Wykaż prawdziwość sądu, że przeżycia osobiste pisarza mają wpływ na jego twórczość artystyczną.
Twórczość artystyczna człowieka to uzewnętrznienie jego wewnętrznego piękna i bogactwa duszy. Każde dzieło literackie ma korzenie swojego powstania w bodźcu doznanym przez autora, czyli przeżyciu osobistym. Większość poczynań człowieka jest spowodowana i kierowana jego własnymi odczuciami i przeżyciami. Literatura dotycząca drugiej wojny światowej i metod represji stosowanych przez okupantów niemieckich i radzieckich była tworzona przez ludzi, którzy zetknęli się z opisywanymi przez siebie sytuacjami i odczuli je na własnej skórze. Wydarzenia tego kresu odcisnęły piętno na osobowości pisarzy, co uwidocznili oni osobiści we własnej twórczości.
Tadeusz Borowski był więźniem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. W swoich opowiadaniach oświęcimskich przedstawił dość nietypową, jak na owe czasy, wizję życia obozowego.
Duża część poetów, będących więźniami obozów koncentracyjnych, przedstawiała w swoich utworach literackich siebie i współwięźniów jako bohaterów-męczenników. Gloryfikowali oni cierpienia ludzi więzionych i upokarzanych przez hitlerowców.
Z kolei Borowski w swoich opowiadaniach, całkowicie zrywa z tym powszechnie propagowanym stereotypem. Więźniowie obozu, jego zdaniem, zachowują się jak zwierzęta. Każdy walczy o przetrwanie kosztem życia drugiej osoby. Głównym bohaterem tych opowiadań jest Tadek. Nadanie imienia Tadeusz głównemu bohaterowi przez autora można odczytywać jako element biograficzny Borowskiego. Jednak nie wszystkie poczynania i obserwacje głównego bohatera można identyfikować z osobą autora.
Gdy opowiadania te zostały wydane wiele osób przeżyło szok. Wstrząsem dla czytelnika było przedstawienie, prze Borowskiego, więźnia obozu w zupełnie innym świetle niż dotychczas. Odheroizowanie ofiar hitleryzmu prawie tuż po zakończeniu wojny było rzeczą, na którą ludzie nie byli przygotowani.
Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy czy obraz przedstawiony przez Borowskiego rzeczywiście miał dokładnie takie odbicie w ówczesnej, obozowej rzeczywistości. Jednak pobudki, które nim kierowały miały swój zalążek w jego osobowości, którą ukształtowało wiele, różnych i jakże drastycznych przeżyć osobistych.
Literatura dotycząca sowieckiego systemu represji była do niedawna, ze względów politycznych, znana jedynie w niewielkim stopniu. Jedną z osób, która była więźniem radzieckiego łagru jest Gustaw Herling-Grudziński. W "Innym świecie" demaskuje on mechanizmy radzieckiego systemu represji.
Obraz tamtej rzeczywistości przeraża doskonałością organizacji i świadomie stosowanym okrucieństwem. Kilkudziesięciostopniowe mrozy, ciężka praca przy wyrębie lasu oraz wszechobecny głód przemieniają młodych i zdrowych mężczyzn w ludzkie wraki. Powszechne były także kradzieże niezbędnych rzeczy takich jak pożywienie i odzież. Strach przed represjami prowadził do, często bezpodstawnego, donosicielstwa.
Grudziński, podobnie jak Borowski, przedstawia zezwierzęcenie człowieka i jego walkę o przetrwanie, walkę za wszelką cenę. Jednak nie wszyscy więźniowie łagru byli zdemoralizowani.
Sam autor będąc więźniem nie przejawiał oznak degenerata. Zaprzyjaźnił się nawet z kilkoma współwięźniami. Jego obozowi przyjaciele nie poddali się systemowi represji i zachowali swoją ludzkość.
