerwone, brązowe i pomarańczowe piórka. Posłuchaj jego pięknego głosu, który wcześnie rano budzi mieszkańców.
Teksty metaforycznie ilustrują problem granic zewnętrznych i wewnętrznych, których zachowanie jest konieczne dla zachowania zdrowia psychicznego i funkcjonowania w społeczeństwie.
KRAINA BEZ GRANIC
W państwie rządził komputer, do którego każdy obywatel miał swobodny dostęp. Wszyscy skrzętnie z tego korzystali, umieszczając w nim własne programy. Ponieważ każdy człowiek miał inne potrzeby, programy były rożne , (często wzajemnie się wykluczające ). W rezultacie przestało istnieć prawo i normy życia społeczeństwa. Komputery pilnowały też fizycznych granic państwa, a ponieważ brak było jednolitego systemu zarządzającego, również fizyczne granice państwa przestały istnieć. Sąsiednie kraje, korzystając z bałaganu, narzuciły swój program operacyjny i państwo przestało być suwerenne.
Tekst w sposób jasny pokazuje konsekwencje: braku norm, dowolności, czynienia co się żywnie podoba. taki sposób postępowania doprowadza do degrengolady, rozmycia, chaosu, aż do zaniku formy.
KRAINA O SZTYWNYCH
GRANICACH
Był sobie raz pewien władca, który rządził swoim państwem w sposób bardzo stanowczy i konsekwentny, a nawet bezwzględny. Stawiał wszystkim wysokie wymagania i żądał ich spełnienia. Nie wolno mu było się sprzeciwić. Dla bezpieczeństwa państwa, które i tak z natury miało swoje granice w postaci gór i morza, kazał dodatkowo wybudować wysokie mury. Ludziom już i tak żyło się trudno z powodu ograniczonych kontaktów ze światem, podatki były wysokie i od pięciu lat panował nieurodzaj. Nie mury wiec ludziom były potrzebne lecz znalezienie sposobu na poprawę życia. Mimo to poddani budowali mury, korzystając z kamieni górskich. W czasie gdy mury rosły, góry otaczające państwo stawały się coraz niższe aż w końcu poddani zamknęli tyrana, a sami uciekli wąwozami powstałymi po wybranych kamieniach.
Powyższa metafora otwiera możliwość zastanowienia się, jakie mury można budować wokół własnego serca, do czego one służą. Co może się podziać, gdy człowiek oddziela się od rzeczywistość.
BAJKA O KRÓLESTWIE
O ELASTYCZNYCH GRANICACH
Dawno, dawno temu było sobie państwo, w którym rządził bardzo stary i dobrotliwy król. Gdy poddani uważali, ze źle im się dzieje, mogli bez przeszkód je opuścić. Zdarzało się jednak, że po długiej i ciekawej wędrówce stęsknieni wracali do niego. wszyscy witali ich z wielką radością i wyprawiali na ich część wspaniałą ucztę. Równie radośnie witano przybyszów z innych państw, którzy przybywali bardzo licznie, bo nie musieli płacić podatków. I ja tam byłem miód i wino piłem.
Bajka mówi o mądrym korzystaniu z zasad ustalonych i liczeniu się z sobą oraz innymi. Takie myślenie i działanie pozwala na rozwój.
BAJKA O CIEPŁYM I PUCHATYM
W pewnym mieście wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi. Każdy z jego mieszkańców, kiedy się urodził, dostawał woreczek z Ciepłym i Puchatym, które miało to do siebie, że im więcej rozdawało się go innym, tym więcej przybywało.
Dlatego wszyscy swobodnie obdarowywali się nawzajem Ciepłym i Puchatym wiedząc, że nigdy go nie zabraknie. Matki dawały Ciepłe i Puchate dzieciom, kiedy wracały do domu. Mężowie i żony wręczali je sobie na powitanie, po powrocie z pracy, przed snem.
Nauczyciele rozdawali w szkole, sąsiedzi na ulicy i w sklepie, znajomi przy każdym spotkaniu. Nawet groźny szef w pracy nierzadko sięgał do swojego woreczka z Ciepłym i Puchatym.
Jak już mówiłam, nikt tam nie chorował i nie umierał, a szczęście i radość mieszkały we wszystkich rodzinach.
Pewnego dnia do miasta sprowadziła się zła czarownica, która żyła ze sprzedawania ludziom leków i zaklęć przeciw różnym chorobom i nieszczęściom. Szybko zrozumiała, że nic tu nie zarobi, więc postanowiła działać.
Poszła do jednej młodej kobiety i w najgłębszej tajemnicy powiedziała jej, żeby nie szafowała zbytnio Ciepłym i Puchatym, bo się skończy, i żeby uprzedziła o tym swoich bliskich.
