H. DE VRIES DE HEEKELINGEN
PRZYSZŁOŚĆ IZRAELA
W najbliższym czasie nakładem Księgarni św. Wojciecha w Poznaniu ukaże się przekład dzieła H. de Vries de Heekelingen, wybitnego uczonego i publicysty katolickiego, p. t. „Izrael, jego przeszłość i przyszłość”. Książka prof. de Heekelingena posiada znaczenie bardzo doniosłe: z punktu widzenia katolickiego analizuje dotychczasowy stan sprawy żydowskiej, oraz wysuwa projekt konkretnego, a jedynie możliwego jej rozwiązania. Dzięki uprzejmości wydawcy jesteśmy w możności podać wstęp wspomnianego dzieła.
Przeszło od dwudziestu wieków zagadnienie żydowskie porusza świat. W ostrzejszej lub łagodniejszej postaci — zależnie od epok i krajów — antysemityzm istniał we wszystkich czasach wszędzie, gdzie Żydzi stanowili sporą mniejszość. Opierał się on kolejno na pierwiastkach religijnych lub ekonomicznych, narodowych lub rasowych. Zdarzało się również, że antysemityzm nie miał podłoża rozumowego i był tylko wyrazicielem pewnego nastroju.
Próbowano zwyciężyć judaizm za pomocą chrztu, drogą prześladowań, mordów, wygnania, wywłaszczenia, przez równouprawnienie i asymilację. Czegóż nie przedsiębrano, by go zwyciężyć lub zniszczyć! Nigdy jednak nie osiągnięto trwałego wyniku. Żydzi są dzisiaj liczniejsi, potężniejsi i bogatsi aniżeli kiedykolwiek.
Czyżby ta rasa była niezniszczalną? Sądzimy, że tak. Czyżby Żydzi jako całość byli niezwyciężeni? Niewątpliwie. A skoro tak, czy problem żydowski jest nierozwiązalny? Nie, tego bynajmniej nie przypuszczamy, szczególniej w dobie obecnej. Przeciwnie, sądzimy, że można teraz ustalić zasady, bez których nie podobna się kusić o rozwiązanie zagadnienia żydowskiego. Pomimo druzgocącej większości narodów rdzennych, nie-Żydów, i ich ogromnego wysiłku, ażeby z tą sprawą dojść do ładu, nie udało się nigdy osiągnąć ostatecznego rezultatu. Logicznie biorąc, te ustawiczne klęski w zwalczaniu żydostwa przypisać trzeba jednej jedynej przyczynie: złej diagnozie choroby, która pociąga za sobą stosowanie lekarstw nieskutecznych i niedziałających.
Ustaliwszy powyższe, unikniemy błędów przeszłości i będziemy mogli skorzystać z nastręczających nam się koniunktur obecnych.
Trudno znaleźć rozwiązanie problemu tak złożonego i o tak różnych postaciach, jak sprawa żydowska. Ostateczne jej załatwienie wymagać będzie wiele czasu, wielkiej umiejętności i subtelności w postępowaniu, zwłaszcza jednak woli silnej i nieugiętej, ażeby skończyć z tą kwestią raz na zawsze. Nie można wymagać, aby jedno pokolenie rozwiązało zupełnie problem, którego sześćdziesiąt pokoleń nie było w stanie posunąć ani na krok. Ale czyż nie byłby to już cenny rezultat, gdyby nasze pokolenie uczyniło ten krok pierwszy we właściwym kierunku?
Chyba się nie mylimy, twierdząc, iż coraz większa ilość Żydów i nie-Żydów uważa sprawę żydowską za jedną z najbardziej niepokojących w chwili obecnej. Antysemityzm budzi się wszędzie. Nie ma kraju, gdzie by nie było antysemityzmu w tej lub innej formie. Nawet tam, gdzie zdawało się, że nie posiada on żadnego wpływu na ludność z dawna przyzwyczajoną do jak najszerszej tolerancji, wystąpienia antysemickie pojawiają się nagle i nieraz z dość błahego powodu, ażeby przybrały formę brutalną. Antysemityzm nie przestanie rosnąć i rozwijać się, ponieważ przyczyny, które go wywołują, wciąż trwają dotąd nieusunięte.
Pomiędzy tymi przyczynami nie religia izraelska niepokoi najbardziej narody chrześcijańskie, ani nawet potęga gospodarcza Żydów, ale poczucie przyjmowania cząstki innego narodu nie dającego się zasymilować, narodu, który dąży do panowania nad światem i którego liczni przedstawiciele podżegają do rewolucji.