"Inny świat" jest bardzo osobistą relacją Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z okresu pobytu w obozie na terenie ZSRR. Głównym powodem powstania tego opowiadania były jego przeżycia osobiste, przeżycia jakże bolesne. W przeciwieństwie do Tadeusza Borowskiego, jego "Inny świat", w jakim przyszło mu egzystować zachował odrobinę człowieczeństwa, być może dlatego, że Grudziński doświadczył tam jednego z niewielu ludzkich uczuć, jakim jest przyjaźń.
"Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego są relacją z pobytu w więzieniu mokotowskim. Autor był więziony w jednej celi z Jürgenem Stroopem - katem getta żydowskiego w Warszawie.
Jakie odczucia musiały targać pisarzem, kiedy dowiedział się, że będzie zmuszony do przebywania w jednej celi z człowiekiem, na którego w czasie wojny przygotowywał zamach ? Prawdopodobnie z początku było to dla niego straszne upokorzenie. Dwóch ludzi w jednej celi, którzy kiedyś stali po przeciwnych stronach.
Cóż innego jak nie własne przeżycia mogły kierować powstaniem tej relacji ? Może ktoś powie, chęć przekazania prawdy przyszłym pokoleniom. Być może, jednak moim zdaniem głównym powodem były jego przeżycia i chęć podzielnia się nimi, z pozostałą częścią ludzkości.
Te przerażające i upokarzające doznania były siłą napędową, która wpłynęła na napisanie przez Moczarskiego tej relacji. Mimo tego poniżenia, jakim było więzienie go z katem getta żydowskiego w jednej celi, autor nie uważa tego czasu za stracony, gdyż wiele się nauczył w tym czasie. Wiele przeżyć osobistych pomogło mu wpłynąć na rozwój własnego intelektu.
Ci trzej pisarze, Tadeusz Borowski, Zygmunt Herling-Grudziński i Kazimierz Moczarski przeżyli tak wstrząsające wydarzenia jak wojna i więzienie przez wroga. Te upokarzające przeżycia zostawiły swój ślad w ich psychice. Każda z tych trzech pozycji literackich nie jest pełną biografią, a jedynie przedstawia pewien okres z życia pisarza. Twórczość literacka oparta na własnym życiu poety w znacznej mierze powstaje przez przemiany, które dokonały się w człowieku po przeżyciach osobistych
" W kręgu miłości i nienawiści - o bohaterach literackich, których rozumiem, podziwiam, oskarżam.
Obiektem zainteresowania literatury od początków jej istnienia był człowiek - bohater literacki wraz ze swymi problemami, życiowymi dylematami i przeżywanymi konfliktami. Czytelnik zaś, śledząc losy literackich bohaterów kształtował swe opinie o nich, klasyfikował na dobrych i złych, próbował analizować ich postępowanie, często stawiał siebie w analogicznej sytuacji, aby rozstrzygnąć problem, zastanawiając się, jak sam by postąpił, jakie zająłby stanowisko. Mało jest w literaturze bohaterów, którzy byliby nam całkowicie obojętni. Bohaterowie pozytywni od wieków stanowią dla ludzi wzorce osobowe, są podziwiani, uważani za godnych naśladowania. Bohaterowie negatywni będą przez nas oceniani surowo, oskarżani, chociaż często wśród nich odnajdziemy i takich, których motywy postępowania będziemy starali się zrozumieć.
Przegląd bohaterów literackich pod tym kątem możemy rozpocząć od literatury antycznej - jest ich spora i różnorodna galeria. Mitologia grecka dostarcza przykładów wspaniałych, szlachetnych postaw. Najpiękniejszą postacią greckiej mitologii jest niewątpliwie Prometeusz, który stworzył człowieka, a potem był jego dobroczyńcą - nauczył go licznych rzemiosł i umiejętności, dając mu moc panowania nad światem. To wspaniałe i szlachetne poświęcenie się wywołało gniew bogów olimpijskich. Prometeusz przykuty do ścian Kaukazu cierpiał okrutne męki, ale na zawsze pozostał w świadomości ludzkości jako symbol bezinteresownego poświęcenia się i buntu przeciwko bogom w imię wolności człowieka. Do idei prometeizmu powracali bardzo często twórcy późniejszych epok.
