Patrycja I. Keller
Poezja
© Copyright by Patrycja I. Keller 2011
Aniom, wiedzą za co
Śmiercią jest szydzić z poety,
Śmiercią jest kochać poetę,
Śmiercią jest być poetą.
Staroirlandzka triada
neoromantyzm
przyjemny i łagodny zapach
suszonych ziół ze strychu babci
przywołuje wspomnienia
bólu i łąki dzieciństwa
piekąca bolesna rana
to fioletowa trwoga w oczach dziecka
zła siła przeraża mnie
napadając tornadem uczuć
i doprowadzając do ekstazy
rozkosz i cierpienie to jedno
kolce wrzynają się w ciało powoli
jak igła przed pobraniem krwi to boli
może przyjdzie czas na pocałunek i słowa
nie teraz zbyt ciemno i mroczno
a matka-ziemia w czarnej rozpaczy
obserwuje z przerażeniem przełom tysiącleci
i szarych ludzików chodzących bez celu
Katowice, 1999 r.
(nie)wola twoja
z początku byłeś zadowolony
mówiłeś że Bóg jest dobry
bo pozwolił ci do mnie wpaść
teraz myślisz o straconych latach
spędzonych z dala od tych krat
zupełnie sam
ostatecznie jednak przyznajesz
że Boga nie ma
jak inaczej pogodziłby
twoją ambiwalencję
wolność i niewola
radość i smutek
cierpienie i błogość
to wszystko jest w tobie
odkąd tu jesteś
szaleństwo nic nie pomoże
w końcu na każdego można znaleźć
paragraf 22
prosisz bym cię wypuściła
za bardzo cię kocham
Kraków, 2005 r.
Jestem
Jestem Scarlett
bawię się tobą bo chcę
i muszę dostać wszystko
co masz
duma ważniejsza od uczuć
Jestem Joanna
mam wizje które karzą walczyć
więc walczę
dla ojczyzny i króla
choć nie jest tego wart
Jestem Kamelia
czasem Dama
poświęcam miłość
dla czyjegoś szczęścia
i wracam do piekła
Jestem Henryka
płacę za błędy matki
nie mogę kochać na razie
muszę walczyć za wolność naszą i waszą
choć nie jest to dobrze widziane
Jestem Judyta
straciłam męża
mam też stracić dom
zabiłam by zachować
to co mi pozostało
Jestem Leila
muszę kochać męża
którego sobie nie wybrałam
więc wolę umrzeć
Jestem Delilah
córa Filistynów kochająca
Hebrajczyka muszę wybrać
kogo zdradzę
Jestem Phoolan
mam jedenaście lat i męża
musiałam zostać królową dakoitów
i Durgą by nazwano mnie
człowiekiem
Jestem Patrycja
nie przeżyłam nic dobrego
ani złego
w moim życiu pustka
do wypełnienia
Katowice-Kraków, IX 2003-2007 r.
***
zapalasz mnie
jak znicz
który powinien płonąć wiecznie
na grobie świadomości postradanych
przy pierwszym spojrzeniu
ogni naszych oczu
smakujesz mnie
jak wytrawne wino
drobnymi łyczkami
spijając pot naszych zmagań
i nie mogąc się oderwać
od nektaru słodko-słonej skóry
dotykasz mnie
jak wilk
który próbuje się dobrać do serca ofiary
tak niepohamowanie
drażniąc każdą cząsteczkę
doprowadzając do utraty nadwrażliwych zmysłów
nie przestawaj
Katowice-Kraków, 2005 r.
Kobieta
czarne chmury zebrały się
nad Arkadią dzieciństwa
gdy kobiecość została rytualnie zgwałcona
w świętym hieros gamos
wcale tego nie chciałam
nie wmawiaj mi
ziemia aż zadrżała
gdy nieujarzmiony kobietyzm
wyszedł z głowy pierwotnego smoka
zabitego przez boga-wojownika
przez wieki rosłam w siłę
powstrzymaj mnie teraz
Katowice, 2005 r.
