W naszym zawodzie...
- Toshiya?
- Tak?
- Czy mógłbym cię pocałować?
Pytanie zawisło w powietrzu wraz z przygniatającą ciszą. Toshiya bardzo powoli odstawił na stół szklankę z herbatą. A ja po prostu na niego patrzyłem.
- Po co? - wyrwało mu się zanim zdążył ugryźć się w język.
Wzruszyłem ramionami, rumieniąc się nieznacznie.
- Chciałbym zobaczyć, jak to jest z facetem.
- O - powiedział z zastanowieniem. - To taki, rozumiem, eksperyment, a ja w formie królika doświadczalnego?
- Raczej ja - mruknąłem. - Ty w roli marchewki.
- I jak ci się nie spodoba kijem mnie będziesz…?
- Toshiya.
- Słucham ja ciebie.
- Czy mógłbym…
- Mógłbyś - pozwolił, kiwając głową.
Siedzieliśmy przez chwilę nieruchomo, po czym zdecydowanie pochyliłem się w jego stronę.
Toshiya zamknął odruchowo oczy, a jego ciepły oddech owiał mi policzek. Szybciej zabiło mi serce. Sekunda. Druga.
- Die! - jego głos przeciął ciszę niczym spiż. - Masz mnie całować, to zaczynaj.
- Ale ty tak siedzisz…
- A co mam robić? - zdziwił się.
- Pocałuj mnie - zażądałem rozkapryszonym tonem małego chłopca.
- To ty miałeś całować mnie - zauważył nie bez rozbawienia, pochylając się jednak posłusznie i delikatnie dotykając moich ust swoimi.
Pocałunek był nieporadny. Położył ręce na moich uszach, ograniczając zmysły o kolejny. Jego wargi były ciepłe i miękkie, smakował pomarańczami i pachniał miętą.
Prawie przestałem oddychać, kiedy poczułem jego język w swoich ustach. Odepchnąłem go lekko od siebie, kładąc mu dłonie na klatce piersiowej. Nagle zażenowany, strzepnąłem ze spodni niewidzialny pyłek i dopiero wtedy odważyłem się spojrzeć na niego.
Śmiał się!
Toshiya klepnął mnie w ramię, sięgając po papierosy. Wciąż chichotał, gdy spojrzałem na niego ze złością.
- Co?
- Podobało ci się - zauważył złośliwie. Zsunął się z kanapy, kucając koło mnie i uniósł oporną twarz ku swojej. Przyciągnął mnie lekko do siebie i nie pocałował, mimo, że odruchowo przymknąłem oczy i rozchyliłem usta.
Usłyszałem przy uchu cichutki śmiech i odsunąłem się gwałtownie.
- Świnia - warknąłem, starając się zapanować nad drżeniem rąk.
Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym złapał moją rękę i mimo mojego oporu, uniósł do ust i pocałował.
- Jesteś przeuroczy, gdy się rumienisz - powiedział jeszcze, zanim wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samego.
Siedziałem na podłodze oddychając szybko i dopiero po chwili orientując, że to, co wali tak głośno - to moje serce.
Następnego dnia wszystko było inaczej.
Czy to przez pierwsze tej wiosny cieplejsze promienie słońca, czy przez to, że coś się zmieniło - a może przez to, że tak naprawdę nie zmieniło się nic poza sposobem, w jaki na mnie patrzył.
Nie, nie patrzył.
Wpatrywał się.
Zobaczyłem utkwione w swojej twarzy ciemne oczy, jak tylko zjawiłem się na planie. Oczywiście, potknąłem się o własne nogi niemal natychmiast. I Toshiya się śmiał, po prostu śmiał. Podobnie gdy potem myliłem się, nerwowo szukałem zapałek i odskakiwałem przed nikłym płomyczkiem, gdy podawał mi ogień, czy jak wtedy, gdy zdenerwowany usiadłem raptownie prosto na otwartym pudełku z pizzą. Wstając i czując sponiewierane kawałki ciasta, odrywające się od moich spodni i z cichymi plaśnięciami spadające na ziemię, niemal wrzasnąłem, widząc go klepiącego się po udach i szczerzącego jak wariat.
Prowokował mnie. Do czego?
Jeden płatek. Drugi. Sok z pogiętej łodyżki plamiący palce. Gwałtownie odrzuciłem zmaltretowaną stokrotkę, wstając i wdeptując ją obcasem w ziemię.
- A nie nauczyła cię mamusia, że należy szanować zieleń? - zagadnął kpiąco Toshiya, pojawiając się przede mną niepostrzeżenie.
Rzuciłem mu zabójcze spojrzenie, odwracając się do niego plecami i znikając w jednej z przyczep charakteryzatorów, skąd za chwilę dobiegał mój podniesiony głos i nerwowe tłumaczenia stylistki.
