scenariusz teatralny pt miłość bliźniego, różne teksty


MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO

Występują:

NIEZNAJOMY

KIEROWNICZKA SCHRONISKA

DZIEWCZYNKA

TURYSTKA

DAMA

NELLY

SENSATKA

DZIEWCZYNA

ANIA

TOMEK

WRAŻLIWA

REPORTERKA

Na szczycie drabiny siedzi szczupły, blady człowiek - NIEZNAJOMY i wykonuje ruchy jakby miał za chwilę spaść. U stóp drabiny stoi DZIEWCZYNKA i patrzy na potencjalnego samobójcę. Energicznym krokiem wchodzi KIEROWNICZKA.

KIEROWNICZKA (do DZIEWCZYNKI): Precz stąd, smarkulo! Spadnie ci na głowę i co na to powiedzą twoi rodzice?

DZIEWCZYNKA (wskazuje miejsce przed drabiną):A czy on tutaj spadnie?

KIEROWNICZKA: Tutaj.

DZIEWCZYNKA: A jeżeli dalej?

W tym czasie od strony przeciwnej niż „schronisko” wchodzi TURYSTKA z plecakiem i też spogląda w górę.

TURYSTKA: Ma rację, może przelecieć dalej i wyrządzić komuś krzywdę. Waży z siedemdziesiąt kilo.

W tym czasie na scenę od strony „schroniska” wchodzą DAMA z córką NELLY. NELLY wyrywa się matce i podbiega do drabiny.

KIEROWNICZKA: Precz! Hej, tam, dziewczynko, gdzie leziesz? To pani córka? Proszę ją stąd zabrać, chłopak zaraz spadnie.

DAMA: Już zaraz? Ach, mój Boże! A mojego męża nie ma!

NELLY: Siedzi w schronisku w bufecie.

DAMA: No oczywiście, jak zawsze, w bufecie! Zawołaj go, Nelly, powiedz, że zaraz zacznie spadać. Prędzej! Prędzej!

NELLY wybiega, a do drabiny znowu podchodzi DZIEWCZYNKA.

KIEROWNICZKA: Znowuś tu, dziewczynko!

DZIEWCZYNKA: Chciałam usunąć ten kamień, co tu leży.

KIEROWNICZKA: A to po co?

DZIEWCZYNKA: Żeby go tak nie bolało, kiedy spadnie.

TURYSTKA: Ma rację; kamień trzeba usunąć. Nie ma tu gdzie trocin albo piasku?

Wchodzą studentka i student: ANIA zakłada okulary, TOMEK przykłada do oczu lornetkę. KIEROWNICZKA siedzi na stołku i udaje, że czyta gazetę, cały czas obserwując towarzystwo.

TOMEK: Młody.

ANIA: Ile?

TOMEK: Dwadzieścia osiem.

ANIA: Nie. Dwadzieścia sześć. Ze strachu mógł się trochę zestarzeć.

TOMEK: Zakład?

Podają sobie ręce, Tomek „przecina”

TOMEK: (do KIEROWNICZKI) Jak on się tam dostał? Dlaczego nikt go stamtąd nie zdejmie?

KIEROWNICZKA: Próbowano, ale nie dało rady. Krzyczał, że jak będziemy próbować go zdjąć, to skoczy.

ANIA: A długo już tam jest?

KIEROWNICZKA: Długo.

TOMEK: Oho! To pewnie spadnie pod wieczór.

ANIA: Za dwie godziny. Zakład?

TOMEK: Stoi. (krzyczy do NIEZNAJOMEGO) Jak się pan czuje? Co? Nie słyszę!

NIEZNAJOMY (cichutko): Paskudnie.

ANIA: Mamy chyba trochę czasu.

DAMA: Ach, mój Boże! A męża nie ma!

ANIA i TOMEK idą do „schroniska”. Wbiega NELLY.

