Kari bardzo polubiła Juniora. Był on dobrym przyjacielem, wesołym, zabawnym, i obeznanym w terenie! Potrafił wskazać kierunki, nie mówiąc niestety Kari, jak. Nie chciał zdradzać swego sekretu.
Kari opowiedziała mu też historie swego barwnego rodu. Kocurek był bardzo zainteresowany.
-To się nazywa mieć rodzinę z historią! -Oznajmił wesoło. -Musimy ocalić twojego tatę, po tym wszystkim co przeżył nie chciałbym, żeby zginął przez własnego brata...
-To by było niesprawiedliwe! Musi dożyć do mojej dorosłości, ślubu, dzieci... Rodzice powinni być świadkami dorastania swych własnych dzieci. Bez takich świadków dorastanie wygląda zupełnie inaczej...
-Coś o tym wiem-szepnął Junior.
Kari usiadła na kamieniu.
-Nie wiem jak ty, ale jestem cholernie głodna!
-Musisz serio być, skoro używasz takich słów... -Powiedział Junior. -Ale musimy iść dalej, bo możemy przybyć za późno!
-JESTEM GŁODNA! -Powtórzyła kicia w zwolnionym tempie i głośniej. Junior poddał się.
-Ok, poszukam żarcia... -Westchnął i poszedł na poszukiwanie jedzenia.
Kari położyła się i przymknęła oczy grzejąc w ostatnich promieniach jesiennego słońca.
Szelest.
-Junior? -Zapytała Kari nie otwierając oczu. Cisza.
-Pytam o coś, więc czekam na odpowiedź! -Warknęła kicia zniecierpliwiona.
-Odpowiedź brzmi: nie. -Usłyszała groźny głos i poczuła ból w karku, a potem ciemność zakryła jej świat...
Dwa kocury doszły do dużego domu.
-Za dom. -Polecił biały. Biało czarny posłusznie poszedł za nim.
-Kopę lat, Rutek! -Zza krzaków wyskoczył duży kocur. -Gdzie ty był... -Popatrzył na Puszka.-A to kto?
-Puszek-wyszczerzył zęby Rutek. -Mój brat, zdrajca naszej gromady!
-Ten mały wypierdek? Niepodobny-kocur popatrzył na kocura lodowatym wzrokiem. -Choć, widzę bliznę po ugryzieniu Wikola... Faktycznie, to on! Skąd go wytrzasnąłeś?!
-Ten kretyn wygrzewał dupsko w Muszynie. Ma rodzinę, dzieci... Chciałem ich powybijać, ale on zdecydował się oddać w zamian za życie pozostałych...
-Co z nim zrobimy?
-Zaraz pogadamy. Zaprowadzę go do celi! -Powiedział Rutek i zaprowadził brata do starej klatki umieszczonej pod dywanami. Gdy wrócił, duży kocur ponownie zadał pytanie:
-A więc co z nim zrobimy?
-Nagadaj głupot reszcie naszego stada-zdecydował biały kot. -Tylko takich, że będą wściekli i będą go uważać za skończonego dupka...
-Ile mam na to czasu?
-Tydzień ci starczy? Wtedy przeprowadzimy małą egzekucję...
-A co, jak go zabijemy? To będzie koniec?
-Nie... Wtedy wrócę do Muszyny i zabiję jego rodzinę... Bez niego to będzie banalne!
-A więc oddał ci się za darmo-roześmiał się duży. -Nieźle, Rutek!
-KARI?! Ona nie ma nawet 2 miesięcy!!
-Przepraszam... -Westchnął Felek, ale Łatka zaczęła płakać.
-Przeprosiny nic nie dadzą! Kari nie przeżyje sama... Och!
-Co się dzieje mamo? -Przeraził się Felek. Klusek podbiegł wraz z Kanis do kocicy.
-Atak serca! -Jęknęła Kanis. -Szybko, zawołaj Strzałkę!