Wiele kontrowersji i sprzecznych uczuć wzbudzają bohaterowie "Antygony" Sofoklesa. Niekłamany podziw należny jest przede wszystkim Antygonie, która tak odważnie i dzielnie przeciwstawiła się Kreonowi, broniąc swoich racji, które uznała za słuszne. Nie zawahała się nawet poświęcić swego młodego życia, nie sprzeniewierzyła się samej sobie. Pogrzebała ciało swego brata Polinika, zgodnie z wiarą ojców, zgodnie z nakazami religii. Czytelnik powinien zrozumieć też postępowanie Ismeny, która będąc bojaźliwą starała się początkowo odwieść siostrę od jej postanowienia, ale później pragnęła ponieść wraz z nią karę. W naszej pamięci na zawsze jednak pozostanie wspaniale zarysowany przez Sofoklesa portret Antygony, najpiękniejszej z greckich bohaterek, wspaniałej córy Edypa z królewskiego, choć tak tragicznego, naznaczonego przekleństwem bogów rodu Labdakidów, która tak odważnie broniła prawa jednostki do wolności osobistej, umiała bronić swych przekonań i ideałów. Podziwiamy Antygonę tym bardziej, iż nam, ludziom współczesnym najczęściej brakuje tej niezłomności i wielkiej siły woli, jaką reprezentowała Antygona. Natomiast postępowanie Kreona budzi sprzeciw, chociaż uświadomimy sobie, że motywy, którymi się kierował są obiektywnie słuszne. Nie chciał stracić autorytetu władcy, ani ugiąć się przed młodą kobietą. Nie chciał, aby go posądzono o jakąkolwiek stronniczość, bo przecież Antygona była jego siostrzenicą, a także narzeczoną jego brata. Mimo to Kreon jest bohaterem, którego można oskarżyć o bezwzględność i okrucieństwo, bezmyślną i zbyt doktrynerską bezkompromisowość, która spowodowała śmierć wszystkich najbliższych mu osób.
Także literatura romantyczna kreuje wielu takich bohaterów, którzy stanowią wspaniałe wzorce osobowe do naśladowania. Polska literatura romantyczna rozwijała się w warunkach niewoli narodowej, toteż wykreowany w tej epoce bohater to wspaniały patriota, nieustraszony bojownik o wolność swego zniewolonego narodu. Romantycy przy tym utożsamiali swe jednostkowe losy z losami całego narodu, zgodnie ze słowami Mickiewiczowskiego Konrada, który w "Dziadach", w scenie Wielkiej Improwizacji wyznawał: "Ja i ojczyzna to jedno (...) Nazywam się Milijon, Bo za miliony kocham i cierpię katusze." Czy mogą się pojawić jakiekolwiek wątpliwości przy ocenie Konrada Wallenroda? Można powtarzać tak często stawiane pytanie, czy "Konrad Wallenrod" jest poematem o zdradzie? Dla współczesnego czytelnika Wallenrod jest wspaniałym wzorem patrioty, który dla ojczyzny poświęca szczęście rodzinne i osobiste, a także własny spokój sumienia, z konieczności wybierając drogę podstępu i zdrady,. w obliczu przeważających sił wroga, z pełną świadomością, że być może przyjdzie mu poświęcić także i własne życie. Do takiego bezgranicznego poświęcenia mógł być zdolny jedynie człowiek wielkiego serca, ducha i umysłu, bohater dla którego wartością nadrzędną jest ojczyzna: "Słodszy wyraz nad wszystko, wyraz miłości, któremu Nie masz równego na ziemi oprócz wyrazu - ojczyzna. " Walka o wolność była dla romantyków sprawą najważniejszą. Dla powstańców, organizatorów ataku na Belweder Wallenrod stał się wzorem osobowym, bohaterem godnym naśladowania, o czym świadczą słowa Aleksandra Chodźki, dotyczące oddziaływania utworu Mickiewicza na kształtowanie się postaw patriotycznych Polaków: "Słowo stało się ciałem, a Wallenrod Belwederem." Współczesny czytelnik nie ma żadnych wątpliwości, oceniając Konrada, którego czyn uznajemy za wielki i słuszny. Najwłaściwsze dla oceny postawy tego bohatera są słowa wybitnego historyka polskiej literatury Juliusza Kleinera, który pisał: "Mickiewicz dał największą kreację człowieka szlachetnego, pchniętego naciskiem losu na tory zbrodni. Dał jedną z najtragiczniejszych postaci wszystkich wieków. Dał hymn płomienny na cześć ofiarnej miłości ojczyzny. Nie ma w literaturze polskiej drugiego utworu, gdzie by powinność narodowa została ujawniona z taką potęgą, z taką bezwzględną konsekwencją i z taką krańcowością."