Ćma
niezużyte gumki
do włosów
pałętają się po łóżku
i dywanie
smutno przypominając
żal po nie-straconej
niewinności
nazywasz mnie Islandią
ale ona przynajmniej
ma bulgoczące gejzery
i wybuchową Askję
nazywasz Arktyką
ale to zimne piękno
przecież topnieje
pod efektem cieplarnianym
zrobię wszystko
by choć raz
zapłonąć
nie moja wina
że wszystko to
za mało
Katowice, 2005 r.
Balans
tyle się mówi o głównym mięśniu
a przecież można żyć z obcym
mózgu nie wymienisz
nawet na A.I.
jakby chciał Duch w muszli
gnieżdżą się w nim wszystkie nasze uczucia
mądrości i głupoty wspomnienia i marzenia
dwie półkule - jak jin i jang
równoważą wszystko
tylko czemu w moim życiu
nie ma tej równowagi?
gdy jestem mądra - to do „prze”
gdy gadam głupoty to poniżej średniej
wspomnienia mieszają się z marzeniami
aż do zatraty tożsamości
dla ludzi zawsze radosną mam twarz
płaczę tylko w samotności
gdy kocham to przekraczam cienką czerwoną linię
a może to tylko marzenie?
gdy nienawidzę to aż do krwi -
czy to na pewno wspomnienie?
tylko czemu RM do znudzenia
wykreśla wszystko w normie?
Katowice, 2005 r.
Biedronka
tak ją nazywał
scałowując piegi z policzków
szeptał
leć do nieba przynieś
znów nie zjadł śniadania
i zapomniał drugiego
w czarnych ogrodniczkach
z krótkimi warkoczykami
medalion
po szkole szli na huśtawki
góra dół
góra dół
leć do nieba
dół
odleciała
Katowice, 20.08.2005 r.
23
pamiętam modlitwy
z dalekiego dzieciństwa
aniele stróżu mój
ty nie zawsze przy mnie stój
rano wieczór we dnie w nocy
niech się wreszcie stanie coś!
chciałabym czasem
włożyć dłoń do ognia
nie myśląc o spaleniźnie
głową sprawdzić głębokość jeziora
nie myśląc o szwach i wózku
iść na całość
bez półczynów zahamowań
czerwonego światła krzyczącego NIE!
tak - płytka wyobraźnia to kalectwo
ale zbyt głęboka - hamulec pneumatyczny
czym pisklę nasiąknie za młodu
tym później będzie śmierdzieć
jak nie nauczy się latać -
nigdy nie rozwinie skrzydeł
rozsiewając wokół tchórza
żałuję
rzeczy których nigdy nie zrobiłam
słów których nigdy nie wypowiedziałam
szaleństw których nigdy nie zaznałam
pocałunków których nie dałam
życia którego nie przeżyłam
ale przecież
it's the first day of the rest of my life
Kraków, 30- 31 V 2005 r.
[miłość to]
miłość to
biały Tadż Mahal
rozpacz zmonumentalizowana
nieukojone
pragnienie śmierci
i strach
miłość to
czarna tablica
Józef 11 VI 1891 - 28 II 1965
Józefa 31 X 1900 - 1 III 1965
razem
po grób
miłość to
delikatne muśnięcie
Śmierci w policzek
znieruchomiałego bólu
wieczny odpoczynek
strudzonych życiem
miłość to
nie ja nie ty
zawsze osobno
zawsze za mało
zawsze za późno
Marcinowice, 13.04.2005 r.
NIE-ZAKOCHANA
serce moje
uczę się ciebie co dzień
jak radził poeta
i też nauczyć nie mogę
choć tak się staram
poświęcam ci więcej
ciągle brakującego czasu
niż innym naukom
i gdy już myślę że rozumiem
zasady twojego funkcjonowania
przychodzi taki jeden i mówi
„nie masz serca"
gdybym mówił językami
ludzi i aniołów
a miłości bym nie znał
byłbym jak miedź brzęcząca
i cymbał brzmiący
nie znam języków ludzi
ani tym bardziej aniołów
nie znam też miłości
więc kim jestem
śpieszmy się kochać
jak to łatwo powiedzieć
zakochaj pokochaj kocham
przecież to takie proste
tylko czemu te słowa
nie chcą mi przejść przez gardło
nie proś o nie
Katowice-Kraków, 10-14.04.2005 r.
