Uważam, że powstanie warszawskie jest jednym z najtragiczniejszych momentów naszej historii. W okresie od 1 sierpnia do 2 października 1944 r. zginęło w Warszawie ponad 20 tysięcy żołnierzy. Straty wśród ludności cywilnej sięgnęły 180 tysięcy osób - zamordowanych w publicznych egzekucjach, zabitych w wyniku ostrzału, bombardowań, pożarów, przysypanych gruzami. W organizowaniu i w walkach powstania brali udział Nasze Prababcie i Pradziadkowie, często Babcie i Dziadkowie. Nie istnieje rodzina, w której nie byłoby uczestnika powstania.
Tomasz Łubieński w zbiorze szkiców o powstaniu „Ani tryumf, ani zgon” stwierdził, że powstanie wpisuje się w ciąg tradycji narodowej, że podobnie jak poprzednie powstania składa się z ofiarnych gestów, które prowadzą do klęski. Że jest ogromne rozdarcie pomiędzy nadziejami jakie powstanie budziło, a ich efektem. Że liczba 200 tysięcy zabitych to stanowczo za wysoka cena za mit. Nazywa powstanie błędem, który zaowocował moralnym tryumfem, ale jednocześnie bezmyślną klęską. Przez kogo została zawiniona ta tragedia? Łubieński stawia tezę, że zawinili przywódcy powstania, że sami nie mając wyraźnej i politycznej i wojskowej wizji popchnęli do powstania młodzież.
Obecnie mamy ogromną ilość dokumentów na temat powstania. Mówią o nim uczestnicy i świadkowie. Można by się zastanawiać jaką wartość ma w tym przypadku powieść Romana Bratnego. Ale uważam, że daje ona możliwość spojrzenia w twarz pokoleniu, które zapisało się tragicznie w historii i odkrycia tego, że nie żyli tylko walką. Że cenili to, co nadaje życiu sens. Czyli przyjaźń i miłość, ale wybrali ostatecznie to, co uznali za wartość najwyższą: walkę o wolność. Bratny nie umieszcza swoich bohaterów w konkretnym miejscu, ani czasie. Mówi ogólnie o dzielnicach, czasami ulicach, wymienia atak na budynek Pasty, ale nie przedstawia działań z punktu widzenia strategii wojskowej. Nie konkretyzuje. Nie widzimy tu żadnego działania kooperującego powstanie. Bratny kilkakrotnie przytacza stan uzbrojenia, relacje między siłą bojową hitlerowców, a powstańców. Wyraźnie akcentuje, że przedstawiciele wyższego dowództwa wyraźnie plączą się między grupami powstańców. Odnosimy wrażenie, że każdy polski żołnierz czy niewielka grupa działali spontanicznie, indywidualnie, według własnych przekonań i nieskutecznie, źródłem przekonania, że ich walka ma sens jest zabicie kolejnych Niemców i zdobycie broni. Bratny znając powstanie z autopsji stara się pokazać różne strony walki i życia powstańców w ginącym mieście. Pierwsi czytelnicy odebrali powieść jako akt sprawiedliwości, ale stopniowo zarzucali jej deheroizację. Stwierdzono, że powstańcy walczą dla przygody, albo biją się bez świadomości do czego powstanie ma zmierzać.
