"Proboszcz bandytów" czerpie swoją siłę z modlitwy.
- Twoją dewizą jest: "kochaj, walcz i módl się". Co to znaczy? Kochaj - bo tylko miłość może przemienić i sprawić, że idziemy do przodu. Walcz - bij się i to pierwszy w szeregu. Módl się - ptaki latają, ryby pływają, a człowiek modli się. Modlitwa jest dla niego czymś tak zasadniczym jak oddychanie. By móc mocno kochać i walczyć, trzeba się modlić.
- Jak się modlisz? Codziennie: brewiarzem, różańcem, Eucharystią. Modlę się przez godzinę każdego ranka, jest to godzina absolutnej zażyłości z Tym, który dał mi życie. To dla mnie tlen niezbędny do życia. A co dziesięć dni, na czterdzieści osiem godzin pędzę do klasztoru, by przestać gadać, a zacząć słuchać Jezusa. Bez modlitwy byłbym przegrany!
- Przez godzinę każdego ranka.... a jak to się konkretnie odbywa? Na początek trzeba się do tego przygotować. Kawa i jedno sztachnięcie wystarczą. Następnie idzie brewiarz. Niektóre z psalmów sprawiają, że się zjeżam. Nie szkodzi. Dłużej zatrzymuję się przy psalmie, który tego dnia akurat do mnie przemawia. W tekście Ewangelii wygrzebuję zdanie, które będzie mnie prowadziło. Notuję je sobie. W ciągu dnia wielokrotnie je sobie odtworzę. To zdanie jest światłem, przewodnikiem, magicznym napojem na cały dzień. Potem biorę się za czytanie duchowe. Najbardziej aktualni są zawsze: święty Jan od Krzyża i święty Franciszek Salezy. Z trudem znajduję coś wśród współczesnych autorów. Natomiast pisma pewnego mnicha męczennika Christiana de Chergé i jego sześciu kompanów (trapiści zamordowani przez fundamentalistów islamskich w Algierii w 1996 r. - przyp. red.) są mi bardzo pomocne w codziennym spotkaniu z islamem. Następnie przymierzam się do różańca. Skończę go dopiero za kółkiem, albo jeszcze gdzie indziej. Kochająca obecność Maryi pozostanie w ten sposób ze mną przez cały dzień.
- Tak jakbyś nalał do pełna? Więc jestem gotowy, by ten cały dzień przeżyć, Czuję jak ten kapitał porannej energii rozświetla małymi błyskami moje dni. Czyż można wtedy nie spotkać w każdym z ludzi, w każdej chwili, Tego, który rozpoczął mój dzień, ustawił go, napędził... i zakończył? Powtarzam - moja siła nie bierze się ani z buraków ani ze szpinaku; nie bierze się również - nawet jeśli to bardzo przydatne - z mojego ośmiogodzinnego snu, zdrowego odżywania i uprawiania sportu. Moja siła i źródło młodości biorą się z wizji Boga, który jest Miłością, tej wizji jaką daje mi modlitwa.
- Czy twoim zdaniem lepiej się modlić, czy działać? Kiedy zaczynałem swoją posługę wobec młodych ludzi z marginesu, sądziłem, że przez modlitwę nikogo się nie uratuje. Później jednak, chwile pustki nauczyły mnie czegoś najistotniejszego - im więcej chciałem sam zrobić... mniej się udawało! O wiele bardziej wierzę teraz w moc modlitwy niż w moje działania, nawet jeśli jest coś ważnego do zrobienia. Poprzez modlitwę działanie nabiera bardziej skromnych, ale cholernie skuteczniejszych wymiarów.
- Dlaczego? Zamiast mierzyć szerokość twoich szlachetnych czynów, mierzysz głębię twojej jedności z Bogiem. Jeśli w życiu chrześcijanina nie pojawiają się takie chwile, gdzie najpilniejszą rzeczą staje się "patrzeć na Niego, aby On na mnie patrzał" według słów proboszcza z Ars, wszystko może stać się tylko aktywizmem lub reklamiarstwem. Znalezienie czasu dla Boga, jest zdobyciem bezcennych chwil dla innych ludzi.
- Czy Msza jest dla ciebie modlitwą? Jej szczytem! Zstąpienie Miłości w moje kruche dłonie jest zawsze najważniejszym momentem mojego życia. Jeśli kapłan żyje naprawdę Eucharystią, ludzie to zobaczą, uwierzą i zaczną się gromadzić. Ale jeśli ma to gdzieś, jeśli odprawia Mszę tak jak się zmywa naczynia, ludzie odejdą.
- Czy modlitwa jest obowiązkiem? Gdy chodziłem do niższego seminarium codziennie była zaplanowana godzina modlitwy. Teraz jednak, pięćdziesiąt lat później, przeszedłem drogę od obowiązku modlitwy do radości wejścia w bliskość z Bogiem. Gdyby jednak moi nauczyciele nie zaszczepili mi przez te lata przekonania o sensie modlitwy, jej mocy, sile, konieczności, to bez wątpienia nigdy nie przeżywałbym tej godziny jako uprzywilejowanej pośród innych, najważniejszej gdyż mającej za cel to, co najistotniejsze. Miłość, która łączy mnie z Tym, który jest wszystkim, winna być Mu wypowiadana, wyszeptywana, wyśpiewana i wymodlona...
- Czy modlitwa to dla Guy Gilberta coś łatwego? Są takie dni, że jest ucztowaniem, innym razem bierze górę obowiązek. Gdyby modlitwa szła sama z siebie, cały świat by się modlił! A ziemia byłaby rajem. Modlitwa jest walką, tak tłucze nam do głów święty Paweł.
- Jakie trzeba mieć serce, żeby się modlić? Serce ubogiego. Im bardzie wystarczamy sobie, tym bardziej gardzimy modlitwą, a ona staje się bezprzedmiotowa, bezcelowa. Im bardziej stajemy się mali, tym bardziej mamy świadomość swego ubóstwa, a modlitwa z nas wypływa.
Guy Gilbert - ksiądz pracujący na przedmieściach Paryża w środowisku tzw. "marginesu społecznego", pochodzi z rodziny wielodzietnej (czternaścioro rodzeństwa), ma 67 lat. (w:) Famille Chretienne nr 1249 (XII 01), tł. Andrzej Graboń
Artykuł z JEZUS ŻYJE nr 20
|