Kartografowie dziwnych podróży 3, DWUDZIESTOLECIE MIĘDZYWOJENNE


AD 3. KAROL IRZYKOWSKI „PLAGIATOWY CHARAKTER PRZEŁOMÓW LITERACKICH W POLSCE”

Irzykowski w swoim artykule zwraca uwagę na stan współczesnej krytyki literackiej. Krytyka analityczna, czyli oparta na analizie dzieła musi walczyć, o racje swojego bytu, a krytyka tabutyczna, czyli ta, oparta na niepodlegających dyskusji i analizie dogmatach, takich jak m. In.: talent i natchnienie, niechętnie stosuje zasadę „żyć i żyć pozwolić”. Działalność krytyki analitycznej jest zagrożona. Można powiedzieć, że krytyka musi rozliczać się z każdego wypowiedzianego słowa.

Spór ten trwa, zwłaszcza, że zaczynamy dbać o europejskość polskiej literatury, a na arenę wchodzi nowe pokolenie literackie, które nie chce pisać tak, jak mu każdą, lecz tak jak im powie intuicja (wychowankowie krytyki tabutycznej). Młodzi nie chcą się uczyć sztuki pisarskiej, wychodzą z założenia: mam talent, albo go nie mam. Z Zachodu przyszedł do nas zaś ekspresjonizm, któremu młode pokolenie nie potrafią się oprzeć, bo nadarza się okazja „błyszczenia nowością bez ponoszenia jej kosztów, powstaje mieszanina oryginalności i naśladownictwa, w której umysły niesamodzielna, lecz ambitne najlepiej się czują.”.

Dalej autor artykułu tłumaczy się, dlaczego nie pisze już recenzji najnowszych dzieł. Twierdzi on, że nie ma na to dostatecznej kompetencji historycznoliterackie, bo nie zna dzieł zagranicznej literatury powszechnej na tyle, by móc w tych sprawach oceniać i by móc osądzić, czy owe dzieło jest nowatorskie, czy jest najzwyklejszym plagiatem literatury zagranicznej. Irzykowski zdaje sobie sprawy, że w czasach wojny młodzi chłonęli nową literaturę zagraniczną, by teraz z podobnymi tematami, stylem wyjść i zostać okrzykniętym pionierem. Lecz nie są oni pionierami z krwi i kości… są jedynie ich pośrednikami. Autor podaje kilka przykładów, gdzie widać ogromne podobieństwa między twórcami zagranicznymi, a polskimi „nowościami” i sam mówi: „nie jest to, jak się wydaje na pozór, arogancja, lecz małpowianie efektu literackiego. Nie zarzucam rozmyślnego plagiatu, lecz już brak kontroli nad <wpływem> wydaje złe świadectwo”. Autor twierdzi, że taka mania jest nie do wytrzymania i nie tłumaczy to „duch czasu”, bo nie po to są prądy, by ludzi porywać.

Są krytycy, którzy o takich plagiatach wiedzą, ale o nich nie mówią, bowiem sami nie mają nowych wątków. Więc witają te plagiaty, oklaskują, a (z rzadka) komentują.

Irzykowski nie jest przeciwko takiemu stanu rzeczy, ale niesamowicie irytuje go atmosfera panująca w Polsce. Plagiaty przyjmowane są z oklaskami, natomiast, gdy ktoś wykaże się oryginalnością, polską nowością to krytyka traktuje go zimno, jeżeli nie z nienawiścią i „drwiąco mówi się o <gonieniu za oryginalnością>”. Zaś autor życzy sobie: „Oby takich gonitw było jak najwięcej. Nie zaszkodzi, gdy się kto zadyszy. Lecz nie ma o to obawy…”- jak więc widać jest zdegustowany taka sytuacją. Tę atmosferę nazywa pasożytniczą, obraża wręcz polskich „plagiatorów, mówiąc: „Jesteśmy ciurami Zachodu i nie mamy nic na eksport, prócz wysokich arcydzieł. Polska jest dywanem zrobionych z błędnych kół. Tolerancja dla plagiatu wiąże się z tolerancją (…) wobec partactwa, niesprawiedliwości, brudu, kradzieży itp.”.