Godną podziwu jest także Justyna Orzelska, bohaterka powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem". Nie popełniła ona błędu swej ciotki Marty, która obdarzyła w młodości odwzajemnionym uczuciem chłopa z zaścianka Anzelma Bohatyrowicza, jednak lękając się reakcji swego szlacheckiego środowiska, nie zdecydowała się go poślubić. Justyna była o wiele odważniejsza, postanowiła być posłuszna nakazom
serca, śmiało przeciwstawiła się swemu otoczeniu, odrzuciła propozycję małżeńską bogatego, choć do gruntu zepsutego ziemianina Teofia Różyca i zdecydowała się wyjść za mąż za Janka Bohatyrowicza. Udowodniła, że wie, czego oczekuje od życia i konsekwentnie broniła swych przekonań. Podziwiać także należy postawę Benedykta Korczyńskiego, który tak dzielnie walczył z wszelkimi przeciwnościami, związanymi z prowadzeniem gospodarstwa. Nie pomagały mu w tej walce nawet najbliższe osoby. Kapryśna, wciąż niezadowolona z życia pani Emilia chroniła się przed wszystkimi problemami w świat francuskich romansów, a potem wymagała od męża równie romansowego zachowania. Troska o dom, a nawet o własne dzieci, które z pewnością kochała po swojemu była jej zupełnie obca. Na dodatek domagała się procentów od wniesionego przez siebie majątku na perfumy, biżuterie, stroje. Biedny Benedykt był jednak osaczony ze wszystkich stron. Szwagier Darzecki natarczywie domagał się posagu swej żony Jadwigi, a brat Dominik, który pozostał w Rosji po zakończeniu zesłania, radził mu, aby przeniósł się do Rosji, gdzie można się nieźle urządzić. Benedykt wiedział jednak swoje, nie mógł sprzedać lasu, jak radził mu szwagier, gdyż w korczyńskim lesie znajdowała się zbiorowa mogiła powstańców, miejsce dla Benedykta święte, nie tylko dlatego, że w tej mogile spoczywał jego brat Andrzej. Nie mógł też sprzedać zaborcom ziemi swych ojców, chciał, aby nadal pozostała ona w polskich rękach. Jeśli dodać do tego - przejściowe na szczęście - kłopoty z dorastającym synem Witoldem należy podziwiać Benedykta, że się nie załamał, nie zrezygnował, pozostał wierny samemu sobie. Jakże negatywnym przeciwieństwem Benedykta jest jego bratanek, syn poległego w powstaniu Andrzeja Zygmunt, człowiek, który nie umiał uszanować żadnej świętości. Bohaterski czyn ojca nazwał patriotyczną mrzonką, bez większych oporów pod presją matki porzucił Justynę Orzelską, a będąc już żonatym, zaproponował jej niedwuznaczny romans, trwonił bezmyślnie majątek swych ojców, sprawy ojczyzny były mu zupełnie obojętne. Ile też bólu zadał własnej matce, która marzyła o tym, aby syn - jako malarz - upamiętnił bohaterski czyn własnego ojca. Pani Andrzejowa wychowała jedynaka na egoistę, człowieka bezmyślnego, pozbawionego nie tylko idei, lecz jakiegokolwiek celu i sensu życia.