Mnóstwo Żydów, i to spomiędzy najbardziej wpływowych, obnosi swą żydowskość i odporność na asymilację. Szczególnie młodzież żydowska ma dość tego ukrywania swego pochodzenia i nie chce kroczyć przez życie „z ręką przed nosem”, jak to dobrze określił pewien autor żydowski. Z jednej strony widzimy nacjonalizm żydowski, który zarzeka się asymilacji, z drugiej — nacjonalizm nieżydowski, nieufny i nieubłagany. Jeżeli nie znajdziemy ujścia dla tych nacjonalizmów przeciwstawnych, jeżeli nie uda się pokierować nimi, to czekają nas najgorsze katastrofy. Będą one tym straszniejsze, im bardziej starać się będziemy o odwleczenie ich wybuchu za pomocą półśrodków. Żydzi zajmować będą coraz więcej miejsc w charakterze „podoficerów wszelkich partii wywrotowych”, o ile nie zostaną ich generałami. Nie-Żydzi, doprowadzeni do rozpaczy, uciekać się będą do okrucieństw lub rugowania Żydów. W rzeczywistości wszelkie wypędzanie jest równoznaczne z przeniesieniem niepożądanych elementów, gdyż — jeśli nawet państwa przyjmują gdziekolwiek z miłosierdzia tych tułaczy, nigdy nie czynią tego chętnie. Często nawet odmawiają im przyjęcia, jak się zdarzyło przed kilkunastu laty z Żydami węgierskimi. Wspominają o tym bracia Tharaud, opisując, jak Żydzi zajmowali długie szeregi unieruchomionych wagonów, wygnani z Węgier po ohydnych rządach Beli Kuna a odepchnięci od granic Rumunii, Austrii i Czechosłowacji.
Nade wszystko trzeba zdać sobie sprawę, że od kilkudziesięciu lat jesteśmy świadkami odrodzenia Izraela jako narodu. Zagadnienie żydowskie, które było dawniej religijne i ekonomiczne, stało się głównie narodowym. Tymczasem, o ile problem religijny może być rozwiązany przez tolerancję, ruch narodowy nie zadowala się na dłuższą metę tylko tolerancją. Egzekucje i rzezie nie dały lepszego wyniku niż tolerancja. Doprowadziły tylko do tego, że Żydzi tym bardziej uważają za swe najcenniejsze dobra: religię i przynależność do „narodu wybranego”, któremu Jehowa obiecał, że uczyni inne narody „podnóżkiem stóp jego”. Uderzeni, zginali plecy, wspominając, że Jehowa przepowiedział im: „Ale jeśli nie będziesz chciał słuchać głosu Pana, Boga twego, abyś strzegł i czynił wszystkie przykazania Jego... przyjdą na ciebie te wszystkie przekleństwa i dosięgną cię Przeklęty będziesz w mieście, przeklęty na polu... a bądź rozproszon po wszystkich królestwach ziemi..., a bądź zawsze potwarz cierpiący i uciśnion po wszystkie dni... I będziesz stracony, przypowieścią i baśnią wszystkim narodom, do których Pan cię zaprowadzi... Rozproszy cię Pan między wszystkie narody od końca ziemi aż do granic jej... Między narodami też onymi nie uspokoisz się i nie będzie miał odpoczynku stopa nogi twojej; da ci tam bowiem Pan serce lękliwe i oczy ustające, i duszę żałością utrapioną. I będzie żywot twój, jakoby wiszący przed tobą. Będziesz się bał w nocy i we dnie, a nie będziesz pewny żywota twego”.
Żydzi, przeżywszy pogromy i rzezie, bili się w piersi i czuli się jeszcze zapamiętalej członkami narodu izraelskiego aniżeli ongi. Bici i maltretowani, prawie unicestwieni, przypominają sobie nie tylko kary zapowiedziane przez Jehowę, lecz także i obietnice nagrody za ślepe posłuszeństwo przykazaniom Jego. Pamiętają, że Jehowa obiecał, iż ich obsypie dobrodziejstwami: „...uczyni cię Pan, Bóg twój, wyższym nad wszystkie narody, które są na ziemi... Uczyni Pan nieprzyjacioły twoje, którzy powstają przeciw tobie, padającymi przed oczyma twymi... I ujrzą wszystkie narody ziemi, że imię Pańskie wzywane jest nad tobą, i bać się będą ciebie... Da ci Pan obfitość wszego dobra... I będziesz pożyczał wielu narodom, a sam u nikogo pożyczać nie będziesz”.
Oto, dlaczego żadne prześladowanie, żadna męka nie mogła nigdy pokonać narodu żydowskiego. Zresztą każda mniejszość nabiera siły i staje się bardziej spoista pośród wrogiej sobie większości. Byłoby dziwne, gdyby się to zjawisko nie powtórzyło z Żydami, którzy ponadto stanowią mniejszość świadomą przytoczonych już obietnic Bożych.