NELLY: Tata powiedział, że się pospieszy, gra w szachy z jakimś panem.

Tymczasem pojawia się SENSATKA z torebką i rozkładanym krzesłem i stara się stanąć przed TURYSTKĄ, odpychając ją do tyłu.

TURYSTKA: Ależ to przecież moje miejsce, proszę pani. Stoję tu już od jakiegoś czasu.

SENSATKA: A co mnie do tego, ile pani tu stoi? Mam ochotę tu stać? Stąd będę lepiej widzieć.

TURYSTKA: Ale ja też stąd będę lepiej widzieć.

SENSATKA: A czy pani się przynajmniej na tym zna?

TURYSTKA: A cóż to za sztuka? Człowiek ma upaść, ot i wszystko.

SENSATKA: Coś podobnego! A czy pani widziała kiedykolwiek, jak człowiek spada? A ja widziałam: dwóch akrobatów, linoskoczka i trzech spadochroniarzy.

TURYSTKA: Aż sześciu?

SENSATKA: A zdarzyło się pani, żeby w cyrku na pani oczach tygrys rozszarpał kobietę? A ja widziałam, proszę pani!

TURYSTKA wzrusza ramionami i ustępuje miejsca. SENSATKA rozkłada krzesło, siada, wyjmuje z torebki drobiazgi. Zwraca się do DAMY z niecierpliwością czekającą na męża.

SENSATKA: Moja droga pani, stanie jest takie męczące. Usiadłaby pani.

DAMA: Ach, nogi całkiem mi zdrętwiały.

SENSATKA: (w stronę widza w pierwszym rzędzie) Cóż za chamy ci dzisiejsi mężczyźni, za nic nie ustąpią miejsca kobiecie. A ma pani pastylki miętowe?

DAMA: Nie, a czy to konieczne?

SENSATKA: Kiedy tak się patrzy w górę, to zaczyna człowieka mdlić. A ma pani środki trzeźwiące? Nie? Czym będą panią cucić, kiedy on spadnie? Czy ma pani kogoś, kto mógłby się panią zaopiekować?

DAMA: Mam męża, ale jest w bufecie.

SENSATKA: Ależ łajdak ten pani mąż, tak żonę samą zostawić.....!

DAMA rusza do schroniska, za nią NELLY, na scenę wraca ANIA, a DZIEWCZYNKA kładzie kurtkę pod drabiną, po chwili zauważa to KIEROWNICZKA. SENSATKA podchodzi do drabiny.

KIEROWNICZKA: Czyja to kurtka,? Kto tu rzucił ten łach?

DZIEWCZYNKA: To ja. Położyłam kurtkę, żeby go tak nie bolało, kiedy spadnie.

KIEROWNICZKA: Zabieraj to stąd!

DZIEWCZYNKA zabiera kurtkę , a na scenę wchodzi DZIEWCZYNA z dużym aparatem fotograficznym i kładzie go na krześle, na którym siedziała SENSATKA. Po chwili wraca DAMA i widząc wolne krzesło, siada na nim. DZIEWCZYNA rozgląda się, szukając najdogodniejszego miejsca do robienia zdjęć. Ustawia się w miejscu, gdzie wcześniej stała ANIA.

ANIA: Ja tu stałam.

DZIEWCZYNA: Teraz ja tu będę stać.

ANIA: A niby dlaczego? Ja już długo stoję.

DZIEWCZYNA: To dlaczego pan odeszłaś?

ANIA: Nie będę przecież zdychać z głodu!

DZIEWCZYNA pochodzi do siedzącej DAMY.

DZIEWCZYNA: Na litość boską, siedzi pani na moim aparacie.

DAMA: A gdzież on jest?

DZIEWCZYNA: Pod panią, proszę pani, pod panią!

DAMA: A ja jestem taka zmęczona! Tak sobie myślę, dlaczego mi się tak niewygodnie siedzi, a to dlatego, że siedzę na pani aparacie.

