SCENARIUSZ UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA NAUCZYCIELA, PRZEDSZKOLE, dzien nauczyciela


SCENARIUSZ UROCZYSTOŚCI Z OKAZJI DNIA NAUCZYCIELA

SZKOŁO, SZKOŁO, ALE TU WESOŁO

Na scenie stoi kilka stolików, z boku stolik dla „nauczycieli”

Piosenka „Nauczycielom”

Na scenę wchodzi dwoje konferansjerów.

Konferansjer I: Dziś obchodzimy wyjątkowe święto.

Konferansjer II: Wyjątkowe i na dodatek gorąco oczekiwane. Na to święto z niecierpliwością czekają zarówno uczniowie jak i nauczyciele.

Konferansjer I: My uczniowie tego dnia mamy swobodę. Nie przygotowujemy się do lekcji, nie piszemy klasówek, nie odrabiamy prac domowych.

Konferansjer II: Nasi nauczyciele zaś w tym jednym, jedynym dniu w roku są przez nas traktowani tak, jak powinni być traktowani cały czas.

Konferansjer I: Tak, tak chyba tylko w dniu tego święta nasi koledzy i koleżanki bardziej przypominają aniołki niż diabełki. Bo tak, na c dzień, to różnie bywa.

Razem: Chyba już wiecie, o jakim święci mówimy?

Obchodzimy właśnie Dzień Edukacji Narodowej zwany powszechnie Dniem Nauczyciela.

Konferansjer I: Abyśmy wszyscy mogli w pełni docenić trud naszych drogich wychowawców, obejrzyjmy sobie kilka scenek z życia naszej szkoły.

Konferansjer II: Przyglądajcie się i słuchajcie uważnie. Być może ujrzycie samych siebie

SCENA I

Przez scenę przechodzi dziecko trzymające widoczny napis POLAK. Wchodzi grupa dzieci, a za nimi „pani” z dziennikiem pod pachą. Dzieci zajmują miejsca za stolikami. Witają się z dziewczynką grającą rolę „pani”. Już po powitaniu na scenę wchodzi dziewczynka. Idzie bardzo wolno, w ślimaczym tempie.

Polonistka: Aniu, czemu ty się codziennie spóźniasz do szkoły?

Ania: A, bo proszę pani na rogu jest ostrzeżenie: „Zmniejszyć prędkość, szkoła”.

Polonistka odkłada dziennik na stół i łapie się za głowę. Ania siada na wolne miejsce. Nagle dysząc, wpada chłopak z rozwichrzoną czupryną, źle zapięty, z rozpiętym plecakiem na ramieniu.

Polonistka: Olek, co ci się stało?

Olek: Proszę pani, stało się coś strasznego.

Polonistka: Opowiadaj, co takiego?

Olek: Szedłem spokojnie do szkoły, a tu nagle napadł na mnie bandyta. Był taki wysoki (pokazuje), taki barczysty. Była zamaskowany. Na głowie miał kominiarkę. No, mówię pani prawdziwy terrorysta. Wyciągną z kieszeni taaką (pokazuje) spluwę. Wycelował prosta w moją głowę.

Polonistka przestraszona chwyta się za serce.

Polonistka: Co było potem?

Olek: Potem to proszę pani kazał mi oddać mój zeszyt z wypracowaniem.

Polonistka macha zrezygnowana ręką. Chłopak zajmuje swoje miejsce.

Polonistka: Sprawdzę teraz wasze prace domowe. Wyjmijcie zeszyty!

Uczniowie wykładają zeszyty na stoliki. Polonistka przechodzi między stolikami i zagląda do zeszytów. Zatrzymuje przy dziewczynce.

Polonistka: Naprawdę trudno uwierzyć, że jeden człowiek w tak krótkim czasie mógłby zrobić tyle błędów.

Uczennica: A kto pani powiedział, że jeden. Pomagali mi: brat, ojciec, dziadek, siostra i mama.

Polonistka przechodzi do kolejnego ucznia.

Polonistka: Oj, za ciebie to chyba pisał ojciec. Od razu widać po zmianie stylu.

Uczeń: A co miałem zrobić, jak mama wyjechała do babci?

Polonistka usuwa się na krzesło.

Polonistka: Krysiu, może ty przeczytasz głośno swoją pracę domową.

Krysia: (wstaje i czyta) Praca domowa. Jak trzeba się uczyć?

Im więcej się człowiek uczy, tym więcej umie. Im więcej umie, tym więcej zapomina. Im więcej zapomina, tym mniej umie. Im mniej umie, tym mniej zapomina. Więc po co się uczyć? Nasza nauka bardzo dużo wszystkich kosztuje. Postarajmy się więc zmniejszyć koszty i uczmy się jak najmniej.