Kobieta schowała swój woreczek głęboko, na dno szafy i do tego samego namówiła męża i dzieci. Stopniowo wiadomość rozeszła się po całym mieście, ludzie poukrywali Ciepłe i Puchate, gdzie kto mógł.
Wkrótce zaczęły się tam szerzyć choroby i nieszczęścia, coraz więcej ludzi zaczęło umierać.
Czarownica z początku cieszyła się bardzo: drzwi jej domu na dalekim przedmieściu nie zamykały się. Lecz wkrótce wyszło na jaw, że jej specyfiki nie pomagają i ludzie przychodzili coraz rzadziej.
Zaczęła więc sprzedawać Zimne i Kolczaste, co trochę pomagało, bo przecież był to - wprawdzie nie najlepszy - ale zawsze jakiś kontakt. Ludzie już nie umierali tak szybko, jednak ich życie toczyło się wśród chorób i nieszczęść.
I byłoby tak może do dziś, gdyby do miasta nie przyjechała pewna kobieta, która nie znała argumentów czarownicy. Zgodnie ze swoimi zwyczajami zaczęła całymi garściami obdzielać Ciepłym i Puchatym dzieci i sąsiadów.
Z początku ludzie dziwili się i nawet nie bardzo chcieli brać - bali się, że będą musieli oddawać. Ale kto by tam upilnował dzieci! Brały, cieszyły się i kiedyś jedno z drugim powyciągały ze schowków swoje woreczki i znów jak dawniej zaczęły rozdawać.
Jeszcze nie wiemy, czym skończy się ta bajka, jak będzie dalej, zależy od Ciebie.
Opowiadanie „Chłopiec z dwojgiem oczu”
Daleko, daleko w przestrzeni kosmicznej jest planeta zupełnie taka sama jak Ziemia. Ludzie, którzy na niej żyją są tacy sami jak my - z jednym wyjątkiem - mają tylko jedno oko. Nie jest to jednak zwyczajne oko. Mogą oni dzięki niemu widzieć w ciemności. Dostrzegają rzeczy znajdujące się bardzo, bardzo daleko i potrafią widzieć przez ściany. Kobiety na tej planecie rodzą dzieci zupełnie tak samo jak kobiety na Ziemi. Pewnego dnia urodził się tam bardzo dziwny chłopiec - chłopiec z dwojgiem oczu! Jego rodzice byli bardzo przygnębieni.
Chłopiec ten był szczęśliwym dzieckiem. Jego rodzice kochali go i troskliwie się nim opiekowali. Byli jednak trochę zmartwieni jego innością. Prowadzali go do wielu lekarzy, oni jednak potrząsali głowami i mówili, że nic nie da się zrobić.
W miarę jak chłopiec rósł, problemów było coraz więcej, ponieważ nie potrafił on widzieć w ciemnościach, musiał więc nosić ze sobą latarkę. Kiedy poszedł do szkoły, okazało się, że nie potrafi czytać tak dobrze jak inne dzieci. Nauczyciele musieli się nim zajmować bardziej, niż innymi uczniami. Ponieważ nie widział na odległość, musiał mieć specjalną lunetę. Nie mógł dostrzeć planet tak, jak inni. Czasami, kiedy wracał ze szkoły czuł się bardzo samotny. „ Skoro inne dzieci widzą to, czego ja nie widzę” pomyślał „ to musi być coś, co ja widzę, a czego oni nie są w stanie dostrzec”.
Pewnego dnia odkrył, że widzi coś, czego nie widzi nikt inny. Okazało się, że w przeciwieństwie do innych widzi kolory. Opowiedział rodzicom o tym, co zobaczył. Wyprowadził ich na dwór i zaczął im opowiadać o swoim wstrząsającym odkryciu. Rodzice zaniemówili ze zdziwienia. Jego koledzy byli również zaskoczeni. Opowiadał im wspaniałe historie. Używając słów, których nigdy wcześniej nie słyszeli... takich jak: czerwone, żółte... i pomarańczowe. Mówił o zielonych drzewach i czerwonych kwiatach. Wszyscy byli ciekawi, jak to możliwe, że widział te wszystkie rzeczy. Opowiadał wspaniałe historie o głębokim błękicie mórz i bieli morskiej piany. Dzieci uwielbiały słuchać opowiadań o niesamowitych smokach, zachłystywały się opisami ich skóry i oczu. Chłopiec stał się bardzo sławny, przychodzili do niego ludzie z całej planety, aby słuchać jego opowieści. Pewnego dnia poznał dziewczynkę, która stała się jego najlepszą przyjaciółką i nie przeszkadzało jej to, że chłopiec miał dwoje oczu. Wspólnie odkryli, że nie przeszkadza im to, co ich różni.