W dalszej części artykułu autor bardzo ironicznie i krytycznie wypowiada się o plagiacie i próbuje podzielić plagiatorów, na tych, co bardzo wyraźnie zacierają za sobą ślady, korzystając jedynie z „wpływu”, albo tacy, którzy po prostu kradną pomysły, niejednokrotnie je psują i uważające za swoje. Inni to tacy, którzy słuchają wszystkich dookoła, i nagle, po pewnym czasie piszą, są przekonani, że stworzyli coś nowego, a gdy im się powie, że te tematy są już poruszane od jakiegoś czasu udają zaskoczenie i zażenowanie. Irzykowski twierdzi, że skoro plagiat się tak rozszerzył to niech tak będzie, ale niech zaznaczone zostaną źródła tego plagiatu. Podał tutaj przykład, że jakiś młody człowiek skorzystał z jego pewnego sformułowania. Nie oskarża go o plagiat, bo być może zapomniał gdzie to słyszał, gdzie to zobaczył, ale w ten sposób przyswoił sobie tę treść, a tak nie można.

Autor twierdzi, że plagiat jest dobry, gdy staje się szkołą oryginalności. Uważa, że powinno się zorganizować jakąś akademię literacką, która by nad tym czuwała.

Jego negatywne podejście do sprawy podkreśla ironiczny to wypowiedzi w ostatnim akapicie: „ Zdaje mi się, że gdzieś - za granicą - pojawił się już jakiś manifest literacki, żądający zasadniczej oryginalności, tej tzw. Oryginalności za wszelką cenę. Może w ten sposób po pewnym czasie dotrze ten postulat i do nas… Splagiujmy go sobie…”

W OBLĘŻENIU - jest to tytuł kolejnej części artykułu. Jest to druga część polemiki literackiej, bowiem pierwszy artykuł został bardzo mocno skrytykowany przez innych literatów. Irzykowski przyznał się, że jego zasadniczym błędem był brak dowodów i przykładów.

Irzykowski opowiada historię krytyki jego artykułu i odpowiedzi przezeń udzielonych:

Krytyka

Odpowiedź Irzykowskiego

Kto?

Pismo, artykuł

treść

Pismo, artykuł

treść

1. Bruno Jasieński

2. Anatol Stern

Ilustrowany Kurier Codzienny;

„Kieszeń od kamizeli źródłem plagiatu. Rewelacyjne odkrycie p. Irzykowskiego”

Skamander, „Emeryt merytoryzmu. (Z powodu ostatniego artykułu Irzykowskiego pt „Plagiatowy…”, czyli jeszcze o wiatrologii)

Jasieński skrytykował Irzykowskiego, że dopatruje się plagiatu w malutkim fragmencie, gdzie tak naprawdę kieszeń nie miała nic wspólnego ze spodniami, czy półmiskiem, od którego ponoć wszystko miało się zacząć;

Stern zgadza się z Irzykowskim pod względem plagiatowania, jednakże nie rozumie, dlaczego autor wyciągną argument tematu murzynów jako plagiat; jedynie język mógłby być tu plagiatowany, a nie murzyn, bo on jest tu jak bogowie greccy, jak herosi, o których polska literatura mówi, ale nikt tego nie nazywał plagiatem! Poza tym „murzyn jest elfem współczesności”. Irzykowski jest starej daty i nie rozumie ducha czasu.

Ilustrowany Kurier Codzienny;

„Kultura murzyńska w Polsce”

Ponowa; „Futurystyczny tapir. (Przyczynek do sprawy zwyczajów literackich i do sprawy plagiatu)

Irzykowski przyznał się, że przypadek jest tak naprawdę nierozstrzygnięty i jest gotowy przyznać się do „manii prześladowczej”, lecz Jasiński jako artysta powinien dobrze wiedzieć, że tu nie chodzi o naśladownictwo rzeczy, a pewnej maniery;

Irzykowski informuje, ze jest to najdłuższy artykuł, jaki kiedykolwiek napisał, tłumaczy to w sposób następujący: „Z natury rzeczy zaś rozwikłanie głupstw wymaga o wiele więcej miejsca niż samo głupstwo”[zabawny i jasny język!;]; swój artykuł zaczyna zwrotem do czytelników, którzy zazwyczaj nie rozumieją długości polemik literackich o… głupoty!

Irzykowski dalej nawiązuje do artykułu Sterna, i troszkę ironizuje jego wypowiedź, że Stern jest jak Mickiewicz, on jak Osiński, bo tego ducha czasu nie czuje. Przepowiada jakby ciąg dalszy tej polemiki i mówi, że Stern nie ma wierzyć w owego ducha czasu, tylko ma go tworzyć, a nie murzynów sprowadzać! Argumenty przeciwnika odpiera zaś w ten sposób: jeden wyraz za często powtarzany może być świadectwem plagiatu, a raczej modą (a to jest nawet gorsze). A jego drugi argument odpycha w taki sposób: „drugi argument p. Sterna właściwie wyklucza pierwszy: 1) to nie jest kradzież; 2) jeśli zaś jest kradzież to uświęcona”- a za ową uświęconą kradzież Irzykowski uważa modę, która nie powinna mieć miejsca w literaturze, bo jeśli ktoś pisze coś, bo jest to modne, to nie ma w tym pionierstwa, tylko kalka!!!, a szukamy oryginalności. Irzykowski, dlatego domaga się rozszerzenia terminu plagiat, by literatura polska nie była po pewnym czasie zapomniana. Co innego, gdy sięga się po twórców dawnych i na nich się wzoruje. W ówczesnych czasach byłaby to nowość, ale w momencie, gdy naśladuje się swoich rówieśników to jest gryzący w oczy plagiat!