Widziałem jak usiadł wygodnie na ziemi, opierając się plecami o pień drzewa. Przymknął oczy, odchylając głowę do tyłu i pozwalając przyjemnemu rozleniwieniu ogarnąć całe ciało. Popatrzyłem na niego spod zmrużonych powiek. [Podjąłem decyzję w ułamku sekundy… a może podjął ją za mnie czerwony motyl, który zaplątał mu się we włosy.]
Położyłem mu na policzkach ciepłe dłonie, a rozgrzane powietrze zapachniało cedrem.
- Budzę cię w kolorze czerwonym - wyszeptałem mu cicho do ucha, a miękkie wargi musnęły jego policzek. Toshiya otworzył oczy.
Usiadłem obok niego, wyciągając nogi i podając mu papierosy. Delikatnie wyplątałem motyla z jego włosów, wypuszczając go w powietrze. Popatrzył za nim.
- Podoba mi się - uśmiechnął się, mnie na niego z ciekawością. - Przeszło ci?
- Zachowywałem się jak idiota - przyznałem. - Ale zrozum, spanikowałem. Bo miałeś rację, podobało mi się. I pomyślałem, że ja… że ty… my…
- Chyba nadal panikujesz - mruknął Toshiya z leciutką kpiną. - Nic nie mówiłem! - zapewnił, widząc mój wzrok.
Popatrzyłem na niego z wyrzutem i kontynuowałem.
- Pomyślałem sobie, że mogę być gejem, skoro mi się podobało. A jeśli jestem gejem, to wszystko się skomplikuje, bo to nienormalne według przyjętej definicji, prawda? Chociażby definicji moich rodziców, czy być może definicji chłopaków. I nie wiedziałem, czy…
- Biseksualistą.
- Słucham…?
- Biseksualistą. Możesz być - zawyrokował Toshiya.
- W każdym bądź razie lecę na facetów. Czemu się krzywisz?
- Zadziwiasz mnie. Od kilku lat obmacujmy się na scenie, wpychamy sobie języki Bóg wie gdzie i liżemy po kolanach. Nagle cię to zawstydziło?
- No wiesz, to udawane. Tak wszyscy j-rockersi robią, to już sposób na życie.
- Zostań pedałem. Zostań idiotą. Bądź gwiazdą rocka?
- Toshiya!…
- Tak, kochanie? Bogowie, jak to dziwnie zabrzmiało.
- Nie rozśmieszaj mnie - mruknąłem. - Po prostu usiłuję wyjaśnić, że markowanie przytulanek na scenie to coś zupełnie innego od całowania się ze swoim kumplem w samotności.
- To się właśnie nazywa homo - skwitował złośliwie Toshiya. - A wiesz, chyba się z tym oswoję. Poza tym, nie wszyscy udają.
- Z czym oswoisz? - zapytałem zagubiony, wyrzucając niedopałek papierosa. - I kto nie udaje?
- Pomyślmy - zastanowił się na głos, wstając i otrzepując spodnie. Podał mi rękę, pomagając się podnieść, po czym ruszył przed siebie. Zgubiłem krok niemal natychmiast, co zmusiło mnie do upokarzającego dreptania. - Dwóch z Mucc to geje, choć Miya chyba jest bi. A przynajmniej tak myślała moja siostra. Dalej… o, Kirito i Aiji z Pierrota - pomyśl, nic cię nie zadziwiło w rozpadzie zespołu?
- Solowa kariera…
- Jun też robi solową karierę i nikt na niego nie wrzuca. To na wspomnienie Aijiego starszy Murata toczy pianę z ust, a przecież… Co ty robisz?
- Ciągnę cię za rękaw, żebyś trochę zwolnił - wysapałem. - Gdzie ty się nauczyłeś tak szybko chodzić?
- Jak byłem z Kyo na promocji…
- Nie żartuj. On też?
- Wszyscy, kochanie. Myślałem, że to oczywiste w naszej branży.
- Totchi…
- Zjesz ze mną kolację, Die?
- No dobrze - westchnął Toshiya, kiedy pod kolejnym pretekstem wstałem, by wyjść na chwilę z pokoju. - Spróbuj się odprężyć. Przecież nie zrobię nic, czego nie będziesz chciał.
- I właśnie to mnie przeraża - mruknąłem, siadając jednak koło niego.
- Twoje pragnienia?
- To, że je ukształtujesz. I nie śmiej się.