Opowiastka dla Szymka,
czyli dlaczego drzewa jesienią zmieniają kolor liści
Dosyć dawno temu, jeszcze zanim Ty lub ja pojawiliśmy się na świecie, wszystkie drzewa miały zawsze zielone liście. Gdy przychodziła jesień, liście kurczyły się, usychały i z cichym szelestem spadały na ziemię: szyt, szyt... Ale wciąż były zielone. Drzewom to wcale nie przeszkadzało i w ogóle się nie zastanawiały dlaczego tak jest, ale na pewnej leśnej polanie rósł sobie młody dąbek. Nazywał się Żołędziowa Czapeczka. I taką miał naturę, że wszystko go interesowało i wciąż dopytywał się: a dlaczego tak?
Któregoś dnia obudził się rano i zaraz przyszło mu do głowy takie pytanie:
- A dlaczego ja mam zielone liście? Przecież niebo zmienia swój kolor i chmury są ciągle inne i nawet zając na zimę zmienia futerko z szarego na białe... A ja mam ciągle zielone liście - i postanowił to zmienić. Napił się czystej, źródlanej wody, przyczesał liście i wyruszył w drogę. (Drzewa potrafiły jeszcze wtedy chodzić, ale najczęściej im się nie chciało, więc wrastały zbyt mocno w ziemię i nie mogły się już nigdzie ruszyć.) Wędrował przez góry i równiny, a każdego kogo spotkał, pytał:
- A dlaczego ja mam zielone liście?
Oczywiście nikt mu nie umiał odpowiedzieć, aż w końcu spotkał starą, mądrą sosnę, która mu poradziła:
- Idź wzdłuż Wielkiej Krętej Rzeki. U jej źródeł znajdziesz bożka Mitipata - pana tej krainy, jego zapytaj.
Żołędziowa Czapeczka tak właśnie zrobił. Poszedł do źródeł Wielkiej Krętej Rzeki, a gdy zobaczył małego człowieczka w zielonym ubraniu, domyślił się, że to jest Mitipata. Pokłonił mu się, grzecznie przywitał, (bo to był dobrze wychowany dąbek) no i oczywiście zapytał:
- A dlaczego ja mam zielone liście?
Mitipata zamyślił się głęboko. W końcu powiedział:
- Nie mogę ci odpowiedzieć tak od razu, muszę się nad tym dobrze zastanowić. (Bo Mitipata nigdy nie udzielał odpowiedzi bez namysłu). A ty rozgość się na mojej polanie.
Mijały dni, a Mitipata wciąż myślał. Żołędziowa Czapeczka czekał cierpliwie, bo wiedział, że zadał trudne pytanie. Wiedział też, że trzeba cierpliwie czekać, bo lepiej dostać mądrą odpowiedź po długim oczekiwaniu, niż głupią - zaraz. Wreszcie gdy po wielu dniach nadeszła jesień, Mitipata wstał i powiedział:
- Właściwie nie wiem, dlaczego ty i inne drzewa macie zielone liście, ale na pewno masz rację, to strasznie niesprawiedliwe i koniecznie to trzeba zmienić.
Zaraz też przywołał trzy sroki i kazał im rozgłosić po całej krainie, że każde drzewo chcące zmienić kolor liści ma się zgłosić na jego polanie. Sroki odleciały, a wtedy Mitipata zwrócił się do Żołędziowej Czapeczki:
- Zmianę koloru liści zaczniemy od ciebie. Jaki kolor najbardziej lubisz?
- Brązowy, brązowy! - Żołędziowa Czapeczka aż podskoczył z radości.
- Dobrze, niech będzie brązowy - i Mitipata zaczął się kręcić w kółko, a kręcił się tak szybko, że nie było widać ani rąk, ani nóg, ani zielonego ubrania, a całą polanę zasnuł siwy dym. W końcu dym opadł, Mitipata zatrzymał się, a Żołędziowa Czapeczka stwierdził ze zdziwieniem, że wszystkie jego liście mają piękny, brązowy odcień. Uszczęśliwiony ucałował Mitipatę w oba policzki i w nos i popędził do domu.
Jeszcze przez wiele dni przychodziły na leśną polanę różne drzewa i prosiły o zmianę koloru liści, a Mitipata spełniał ich życzenia. Właśnie dlatego jesienią jawor ma żółte liście w czarne kropki, klon łaciate z przewagą czerwieni, jesion żółtozielone, brzoza złociste, zaś modrzewiowe igiełki są żółtobrązowe. Nie wszystkim drzewom chciało się wyruszyć w tak daleką podróż i ich liście są cały czas zielone - wiesz które to drzewa?
52