Nie zawsze literatura kreuje bohaterów pozytywnych, dostarczając tym samym wzorców osobowych. Głównym, a jednak zdecydowanie negatywnym bohaterem jest Zenon Ziembiewicz z powieści "Granica". Należałoby go oskarżyć o to, że był człowiekiem nieodpowiedzialnym nawet za własne czyny, wciąż przekraczającym granice odpowiedzialności moralnej. Tę granicę się przekracza - zdaniem autorki - gdy swym postępowaniem krzywdzi się innego człowieka. Przekracza się ją w pewnym niedostrzegalnym momencie, toteż Zenon wcale nie czuł się winny, bo przecież niczego nie obiecywał Justynie, wyszukiwał dla niej wciąż nowe miejsca pracy, po próbie samobójstwa zapewnił jej opiekę lekarską, zaś Elżbiecie wyznał, że mimo obietnic romansu nie zakończył. Zapraszał Justynę do hotelowego pokoju, gdyż była samotna i nieszczęśliwa, a on jedynie chciał ją pocieszyć. Istnienie tej granicy uświadomiła Zenonowi jego żona Elżbieta, kiedy już oboje nie umieli zapanować nad piętrzącymi się problemami, mówiąc: "Chodzi o to, że musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą przestaje się być sobą, za którą nie wolno przejść". Zupełnie analogicznie, nieodpowiedzialnie i nieetycznie postępował Zenon w życiu zawodowym, robiąc błyskotliwą karierę zawodową. Zaczynał jako lewicujący młody człowiek, ale szybko "sprzedał" się sferom rządzącym, aby ukończyć studia w Paryżu wzamian za pisanie do "Niwy" artykułów o odpowiedniej wymowie ideologicznej. Po powrocie z Paryża został redaktorem naczelnym tego czasopisma, zastępując na tym stanowisku Czechlińskiego, który został starostą i niebawem zapominając o swych niedawnych lewicowych poglądach. Jednocześnie uczestniczył w życiu towarzyskim miasteczka, przyjmował znakomitych gości w swej redakcji, sam także bywał częstym gościem salonów. Kiedy został prezydentem miasta był u szczytu popularności. Poczynił nawet robotnikom pewne obietnice, rozpoczął budowę tanich domów dla robotników, planował ośrodek wypoczynkowy z boiskiem i kortem tenisowym, ale żadnego z tych szlachetnych zamiarów nie zrealizował. W czasie robotniczej manifestacji nie wydał zdecydowanego zakazu strzelania do robotników, toteż został obarczony odpowiedzialnością za śmierć kilku z nich. Dopiero w obliczu końcowej katastrofy Zenon zrozumiał, że ludzie oceniają go zupełnie inaczej niż on sam, bowiem "jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my". Oskarżenie skierowane pod adresem Zenona powinno być jeszcze ostrzejsze, gdyż długo nie poczuwał się on do winy, umiał zręcznie usprawiedliwiać każdy swój uczynek, co jednak w żadnym wypadku nie zwalnia go od odpowiedzialności za własne czyny.
