Droga Ojca Jacquesa Verlinde
W 1968 roku Jacques Verlinde zafascynowany religią i filozofią wschodu wyjechał do Azji. Spędził tam kilka lat ćwicząc m. in. Jogę. Doznał tam zdumiewającej nadwrażliwości, odczuwania (jak to ujmuje) wszelkich wibracji, wyczuwania stanów psychicznych i fizycznych ludzi, którzy "staja się dla niego przeźroczyści" Miał dar jasnowidzenia, umiał lewitować. Zaniepokoił go jednak tak niezwykły wzrost własnych możliwości parapsychicznych, bez najmniejszego wysiłku z jego strony. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę, że otworzył się na istoty, które posługiwały się jego psychiką, a czasem jego głosem, by się manifestować. Stał się medium, czyli kanałem, dla bliżej niezidentyfikowanych istot, które mogą w pewnych wypadkach, odmówić odpowiedzi na pytanie kim są.
Jacques Verlinde pisze w swoich wspomnieniach: "trzeba było brutalnej konfrontacji z Eucharystia żeby duchy, którym udostępniłem swoje wnętrze okazały swoją prawdziwą naturę. Nie wychodzi się z tego rodzaju doświadczeń cało. Jest się psychicznie rozwalonym".
Wstąpił do zakonu.
Proces uzdrawiania trwał długo Po 10 latach zaczął dawać świadectwo temu co się przydarzyło w jego życiu. Pisze i mówi: "Okultyzm to zestaw technik, które manipulują energiami naturalnymi, nieuchwytnymi dla nauk ścisłych. Ćwiczenia jogi mają odblokować kundalini czyli doprowadzić do takiego stanu, by człowiek stał się medium. Jedną z podstaw uzyskania tego stanu jest odmawianie monotonnie mantr, czyli wielbienie i oddawanie hołdu określonym bóstwom. Podobne efekty można uzyskać poprzez radiestezje, okultyzm, mistykę przyrody itp. Wszystko to powoduje w efekcie podłączenie się pod siły kosmiczne i człowiek staje się przekaźnikiem, czyli medium.
Praktyki okultystyczne, pisze, ustawiły mnie na pewnym poziomie energetycznym. Podobnie jak nauka odróżnia kilka rodzajów energii, tak samo w okultyzmie jest kilka poziomów energetycznych: jest energia astralna, eteryczna itd. Otóż te jednostki duchowe "inkrustują się" w człowieku na pewnych poziomach energetycznych. I wtedy ma miejsce zjawisko jakby pasożytowania ich na człowieku, wampiryzm. Wtapianie się w te energie nie jest całkowicie neutralne. Wśród jednostek duchowych zamieszkujących poszczególne poziomy energetyczne znajdują się i takie, których istnienia nie da się pogodzić z Osoba Jezusa Chrystusa, które nie są życzliwe człowiekowi. Może wtedy nastąpić skażenie, czy wręcz opętanie człowieka przez szatana.
Przyroda sama w sobie jest dobra, ale książę tego świata, mieszka w niej także. Od pierwszego upadku człowieka istnieje w Kosmosie pewna niejasność. Człowiek, który przez taką czy inną technikę otwiera się na tę energie nie jest w stanie "filtrować" owych jednostek. Oczywiście, jesteśmy w sercu świata, ale nie jesteśmy tu po to, żeby przeżyć fuzje z przyrodą, dać się w nią wtopić. Jesteśmy w sercu natury, by zwrócić się w stronę Łaski, ku temu co Nadprzyrodzone. Przyjąć relację miłości z Bogiem. Przyjąć do swego wnętrza Osobę Boska, jaką jest Duch Święty.
W New Age nie ma Boga osobowego. Ruch ten chce wprowadzić człowieka na drogę duchową prowadzącą do utraty osobowości. Ma nastąpić przemieszanie wszystkiego: nauki, religii, magii. Nie wiadomo, kto będzie decydował o sprowadzeniu wszystkiego do jednego poziomu... Jasne jest już, że można wejść na tę drogę na przykład za pośrednictwem dietetyki czy ekologii. Człowiek staje się bezwolnym medium.
Czy jest sposób by wyrwać się z kręgu uzależnień i wyleczyć się z tych zranień? Jedynym jaki stosuje Ojciec Jacques, jest modlitwa.