Polonistka wstaje. Podnosi ręce w geście rozpaczy, zabiera dziennik i wychodzi.

SCENA II

Uczniowie wychodzą z ławek, dzielą się na grupy. Do przodu wychodzą dziewczynki.

Dziewczynka I: Chciałabym być znaną gwiazdą filmową. Wtedy mówiłby i mnie cały świat.

Dziewczynka II: Cierpliwości. Na razie ze względu na oceny, mówi o tobie cała szkoła.

Dziewczynki przechodzą do tyłu, do przodu przechodzi dwóch chłopców.

Chłopiec I: Słuchaj, mam do ciebie prośbę. Pożycz mi swój dzienniczek.

Chłopiec II: Po co ci mój dzienniczek? Przecież znów dostałem pałę.

Chłopiec I: Właśnie dlatego. Chcę nim postraszyć rodziców.

Chłopcy odchodzą na bok. Do przodu wychodzą dziewczynki.

Dziecko I: Kim zostaniesz, jak będziesz dorosła?

Dziecko II: Najpierw lekarzem, bo tak chce mamusia. Potem prokuratorem, bo tak chce ojciec, a potem zostanę modelką, żeby i sobie zrobić przyjemność.

Do stojących dzieci podchodzi trzecie dziecko.

Dziecko III: Wyobraźcie sobie, że Konrad, ten z czwartej, przebiegł wczoraj cały kilometr i skoczył 4 m w dal.

Dzieci I i II: Nic dziwnego, przy takim rozbiegu.

Piosenka „Wyśpiewamy Wam”

SCENA III

Przez scenę przechodzi dziecko, niosąc napis RELIGIA. Dzieci wychodzą z ławek, stoją w grupie. Żywo gestykulują. Mówią coś do siebie tak, żeby widownia nie mogła zrozumieć. Od czasu do czasu słychać, To jeszcze nic, Posłuchajcie teraz ja.

Wchodzi katechetka. Dzieci nie reagują.

Katechetka: Dzieci, a w co wy się tak bawicie?

Dzieci odwracają się do katechetki.

Dziecko: My się nie bawimy, proszę pani. My kłamiemy, bo kto najlepiej to zrobi, dostanie czekoladę.

Katechetka: Jak możecie czynić coś tak potwornego. Gdy ja byłam w waszym wieku, nawet mi przez myśl nie przyszło, że można tak skłamać.

Dzieci razem: Pani wygrała. Czekolada należy do pani.

Dzieci w pośpiechu zajmują miejsca.

Katechetka: Czy pamiętaliście, żeby w sobotę i w niedzielę zrobić jakiś dobry uczynek? Kto sprawił innym radość swoim postępowaniem?

Zgłasza się urwisowato wyglądający chłopiec.

Chłopiec I: Ja pamiętałem. W sobotę pojechałem do babci i babcia bardzo się ucieszyła. W niedzielę wyjechałem od babci i babcia jeszcze bardziej się ucieszyła.

Katechetka kiwa z politowaniem głową. Do odpowiedzi zgłasza się inny chłopiec.

Chłopiec II: Ja też pamiętałem. Poszczułem swojego sąsiada psem.

Katechetka: Przecież to nie był dobry uczynek.

Chłopiec II: Jak to nie, dzięki temu, co zrobiłem zdążył na autobus.

Katechetka: A może ktoś mi powie, co trzeba zrobić, kiedy ktoś nas skrzywdzi?

Chłopiec III: Ale tak naprawdę, czy tak jak nas pani uczy? Bo wie pani, tak naprawdę to dałbym mu w zęby, a pani nas uczy, żeby nastawić drugi policzek.

Katechetka: Powiedzcie mi, jaki jest wasz ulubiony święty?

Dziewczynka: Święty Mikołaj.

Katechetka: Dlaczego, bo rozdaje prezenty?

Dziewczynka: Nie, bo pracuje jeden dzień w roku.

Katechetka: A może powiesz mi, gdzie jest Bóg?

Dziewczynka: Mogę pokazać na mapie/

Katechetka: Co ty opowiadasz, przecież Bóg jest wszędzie.

Dziewczynka: Pani od geografii twierdzi coś innego.

Katechetka wychodzi.

SCENA IV

Przez scenę przechodzi dziecko z napisem BIOLOGIA. Wchodzi dziecko grające rolę nauczyciela biologii.

Nauczyciel: Powiedz Kasiu, ile nóg ma mucha?

Kasia: A nie ma pani przypadkiem innych zmartwień?

Nauczyciel: Więc może powiesz mi, czym oddychają ludzie?