Oceniając natomiast bohaterów "Dżumy" Alberta Camusa należy za punkt wyjścia do tych rozważań przyjąć słowa głównego bohatera doktora Rieux, że "w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę". W istocie większość powieściowych bohaterów podejmuje bezwzględną i ofiarną walkę z dżumą, a pod tym określeniem może kryć się wszelkie zło tego świata. Bohaterowie głęboko moralistycznej powieści Camusa zdali swój życiowy egzamin, nie pogodzili się ze złem, a chociaż nie byli pewni zwycięstwa, stanęli do walki. Jedynie doktor Bernard Rieux wie, że zwycięstwa w walce z dżumą zawsze będą połowiczne, gdyż: "bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony (...) i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle ja, by uśmiercały w szczęśliwym mieście". Wśród tych ludzi godnych podziwu na czoło wysuwa się doktor Bernard Rieux, który podejmuje bezwzględną walkę z dżumą. Nigdy nie jest mu obojętny los drugiego człowieka. Śmierć każdego chorego jest dla niego prawdziwym ciosem, jednak śmierć małego synka sędziego Othona wywołuje w nim
prawdziwy bunt przeciwko złu. Oświadcza wówczas księdzu Paneluux, że do śmierci nie będzie kochał tego świata, gdzie dzieci są torturowane. Bernard przeżyje dżumę straciwszy najbliższych, zachowując do końca godną podziwu, bohaterską postawę, połączoną z bolesną świadomością, że zwycięstwa w walce z dżumą zawsze będą tymczasowe. Dzielnie towarzyszy doktorowi w jego zmaganiach z dżumą Jean Tarrou, który od wczesnej młodości nienawidzi wszystkich zadżumionych, chociaż posiada tę bolesną świadomość, że dżuma (zło) jest wszędzie. Zwierzając się doktorowi wyznaje: "Wiem, że wszyscy żyjemy w dżumie, i straciłem spokój. Szukam go dziś jeszcze, usiłując zrozumieć wszystkich i nie być śmiertelnym wrogiem nikogo. Pewne jest jedynie, że należy zrobić wszystko, żeby nie być zadżumionym..." Tymczasem pierwszym "zadżumionym", którego spotkał u progu swej młodości Tarrou, był jego własny ojciec - prokurator okręgowy. Syn zobaczył swego czułego, wspaniałego ojca, jak domaga się dla przestępcy kary śmierci, tymczasem w oczach skazańca czaił się strach. Młody Jean opuścił rodzinny dom i odtąd zawsze i wszędzie podejmował walkę ze złem, wierząc, że dobro tkwi w ludzkiej naturze, nie można więc się od ludzi odwracać, lecz należy im pomóc. Tarrou zmarł, kiedy dżuma ustępowała już z udręczonego miasta, ale swym postępowaniem zapisał się do grona tych bohaterów godnych podziwu, którzy własną śmiercią opłacali wierność wyznawanym ideałom. Najpierw zrozumieć, a późnej podziwiać należy także Raymonda Ramberta dziennikarza z Paryża, któremu zamknięcie
zadżumionego miasta Oranu uniemożliwiło powrót do ukochanej. Początkowo buntował się przeciwko takiemu zniewoleniu i wszelkimi nielegalnymi drogami starał się opuścić miasto. Kiedy jednak nadarzyła się w końcu taka okazja Rambert zupełnie nieoczekiwanie rezygnuje z możliwości wyjazdu. Postanawia zostać, aby pomóc zadżumionemu miastu. I wie, że nie może stchórzyć, nie może uciekać przed odpowiedzialnością za własne czyny, gdyż "byłoby mu wstyd, gdyby wyjechał. Przeszkodziłoby mu to kochać kobietę, którą zostawił" . Zrozumiał też, że zło tego świata nigdy nie jest indywidualną sprawą jednego człowieka, czy grupy ludzi, lecz sprawą nas wszystkich i dlatego postanowił zostać, w sposób następujący uzasadniając swą nagłą zmianę decyzji: "Zawsze myślałem, że jestem obcy w tym mieście i że nie mam tu z wami nic wspólnego. Ale teraz, kiedy zobaczyłem to, co zobaczyłem, wiem, że jestem stąd, czy chcę tego, czy nie chcę. Ta spraw
dotyczy nas wszystkich". Właśnie ta wewnętrzna walka z samym sobą, to dochodzenie do właściwej ideologii zasługuje na podziw. Trudno jest wymienić na przestrzeni epok wszystkich bohaterów literackich podziwianych, rozumianych lub oskarżanych przez czytelnika. Ponieważ jednak "w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę" w literaturze też częściej spotykamy bohaterów szlachetnych, odważnych, stanowiących wspaniałe wzorce osobowe, którzy stają się "własnością" całej ludzkości.