DZIEWCZYNA (z rozpaczą):
Szanowna pani!

DAMA: A ja myślałam, że to kamień. A tymczasem okazuje się, że to aparat.

DZIEWCZYNA: Szanowna pani, na litość boską!

DAMA: Ale dlaczego jest taki duży? Aparaty są przecież malutkie, a ten jest taki duży. Słowo daję, nie przyszło mi nawet do głowy, że to aparat. Mogłaby pani zrobić mi piękną fotografię na tle gór?

DZIEWCZYNA: Ale jak ja mam pani zrobić fotografię, kiedy pani siedzi na moim aparacie?

DAMA: Czyżby? Dlaczego mi pani tego nie powiedziała? (zrywa się) A czy on czasem nie robi tych fotografii automatycznie?

Od strony „schroniska” wchodzi TOMEK oraz WRAŻLIWA, która z daleka pokazuje NIEZNAJOMEGO na drabinie.

WRAŻLIWA: Ach, biedny młodzieniec! Czyżby naprawdę miał spaść? Jaki on blady.

TOMEK: On dzisiaj spadnie.

TURYSTKA: Bzdura! Kto panu to powiedział?

TOMEK: Jak pragnę zdrowia, on dzisiaj spadnie...

WRAŻLIWA: A pan skąd może to wiedzieć? (patrzy w górę) Biedactwo!

TOMEK: Mówił mi kucharz w schronisku. (do ANI) Nie mam już siły. Kobieto, ciągasz mnie po tych górach od rana do nocy.

ANIA: Co takiego? A dla czyjego dobra niby to robię? Co ty sobie myślisz, że mi z tobą zawsze miło, bałwanie jeden? Wracam do schroniska.

ANIA odchodzi, TOMEK idzie za nią.

DZIEWCZYNKA (do TURYSTKI): Myśli pani, że ten kucharz mówił prawdę?

SENSATKA (odpychając DZIEWCZYNKĘ): Najważniejsze, żeby on naprawdę spadł.

WRAŻLIWA: Patrzcie, spada!

DZIEWCZYNA (przykłada aparat do oka): A niech to licho!

TURYSTKA (do DZIEWCZYNY): Ma pani zasłonięty obiektyw.

DZIEWCZYNA: Przeklęty pośpiech!

WRAŻLIWA: Ciszej! Zaraz zacznie spadać!

DZIEWCZYNKA: Gdzie tam, on znowu coś mówi.

SENSTAKA: Ależ nic podobnego, już spada!

KIEROWNICZKA: Ciszej!

NIEZNAJOMY (słabym głosem): Ratunku!...

WRAŻLIWA: Ach! Nieszczęsny młodzieniec! Na naszych oczach rozgrywa się tragedia: niebo czyste, pogoda cudowna, a on lada chwila powinien spaść...

SENSATKA: I zabić się na śmierć!

WRAŻLIWA: Jakież to potworne.

DAMA: Tak, tak. Tu rozgrywa się taka straszna tragedia, że aż serce ściska...

SENSTAKA: Dlaczego nazywa to pani straszna tragedią? Pierwszy lepszy może spaść z dużej wysokości. Ja widziałam, jak człowiek spadał prosto z nieba.

TURYSTKA: Co też pani mówi! Prosto z nieba?

SENSATKA: No tak. Spadochron się nie otworzył. Wyleciał z chmur i trrrach w betonowy dach.

DAMA: Jezus Maria!

SENSATKA: To dopiero tragedia! Dwie godziny polewali mnie wodą, żeby mnie ocucić.

Omal mnie nie utopili!

WRAŻLIWA: Patrzcie: zamachał rękami!

TURYSTKA: Czyżby pod wpływem wiatru?

KIEROWNICZKA: Bardzo możliwe.

DZIEWCZYNA: Ale w ten sposób spadnie wcześniej niżby należało.