KA
jak ociemniali
idziemy przez mgłę
kierunek nieważny
ba-mahk
i dojdziesz do celu
nawet jeśli go jeszcze nie znasz
tetsu no-kokoro
liczy się bardziej
niż największa siła fizyczna
pokona wszystko
wytrzyma wszystko
jak brzoza poddająca się wichrom
a mi tuo fo
być jak jjan
lepić ludzi jak glinę
ustawiać na planszy wei-qui
i rozgrywać zwycięsko partię za partią
to dar dla nielicznych
dar twórcy joss
w oddali
jarzy się malutki płomyk
nasz cel czy bezdroża
ka
Kraków, 2005 r.
Ba-mahk (chiń.) - wyrównaj oddech (przygotowanie do walki lub ćwiczeń)
Tetsu no-kokoro (jap.) - żelazny duch
A mi tuo fo (chiń.) - poddaj się miłosierdziu Buddy
Jjan (chiń.) - twórca, mistrz wei-qui i in.
Joss (chiń.) - przeznaczenie
Ka (chiń.) - pat w wei-qui
MP XVII
wszystko co wiem
zamyka się
w czarnym pudełku
przewiązanym wstążką
niebieską
noc ciemna jest
a dzień szary
nieśmiertelności pragnie ten
kto śmiertelną skazą zbrukany
smutek wieczny jest
a miłość zanika powoli
i prawie niezauważalnie
jak obcość przy pierwszym poznaniu
kilka zasad
niesprawdzonych
parę reguł
złamanych
wszystko to mieści się
w malutkim pudełku
wszystko co mam
zamknięte w nim
Katowice, 2000 r.
Urlop
jak wypalona
natchnienie uleciało w dal
przywołuję słowa
a one znikają
zanim uchwycę je w dłoń
przywołuję obrazy
a one zamazane
za mgłą
Muzy zrobiły sobie urlop
próbuję marzyć
a marzenia mkną w nieznane
próbuję pisać
a wychodzą gryzmoły
czekające na swoją kolej
w ogniu
chyba też zrobię sobie urlop
Kraków, 2002 r.
Baśń
z początku myślałam że miłość
jest prawdziwą tylko w baśniach
więc ukryłam swe serce pod ciężkim głazem
na odległej wyspie na antypodach
i zapomniałam o nim
gdy rozpocząłeś podróż poszukiwawczą
nawet tego nie zauważyłam
życie mijało dzień za dniem
prawie nie odróżniałam ich od siebie
gdy dopłynąłeś do wyspy
byłam trochę zdziwiona
skąd ta zawziętość
czy jak w baśniach - chcesz mi zabrać życie
ale przecież nie jestem czarownicą
więżącą piękną księżniczkę
ani ty dzielnym junakiem
pragnącym wyzwolić ją z mojego zamku
zbliżałeś się i oddalałeś od kamienia
drażniąc mnie niepomiernie
już zaczęłam cię zauważać
a nawet trochę mi cię brakowało
gdy znikałeś za zielonym pagórkiem
aż w końcu wróciłeś
z herkulesową maczugą
i rozwaliłeś głaz na miazgę
Kraków, 29.03.2005 r.
***
ta cała sytuacja
chyba mnie trochę przerasta
chcę wiedzieć co z tego wyjdzie
czy upadnę czy wdrapię się na szczyt
przewróć kartę - rozdział pierwszy
życie się dopiero zaczyna
chcę tylko przeżyć je po swojemu
bez nakazów zakazów
fałszywej moralności
i przestarzałych zwyczajów
chcę grać z ogniem i sparzyć się czasem
przejść przez niego - oczyścić się
coś poczuć - zrozumieć swoje pragnienia
a ty - czy naprawdę chcesz być
kolejną statystyczną liczbą
nie widzieć w sobie potencjału
czas mija szybko szybciej niż chcemy
ktoś na mnie patrzy z góry
powiedz mi: co widzi?
kolejną szaloną dziewczynę
ważącą się na niemożliwe
ktoś otwiera drzwi
powiedz mi: kto tam stoi?
czy to śmierć czy tylko ja
czekam na swoją kolej
wejścia na scenę życia
na drogę bez powrotu
nie odwracając się za siebie
coś stracę ale i zyskam
Kraków, 2002 r.