Irzykowski krytykuje słowa Sterna, ale w tej krytyce zachęca go, by zamiast pisać o czyjś murzynach wymyślił temat nowy, bo elfy, trole i inne stwory ktoś kiedyś musiał wymyśleć tak jak w dzisiejszych czasach murzynów! Zachęca przeciwnika do oryginalności a nie biernego kopiowania wzorców.

Irzykowski nie zabrania korzystania z innych utworów, ale pod warunkiem, że zostanie to zaznaczone, że nie oni to wymyślili, ale korzystają z tego, bo, podczas gdy ktoś musiał mieć natchnienie oni po prostu to splagiatowali i jeszcze uważają, że należą im się oklaski. Zachęca nawet do korzystania z innych twórców lecz , by dodawali tam siebie, swoje pomysły, a nie jedynie tamtych kopiowali.

Irzykowski wie, że „naskoczył” na młodych, ale wie też, że ma rację. Nie oczekuje przyznania się młodych do tego, nie liczy na to, lecz proponuje, by ten spór już się zakończył i rozegrał się „w polskim sumieniu literackim”.

UZUPEŁNIENIA PÓŹNIEJSZE

Irzykowski jakby tłumaczył się, dlaczego ten artykuł powstał i dlaczego tak ostro skrytykował owe zjawisko. Ma on świadomość, że sprawa plagiatu jest drażliwa, ale uważa, że jedynie nazwanie jej po imieniu może poruszyć ludzkie sumienia. Wysunięcie takiego problemu należy do historyka literatury, gdy zaś ten milczy- do krytyka, do jej etyka. Autor artykułu jeszcze raz podkreśla zasadniczą różnicę pomiędzy autorem, który coś stworzył, wymyślił, a tym, który go po prostu skopiował przypisując sobie fanfary. A tłumaczenie się „duchem czasów” jest śmieszne i niezrozumiałe w świetle takich wydarzeń. Irzykowski uważa, że to „mechaniczne rozhuśtanie nieoryginalności” jest po prostu „eksperymentatorstwem”.

*

Irzykowski doszukuje się przyczyny plagiatu, w „gorączkowej atmosferze życia literackiego”, która „wymaga od nich sukcesów natychmiastowych, nie daje im czasu pomyśleć, rozwinąć się”. W ten sposób młodzi nie tworzą sami, tylko wspomagają się plagiatem, by wystartować, chociaż mają talent, pomysły i dobre serce. Mają nadzieję, że później spłacą tę nieuczciwość swoim dorobkiem.

Irzykowski jednak rozróżnia plagiat od reprodukcji. Każdy literat uczy się na wzorach i jest to piękne, ważne. Im więcej młodzi będą korzystać z tych wzorców, tym spokojniej będziemy mogli mówić o wartości naszej literatury narodowej. Jednakże reprodukcja, to nie plagiat. Reprodukcja to twórcze wzorowanie się na tych naszych ideałach, a plagiat, to obdzieranie ich z najważniejszych elementów i przyswajanie.

Irzykowski określeniem „ludzie z drzwiami na plecach” nazywa pisarzy polskich, którzy tylko pasożytują na czyjś pomysłach, bohatersko dźwigając trud, jaki musieli włożyć, by to „wymyśleć”;].

O SZACUNEK DLA PIERWSZEJ RĘKI

Patronami plagiatów robi się u nas Moliera, Szekspira, Fredrę” i Boy - Żeleński nazywał to „wpływomanią”, a w ten sposób bardzo wzmacniał pozycję polskich plagiatorów. Gdy jednak artyści zaczęli domagać się swoich praw, odszkodowań pieniężnych za wykorzystanie ich pomysłów zaczęto to traktować nieco poważniej. W ostatnim akapicie swojego artykułu Irzykowski mówi o celu, dla którego powstał ten cykl artykułów: „ Natomiast w powyższych moich roztrząsaniach nie chodziło wcale o krzywdę materialną plagiatowanych, tylko o ich prawa moralne, a głównie - o szacunek dla myśli oryginalnej, dla <<pierwszej ręki>>.”.



Wyszukiwarka