WRAŻLIWA: To oburzające!...Dlaczego nikt go stamtąd nie zdejmuje? Państwo słyszeli,

jak on krzyczał ratunku?

WSZYSCY: Słyszeliśmy, słyszeliśmy.

DAMA: No właśnie!(do KIEROWNICZKI) Dlaczego nikt nie rusza na ratunek?

WRAŻLIWA: Powinniście go ratować. To wasz chrześcijański obowiązek.

TURYSTKA: Oczywiście! Jesteśmy chrześcijanami, powinniśmy miłować bliźniego. Skoro prosi, by go uratować, powinno się zrobić wszystko.

DAMA: (do KIEROWNICZKI) Proszę pani, czy zrobiono wszystko?

KIEROWNICZKA: Wszystko.

WRAŻLIWA: Absolutnie wszystko?

KIEROWNICZKA: Powiedziałam: wszystko.

WRAŻLIWA:(do NIEZNAJOMEGO) Młodzieńcze, proszę posłuchać: już zrobiono wszystko, żeby pana uratować. Słyszy mnie pan?

NIEZNAJOMY: (cicho) Ratunku!...

DZIEWCZYNA: Słyszeliście? On znowu krzyknął: ratunku.(robi zdjęcia)

TURYSTKA: Moim zdaniem należy go koniecznie uratować.

WRAŻLIWA: Otóż to! Od dwóch godzin to powtarzam. (do KIEROWNICZKI) Słyszała pani? To oburzające!

DAMA: Moim zdaniem należałoby zwrócić się do najwyższych władz.

TURYSTKA: Państwo powinno przyjść z pomocą obywatelowi znajdującemu się w niebezpieczeństwie. Wszyscy płacimy podatki.

SENSATKA: Oczywiście! Trzeba złożyć skargę! (do NIEZNAJOMEGO) Czy pan płaci podatki? Co? Nie słyszę.

WRAŻLIWA: Co za tragedia! Nieszczęsny młodzieniec! Lada chwila spadnie ,a tu jeszcze każą mu płacić podatki.

DZIEWCZYNKA: Spójrzcie, on znów zaczyna spadać.

TURYSTKA: Trzeba się śpieszyć. Kto idzie za mną?

TURYSTKA wychodzi, za nią pozostali. Na scenie zostają DZIEWCZYNA i SENSATKA.

NIEZNAJOMY: Czy mogłaby pani podać mi coś do picia?

SENSATKA: Tam na górze paskudnie, co?

NIEZNAJOMY: Paskudnie. Mam tego dość.

DZIEWCZYNA: I zjeść nie ma co.

NIEZNAJOMY: A gdzie tam!

SENSATKA: Co też pani wygaduje, jak on może jeść? Człowiek ma umrzeć, a pani kusi go jedzeniem.(do NIEZNAJOMEGO) Strasznie nam pana żal, ale niech pan nie zwraca na to uwagi i spokojnie sobie spada.

Wszyscy wracają na scenę. Ogólne poruszenie. Tłum prowadzi REPORTERKA z dużym notatnikiem w ręku.

DAMA: Ta pani z telewizji?

TURYSTKA: Nie ma kamery.

DZIEWCZYNKA: To dziennikarka.

NELLY: Reporterka.

WRAŻLIWA: Nareszcie ktoś zareagował!

WSZYSCY (pokazując rękami): Tam, tam! Na skale!

REPORTERKA(do DZIEWCZYNY): Robiła pani zdjęcia?

DZIEWCZYNA: Oczywiście! Staram się zarejestrować całą sytuację.

REPORTERKA (do NIEZNAJOMEGO): Jestem korespondentką prasową. Chciałabym zadać panu kilka pytań. Jak się pan nazywa?! Pańskie imię, nazwisko, stan cywilny, wiek?

NIEZNAJOMY coś mamrocze. W tłumie szmer i poruszenie.