* * *
czemu mnie kochasz
przecież jestem taka brzydka
mówiła patrząc w lustro
swojej rozbitej osobowości
czemu mnie kochasz
przecież jestem taka egoistyczna
mówiła zjadając ostatnie ciastko
ich sczerstwiałego związku
czemu mnie kochasz
przecież ja nawet nie lubię ludzi
mówiła zamykając się w czterech ścianach
swojej wyuzdanej samotności
chwilę milczał
a potem wstał i wyszedł
ze zgliszczy ich domu
nie znalazł odpowiedzi
Kraków, 2005 r.
wybijająca się mądrość
czy zdobywanie mądrości
musi być tak bardzo
bolesne
jakby ktoś walił młotem
po głowie
i ściskał twarz
za mocno jednak
na przyjacielski gest
muszę w końcu iść do dentysty
Katowice, 2005 r.
oswoić śmierć
babcia mi opowiadała o Irce
złote maleństwo
leżące na katafalku
płakała że jej zimno
prababka musiała wstać w nocy
i ją przykryć
requiescat in pace
mama mi opowiadała
o swoim dziadku
kochany starzec śpiący
w jednym łóżku z wnuczkami
dziadku już ranek
dziadku
pamiętam mojego dziadka
i zapach lizolu
szarość pościeli i bladość skóry
nieruchoma dłoń z(a)błąkane oczy
wściekłe i smutne
byłam daleko gdy trafił do lodówki
nie oswoiłam śmierci
Kraków, 2005 r.
singiel, czyli niekorzystny wpływ bajek na późniejsze życie
od dzieciństwa nas karmią
zakończeniami
żyli długo i szczęśliwie
przemianami
brzydkich kaczątek żab kopciuszków
nowoczesna Śnieżka
nie zjada jabłka
przywala macosze i wyrusza
w pogoni za rozumem
szukając tego jedynego
i robiąc z siebie idiotkę
książę też
nie patrzy po kątach
ani szklanych trumnach
zmienia księżniczki jak skarpetki
z rzadka tylko przepocone
zlękniony odpowiedzialnością
bełkocze coś o wolności
szukamy ideałów
lub próbujemy przemieniać
niedoskonałą żabę
w księcia
za cenę fioletowej skóry
gipsu
albo zniechęcenia
można też zostać samej
ostatecznie
za mało nam płacą
na zadowalanie się substytutami
szczęścia miłości zaufania
zawsze może się okazać
że mamy tylko
TO
życie
Kraków, 2005 r.
Sport
zwycięstwo wzbudza radość
usadowioną świetliście na obliczu dumy
jednoczy
ale przecież nie eskaluje przeciwieństw
nie budzi pragnienia wolności
nie prowadzi do buntu
praska wiosna
klęska powoduje łzy
spływające uparcie
po policzkach upokorzenia zasmuca
ale przecież nie eskaluje nienawiści
nie budzi pragnienia zemsty
nie prowadzi do walki
wojna futbolowa
z grą wiążą się piękne idee
fair play i
„niech zwycięży lepszy”
uznanie
ale przecież nie zapobiega wojnom
nie powstrzymuje nienawiści rzezi
pelota
Kraków, 2005 r.
Słówka (skuteczny sposób nauki)
twoje rash encroachment
w moje życie nastąpiło
w najmniej spodziewanym momencie
właśnie czekał mnie egzamin
wszystko miałam zaplanowane
mgr i nie-jakaś praca
nie było miejsca dla ciebie
set the tenor of my history
nie pytając mnie o zdanie
czas zaczął biec nadświatłem
wszystko przestało być ważne
poza byciem razem
gdziekolwiek byle razem
riotous pursuit of pleasure
zapanowała nad moim życiem
dopiero co zrozumiałam
czym naprawdę jest rozkosz
gdy zniknąłeś tak samo nagle
jak się pojawiłeś
zmieniając na zawsze moje życie
I can't take this lying down
całkiem sama jak w piosence
niczego nie żałuję
o niczym nie marzę
nikłe wspomnienia
zacierają się z czasem
tylko o jednym teraz myślę
wit's end about my life
Kraków, 2005 r.