Podobne wrażenie odnosimy czytając „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego, który przedstawił powstanie z punktu widzenia cywila. Nie ma tu bohaterskiej śmierci, nie ma szlachetnych postaw ludzi. W zwyczajności powstańczej Białoszewski ogranicza się do działań pozwalających przeżyć. Dni są datowane, niektóre się zagubiły, bo był natłok zdarzeń. Powstanie składa się z latania, czyli chaotycznych ucieczek i poszukiwań schronienia. Tak jakby nie można było zastosować żadnej taktyki obronnej. Wrażenie chaosu odbierałem już przy lekturze „Kolumbów”, a tutaj zostało ono jeszcze spotęgowane. Można to interpretować w taki sposób, że powstanie było chaosem, zbiorem działań nieprzemyślanych, ciągiem reakcji intuicyjnych. Wrażenie chaosu potwierdza język pamiętnika: potoczny, nieuporządkowany, oddający natłok zdarzeń. Nie jest on zgodny z normami poprawności. Są to równoważniki zdań. Zdania skrócone, niepoprawne, niedbałe neologizmy. Język oddaje i chaos, i lęk człowieka. Jego dezorientację z zdegradowanym świecie. Jego niepewność niczego jak gdyby w totalnym zagrożeniu nie czuł się zobowiązany do porządkowania rzeczywistości. Gadając o powstaniu Białoszewski ma wrażenie nie realności, ale koszmaru. Żadne książkowe obrazy walk nie mogły go przygotować do odbioru zwielokrotnionego, apokaliptycznego, degradującego świat wydarzenia jakim było powstanie. Narrator pamiętnika dzieli swój los z innymi, odnotowuje zachowania ludzi, ich różnorodne reakcje. Ogólnie uderzający jest ton aprobaty i podziwu. Wspólnota ratowała się wszystkimi dostępnymi środkami. Jej istnienie było byle jakie, ale więcej okazywano sobie pomocy niż wrogości. Ważnym elementem jest przytoczenie przez Białoszewskiego kilku modlitw. W wielu sytuacjach ludzie żyją nadzieją jaką daje modlitwa w przeciwieństwie do „Kolumbów”, w których Bóg po prostu nie istnieje, a jeśli się pojawia to tylko w bluźnierstwach. U Białoszewskiego ludzie wciąż żyją między nadzieją, a rozpaczą. Więcej jest rozpaczy po kapitulacji niż ulgi, że skończyło się zagrożenie. Pamiętnik ukazuje powstanie od strony cywilnej i mało jest tu kontaktów z powstańcami, ale w większości nie ma tam żalu czy pretensji do żołnierzy. Początkowo jest nawet nadzieja na zwycięstwo.
Jest jeszcze inny rodzaj świadectw literackich powstania. Jest to poezja żołnierska. Wiersze powstały na gorąco, ukazujące zapał do walki i nadzieje na przyszłość, a także miłość do kraju i do miasta. Jest w tych wierszach wiele mówiący entuzjazm, który najlepiej świadczy o ówczesnych nastrojach młodych warszawiaków. Takim właśnie jest wiersz . Oprócz wierszy ukazujących entuzjazm spotykamy również wiersze katastroficzne wyrażające utracenie nadzieji na zwycięstwo, bardzo trudne, niemal nie ludzkie warunki życia i znużenie walką. Jako przykład posłuży mi wiersz Zbigniewa Jasińskiego. Wiersz zaczyna się wyrażeniem żalu za utraconym, beztroskim latem. Cały emanuje tęsknotą za czasem przedpowstaniowym oraz znużeniem. Zaznacza normalność sytuacji nieludzkich: mord, pożoga, szaleństwo, brat, dom, słońce, bomby. To trzy tygodnie powstania. Okropnie długo. „Trzy wieki” pisze Jasiński. I będzie ich więcej. Ale jest to omówione bez entuzjazmu, bez nadzieji na przyszłość. „Kto wie czy ujrzymy jak złocą się kłosy”, a jednak inny, lepszy czas jest budowany przez niezłomną wolę walki i pragnienie wytrwania. Tylko myśl o tym czasie, który nadejdzie, który przyniesie wolność przyszłym pokoleniom pozwala się dalej bez reszty poświęcać.