REPORTERKA: Nic nie słyszę. On tak cały czas?

DZIEWCZYNKA: Tak. Trudno się połapać.

REPORTERKA (zapisuje coś): Doskonale! Kawaler?! Nie słyszę! Żonaty?! Co!? Proszę powtórzyć.

TURYSTKA: Mówi, że kawaler.

DAMA: Ależ skąd! Żonaty. Z całą pewnością.

REPORTERKA: Tak pani sądzi? Napiszemy: żonaty. Ile pan ma dzieci?! Nie słyszę. Zdaje się, że powiedział: troje? Na wszelki wypadek napiszemy: pięcioro.

WRAŻLIWA: Ach, co za tragedia! Pięcioro dzieci!

SENSATKA: Kłamie. Za młody.

REPORTERKA: Jak się pan tu znalazł?! Co?! (do tłumu) Co on powiedział?

TURYSTKA: Zdawało mi się, że krzyknął, iż zabłądził.

SENSATKA: On sam nie wie, jak tam się znalazł.

DZIEWCZYNKA: Pewnie był na polowaniu.

DZIEWCZYNA: Albo łaził po górach.

SENSATKA: Po prostu lunatyk.

REPORTERKA: W każdym razie, proszę państwa, nie spadł z nieba. Zresztą...(zaczyna notować) Nieszczęsny młodzieniec... już od najmłodszych lat cierpiał na lunatyzm... Jasny blask księżyca w pełni... dzikie skały... senny portier... nie zauważył jak...

WRAŻLIWA (do TURYSTY): Ależ teraz mamy nów.

TURYSTKA: A co tam, myśli pani, że ten tłum zna się na astronomii?

REPORTERKA (do NIEZNAJOMEGO): Co pan czuje?! Nie słyszę! Głośniej ! Ach, o to chodzi. Ta-ak!

WRAŻLIWA: Jak on musi się czuć! Jakie to straszne!

REPORTERKA (notuje): Śmiertelne przerażenie paraliżuje ciało... Żadnej nadziei... Oczyma wyobraźni widzimy obraz szczęścia rodzinnego: żona, pięcioro dzieci... .Babcia w fotelu z fajką... Przepraszam: dziadziuś z fajką...

SENSATKA: Łże jak z nut!

REPORTERKA (notuje):Jest wzruszony współczuciem, jakie okazuje mu zebrany tłum... Przed śmiercią wyraził życzenie, aby jego ostatnie westchnienie zostało wydrukowane w naszej gazecie.

NELLY: On zaczyna spadać!

DAMA: Nie przeszkadzaj! Taka tragedia się tu rozgrywa, a ty...

REPORTERKA (do nieznajomego): Niech pan się mocno trzyma! Jeszcze „jedno” pytanie: co pragnąłby pan powiedzieć przed odejściem z tego świata?

NIEZNAJOMY: Żeby sobie poszli do wszystkich diabłów!

REPORTERKA (notuje):
Zaciekły zwolennik szatana...

WRAŻLIWA (do NIEZNAJOMEGO): A może wezwać księdza, aby mógł się pan pogodzić z Bogiem?

REPORTERKA (notuje): Szlochanie wstrząsnęło powietrzem. Ze łzami w oczach nieborak dziękuje za współczucie...

NIEZNAJOMY: Jeżeli stąd nie odejdziecie... Skoczę wam na głowę.

NELLY: Spada, spada!

KIEROWNIK: Usunąć się, proszę się usunąć.

DAMA: Nelly, leć szybko po ojca, powiedz mu, że spada.

DZIEWCZYNA: A mnie się film skończył. (do NIEZNAJOMEGO): Chwileczkę, proszę jeszcze nie skakać. Mam jeszcze jeden film w schronisku. Zaraz wracam!

REPORTERKA (notuje): Przestępca... przepraszam: nieszczęśnik kaja się wszem i wobec... Odsłania straszliwe tajemnice... zamordował kasjera...