Kasia: Wiem, oddychają tlenem.

Nauczyciel: Tak, zarówno ludzie, jak i zwierzęta oddychają tlenem. Tlen został odkryty w 1781 roku.

Kasia podnosi rękę do góry, chce o coś zapytać. Nauczyciel gestem udziela jej głosu.

Kasia: A czym ludzie wcześniej oddychali?

Nauczyciel: Karolu, po czym poznasz drzewo kasztanowca?

Karol: Po rosnących na nim kasztanach.

Nauczyciel: A wiosną, kiedy kasztanów jeszcze nie ma?

Karol: To ja postoję, poczekam na kasztany, proszę pani.

Nauczyciel: A może ktoś opowie mi o porach roku? (Do odpowiedzi zgłasza się Karol)

Karol: Zimą pada śnieg. Wiosną zakwitają pierwsze kwiaty. Latem rolnicy zbierają zboże. Jesienią opadają liście.

Nauczyciel: Doskonale. Powiedz mi jeszcze, kiedy zrywa się jabłka?

Karol: Wtedy, kiedy sadownika nie ma w sadzie, a pies sadownika śpi.

Nauczyciel: Powiedz mi Agatko, co wiesz o jaskółkach.

Jaskółki to bardzo mądre ptaki. Odlatują zanim zacznie się rok szkolny.

Nauczyciel: (wyraźnie zdenerwowany) Wiecie co, ja też zazdroszczę jaskółkomtego, że nie muszą chodzić do szkoły.

Nauczyciel wychodzi.

SCENA V

Dzieci wychodzą z ławek. Tworzą małe grupki. Do przodu wysuwa się dwójka uczniów.

Uczeń I: Czy nasz matematyk jeszcze się nie zorientował, że prace domowe odrabia za ciebie ojciec.

Uczeń II: Nie. Twierdzi tylko, że ostatnio bardzo zgłupiałem.

Do rozmawiających zbliża się zapłakane dziecko. Uczniowie patrzą na nie z widocznym współczuciem.

Uczeń I: Dlaczego płaczesz?

Zapłakany uczeń: Bo śniło mi się, że paliła się nasza szkoła.

Uczeń II: Nie płacz, to przecież tylko sen.

Przez scenę przechodzi dziecko z napisem MATEMATYKA. Wychodzi matematyk. Uczniowie zajmują swoje miejsca.

Matematyka: Sprawdzę teraz wasze prace domowe.

Dzieci wyjmują zeszyty. Nauczyciel chodzi pomiędzy ławkami i udaje, że zagląda do zeszytów. Zatrzymuje się przy dziecku.

Matematyk: Widzę, że za ciebie znów ojciec odrabiał pracę domową.

Dziecko I: No, nie tak zupełnie, trochę mu pomagałem.

Matematyk przechodzi do następnego ucznia.

Matematyk: Znowu masz wszystko źle. Przecież ty nic nie umiesz.

Dziecko II: To chyba oczywiste. Gdybym wszystko umiał, nie musiałbym chodzić do szkoły.

Matematyk: Napiszemy klasóweczkę. (Nauczyciel rozdaje kartki)

Uczniowie udają, że piszą drapią się po głowach, patrzą do góry, oglądają kartki. Jedno dziecko gniecie swoją kartkę.

Dziecko I: Pogięła mi się kartka

Matematyk: To pisz po drugiej stronie.

Jedno dziecko udaje, że ściąga.

Matematyk: Ty znowu ściągasz. Ile razy ci mówiłem, że nie można ściąga?

Dziecko III: Sześćdziesiąt siedem, proszę pana.

Nauczyciel kilkakrotnie spogląda na zegarek. Dzieci udają, że pracują.

Matematyk: Oddajemy prace, czas się skończył.

Nauczyciel zbiera kartki. Zatrzymuje się przy jednym z dzieci. Pokazuje wszystkim oddaną właśnie pustą kartkę i demonstracyjnie stawia dwóję.

Dwójkowicz recytuje wiersz Joanny Kulmowej „Myśliciel”

Proszę pani, ja się bardzo dziwię,

Ja tę dwóję mam niesprawiedliwie.

Ja umiałem, i mówiąc ściśle,

Ja tę dwóję mam za to, że myślę.

Myślę w domu i na drodze, i gdzie da się,

A najwięcej proszę pani, myślę w klasie.

Myślę: osiem...ale czego osiem?

Myślę: osiem piegów mam na nosie,

Myślę: ile w mrowisku jest mrówek?

Myślę: ile jeszcze będzie klasówek?

Myślę: ile mógłbym zjeść czekoladek?

Ile lat ma najstarszy pradziadek?