Oczywiście są też filmy. Jednym z najbardziej znanych jest „Eroica” Andrzeja Munka, będąca swoistym rozrachunkiem z mitologizowaniem wojennej przeszłości. Film składa się z dwóch luźno ze sobą związanych tematycznie nowel. Część pierwsza opowiada o warszawskim cwaniaku Dzidziusiu, który przypadkowo wciągnięty w powstanie warszawskie, zdobywa się na czyn bohaterski, choć zupełnie niepotrzebny. Akcja drugiego opowiadania rozgrywa się w niemieckim oflagu i po raz pierwszy przedstawiono w nim życie polskich oficerów w obozie jenieckim w czasie ostatniej wojny. Do legendy urasta tu ucieczka porucznika Zawistowskiego. Tylko najbardziej wtajemniczeni wiedzą, że cały czas jest on w obozie, ukryty w przewodzie wentylacyjnym. Mimo starań i opieki kolegów, bohater umiera z zimna i samotności. A wszystko po to by zachować legendę, która podtrzymywała na duchu wszystkich stłoczonych w obozie żołnierzy. Przedstawione jest bohaterstwo, które właściwie nie przyniosło żadnego konkretnego sukcesu, ale od niego ważniejsze stały się pobudki kierujące postępowaniem ludzi w trudnych momentach.
Scenariusz „Godziny W” powstał na motywach opowiadania Jerzego Stawińskiego opublikowanego w 1956 r. Stawiński, były uczestnik powstania na Mokotowie, napisał swój utwór w formie zbeletryzowanego reportażu. Obrazowy język, oszczędna narracja i znakomite dialogi przypadły do gustu Jerzemu Morgernsternowi, który przeniósł nowelę na ekran. Postanowił też dochować maksymalnej wierności oryginałowi. Głównymi bohaterami filmu są członkowie powstańczego pułku „Baszta”. Film przedstawia historię jednego dnia, 1.8.1944 r. Niemcy wycofują się już od pewnego czasu, wszyscy oczekują kiedy nastąpi sygnał wybuchu powstania. Tego dnia, 1.8. już przed południem rozpoczął się w Warszawie wielki ruch. Łącznicy przenosili wiadomość „Godzina W o 17.00”. Następuje koncentracja oddziałów w wyznaczonych uprzednio punktach, przewożenie zgromadzonej broni. W jednym z takich punktów zbiera się pluton AK pod dowództwem Czarnego. Mają zaatakować hitlerowskie koszary. Tuż przed 17.00 dowiadują się, że nie otrzymają przewidywanego wsparcia w postaci drugiego plutonu. W tej sytuacji ryzyko natarcia zostaje zwielokrotnione do granicy zbiorowego samobójstwa. Rozkaz musi być jednak wykonany. I punktualnie o godzinie 17.00, pluton Czarnego rozpoczyna wykonanie swojego zadania. Całe to wydarzenie i towarzyszące mu okoliczności nie zostały potraktowane jako historia, lecz jako jeden z najbardziej węzłowych momentów życia narodu. Moment, który nie pozostaje bez wpływu na rozwój społeczeństwa i jego świadomość.
Powstanie warszawskie upadło po 63 dniach walk, 2 października. Trudno jednoznacznie ocenić czy miało ono skutki pozytywne czy negatywne. Na pewno i takie i takie. Do negatywnych zaliczają się straty w ludziach i zniszczenie miasta, a także osłabienie AK przez oddanie się do niewoli znacznej części kierownictwa. Powstanie nie osiągnęło zamierzonych celów politycznych, ale ukazało Stalinowi, że sowietyzacja Polski spotka się z ogromnym oporem społeczeństwa, co prawdopodobnie zapobiegło przekształceniu Polski w Republikę Radziecką. Otwarta wrogość ZSRR wobec powstańców ujawniła dalekosiężne cele polityki sowieckiej wobec Polski. W miarę upływu czasu coraz większego znaczenia nabierało moralne przesłanie powstania warszawskiego stanowiąc dla następnych pokoleń bliski im symbol bezkompromisowej walki o odzyskanie pełnej niepodległości.
Współcześnie przyjęło się zbyt łatwo, że wszystkie możliwe błędy popełniono w imię wolności. Kilka miesięcy temu TVP zorganizowała konkurs na scenariusze o powstaniu. To najdobitniej świadczy, że ten temat jest wciąż żywy w polskim społeczeństwie.