DAMA (do WRAŻLIWEJ): Co za łajdak, słyszała pani?

WRAŻLIWA: On już wyraził skruchę i pojednał się z niebem.

SENSATKA: Bzdury!

REPORTERKA odchodzi, a od strony „schroniska” wchodzą TOMEK i ADAM.

TOMEK (do NIEZNAJOMEGO): Szanowny panie, nie miałby pan ochoty spadać trochę prędzej. Ciemno się robi.

ANIA: Czy pan nie widzi, że oni tylko na to czekają?

TOMEK: Nie powinien pan pozbawiać ich tej przyjemności.

ANIA: Jak można cierpieć publicznie na oczach tego motłochu!

WRAŻLIWA (do ANI): Jak pani śmie!?

ANIA: No, niech pan skacze, i to zaraz, słyszy pan?

TOMEK: Jeśli się pan boi, to ja panu pomogę celnym strzałem (podnosi kamień).

TURYSTKA (do TOMKA): Pan chyba zwariował!

DZIEWCZYNKA (chwyta TOMKA za rękę): Nie ma pan prawa tego robić!

NIEZNAJOMY: Zabierzcie stąd tego cymbała, bo gotów mnie jeszcze zabić. I powiedzcie kierowniczce schroniska, że mam już tego dość.

TURYSTA: Co takiego?

DAMA: Co on mówi?

WRAŻLIWA: Nieborak! Postradał zmysły.

NELLY: Spójrzcie! On zaczyna wierzgać nogami

DAMA: To się nazywają konwulsje.

WRAŻLIWA: Co za tragedia!

NIEZNAJOMY: Powiedzcie jej, że już nóg nie czuję.

SENSATKA: Oszalał! Człowiek lada chwila zabije się na śmierć i o co się zamartwia? O swoje nogi.

Od strony „schroniska” wchodzi KIEROWNICZKA.

NIEZNAJOMY (do Kierowniczki): Szefowo! Na dziś wystarczy! Mam dość!

Kierowniczka zawraca, ale TOMEK i ANIA chwytają go i ciągną w kierunku tłumu.

WRAŻLIWA: Boże, on ma już dość. Skoczy!

SENSATKA: A mnie to wygląda na bezczelne oszustwo!

DAMA: Przepraszam, jakie oszustwo?

TURYSTKA: To skandal!

DZIEWCZYNA (wybiegając z aparatem): Co za skandal, pani kierownik?

KIEROWNICZKA: To był żart, proszę państwa. Po prostu żart! Goście się nudzą, toteż chciałam dać wam trochę rozrywki.

NIEZNAJOMY (z wściekłością): Szefowo!

KIEROWNIK: Zaraz, zaraz.

NIEZNAJOMY: Co u licha? Do kiedy mam tu siedzieć? Była mowa, że do zmroku, a ciemno się robi od dobrej chwili.

SENSATKA: Widzieliście, jaki numer? Ten babsztyl (wskazuje na KIEROWNICZKĘ), ta obrzydliwa kobieta wynajęła tego łajdaka i po prostu przywiązała go do skały.

NELLY: To znaczy, że on jest przywiązany?

TURYSTKA: No, właśnie, przywiązany i dlatego nie może spaść. My się tu denerwujemy, my tu rozpaczamy, a on nie może spaść!

NIEZNAJOMY: Jeszcze by tego brakowało! Żebym za marną stówę kark skręcił! Mam dość!

KIEROWNIK: Goście schroniska się nudzą... Jedynie pragnienie zabawienia szanownych państwa...

SENSATKA: Nic nie rozumiem. Dlaczego on nie będzie spadać? Kto w takim razie będzie spadać?

DAMA: Ja też nic nie rozumiem. Miał przecież spaść.

NELLY: Mama nigdy niczego nie rozumie. Przecież powiedzieli, że jest przywiązany.