Wygnania (ileż ich było w ciągu stuleci!) nie spełniają tego, czego się po nich państwa represyjne spodziewały, albowiem Żydzi, wypędzeni z kraju lub z miasta, przenosili się czasowo gdzie indziej, wracali zaś przy pierwszej lepszej sposobności. Ich wzrost liczebny w krajach lub miastach tolerancyjnych wywoływał po latach antysemityzm i nowe wędrówki Izraela. Wobec takiej kolei rzeczy tylko środki ponadnarodowe mogłyby okazać się skuteczne.
Równouprawnienie połączone z usiłowaniem asymilacji nie dało lepszych wyników. Liberałowie żydowscy i nieżydowscy sądzili, że asymilacja dokona wszystkiego. Około drugiej połowy XIX wieku wielu Żydów uważało się za zasymilowanych. W rzeczywistości tylko niewielu spośród nich w to wierzyło, zdając sobie sprawę, że zasymilowany Żyd może przestać czuć się Żydem, jeśli odrzuci kulturę swego narodu, a przez przyjęcie lub naśladowanie kultury aryjskiej nie stanie się bynajmniej Aryjczykiem. Będzie to ni Żyd ni Aryjczyk, o duszy dziwnie postrzępionej, przedmiot pogardy zarówno ze strony jednych jak drugich. Tylko w wyjątkowych sytuacjach specjalna struktura umysłowa lub pewna ilość związków krwi umożliwi asymilację Żyda. Na ogół Żyd, tak zwany zasymilowany, w głębi duszy pozostaje Żydem. Jest nim do tego stopnia, że jeśli zdarzy się moment w jego życiu, kiedy musi wybrać pomiędzy swym krajem adoptowanym a narodowością żydowską, odezwie się w nim głos krwi i on da pierwszeństwo narodowości, która istnieje od trzydziestu wieków, przed tą, do której przynależy zaledwie od lat kilkudziesięciu.
Wielu chrześcijan, uważając problem żydowski za nierozwiązalny, zamyka oczy na rzeczywistość i odwołuje się do miłosierdzia chrześcijańskiego i miłości bliźniego. Mniemają, że „moralność Talmudu jest czysta”, że jeżeli między Żydami znajdują się lichwiarze, to wina spada na nas, chrześcijan; że o ile Żyd jest skłonny do uczestnictwa we „wszystkich ruchach rewolucyjnych jako przywódca lub wyzyskiwacz, to nie był on nigdy twórcą żadnej rewolucji”. Jeżeli nie usprawiedliwiają Żydów ze wszystkich czynionych im zarzutów, łagodzą ich winy, sarkając na wybryki antysemitów... i nie przedsiębiorą nic, ażeby znaleźć rozwiązanie piekącego problemu. Zapominają, że sprawa żydowska jest sprawą obrony naszej religii i naszej kultury. Oczywiście, że wygodniej jest nie zważać na niebezpieczeństwo, niż pracować nad problemem niełatwym do rozwiązania.
Jednakże przyczyny antysemityzmu, pomimo ukrywania ich pod płaszczykiem źle zrozumianego miłosierdzia chrześcijańskiego, wywierają wpływ nieustannie. Teodor Herzl, twórca współczesnego syjonizmu, przychodzi ściśle do tej samej konkluzji. „Słodkim marzycielom”, którzy spodziewają się rozwiązać problem żydowski, odwołując się do „dobroci ludzkiej”, odpowiada, że jest to „zwykłe bajanie sentymentalne”.
Pomimo dowodów, dostarczonych nam przez ubiegłe dwadzieścia wieków, zawsze się znajdą tacy słodcy marzyciele, którzy wyobrażają sobie, że oddają przysługę ludzkości, ukrywając istotne źródło problemu żydowskiego. Podobne stanowisko wbrew najlepszym chęciom osób, starających się złagodzić ostrze tego problemu, nie prowadzi do niczego. Jest bezpłodne i nie zbliża nas wcale ku jego rozwiązaniu. W rezultacie zaś pojawia się wniosek, że być może ,,do końca dni naszych” ciągnąć się będzie sprawa żydowska. Ale my jesteśmy usposobieni optymistyczniej i ufamy, że pomimo bezowocności różnych prób czynionych w ciągu dwóch tysięcy lat, wiek XX znajdzie wreszcie trafne i sprawiedliwe rozwiązanie tej wieczystej kwestii.
Spróbujemy rozwinąć naszą koncepcję, przedstawiwszy to, co nas dzieli od Żydów. Następnie przytoczymy powody, dla których wszelkie dotychczasowe próby rozwiązania spełzły na niczym, a wreszcie wskażemy rozwiązanie, które wydaje nam się najsłuszniejsze.
„PRZYSZŁOŚĆ IZRAELA” „Tęcza”, Nr 11, Listopad 1937
Strona 2 z 6