rash encroachment - nagłe wtargnięcie
to set the tenor of history - kierować biegiem historii
riotous pursuit of pleasure - rozpustna pogoń za przyjemnością
to take sth lying down - zaakceptować coś
wit's end about sth - nie wiedzieć co począć z czymś
Marie
Mario
Słodkocałująca*
twe usta niczym płatki róż
czerwone i delikatne
Mario
Gwiezdna
tajemnicza jak nocne niebo
oświecasz drogę zbłąkanym
Mario
Umilenia
litujesz się nad każdym
kto cię prosi o pomoc
Mario
Zwycięska
depcząc księżyc oddalasz klęskę
tym którzy się tobie poddali
Mario
Karmiąca
twoje mleko niczym nektar
unieśmiertelnia
Mario
Mieczowa
stajesz na straży swych dzieci
broniąc przed księciem powietrza
Mario
Oranta
z rękoma w górze modlisz się
nieustannie za nasze zbawienie
Mario
gubię się
jesteś jedna
czy jest was wiele
Kraków, 10.03.2005 r.
* Nazwy ikon.
***
jesteś najsłodszą rzeczą
jaka mi się przydarzyła
szkoda tylko
że nie lubię słodyczy
Kraków, 2005 r.
Rytmiczne krople
parapetowa mantra
usypia i rozbudza
ciemnością przykryta
staram się odespać dzień
sąsiad z naprzeciwka
rozświetla mrok -
szykuje się do pracy
znowu nie-przespałam
nocy
telefon nie zadzwonił
przecież cię zablokowałam
szkoda tylko że
nie ma takiej funkcji
w umyśle
wystarczyłby jeden klik
i nie musiałabym szukać
straconego czasu
może to ja powinnam zadzwonić
podzieliłbyś się ze mną snem
z jego braku też można umrzeć
w końcu
Katowice, 16.08.2005 r. 4:15
Gramoła*
Ziarna gniewu
Wyrzynają się powoli
Z brunatnego ciała Mokosz
Rosną nieprzerwanie ku powierzchni
Chcąc zaczerpnąć powietrza
Zaszczepione w sercu
Kują jak cierń
Zaczerniają uczucia
Rozogniają zmysły
Pobudzają do czynu
Gramoły
Ziarna gniewu
Trujące jak sporysz
Zabijają wolno
Rozkoszując się
Każdym cierpieniem
Zaszczepione w umyśle
Odbierają rozsądek
Wpychają w szaleństwo
Radosne i okrutne
Pragnące czynu
Gramoły
Katowice, 2005
* Gramoła (słow.) - bunt
Jaźń przy-jaźni
jaźń przy jaźni
będziemy zawsze razem
mówiłaś
gdy leżeliśmy przy sobie
ucho przy uchu
i opowiadaliśmy historie
które nigdy się nie zdarzyły
nieobecni dla tego świata
(a zmartwiona przedszkolanka
wzywała rodziców)
jaźń przy jaźni
nic nas nie rozdzieli
mówiłaś
gdy paskudny skorupiak
zżerał twą jaźń
my wierzyliśmy
że go pokonamy
naszą jaźnią przyjaźni
(a omdlewające bóle
zmuszały do zwiększania dawek morfy)
jaźń przy jaźni
nigdy cię nie zapomnę
mówiłaś
gdy leżeliśmy w białej sali
i obserwowali przeźroczyste krople
wolno spływające
do zabandażowanego celu
tak bardzo chciałem być tą kroplą
i rozpłynąć się w tobie
(a ekran głośno pikał
powodując zgiełk i ból głowy)
Kraków-Katowice, 2005 r.
***
spoglądam na siebie
jak krew na śniegu
pali blade policzki
niespodziany wstyd
dwa jasne piwa
błyszczą diamentami
to nie łzy
tylko sztuczne światło się odbija
w smutnych oczach
kroczę sama przez codzienność
przy obcych gram normalną
ale szczerą radość budzi niewiele
dźwięki i barwy ziemi
słowa mające moc
oczy uśmiech dotyk
maleńkiej istoty
która mówi
że mnie kocha
i tak bardzo się cieszy
że jestem
Katowice, 26-28.02.2011 r
1
2