SENSATKA: Co takiego? On musi spaść!

TURYSTA: Co za oszustwo!

KIEROWNIK: Państwo wybaczą, ale pragnąć dogodzić... Kilka godzin przyjemnych dreszczy niepokoju... wybuchy współczucia...

ANIA: To pani schronisko?

KIEROWNICZKA: Moje.

TOMEK: Bufet też?

KIEROWNIK: Też mój.

ANIA: Widzą państwo: właścicielka bufetu, pragnąc zwiększyć obroty, żeruje na najszlachetniejszych instynktach ludzkich... (do DZIEWCZYNKI) Leć po tę kobietę z prasy!

DZIEWCZYNKA biegnie do schroniska.

NIEZNAJOMY: Zdejmie mnie pani stąd wreszcie czy nie?

KIEROWNIK: A pan czego jeszcze chce? Krzywda się panu dzieje? Przecież zdejmują pana na noc.

NIEZNAJOMY: Tego tylko brakowało, żebym tu jeszcze w nocy stał!

KIEROWNIK: Może pan jeszcze chwileczkę wytrzymać.

SENSATKA: Czy wy sobie zdajecie sprawę z tego, oszuści, coście zrobili?

WRAŻLIWA: Dla swych przyziemnych celów w niecny sposób żerujecie na miłości bliźniego!

TURYSTKA: Najedliśmy się przez was strachu, zmusiliście nas do współczucia i co się okazuje? Okazuje się, że ten łajdak, ten pani wspólnik, przywiązany jest do skały i nie tylko nie spadnie, ale spaść nie może.

SENSATKA: Co takiego? On musi spaść!

Pojawia się CHŁOPIEC z REPORTERKĄ.

DAMA: Pani dziennikarko! On jest przywiązany!

REPORTERKA (z namaszczeniem): Wszyscy jesteśmy przywiązani do życia, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

CHŁOPIEC: Ale on jest przywiązany do skały.

SENSATKA (do REPORTERKI): Nie pozwolę, by mnie oszukiwano. Widziałam, jak leciał spadochroniarz i trrach o dach; widziałam, jak tygrys rozszarpał kobietę...

DZIEWCZYNA (odpychając SENSATKĘ): Trzy filmy zmarnowałam. (do KIEROWNICZKI) Będzie to panią drogo kosztowało!

REPORTER (do KIEROWNIKCZKI): Nie rozumiem.

KIEROWNICZKA: Przecież nie mogę go zmusić do spadania, skoro nie chce. Zrobiłam wszystko, co mogłam. (do tłumu) Państwo pozwolą, słowo honoru, następnym razem spadnie, ale teraz... nie zgadza się.

TURYSTKA: Następnym razem?

NIEZNAJOMY: Za stówkę?

REPORTER: Ej tam, panie, może pan spaść, czy nie? Niech się pan przyzna!

NIEZNAJOMY: Ja nie chcę spadać.

TURYSTKA: Ach, przyznał się! Co za łajdak!

REPORTERKA (notuje): Pragnąć... dla zysku..., żerować na miłości bliźniego...

REPORTERKA, notując, idzie do schroniska, reszta podąża za nim. Na scenie pozostają SENSATKA, KIEROWNIK oraz NIEZNAJOMY na drabinie.

SENSATKA (do KIEROWNIKCZKI): Ale kiedy on wreszcie zacznie spadać?

KIEROWNIK: Następnym razem, łaskawa pani.. (ciszej) Przywiążę go nie tak mocno... i rozumie pani?... (do NIEZNAJOMEGO) Zaraz pana uwolnię. (obejmuje SENSATKĘ i schodzą ze sceny).

NIEZNAJOMY (kiedy już nie ma nikogo): Ostatni raz dałem się namówić na żywą reklamę. Parszywa robota. Miłość bliźniego!

12



Wyszukiwarka