Ile włosów ma właściwie człowiek?

Ile myśli mi chodzi po głowie?

Ile kropek może mieć biedronka?

Ile minut jest jeszcze do dzwonka?

Myślę, myślę, napisałem: „Klasówka” -

I dalej ani słówka.

Więc jeżeli uchodzę za lenia,

To na skutek myślenia.

Nauczyciel wychodzi. Dzieci zostają w ławkach ze spuszczonymi głowami. Jedno z dzieci:

Dziecko IV: Wiecie, kto w naszej szkole jest największym leniem?

Pozostali uczniowie milczą, patrzą pytająco na dziecko IV.

Dziecko IV: Nasz pan od matematyki. Sam nic nie robi tylko patrzy, jak pracują inni.

Konferansjerzy wracają na scenę.

Konferansjer I: Te scenki dały nam wiele do myślenia.

Konferansjer II: Pozwoliły zrozumieć, co muszą znosić nauczyciele, jak trudna jest ich praca.

Konferansjer I: Ile muszą mieć cierpliwości, by z nami wytrzymać.

Konferansjer II: Ciekawe, o czym marzą nasi wychowawcy?

Dzieci grające role nauczycieli wspólnie recytują wiersz „Kto to być może?” Zbigniewa Lengrena

Nigdy nie bił się z chłopakami,

Nie ciągnął dziewcząt za warkocze,

Na spacer chodził z rodzicami

i uczył się przez cały roczek.

„Przepraszam” - mówił i - „dziękuję”

nogi przed spaniem mył codziennie,

z klasówek nigdy nie miał dwójek

i wiersze deklamował pięknie.

Nie ściągał i nie podpowiadał,

Nie hałasował, siedział prosto,

Nie mówił - „...znowu tyle zadał!” -

A w domu się nie kłócił z siostrą.

Jadł chętnie kaszę, pijał tran

Okładał książki, zakręcał kran,

Przyszywał sobie sam guziki!

Przed kolegami się nie chwalił,

robił gazetkę, śpiewał w chórze,

jak było chłodno - nosił szalik

i nie przechodził przez kałuże.

Nie ślizgał się po korytarzach,

Stawał w szeregu, chodził w parach,

Wszystkich śniadaniem swym obdarzał

I nigdy nie był na wagarach.

-Jak się nazywa? - zapytacie

-Ten chłopiec zwie się ideałem

Lecz muszę przyznać wam otwarcie:

Nigdy takiego nie widziałem.

Konferansjer I: No właśnie, tacy idealni uczniowie nie istnieją.

Konferansjer II: My wszyscy jesteśmy normalnymi dzieciakami.

Konferansjer I: Chcemy rozrabiać, leniuchować, bawić się.

Konferansjer II: I oczywiście bez nauki mieć same szóstki, no ostatecznie piątki.

Na środek wychodzi dziecko recytuje wiersz Jerzego Jesionowskiego „Stopnie”

Ach, żyłoby się wspniale,

Gdyby dwój nie było wcale!.

Jeszcze milej by się żyło,

Gdyby i trójek nie było.

Świetne były by cenzurki,

Gdyby mieć także czwórki.

Każdy w sposób niemęczący

Byłby uczniem celującym.

Każdy by zadziwiał mamę

Mówiąc: Patrz mam piątki same.

I - rzecz- jasna przez rok cały

Zbierałby same pochwały.

Powiecie: - Cóż, wiersz wesoły,

Ale gdzie są takie szkoły?

Nigdzie. Gdyby bowiem były,

Nic byście się nie uczyły.

Konferansjer I: Nie zawsze potrafimy docenić pracę nauczycieli.

Konferansjer II: Nawet, jeśli doceniamy ich trud, to zwykle nie przyznajemy się do tego.

Konferansjer I: Masz rację, ale dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Dzisiaj nawet największe urwisy przepraszają i składają życzenia.

Dzieci odgrywające scenki, wstają i recytują.wierszyk:

Zapomnijcie o wybrykach i wyskokach,

O tym co my zepsuliśmy w mgnieniu oka.

Przepraszamy za te figle, za te psoty,

Przepraszamy za problemy i kłopoty.

Przepraszamy za te wszystkie przykre dni,

Pamiętajcie, że co złego to nie my.

Dziś błagamy o chwileczkę zapomnienia

I prosimy Was, przyjmijcie te życzenia.

Odśpiewanie „Sto lat”

Inscenizację przygotowała: Agnieszka Łodyga

Opracowanie muzyczne: Magdalena Jakubowska

Na podstawie scenariusza Marii Rozbickiej z: Język Polski w Szkole IV - VI” nr 4/2003

1



Wyszukiwarka