- A oddychać mogę? - zapytał buntowniczo. - Dobra - westchnął, kiedy zasępiłem się poważnie - siadaj tu, nie ugryzę. Na razie. Siadaj, mówię. Zjedliśmy kolację. Napiliśmy się wina. Pogadaliśmy na kilka niezobowiązujących tematów, jak pogoda w Czeczenii. Teraz mamy dwa rozwiązania. Albo pożegnam się i wyjdę, zostawiając ci brudne gary w zlewie, albo…
- Pomożesz mi zmywać?
- Rano - powiedział znacząco. - Teraz chciałbym zająć się czymś innym.
- Czym?
- Myślisz, że tego nie powiem? Powiem. Chciałbym się z tobą kochać, Die. Najpierw rozebrać cię powoli, patrząc na twoje ciało. Wiem, że masz piękne ciało, ale chciałbym widzieć je też dłońmi i smakować językiem. Rumienisz się. A ja chciałbym sprawić, byś zarumienił się jeszcze bardziej. Daisuke…
- Nie chcę, by to był tylko seks - powiedziałem cicho, pozwalając się objąć. [Oddałem się mu w tej chwili, choć mogłem jeszcze wyjść. Ale byłem jego, razem ze swoim strachem i obawami. Miał mnie, a ja chyba tego chciałem.] Przymknąłem oczy, czując ciepłe dłonie gładzące moje plecy. - Chciałbym…
- Nie potrafię obiecać ci niczego więcej. Wiesz o tym.
- Wiem - skinąłem głową, jakby mierząc się sam ze sobą. [Życie jest za krótkie, aby się wahać, prawda?] W końcu przyciągnąłem go bliżej. - Ale kochaj mnie.
- Będę się z tobą kochał.
[Znaczące.]
Stał przy oknie, pijąc dużymi łykami kawę, kiedy podszedłem i objąłem go, opierając podbródek na jego ramieniu.
- Co teraz będzie? - zapytałem, przymykając oczy.
- A co ma być? - zdziwił się, odwracając mnie twarzą do siebie. Opuszkami palców gładził moją twarz, uśmiechając się. - Mówił ci ktoś, że jesteś piękny, Die? - spytał nadspodziewanie poważnie, całując mnie delikatnie w kącik ust. - Jesteś piękny, DaiDai, mój piękny DaiDai.
- Twój, Totchi? - zapytałem, przytulając się do niego. - Tego chcesz?
- Oczywiście - potwierdził bez wahania. - A ja twój - powiedział z takim zadowoleniem w głosie, że uśmiechnąłem się mimowolnie. Brzmiał jak mały chłopiec, radujący się nową zabawką. [Zabawką. Znów, podświadomie, uprzedzam fakty.]
- A reszta? - spytałem, patrząc jak wyciąga z szafki drugi kubek, dolewając sobie kawy.
- Co z nimi? - nie zrozumiał mnie. - Zastanawiasz się, co im powiedzieć?
- Ja mogę powiedzieć, że jesteśmy ze sobą i że jesteś na górze - zaoferowałem się, patrząc z rozbawieniem jak wypluwa kawę z powrotem do kubka.
- Ty naprawdę jesteś gotów to zrobić, psychopato - uśmiechnął się, ocierając usta. Wyszczerzyłem się, kiwając potakująco głową. - Nie wiem sam… Nie wiem, czy na razie jest o czym mówić.
- Ale wiesz, to co innego macanki wśród innych na scenie, co innego mieć kumpli gejów.
- Biseksualistów - sprostował złośliwie.
- Biseksualistów, którzy aktualnie ze sobą sypiają - zripostowałem natychmiast.
- Ale co ty chcesz im mówić? - zdziwił się. - Hej, wczoraj uprawiałem z Totchim seks. Dobrze całuje. I w ogóle fajnie jest. To jak, chłopaki, idziemy na kawę?
- Wyśmieją mnie - mruknąłem.
- Dokładnie tak - przytaknął bezlitośnie. - Wiesz, poznajesz jakąś laskę i mówisz reszcie, że bzykasz się z taką blondyną. Co ich obchodzi, kim jest? No, chyba, że daje wszystkim. Ale tak?
- Może interesowałoby ich, ze tym razem to facet.
- To może pora zacząć od tego, jak im powiedzieć, że i chłopcy cię kręcą?
- Żeby to jeszcze było takie proste… [A przecież było, banalnie.]
- Mówiłem ci, w naszej branży wszyscy…
- Ja wiem! Ale jak to potraktują jako zaproszenie do wspólnej orgii?
A jednak nie musiałem nic mówić. Dwa tygodnie później znalazłem Toshiyę i Kaoru w małej przebieralni. Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się skąd wiedział, kto jest gejem. Cóż, znalazłem odpowiedź.
I nikomu poza nim nigdy nie powiedziałem, że… [Bo sam nie wiem, czy to tchórzostwo, czy asekuracja.]